Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

konwalia f

Jedzenie kompulsywne - komu jeszcze marnuje zycie?

Polecane posty

Gość feniks-173
hej dziewczyny ja rowniez boryka(la)m sie z problemem kompulsywnego jedzenia, potrafilam zjesc ogromne ilosci zarcia, az do bolu brzucha, zaczynalam jesc i nie potrafilam przestac, zakradalam sie do lodowki nawet o 4 nad ranem, czasem \"wolalam\" czekac do pozna az wszyscy w koncu zasna, zeby sie nazrec zamiast zwyczajnie pojsc spac. jadlam w ukryciu, chociaz w zasadzie tego nie da sie ukryc ze w pol godziny znika z kuchni np pol chleba, 30dkg sera... ale moja rodzina tego nie komentowala, ani nie reagowala w zaden sposob... a ja czulam sie coraz gorzej, nienawidzilam sie, na przemian tylko jadlam, spalam i plakalam... to byl straszny okres w moim zyciu. siegnelam dna i w koncu bylam juz tak zmeczona tym wszystkim ze stwierdzilam, ze nie moge tak dalej... ze zrobie wszystko zeby przestac jesc kompulsywnie - w tym czasie od ok. 2 mcy napady zdarzaly mi sie codziennie. o diecie nawet wtedy nie myslalam, choc przytylam bardzo duzo, chcialam juz tylko jesc normalnie... i moge powiedziec, ze udalo sie, od tamtych wydarzen minelo jakies 5 lat. w zasadzie epizody objdania zdarzaja mi sie nadal wtedy kiedy zycie zaczyna za bardzo mnie przytlaczac, ale nie przyjmuja juz takiej przewleklej i intensywnej formy, glownie dlatego ze wiem, ze im dluzej bede sobie pozwalac, tym trudniej bedzie mi wrocic do normy. niedawno zaczelam psychoterapie przy okazji innych problemow (nerwica), mam zamiar na niej zahaczyc o problem jedzenia rowniez... i wreszcie nauczyc sie radzic sobie z lekiem, ktory w zasadzie od zawsze z roznym nasileniem zajadam. jestem pelna nadziei i wierze, a w zasadzie wiem po sobie, ze z tym nalogiem mozna walczyc. nawet jesli nie umiemy dotrzec do przyczyn, to sama czynnosc zalezy od nas, przymus jedzenia tez mozna pokonac, choc jest to niezwykle trudna walka i toczy sie tak jak to pisaly wczesniej dziewczyny - kazdego dnia. bo przwda jest taka, ze zycie zawsze bedzie przed nami stawiac przeszkody, ale to od nas zalezy jak bedziemy sobie z nimi radzic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 29lat naszczęściejużnie 100kg
Charlotte... jak dojrzejesz to idź na AŻ! Klep do mózgownicy, że musisz iść! Przyjdzie czas, że pokaże się odpowiedni moment-jak będziesz żarła kilka dni z rzędu tak jak ja i stracisz do siebie cały szacunek. Tylko wtedy trzeba iść od razu i nie czekać do następnego tygodnia, bo ręczę, że przejdzie ochota! Ja się zbierałam 5 miesięcy, aż w końcu dotarło do mnie, że sama nie podołam abstynencji. Idź zanim będziesz tak spaprana przez nałóg, że lata psychoterapii i wydawania kasiory na psychologów nic nie wskórają! Bo problem z AŻ jest taki, że każdy się boi przyznać PRZED SOBĄ, że coś jest z nim nie tak! Ludzie tam pojawiają się jak już nie mają nadziei. Im wcześniej przyznamy się do tego, że jesteśmy chorzy tym większe szanse, że zostanie choć trochę z tego, co jeszcze jest normalne w naszym żywieniu. Jedzenie jest super przyjemne, ale kompulsywność sprawia, że MY nie możemy jeść jak normalni ludzie... musimy nauczyć się wszystkiego od nowa... musimy zrozumieć dlaczego patologicznie wpychamy w siebie tony żarcia. PS. Idziesz na miting i nie musisz nic mówić, bo nikt tego od Ciebie nie oczekuje. Trochę jest dziwnie na pierwszym... myślisz sobie "rany, ale porąbańcy... przy nich ja nie mam problemu" przychodzisz na kolejny i okazuje się, że słyszysz z ust innych to, co sama chciałabyś powiedzieć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika.1.
Szkoda,że tak mało jest spotkań AŻ.W moim mieście nic nie ma.2 tyg nie obżerałam się wogóle.Nawet zjadałam po 2 jabłka dziennie ale później zjadłam tylko mały kawałeczek loda i poszło.Potem zjadłam 15 lodów na patyku.Myslałam ,że się wyrzygam.Najbardziej boli mnie to,że jak mamie odmawiam np loda to ona się obraża.Może nie tak do końca jest to obrażanie ale mówi:nie wiesz co tracisz.Boli mnie to bardzo i stresuje a przeciez wie,że mam problemy z jedzeniem.Dla niej kawałeczek słodkiego nie może przecież zaszkodzić.Dla mnie ten kawałeczek to ogromny problem bo jest to moj zapalnik.Takimi są właśnie słodycze.Czemu ludzie nie potrafią zrozumieć czym jest nałóg?Może dlatego że żadnych nałogów nigdy nie mieli. Ciężko jest żyć w społeczeństwie,odmawiać jak poczęstują czymś.Nie wiem jak się zachować jak ktoś częstuje a ja nie mogę.Mam powiedzieć że jadam o określonej godzinie bo to mi pomaga?Czułabym się jak psychol.Nie mam już siły żyć z tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .agnieszka
doprawdy, co za tupet. gdybyś chociaż umieściła ten link w 'weselszym' temacie. rzecz jasna zgłosiłam do usunięcia, nie będziesz sobie koleżanko nabijać tu punktów do konkursu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość KUCHARZGRILL

