Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Gość_2

Zarejestrowani
  • Zawartość

    1720
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Gość_2

  1. Jeśli ktoś prowadzi firmę, to nie jest to działalność charytatywna, ani przytułek dla nieogarniętych życiowo znajomych, którzy mają zamiar wozić się na "znajomościach". W pewnym momencie kończą się sentymenty i nie patrzysz na znajomości i sympatie tylko na rachunek ekonomiczny, a żeby zarabiać trzeba albo coś potrafić, albo być na tyle ogarniętym, że się rokuje po przeszkoleniu. Jeśli ktoś nie spełnia żadnego z tych kryteriów to najlepsze znajomości nie pomogą.
  2. Nawet to nie pomoże na dłuższą metę, jak się jest głąbem, który niczego nie potrafi
  3. Od prawie roku używamy Lionelo Elia. Przesiadka z dużego 3w1 i jestem zadowolona. Wózek jest lekki, w miarę dobrze się go rozkłada (chociaż nie "jedną ręką") i łatwo się utrzymuje w czystości. Jedyna wadą są kółka - są dość twarde i małe, na wyjazd "terenowy" się nie nadają, czasami ciężko wjechać nimi na krawężnik...
  4. Sprawdź ofertę szkół dla dorosłych, tam też są zawodówki, jeśli chcesz sobie chociaż zawód jakiś zrobić.
  5. Te wątki nie są usuwane, tylko są automatycznie zamykane po osiągnięciu pewnej objętości... Tutaj tego nie widać, ale gdybyście stworzyły prywatną konwersację w grupie, to widziałybyście "pasek postępu" dla zapełnienia jednego wątku.
  6. A nie byłoby Ci łatwiej, gdybyś się mu wygadała? tak po prostu
  7. Tabletki nie są dla słabych, ale z jednym muszę się zgodzić - nie powinny być jedyną częścią leczenia. Tabletkom od psychiatry powinna towarzyszyć terapia od psychologa, bo tylko wtedy ma to sens. Inaczej maskowanie objawów, bez wyeliminowania źródła problemu. To tak, jakbyś na złamaną rękę brała przeciwbólówki, zamiast założyć gips, a potem pójść na rehabilitację...
  8. Co do problemów z cyklami - poszukaj specjalisty medycyny holistycznej, bo taki spojrzy na Ciebie po całości, a nie tylko przez pryzmat genitaliów, może od innej strony ruszy temat. Strach przed ciążą i powikłaniami - psycholog, wygadaj się, może jakaś terapia, bo to są lęki do przepracowania, po prostu powiązałaś swoje aktualne problemy ze stanem zdrowia ewentualnego dziecka W międzyczasie, jeśli sytuacja Wam na to pozwala, a Ty uważasz, że mimo wszystko jakoś byś psychicznie ciążę dźwignęła - po prostu seks bez zabezpieczeń. Jak się uda, to będzie, a jak nie, to trochę przyjemności w życiu będzie. Bez parcia na dziecko, bardziej na zasadzie, jak się trafi. Na adopcję możecie się zdecydować zawsze.
  9. Na Twoim miejscu skonsultowałabym to z jakimś fizjoterapeutą, bo ja ani w ciąży ani po porodzie nie mogłam nosić niczego bardziej opiętego/uciskowego, bo powodowało to jeszcze większy ból i dyskomfort. Koleżanka nosiła jakiś pas, ale to też po ileś godzin dziennie, bo nie była w stanie całego dnia tak przechodzić
  10. USG robiłam prawie rok po porodzie, ale to ze względu na podejrzenie przepukliny, pod kątem układu kostnego lekarz robiący badanie nie miał uwag, a sprawdzał mi wszystko. Ostatecznie okazało się, że się dorobiłam otyłości brzusznej. Został mi fartuch tłuszczowy na brzuchu.
  11. Tylko przy rozchodzeniu się w trakcie ciąży. W moim przypadku po porodzie to co się porozchodziło przed nie wróciło w ciągu 12 miesięcy do normy - stopy, kości miednicy... Mam tak szerokie biodra, że nie mieszczę się w żadne spodnie sprzed ciąży...
