Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość rybka09

Dziwne relacje matka syn

Polecane posty

Gość rybka09

Słuchajcie,mam problem. Facet z którym jestem długie lata ma chore relacje z mamą. Określenie maminsynek nie jest do końca właściwe. Nie powiem, żeby ich pożycie było jakoś specjalnie toksyczne, ale jednak coś jest na rzeczy. Mój facet od małego miał wpajane, że rodzina jest najważniejsza i to dla niego świętość. Taka świętość, że on się zawsze dla nich poświęca, naszym kosztem. :/ Bo mamie trzeba pomóc, bo siostrze trzeba pomóc. Wysysają z niego wszystko- pieniądze i pomoc ogólną. Musi je zawozić, odwozić, prezenty na święta organizować dla wszystkich. Matka jego jest... Hmmm... infantylna. Nie umie oszczędzać, ma problemy z poruszaniem się w życiu, załatwianiu jakichś spraw. Wszystko on i on. Pyta kiedy weźmiemy ślub, a zaraz oczekuje jakiegoś wsparcia. No i kurde, jak mamy zacząć życie, zadbać o SIEBIE, gdy wciąż mój facet musi dbać o nią? Nie jest chora fizycznie, psychicznie też na pierwszy rzut oka. Ale obowiązki męża przerzuciła na syna, gra mu na emocjach, a on tego nie widzi, wydaje mu się, że tak trzeba. Noż ku***wa :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No tak, masz rację. Może on na jakiegoś apostoła kandyduje albo co? Piszesz ze jesteś z nim lata, i co? Niereformowalny znaczy osobnik albo? Albo pozwoliłaś sobie na takie traktowanie. Skoro tak ma wpojone to może poważnie się zastanowić nad tym związkiem. Potem co? Trafi Ciebie szag, zaczniesz wymagać zmiany jego sposobu życia i? I będziesz, staniesz się wrogiem śmiertelnym całej jego rodzinki a za jakiś czas i jego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Wrogiem rodzinki byłam na początku, a i owszem. ;) Przez wiele lat... Hoho. Na rodzinnych spotkaniach traktowali mnie, jak cień. Nikt ze mną nie rozmawiał. Jemu to było ciężko zrozumieć, ponieważ on jest takim typem, który zrozumie coś dopiero, jak sam to przeżyje. Moja rodzina całą uwagę skupiała na nim- ponieważ on był "gościem" i trzeba się było nim zająć. Potem nagle jego matka doznała oświecenia i zaczęła się starać o przyszłą synową. Zaczęła do mnie dzwonić i nagle być do rany przyłóż. Ale to zjawisko dotyczy KAŻDEGO, kto wkracza do ich rodziny, każdy najpierw jest totalnie ignorowany i to trwa lata... Heh Ale nie o tym mowa. Jestem przez faceta traktowana na równi z matką, nie gorzej. Jednak... Zawsze gdzieś jest ta myśl w jego głowie "to przecież moja mama, urodziła mnie, jest najważniejsza". Nie umiem tego sprecyzować. Ja jestem traktowana super- na rękach noszona, ale i tak boli mnie to, że oni go wykorzystują, a on nie widzi problemu. :( Bardziej mi szkoda go, niż mnie. Bo wiem, że jest ograniczany... Jesteśmy z dwóch różnych światów, moja rodzina jest niezależna. Rodzice i najbliższe osoby są wykształcone, zajmują wysokie stanowiska, a u niego na odwrót- z niczym sobie nikt nie radzi. Wciąż brakuje pieniędzy i wiedzy w różnych dziedzinach. Facet się wybił, a oni próbują coś na tym ugrać, zabierając mu pieniądze i czas. Kochają go, to wiem, ale jest to dziwna miłość. Może nie typowo egoistyczna, ale dziwna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cos dla ciebie
A on ma ojca czy brata? Macie jakies plany na przyszlosc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
