Potrzebuję kopa. Jakiejś motywacji. Bo tracę wiarę i ochotę na wszystko. Mam 32 lata. Od 3 po rozwodzie. Sama, bez dzieci. Od 11 lat w jednej fajnej pracy. Do tej pory zarobki były dobre. Rozstajac się z Mężem chciałam bezproblemowego i szybkiego rozwodu z powodu Jego uzależnienia , więc zgodziłam się zostać z kotem, żelazkiem i laptopem. Po roku od rozstania kupilam mieszkanie na kredyt w kamienicy wielorodzinnej(bez czynszu i wspólnoty, 4 współlokatorów samemu ustala wspólne wydatki) Pieniedzy na remont nie wystarczyło. Żeby dostać kredyt musialam mieć większe dochody więc znalazłam pracę w osiedlowym sklepie i wzięłam drugiego kota żeby starszy się sam nie męczył jak mnie całe dnie nie ma. Na jesieni 2019 zdecydowano o ociepleniu i elewacji, więc dobrałam kredytu. I tu zaczyna się problem. Moja główna branża już grudniu zaczęła podupadać. A im mniej zleceń tym moja pensja się kurczy. Dwie prace a pieniędzy cały czas na styk albo brakuje. Odechciewa mi się wszystkiego. Niedospanie. Ciągle zmęczenie. I nocne myślenie kiedy odłożę na remont, założę rodzinę albo kupię dla siebie i kotów coś innego niż jedzenie. Wstyd mi kogokolwiek do mieszkania zaprosić bo wyremontowałam przez ten czas tylko łazienkę, korytarz i jeden pokój a reszta wygląda jak po wojnie i ile bym nie sprzątała to to się nosi bo rozgrzebane