Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość bordo

Nie mogę odnaleźć się po rozwodzie.....

Polecane posty

Gość bordo

Dwa lata temu rozwiodłam się z mężem po 30 latach małżeństwa.Ja wniosłam sprawę o rozwód, rozprawy toczyły się bardzo szybko i po 1/2 roku byłam już po rozwodzie z winy męża oraz została zasądzona eksmisja męża z naszego mieszkania do nowo wybudowanego domu. Odetchnęłam, mąż pod wpływem córki po miesiącu się wyprowadził. Całkowicie zerwał z dorosłymi dziećmi(córki wykreślił definitywnie a także 2 małe wnuczki) z synem utrzymuje jako takie kontakty ponieważ syn ma warsztat w naszym wybudowanym domu.Kontakty z synem uzależnione są od nastroju byłego męża. Mąż z natury jest awanturnikiem i despotą, nie szanował ani mnie ani dzieci a do tego prowadził podwójne życie (kobiety) i nawet z tym specjalnie się nie krył.Zdecydowałam się na rozwód, byłam wykończona fizycznie i psychicznie, żadne rozmowy do niego nie trafiały. Dzieci były już samodzielne a ja już nie chciałam być upokarzana , dosyć miałam już życia w wiecznym strachu i stresie.Mąż był w szoku, że odważyłam się wnieść sprawę o rozwód i dotrwałam do końca.Przyznaję, że robił wszystko abym wycofała sprawę. przepraszał, błagał, płakał,obiecywał ale ja tym razem się nie ugięłam.No właśnie...i co teraz? Jestem przygnębiona, pełna żalu i czuję się strasznie samotna a myślałam, że będzie tak pięknie. Mało tego mam jeszcze wyrzuty sumienia, ze tak brutalnie z nim postąpiłam. Wiem, że to było jedyne wyjście abym mogłą przeżyć...do dzisiaj leczę się na ciężką nerwicę- przeszłam depresję a ja ciągle przeżywam porażkę i nie mogę się w nowej sytuacji znaleźć. Mam wspaniałe dzieci, które mnie wspierają i martwią się o mnie a ja gram przed nimi, że jest ok. Proszę podzielcie się ze mną swoimi przeżyciami ...jak może taki stan trwać,jak sobie radzić.... jak odzyskać godność i chęć do życia. przecież ja chcę cieszyć się życiem. Bardzo liczę na Wasze opinie i rady Z góry dziękuję ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
Wiesz, moze to tylko taki etap - tak sie zegnasz ze zwiazkiem - to prawda, niedobrym, ale tak czy owak trzeba urzadzic mu "pogrzeb". Teraz twoje zycie zalezy od ciebie i mozesz je wypelnic wszystkim, co ci do glowy przyjdzie. Nie mysl o przeszlosci, mysl np jaka bys chciala byc i co robic i z kim za pol roku, za rok, w wakacje, w zime i daz do tego, zeby to robic. I nie udawaj przed dziecmi, masz w nich wsparcie, jak piszesz, warto porozmawiac o swoich uczuciach, to duzo daje. Pewnie, ze to zmiana, ogromna w twoim zyciu. Naucz sie tej zmiany i pomysl ze zostalo ci pewnie jeszcze nastepne 30 lat do przezycia tak, jak sobie tego zyczysz. Dzielna jestes.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bordo
Dzięki kahna... Dobrze to ujęłaś należy urządzić pogrzeb ....tylko to takie trudne Mieszkam w małym miasteczku i trudno zorganizować sobie na nowo życie ......a żal trwa. Wiem też , że czas zrobi swoje, chyba ja potrzebuję go więcej aby wypłynąć na powierzchnię.Napisałam moją historię ponieważ liczę na odzew innych pań,które przeżyły rozwód...co czują, jak sobie radzą. Może ja wyolbrzymiam ten problem...może ze mną jest coś nie tak......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
