Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

tired

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Kochane, podrawiam znad pieknego jeziora... czwarty raz staram się wysłac posta, ale internet działa tu okresowo i cyklicznie (a tak reklamują w TV)... zlamane.skrzydla fajnie, że u Ciebie lepiej...oby na stałe... mój dziad spokojny, łowi całymi dniami..... jeszcze raz pozdrawiam (a teraz jak nacisnę \"wyślij posta\" i znowy mnie rozłączy to......)
  2. ale mnie dołujecie... wiem, że macie rację...tylko moja sytuacja jest naprawdę trochę inna, przynajmniej 1/3 miesiąca spędzam w podróżach służbowych...dziad dokucza mi w 90% przypadków przed wyjazdem, np. w drodze na lotnisko...a kiedy wracam jest super...przez 2-3 dni, im bliżej następnego wyjazdu, tym gorzej...każdy mój wyjazd traktuje jak porzucenie... nasz syn ma 15 lat, od 3 roku życia spędza z ojcem większość czasu, to ojciec chodzi z nim do kina, pomaga w lekcjach... ok. przypuścmy, że go zostawiam... -Tracę pracę, bo nie mogę już pracować w firmie która wymaga ciągłych wyjazdów (przecież nie zostawię młodego na 3 dni samego) (jasne, może być 3 dni ze mną, 3 dni z ojcem....) -nie mam pracy, nie mam kasy na mieszkanie -nie mam kasy na szkołę dziecka (w sumie moze zmienić na publiczną, ale to stres) -nie mam pracy nie płacę rat za samochód, itp. itd. Gdybym chciała odejść, zrobiłabym to dawno temu. Nigdy nie prosiłam o rady czy odejć czy nie...prosiłam o pomoc jak sobie radzić z takim człowiekiem, jak go \"spacyfikować\"... pzdr,
  3. stukpuk_puk puk dla mnie jesteś rozsądną i rzeczową kobietą...to twoja koleżanka nie potrafi zrozumeć twoich priorytetów... Gdybyś zdecydowała się na ten wyjazd pogrążyłabyś się w jeszcze większych długach, szkoda, że koleżanka nie zafunduje Ci chociaż tygodnia...ja bym tak zrobiła... skoro potrafisz myśleć racjonalnie i odpowiedzialnie, dodatkowo potrafisz szczerze przedstawić swoje stanowisko-jesteś normalna...i dojrzała... pzdr,
  4. inna_ja , napisałaś: \" trwanie dla dziecka , to kolejny z absurdów których nie pojmuję\" Czy masz dziecko/dzieci? Jeżeli tak, to mamy odmienne zdanie na ten temat....jeżeli nie masz, to zwyczajnie nie znasz problemu. Mój \"dziad\" nie jest żulem spod budki z piwem który wraca zasikany, maltretuje dzieci, rozwala graty. On dokucza mi w bardzo dyskretny i wyrafinowany sposób (i nigdy przy świadkach). Koleżanki zazdroszczą mi takiego męża, bo gotuje, zajmuje się dzieckiem, robi zakupy...i jeszcze jedno-kobiety też są różne i różnie reagują...to co dla mnie jest poniżaniem dla innej jest głupią, nic nieznaczącą potyczką słowną... pzdr,
  5. inna_ja nawet nie wiesz ile razy byłam na siebe wściekła za to, że pozwalałam mu na takie akcje...ale, on jest super ojcem, a nasz syn go uwielbia poza tym, zawsze staraliśmy się, żeby dziecko nie słyszało naszych awantur a dokładniej...awantury były jak syn był w szkole, kiedy wracał, było po wszystkim...co jak co, ale muszę przyznać, że dziad pilnował się przy dziecku (ma okropne doświadczenia z dzieciństwa) TAK, ROBIĘ TO DLA SYNA......i nie czuję się z tego powodu męczennicą...tylko smutno czasami... pzdr,
