Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dorosla choć zagubiona

DOROSŁE DZIECI TOKSYCZNYCH RODZICÓW!!!

Polecane posty

Gość dorosla choć zagubiona

ten wątek jest poświęcony dla wszystkich którzy mają ten problem co ja a mianowicie w psychologi nazywa się to Dorosłe dzieci toksycznych rodziców,wiele razy próbowałam jakoś sobie to wszystko wyjaśnić,jestem tak zmaltretowana psychicznie ale znalazłam już odpowiedz na to dlaczego tak jest i co to zapoczątkowało,proszę was przeczytajcie ten artykuł który tu umieszczę poniżej i jeżeli ktoś ma taki sam problem to jest to właśnie założony wątek specjalnie dla nas żebyśmy mogli się wspierać i zwierzać oraz sobie pomagać... Dorosłe dzieci toksycznych rodziców Występowanie problemu dorosłych dzieci toksycznych rodziców wcale nie jest tak rzadkie jakby się mogło wydawać. Te problemy dotyczą nie tylko rodzin patologicznych, gdzie są problemy alkoholizmu czy przemocy. Toksyczni rodzice to wszyscy ci, którzy poniżają swoje dzieci, krytykują, nadmiernie kontrolują, nie dają wsparcia psychicznego. Ktoś, kto został wychowany przez toksycznych rodziców będzie cierpiał nawet w dorosłym życiu mają lat 30 czy 40. Dzieci wyrastające w takich rodzinach nie mają poczucia własnej wartości, przez co będąc już ludźmi dorosłymi często nie potrafią wyznaczać granic, mają problemy z asertywnością a inni to wykorzystują. Wielkim problemem dorosłych dzieci toksycznych rodziców jest stałe poczucie winy. Czują się one ciągle odpowiedzialne za swoich niby dorosłych rodziców, którzy często nie radzą sobie z codziennością i oczekują, że ich dorosłe dzieci będą rozwiązywać ich problemu w ramach długu, jaki rzekomo powinny spłacić. Ciężar wychowywania się w takich rodzinach jest bardzo duży. Dorosłe dzieci z toksycznych domów często pomimo osiągnięć czują się nic nie warte, mają problemy z tworzenie trwałych i satysfakcjonujących związków, nawet, jeśli układa im się w życiu towarzyskim mimo wszystko mają poczucie nieprzystosowania, czują się gorsi od innych. Rodzice dorosłych dzieci, którzy mają zwyczaj ich kontrolować i narzucać jedynie słuszne rozwiązania doprowadzają do tego, że ich dorosłe dzieci są niesamodzielne, boją się podejmowania decyzji i odrzucenia. Życie nie przynosi im radości a oni sami do końca nie potrafią określić swoich potrzeb, odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego są nieszczęśliwi. Dorosłym dzieciom toksycznych rodziców trudno funkcjonuje się także wśród znajomych. Niby są już samodzielni, często mają dobrą pracę, swoje mieszkania i dzieci jednak, gdy odwiedzają rówieśników zwłaszcza w ich domach rodzinnych zawsze ich coś kłuje z zazdrości, gdy widzą faktyczne zainteresowanie ze strony rodziców koleżanek, pomoc przy dzieciach i obecność przy każdym ważnym wydarzeniu życiowym, bo oni sami tego nigdy nie doświadczali. Jak sobie radzić z tymi problemami w dorosłym życiu? Trzeba przede wszystkim uznać swoje poczucie niezależności i starać się uwolnić od poczucia winy. Jeśli dorosła osoba mieszka nadal z toksycznymi rodzicami powinna się wyprowadzić, choćby do wynajmowanego mieszkania nawet kosztem znacznego obniżenia stopy życiowej. Z pewnością dużo mniej stresujące jest życie w niedostatku czy spłata kredytu niż znoszenie upokorzeń ze strony toksycznych rodziców. Jeśli każda wizyta dorosłego dziecka u toksycznych rodziców kończy się poczuciem winy, depresyjnym nastrojem należy ich unikać. Problem uzależnienia od toksycznego rodzica destrukcyjnie wpływa na wiele małżeństw, gdy jeden z partnerów zamiast żyć życiem swojej rodziny w pierwszej kolejności poświęca czas swoim rodzicom. Równie trudna jest sytuacja dorosłych singli, którym toksyczni rodzice nie pozwalają się usamodzielnić i wmawiają, że to oni jako samotni powinni zająć się starymi rodzicami. Każdy taki singiel powinien pamiętać, że owszem w miarę możliwości ma wspierać swoich rodziców, ale ma też prawo do własnego życia, również wtedy, gdy nie zdecyduje się na założenie rodziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Silene
