Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość marta109

Dziecko w drodze i przeprowadzka

Polecane posty

Gość marta109

Mam ogromny dylemat i nie wiem co robić. Poradźccie mi coś. Jestem szczęścliwą mężatką, obecnie w ciąży. Mieszkam w rodzinnym domu rodziców, wraz z mężem. Za jakiś czas czeka mnie przeprowadzka do nowego domu, który kupiliśmy. Problem w tym, że ten dom jest jakieś 20 km od rodzinnej miejscowości,w której mieszkają rodzice i teściowie. Wcześniej mnie to nie martwiło, ale teraz zastanawiam się jak to będzie: sami w nowym domu, ja za pół roku po urodzeniu muszę wracać do pracy [mamy kredyt na dom, wiec pracować muszę, a z szefem ustaliłam [on ustalił ehhh], że pół roku po urodzeniu to maks jak mnie nie ma i że potem mam wrócić do pracy. Zależy mi na pracy, więc co mam zrobić?] No i zaczynają się schody. W nowej miejscowości nikogo nie znam, nie mam przyjaciół, nie mam nikogo. Rodzice kawałek od nas, nie zajmą się dzieckiem na co dzień, więc zostaje opiekunka, lub żłobek. Do tego żal mi opuszczać rodzinną miejscowość, bo żyję tu od dziecka, mam znajomych, swoje życie, tam nie znam nikogo. Mąż się uparł nad przeprowadzką, bo bliżej do pracy itd., ale ja myślę raczej o tym, że nie będziemy mieć blisko nikogo, zadnego wsparcia. 20 km to nie jest dużo, ale jak rodzice nie mają samochodu i nie mogą dojechać to się robi problem. A na zwolnienie w pracy jak dziecko zachoruje raz, drugi, tzreci itd. nie mam co liczyć, bo takiego mam szefa. Mąż też nie może sobie pozwolić. Tak się zastanawiam czy dobrze robimy. Uciekamy z rodzinnej miejscowości, gdzie znajomi na miejscu, rodzina, która może pomóc, życie poukładane w miarę. I po co? Zeby dojazdy do pracy były bliższe? Chciałam za niedługo drugie dziecko, ale w tej perspektywie chyba nic z tego, jak z jednym nie wiem jak damy sobie radę. Nie chcę patrzeć na łaskę rodziców cały czas, ale faktem jest, że dobrze mieć kogoś blisko, żeby nawet w awaryjnych sytuacjach mieć komu zostawić to dziecko. A tak to jest się zdanym na samego siebie. Dodam, że w rodzinnym domu nie mogę mieszkać na stałe, bo mam jeszcze rodzeństwo i rodzice wyraźnie dali mi do zrozumienia, że pomieszkać tam możemy, ale na dłuższą metę mamy sobie poszukać czegoś innego. Chciałam blisko nich, w rodzinnym mieście, ale nic nie znaleźliśmy, a mąż się upiera żeby do innej miejscowości. Co o tym myślicie? Mam żal do rodziców, bo też nas nie zatrzymują, tylko zachęcają, żeby iść do innej miejscowości. Z małym dzieckiem, tuż po porodzie, w nieznane, do obcych ludzi. Nie rozumiem jak tak mogą robić własnemu dziecku. Nie liczę na niewiadomo co, ale mogliby okazać jakieś wsparcie, a tu radź sobie sama. W dodatku mam problemy z ciążą i nie wiem jak to będzie dalej. Liczyłam na pomoc choć po urodzeniu dziecka, przez kilka tygodni, a tu usłyszałam, że mam iść na swoje, tak będzie nam lepiej. Zazdroszczę dziewczynom, które mają kogoś w domu do pomocy, do wsparcia. Już nawet nie chodzi o to, żeby ktoś nie wiadomo jak pomagał, ale sam fakt, iż ktoś jest, choćby na te 5 minut jak gdzieś wyjdziesz to zostanie z dzieckiem, to dużo. Boję się, że po urodzeniu nie wrócę do formy. Mam mieć cesarkę, nie wiem jak będę się czuła, mąż w pracy, ja w nowym domu sama z dzieckiem niemowlakiem. To wszystko mnie martwi. Jesteście w podobnej sytuacji? Jest Wam ciężko? Jakie macie doświadczenia? Jak dawałyście sobie radę? Najgorzej boję się porodu i faktu, że będę się źle czuła potem, długo będę wracać do formy, a tu chciałabym jak najlepiej zaopiekować się dzieckiem. Rodzice nie mają obowiązku pomagać dorosłym dzieciom- wiem, ale w pewnych sytuacjach mogliby być przez chwilę, a nie idź sobie i radź sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
