Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

witek

Zarejestrowani
  • Zawartość

    9268
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez witek


  1. 26 minut temu, mental-cuckold napisał:

    Błędne rozumowanie i czytanie ze nie ze zrozumieniem. To, że najczęściej kobieta przestaje po pewnym czasie postrzegać swojego partnera w kategoriach erotycznych, nie znaczy że należy praktykować klimaty cuckold. Można sobie radzić w różny sposób. Podobnie przy wejściu na tę drogę jest wiele odcieni wspomnianego "stylu życia".

    Z pewnością inicjatywa z reguły, jeśli nie, nomen omen, najczęściej 😉 ,  wychodzi od facetów. Pewnie różne są powody, nie zawsze brak seksu w związku i dążenie mężczyzny do tego, by ukochana kobieta była szczęśliwa, nawet realizując tę sferę życia poza nim...

    Panie Mental, akurat o czytanie bez zrozumienia ciężko mnie oskarżyć. Jeśli nie o to Panu chodziło, to w takim razie wyraził się Pan nieprecyzyjnie. Mniejsza z tym.

    No dobrze, a jak było u Was?


  2. 18 minut temu, mental-cuckold napisał:

    Zgadzam się w rozciągłości całej, że to naiwne myślenie. Problem w tym, że nigdy i nigdzie tak nie twierdziłem, ani nikogo do niczego nie namawiałem i też nie mam takiego zamiaru 😉 . Nadinterpretacja. Błędem jest sądzić, jakobym uważał taki model małżeństwa / związku za idealny.

    Ogólnie nie jestem też wielbłądem  😄

    Przekazuję swój punkt widzenia, poparty nierzadko praktyką, korzystając jeszcze z zasady swobodnej wypowiedzi.

    Cóż, Panie Mental, napisałeś, że należy się pogodzić z tym, że najczęściej kobieta przestaje po pewnym czasie postrzegać swojego partnera w kategoriach erotycznych i że w takich wypadkach należy uciekać się do zdrady kontrolowanej. Skoro użył Pan słowa „najczęściej”, to znaczy, że przynajmniej w połowie przypadków (większości), według Pana, tak się dzieje. Zatem Zalecane przez Pana rozwiązanie jest aplikowalne w większości przypadków, oczywiście w teorii.

    Zaś co do samego erotycznego postrzegania partnera w sytuacji przez Pana opisywanej, to nie byłym taki pewien co do neutralnego erotycznie statusu rogacza. Choć nie uprawia Pan seksu z żoną, a przynajmniej zdarza się to rzadko, to jednak nadal jest Pan erotycznym aktorem w tej sytuacji. Paradoksalnie to brak seksu i znaczenie jakie nadaje mu takiej natury układ zabarwione są erotycznie.

    No dobrze, ale wziąłem udział w tej rozmowie nie po to, by łapać za słówka. Napisałem, bo jestem naturalnie ciekawski. Ciekawski tego jak taka relacja wygląda. Jak to się wszystko zaczęło. To w końcu dość nietypowe. Z relacji różnych rogaczy piszących w internecie wynika, że ich partnerki zwykle z początku są dość niechętne na tego typu rozwiązania. Zwykle przewija się w ich opowieściach element namawiania kobiety na zdradę. 


  3. 22 godziny temu, mental-cuckold napisał:

    Można powiedzieć że coś na kształt FLR.

    Widocznie nie miałeś kontaktu z kobietami, dla których w ogóle seks nie miał znaczenia, nie tylko penetracja. To w zasadzie jest zrozumiałe, bo takie kobiety nie rozmawiały by z Tobą o seksie, tym bardziej nie nawiązywały by takich fizycznych relacji. No chyba, że akurat byłbyś tym, dzięki któremu odkrywają swoją seksualność.