Witaj :) jakbym czytała o sobie. Niskie poczucie wartości, nieumiejętność utrzymania w związku, stawianie sie w każdej relacji na pozycji ofiary...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorosla choć zagubiona
właśnie masz rację typowe dla toksycznego ojca lub matki jest postawienie na swoim i nie da sobie przetłumaczyć że nie można tak ingerować i czyjeś życie ,narzucać jak kto ma wychowywać dzieci ,czy podejmować jakiekolwiek inne decyzję ,wiele razy od własnego ojca słyszałam jak wpadł w furię gdy coś udało mi się zrobić po swojemu inaczej niż on chciał mówił żę jestem nikim ,że miał do matki pretensje że mnie urodziła,że mogła mnie wyrzucić na śmietnik albo dokonać aborcji gdyby wiedział że taka będe niesłuchana ,że nie będe oddawała mu szacunku a to mój obowiązek oddawać szacunek i słuchać się go a nie własnego męża bo jak to ojciec powiedział i twierdzi że mąż to obcy człowiek a ojciec to ojciec który mnie wychował i to jego powinnam sie słuchać i z nim razem decyzję podejmować a nie z moim mężem,to ojca powinnam się radzić jak mam w danej sytuacji postąpić a nie męża,bo on wie najlepiej co jest dobre,toksyczni rodzice chcą wychować dzieci dla siebie a nie dla drugiego człowieka chcą podporządkować dzieci wyłącznie sobie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość c u d n a
moja matka byla taka. ostatnio mialam incydent z moim tżtem. nie lapie sparaw informatyki tak jak ja i musialam wyjasnic mu cos co w moim mniemaniu jest w stanie zrozumiec nawet 10latek. zaczelam mu ten prosces dzialania tlumaczyc potem upraszczac przykladam a nadal nie rozumial. zaczelam upraszczac jeszcze bardziej, mowiac ze to prostrze niz dodawanie do dziesięciu i jesze i jeszcze...aż poniżyłam go do tego stopnia, ze prownalam tekst do wycinaneg schowek do kleju a offisa do kartki z bloku. mowilam podniesionym glosem on posmutnial, poczul sie zapewne bardzo ponizony. i w tym momencie to sie dzadziało po 23 latach. odwrocilam glowe nie chciałam zeby widział, ze moj postepek sam w sobie wymierzyl mi policzek, bo uwazałam ze bardziej niz jego upodliłam siebie takim zachowaniam i powiedzialam jak gdyby nigdy nic ale juz lzy mi dlawily gardlo: '''''matka mnie bila jak czegos nie rozumialam''''. nie mam pojecia dlaczego to moje wyżywanie sie na nim, tak mnie rozwaliło. kiedy moj teżet mnie przytulił i zrobił takie '''cściii nie szkodzi''''. to zaczełam szlochac w głos i jak tamto dziecko krzyczeć ze ja nie rozumiałam a ona mnie biła i wyzywała. płakałam w głos z piec minut ja mala dziecko co nigdy mi sie nie przydarzyło. kiedy sie uspokoiłam, zrozumiałam, ze ten akt wyzywanie sie psychicznie ma moim tż, sprawił, ze ten wrzód DDTR własnie pęłkł..po 23 latach. wyobrażacie sobie jak długo moze cos w człowieku siedzieć? płacz i dorosłe zachowania mojego tż sprawiło, ze czułam się jakbym sie wyspowiadała z całego zycia, ulge, błogość a jednocześnie potworne zmęczenie, ale juz nie poczucie winy. nie mam zalu [tak mi sie rzynajmniej wydaje] o mojej matki, bo ona tez w zyciu nie zażyła niczeg dobrego czego mogłaby nauczyc i dac mnie. wiem na pewno ze wiele chorób fizycznych nie mowiac juz o psychicznych bierze sie własnie z takich nierozwiazanych przez lata żali i zlago traktowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co babcia zaszyla w torebce?
