Historia pewnego zwiazku, milosc, zdrady... rozpacz..
Witam,
Chciał bym wam opisac historie mojego związku po ktorym dalej do siebie dochodzę... Poznalem się ze swoja była dziewczyna ok 3ech lat temu, pracowala wtedy w barze do ktorego dosc czesto chodzilem. Jest to kobieta bardzo ladna o nietypowej urodzie co strasznie mi sie podobalo. Kiedys pod barem w stanie mocno alkoholowym zaczolem z nia rozmawiac, jak sie okazalo opowiedzialem jej kawal swojego zycia. Okazalo sie poniewaz po dwoch tygodniach przyszedlem i sie przedstawilem po raz drugi. Zaczolem do niej "uderzac" lecz widzac brak zainteresowania odpuscilem. Po miesiacu, sama sie do mnie odezwala "co u mnie slychac" i tak od slowa do slowa, od spotkania do spotkania... jakas wspolna impreza.. ktora mi pomogla, bo mialem wiele szczescia. Otuz moja jeszcze nie dziewczyna idac przez klub trzymajac sie za rece, kobieta idaca z naprzeciwka przechodzac obok pomasowala moj brzuch.. co wzbudzilo straszna zazdrosc a ja stalem sie bardziej atrakcyjny. Stalo sie.. spedzilismy wspolna noc a pozniej kolejna, rozowe okulary i motyle w brzuchu, wszyscy wiemy o co chodzi. Czar troche prysl poniewaz okazalo sie ze ona nie zakonczyla poprzedniego zwiazku i dalej mieszka u chlopaka... Byly wielkie slowa, ze nigdy nic takiego nie robila, ze zakochala sie we mnie i ze rozumie co to klamstwo wiec sie nie zdziwi jak jej nie bede chcial znac. Moj rozsadek mowil zeby ta relacje skonczyc, lecz serce cos podpowiadalo by sprobowac do tego czujac starszny poped w jej strone uznalem ze zaryzykuje, mimo tego w jakim swietle mnie postawila, przyjolem latke faceta ktory odbija zajete kobiety (okazalo sie ze mamy sporo wspolnych znajomych z jej bylym) Tak jak wspominalem, to byla piekna kobieta a ja calkiem przecietnym facetem niezbyt wysokim. Zwiazek sie okazal dosc sporym wyzwaniem, ona byla bardzo zazdrosna i bardzo zaborcza, miala twardy charakter i chciala dominowac, wszystko brala strasznie do siebie. Ja bylem czlowiekiem ktory uwazal ze kazde z nas musi miec troche wlasnego zycia, bylem bardzo dumny i mialem duze ego jednoczesnie dodatkowo wybuchowym lecz nie trzymajacym urazy. Z mojej strony nie bylo w ogole zazdrosci ani kontroli, mialem fiola na punkcie szacunku wzajemnego, nie tolerowalem wyzwisk ani slow "...alaj i pochodnych" kiedys jak mi w ciezkiej klotni wracajac od znajomych powiedziala "wypierdalaj" to obrucilem sie na piecie i poszedlem do swojego domu (a nocowalem juz u niej). Dostajac po drodze smsy typu "tak kochasz ze zostawiles swoja kobiete na ulicy w nocy" "tak lubisz ze mna spac ze poszedles" "pewnie masz inna, lepsza", skomentowalem to tylko ze jestem w domu i ide spac, pogadamy na trzezwo. Nie raz mowila ze ja przeraza to jak potrafie sie obrucic i miec wszystko gdzies ze nie boje sie jej stracic. Po czasie widze ze przesuwalem granice ile moglem a ona na to pozwalala. Ona chciala o ten zwiazek walczyc starajac sie jeszcze bardziej (co taka kobieta widziala w takim gosciu?) Im bardziej sie ona starala tym bardziej ja odpuszczalem.. nawet powiedzialem zeby troche odpuscila i dala sie wykazac, to widac sie bala ze to sie skonczy. Nie raz mi zarzucala ze stracilem nia zainteresowanie. Doszlo do sprzeczek ze spotkalem znajomego np wychodzac do sklepu i miala zal ze nic nie powiedzialem, ani o sklepie ani ze kogos spotkalem a np pozniej w rozmowie w spolnym gronie to wychodzilo. Im bardziej ona chciala mnie ogarniczac tym bardziej zaczolem ukrywac takie rzeczy mowiac np ze jestem w domu i sprzatam a widzialem sie z kolega na godzinke czasu. Nawet jak pandemia pokrzyzowala jej w zyciu ze z wynajmowanego mieszkania musiala wrocic do rodzicow to nie prostestowalem nie staralem sie rozwiazac sytuacji ze mozemy sami wynajac cos (stac by mnie na to bylo) mimo ze wiedzialem o koncu wspolnego nocowania. Nawet jak sie z czasem pojawila taka mozliwosc poniewaz jej rodzice wynajeli dom, to wykrecalem sie ze mi glupio, chcac miec wiecej swobody. Nawet raz zakonczylem ten zwiazek mowiac ze to wszystko jest toksyczne, ze to co sie dzieje ze co chwile