czesc Bordo. Piszesz zal trwa. Ale spojrz na to z innej perspektywy. Chcesz reszte swego wolnego zycia przezyc z tym zalem? czy naprawde warto? Jestes wreszcie wolna teraz naprawde mozesz zrobic wszystko, wszystko zalezy od ciebie, pamietaj o tym w kazdym momencie, kiedy zwalasz cos na zal na nieumiejetnosci, na male miasteczko... musisz, jesli chcesz oczywiscie, zmienic siebie, otworzyc sie, pozegnac ten stary zal, ktory naprawde jest ci tylko obciazeniem. Psychologowie czesto mowia: latwo jest stac w miejscu i mowic o niemocy czy zalu. cierpi sie, ale nic sie nie zmienia, bo paradoksalnie jest "latwiej" cierpiec bez perspektyw na dobra zmiane, niz wziac sie w karby i zmienic cos w sobie. I dookola siebie. Bo to boli bardziej, choc przyszloszlosc takiej osoby, ktotra ma odwage zmienic siebie jest zwykle swietlana. A teraz zeby nie byc goloslowna przyklady z zycia: Mam 37 lat jestem rowniez rozwiedziona. Dochodzilam do siebie przez 1,5 roku, koszmarne wspomnienia. Po czym dostalam zawodowa mozliwosc wyjechania, zrobilam wsz, zeby sie udalo i mieszkam od wielu juz lat poza Polska i cale moje zycie nie ma nic wspolnego z tamtym. Ale mialam wowczas 30-tke i nie mialam dzieci. Podam ci przyklad moze blizszy tobie wiekiem- moja matka, rocznik 51. wyksztalcenie srednie, zadnych konkretnych umiejetnosci. Kiedy miala lat 47 odeszla od ojca, wyprowadzila sie do duzego miasta, robila wsz, walczyla o siebie z moja mala siostra u boku. Dorobila sie mieszkanka i trafil kryzys - znow bez pracy, ciagly brak pieniedzy. W wieku lat 54 rzucila jeszcze raz wszystko na szale, zostawila moja juz dorosla siostre i wyjechala do pracy poza Polske. Na poczatku bylo trudno i zostala raz okropnie oszukana. Ale walczyla o siebie i nigdy nie jeczala, mowila: jest jak jest, trzeba starac sie by bylo jak ja chce. Dzis ma lat59, prawie 60. Wyglada jak czterdziestokilkulatka. Ma faceta 8 lat od siebie mlodszego od wielu lat, bardzo szczesliwi. Stala prace, ktorej sie nauczyla z wielkim trudem, bo trudna. Mieszka w jednym ze slicznych krajow europejskich. Chodzi tanczyc ze swoim partnerem i jezdzi nad morze oraz podrozuje, o czym marzyla od zawsze, pamietam jak jeszcze bylam dzieckiem jak jezdzila palcem po mapie i uczyla sie sama angielskiego (nie mieszka w Anglii). Nauczyla sie jezyka po 50-tce. Bordo, wsz tkwi w twojej glowie. Mozesz wsz, tylko rob cos, chocby malymi kroczkami. Jesli jeszcze nie czujesz sie dosc silna to przynajmniej pozwol sobie na marzenia i zobacz jak sie zbieraja inni w trudnych sytuacjach (polecam ksiazki Moniki Szwai, zwlaszcza cykl o dziewicach. Moze to naiwne, ale daje naprawde duzo wiary i radosci zycia. Ok?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość habset
To co czujesz to norma po rozwodzie...Ja czekałam cierpliwie 4 lata by odzyskać równowagę i radość życia.Mój związek trwał 17 lat,sytuacja podobna nawet do twojej...Wierz mi docenisz za jakiś czas dobrą stronę tej sytuacji-potrzeba tylko czasu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bordo
Ja to wszystko wiem...ba nawet rozumiem i staram sie iść do przodu.jestem też przed sześćdziesiątką(54 rocznik) tylko mnie nęka jeszcze coś innego i chyba mnie nie zrozumiecie..otóż mam wyrzuuty sumienia, że doprowadziłam do rozwodu , że nie przetrwałam tak jak moje koleżanki...bo być może by się na "starość uspokoił"takie też miałam uwagi. Właśnie mój wiek mnie niepokoi....mam tyle lat co mam a życie tak szybko mknie....czy ja zdążę być jeszcze spokojna, bezpieczna a może i szczęśliwa? Byłoby na pewno łatwiej zacząć nowe, wolne życie gdybym zmieniła otoczenie, srodowisko w którym żyję....ale to niemożliwe...dzieci z którymi jestem bardzo związana, praca no i mieszkanie. Nie mam jednak tyle odwagi aby to wszystko rzucic i iść przed siebie. Jedno mam na pewno....marzenia ....a to już coś. Teraz jak tak piszę to do mnie dociera jeszcze coś , że mnie brakuje wsparcia mężczyzny...chyba tak....mój były obdarł mnie z mojej kobiecości, czy to nie jest dziwne?? Przecież powinnam nienawidzić mężczyzn....a tak nie jest. Dziękuję Kahna, że poświęciłas mi tyle czasu...wierz mi, że dałaś mi do myslenia i dałaś mi również nadzieję. Habset...ja jestem po rozwodzie 2 lata i masz rację że , czas leczy rany...tylko cholerka to jeszcze tak długo...Pozdrawiam Was serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość habset
