Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Dominika2019

Zarejestrowani
  • Zawartość

    7
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral
  1. Wiem dziewczyny jaki to ból , bardzo mi przykro i bardzo Wam współczuję. Cóz powiedziec. Czujemy wszystkie to samo. Przytulam tylko, bo w prawdziwym swiecie tego nie mam. Maz uwaza, ze niepotrzebnie rozpamiętuję, reszta nie wiem co uważa bo nikt, ale to absolutnie nikt ze mną o tym nie rozmawia. W maju minął rok, nikt nic nie powiedział. Ani słowa. Nikt zapytal jak sie czuję,jak sobie radzę. Rozważam ponowne pójście do psychiatry, miałam już leki ale nie przykładalam się za bardzo do regularnego zażywania. Pozdrawiam Was serdecznie,życzę dużo siły .
  2. No cóż. Ja nie upilnowalam. Nie wiem czy dam radę żyć z tą świadomością. Nie wiem jak sobie pomóc. Tak jakbym zapadła na ciężką i nieuleczalną chorobę. Mój świat się rozpada dzień po dniu. Rozmyslam o wszystkich krzywdach, których w zyciu doznalam, mam ochotę wykrzyczeć wszystkim dookoła w twarz wszystko co zrobili albo czego nie zrobili. I zerwać wszystkie relacje raz na zawsze. Dość uwikłania w skomplikowane układy. Wszędzie tylko udaję, udaję, że żyję, udaję, że mnie obchodzą cudze sprawy, choroby, remonty, wakacje, niby słucham, niby rozmawiam, ale wszystko we mnie krzyczy:moje dziecko nie żyje!!!! Ale to nikogo nie obchodzi. Tylko tu mogę napisać.
  3. W takich sytuacjach widać,ze wiara jest iluzją. Można wymodlić tylko coś co jest możliwe np. uzdrowienie z choroby. Ale rzeczy nieodwracalnych nic nie zmieni.
  4. Justysiu,7 lat to bardzo długo. Jesteś bardzo silną osobą i cudowną mamą, że dajesz radę pomimo wszystkich przeciwności losu jakie Cię spotkały. Skrzatko, ja myślę o tym w każdej minucie,w każdej najbardziej banalnej czynności, że nie ma dziecka, a powinno być. Martwię się o dzieci czy to nie zaważy na ich przyszłości, tak bardzo chciałam zapewnić im szczęśliwe dzieciństwo. A mają smutną i zniszczoną, chorobliwie nadopiekunczą matkę. Bo tak sobie myślę, że skoro zmarło mi dziecko,to żadna opatrzność nie czuwa. Wszystko może się zdarzyć i nic nie pomogą modlitwy. Jesteśmy na tym świecie tragicznie sami, nikt nie może nas obronic przed ciosami losu. A dotąd myślałam, że jest Bóg i czuwa i że jakby nie było źle, koniec końców wszystko zakończy się dobrze. Ale nie w tym przypadku. Mamo Kruszynki, psycholog ma rację, ja mysle, ze dziecko to jedyny sposób żeby sobie pomoc, żeby nie zostac z otwarta raną na reszte życia. Wiadomo, że nowe dziecko nie zastąpi tego utraconego, ale pozwoli zamknac rozdzial i otworzyc nowy. Wiadomo,że tez niełatwy, pełen wyzwań,ale nowy. Pozwoli isc dalej. Do przodu. We wszystkich materiałach, które przeczytałam, zaawansowany wiek matki jest podawany jako możliwa przyczyna . Więc ja już się boję. Chyba nie zaryzykuję. Zresztą mąż nie chce. Musiałby się wydarzyć cud,a cuda się nie zdarzają. Przepraszam za mój pesymizm. Sama zdaję sobie sprawę jak to wszystko beznadziejnie brzmi. A żadna z Was nie jest tu po to żeby się dołowac. Dziękuję Wam wszystkim za mile słowa,trzymam kciuki za starania o dzidziusia.
  5. Mam już 43 lata i dwójkę wcześniejszych dzieci,w wieku szkolnym. Wiem ze to bardzo wiele. Każdy tak o tym myśli, każdy tak mówi . Że trzeba żyć dla dzieci, które się już ma. To prawda.Co jest więc ze mną nie tak,że nie potrafię. Wiem, że nie mnie jedyną to spotkało. Że jest nas dużo. Wydaje mi się, że gdyby mnie to spotkało wcześniej, starałam się o dziecko z jeszcze większą determinacja. Nie słuchałabym wlasnych lęków i innych złych doradców.
  6. Dziękuję Wam bardzo za przyjęcie na forum. Do tej pory nigdzie nie pisałam,za to przeczytałam wszystko co możliwe chyba o martwych urodzeniach.I nadal czytam,fora,artykuły naukowe,itp. Powoli wyczerpują się możliwości,ale widzę ze to mi nie przeszkadza, mogę czytać to samo po kilka razy. Jeśli nie czytam to myślę i analizuję sytuację sprzed roku i moja stratę. Tak więc cały czas wolny spędzam z telefonem w ręce. Wiem ze to nie ma sensu,ale nie jestem w stanie robić nic innego. Dawniej też dużo czasu spędzałam czytając prasę w necie i książki,ale dziś wszystko wydaje mi się zbyt trywialne. Też juz nie jestem tą samą osobą. Życie się skończyło. Sama obserwuje u siebie kłopoty z pamięcią,koncentracją. Wszystko zawalam, pracuję na pół gwizdka, rozmawiając z kimś nie pamiętam o czym mówiliśmy 5 minut wcześniej. Bo myślami jestem juz gdzie indziej. Bardzo daleko. Ze względu na wiek, nie mam już szans na kolejną ciążę. I zdaje sobie sprawę, że coś w moim życiu pozostanie niezamkniete, niedokończone. Pozdrawiam Was wszystkie w niedzielny, słoneczny poranek.
  7. Dzień dobry, chciałabym zapytać czy jest może tutaj jakaś mama po stracie z Krakowa. Może miałaby ochotę nawiązać kontakt. Poszukuję kogos do rozmowy. Probowalam terapii ale nie wyszło. Dokładnie rok temu,w ten dzień rozpoczął się koszmar, który nadal trwa. I nigdy nie minie. Nie mam nikogo żeby porozmawiać. Milczenie,które mnie otacza staje się nie do zniesienia.
×