Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

czy walczyłybyście o drugie dziecko???

Polecane posty

Gość gość

U męża wykryto wrodzoną mutację, która powoduje cześtsze poronienia. Nie zwiększa co prawda ryzyka wady genetycznej, ale poroniłam już 3 razy przez to. Mamy jedno dziecko w wieku przedszkolnym. Walczyłybyście??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak?zamierzasz zostawic meza zeby miec drugie dziecko z innym z ktorym to bedzie mozliwe?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zależy jak bardzo chciałabym dziecka i w jakim wieku te poronienia. Jeżeli poronienia są w bardzo wczesnej ciąży, to bym walczyła, bo to nie jest taka trauma jak przy poronieniach w połowie ciąży. Jeżeli poronienia byłyby w zaawansowanej ciąży to bym chyba odpuściła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tu autorka. Poronienia były między 5 a 9 tc. Nie zamierzam opuścić męża! Zastanawiam się nad odpuszczeniem sobie całkowicie drugiego dziecka, skorzystaniu z dawcy albo adopcji...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Walcz. Skoro macie już dziecko w końcu się uda. Ja bym się nie poddala

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To w bardzo wczesnej ciąży poronienia. Ja bym w takim wypadku walczyła o własne. Przynajmniej jakiś czas, 2-3 lata. Z dawcy bym nie skorzystała, bo nie byłabym pewna jak mąż będzie traktował drugie dziecko, mając jedno własne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tutaj autorka. Ta mutacja powoduje właśnie wczesne obumarcia, nie późne. Mąż twoerdzi, że byłby w stanie zaskceptować dziecko z dawcą. Dla mnie to byłby ten komfort, że dziecko byłoby biologicznie moje, no i wiedziałabym, że nie ma FAS, bo w ciąży bym nie piła, a dzieci do adopcji często mają takie defekty. Poza tym dla naszego dziecka byłoby to rodzeństwo przyrodnie, a nie całkowicie niespokrewnione...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
3 poronienie ale w jakim czasie? co mowią lekarze, jakie szanse macie że się w końcu uda? a z pierwszym ile się wam zeszło?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to musisz przemyśleć. Ja wyszłam z założenia, że adopcyjne byłoby na równych prawach u obu rodziców (nie wiem jak to wytłumaczyć). Po prostu bałabym się odtrącenia dziecka przez męża. Ale ja też znam swojego męża i on specjalnie ani na adopcyjnego rodzica, ani na rodzica "dawcy" się nie nadaje. Ty znasz swojego męża i jeżeli w pełni zaakceptowałby wyjście z dawcą, to czemu nie. Na pewno jest to o wiele lepsze wyjście niż adopcja (matki adopcyjne nie tylko piją, ale też ćpają itp.) plus nie wiadomo jakie geny. Mimo tego ja bym na pewno jakiś czas powalczyła o swoje. A czemu masz wątpliwości jeżeli chodzi o starania się? Przeżywasz poronienia, źle znosisz ciąże?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja bym walczyła. Nie wyobrażam sobie opcji mając już jedno dziecko adoptować drugie lub mieć z dawcą....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lekarze nie są w stanie dokładnie ocenić ryzyka, bo na to w każdej ciąży składa się wiele czynników. Wiadomo, że mutacja powoduje zwiększone ryzyko i tyle. U nas udana była pierwsza ciąża, potem wyszły problemy. Poronienia miałam wszystkue 3 w ciągu 10 miesięcy (ostatnie na wiosnę), bo zachodzę w ciążę w 1. lub 2. cyklu... Ale psychika mi siada. Do tego dochodzą głupie komentarze otoczenia, że powinniśmy mieć 2. dziecko. Rodzina wie, ale nie będę przecież opowiadać znajomym, że mąż ma taki kłopot... Ale takie dobre rady bardzo mnie psychicznie bolą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
może odpuścić na jakiś czas, powiedzmy kilka miesięcy...i próbujcie dalej, pewnie się uda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale nie rozumiem- macie już jedno dziecko wiec się kiedyś udało. Próbowałabym na spokojnie bez spinki, na pewno bez żadnych dawców (przecież to nie byłoby dziecko męża! Mając już jedno swoje całkiem możliwe ze faworyzowalby to starsze). Gdyby się nie udało to nie dramatyzowalabym. W końcu nie jesteście bezdzietni...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I z powodu komentarzy obcych którzy pytają o drugie dziecko chcesz adoptować lub mieć z dawcą??? To jest argument? Jeśli naprawdę chcesz mieć jeszcze jedno dziecko to odpuść na chwilę i zacznij znowu starania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To odpuść na jakiś czas, przynajmniej kilka miesięcy - rok dla regeneracji. Branie pod uwagę zdania innych ludzi w temacie ilości dzieci to nieporozumienie. Jeżeli zdecydujesz się na dawcę i nie powiedz znajomym, to też mogą cię spotkać bolesne komentarze (nawet takie wygłaszane niechcący).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
