Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość arko arko

mam wszystkiego dość... wejdź, przeczytaj, doradź

Polecane posty

Gość arko arko

Muszę w końcu się wygadać. To będzie długie, ale proszę, przeczytajcie. Poznaliśmy się 2 lata temu w sieci. Na początku - rozmowy, pisanie przez kilka miesięcy. Już wtedy się pokochaliśmy, chociaż wielu z was w to nie uwierzy. Potem spotkanie, magiczne. Czułam cała sobą że to Ten, że na niego czekałam, że koniec mojego błądzenia. On czuł to samo. Moi rodzice i znajomi go pokochali. Kochaliśmy się jak... opisują to w książkach. Magia totalna. Nikt nigdy nie traktował mnie z takim szacunkiem, miłością, oddaniem. Mieszkalismy 200 km od siebie, odwiedzał mnie co weekend a czasem częściej. Po 3 mscach zamieszkaliśmy razem, może szybko... ale kazdy dzień osobno wydawał nam się udreką. Były zaręczyny, bardzo romantyczne, płakałam ze szczęścia. Nie było szczęsliwszej kobiety na świecie. Oddalibyśmy za siebie życie. Już wtedy wiedziałam że jest alkoholikiem, powiedział mi. Ale niepijącym od paru lat, więc nie widzialam powodu by nie dawać mu szansy. Po zamieszkaniu razm zaczęły się schody. On uznawał że obowiązki domowe to sprawa kobiety. więc gotowałam i sprzątałam codziennie, chociaż twierdził że "nic nie robię". On siedział przy komputerze do późnych godzin nocnych. Jakbym nie istniała. Oczywiście kłóciłam się, płakałam, czasami przyjeżdżałam do rodziców, z czego był zadowolony. Po 3 mscach wypił po raz pierwszy, ale nastepnego dnia przestał... ok, postanowiłam wybaczyć to potknięcie. Po kolejnych 3 miesiącach wybuchł. Powiedział że nie jest szczęsliwy, że się męczy, że mam się wyprowadzić. wyprowadziłam się, firma transportowa przewiozła moje meble 200 km do domu rodzinnego (jak wiecie, to nie jest tanie). Po moim wyjeździe zaczął pić i... dzwonić do mnie, płakał i błagał żebym mu pomogła. Jak ostatnia idiotka... wróciłam do niego po tygodniu. Znów przewózka mebli... Było dobrze tylko tydzień - naprawdę dobrze. Potem znów alkohol i wrzaski że mnie nie kocha, że mam wypierdalać. Znów się wyprowadzałam 200 km... On wrócił do domu swojej ex, ale wciąż dzwonił, znów płakał (wciąż, codziennie pił), że zmądrzał, że wreszcie pojął że beze mnie umrze. Postawiłam warunek - ok, możemy być razem, ale tym razem ty zamieszkasz w moim miescie a nie ja w twoim. Zgodził się. Więc wrócilam do niego (ja głupia) po 2 mscach. Znów transport mebli, on poniósl wieksze wydatki. Wierzcie mi... był wtedy najcudowniejszy. Każdego dnia patrzył na mnie z uwielbieniem w oczach, dziękował za szansę, wciąż wymyślał sobie od idiotów że mnie zostawił. I po raz kolejny - 2,5 msce sielanki. Prawdziwej sielanki, w której byłam pewna że wtedy dotknął swojego dna i nie może być gorzej. Poruszałam temat terapii AA, mówił że nie chce, bo nie potrzebuje, że wszystko już zrozumiał. Pewnego dnia, zupełnie z zaskoczenia, upił się. Naobrażał mnie wtedy tak, że słowo kurwa to mały pikuś. Byłam w takim szoku że nie mogłam się bronić. Szarpał mnie, próbował dusić. Interweniowali moi rodzice, którym wyznał największą moją tajemnicę... którą tylko on znał w ciągu całego mojego zycia... i to mnie boli najbardziej. Spałam wtedy u rodziców, rano wróciłam - nie chciał rozmawiac, ale przeszło mu - potem przytulał mnie i znów mówił że kocha. Wiem, zastanawiacie się jak mogłam dać się przytulać... Boże, nie wiem. Nie wiem. Wypił tego samego dnia i nastepnego, nastepnego... ale już na spokojnie. Każdego wieczoru płakałam w łózku i obmyslałam plan rozstania. Dziś pojechał do pracy (jeździ raz w tygodniu, wyjezdza rano, wraca