Ja też mam po 50-tce i również miałam wyrzuty sumienia na początku -że trzeba było może trudny okres przeczekac,dać mu kolejną szanse.W ogóle nie panikować tak... Po rozwodzie rozchorowałam sie,wpadłam w depresję itd Racja że łatwiej zamknąć przeszłość zmieniając miejsce zamieszkania,otoczenie i w ogóle zacząć od nowa. Teraz mam juz dosyć siły aby to zrobic i napewno zrobie. .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bordo
Habset...ja też przechodziłam depresję...i do dzisiaj się leczę- teraz nerwica i to też mnie trochę dobija, jeszcze mam płacz pod powiekami i psychiczne doły. Tobie udało się to przejść i stanąć na nogi- super...może i mnie się to uda - życzę powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
Bordo, na pewno ci sie uda. Habset, gratulacje. Zajelo ci to sporo czasu, ale stoisz na nogach porzadnie. Zawsze ciesza mnie takie historie, ze kobietom sie udaje, chocby nie wiem co im sie wczesniej zlego dzialo, to sie biora w garsc i maja dobre zycie. Habset, strasznie mi sie podobalo, ze napisalas, ze teraz jestes gotowa i ze teraz moze zmienisz wszystko. Moja matka jest obok ciebie kolejnym przykladem, ze sie da.I to jak! I w zwiazku z tym, Bordo, a co to znaczy "moze uda mi sie"? Ja sadze, ze wszystko sie uda, jak czlowiek tylko chce, a zwlaszcza sprawy, ktore sa zalezne od nas. Przekonaj sama siebie, a potem bedzie tylko lepiej. Pozwolisz, ze podywaguje na podstawie tego, co napisalas, Bordo? Ze masz wyrzuty sumienia, ze doprowadzilas do rozwodu - to samo pisze tez Habset. Dziwi mnie to, ale jestem mlodsza, wiec nie wszystko rozumiem jeszcze. ale zobaczcie - znalazlyscie sile, by przerwac zle malzenstwo, wyrzuty sumienia do tej sytuacji maja sie jak piesc do oka. Jesli ktos powinien miec wyrzuty sumienia to maz, kt rozwalil zwiazek swoim zachowaniem. A jesli juz wy, to tylko dlatego ze pozwolilyscie sobie zmarnowac spory kawalek zycia. Wiec, Bordo, jesli wolno mi zasugerowac, zostaw w spokoju wyrzuty sumienia, ktore sa tu zupelnie nie na miejscu. Moja matka dlugo zbierala sie z odejsciem, ale jak podjela decyzje to juz szla za ciosem. JESLI COS SIE NIE ZMIENIA PRZEZ LAT 30 TO SIE NIE ZMIENI PRZEZ NASTEPNE 5 I 10! Jak moglo ci przyjsc do glowy, Bordo, ze on moze sie na starosc zmieni? Skad taki bajkowy pomysl? A nawet jesli, to ty powinnas czekac i cierpiec, zeby umrzec w "lepszej" atmosferze? Pomysl, czy to bys poradzila swojej nieszczesliwej corce i czy tego bys ja chciala nauczyc, i czy to bys jej zrobila? A przeciez sobie prawie zrobilas (wyrazy uznania, ze nie!). Tak, rozumiem, ze wszyscy dookola ci to sugerowali, ci, ktorych malzenstwa "przetrwaly". Ale zeby malzenstwo przetyrwalo musza chyba tego chcec 2 osoby, a nie jedna ciagnac woz, prawda? A poza tym zastanow sie jakie sa te malzenstwa, ktore przetrwaly? Czy takie jak twoje? To nie jest godne pochwaly w takim razie, raczej politowania. Pochwaly jestes godna ty, ktora znalazlas odwage, by o siebie zawalczyc. Tak? Wiec nie sugeruj sie glosami z zewn, ktore zycia za ciebie nie przezyja, za ciebie nie umra i nie beda sie za ciebie dreczyc w zlym zwiazku. Ok? Czekaj napisze zaraz dalej, bo boje sie, ze wsz razem sie nie zmiesci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