Jak sobie radzicie same, z daleka od rodziny, z pracą, małym dzieckiem, domem? Udało się Wam to wszystko pogodzić? Jak żyjecie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
buhahahahaha! :D jesteś j*******a:D 20 km cholera no naprawde okropnie daleko! 200/ 500/1000 to moze bym ci wspolczula, chociaz i tak nie bo jak kupiliscie dom to on stal w tym samym miejscu co teraz podejrzewam, wiec trzeba bylo wczesniej pomyslec. nie rob z siebie ofiary i sieroty nieporadnej. pierdylion kobiet samych wychowywalo dzieci i to nie jedno a ta panikuje. mam nadzieje ze to hormony ciazowe robia z ciebie taka strachlkiwa panikare.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bez sensuuuuuuu
Dziewczyno wymyślasz problemy....chciałabym mieć takie,wiesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
20 km to niedaleko, ale jak rodzice nie mają nawet samochodu, to problem się robi, a wozić codziennie dziecko tam i z powrotem to i czas i koszty. Wiem, że wiele kobiet ma podobne sytuacje. I dlatego- jakbyś nie zauważyła- pytam jak sobie radzą z pracą, z dzieckiem itd. Nie wiem czy lepiej żłobek, czy opiekunka, czekam na porady osób, które doświadczyły czegoś podobnego, jak żyją, jak sobie radzą i wogóle. Chcę się przygotować na to, co mnie czeka. A Twoje uwagi nic mi nie dały. To forum jest też po to, żeby się doradzić, albo wyżalić zwyczajnie. Może nie wiesz, ale czasem komuś to pomaga, jak napisze o swoich problemach. I to nie są hormony ciążowe, ale życie: lepiej się przygotować na to, co ma być, zanim się dziecko urodzi niż po fakcie panikować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zgadzam sie z pierwsza opinia, robisz z siebe sierote

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
Piszecie, ze robię z siebie sierotę. A czy któraś z Was jest w takiej sytuacji jak mnie czeka? Łatwo kogoś krytykować, tym bardziej kiedy samemu ma się łatwiej w życiu. Może zamiast tego napiszecie jak Wy sobie radzicie, jak udało wam się pogodzić pracę i dzieci? [jeśli macie podobną sytuację] Nie wiem w czym widzicie problem: w tym, że szukam porady ludzi, którzy przechodzili przez to, co ja? Może człowiek się obawia zwyczajnie, bo w końcu to duże zmiany w życiu i szuka opinii innych ludzi i rad?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale co rodzice bo nie rozumiem? Rodzice nie dość, że wychowali ciebie i twoje rodzeństwo, to mają wam wychowywać wasze? Chyba sobie żartujesz. Oni nie mają dziecka, to ty je masz. Chcesz starej matce dzień w dzień podrzucać dziecko? Słabo mi!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
O rodzicach pisałam, że mam do nich żal o to, że mogliby wesprzeć mnie, przynajmniej po okresie porodu, kiedy nie wiem jak będę się czuła, a mąż będzie w pracy. A nawet na to nie mogę liczyć. Nie oczekuję od nich niewiadomo czego, żeby wychowywali mi dziecko, ale z drugiej strony to boli, kiedy powiedzą ci tylko "idź i radź sobie sama" i wiem, że nawet nie zadzwonią pewnie jak sie czuję po porodzie, jak dziecko. Chodzi o wsparcie, o to, żeby się zainteresować, nawet na 5 minut tym dzieckiem zająć jak będę się gorzej czuła, albo coś takiego- różne są sytuacje. Przecież kiedyś oni mogą być w sytuacji, kiedy będą potrzebować wsparcia, a wtedy nie odmówię, bo jak? A tak kobiecie w ciąży powiedzieć: radź sobie sama i mieć gdzieś. Zal i tyle. Kto nie przeżył ten nie wie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiesz co? Jak ciebie