wieczorem, tam do swojego miasta 200 km dalej). Oczywiście na kacu. Właśnie zadzwonił i powiedział że znów wypił i zasugerował że zostanie tam na noc. Problem jest taki że jedyny dom gdzie on może tam przenocować to dom jego ex, która wciąż go kocha. Jesli zostanie - będzie to nasza pierwsza osobna noc od 2,5 miesiąca. Nie muszę chyba dodawać co z nią zrobi... Ja jestem znów na środkach uspokajających, siedzę sama w mieszkaniu. Do mnie wciąż nic nie dociera. Czuję się jakby gnębiła mnie jakaś choroba i nie chciała przejść (miłość). Nic nie rozumiem... jak mogłam wdepnąć w to gówno, jak mogłam mu uwierzyć że wszytsko jest przeszłością, jak mógł zmienić się z księcia w diabła. Moi rodzice mówią żebym się spakowała i wróciła do domu, raz na zawsze. Długo myślałam że mogę mu pomóc... że damy radę. Nie damy. Moje zycie runęło. Plany ślubu, dziecka... On nigdy nie będzie kochał mnie tak mocno jak kocha wódkę i wolność. Dlaczego wciąż nie odchodzę? Boże, ja tego chcę! Marzę o tym żeby jutro się obudzić i NIE KOCHAC GO. Poza tym wiem, znam go... wiem że jak odejdę, on znów zacznie dzwonić, przyjeżdżać, płakać, rzucac mi kwiaty pod stopy, zapewniać że wszystko zrozumiał. Łączy nas tak wiele... Nasze wspólne powiedzonka których nikt inny nie rozumie, wspólne miejsca gdzie bywaliśmy, wspomnienia, zwierzaczki które mamy... Te zwierzaczki to też problem. Moi rodzice nie pozwalają mi ich zabrac, a on ich też nie chce wziąć, a ja je kocham... Boję się zamotności, boję się znów wycia w poduszkę. Tyle dobrych, wspólnych chwil, tak się starałam. Mieliśmy wszystko... zdrowie, pieniądze, mieszkanie, miłość, wszystko... On to wszystko niszczy, a ja nie rozumiem dlaczego... Nie mam nawet sił płakać. Nienawidzę go. I wciąż kocham nasze wspomnienia. Chciałabym nigdy go nie poznać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość on i tyle
Zacznij kobieto szanować swoje uczucia... A tym samym samą siebie, nie ucz nikogo rozumu, pamietaj ze na uczucia trzeba sobie zasluzyc!!! A on czym sobie zasluzyl???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idź na terapię. Sama z tego nie wyjdziesz. Znam to. Jesteś współuzależniona i chora. Facet doprowadzi cię prosto do psychiatryka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mam ochotę chwycić Cię i mocno potrząsnąć, żebyś się obudziła. i niestety to nie jest tak, że NAGLE przestaniesz go kochać, to jest niemożliwe. Dlatego musisz go opuścić kochając go, nie czekaj z odejściem do momentu aż przestaniesz go kochać, bo to wogole nie ma sensu. On Ciebie zniszczy jak nie odejdziesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mam ochotę chwycić Cię i mocno potrząsnąć, żebyś się obudziła. i niestety to nie jest tak, że NAGLE przestaniesz go kochać, to jest niemożliwe. Dlatego musisz go opuścić kochając go, nie czekaj z odejściem do momentu aż przestaniesz go kochać, bo to wogole nie ma sensu. On Ciebie zniszczy jak nie odejdziesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość arko arko
jednak moge tu wejść... Jestem taka zmęczona, właśnie siedzę i płaczę, mimo że zadzwonił i powiedział że już jedzie do domu (do nas). Chcę żebyście dobrze wszystko zrozumieli: gdyby nie jego alkoholizm, on byłby cudownym człowiekiem. Ok, wiedziałam w co się pakuję, wiedziałam że jest alkoholikiem. Kiedyś chodzIł na terapię (zanim mnie poznał). Teraz nie chce. Gdyby była w nim chociaż odrobina chęci by to leczyć. Tak bardzo tęsknię za zwyczajnym życiem... Jestem zmęczona...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość arko arko