    Pomyśl, że jest wiele takich małżeństw, gdzie post trwa miesiącami, nawet latami. Jaka tu jest relacja, podtrzymywanie czy budowanie  więzi z partnerem? Praktyka wygląda tak, że zawsze można powiedzieć, że nie ma więzi, bo nie ma udanego współżycia, a tego nie ma bo nie ma więzi... Takie teoretyzowanie. Moim zdaniem lepiej spojrzeć trzeźwo i zdać sobie sprawę, że najczęściej kobieta przestaje widzieć w mężu/partnerze mężczyznę, po prostu samca, który zaspokaja jej erotyczne potrzeby, pociąga ją i jest gotowa mu się oddać. W niektórych przypadkach jej potrzeby są tłumione / wygaszane. Mogą się obudzić jak sobie o nich przypomni i w towarzystwie odpowiedniego mężczyzny. Lepiej ze strony męża to zaakceptować i ją wspierać, zaspakajać w ten sposób wiele innych, też ważnych  potrzeb.

    Miesza Pan tutaj zupełnie różne przypadki, Panie Mental. My tu nie mówimy o kobietach, czy też ogólnie o ludziach ze spektrum aseksualności. Sam zresztą piszesz później, że kobiety o których tu rozmawiamy, to osoby, które seksem generalnie są zainteresowane, odczuwają pociąg seksualny, mają określone potrzeby, ale nie mogą lub z jakiegoś powodu nie chcą seksu uprawić ze swoim partnerem.

    To że w związkach momenty „małżeńskiej posuchy” się zdarzają to pewne. Pytanie w jaki sposób odbija się to na relacji. W pewnych konkretnych przypadkach, np Waszym, nie stanowi to problemu, ale wynika to z bardzo konkretnych preferencji (upodobanie do kobiecej dominacji) i dość nietypowych ustaleń (przyzwolenie partnera na otwarty związek po stronie kobiety). Jednak zaryzykuję i stwierdzę, że w znakomitej większości takich sytuacji (atrofii pożycia erotycznego w związku) ludzie są raczej nieszczęśliwi i chcieliby się erotycznie realizować z ukochaną i bliską sobie osobą.

    Sądzę, że rada, by akceptować zanik życia erotycznego w małzeństwie i zachęcać do jego realizacji poza związkiem, jest w przeważającej liczbie przypadków zła. Nie zła moralnie. Zła z perspektywy praktycznej. Nie każdy jest w stanie i ma ochotę na taki układ się zgodzić. Wymaganie go od kogokolwiek jest niemądre.

    Nie mam i nigdy nie miałem nic przeciwko nietypowym układom związkowym. Dla każdego co innego według jego potrzeb. Nie toleruję tylko naiwności. A naiwnym jest twierdzić, że model związku cuckold — hotwife jest złotym przepisem na relację dla każdego i każdy się w nim odnajdzie. 


  4. 1 godzinę temu, mental-cuckold napisał:

    W obecnej sytuacji tak, jak najbardziej z ustaleń, a proporcja jest jak 0 do 100% (Ona).

    Dodam, ze możliwa jest transformacja żony z niechętnie nastawionej do seksu, w chętnie nastawioną. Chociaż biorąc pod uwagę jaki czynnik na to może mieć wpływ, to nie wiem, czy to pocieszające, czy nie... Przynajmniej dla większości mężów.

    Rozumiem. Hmm czyli macie tzw. związek FLR. O ile jestem w stanie zrozumieć logikę tej namiętności i nie zamierzam się tu spierać o sensowność zaprawiania sobie pożycia małżeńskiego w ten sposób, to zastanawia mnie wymiar praktyczny wprowadzania takich rozwiązań. Konkretnie realność długoterminowego utrzymania takiego, nazwijmy to, układu. Z moich osobistych doświadczeń, jak i deklaracji kobiet z ktorymi o seksie zdarzało mi się rozmawiać, wynika, że penetracja jest dla nich bardzo istotna. Nie tylko jako forma zaspokajania erotycznych potrzeb, ale też sposób budowania i podtrzymywania  emocjonalnej więzi z partnerem. Oczywiście, możemy z drugiej strony powiedzieć, że otworzenie się przed drugą osobą w sferze niekonwencjonalnych i niecodziennych pragnień erotycznych, pokonanie wstydu i ćwiczenie szczerości jest również czymś co buduje bliskość między dwojgiem ludzi. To też z pewnością prawda. Ale czy faktycznie może to być substytutem dla klasycznego stosunku? Pytam ze szczerej ciekawości. Czy praktyczne wyeliminowanie penetracji z waszego pożycia nie owocuje stopniowym rozpadem więzi emocjonalnej? 