  6. Pozwólcie, że podzielę się z Wami moimi refleksjami...dotyczą one zachwania mojego m, moich reakcji i mojej najnowszej metodzie na \"dziada\"-czytaj męża. Wiele mnie to kosztuje, uwierzcie, cholera mnie trafia ale trwam. Każdy kolejny dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że to działa...(dzisiaj 7 dzień) Dziewczyny, brakowało mi konsekwencji...poddawałam się rytmowi nastrojów \"bestii\", dopasowywałam się do jego humorów... Najgorsze było to, że kiedy po awanturach, wyzwiskach, cichych godzinach czy dniach, miał \"lepsze\" dni-dawałam się dosyć szybko obłaskawić. Przytulił, przeprosił, obiecał, był normalny-ja w euforii, jak niekochane dziecko głodne jakiegokolwiek uczucia. To straszne, ale stwierdziłam, że moje reakcje są ekstremalne-nienawiść kiedy krzywdzi albo uwielbienie kiedy jest o.k-nic pomiędzy. Tak jak on-albo był wstrętny albo kochany...a ja tak pragnęłam jego NORMALNOŚCI i PRZEWIDYWALNOŚCI. Pierwszego dnia, kiedy zaczynał swoje gadki i zaczepki całkiem go olewałam-zero \"złej\" reakcji...on coś do mnie- ja luzik, on ostrzej-ja spokojnie powiedziałam żeby się nie powtarzał, on prawie furia-ja pytanie czy chce herbatę, bo właśnie sobie robię...on-w d... wsadź sobie tę herbatę......ja luzik kilka razy próbował tego dnia....ja spokój i normalnie do niego mówiłam, jakby nic się nie stało-mimo jego pszysr.wek...oczywiście Zero płaczu i okazywania emocji...nie dałam mu szansy na wyprowadzenie mnie z równowagi... Dzisiaj jest 7 dzień mojej terapii, 3 dzień bez awantur Chyba stwierdził, że stracił przeciwnika w tej swojej walce Czasami widzę, że \"dziad\" przestaje panować nad sobą, że ma już coś na końcu języka...ale 3 dni jest spokój a ja, z każdym dniem jestem siebie bardziej pewna... Kiedy chce mnie przytulić (tak tak, nawet często) sekundkę pozwalam i pod byle pretekstem odchodzę...no i zero sexu...sorry, wieczorem zawsze coś sobie wynajdę...wczoraj zasnęłam na kanapie przed TV i w ogóle nie poszłam do sypialni... Dziewczyny, jak jest fajnie...czuję, że wreszcie coś znaczę i mam prawo głosu.........oby trwało to jak najdłużej........właśnie powiedziałam, żeby wracając z kuchni przyniósł mi kanapkę i wiecie co krzyknął: \"z czym chcesz?\"..... pzdr,
  7. przyzwycziłam się...przez tyle lat...a poza tym, bywają też lepsze dni...np. od wczoraj nie było awanturki, m zrobił obiad potem kolację...chyba czuje, że zbieram siły... w życiu jak w matematyce, bilans musi wyjść na zero.:im bardziej się staram-tym bardziej go wkurzam...od piątku go ignoruję i od piątku jest spokój, ba, nawet stara się być miły...bleee i tak go nie znoszę, trzymajcie się, dobranoc
  8. poza-tym -ile dajesz sobie czasu na przeprowadzkę? chciałabym wiedzeć, kiedy mam zacząć planować wyprawę do Ciebie... pzdr,
  9. zlamane.skrzydla -nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś mi bliska przez ten okropny bagaż doświadczeń... kiedyś, kiedy alkohol goscił na stałe w życu mojego m, każdą jego obelgę, złoślwość, brutalność tłumaczyłam własnie alkoholem...teraz wcale nie jest łatwiej...kiedyś myślałam :"jest nawalony, nie wie co gada"...a jak to wytłumaczyć, kiedy już nie pije...alkohol był środkiem na jego chorą psychikę (DDA)...wysłuchiwanie tego wszystkiego od trzeźwego człowieka boli jeszcze bardziej... pzdr,
  10. malamucha82 -proszę Cię, przeczytaj nasze posty, chociaż kilka a potem go zostaw...przeczytaj kilka moich \"wynurzeń\" i nie wmawiaj sobie, że każdy jest inny, że wam się uda-bo się nie uda...RATUJ SIĘ, uciekaj...u mnie zaczynało się identycznie...i trwało 20 lat...