czytam to śmiać mi się chce. Jesteś kompletnie niedorosła, masakra. Ja wyjechalam za granicę, urodziłam dziecko nie mając ŻADNEJ rodziny ani pomocy koło siebie, zresztą znam takich przypadków dziesiątki. Trzeba było myśleć o tym wcześniej, są żłobki i opiekunki przecież, w czym problem? Każdy kto ma dzieci musi sobie radzić, niestety opiekunka kosztuje, lepiej by było za friko do starej matki podrzucić i problem z głowy czyż nie? Żałosna jesteś, skoro to cię przerasta to życzę powodzenia w macierzyństwie niedojdo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co?? Że co??? Ty odmówisz? A kto c***arę lat dupsko przewijał? Na kogo rz*gałaś? Kto ci obiady paręnaście lat gotował? Strasznie niewdzięczne dziecko z ciebie. Strasznie! Jesteś dorosła, a oni nie mają żadnego obowiązku opiekować się twoim dzieckiem. Jeśli raz na miesiąc gdzies je wezmą, to powinnaś być im wdzięczna! Po porodzie mąż ci powinien pomóc. Z tego co wiem, to każdy ma prawo do urlopu, czy też polskie prawo się zmieniło przez noc? To co chcesz zrobić rodzicom to jest zwykłe wykorzystywanie, jesli będą chcieli ci pomóc, to pomogą z dobrej woli, a jak nie chcą, to nie muszą i nie masz prawa mieć do nich o to pretensji, bo oni już swoje dzieci wychowali! Współczuję rodzicom tak niewdzięcznej córki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem czego się czepiacie dzewczyny? Ma problem to pisze. Nie jestem w jej sytuacji, ale się boi, bo nie ma pomocy z żadnej strony i tyle. Ciekawe czy Wy w podobnej sytuacji nie bylibyście co najmniej przestraszeni? Przeprowadzka, powrót do pracy, dziecko, nowe miejsce w którym nie wiadomo jak będzie się mieszkać- trochę tego jest, a dziewczyna w ciąży panikuje. Może hormony, może nie, nie wiem. Nie pomogę, bo nie byłam w podobnej sytuacji, ale sugeruję, żeby się nie czepiać bezsensownie, bo co dla jednego jest problemem dla drugiego jest czasem bzdurą. Znacie jej sytuację? To napiszcie jak dajecie radę i tyle. A jak nie to jej nie pogrążajcie, ze sierota, bo może sami panikowalibyście na jej miejscu. Ludzie mowią: nie patrz na rodziców, nie mają obowiązku ci pomagać. Fakt. Swoje dzieci wychowali. Tylko że jakby rodzice chcieli pomóc to pewnie wiekszosc z tych co tak mowi ani slowem by nie zaprotestowalo, bo takie czasy, ze opeikunka kosztuje, a jak sie ma kredyt na mieszkanie to pomoc rodzicow przy dizecku i zaoszczedzenie na opienkunce to duzo. Nie mówię o wsparciu psychicznym, które jest także bardzo ważne, czasem ważniejsze niż materialne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tysiące matek same nawet bez męża wychowują dzieci i sobie radzą w Wy macie oboje rodziców , co z drugimi dziadkami - druga sprawa że 20 km samochodem to 15 min autem! Paliwko kosztuje wiadomo ale dziecko też i co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak trudno ci dziewczę powiedzieć "mamo, proszę pomóż mi po porodzie"? Nie przejdzie ci przez gardło słowo "proszę"? Mama po twoim porodzie może u was zostać na tydzień i ci pomoc, nauczyc karmic i przewijac. Ja nie widzę problemu. Aaa!!! Jeden jest przecież! Bo trzeba powiedzieć "proszę" :D I jeszcze później trzeba podziękować O matko! Chyba nie dasz rady, bo to za trudne :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