Pozwalam sobie szalec dalej na twoj temat, Bordo. A wiec, piszesz "mój wiek mnie niepokoi....mam tyle lat co mam a życie tak szybko mknie....czy ja zdążę być jeszcze spokojna, bezpieczna a może i szczęśliwa?" Wiem, ze nie masz 30 czy 40 lat. Ale ciagle masz nastepne przynajmniej 30 do przezycia. O tym musisz pamietac. Pewnie, ze czas szybko leci, i WLASNIE DLATEGO powinnas o siebie dbac w kazdym dniu, ktory przezywasz. Kazdy ma swoj czas na cierpienie (np. Habset 4 lata, u mnie to bylo 1,5), ale jesli mozna go zminimalizowac, to nalezy sie o to starac pracujac nad soba. Poza tym ja mam ciagle przed oczami moja matke, o ktorej wieku i przygodach juz pisalam ci wyzej... I znam jeszcze jedna pania, wdowe, ma teraz 75 lat, jest sama od wielu lat w sensie bez mezczyzny, ale ile ona rzeczy robi, jak podrozuje, chodzi do jakiegos klubu itd. Ma wiecej werwy i radosci zycia niz wiele wiele 30latek ktore znam. Bo trzydziestolatkom sie wydaje, ze moga sobie jeczec i plakac, bo jeszcze maja to zycie, jeszcze sie do smierci nie szykuja. A ona, ta wdowa wie, ze wiele czasu jej nie zostalo i jej go zwyczajnie SZKODA na pograzanie sie. Rozumiesz? Dalej piszesz czy zdaze byc jeszcze spokojna bezpieczna szczesliwa. Moim zdaniem juz jestes, bo jestes wolna od meza, kt ci zjadl nerwy, ale jeszcze tego nie wiesz, jeszcze jakas czesc ciebie jest "uzalezniona" od tych nerwow. Sprobuj sie tego pozbyc. Ale boze bron NIE uzalezniaj tego bycia szczesliwa, spokojna i bezpieczna od mezczyzny. Nigdy nie bedziesz spokojna i bezpieczna, jesli tylko na tym sie oprzesz. Ten filar zawsze moze runac. Oprzyj sie na sobie i ciesz sie obecnoscia pana, ktotry do ciebie przyjdzie kiedys z czasem. Bedzie sie mniej ciebie bal, jesli bedzie widzial ze jestes spokojna sama z soba i tym chetniej bedzie do ciebie ciagnal. Znow przyklad mojej matki: Z tym facetem, z ktorym jest w polowie ich 6-letniego obecnie zwiazku - ona odeszla. Ale nie odeszla, bo go nie chciala, tylko w swojej miejscowosci nie mogla znalezc pracy a zaoferowano jej prace na drugim koncu kraju, cos 500 czy 600 km od jej faceta. I moja matka pojechala. Powiedziala, ze sie czuje uzalezniona od niego, ze nie moze on decydowac o jej byc albo nie byc finansowym (a on sobie troche zaczynal tym pogrywac wowczas), ze go kocha i jak cos sie zmieni zawodowo to ona wroci ale na teraz jedzie pracowac gdzie indziej. I pojechala, odbila sie od dna, a on szalal i walczyl o nia. W koncu prace, rowniez dzieki jego pomocy, dostala w miejscu gdzie wczesniej mieszkali, i wrocila po chyba 9 miesiacach. Jest miedzy nimi cudownie, kochaja sie i matka jest dla niego bardzo dobra, ale on nie osmieli sie juz sobie pogrywac. A moja matka sie po prostu nie boi. Kocha go i jest szczesliwa, ale jej spokoj i bezpieczesntwo daje mysl, ze sama sobie tez poradzi. A teraz chce ci cos powiedziec. Ja nie mam dobrych stosunkow z matka, rzadko sie kontaktujemy. Ale po pierwsze nie moge jej nie podziwiac za to, jaka dzielna jest kobieta i Boze moj, to byl dar to, czego mnie nauczyla. Nie bac sie i wiedziec samej, ze sie da rade. Nie jestem od nikogo gorsza ani lepsza i ja jestem sobie wsparciem. Cuydownie brac wsparcie i milosci i dawac je w zwiazku, ale zwiazek mnie nie definiuje, umiem byc sama. Chcialabys dac taki "spadek" swoim corkom, prawda? Wiec pokaz, jaka jestes dzielna i ze one tez takie moga byc, gdyby zycie dalo im popalic. Na pewno cie obserwuja, rozmawiaj z nimi i niech im zawsze towarzyszy ta sila, ktora im teraz dajesz. Moja matka, przy wszystkich konfliktach - zostawila mi wlasnie takie przeslanie. Ja sie tez, jak ona nie boje i zawsze jestem gotowa stanac twarza w twazr z rzeczywistoscia i ukladac ja na ile sie da po swojemu. A najczesciej sie da na calej linii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