  12. Ale na to nie ma innej rady... Jak wejdziesz pomiędzy wrony to musisz krakać jak one, a jeśli Ci to nie pasuje, to lepiej opuścić teren stada. W takich przypadkach rozmowy na niewiele się zdadzą, bo autorka usłyszy, że wydziwia i szuka problemów. Jest ujowo ale stabilnie, więc mężowi pasuje, bo innej relacji z rodzicami nie zna, rodzicom też, bo oni tworzą taką atmosferę i maja wygięte na "gościa" z zewnątrz, a autorka będzie się gryzła, bo małżeństwo to jest pewnego rodzaju "szok" kulturowy, bo skazują się na siebie ludzie odmiennie wychowani i o ile łatwiej to przepracować na osobności, o tyle towarzystwo rodziców powoduje przewagę liczebną i nagle to ta osoba dochodząca ma w 100% się dopasować do reszty. Taka jest smutna prawda i nawet najżyczliwsi teściowie podskórnie będą do tego dążyć.
  13. @Niezapominajka2802 A nie myśleliście nad wyprowadzką? Skoro ogólnie nie czujecie się tam komfortowo, teściowie traktują Was jak "zło konieczne", zero własnej Waszej decyzyjności, jakieś lewe akcje, to może jednak zamiast próbować na siłę inwestować w ich dom, przemęczcie się, żeby dozbierać na wkład własny i się wyprowadźcie? Jeśli mąż ma rodzeństwo, to mimo że zostaniecie i będziecie się rodzicami zajmować, możecie nie dostać tego domu, tylko zmarnujecie czas...
  14. A nie prościej w takim układzie wziąć opiekunkę na te kilka godzin? Albo poprosić kogoś innego z rodziny, żeby wpadł i posiedział? Teściowa nie ma obowiązku zajmować się wnukiem na Wasze zawołanie...
  15. Niczego nie zarzuciłam Tobie konkretnie. Po prostu cała Wasza dyskusja stała się wyjątkowo jałową przepychanką, która niczego nie wniosła do tematu. Nie oceniam w tym momencie, która jest zła/dobra/bardziej obs.rana tą sytuacją, a jedynie fakt, że w pewnym momencie przeszłyście z merytorycznej dyskusji na wycieczki w inne rejony
  16. Wiesz, ja też wolę pomijać te momenty, gdzie ludzie obrzucają się gó.wnem i skupić się na merytorycznych wypowiedziach. Swoją drogą, jak cienka granica dzieli zaciętą dyskusję od walki na guano... jestem aż czasami pod wrażeniem
  17. Ale to właśnie te "mądrości" matek-przodowniczek są powalające. Bo one pracowały, dzieci wychowywały, a do tego dom na błysk, nie to co ty syfiaro jedna, obiad codziennie i ciasto na niedzielę i ogródek i cuda na kiju... A prawda był właśnie taka, że albo to babcia z dzieciakami siedziała, albo jakaś ciocia, a mama to po pracy odebrała dziecko od "opiekunki" i do wieczora to już za dużo się nie nawychowywała, a jak było więcej niż jedno, to zajmijcie się same sobą, albo najstarsze odpowiadało za całą resztę. Więc słabo się słucha pouczeń od takich osób na temat swojego życia i macierzyństwa.
  18. Ano... Mi tak teść zrobił awanturę, że pluszaka od nich nie dałam małemu i leżał. Tylko że to był prawie biały miś, który czekał na upranie z rzeczami w podobnym odcieniu, ale to już nie było ważne, "bo ty mu specjalnie nie dałaś". Ciekawe, że synkowi nie zarzucili tego, a do mnie pierwsi z awanturą.
  19. A ja nie rozumiem tego oczekiwania teściów na równe zaangażowanie w "dziadkowanie". Skoro oni się spełniają, mają dobre stosunki, to te przytyki chyba tylko po to żeby się dowartościować i pokazać kto tu jest za.jeb.istymi dziadkami. Matek nie zmienicie i czemu macie się tłumaczyć ze decyzje dorosłych kobiet?