Albo nie potraficie czytać, albo wchodzicie na to forum tylko po to, żeby kogoś obrazić, wyzwać i mieć z tego osobistą satysfakcję. Byłaś za granicą, urodziłaś dziecko, dałaś sobie radę- ok, gratuluję. Jak napisałaś milion ludzi jest w podobnej sytuacji. I wiele kobiet będzie, albo jest- jak ja. Nie oczekuję, że mnie będziecie żałować, bo niby dlaczego? Na tym życie polega, żeby dawać sobie radę. Ale napisałaś: jak sobie radzicie, jak Wam się układa. A póki co nikt nic sensownego nie napisał oprócz wyzwisk. Domyślam się, ze najgłośniej krzyczą Ci, którzy pojęcia nie mają o pracy, dziecku, domu itd. To po co się odzywacie? Niech się wypowie ktoś kto przeżył to i napisze o swoich doświadczeniach. Może zwyczajnie oczekuję jakiejś porady, albo opisu jak Wam się udaje pogodzić to wszystko, a nie wyzwisk?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sorry, twoja argumentacja do mnie nie trafia. Przecież rodzice już pomogli , pozwolili u siebie mieszkać itd. Dziewczyna by chciała wszystko mieć pod nos podane. To ona podjęła decyzję o przeprowadzce, o ciąży, o swoim życiu. Zmuszał ją ktoś do tego? Trzeba było się porządnie zastanowić, przemyśleć za i przeciw a nie po fakcie wydziwiać że ktoś ma jej pomagać bo biedaczka potrzebuje wsparcia. Jesteś dorosła czy nie ? Weź się w garść i przestań się użalać nad sobą! Tysiące kobiet daje radę. I wybacz, takie problemy to żadne problemy a dla mnie jesteś roszczeniową niedojdą i tyle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
POPROŚ MAMĘ O POMOC! POWIEDZ "PROSZĘ" <- chciałaś radę, to masz. Ale to zapewne za duże poświęcenie jest :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
temat z cyklu chce mieć dzidzię i będą ją nisić na rączkach i karmić i będziemy wspaniałą rodzinka w nowym domku, i przed porodem oczki się otwierają a co z pracą ? Kurde to tyle kosztuje, a gdzie ja dziecko zostawię? Nie stać mnie na to. Mamooooo Tatoooo....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
Nie jest mi trudno poprosić. Tylko, że już usłyszałam, że nic z tego, więc sytuacja jest jasna. Nie pomoże ani przez dzień i tyle. Trudno, nie zabiję się przecież, a że żal mam to mam, możecie pisać, że bez powodu, że jestem niewdzięczna i zła córka itd., ale ciekawe czy same w podobnej sytuacji nie czułybyście się źle, nie mając w kimś wsparcia ani przez jeden dzień? Martwię się i tyle. Na męża mogę liczyć, urlop pewnie weźmie, bo co mamy zrobić? A jeśli Wam źle, że napisałam to, bo chciałam się wyżalić choćby, bo mi lżej, jak o tym napiszę, to nie czytajcie. Nie wiem jakie macie sytuacje rodzinne, ale wiem po sobie, że boli, kiedy ktoś ma Cię gdzieś i wiesz, że nawet na wsparcie psychiczne nie masz co liczyć. A- jak tu ktoś napisał- ono jest nieraz ważniejsze niż wszystko inne. Jak się słyszy słowa: idź i radź sobie sama to zwyczajnie boli, bo ja bym tak rodziców nie potraktowała. Wychowali mnie, jestem im wdzięczna, nie odmówiłabym nigdy pomocy, ale w chorobie, czy ciężkim stanie gdybym ja jej potrzebowała, fakt, że oni odmawiają i jak znam życie ani nie zadzwonią- to jest ok? Głupie "jak się czujesz" czasem wystarczy, a jak tego nie masz to boli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
Wszyscy tu jesteście tacy samodzielni, samowystarczalni, pracujecie, dzieci wychowujecie, sami mieszkacie, rodziom pewnie jeszcze pomagacie i wogóle wzór cnót obywatelskich, tak? Nie zamierzam być wredna, ale czy jest tu choć jedna osoba, która jest w podobnej sytuacji? Bo nie zdziwiłabym się gdyby głupie uwagi pisała mi dziewczyna żyjąca na garnuszku rodziców, bez pracy i z ich darmową opieką nad dzieckiem. Najgłośniej krzyczą ci, co sami sobie nie radzą- taka prawda. Bo póki co nikt nie napisał jak daje sobie radę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A gdzie sa drudzy dziadkowie? Mąż też ma chyba rodziców?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie ma dzieci proste, mieszkam z mężem u siebie nie u rodziców. Nie mam do nikogo roszczeniowej postawy - raz w tygodniu staram się pojechać albo z dziadkami do lekarza jak potrzebują czy z mamą na zakupy żeby nie dźwigała sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziewczyno, powinnaś być dumna z siebie i powiedziec sobie, że dasz sobie rade jakoś a ni umartwiac się. rodzice ci nie chcą pomóc - trudno! co zrobisz? co ci da użalanie się tutaj na forum???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
