Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

prosze o rade

Polecane posty

Gość gość

Witam, Jestem Kinga, mam 29 lat. Z moim partnerem jestem trzy lata, jestesmy zareczeni, planujemy slub, mieszkamy razem i generalnie wszystko dobrze sie miedzy nami uklada. Pomagamy sobie , wspieramy sie, P. jest moim najlepszym przyjacielem i partnerem. Mimo swoich zobowiazan z tzw przeszlosci nie czuje sie zaniedbywana czy na drugim moejscu. A wrecz przeciwnie. Problemem sa moi rodzice, ktorzy P. nie akceptuja, nie toleruja i nie chca go nawet poznac. A wszystko przez to ze starszy jest ode mnie 12 lat i jest rozwiedziony. Od poczatku slyszalam teksty ze cudze bachory bede wychowywac****akuje sie w syf. Podczas rozmowy o tym wszystkim z nimi i proby wyjasnienia uslyszalam ze zachowuje sie jak dz*wka, jestem mendą, ze to d*****nie a nie milosc. Ze jakby mnie kochal to dalby mi spokoj. Ze ja glupia i naiwna zawsze bylam, ze obceswowa, ze to wstyd i hanba dla calej rodziny. Ze normalnych juz nie ma. W ogole co ja w nim widze...A dodam, ze ja zwracam sie do nich z szacunkiem i nie krzycze. Nie wyzywam... Ojciec czesto dodatkowo mnie straszyl i grozil ze jak nie wroce do domu to stanie sie to czy tamto... pogada z kolegami i strace prace. Ze ma znajomsci w kurii i P. nigdy nie dostanie stwierdzenia niewaznosci malzenstwa. Juz on sie postara. I jeszcze Ze na dzieci P. ani grosza nie da. Mama to calkiem jest zdania ze ucieklam z domu a moj partner faszeruje mnie narkotykami i nie idzie sie ze mna dogadac (bo mam inne zdanie od nich) Traktuja mnie okropnie. Mowili ze maja do mnie zal ze na poczatku ukrywalam te znajomsc ale maprawde b. balam sie ich reakcji, ze bedzie wlasnje taka jak jest. Mowili ze na klamstwir niczego nie zbuduje i w ogole.. ok klamalam, zaluje ale wiedzialam ze z nimi nir ma zadnej rozmowy:( Albo przyjmuje co mowia albo straszna awantura. Ale ja w domu nigdy nie mialam prawa do wlasnego zdania. Tata robil awantury zawsze i o wszystko. Ze nieposprzatane, ze za pozno z podworka, ze glupie kolezanki mam, ze sie garbie, kapci nie mam na nogach, ze nakruszylam, ze zle jem czy pije. Ach te posilki zawsze byly ciezkie... zawsze darl sie na mnie przy jedzeniu ze z chlebem mam sie nie calowac tylko zreć... Bil mnie gdy bylam mala. Nigdy go nie rozumialam. Zawsze musialam odzywac sie do niego w trzeciej osobie i bardzo sie tego wstydzialam. Zwlaszcza przed kolezankami i dalsza rodzina i zawsze staralam sie mowic bezosobowo. Zazdroscilam kolezankom ze moga powiedzic do swojego taty tak swobodnie hej tato, zobacz tato, tato wez, chodz itd...a ja Wiedzialam ze chocbym sie i dobrze zachowywala caly czas to kij i tak zawsze sie znajdzie predzej czy pozniej. W dziecinstwie ledwo odzywalam sie do ludzi. Bylam zamknieta w sobie. Starsza siostra byla moim powiernikiem.Ale ona tez nie miala z nimi lekko. Teraz nie umie sobie ulozyc zycia uczuciowego a ma 33 lata. Ona jest jakby bez uczuc... tzn nie umie sie zaangazowac w zwiazek. Mama to mi zawsze troche dokuczala o wyglad ze krzaczaste brwi mam, ze jakis niby wlos mi wyrasta nadprogramowy a ja sie tym przejmowalam i dolowalam. Myslalam ze jestem brzydka. A teraz jak patrze na starsze zdjecia to mysle sobie"kurde, czemu ja tak w siebie nie wierzylam. Przeciez bylam wiecej niz.ladna. Tata natomiast zawsze wysmiewal sie z moich bledow zyciowych, wypominal mi przewinienia, smial sie ze mnie.No ale grzechem byloby powiedziec ze same zle.chwile byly. Dobre tez sie.zdarzaly Jesli chodzi o "normalnych" facetow to mialam kiedys rowniesnika ze studiow. Naprawde dobry i wyjatkowy chlopak. Gdyby nie rodzice to pewnie bylabym juz dawno jego zona. Nazwijmy go Wojtek. I tez sie nie podobal. Byly ciagle drwiny z niego i aluzje i oczywiscie okropne awantury jak chcialam sie z nim spotkac a juz nie mowiac o pojechaniu do niego np na sylwestra. A powody? Ze bedzie biedny, ze ma zla fryzure, ze w dresie przyjechal, rety co ja sie nasluchalam. Ze dziecko mi zrobi. No i suma summarum udalo im sie doprowadzic do tego ze zakonczylam ten zwiazek. Teraz nie chcialabym tego powtorzyc. Zalezy mi na moim P. tak bardzo jak jeszczr na nikim mi nie zalezalo. I tak samo jego dzieci traktuje jak swoje wlasne. Dobre dzieci sa i nam kibicuja. Tylko nad tym wszystkim jest taki cien moich rodzicow. Nie odzywam sie do nich i oni do mnie tez nie. Gdzies tak od poltora roku..:( i nir wiem juz sama czy maja prawo tak mnie szmacic i mowic jaka mam byc i co mam robic. Czy naprawde jestem taka zla ze chce sobir ulozyc zycie z facetem ktorego kocham? Czasrm naprawde mnie to juz doluje. Wiem ze jestem dorosla i nie potrzrbujd ich aprobaty, radze sobie finansowo, przez te trzy lata nie dali mi nawet zlotowki ale Chcialabym zeby bylo dobrze. Brakuje mi takich rodzicow do ktorych moglabym pojechac zwierzyc sie porozmawiac.Poradzcie mi co mam zrobic. Albo ma ktos podobna sytuacje. Bede wdzieczna za kazde dobre slowo..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Najlepiej przeprowadź się do swojego partnera, a z rodzicami zerwij kontakt bo to toksyczni ludzie są. Ja bym tak zrobił na twoim miejscu. Tyle że jestem facetem i mam 28 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochana. Przeczytalam uwaznie to co piszesz i powiem Ci ze bardzo wspolczuje takich rodzicow. Praktycznie nie masz latwo juz z nimi od samego dzieciñstwa. Mysle ze twoi rodzice sie nie zmienia i zawsze beda mieli jakis problem. Jezeli ty wierzysz w ten zwiazek to po prostu zyj swoim zyciem a kontakty ogranicz do minimum. Bierz Slub cichy i badz szczesliwa a meza odseperuj od toksycznych rodzicow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dzieki Wam:) Chyba sie wezme jakos w garsc. Pozdrawiam. Kinga

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×