  11. zlamane skrzydla, jeżeli Twój m robi to co piszesz, jest jeden krok od tego co spotkało mojego...prochy, różne...i różne ich mieszanki też były grane...najgłupsze jest to, że mój chodził do psychologa, na terapie, spotkania AA i nic, wielkie G... widok mojego m w szpitalu: kroplówki w stopę, rękę i jeszcze wkłucie centralne... kilka monitorów obok, i teraz najlepsze:cewnik i PIELUCHA..............moja pierwsza myśl-i masz draniu za swoje...ta pielucha (ponad 3 tygodnie) dała mu równo po ambicji...i bardzo dobrze...
  12. kadarka zgadzam się z Tobą w 100%... tylko, że każdy ma swoje DNO na innej głębokości i w różnym czasie do niego dociera...bo to, że dotrze jest nieuniknione... ja przez wiele lat łudziłam się, że rozmowami, prośbami, graniem na jego uczuciach, inteligencji, męskości coś osiągnę...nic bardziej złudnego...nabawiłam się nerwicy, straciłam wielu znajomych a nawet część rodziny...i po co? Gdybym wcześniej była taka \"mądra\"!!! Dziewczyny, nie bądźcie adwokatkami swoich oprawców...nie brońcie ich, nie usprawiedliwiajcie, nie chrońcie bo tylko odwlekacie w czasie to co i tak się stanie... moja walka była walką z jego organizmem...kto wytrzyma dłużej, ja i moja psychika czy jego wątroba i trzustka...wygrałam, ale trwało to 20 lat... pzdr,
  13. kadarka zgadzam się z Tobą w 100%... tylko, że każdy ma swoje DNO na innej głębokości i w różnym czasie do niego dociera...bo to, że dotrze jest nieuniknione... ja przez wiele lat łudziłam się, że rozmowami, prośbami, graniem na jego uczuciach, inteligencji, męskości coś osiągnę...nic bardziej złudnego...nabawiłam się nerwicy, straciłam wielu znajomych a nawet część rodziny...i po co? Gdybym wcześniej była taka \"mądra\"!!! Dziewczyny, nie bądźcie adwokatkami swoich oprawców...nie brońcie ich, nie usprawiedliwiajcie, nie chrońcie bo tylko odwlekacie w czasie to co i tak się stanie... moja walka była walką z jego organizmem...kto wytrzyma dłużej, ja i moja psychika czy jego wątroba i trzustka...wygrałam, ale trwało to 20 lat... pzdr,
  14. a tak na poważnie...przeżyłam wiele lat z alkoholikiem, dodam, że od 14 miesięcy nie pije...i nie ma w tym niczyjej zasługi...po jego ostatnim ciągu (byłam wtedy z dzieckiem na urlopie) doprowadził się do OZT, ledwo go odratowali...miesiąc w szpitalu, 3 tygodnie tylko kroplówki i straszny ból...teraz wie, że jak wypije może umrzeć i tylko to go powstrzymuje...przerobiłam wszystkie możliwe tłumaczenia, oszustwa, kombinacje w chowaniu flaszek, kace, doły, łzy jego i swoje...i wiecie, nie ma nic gorszego niż nasze próby podejmowania rozmów, dawanie szansy, pomaganie...bo nie jesteśmy w stanie nic zrobić...NIC...przedłużamy tylko istniejącą sytuację...a jemu o to właśnie chodzi... pzdr,
  15. czyż to nie paradoks? piosenka, której słowa tu cytujecie : happysad - Miłość to nie pluszowy miś, jest ulubioną piosenką mojego oprawcy. Całymi latami twierdził, że mu nie pomagam...że on jest chory i sam sobie nie da rady, tylko, że tak naprawdę wcale nie chciał nic zmieniać...latami mu współczułam, pomagałam ale i tak twierdzi, że nigdy mu nie pomogłam, że miałam wszystko w d... Cieszę się, że Was znalazłam...czy uwierzycie, że przez 20 lat nigdy nikomu o tym nie powiedziałam...nie miałam przed kim się wypłakać... pzdr,
×