Jestem dumna z siebie i z męża, że mimo młodego wieku udało nam się coś w życiu: mamy samochody, dom [co prawda z kredytem, ale nie takim żeby nie spać po nocach], mamy dziecko w drodze, w miarę dobrą pracę on i ja. I kochamy się- to najważniejsze. To cieszy. Użalanie się, że nie mam wsparcia od rodziców, że nie mogę liczyć nawet na dobre słowo, pewnie nic nie da. Ale przynajmniej się wygadam i jakoś mi lżej. Albo ktoś napisze, że ma podobnie i daje sobie radę i to mnie jakoś podbuduje, że nie jestem sama. Może to głupie, ale świadomość, że inni mają podobnie i jakoś żyją to czasem pomaga. Nie od dziś wiem, że muszę sobie radzić sama, bo takie jest życie. I nie mam prawa oczekiwać pomocy od rodziców, ani od nikogo. Ale jest chwila słabości, kiedy pojawiają się wątpliwości: a co jeśli to, czy tamto. I dlatego napisałam na tym forum, żeby ktoś kto ma podobną sytuację podzielił się swoimi uwagami. To zawsze jest jakieś doświadczenie, jakaś rada. Mój mąż nie ma rodziców. Wychował się w rodzinie zastępczej [wzięła go do siebie siostra jego matki], kiedy jego rodzice zmarli, to znaczy mama, a ojca nie znał, matka urodziła go jako panna. Pomogli jej rodzice, potem zmarła, męża wzięła ciotka, ale nie miał tam zbyt różowo i wyprowadził się kiedy tylko dorósł. Także nie mam teściów. Może to ta świadomość, że ani mąż, ani ja nie mamy ciepłych kochających rodziców jest taka dołująca, że się martwię? nie wiem. Wiem, że byłoby mi łatwiej gdybym wiedziała, że mogę np. zadzwonić do mamy, gdy dziecko zachoruje, zapytać co robić, bo ona mnie wychowała, więc ma doświadczenie w opiece nad dzieckiem. Ale nie mogę, bo usłyszałabym: nie wiesz co? radź sobie jakoś, ja też miałam dzieci i sobie radziłam. Dlatego jest ten żal, że brak nawet dobrego słowa. Wierzcie mi, że to dużo więcej niż pomoc przy dziecku, czy coś podobnego. Czasem jedno słowo pociechy potrafi wiele, a gdy go nie ma, a masz perspektywę zmian w życiu i obowiązków, które cię czekają, to przychodzą ciężkie chwile.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ciężka sprawa marta, a moze masz jakąś przyjaciólkę, której mozesz zaufać w każdej sytuacji? która była by w stanie czasami tobie pomóc? 20 km to naprawdę nie jest dużo, a może znalazła bys jakąś bezrobotną znajomą, która za jakąś opłatą zgodzi sie zostac z dzieckiem iles godzin dziennie? pomysl, zastanów się. piszesz, że dobrze zarabiacie, więc pewnie was bedzie stac na kogos takiego, albo jakas studentka, która chciala by dorobic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pomijając kwestię zaradności bądź jej braku - lepsza jest opiekunka. Po pierwsze półroczne dziecko jest naprawdę maleńkie, a w żłobku jednak maluchy chorują. Dobry moment na żłobek to powyżej 1 roku, a najlepiej 1,5. Po drugie - jeśli dziecko zachoruje, to będziesz musiała jednak brać opiekę, a skoro Twój szef nieprzychylnie na to patrzy (swoją drogą niezgodnie z prawem), to będziesz wiecznie w stresie, bo żłobkowe i przedszkolne maluchy naprawdę chorują nawet 2-3 razy na miesiąc. No chyba, że mąż będzie z dzieckiem, jest taka możliwość? Opiekunka