On ma ojca i siostry... Ojciec mam wrażenie, iż jest nieobecny w życiu rodzinnym- mentalnie. Niby jest, ale nigdy nie ma nic do powiedzenia. Kurcze,przykro mi to mówić, ale zachowują się jak... Kaleki społeczne. Nie są samodzielni, nawet nie próbują, przemawia przez nich lenistwo, bo przecież jest syn, który coś zrobi i załatwi. Moje plany odleciały daleko, właśnie z tegoż powodu. Bo mam wątpliwości... Kocham gościa, ale nie mam parcia na zakładanie domu i rodziny, mam zaledwie 25 lat, bez jaj. Nie mamy za co wciąć ślubu (dzięki wiecznym problemom jego rodziny), nie mamy mieszkania i tyle. Jestem zawistna, przyznaję się bez bicia. Bo miałabym możliwość zorganizowanie nam własnego mieszkania, ale tego nie zrobię, bo nie będzie tak, że ja daję nam, a on rodzinie. ;) Mam głowę na karku i poza miłością mam zapas rozumu, a także obiektywnego myślenia. To trudna sytuacja, bo dopadł nas impas- ani w jedną, ani w drugą stronę, żadne nie chce ustąpić. Nasze relacje są bardzo dobre, ale w dalszych krokach ograniczają nas dwie rzeczy: - jego ogranicza rodzina - mnie ogranicza moja własna zawziętość Teraz stoimy w miejscu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
k***a...jego matka nie ma faceta- tego typu relacja wynika z zaburzenia pojmowania funkcji w rodzinie najblizsza relacja to ta między mężem i zona, a ludzie kochaja dziec tak, że chcą miec maximum z relacji z nimi, a niestety dzici nie są dla nas brakuje jej relacji z mężczyzną, a syn to ma byc duma, ktos na kogo się z duma patrzy, caluje w czoło, zawozi sloik i wspomina ze zdjeć i odwiedza raz na miesiąc twoje życie to twój man baby skupiaja sie na dziecku, chłopa olewają chłop olewa ich a w finale dziecko odchodzi i olaboga... nie za mi tych bab

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
O planach powiem tak: z reguły jest tak, że rodzice CHCĄ pomóc. I wszystko oddają dzieciom (sama bym tak na pewno zrobiła). U znajomych to rodzice organizowali start w życiu dzieci (każdy w miarę swoich możliwości)- dokładali do ślubu, domu, wyposażenia. Moi rodzice mają niemałą sumę dla mnie na koncie (i ja troche swojej kaski, trrrochę), ale nie chcę tych pieniędzy. Nie wezmę ani grosza, skoro rodzice faceta mają zupełnie inne podejście. Im się wydaje, że powinno być tak, że to on im pomaga, bo przecież oni mu dali dom, przez dobrych 20 parę lat (teraz mieszka sam, ale nie na swoim). Tu jest problem. Żeby sami nie dawali, ale też nic nie chcieli, ale oni wciąż czegoś oczekują. On od rodziny nie bierze nic. :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Heloiza- dokładnie tak! Jej się pomyliły funkcje w rodzinie. Ale właśnie nie tylko jej... Jej ojcu i siostrom też. Wszyscy widzą w nim mentora, matka przede wszystkim, ale nie tylko ona. Siostra, która ma męża-to samo. Wszystko omawia najpierw z moim facetem i zawsze najpierw go o pomoc prosi. Litości...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
On nie odczuwa braku relacji z nimi. To oni wciąż o sobie przypominają i go... No czasem zadręczają. On musi myśleć o sześciu (!!!!) najbliższych osobach w rodzinie. Nie zawsze chce, wiem to, ale nie umie odmawiać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Jego matka wraca z wakacji i wykonuje tel do mojego facety, żeby ją z dworca odebrał. Nie do męża. Jego siostra wraca z mężem z wakacji i też tylko do niego wykonują telefon o odebranie. Pomimo, że ojciec nie pracuje już i ma czasu od cholery. A mój facet tyra od rana do nocy, czasem i po 12h. Jestem załamana. Dla mnie też robi