Bordo, piszesz, ze masz marzenia. To bardzo duzo. Ludzie, ktorzy nie marza do niczego nie dochadza, bo ich nie niesie ta mysl, ze sie zrealizuje to, czego pragna. Naprawde to nie jest malo. I ja nie sadze,ze koniecznie trzeba wyjechac, zaczynac od nowa w nowym miejscu. Mozna, i jest to dobry patent, ale przeciez niekoniecznie. Zmienic mozesz sie w tym samym miejscu, w ktorym jestes, zapisac na kursy, odswiezyc jakies stare znajomosci, zorganizowac spotkanie klasy z podstawowki, odkurzyc stare pasje, wolontariat w schronisku (jake tam sie straszne historie poznaje! jak sie tego dowiadujesz, to dziekujesz bogu, ze jestes czlowiekiem i mozesz sie bronic sama, a takie biedne zwierze nie!) - no sama wiesz co tobie sluzy najlepiej. a przy tym masz wsparcie swoich dzieci, sa jednak znajome katy, ktorym nadasz moze nowy wyglad, nie musisz zmieniac jezyka. moze kiedys zapragniesz takiej wielkiej zmiany, jak Habset, jak ja, jak moja mama, i wtedy to zrobisz. Ale moze nie i doskonale odnajdziesz sie sama z soba bez szoku w postaci innego kraju. Ty sama wiesz, co dla ciebie najlepsze. I nie mysl nigdy, ze jestes stara! Stary jest ten kto sie na starosc skazuje. Poki umiesz sie cieszyc zyciem i robisz co lubisz, jestes mloda. Wiem, ze byc moze swiat dookola mowi ci cos innego, bo niestety w Polsce zwlaszcza w malych miasteczkach panuje ten koszmarny przesad, ze kobieta przestaje istniec jako ona sama po slubie i definiuje ja tylko mezczyzna u jej boku, czy by pil i bil czy ponizal... Wiem, ze tam zyjesz i ze cie to dotyka, ale pamietaj prosze rowniez, ze to nie jest JEDYNY swiat, jaki istniejesz. Ludzie te sprawy postrzegaja skrajnie roznie w innych krajach, w wiekszych miastach, z daleka od ciasnej mentalnosci naszych malych miast. Wiem, ze Polska potrafi przytloczyc. Ale nie musi, jak sie nie dasz. Ten kawalek ziemi, na ktorym zyjesz, nie jest wyznacznikiem tego co dobre na caly swait!!! pamietaj, nie daj sie stlamsic. I oczywiscie, ze sie nie zniechecilas do mezczyzn, i oczywiscie, ze jeszcze bys chciala partnera! To tez zdrowy objaw swiadczacy o tym, ze jestes mloda! Prawda? ok, skonczylam. Matyldo rupieciowska, ale sie naprodukowalam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość habset
Możę dodam jeszcze ze dla mnie męczące były szczególnie sny z byłym mężem w roli głównej.Wiecej-to nie były koszmary senne i to tym bardziej bolało.Nie potrafie wytłumaczyc nawet jakie to uczucie i dominujący żal.Dziwnie nie tęsknie za nowym związkiem.Podobno momo wieku jestem atrakcyjną kobietą i młodo wyglądam.Ale juz nikomu nie ufam,mam dystans.A mężczyzna to może by mi sie chwilami przydał ...jak sie coś w mieszkaniu popsuje....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość habset
Dodam że mnie najbardziej przeszkadzały sny z byłym mężem w roli głownej.Okropnie dołujące uczucie.Nie myśle nawet o nowym związku, mam jakiś uraz.Mężczyzna przydałby mi sie wtedy jak sie w mieszkaniu coś popsuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
Habset, a moze jednak warto zaufac? Ja bym to polecala. Dla siebie samej, zeby zyc pogodzona ze swiatem, nie nosic tego okropnego, ciezkiego bagazu zalu, winy, pretensji, zlosci, nie wiem, dopisz, co chcesz. I nie, nie zmuszac sie, ale jesli ktos sie pojawi interesujacy, to oprocz ostroznosci wlaczyc tez i radosc? Ale nie po to, by ci cos w domu naprawial (haha). Tylko, zeby sie dzielic zyciem, bo inaczej to naprawde nie ma sensu. Ale tez sie nie zmuszaj, kazdy ma inne potrzeby. A sny, no coz, sama wiesz, ze odzwierciedlaja strachy zw. z rzeczywistoscia. jak opanujesz rzeczywistosc, rowniez te w twojej glowie, to i sny pomalu zaczna znikac. U mnie sie tak wlasnie stalo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MarylaW