" Mąż twoerdzi, że byłby w stanie zaskceptować dziecko z dawcą." A nie sądzisz, że dziecku od ojca należy się nieco więcej niż tylko "akceptacja"? Mając już jedno własne dziecko jakoś nie widzę w tym drugiego z dawcą. Mam wrażenie, że to ty masz zbyt duże ciśnienei na dziecko, a dawca to w tej sytuacji dla ciebie najwygodniejsze wyjście. Takie wyjście może być możliwe tylko jak oboj***ardzo tego byście chcieli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tutaj autorka. Może źle się wyraziłam - bardzo chcemy mieć drugie dziecko i dlatego bolą mnie te komentarze. Bo ludzie dają mi dobre rady, nie wiedząc, że bardzo chcemy, ale nie wychodzi. I to mnie dobija dodatkowo psychicznie. Akurat z tym dawcą i najwygodniejszym wyjściem dla mnie - mąż też zawsze bardzo chciał mieć więcej dzieci, bardziej niż ja. Nie wiem też, co dziwnego jest w tym, że korci mnie rozwiązanie, które uchroni mnie przed kolejną stratą? Nikt o dawcy by nie wiedział, bo i po co - tylko ja i mąż. Rozumiem, że większość tutaj uważa, że jak jest dziecko biologiczne, to lepiej, żeby drugiego nie było, niżby miało być z dawcą lub adoptowane?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Acha, co do akceptacji dziecka dawcy przez męża - miałam na myśli, że mąż mówi, że wydaje mu się, że kochałby jak swoje. Wiadomo, że wyszłoby dopiero w praniu, czy faktycznie tak jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie chodzi o to, że lepiej, żeby nie było. Chodzi o to, że takie sytuacje, choć teraz wydają się świetnym wyjściem w przyszłości mogą źle się skończyć, szczególnie dla dziecka. A co jeśli mąż nie pokocha tego dziecka, albo pokocha mniej? Takie rzeczy odbijają się na całej rodzinie. A in vitro w waszej sytuacji by nie pomogło?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, czy wyobrażasz sobie pokochać dziecko z adopcji równie mocno Jak swoje? Bo ja nie. Co do dawcy, to skąd wiesz jakie ma geny? Ja rozumiem sytuację że ktoś nie może mieć własnego dziecka i szuka innego rozwiązania. Ale w waszym przypadku to chore i egoistyczne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Znacie normalnego mężczyznę który zgodziły się być dawcą? Chcesz urodzić dziecko nie wiadomo jakiego ojca? Późniejprzy prproblemach wychowawczych będziesz myśleć, może ojciec był debilem, pijakiem, agresywnym człowiekiem, lub bardzo niskim i obciążonym jakas choroba genetyczną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tu autorka. In vitro nic nam nie da, bo mutacja powoduje obumarcie a nie powstanie wady, więc nie da się wyselekcjonować zarodków. Nawet jeśli dzieci są biologiczne, to często twoerdzą, że rodzice faworyzują to drugie. Sama znam takie przypadki, więc tym sposobem najlepiej zawsze byłoby mieć jedynaka. Nie wiem, na ile pokochałabym adoptowane dziecko. Najpierw trzeba przejść kurs i myślę, że tam by się albo rozwiały wątpliwości albo nie. Nazywanie kogoś egoista, bo chce mieć więcej dzieci majàc na to warunki itp., to się nie nadaje do komentowania. Tym sposobem jestem egoistką, bo zamiast zostać wolontariuszką w Afryce, urodziłam 1. dziecko :(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jesteś egoistką, nie widzisz tego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W życiu bym się nie zgodziła na dziecko z dawcą... Mamy jedną córkę były problemy z zajściem w ciążę. Teraz chcemy kolejne i też jest ciężko, ale walczymy. Dziecko albo razem albo wcale.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szkoda słów... Ty autorki jesteś aż tak tępa ze nie widzisz ile osób tym skrzywdzisz? Co innego jakbyście w ogóle nie mieli dziecko. Ale w tej sytuacji po prostu ręce opadają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tutaj autorka. Kogo skrzywdzę? Dziecko, które już mamy? No ciekawe, bo czytając kafe zawsze myślałam, że najgorszą krzywdą jest jedynactwo. Dziecko, które urodzę? Bo co? Bo będzie mieć inne geny i potencjalnie ojciec może kochać je mniej (choć mówi, że tak nie będzie)? Męża? Bo sam się na to zgodził? W wypadku adopcji rozumiem, że skrzywdzę męża i biologiczne dziecko, bo będzie w domu dziecko niespokrewnione. A dziecko adoptowane skrzywdzę tym, że go nie urodziłam. Ciekawe podejście, nazwać kogoś egoistą, bo chce mieć dziecko. Przecież z mężem się konsultowałam i on bierze to pod uwagę. To z kim mam jeszcze? Z całą rodziną, sąsiadką i koleżanką z pracy? I dopiero jak dostanę przyzwolenie wszystkich, to nie będę egoistką...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rób jak uważasz. Albo tępa jesteś, albo egoistką albo jedno i drugie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bym walczyła przynajmniej jeszcze 2 razy, wiadomo strata boli, ale jak dziecko się pojawi w końcu, to wszystko wynagrodzi. I jak widzę większość komentarzy jest by próbować dalej, nie ma co się poddawać za szybko, dziewczyny wyczyniają cuda na kiju by mieć własne dzieci, przechodzą leczenie Invitro po parę razy nieudane, poronienia, ale walczą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tutaj autorka. No a walka za wszelką cenę to nie jest egoizm? Kilka in vitro to nie jest egoizm? No ja nie wiem, widać mamy inne poczucie tego, co to egoizm jest. Równie dobrze można powiedzieć, że kolejne próby naturalne to egoizm ze strony męża, bo to ja muszę przeżyć kolejne poronienia, a nie on.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×