wszystko, nawet jak nie chcę- głównie nie proszę o pomoc, bo nie jestem upośledzona i bez nóg, ale nie chcę też, żeby inni robili z niego sługusa. Jemu się wydaje, że ta pomoc jest normalna, że tak trzeba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przyzwyczajony, że to jest norma...jakoś delikatnie mu uświadom, że wasz związek nie przetrwa tego, poszukaj dla niego artykułów o tym np. w charakterach (taki magazyn bo aby zaistniała nowa rodzina, to dwoje ludzi musi byc dla siebie najwazniejszymi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cos dla ciebie
wiadomo, ze to musi sie zmienic, bo niby jak to funkcjonowaloby gbybyscie mieli dziecko? moze zalozcie wspolne konto i odkladajcie tam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cos dla ciebie
a dlaczego ojciec nie wyjezdza? jego to nie dziwi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wifigdańsk
no to jak to nie jest mamisynkiem,oczywiscie ze jest!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wifigdańsk
no to jak to nie jest mamisynkiem,oczywiscie ze jest!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Etap delikatnych rozmów był może pięć lat temu. Potem były kłótnie, a teraz już w miarę spokojnie... Nie kryję się ze swoimi uczuciami i zawsze mówię to, co myślę. Tyle, że bez emocji teraz. Czasem mam wrażenie, że tego się nie przeskoczy. Bo u niego to trwa całe życie. Od małego był odpowiedzialny za zbyt wiele rzeczy. To chyba jak u dzieci alkoholików, chore relacje całe życie. Myślałam nad terapią, ale go siłą nie zaciągnę. Nie wiem, jak dalej postępować, bo zwlekamy już długo. Jesteśmy razem 7 lat, długo. Sprawa stoi w miejscu, bo to ja trzymam rękę na pulsie. To ja postawiłam znak "stop", ze względu na to wszystko, a on... Się dostosował. Ani go to nie grzeje, ani ziębi. To naprawdę dobry człowiek, za dobry i to jest problem. Tkwimy tak w tej nicości drugi rok, zawiesiliśmy się i nie wiemy co dalej. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Nie jest maminsynkiem, bo on nie odczuwa potrzeby silnego zżycia z mamą, poważnie. Nie rozmawia z nią często. On tylko chce im pomagać, ale we wszystkim i to już mi nie pasuje. Jego cała rodzina to pasożyty, a facet tego nie widzi. Myśli, że wszystkie dzieci całe swoje życie poświęcają każdemu członkowi rodziny, a tak nie jest........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cos dla ciebie
idzcie razem na terapie, umow termin dla pary

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak bym czytała o swoim byłym narzeczonym. Kropka w kropkę. Cały czas próbowałam mu uświadomić, że jego relacje z rodziną są chore, że to nienormalne, że rodzice go wykorzystują, że nie potrafią oszczędzać itp. Mówił, że to ich sprawa, że nie oszczędzają i nie powinnam się wtrącać. Cały czas powtarzał, że jestem najważniejsza, ale ja nie czułam się najważniejsza, czułam się tak na równi z jego matką. On cały czas czuł się wobec nich zobowiązany, czasami miał poczucie winy. A ja z czasem również stałam się wrogiem rodziny. Wtedy kiedy połapałam się w tych ich relacjach. Bo na początku tak nie było. Poznałam go, kiedy oboje mieszkaliśmy bardzo daleko od jego rodziców. Ale po powrocie oni zaczęli go wykorzystywać, a on uważał, że to normalne. Dziś już nie jesteśmy ze sobą. Choć jego relacje z rodziną były tylko jednym z powodów rozstania, nawet nie głównym. Cały czas o nim myślę i mam do niego jakieś uczucia, jego rodzinę niestety tez pamiętam i akurat za nią nie tęsknię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cos dla ciebie
