Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

szetem

Pobiłam sięz facetem

Polecane posty

Witajcie! chciałabym napisać o pewnym problemie/problemach które dręczą mnie od ostatnich 5lat.Dotyczą rodziny(rodziców) w dużej mierze,ale skupiłam się na problemie w moim"drugim" życiu, które dziele z moim facetem.Właśnie to 5lat temu poznałam go.Możnaby powiedzieć "gówniarska"miłość,zauroczenie.Problemy zaczęły się już po jakiś 10 miesącach naszego bycia razem,w momencie, gdy związek ten zaczął dla mnie być czymś poważniejszym.On był dla mnie kimś jedynym, kto był w stanie pomóc w najtrudniejszych chwilach,kimś kto byl odpowiedzią na wszystkie nurtujące pytania.Więc nie mogłam sobie pozwolić na strate kogoś takiego.Jestem duszą towarzystwa nie potrafie być sama,odkąd on pojawił się wtedy w moim życiu-nie był potrzebny mi już nikt inny.Odizolowałam sie od wszystkiego,wszystkich(teraz zastanawiam się czy z własnej woli czy za kierownictwem jego)Chciałam być po prostu dla niego także tym wszystkim czym on był/jest dla mnie.Pierwsze problemy zaczęły się tym że on pocałował się z inną(wtedy możnabyło to wybaczyć mieliśmy dopiero co 15 lat)wiadomo, że w tym iwku poznaje się wszystko/wszystkich.Zdarzyło się to 2 krotnie i oczywiście bolało w jakimś sensie,zaufanie podupadło,chceci do wszystkiego.No! ale trzebabyło sobie jakoś z tym poradzić!Obiecaliśmy sobie pewne rzeczy i dążyliśmy do tego by wszystko między nami układało się dobrze.Od wtedy bylo raz dobrze raz źle, momentami fatalnie, ale nie poddawałam się mimo widocznego jego poddania,chciałam walczyc o coś co w sumie przestało istnieć.Potrafiłam zrobić wszystko byleby było mu dobrze.Te 5 lat było czymś pięknym, niesamowitym ale jednocześnie czymś co wypaliło mnie całą.Bywały sytuacje w których nasze nerwy nie dawały rade(potrafiliśmy się wyzywać od najgorszych)nasz szacunak upadł na samo dno.Potem ponownie zaczynaliśmy walke o siebie oboje i tak klika razy.Ostatnio,gdy od 2 lat bywało już lepiej, nawet bardzo dobrze(bo wiadomo kłotnie zawsze są jakieś)nagle znowu coś straciło sens.On stał sięjakiś agresywny,oschły, wszystko musiałobyć tak jak on sobie życzył.W końcu zaczęłam się buntowac i robic rzeczy głupi totalnie głupie!Gdy pewnego dnia calkiem tak niedawno wyprowadziłam się/uciekłam z domu swoich rodziców(pełnego także problemów, nerwy skumulowały się totalnie i tylko takie wyjście widziałam)on wziął to jako stan mojego buntu,ubzdurał sobie że go zdradziłam, okłamałam Bóg wie co jeszcze!stwierdziłwtdy ze on nie chce byc w tym zwiazku,ja uleglam powiedzialam"Dobra okej chce poukladac swoje zycie bez Ciebie",byłam na skraju załamania,wyczerpania. Nie trwało to długo(jakieś 4 dni)oczywiscie rozmawialismy ze soba i postanowil po raz enty zebysmy zawalczyli o to, mimo ze i tak wina byla po mojej stronie.Od tamtej pory nie potrafil mi zaufac itp.Ale dawałam z siebei wszystko aby było okej.gdy nadeszla jakas kłótnia, potrafił nawet mna szarpnąć, co nie podobało mi się ale nie dowalałam już do pieca,byleby nie odszedł.W ostatnią niedziele poszlismy na"wiejską" impreze troche popił z naszymi wspolnymi znajomymi, ja też ale nie jakieś ogromne ilości.On był już w troche "cienkim stanie" i chcial iść do domu,Stwierdziłam ze moze wymysla, ze nudzi mu sie i postawilam na swoim ze ja sie zostane jeszcze do domu nie mam daleko.Przyszłam po 2,5 godz. on zamiast spać u mnie w domu spał w samochodzie..Wiec poszłam po niego i go budze "ej chodź do domu spać jak człowiek!"on wychodzi i zaczyna mi dogadywac ze go zostawilam samego w potrzebie, ze zle sie czu,ze moglam dalej sobie sama balowac itp. Tak od słowa do słowa wyszła znowu kłótnia,paląc na dworze papierosa, szrpnął znów mnie i nie wytrzymałam.Uderzłam go w twarz z otwartej ręki,on pociągnął mnie za włosy mówiąc ze jestem suka itp.wiec, ponownie go uderzyłam i tak jak w "idealnym" zwiazku przystało pobiliśmy się, pobiliśmysie jak jacyś popierdzieleni ludzi, jakieś kibole! obudzilam się z kilkoma guzami na głowie i szczęce.On też ale nie tak bardzo.po całym zdarzeniu przepraszal, plakal ze nie wie co dzieje sie z nim od ostatniego czasu, ze nie wie co robic.Wiecie co zrobiłam?aa co mogłam zrobić pozostać tylkoprzy nim z checią mu pomocy i nam.To przerodziło się już w chory związek, który chce uratować i on również,nie potrafimy uwolnic się od siebie,wojna światów która walczy o miłość w jednym.te ostatnie zdarzenie nie rozwaliło mnie aż tak psychicznie bo moja "tarcza" wzmocniła się po wieloletnich różnych zdarzeniach i po kazdej porażce chce walczyć.Wiemy jedno, nie chcemy od siebie odejść...My kochamy się ale to jest jakieś"chore kochanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zawieszanie na drugiej osobie jest chore. Uleganie i podporzadkownie drugiej stronie też. Dlaczego tylko Ty mialas się starać. O związek trzeba dbać jak o ogród. Nie ma tak, że raz się nim zajmiemy i będzie już do końca piękny, nie, nie będzie, zniszczeje i uschnie Druga sprawa przemoc. Zaslugujesz na kogoś wartościowego, kto będzie Cię szanowal i o Ciebie dbał. Przypuszczam ze w domu rodzinnym nie było różowo i Twoje zachowanie jest wynikiem braku wsparcia i akceptacji ze strony najbliższych. Proponuje Ci udać się na terapię psychologiczną. Tam pomogą Ci zmienić swoją sytuację z partnerem. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jesteście siebie warci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hahaha ostra faza. Ja tez sie czasem bije z moim, ale raczej w żarcikach (ja go bije z całej sily, a on mnie tylko "smyrnie") albo trzyma mnie i smieje sie ze mnie, ze jestem takim słabeuszem. Ale zeby taki cyrk na ulicy? Wiesz kto sie tak bije- menty na libacjach alkoholowych, moze jestes jedna z nich ;d

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moje dzieci w przedszkolu uwielbiają się bić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×