byłaby z dzieckiem zawsze, no chyba, że sama zachoruje, ale jej na pewno zdarzać się to będzie rzadziej, niż dziecku. Opiekunka znacznie więcej też kosztuje, ale w tej sytuacji chyba warto zainwestować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ostatecznie możesz pocałować szefa gdzieś i wziąć roczny macierzyński (masz prawo!), a potem wychowawczy, wiedząc że do tej pracy już nie będzie powrotu. Ale trzy lata to dość czasu, żeby poszukać czegoś nowego, przekwalifikować się, założyć własną firmę itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
martyna wiem, że 20 km to nie jest dużo, ale jeśli rodzice nie chcą, albo niechętnie i z wielką łaską mają się zgodzić raz na jakiś czas przyjechać, to mnie nie urządza. Moja mama jest zdania: radź sobie sama i tyle. Na początku mówiła inaczej: pomożemy, damy radę. A czym bliżej przeprowadzki tym bardziej zmienia zdanie. Więc jestem zdana na siebie. Na opiekunkę pewnie będzie nas stać. Koleżanki w tej okolicy nie mam, więc to odpada. Co do urlopu to wzięłabym, gdybym mogła sobie na to pozwolić. Ale nie mogę, bo dość dobrze zarabiam, a mamy kredyt, który chcemy jak najszybciej spłacić. Bez moich zarobów, z samej pensji męża byłoby ciężko. Zwłaszcza, że dochodzą wydatki na dziecko, a to wiadomo, że kosztuje. Teraz jest dobrze, bo oboje pracujemy i kasa jest. W sumie to właśnie ja zarabiam lepiej, bo mam dość dobre stanowisko. Roczny macierzyński mogę wziąć, szef nie będzie miał możliwości mnie zwolnić po nim, bo nie ma takiego prawa, ale wiem, że jak wrócę potem do pracy to znajdzie powód by po jakimś czasie pokazać mi drzwi. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że pół roku to maks, bo brakuje mu pracowników, a nowych osób nie będzie przyjmował, bo zanim zdobędą doświadczenie to zejdzie. Dlatego albo pół roku, albo żegnaj praco. Wiem, że to chamówa, ale co mu zrobię? Chcemy spłacić ten kredyt jak najszybciej to siedzę cicho i się nie odzywam. Chyba ta opiekunka będzie najlepsza. Zal mi, bo pół roku to małe dziecko i w sumie stracę to, co najpiękniejsze: patrzenie jak stawia pierwsze kroki, jak się uśmiecha. Ale coś jest w życiu za coś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marta109
martyna biorąc kredyt wiedziałam że dom jest 20 km od rodziców. Ale jeszcze wówczas rodzice zapewniali mnie, że to nie problem, że pomogą- tak mówili. Teraz mama zmieniła zdanie całkowicie. Za kupnem tego domu przemawiał fakt, że mamy blisko do pracy. Wcześniej dawaliśmy ok. 700 zł. na dojazdy. To dużo. Więc jak trafił się ten dom w dość fajnej cenie, a rodzice powiedzieli, że pomogą mimo dojazdów, to myślałam, że dobrze robię, że to najlepsze rozwiązanie. Jak widać sytuacja się zmieniła. No cóż, trudno, jakoś damy radę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
robisz z siebie sierote.. powaznie.. toz to autobusem chwile czasu sie do ciebie jedzie.. no moze z 40 minut Sluchaj no, pomysl sobie ze inni maja gorzej. Ja gdy bede miec dziecko, nie bede miala szans zostawic jej-go u mojej mamy, bo ona mieszka 3500 tysiaca km dalej ode mnie, moja tesciowa 30pare km - tyle ze jakos nie mam w planach jej dziecka oddawac do popilnowania. Pracuje na nocna zmiane - nie mam zamiaru rezygnowac z pracy, wiec jakos sobie bede musiala dzien rozplanowac. Masz problem bo nie znasz nikogo, ja gdy tu przyjechalam nawet a ani b nie potrafilam powiedziec, nie mowiac juz o znajomych. Daj spokoj przyzwyczaisz sie, poznasz kogos, pozatym znajomym raczej te 20 km nie beda przeszkadzac w odwiedzeniu starej kumpeli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×