jedynym ratunkiem jest odcięcie pępowiny im szybciej tym lepiej :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję wam za ten temat. Łzy same napłynęły mi do oczu... Nie wiem jak sobie poradzę dalej z życiem... Wiem, że jestem wartościową osobą, wiem że wiele mogę osiągnąć, wiem, że ludzie mnie lubią, wiem, że zasługuję na wszystko co dobre. Ale mimo tych wszystkich "wiem" jestem czasem tak strasznie zagubiona, mała i nic nie warta. Nie potrafię zbudować żadnego związku, wciąż jestem sama... Święta to dla mnie najgorszy okres w ciągu roku, burzą całą moją harmonię, mój mały świat, który zbudowałam sobie z dala od rodziców. Ale nie umiem zostawić ich na święta, nie umiem nie jechać do "domu". Nie wiem jak to będzie w przyszłości. Rodzice są coraz starsi i boję się że nadejdzie moment, w którym będę zmuszona się nimi zająć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
temat pokrewny: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5443357 nie sugerujcie sie tym "A" na koncu, to akurat nie ma znaczenia bo wszyscy jestesmy z rodzin dysfunkcyjnych. U mnie w domu nie bylo alkoholu wcale - a mam wszystkie cechy DDA (jestem DDD, jak Wy z pewnoscia). Toksyczny rodzic to nic innego jak wlasnie dysfunkcyjny. A tutaj maly test: http://www.dda.ite.pl/index.php?autodiagnozadda

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość c u d n a
moglabym w zasadzie postawic TAK pod kazdym ale zwlaszcza to i w takiej kolejnosci wzbudzilo znow lzy 1.w mojej rodzinie brałem na siebie winę za to, czego nie popełniłem, po to jedynie, by zakończyć kłótnię 2.w mojej rodzinie chwalono mnie, gdy zachowywałem się jak dorosły 3.w mojej rodzinie konflikt oznaczał, że ktoś mógł mnie opuścić fizycznie/emocjonalnie 4.mam skłonność do myślenia w kategoriach dobro-zło 5.czuję się zaniepokojony, kiedy mam świadomość, że nie panuję nad wszystkim 6.w mojej rodzinie nigdy niczego nie robiłem dobrze 7.przyciągają mnie ludzie, którym mogę pomóc lub których mogę wyleczyć 8.mam skłonność do nawiązywania blizszych znajomosci z osobami, które są trudno dostępne 9.nienawidzę mówić "żegnaj" 10. czasami myślę, że uczucia są wyłącznie ciężarem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fegter
ja chyba też jestem z takiej dysfunkcyjnej rodziny. Wiele razy próbowałam ten temat poruszyć z rodziną to mnie ostracyzmem potraktowali. Bolało. Brak zrozumienia boli. Jestem po kilku próbach samobójczych ale tak na prawdę bardzo trudno zabić samego siebie. Nawet jeśli nikt cię nie kocha, tak jak tego potrzebujemy to koniec końców sami do siebie też coś czujemy a mi bardzo trudno przychodzi krzywdzić samą siebie. Tak więc nie odebrałam sobie ostatecznie życia ale wyprowadziłam się na swoje. Jednak niewiele to zmienia. To czym skorupka za młodu nasiąkła..... Trudno się tego balastu pozbyć. Trzeba po prostu nauczyć się z tym żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fegter
ja obrałam taktykę że mówię wprost co myślę i czuję. Nawet jeżeli mnie to naraża na ostracyzm. Mną nigdy nikt się nie przejmował, moje sprawy nigdy nie były ważne, moje osiągnięcia zawsze minimalizowano. Ja zawsze czuję się gorsza i chyba już nic tego nie zmieni. Moja matka od dziecka mnie nie akceptowala, wiecznie krytykowała. Złe włosy, zła cera, złe zachowanie, złe wybory, żli chłopcy. Kiedy były święta jako dziecko zdarzało się tak że jako jedyna nie otrzymywałam prezentu, bo moje rodzeństwo miało jakieś ważne marzenia i nie starczyło dla wszystkich. Oczekiwano ode mnie zawsze wyrozumialości. Kiedy dostałam sie do liceum i super dobrze zdałam egzaminy dostałam lanie od matki. Na studia szłam już w wielkiej tajemnicy. Wszystko co dla mnie ważne robie w wielkiej tajemnicy bo wiem że zostanę skrytykowana. Krytykuje mnie się za wygląd, ubiór, to co robię. Mam się nie wychylać. Straszne to wzsystko jak głęboko to tkwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Polecam - jak w kazdym z podobnych przypadkow, lekture Johna Bradshaw'a - Homecoming. Reclaiming and championing