Bordo Nie miej wyrzutów sumienia. Czy nie przyszło Ci do głowy, że rozstanie może być nowym otwarciem z eks - ale na Twoich warunkach. Tylko jak ta deprecha sobie pójdzie (po tym co napisałaś czuję, że jesteś mądrą kobietą i sobie poradzisz) to widzę to nowe otwarcie ale w salonie kosmetycznym ;)) Pozdrawiam Maryla (l 51)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość habset
To już mój drugi rozwód .Pierwszy wiele lat temu zniosłam dużo lepiej.Szybko wróciłam do równowagi-miałam małe dziecko i musiałam wziąsc sie w garść.Myśle ,że trudniej jest właśnie po 50-tce.Dzieci dorosłe,mają swoje życie i mimo dużego wsparcia z ich strony tak naprawde zostaje sie samemu z problemami. Jednak zauważyłam ze czuje sie coraz lepiej,jakby najgorsze minęło już.Może to piękna pogoda tak nastraja optymistycznie.. Co do mężczyzn-niestety są mi na razie całkiem obojętni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bordo
Przeczytałam Twoje opinie kilka razy Kahna....i zaczynam wierzyć w lepsze życie...w siebie. Wiem, że nie jestem sama w takiej sytuacji. Jest wiele kobiet na zakręcie i w moim wieku i sobie radzą. Tak masz rację muszę stanąc twarzą w twarz z rzeczywistością. Ja ciągle wracam do przeszłości , analizuję i doszukuję się mojej winy i o zgrozo znajdują ją. To jakiś koszmar.Wiem, że czeka mnie wiele pracy...nad sobą...ale ją podejmę i postaram się iść przed siebie, nie mam wyjścia...chcę być spokojna i spełniona. Tak...tak...muszę pokochać na nowo siebie i na pewno zrozumieć do czego dążę i na czym mi tak naprawdę zależy. Ja nie zamierzam wspierać się na mężczyżnie i od niego uzależniać mojego szczęśćia ....tylko tak po cichu chciałabym przeżywać to co mi przyniesie życie razem, a także doznać ciepła i dawać to ciepło tak po prostu, tak zwyczajnie - nigdy tego do końca nie zaznałam, w małżeństwie tak naprawdę byłam zawsze sama- mimo, że miałam męża. Czy to tak wiele? Jestem pełna podziwu dla Ciebie Kahna ..poświęciłaś mi tyle czasu,wlałaś tyle serca, madrości życiowej i optymizmui dałaś mi przysłowioego"kopa" do lepszego życia - dzieki,wielkie dzięki za życzliwość. dodanie otuchy.Gdybyśmy koło siebie mieli więcej takich osób o ile mniej byłoby łez. a ile więcej usmiechu i byłoby łatwiej iść po zakręconych drogach w dół i w górę mimo wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bordo
Tak masz rację Hasbet...po 50-ce jest trudniej na nowo ułożyć sobie życie. Moje dzieci też już się usamodzielniły i żyją swoim życiem i tak musi być. Ja jestem bardzo blisko z dziećmi ale nie wymagam aby ciągle troszczyli się o mnie ,sprawdzali czy mama jest spokojna.One też swoje przeszły przez moje toksyczne małżeństwo...teraz to wiem.Mało tego ja jeszcze mam nastepne wyrzuty sumienia, że je w pewien sposób krzywdziłam , że trwałam w tym małżeństwie,skazywałam je na taką rodzinę, nie miałam wtedy dość siły ani odwagi a także warunków aby to przerwać.Często rozmawiam z nimi o tym problemie...niby nie mają żalu ..takie było życie...ale ja swoje wiem. Wydaję mi się teraz, że nie byłam chyba najlepszą matką i to jest mój następny dołek....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
Czesc wszystkim dziewczynom! Bordo, dziekuje za mile slowa, ale to naprawde nic specjalnego, ze ci tu o tym pisze. Zawsze jakas forma wsparcia, ja w swoim czasie tez dostalam tyle pomocy od przyjaciol, bez tego nie wiem, jak bym przetrwala, a sa to rzeczy, ktorymi, jak uwazam, trzeba sie dzielic. W ten czy inny sposob. habset, nie szkodzi, ze nie czujesz potrzeby zwiazku. kazdy jest inny, prawda? moze ci to przyjdzie moze nie, wazne jest ze czujesz sie silna i chcesz robic rzeczy dla siebie! Panie mile, ja nie mam 50 lat, wiec nie mnie sie na ten temat wypowiadac, ale nie wydaje mi sie, ze psychicznie jest trudniej po 50-tce zaczynac od nowa czy ukladac sobie nowe zycie. Nie, ja widze sprawy z tej perspektywy: 1. dzieci macie dorosle i nie musicie za nie juz odpowiadac, juz zyja swoim zyciem. Mozecie miec w nich fantastycznich przyjaciol, to sie zdarza rodzicom i doroslym dzieciom! 