a co zrobilby jakby mial kolizje Twoja czy rodzinki sprawa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Coś dla ciebie- właśnie nie wiem, zawsze się to rozjeżdża i nigdy nie było takiego dylematu. W jednych sprawach stawia mnie na pierwszym miejscu, a w innych rodzinę. Zawsze jest tak, że traci tylko on. Nie ja, nie mama, tylko on traci. Pieniądze, czas... Gość- opowiedz coś więcej. W ogóle chciałam Wam podziękować za życzliwość i pomoc, za wsparcie. Że się zainteresowaliście problemem zupełnie obcej osoby. Mam kryzys i to dla mnie ważne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Wszystkim moim znajomym zazdroszczę tej równowagi. Że ich rodzice albo dają im wszystko albo nic. U nas jest inaczej i okropnie mnie to boli. Że moja rodzina poświęca się dla mnie, a u faceta jest na odwrót. Hamuję moich bliskich, gdy chcą pomóc, mówię, że skoro nie mamy wsparcia od rodziny partnera to i od moich nie będziemy brać nic. Nie potrzebuję od nikogo niczego, ale nie chcę, żeby osobą którą kocham tak się poświęcała dla reszty, nawet dla mnie. Chcę żeby myślał o sobie, a on tego nie robi. Wciąż myśli o wszystkich dookoła, o mnie też, jak najbardziej. Dzwoni, pyta czy pomóc. Ale uważam, że tak nie można. Sam nie ma nic, on żyje dla innych. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cos dla ciebie
najbardziej balabym sie jak bedziecie mysleli o dzieciach. a nie moglibyscie wyprowdzic sie do innego miasta? moi znajomi mieli nachalnych tesciow i tak zrobili, teraz jest dobrze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Każde z nas ma dobrze płatną pracę. Facet pracuje na dwóch stanowiskach, ja po wielu próbach znalazłam również swoje miejsce. Wcześniej nie zarabiałam super, a także miałam pracę, gdzie każdy dla szefostwa był nikim. Teraz pracuję z cudowną osobą, mamy wspólną działalność, jest za dobrze mentalnie i finansowo. To spory dylemat, bo pieniądze są, wolne może być zawsze- z reguły więcej niż potrzeba. Szkoda to niszczyć- zwłaszcza jeśli pojawią się dzieci. Nasza placówka ledwie co się rozwinęła,a już przynosi wystarczające dla nas dochody, daje nam dużo radości, bo wiąże się z naszymi pasjami, w najśmielszych snach nie marzyłam o takiej pracy i nie mam odwagi tego niszczyć... Czasem mam wrażenie, że nic się w moim życiu więcej nie ruszy. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Inne miasto nie wchodzi w grę, jeśli już- to inny kraj. Oczywiście facet nie bierze tego pod uwagę. Rozumiem go... Chciałabym, aby cała jego rodzina zniknęła. Jego mama i jedna z sióstr, która ma dziecko i nie chce jej się jej pracować. Ta siostra bierze kasę od mamy, a ich mama potem od mojego faceta. koszmarrrrrrrrrrr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na początku, gdy mieszkaliśmy daleko, rodzice praktycznie się nim nie interesowali. Mama dzwoniła raz w miesiącu, ojciec wcale. I wtedy on był zupełnie innym człowiekiem. Ale po powrocie w rodzinne strony wszystko się zmieniło. Mój były narzeczony sam się wykształcił (był jedynym członkiem tej rodziny z wyższym wykształceniem), pracował i studiował, rodzice nigdy mu nie pomagali finansowo. I bardzo go za to ceniłam. Ale później okazało się, że brak wsparcia finansowego ze strony rodziny nie wynikał z braku pieniędzy, lecz z tego, że oni te pieniądze wydawali na głupoty. Jakieś