nie wiem czy to czytacie, niewazne, muszę wyrzucić z siebie wszytsko, bo nie mam przed kim... tzn. rodzice wszytsko wiedzą, ale przed nimi zachowuję twarz i nie płaczę... chcę się wypłakać, chcę... Kiedys gdy mialam problem, gdy płakałam, gdy potrzebowałam wsparcia - to on mnie tulił, to on mnie stawiał na nogi, to on był moim bezpieczeństwem. A dziś gdy płaczę - to on jest tego powodem. Już nigdy mnie nie przytuli, już nigdy niczego nie zrozumie, już nigdy... przezywam traumę niczym po śmierci najbliższej osoby, bo tak własnie jest - umarł ktoś kogo kochałam nad zycie, umarł mój najlepszy przyjaciel, kochanek, mój opiekun, mój dobry duch, moja bratnia dusza, a w jego ciele jest teraz ktoś inny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość arko arko
nie wiem czy to czytacie, niewazne, muszę wyrzucić z siebie wszytsko, bo nie mam przed kim... tzn. rodzice wszytsko wiedzą, ale przed nimi zachowuję twarz i nie płaczę... chcę się wypłakać, chcę... Kiedys gdy mialam problem, gdy płakałam, gdy potrzebowałam wsparcia - to on mnie tulił, to on mnie stawiał na nogi, to on był moim bezpieczeństwem. A dziś gdy płaczę - to on jest tego powodem. Już nigdy mnie nie przytuli, już nigdy niczego nie zrozumie, już nigdy... przezywam traumę niczym po śmierci najbliższej osoby, bo tak własnie jest - umarł ktoś kogo kochałam nad zycie, umarł mój najlepszy przyjaciel, kochanek, mój opiekun, mój dobry duch, moja bratnia dusza, a w jego ciele jest teraz ktoś inny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przeczytałam i bardzo Ci współczuję. Myślę, że nie warto poświęcać swojego życia komuś, kto żyje złudą i omamami w postaci oparów alkoholowych. Ty go kochasz, a on nie wie co to miłość i nigdy nie zrozumie. Daruj, ale miłość nie rani, ona uskrzydla. Zostaw go jego nałogowi, a Ty zajmij się sobą. Na pewno masz wiele do zrobienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oferma
muszę powiedzieć że niektórzy to mają fajnie. mogą chlać, poniżać, wyzywać a i tak są kochani i uwielbiani (jak z opowieści wynika przez 2 kobiety jednocześnie). to muszą być jacyś fantastyczni ludzie. szkoda że ja jestem takim patałachem, że jakby mnie jutro piorun trzasnął to mało kto by w ogóle zauważył. ale zazdrość ze mnie wylazła, nieładnie, no ale nie mogłem się powstrzymać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Droga Arko
Zauważyłam, że dziwnie używasz słowa "kochać'.Popatrz sama: "Moi rodzice i znajomi go pokochali." "On nigdy nie będzie kochał mnie tak mocno jak kocha wódkę i wolność." "Te zwierzaczki to też problem... ja je kocham." Czy rzeczywiście Twoi znajomi go pokochali?Wydał im się sympatyczny,może ujmujący, prawda?To znaczy, co do niego czuli? Miłość? Myślisz, że alkoholik kocha wódkę?W jakim sensie?Odczuwa silną, niekontrolowaną potrzebę picia.To jest miłość? Lubisz przebywać ze swoimi zwierzakami, odczuwasz przyjemność głaszcząc je, mówiąc do nich.To jest miłość? Więc kiedy mówisz, że go kochasz, to co to właściwie znaczy?Ze jest ujmujący, lubisz się do niego przytulać i odczuwasz silną, niekontrolowaną potrzebę bycia z nim? Nazywasz to miłością, ale to nie jest miłość.Może to Ci ułatwi odejście. A czemu musisz odejść? Ponieważ ten człowiek źle Cię traktuje.Jakkolwiek sympatyczny ,romantyczny i seksowny by się przy tym wydawał.Nie pozwól , żeby ktoś źle Cię traktował i jeszcze nazywał to miłością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ikra
I własm\nie dlatego faceci tak nas gnoją,jak są takie idiotki co pomimo wszystko będą ich po piętach lizać. Obrzydlistwo.Takiego padalca dawno bym wy***ła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×