your inner child" - w Polsce zostala wydana chyba pod tytulem "Powrot do swego wewnetrznego domu". Tegoz samego autora (moim zdaniem jeszcze trafniejsza ale bardziej bolesna w odbiorze) "Bradshaw On: The Family". Nie wiem, czy zostala przetlumaczona na polski... Te ksiazki pomagaja zrozumiec siebie - a poprzez zrozumienie i odpowiedz na pytania: dlaczego, mozemy nauczyc sie zyc z naszymi lekami. Czesc z nich na pewno zwalczymy ale czesc zostanie. Tak juz jest. A naszym zadaniem jest byc szczesliwym na ile to mozliwe z naszym obciazeniem. Powiem cos, co jest bolesne ale prawdziwe: przeszlosc i dziecinstwo nas TLUMACZY. Ale nas nie USPRAWIEDLIWIA.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorosla choć zagubiona
jeśli już mówimy na temat książek to ja polecałabym książkę autorstwa Susan Forward Toksyczni Rodzice Jest ona nie droga i warto w nią zainwestować tam jest bardzo dobrze wszystko wyjaśnione i jak się ją czyta to tak jakby czytało się o własnym życiu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorosla choć zagubiona
a chciałabym się od was dowiedzieć jakie słowa padają w waszą stronę najczęściej od takich toksycznych rodziców?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutajka
Witam. Weszłam, przeczytałam,poczułam się,jak u siebie, wśród ludzi mających podobnie jak ja. Nie,nie pociesza mnie to. Za chwilę skończę 35 lat i nadal jestem pogubiona.Nadal nie uwolniłam się od toksyn, trucizny,jaką aplikował mi mój pseudo ojciec.Tak, pseudo,bo nie sztuką jest mieć wpisanego ojca w dokumentach,skoro nigdy nim nie był. Więcej życzliwości zaznałam od obcych,od wujka. Od 10 lat nie mieszkam tam,gdzie on, mieszkam u siebie. Lecz nie założyłam rodziny,nie stworzyłam związku,nie mam przyjaciół,znajomych. Samotność moją "przyjaciółką". Całe swoje dzieciństwo, młodość słyszałam,że się do niczego nie nadaję,że nikt mnie nie lubi, że nic nie osiągnę.Wieczne porównania do kuzynki,bo"ładniejsza, bo na dyskoteki chodzi,bo towarzyska... A mówił to człowiek,który sam skończył zawodówkę,jest maminsynkiem, który ożenił się, bo "mamusia" kazała.Który niszczył i niszczy życie 3 osób:mojej mamy,brata i moje. Nie uciekałam z tego domu, wprost przeciwnie-tkwiłam w nim,czytając mnóstwo książek, obserwując ludzi zza firanki. Przypominam sobie taką sytuację, gdy jednak zaprosiłam do siebie koleżankę (miałam wówczas takie 3,jak to dziewczyny w 7-8 klasie),siedziałyśmy w moim pokoju,a za ścianą awantura,jego wściekłość na matkę, bo kupiła drugi egzemplarz gazety.Chciałam się zapaść pod ziemię,bo dziewczyna była z dobrego porządnego domu. Nigdy juz nie zapraszałam do siebie.Żadnej koleżanki. Inne wspomnienie: dziecko w 1 klasie podstawówki klęczące na takiej twardej ostrej podkładce z rękoma nad głową, bo nie mogło się nauczyć szybko czytać, tylko sylabizowało.To ja.Kat to on.Matka za ścianą. Mogłabym napisać więcej,ale ... Czy da się uwolnić od tego??? Czy nie ma szans?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość c u d n a
moje wsomnienie opisalam wyzej, jest ich o wiele wiecei jak rowniez te ktore wyparlam tak silne w podsiwadomosc, na skale niemalze amnezji na skutek wypadku. pamietam moze 15% dziecinstwa tak do 15 roku zycia. pamietam, ze zawsze wymagala ode mnie dokonan ponad moje sily i wiek i odpowiedzialnosc dzieciecą. w 11 roku zycia pokonywalam autobusami pks 30 km odcinki az znajomi kierowcy dziwili sie i nazywali mnie cyganica.potem, kiedy mialam 14 lat matka obarczyla mnie zobowiazaniem z obietnica bez pokrycia zresztą. powiedziała: jesli zawieziesz swoje rodzenstwo do babci na wakacje to ci zaufam. nie rozumiem i nie bardzo pamietam czym nadszarpnełam to jej zaufania, ale przyjalam za punkt homoru i gonitwe do upragnionego celu akceptacji mamy chocby w polowie takiej jak miało pozostałe rodzenstwo. pojechałam 400km w tym 4 przesiadki w podróż z dziecmi w wieku 11 i 7 lat. z walizami i torbami, z kanapkami ze smalcem ktore wstydzilam sie wyciagac z torby. zrobilam to, dowiozlam rodzenstwo cale i zdrowe. ale nadal bylam tylko szmatą. do mojego tżeta tez powiedziala, zeby sie ze mna nie wiazal bo ja jestem nic niewarty smiec i nie bedzie mial ze mnie zadnego pozytku. trudno sie odciać moim zdaniem jedyne lekartwo to wrocić do tego z terapltą, rozgrzebac wykrzyczeć żal i ból i dopiero zaczac żyć. pozwoliśc sobie na dziecinstwo w doroslosci, potem młodzieńczosc a potem zaczac z opuxnieniem przezywac dorslosc. ja przez nia dziecinstwa nie mialam, musialam wszystko rozumiec bez tlumaczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiki
Czy zerwanie kontaktu z takimi rodzicami/rodzicem nie jest najlepszym rozwiązaniem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Te wszystkie sytuacje, które tutaj przytaczacie są tak dobrze mi znajome, w zasadzie analogiczne. smutajka-> a twoja historia jest mi szczególnie bliska, bo w moim przypadku to też jest ojciec, który niszczy życie nie tylko moje, ale i siostry i mamy. W gruncie rzeczy teraz najbardziej cierpi mama, my już wyprowadziłyśmy się z domu i to ona musi znosić dzień w dzień jego tyranię. Ale kiedy jadę do nich w odwiedziny to wszystko wraca, on nie zmienił się nic a nic, wciąż traktuje mnie jak coś gorszej kategorii, coś co powinno się słuchać, nie mieć własnego zdania, zachowywać się tak jak on uważa to za słuszne. Każda moja wizyta kończy się awanturą o byle głupotę, a potem oczywiście ciszą i nieodzywaniem się. To jego ulubiona forma wyrażania gniewu. I nigdy nie wyciągnie pierwszy ręki na zgodę. Pamiętam, że wszystkie kłótnie i wyzwiska zaczęły się gdzieś mniej więcej kiedy miałam 13-14 lat. Wcześniej obiektem drwin, poniżania i wyszydzania była tylko siostra i mama. Ja byłam ukochaną córeczką tatusia z którą to mógł wyszydzać mamę i siostrę. Uwielbiał mnie nastawiać przeciwko nim. Aż w pewnym momencie zaczęłam samodzielnie myśleć, dorastać i wymykać się spod jego kontroli. Wtedy zaczęłam się z nim kłócić, bo u nas w domu o normalnych rozmowach, wymianie zdań mowy nie było nigdy. Nadszedł taki moment, że wzięłam kiedyś w obronę siostrę. Pamiętam, że pewnego dnia w wakacje przyszedł list z uczelni mojej siostry, że dostała miejsce w akademiku na następny rok. Bardzo się ucieszyła, zaczęła skakać i się śmiać na podwórku. Wówczas on krzyknął " Zamknij mordę wariacie, co się tak cieszysz, wszyscy ludzie usłyszą". To było straszne, to było jak cios. Widziałam jak w jednej chwili siostra z euforii popada w bezgraniczną przepaść, jak zaczyna płakać. Więc zaczęłam mu uświadamiać co zrobił. W trakcie tej "wymiany zdań" dowiedziałam się, że jestem takim samym wariatem jak ona. Jako, że charakter miałam trochę silniejszy niż siostra to odpowiedziałam mu "i vice versa", no i to był początek... Przestał się do mnie odzywać, traktował mnie jak powietrze, ignorował przez prawie 3 lata. 3 lata życia w milczeniu pod jednym dachem. Z jednej strony plus był taki, że skoro się nie odzywał to nie mógł na mnie nawrzeszczeć, zwyzywać, więc miałam w miarę święty spokój. Wtedy obrywała mama, że źle nas wychowała, że co z niej za matka, że Bóg go takimi dziećmi pokarał. Musiałam słuchać przez ścianę wiecznych awantur, które jej urządzał. Przez te 3 lata były oczywiście święta, jego imieniny, urodziny itd. I to była dla mnie największa trauma. Mama błagała mnie i zaklinała na wszystkie świętości, że mam iść przeprosić ojca i złożyć mu życzenia. I za każdym razem szłam, płakałam, składałam mu te życzenia, bolało jak cholera. On zero reakcji, czasem tylko mówił, że pewnie czekam na jego śmierć. To był najtrudniejszy czas bo wtedy zaczęłam dojrzewać i budować gdzieś swoje poczucie wartości, swoją kobiecość itd. A właśnie wtedy ojciec traktował mnie jak nic, jak zero. Dlatego ciężko było mi nawiązać z kimś jakiekolwiek relacje, zaprzyjaźnić, o jakichkolwiek związkach nie było mowy. Tak jest w zasadzie do dzisiaj. Skończyłam studia, pracuję, jestem niezależna. Nie umiem jednak być z nikim, z żadnym mężczyzną, nie wiem jak miałabym komukolwiek powiedzieć o mnie całą prawdę, przedstawić swojego ojca. To niemożliwe... Wolę chyba być sama...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutajka
Szukam_lwa Co zdanie,to w miałam na ustach: Ja też! Ja też! Rozumiem Cię bardziej niż możesz sądzić. U mnie to się zaczęło,gdy w 8 kl. nie wybrałam szkoły w mieście jego matki,lecz w innym.A przecież oni już sobie zaplanowali,że będę u niej mieszkała i posłusznie wykonywała każde polecenie.Wówczas zaczął mnie ignorować. Jak to, bunt przeciw niemu, jego matce??? Przeciw wyroczniom? Czekałam na moment,by się wyprowadzić, po studiach (zaocznych finansowanych dzięki mamie, on nie dał grosza) dostałam pracę, przez rok zbierałam,potem wyniosłam się do rudery z kiepskim ogrzewaniem,zimną wodą,bez gazu.Po roku zmieniłam na kolejne wynajęte,już lepsze, a po 2 kupiłam własne-znów pomoc mamy, moje uskładane i kredyt. Na remonty zbieram, bo nigdy nie poproszę jego o pomoc,wolę dać zarobić obcemu. On nigdy u mnie nie był i nie będzie.Nie skazi mojego azylu. Jestem samotna,ale co dla mnie ważniejsze, to to, że wracam do siebie ze świadomością, że mam spokój, ciszę, nie muszę bać się awantury. Taka myśl mnie naszła- od kiedy mieszkam sama, nie tłukę naczyń przy zmywaniu, a w tzw. domu rodzinnym to było nagminne.I w związku z tym zawsze awantura, że i do tego się nie nadaję. Ha,bo dziś jestem spokojniejsza, a nie tak rozedrgana w środku. Tak,masz absolutną rację, ojciec,dobry ojciec jest bardzo ważny w życiu nie tylko syna,ale i córki. My miałyśmy antywzór w domach i dlatego dziś to determinuje tak bardzo nasze życie, wybory,działania. Pozdrawiam Cię serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorosla choć zagubiona
smutajko i szukam lwa...jak czytam wasze wypowiedzi to tak samo czuję w każdym zdaniu,słowie to wszystko co u mnie się dzieję i działo...choć teraz mam rodzinę ,męża, dziecko to tak ciężko mi żyć ,mój mąż mnie stara się zrozumieć w wielu sytuacjach no ale ileż można mąż chciałby bardzo bym nie słuchał i nie robiła tak jak mój ojciec tego chce ja się bardzo staram ale czasami to co miałam nażucane tyle lat i co zapoczątkowało w mojej psychice jest trudne do przezwyciężenia,podobnie w dzieciństwie byłam najukochańszą córeczką tatusia nawet mojej siostry nie traktował tak jak mnie ,pamiętam jak dzieliłam się z ojcem cukierkiem ,miałam jednego i zawsze pól dawałam jemu bo gdybym tego n ie zrobiła to tak strasznie się bałam że będzie zły na mnie,i gdy miałam 14 lat zupełnie to się zmieniło to był mój wiek dojrzewania ojciec stał się zupełnie inny już nie byłam jego ukochaną córeczką dlatego że zaczynałam mieć inne zdanie niż on ,nie chciałam mu się podporządkowywać tak jak mała dziewczynka ,potem poznawałam chłopaków oczywiście nie mogłam nigdzie wyjść ani na dyskoteke z koleżankami,nie mogłam mieć koleżanek musiałam tylko siedzieć w domu a ja zazdrościłam innym że chodzą na dyskoteki,na ogniska na rózne zabawy,potem poznałam mojego męża i też to wszystko się ciągneło ,siedziałam tylko z nim w domu a ojciec nas pilnował żebyśmy się nawet nie przytulili,z biegiem czasu udawało mi się oszukać ojca i gdzieś podczas szkoły spotykałam się z moim obecnym mężem ale ja nie chciałam się spotykać po kryjomu ale innego wyjścia nie miałam jak każda młoda dziewczyna potrzebowałam prywatnośći,teraz po ślubie jestem już dwa lata mam synka a mój ojciec nadal tak jak za dawnych lat się wtrąca do mnie ,nażuca nam jak mamy postępować,jak wychowywać dziecko,jakie decyzję podejmować a jak zrobimy inaczej niż ojciec chciał to są awantury i podają takie zdania że on nie ma prawdziwej córki, że jestem wredna że powinnam oddawać mu szacunek że BÓG mnie ukarze że taka osoba jak ja to za karę zachoruje na raka,że albo zgine w wypadku samochodowym takie bolące słowa....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorosla choć zagubiona
jesteście tam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