niepotrzebne remonty, egzotyczne rośliny do ogrodu, nowy telewizor, choć stary był całkiem sprawny, ale był remont salonu i przestał pasować. I tym sposobem nigdy nic odkładali, a gdy nadeszła czarna godzina (ojciec stracił pracę, a matka nie pracowała) nie mieli zupełnie nic. I mój narzeczony czuł się zobowiązany pomóc. Tyle że ta sytuacja trwała miesiącami. Był na każde zawołanie: gdy trzeba było kogoś gdzieś zawieźć (bo brat nie miał prawa jazdy, a siostra mieszkała daleko), skopać ogródek, coś wyremontować, załatwić. Jego brat był wiecznie zmęczony i mało się tym wszystkim przejmował, siostra też miała to wszystko gdzieś, odzywała się tylko wtedy, kiedy sama czegoś potrzebowała, a w domu bywała raz w roku. On angażował się we wszystko, nawet w pomoc w opiece nad dziećmi brata, bardzo dużo czasu spędzał z bratową (która od samego początku była do mnie negatywnie nastawiona), choć ona również miała postawę roszczeniową i najzwyczajniej w świecie nim pomiatała, co dostrzegali wszyscy z zewnątrz, ale oczywiście nikt z jego rodziny, a i on sam zawsze chciał pomóc. Wielokrotnie zwracałam mu na to uwagę, mówiłam, że kiedy byliśmy sami, to wszystko było zupełnie inaczej, ale on twierdził, że nic się nie zmieniło, a rodzice zawsze chcą dobrze. Chętniej słuchał rad mamy niż moich. Ogólnie to ojciec nigdy nie miał nic do powiedzenia, a wszystkim rządziły matka i bratowa (jego brat mieszkał ze swoją żoną i synami w domu rodziców, zajmując piętro). Zawsze wszystko musiało być tak, jak one chcą, a on uważał, że to normalne, że rodzinie trzeba pomóc. Był dobrym człowiekiem, za dobrym, bo przecież mógł mieć to wszystko w d***e, jak jego rodzeństwo. Ale za to go pokochałam. Tyle że później wyszło, że ma to też swoje złe strony. A co do rozstania, to głównym jego powodem były inne sprawy, ale ta sytuacja też się do tego bardzo przyczyniła. Do tej pory mi go brakuje, ale czasami sobie myślę, że może to i lepiej... Bo wielokrotnie próbowałam sobie wyobrazić, jak w przyszłość wyglądałoby nasze wspólne życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rybka09
Gość-gdy teraz rozwinęłaś myśl, poruszyłaś dokładnie identyczne kwestie, które są u nas! Zwłaszcza to: "Mój były narzeczony sam się wykształcił (był jedynym członkiem tej rodziny z wyższym wykształceniem), pracował i studiował, rodzice nigdy mu nie pomagali finansowo. I bardzo go za to ceniłam." * "Ale później okazało się, że brak wsparcia finansowego ze strony rodziny nie wynikał z braku pieniędzy, lecz z tego, że oni te pieniądze wydawali na głupoty. Jakieś niepotrzebne remonty, egzotyczne rośliny do ogrodu, nowy telewizor" * "on twierdził, że nic się nie zmieniło, a rodzice zawsze chcą dobrze." *** Identycznie. Kupują coś wciąż, meble, bibeloty itp. światła we wszystkich pokojach,lodówka pełna ( a tylko 3 osoby w domu), a potem nagle ból, bo pieniędzy nie ma. Też wieczne remonty, hahaha i to samo z roślinami. Faktycznie: kropka w kropkę... Ojcowie tacy sami- wegetacja. W ogóle nie żyją z rodziną duchowo. U mojego faceta ojca jest tak, że on się nie boi żony i dlatego nic nie mówi, jego ojcu jest po prostu wszystko jedno. Jakby mu nie zależało........... Też jest pomiatanie... Ach... Identyczna sytuacja. Ale powiedz: co teraz z nim? Wiesz coś o nim? Zmądrzał po rozstaniu? Macie kontakt?