awantury, ze milosc to za malo. Niestety wtedy nie potrafilem sie obrucic na piecie i odjechac.. tylko czekalem az wroci bezpiecznie do domu bo w rozpaczy poszla w druga strone (byla noc i zima).. zmieklo mi serce.. przekonala mnie by walczyc o ten zwiazek. Tak naprawde po 2-3 tygodniach wrocily stare czasy, wiec ja odpuscilem... przestawalo mi zalezec ale bylo wygodnie. Obok piekna kobieta ktora za mna biega (jak to mozliwe!?!?!?!?).. Kiedy chcialem to byl sex, a chcialem go co raz mniej, bo zawsze wczesniej bylo jakies niezadowolenie itp. Ona mlodsza odemnie o 7 lat mowila ze potrzebuje wiecej sexu lecz sama nie potrafila nic pokazac oprocz zakomunikowania, ze to zawsze powinna byc inicjatywa faceta. A sex nie byl moja mocna strona (szybko konczylem, ona to akceptowala i chciala zebysmy cwiczyli) a przestalo mi zalezec na jego jakosci. Doszlo nawet do tego ze ja zdradzilem.. dwa razy, z dwoma roznymi kobietami.. (zakaz komunikacji z nimi powodowal ze pisalem potajemnie) a jak mialem mozliwosc z poczatku zwiazku to nawet nie bralem takiej opcji pod uwagem, nigdy do tej pory nie zdradzilem zadnej kobiety.. Do tego jestem osoba ktora nie interesowaly narkotyki, ona tez byla przeciwna a bralem nie raz ukrywajac to przed nia (tak jak bym ja tym wszystkim karal...)... Nadszedl dzien w ktorym bylismy umowieni lecz ona nie odbierala telefonu ani nie odpisywala.. tlumaczac sie ze rozwozila cos tam na rowerze (a nie zna miasta wiec wiem ze zawsze uzywa google maps) zkwitowalem to pol zartem mowiac "zeby z tego tylko mi rogi nie wyrosly". To byly slowa ktore rzekomo ja bardzo obrazily i to koniec nie mamy o czym gadac. Lecz tego wieczora sie spotkalismy we 4, i ja pajacowalem... na koniec zamowilem jej taxi do domu.. na drugi dzien mowila ze nie chce mnie widziec. Kolejnego dnia ze jest umowiona z przykaciolka to proponowalem ze przyjade po nia jak bedzie wracac (drugi koniec duzego miasta) i odwioze do domu to w drodze pogadamy. Kolejny pytajac co ma zamiar z nami robic to mowi ze liczyla na troche zainteresowania (a dzien wczesniej chcialem jechac przez cale miasto by tylko ja odwiezc)... kolejne dni to byly slowa ze ma kasze w glowie, ze nie zobaczy sie ze mna bo jak mnie zobaczy i moje lzy to nie da rady i bedzie to kontynuowac a nie chce. Ja staralem sie walczylem jak lew.. wysylalem kwiaty, napisalem list milosny (chciaz kiedys jej powiedzialen ze nigdy tego nie zrobie).. a ona byla co raz silniejsza i stanowcza.. minelo okolo 4-5 tygodni (z czego dwa byla za granica) i ja spotkalem.. z chlopakiem (wysoki ok 190cm, ona w butach na obcasie, mimo ze zawsze nosila przy mnie adidasy) i niedoszla tesciowa we 3 (nie przedstawia sie nowego chlopaka tak szybko)... zrozumialem skad ta sila i ten opor w niej... najprawdopodobniej juz wczesniej go poznala. Juz wczesniej zaczolem sprawdzac jej media spolecznosciowe np instagram (a nawet nigdy nie mialem tego portalu) tego nowego jej faceta widzialem, ze lajkuje wszystkie zdj tuz po naszym rozstaniu. Wiele razy mi zarzucala ze nie wrzucam sobie z nia zdjec na facebooka, prawda taka ze nic tam nie wrzucalem. Tlumaczylem ze to nie jest wazne, wazne co jest miedzy nami. Zal i rozpacz byla jeszcze silniejsza po tym przypadkowym spotkaniu. Przypomnialy mi sie ostatnie tygodnie naszego zwiazku. Nasz ostatni sex ktory byl jak by z obowiazku... byl dzien ze nie chciala mojego dotyku, byl dzien w ktorym napisala ze chce siasc w kacie i plakac... bylo duzo sygnalow w ktora strone to zmierza, byly sygnaly od miesiecy lecz ja to ignorowalem a moze sam czekalem i chcialem by to sie zakonczylo. Tlumaczyla mi ze nie dostane szansy bo ona juz nie ma sily walczyc o ten zwiazek (Nowy chlopak?) Mija juz drugi miesiac, nie moge o tej kobiecie przestac myslec, mam wrazenie ze nigdy jej tak nie kochalem mimo ze to byl slaby zwiazek, mimo ze robilem rzeczy do ktorych mnie teraz w ogole nie ciagnie, popelnilem bardzo wiele bledow ktore zrozumialem po czasie. Sam splycilem ta znajomosc, cofnalem o kilka krokow a ona chciala isc do przodu. Czy to wszysto jest normalne??