  5. 21 minut temu, Poetka napisał:

    Nie jestem okrutna, chociaż niektórzy starają się mnie w ten sposób postrzegać. Myślę po prostu, że do związku potrzeba jest czegoś więcej. Dla mnie fundamentem jest zrozumienie. Nie płaszczyzna intelektualna, ale jakiś trudny dla mnie do określenia rodzaj więzi. Nie wiem czym kierował się Joyce, Ty jesteś ekspertem od takich rzeczy, ale dla mnie nie byłoby problemu być z osobą prostą, niewykształconą, niewyedukowaną o ile czułabym, że to ktoś kto potrafi zrozumieć mnie i dostrzec rzeczy pod powierzchnią. Tylko tyle i aż tyle.

    No dobrze, Poetko, ale w tej chwili właśnie mówisz o porozumieniu, ktore wymyka się intelektualnemu podejściu do sprawy. I z tym się zgadzam. 


  6. 6 minut temu, Poetka napisał:

    Można.

    To na czym według Ciebie powinien opierać się dobry związek?

    Teraz mi będziesz ten argument wieku trzymał niczym bat nad głową.

    Ach tak.

    Nikt nie zaprzecza.

    Niech tak będzie. 

    Na bliskości, a tę buduję się na przeróżnych płaszczyznach. Ty powiesz — na intelektualnej, Pieprz powie — religijnej, Res powie — stricte erotycznej.

    Nie, nie będę. Wspomniałem o tym teraz, bo przybrałaś drażniący to protekcjonalnej staruszki.

    Dokładnie „Ach tak”.

    A jednak ja lubię przypomnieć.

    9 minut temu, Poetka napisał:

    Do miłości niezbędne jest istnienie jakiejś więzi intelektualnej. Jakiegoś stopnia podobieństwa na tyle, żeby to miało szansę zagrać. Nie wierzę i nie uwierzę w związki, gdzie różnice te sa drastycznie zauważalne, a wszystko dalej gra. 

    Cóż, przykład Joyce’a jest faktycznie skrajny, ale w jakiś sposób znamienny. Pokazuje, że inteligencja nie musi być fundamentem namiętnej miłości.

     


  7. 5 minut temu, witek napisał:

    Po pierwsze nie o inteligencji tu rozmawiamy, a o kompetencjach w zakresie wiedzy ogólnej. Te można z powodzeniem uzupełnić.

    Inteligencja nie jest jedynym co ma człowiek do zaoferowania. To że ktoś jest mniej inteligentny, nie znaczy, że jest pusty i nie znaczy, że osoba bardziej „lotną” będzie się z nim nudzić. Każcie psom buty uszyć ze związku opartego na inteligencji.

    Przypomnę ci Poetko o tym, że jestem od ciebie starszy. Co więcej, doświadczenie naszych rozmów pokazuje, że z nas dwojga to ty jesteś tą idealistycznie usposobioną. Zdrowy rozsądek podpowiada, że kryteriów dobierania sobie partnerów i partnerek jest tyle ile osób dobierających. Dla każdego co innego jest istotne. Nie muszę też wspominać o tym, że zaangażowanie się danej osoby w dany związek jest sprawą w dużej mierze przygodną, a nie wynikiem starannej selekcji. Życie i doświadczenie pokazuje, że oczekiwania sobie, a teoria sobie… Nie ma w tym krztyny idealizmu. Wręcz przeciwnie, to pragmatyzm. 

    Praktyka, a nie teoria. Przejęzyczyłem się. 