2. w zwiazku z tym nie jestescie rozhisteryzowanymi trzydziestolatkami, ktore z obledem w oczach szukaja partnera, ktory sie zdazy z nimi ozenic i splodzic dzieci - i zeby nie bylo, nie mowie tu o wszystkich trzydziestolatkach!!!!! ale generalnie nie macie tego pedu na dom i rozmnazanie, wiec "latwiej" byc z wami 3. w tym wieku sa juz i wdowcy i rozwiedzeni, co wiecej, przynajmniej wiekowo, powinni to byc mezczyzni dojrzali i tacy, co to swoje w zyciu przeszli i chca dobrego spokojnego zwiazku (uwaga na wariatow, bo i tacy sie zdarzaja!) - a wy macie juz dosc doswiadczenia i zdrowego rozsadku, by wybrac sobie dobrego partnera Mile dziewczyny, czy wy uwazacie, ze to malo? Malo tego 4. Za chwile pewnie bedziecie na emeryturze, mozecie caly swoj czas poswiecic na co tylko chcecie!!!!!!!! Nie musicie walczyc o prace, mozecie szyc, robic na drutach, zapisac sie do klubu brydzowego i macie na wszystko czas! Czy to nie jest fantastyczne i ostatnie 5. Moze nie macie najmlodszych ceri pieniedzy na operacje plastyczne ale UWAGA! stac was na dobre kosmetyki i umiecie sie malowac oraz ubrac stosownie do waszej figury (nie mowie wieku!!!!!!!!!!!!!!!!!!). Badzcie przytomne dziewczyny! To wszystko moze byc skarbem, jak sie na to popatrzy z odpowiedniej perspektywy! I to zadne pocieszanie, takie sa FAKTY! Bordo, jeszcze slowko w zwiazku z analizowaniem przeszlosci: zostaw to juz, naprawde. Zanalizuj, wyciagnij wnioski i z tymi wnioskami idz dalej, ale nie z cala przeszloscia. Bo cie to bez sensu zagryzie. Juz tyle przeszlas, to nie daj sie teraz zatrzymac w pol drogi. Jak sie dobrze zastanowisz, to sama stwierdzisz, ze to co masz to wylacznie dzisiaj - przyszlosc mozesz ksztaltowac jak ci sie zywnie podoba, ale ona dopiero bedzie, przeszlosc mozesz zanalizowac i sie z niej uczyc, ale to juz bylo i NIE ZMIENISZ TEGO, chocby cie zjadly wyrzuty sumienia, winy i niewiny i co tylko. Ale to co masz realnie to jest tylko DZISIAJ. Prawda? I nie drecz dzieci, po co, juz to obgadaliscie ze wszytskich stron, niech teraz ci towarzysza w nowym zyciu a nie rozgrzebuja z toba stare bez sensu, nie? Sciskam, musze leciec!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sdfghjk
ja jestem w podobnej sytuacji ... tylko jestem 4 lata poslubie ... od 2 lat mysle o rozwodzie.,.. i brak mi odwagi ... i chyba bede ja miec tez jak bede po 50 tce ... a to jeszcze 20 lat ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to prosteee
a po co czekać, ułożysz sobie jeszcze życie a tak będziesz się męczyć długie lata

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość habset
Faktycznie Kahna masz rację-w twoich "punktach" jest dużo prawdy. Ja rzeczywiście teraz juz nic nie "muszę"-tak jak było w małżeństwie:obiadek mężowi na stół i to oczekiwanie w jakim humorze wróci z pracy,czy zechce w tym miesiącu zapłacić za czynsz czy znowu zwali to na mnie... Pomimo wspomnianych już niedogodności -jestem zadowolona ze mogę teraz żyć tak jak chcę. Nikt sie na mnie nie wyżywa,nie dokucza.Zadaj sobie Bordo pytanie-chciałabyś wrócić choć na tydzien do tamtego życia przed rozwodem? Bo ja napewno nie.A moje dorosłe córki nie chcą o ojcu rozmawiać, uważają ze zrobiłam to co dla nas najlepsze i są ze mnie dumne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bordo