smutajko -> ostatnio jak wróciłam po świętach od rodziców do siebie do domu było mi tak dobrze. Napisałam wtedy do siostry, że nikt nigdy nie zrozumie ile szczęścia może dać człowiekowi siedzenie na własnym łóżku, patrzenie na własną choinkę, głaskanie kota, picie herbaty, a wszystko to w spokojnej atmosferze, ciszy i bez stresu. Okazuje się jednak, że jest ktoś kto jest w stanie to sobie wyobrazić :) dorosla choć zagubiona-> jak czytam to co napisałaś to wracają kolejne wspomnienia.Ja też nie wychodziłam nigdzie, po pierwsze dlatego że gdy tylko wyszłam z taką inicjatywą to zawsze mama błagała mnie żebym nigdzie nie szła, bo będzie awantura a ona już ma dość wysłuchiwania tych wszystkich wyzwisk. Po drugie, po pewnym czasie nawet nie miałam już ochoty, skupiłam się tylko na nauce, na tym aby jak najlepiej skończyć szkołę, dostać się na studia i wyjechać. Zazdroszczę Ci trochę, że udało Ci się poukładać w miarę swoje życie, że masz męża, dziecko. Ja, tak jak napisałam, nie byłabym w stanie nikomu zaufać. Może też trochę zatraciłam się w swojej niezależności. Boję się że jak się z kimś zwiążę, to nie będę mogła już decydować sama o sobie, że partner będzie kazał mi postępować tak a nie inaczej, że stanę się taka jak moja mama, która nie miała nic do powiedzenia. Ona nigdy nie miała własnych pieniędzy, wszystkie oddawała jemu. Jak poszła na zakupy to po powrocie sprawdzał jej portfel, paragony, rozliczał z każdego grosza. Chciałam was zapytać o jeszcze jedną kwestię. Czy wasi rodzice, w szczególności ojcowie, byli wierzący? Mój ojciec chodzi do kościoła co niedziela, modli się codziennie, teraz nawet na starość to siedzi non stop i słucha radia, odmawia te wszystkie koronki, różańce itd. Nie potrafię tego zrozumieć, nie dociera to do mnie, jak można być takim dwulicowym człowiekiem. On nawet jak te kilka lat się do mnie nie odzywał to biegał do komunii co niedziela. Po prostu wzór cnót wszelakich. I wszyscy wokół byli przekonani, że jesteśmy taką piękną, kochającą się i wierzącą rodziną. Tylko potem ja- czarna owca przestałam chodzić do kościoła. I tak mi już zostało. Czasem rozmawiam sobie z Bogiem, wierzę, że gdzieś jest, ale do kościoła chodzić nie będę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorosla choć zagubiona
tak mój ojciec jest wierzący,chodzi do kościoła co niedziele bo kiedyś nie chodził zaczął chodzić i modlić się od 3 lat ,wczesniej nie chodził inie modlił się a teraz tak też przyjmuje komunie co niedziela i codziennie się modli po kilka razy...i też nie potrafie zrozumieć dlaczego tak postępuję z rodziną skoro tak wierzy w Boga,cieszyłam sę bardzo jak po tylu latach zaczął chodzć do kościoła myślałam że się zmieni też pod tymi względami co do rodziny...ja też jestem wierząca i Bóg pomaga mi wytrwać w tym co dla mnie jest tak ciężkie,w tych moich problemach dodaje mi sił i jest mi lżej....tak więc nie chce żebyś jakoś żle odebrała,nie chcę cię pouczać ale spróbuj uwierzyc że Bóg ci pomoże przetrwac i że te cierpienia kiedyś nam wynagrodzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"....Mój ojciec chodzi do kościoła co niedziela, modli się codziennie, teraz nawet na starość to siedzi non stop i słucha radia, odmawia te wszystkie koronki, różańce itd. Nie potrafię tego zrozumieć, nie dociera to do mnie, jak można być takim dwulicowym człowiekiem. On nawet jak te kilka lat się do mnie nie odzywał to biegał do komunii co niedziela. Po prostu wzór cnót wszelakich. I wszyscy wokół byli przekonani, że jesteśmy taką piękną, kochającą się i wierzącą rodziną...." \I To prawie jakby o moim...ale jego już nie ma po "tej stronie";a na pogrzebie,proboszcz takie kazanie o nim powiedział,że myślałam,że zaraz o beatyfikację wystąpi....:PA mnie się rzygać chciało,od wysłuchiwania tych peanów na cześć mojego tatusia:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szukam_lwa, dorosła... Poraziły mnie słowa Twego ojca o tej karze od Boga.No jak tak można! Niech pamięta,że tak jak powraca dobro, tak też i zło. U mnie to jest tak,że chodzi do kościoła co niedzielę, mało tego,jest takim hipokrytą,że domaga się Wigilii. Rok temu powiedział