  20. Zawiodłaś się na własnych oczekiwaniach, skoro Twoja matka była kiepską matką, to skąd u Ciebie takie nadzieje, że będzie lepszą babcią? Jeśli nigdy nie przejawiała większej sympatii nawet do obcych dzieci, to na hasło "wnuk" magicznie się nie odmieni. Z Twojej wypowiedzi mnie uderza to, że Ty po prostu liczyłaś na to, że Twoją kiepską relację z matką zrekompensujesz sobie jej sympatią do swojego dziecka, a jej wnuka. Niestety to tak nie działa. I musisz się pogodzić z tym, że oczekiwanej miłości od niej nie otrzymasz ani Ty, ani Twoje dziecko w spadku niejako. Moja matka nie jest lepsza, ona znowu od zawsze miała ma fioła na pkcie małych dzieci, ciociowanie i babciowanie wszystkim maluchom wokół. Nie zmienia to jednak faktu, że najpierw przekładała na mnie swoje niespełnione ambicje, a jak już ja się uwolniłam, to teraz widzę u niej takie zapędy w stosunku do mojego malucha, co skutecznie studzę. Ja już po prostu przywykłam i nie mam wobec niej większych oczekiwań, niż to co ona faktycznie emocjonalnie może mi dać. Polecam takie podejście.
  21. Wiesz, aż sprawdziłam najnowsze zalecenia i widzę, że od zeszłego roku te najnowsze nie mają już rozróżnienia na kp i mm, tylko jest ogólne zalecenie, żeby zacząć rozszerzać między 17 a 26 tygodniem życia dziecka, czyli pomiędzy 4, a 6 miesięcy, ale dopiero w momencie wykazywania przez dziecko oznak gotowości do takiego kroku i jest cała lista "symptomów" oraz kolejność składników i konsystencji, bez podawania konkretnych ilości i gramatur posiłków.
  22. Czasami to też za wcześnie na nową konsystencję. Mój konsekwentnie odmawia samodzielnego jedzenia, a co jakiś czas proponuję, bo chciałabym żeby był pod tym kątem tak samodzielny, jak jest w kilku innych kwestiach. Wszystko co daję do rączki ląduje na podłodze, nawet nie myśli o testowaniu jedzenia pod kątem spożywczym. Do nowej konsystencji (już bez słoiczków, na własnoręcznie przygotowanych posiłkach) dochodziłam zwykle z długim "czasem wdrożenia". Na szczęście bez plucia, ale było krztuszenie się i sporadyczny odruch wymiotny przy niepogryzionych większych kawałkach potraw. I tutaj raczej była to kwestia odpowiedniego czasu dla nowej konsystencji, tak samo, jak to, żeby dziecko dojrzało do rozszerzania diety w ogóle.
  23. To jest dość kontrowersyjne... Młody od czasu do czasu dostawał słoiczek - jako pierwsze warzywa (gdyż nie posiadam własnych upraw, a marchewce z marketu nie ufałam), a później jako awaryjne obiadki. Aby mały smakosz miał pewność, że to nie trujące, pierwsza łyżeczka posiłku byłam moja i szczerze mówiąc, to większość w smaku była całkiem spoko nawet dla dorosłego, poza nielicznymi wyjątkami, które nie smakowały ani małemu, ani mnie, zjadał wszystko. Smak i konsystencja tych samych słoiczków różniła się nieco pomiędzy producentami, niektóre nie były tolerowane, więc czasami trzeba też pod tym kątem sprawdzić sobie.
  24. Szczerze, jeśli widzisz, że dziecko jest do rozszerzania diety jeszcze za małe, to się wstrzymaj. My też zaczynaliśmy po 6. miesiącu, gdy już było widać, że ma to sens. Poza tym nie musisz zaczynać od papek warzywnych (i owocowych). Najpierw możesz spróbować z kaszkami - to też gęstsza konsystencja i dobre, gdy dziecko ewidentnie nie najada się samym mlekiem.
  25. Olaboga, poczytaj jej wcześniejsze tematy, to zrozumiesz, czemu większość tutaj jej odradza taki krok
×