  8. Przytoczę tu, tak jak poprzednim razem, gdy nawiązała się dyskusja na ten temat, przykład Joyce’a, ktory spędził całe życie z prostą kobietą z „ludu”. Może i utyskiwał w listach na brak zgodności intelektualnej z żoną, ale kochał ją nad życie i życie to spędził właśnie z nią. To oczywiście tylko anegdota. 


  9. Po pierwsze nie o inteligencji tu rozmawiamy, a o kompetencjach w zakresie wiedzy ogólnej. Te można z powodzeniem uzupełnić.

    33 minuty temu, zwenus napisał:

    A ja myślę, że Poetka ma rację. Piękne opakowanie, ale puste to za mało.Trudno szanować kogoś, kogo się wstydzimy i przy kim się nudzimy .

    Inteligencja nie jest jedynym co ma człowiek do zaoferowania. To że ktoś jest mniej inteligentny, nie znaczy, że jest pusty i nie znaczy, że osoba bardziej „lotną” będzie się z nim nudzić. Każcie psom buty uszyć ze związku opartego na inteligencji.

    31 minut temu, Poetka napisał:

    To dobrze. Co byśmy mieli gdyby nawet młodzi stracili wiarę w piękno wynikające z ludzkiej różnorodności. Mam nadzieję, że Ci tej postawy życie nie zweryfikuje. Idealiści potrafią wzruszać nawet najbardziej zatwardziałe serca.

    Przypomnę ci Poetko o tym, że jestem od ciebie starszy. Co więcej, doświadczenie naszych rozmów pokazuje, że z nas dwojga to ty jesteś tą idealistycznie usposobioną. Zdrowy rozsądek podpowiada, że kryteriów dobierania sobie partnerów i partnerek jest tyle ile osób dobierających. Dla każdego co innego jest istotne. Nie muszę też wspominać o tym, że zaangażowanie się danej osoby w dany związek jest sprawą w dużej mierze przygodną, a nie wynikiem starannej selekcji. Życie i doświadczenie pokazuje, że oczekiwania sobie, a teoria sobie… Nie ma w tym krztyny idealizmu. Wręcz przeciwnie, to pragmatyzm. 

    • Like 1

  10. Dnia 8.08.2021 o 23:12, Szoszana2020 napisał:

    Piszę do Was z powodu mojej wewnętrznej rozsypki. Jestem w związku 3 letnim z mężczyzną, który od kilku dobrych miesięcy ma obniżony nastrój. Wiele razy prosiłam, aby powiedział o co chodzi i wiecznie słyszałam "Sam nie wiem". Dla mnie to było podejrzane. W końcu skończyły się problemy finansowe, minęło kilka miesięcy i podczas przypadkowej kłótni wyszło szydło z worka... Usłyszałam, że nie czuje się przy mnie szczęśliwy, ponieważ poza tym, że jestem dobrym, czułym, mądrym, pięknym człowiekiem, to nie umiem się wysłowić, używam słów, których do końca nie rozumiem, czasem infantylni odzywam się do naszego psa, a i mam braki w wiedzy ogólnej. Powiedział, że nie wiedział jak mit o zakomunikować, że kocha ale wstydzi się czasem za mnie. Powiem szczerze, że bardzo mnie to wszystko zabolało, najbardziej chyba stwierdzenie, że nie czuje się szczęśliwy... Jeśli chodzi o moje wykształcenie jest ono wyższe, ale nie takie jak jego (medycyna). Faktycznie też muszę przyznać, że czasem nie wiem jak coś określić, powiedzieć, mało czytam... Czy kobietki miałyście kiedyś podobną sytuacje? Czy poprawa sposobu wysławiania, poszerzenie wiedzy ogólnej wpłynęło/uratowało Wasz związek?