mamie, żebym ja też była.Oczywiście nie poszłam.Myślę, że uczęszcza na msze, po to, żeby ludzie widzieli. We mnie wiary już brak. Modliłam się wiele lat o to, by było lepiej-nie było, nie jest. A nie po drodze mi z zasadą nadstaw drugi policzek, wybaczaj. Nie chcę mu wybaczyć!!! A propos świąt, to w tym roku podczas Wigilii dzielił się opłatkiem z moją mamą i bratem, a następnego dnia zwyzywał go od debili, bo na aucie (do którego dołożyła pieniądze jego matka, nie on) było błoto. W efekcie brat pół nocy przesiedział u mnie i następnego dnia wrócił do miasta, w którym pracuje, autobusem. Ja nie bywam w domu mojej mamy,gdy wiem, że on tam jest, z resztą źle by się to dla mamy skończyło-awanturą, jego wybuchem. Mamy ustalone z mamą,że daje mi znać, gdy on jedzie w odwiedziny do swojej matki,to wówczas mogę przyjść. Niedawno dostałam "znak",więc wyszłam z domu.Pod blokiem zobaczyłam jego samochód na parkingu, zadzwoniłam domofonem i okazało się, pojechał, ale po coś wrócił i własnie schodzi na dół.Uciekłam do piwnicy.Ba,okazało się, że przyszedł tam,ale, ja słysząc kroki,uciekłam dalej.Później nie mogłam się uspokoić kilka godzin,byłam totalnie rozbita.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mleczkozmagnezem-jakkolwiek to brutalnie zabrzmi, to napiszę, co myślę: zazdroszczę Ci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"....co myślę: zazdroszczę Ci...." \I Dokładnie wiem o czym myślisz.Dla mnie to nie brzmi ani okrutnie,ani bezdusznie,ani nic z tych rzeczy.Tylko,że widzisz...jego już nie ma tutaj ale to nie zmienia faktu,że syndrom pozostaje nadal.Wyprowadzka,odcięcie się,śmierć rodziców...to tylko fizyczne oddalenie sie od sprawców,ale mechanizmy działają nadal.Jedyne lekarstwo,to terapia.Jeśli to możliwe,to poszukajcie terapii dla DDD;a jeśli w Waszych miejscowościach nie ma takiej to po prostu idźcie do jakiegoś psychologaOneill,ma rację-DDA,DDD,DDTR....wszyscy jesteśmy podobnie skrzywieni,naszym życiem kierują te same chore mechanizmy,które powodują że jesteśmy sami dla siebie destrukcyjni:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Silene
Witajcie :) A myslicie, że będąc dzieckiem toksycznego rodzica możn a sie od niego uwolnić? Ja jestem jedynaczką. Mam 36 lat, jestem sama, nie mam partnera ani rodziny. Moja matka coraz bardziej zaciska wokół mnie pętlę, ponieważ zostałam jej tylko ja, a ona boi sie samotnej starości. I wiecie co? Z każdym dniem coraz bardziej jej nienawidzę, ale nie mam odwagi odejść od niej :(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mleczkoz..... Kiedyś,lata temu chodziłam do psychologa, bo już nie wyrabiałam.Myślę, ze mi pomógł, bo odważyłam się na kilka działań. Dziś jakoś nie potrafię się przemóc. Usiłuję sobie sama pomóc,wyżywając się twórczo. Może to moja forma odnajdywania poczucia własnej wartości? Nie wiem. Cieszę się, że te moje wypociny się podobają innym mimo że ja jestem wobec nich bardzo krytyczna. Tak,masz absolutnie rację, to my sami siebie dziś niszczymy. Choćbyśmy gdzieś poszli, przebywali z innymi ludźmi, nasze myśli są nadal z nami, jak taki antyanioł stróż. Silene przecież ona Cię szantażuje. Rozumiem,że jej nienawidzisz. A nie ma szans ,np. na wyprowadzkę gdzieś niedaleko, ale tak,żebyś jednak mieszkała sama? Mam pytanie do was dziewczyny: Czy nie żywicie jakiegoś żalu czy nienawiści już do drugiego rodzica, za to, że był bierny, że nic nie zrobił, by to przerwać? Bo ja się czasem łapię na tym, że jestem wściekła na moją mamę za jej bezradność, za to, że nadal siedzi cicho, że nie walnie go w łeb, gdy gnębi mojego brata.Wówczas wolę z nią nie rozmawiać, bo boję się, że jej to powiem, a jednocześnie wiem, jak bardzo bym ją dobiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Silene
Smutajko, my teoretycznie mieszkamy osobno, ale ona zrobiła wsdzystko żeby u mnie bywać jak najwięcej. Co do moich uczuć do drugiego rodzica, to ja ojca bardzo kocham, jego matka też gnębiła całe życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×