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozstaliśmy się ponad pół roku temu. Przez kilka miesięcy mieliśmy kontakt, potem się urwał, podejrzewam, że i do tego rękę przyłożyła jego rodzinka, buntując go i mówiąc, jaka to ja jestem zła, jak mogłam nie docenić człowieka, który tak mnie kochał, jak go skrzywdziłam itp. Już słyszę te teksty. Bo wiem, do czego jego matka i bratowa są zdolne, pamiętam, co było, jak jego siostra zerwała z chłopakiem (tak, to ona zerwała), a jakie teksty były o tym człowieku opowiadane. Nie wiem, co teraz się z nim dzieje, ale podejrzewam, że każdą wolną chwilę poświęca rodzinie i bratankom i dobrze mu z tym. Ja też mieszkam teraz w innym mieście, więc siłą rzeczy nie widujemy się, nawet przypadkiem. Wiele razy próbowałam mu przetłumaczyć, że to nie jest normalne, z jego matką też rozmawiać się nie dało, była jakby w pewien sposób ograniczona, coś tam sobie myślała i w kółko to powtarzała, nic z tego, co się do niej mówiło, zdawało się do niej nie docierać. Niby słuchała, ale nic do niej nie docierało, w kółko trwała przy swoim. No i nieźle potrafiła manipulować, grać na uczuciach, szantażować emocjonalnie wszystkich wokół. Poza tym mówiła, że ona się nie wtrąca w nasze sprawy, narzeczony podzielał to zdanie, ale na miłość boską, jak to nie było ingerowanie w nasze życie, to ja nie wiem co. No i właśnie można było jej tłumaczyć, ale ona nie rozumiała i uważała, że ma rację. A jej "doradzanie" (czyli mówienie synowi i zresztą nie tylko jemu, co ma robić) to już na pewno nie miało nic wspólnego z brakiem wtrącania się. Ojciec natomiast zawsze wszystkim przytakiwał, w nic się nie wtrącał, robił to, co żona mu kazała, uciekał w pracę, a gdy pracę stracił, to tylko cały czas robił coś w domu. Brat i jego rodzina mieli zawsze wszystko gdzieś i chcieli, by wszystko było robione pod nich. Matka narzeczonego nie pracowała, więc mogła zajmować się wnukami, ale nie - oczywiście mój były narzeczony był tam zawsze potrzebny (nigdy nie potrafił odmówić bratowej, nie dostrzegał, że ona go wykorzystuje i nim pomiata, uważał, że to wszystko normalne, żadnego znaczenia nie miał też fakt, że ona mnie od samego początku nie znosiła, miała mnie za nic, czasem nawet mówił mi, że mogłam coś przemilczeć w rozmowie z nią, a tak tylko była kłótnia - bo ja zawsze mówię to, co myślę). A kiedy chodziło o załatwienie czegoś, czegokolwiek, to już był absolutnie niezbędny, np. jak trzeba było iść z którymś z chłopców do lekarza, bo babcia nie umiała nic załatwić. Siostra (najmłodsza z rodzeństwa) mieszka od kilku lat za granicą, pracuje za marne grosze, przyjeżdża do domu raz na rok, odzywa się tylko, jak czegoś chce, ale jest stawiana za wzór i wychwalana pod niebiosa, bo udało jej się wyjechać i znaleźć pracę w kraju, w którym tak dobrze wszystkim się powodzi, jakby to nie wiem co było buahahaha. Wielokrotnie określałam tę rodzinę i relacje w niej panujące jako "wielką włoską rodzinę". Tęsknię za moim byłym narzeczonym, bo był (jest) naprawdę dobrym człowiekiem, ale czasami zastanawiam się, czy może to nie i lepiej, że tak się to wszystko potoczyło...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A probowalas Autorko ograniczyc jego kontakty/ pomoc rodzinie? Czyli postawic jakas granice, WYRAZNA granice miedzy tym co twoj facet moze/ powinnien, a tym co jest nie do zaakceptowania przez Ciebie. np. ze nie do zaakceptowania jest to, ze podwozi siostra/ mame, bo moga przeciez skorzystac z transporu miejsckiego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×