    Ciekawe, wśród moich znajomych była dość podobna sytuacja. Mężczyzna wyznał partnerce, że jest hmm kulturalnie za mało kompetentna. Bardzo niezręczna i nieprzyjemna sytuacja. I źle świadcząca o wyznającym, bo przecież nie na podręcznikowej wiedzy i elokwencji związki się opierają. Z drugiej strony są ludzie, dla których dopasowanie na tej płaszczyźnie jest istotne. Kompatybilność, hmm nazwijmy to na potrzebę dyskusji, temperamentów intelektualnych jest ważna. Ale w opisanej przez ciebie sytuacji nie o inteligencje chodzi, a o twardą wiedzę, różnorodność języka. Mądry partner lub partnerka, gdy znajdzie się w takiej sytuacji, wykorzysta ją na korzyść swoją i swojej ukochanej. Uczenie się od siebie, wzajemne zarażanie się pasjami, to potrafi bardzo zbliżyć do siebie ludzi. Twój partner powinien spojrzeć na to jak na kolejny sposób budowania bliskości, a nie marudzić jak sfrustrowany belfer, że za mało „wiesz”. Na przestrzeni moich związków nauczyłem się wielu rzeczy od moich partnerek i wierzę, że sam też coś z siebie dałem. Ten wymiar relacji jest czymś nie do przecenienia. 


  11. 39 minut temu, Leżaczek napisał:

    To tylko ona wie. To się równie dobrze może skończyć tak, że już nigdy więcej nie będę tych słów ani rekoczynow.

    Może, może.

    Swoją drogą, Panie Leżaczku, może Pan też powinien przemyśleć priorytety, skoro w sytuacji, w ktorej jeden partner grozi drugiemu rękoczynami, twoim pierwszym instynktem jest szukanie problemu w przywiązaniu stron krzywdzonej do dziecka.

    Świat staje na głowie. 


  12. 24 minuty temu, Leżaczek napisał:

    Też może być coś z nim nie tak. Ale jeśli problem wynika że złych priorytetów to da się to jeszcze naprawić.

    Cóż, problemy związkowe i ich przyczyny są rożne, ale jeśli jeden z partnerów reaguje na nie groźbami przemocy fizycznej, to ciężko ratować taki związek bez naprawdę radykalnych kroków. Ja bym się w ogóle zastanawiał, czy gra jest warta świeczki. 


  13. 1 godzinę temu, Leżaczek napisał:

    Miłość do dziecka. Można zauważyć że gdy pojawia się dziecko w związku to uczucie którym kobieta darzy mężczyznę zostaje przezucone na dziecko. Stawianie dziecka na pierwszym miejscu w relacjach oznacza bardzo silne przywiazanie więc w momencie straty dziecka a to zdarzało się bardzo często w historii ludzkości kobieta nie będzie mogła się pogodzić z tragizmem sytuacji. Dlatego na pierwszym miejscu zawsze muszą być rodzice. Mężczyzna i kobieta stanowią fundament rodziny, gdy mąż jest zanieniany w hierarchii wartości na dziecko to cała struktura rodziny ktorej celem jest reprodukcja genów i kształtowanie dziecka ulega zniszczeniu.

    Czy u ciebie facet jest na pierwszym miejscu a dziecko tylko owocem miłości? Jeśli nie to się ogarnij i pogodz z facetem. On już czeka na to być może dwa lata.

    Ciężko, Panie Leżaczku, by na pierwszym miejscu był mężczyzna, który tak traktuje swoją partnerkę i grozi jej rękoczynami. 


  14. Pana troska o moją orientację zawsze mnie wzrusza. Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że jest podszyta fascynacją. Ale przecież wiemy, że z Pana jest złoty człowiek z sercem na dłoni. 

    • Sad 1

  15. 7 godzin temu, portki. napisał:

    A fraza ta była wzmiankowana, Witalisie?  Poetka raczej nie programowo ino podprogowo😉 próbuje zrealizować mezalians myślowy licząc ze się uda lub nie uda.😎 Licznik bije a rymy białe szukają pary w gwizdku  w tym socjotechnicznym wyścigu skrótów myślowych😄 

    Była, choć pośrednio.

    Ech wy ta wasza socjotechnika wykwitająca we wszystkich możliwych derywatach. Jestem tu już rok z okładem i nadal nie pojmuję tego. 

×