Kahna.. masz 100% racji ...tylko to co napisałaś musi dotrzeć do mnie...muszę dojrzeć do rzeczywistości... Habset pytasz się mnie czy chciałabym wrócić do przeszłości...i tu jest problem...bo były też dobre chwile i ja je staram się pamiętać , ale również już wiem, że mąż którego kochałam się zmienił i na końcu był moim psychicznym oprawcą i tego nic już nie zmieni...i jak to sobie przypomnę to jestem szczęśliwa, że to ja powiedziałam NIE i rozeszłam sie z nim.Może to zabrzmi śmiesznie... w takim momencie jestem z siebie dumna aczkolwiek zdziwiona, że tego dokonałam.Moje córki są moimi najlepszymi przyjaciółkami...to one mnie wspierały w czasie rozwodu, zdecydowanie stanęły po mojej stronie i dlatego ojciec - despota je wykreślił. Jak tak piszę ...to jeszcze bardziej do mnie dociera, że nie jest tak żle...a może być pięknie.Poprawiłyście mi nastrój dziewczyny i za to wielkie dzięki. sdfghjk - ja Tobie nie mogę radzić....ponieważ męczyłam się w chorym związku 30 lat bo też się bałam i co ? zmarnowałam tyle lat życia....pomyśl czy warto...jesteś jeszcze taka młoda, wszystko przed Tobą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Maryla W.
Dziewczyny ! Czytam od dwóch dni Wasze wypowiedzi i serce rośnie. W zalewie tępoty i wszechogarniającego debilizmu po raz pierwszy czytam mądre wyważone wypowiedzi na forum internetowym. Bordo jesteś szczęściarą Pozdrawiam Wszystkie serdecznie Maryla

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zunie
Marylko, dołączam się do Twojej wypowiedzi. A Ty Bordo nie martw się. Jesteś całkiem normalna, normalnie przechodzisz "żałobę". Też jestem po rozwodzie i do siebie nie mogłam dojść około 6 lat. Teraz jest ok. Wiele zmieniłam w swoim życiu i nie zasypiam już i nie budzę się z myślą o NIM. Pewnie, że są jeszcze takie chwile, które sprowadzają nostalgię, tęsknotę - ale to tylko krótkie chwile i tylko czasem. Nie ma obok mnie żadnego mężczyzny i nie ubolewam nad tym, bo jest mi po prostu DOBRZE. Cieszę się wolnością i korzystam z niej. Robię przede wszystkim to co lubię. A miłość? Może kiedyś przyjdzie..... nie oczekuję jej. Trzymaj się dzielnie Bordo i wszystkie pozostałe. Jestem całym sercem z Wami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość booogusia
Witam. Dobrze jest z Wami, dziewczyny, można wiele sie od Was nauczyć. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zunie
...... i jeszcze jedno dziewczątka - wejdźcie na stronę www.kobieceserca.pl - uzdrowi, doda siły, wesprze. Szkoda, że ja tak późno ją odnalazłam. Aha! Mam 52 lata i 22 letni staż małżeński za sobą i zawsze wspaniałego syna. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kahna kahna
No to sie ciesze, dziewczyny, ze jakos sie odnajdujecie i wspieracie - jestem przekonana, ze najwieksza sila kobiet, oprocz siebie samych, jest wspolnota kobiet. A, dla jasnosci. Mnie sie zycie ulozylo jakis czas temu. Inaczej, sama je sobie ulozylam. Poprzez swoje wybory. I zawodowo i prywatnie. I jestem SPOKOJNA. Czegi i wam zycze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bordo
Witajcie dziewczyny.... Dostałam prezent od losu - spotkałam na forum życzliwe istoty, madre kobiety, które poświęciły mi czas, dodały mi wiary na przyszłość -przesłały dobrą energię ...a to tak wiele. Tak powinnyśmy się wspierać i to zawsze...ja niestety dośwaidczyłam wiele zawodu ze strony kobiet...ale jak Kahna pisze ...to już było. Teraz zbieram się w sobie i spróbuje sama zorganizować sobie urlop, nie z dziećmi czy przy dzieciach .....może to będzie skromny wypoczynek ale mój..i ja zdecyduję gdzie, jak i kiedy. Ruszam.....przed siebie z Waszymi radami i z Waszym optymizmem, pozdrawiam Was serdecznie WSZYSTKIE i bedę tu wracać...licząc, że Was znowu tu spotkam - zapraszam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×