Cześć wszystkim,
Jestem matką ponad dwuletniego chłopca i problem mam jak w tytule. Podejrzewam, że są już podobne wątki, ale mam potrzebę wygadać się na świeżo. Jest to moje pierwsze dziecko, więc wiele rzeczy martwi mnie na wyrost. Mój syn jest straszliwym uparciuchem i niejadkiem. Cały dzień mógłby jeść płatki z mlekiem. Do momentu aż skończył półtora roku jadł dosłownie wszystko niezależnie od smaku, zapachu, koloru czy faktury. Odkąd zrobił się bardziej "kumaty" to każdy jego posiłek jest dramatem i dla niego i dla mnie. Czy to jest taki wiek, że dzieci ograniczają swój jadłospis do minimum, które pozwala im przeżyć? Od września chcę go dać do przedszkola, ale boję się, że będę codziennie słyszała: Pani syn nic nie zjadł. Nakłanianie go do jedzenia w stylu: patrz jak Ami (kuzynka) ładnie je nic nie pomaga, więc podejrzewam, że widok innych jedzących dzieci nie pomoże...