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aisa70
cześć wszystkim, zapoznałam się z tyreścią forum od jego początków, czuli od dnia kiedy "konwalia f" w styczniu 2008 roku napisała po raz pierwszy kilka słów..... od około 5 lat obżeram się i wymiotuję, bulimia. od ponad pół roku doszła do tego depresja, niemal zupełna izolacja od środowiska. nic już mnie nie cieszyło, nawet miłość mego męża i dzieci. techniki obżarstwa... nie będę ich opisywać, każda z Was napisała już dość. pełną świadomość tego co się ze mną dzieje i konieczność znalezienia pomocy (zrozumienie, że sama nie poradzę sobie) mam mniej więcej od 3 m-cy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .agnieszka
Już nie potrafię, żadne sposoby, które sama sobie wymyślam, żeby ograniczyć jedzenie/zapomnieć o nim nie dają żadnych skutków. Doszło do tego, że najdłuższy okres czasu, jaki potrafię wytrzymać, jedząc normalnie, to jeden dzień... Już nie mieszczę się w swoje ulubione spodnie. Czuję się fatalnie. Pomyślałam, że może będzie łatwiej, jeśli będę z kimś o podobnych problemach w kontakcie... Będziemy mogły wspólnie się wspierać, pisać o swoich sukcesach. Jeśli ktoś byłby chętny, podaję maila: luiseva.aune@gmail.com

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ciesze sie, ze topik jeszcze zyje. Pisze zeby podniesc Was na duchu. Jestem wciaz zarlokiem kompulsywnym i musze uwazac, bo napady sie zdarzaja ale odnioslam wielki sukces. Schudlam 16 kg w 3 miesiace (z 85 - 69kg) i nareszcie wrocilam do wagi przedciazowej. Wytrzymalam na zwyklej diecie 1200 kcal plus duzo zielonej herbaty. Bardzo pomoglo mi forum i caly portal dieta.pl i motywujace zdjecia ludzi, ktorzy pochudli po 40-50 kg. Teraz jest przestoj i czuje, ze za duzo sobie powalam a chcialabym jeszcze schudnac nie mowiac juz, ze nie wyobrazam sobie teraz tego stracic i byc ofiara efektu jo-jo. Automatycznie jest duuuzo lepiej z psychika i patrzeniem na wszytkie problemy dookola. Polecam, choc wiem, ze to nie dieta a normalne jedzenie powinno byc u nas na pierwszym miejscu. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .agnieszka
a może osoby, którym udaje się walczyć z kompulsami podzieliłyby się jakimiś sposobami, dzięki którym powoli wygrywają bądź już ostatecznie zwyciężyły...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aisa70
wracam do Was. jak dotąd napisałam tylko raz na forum. Odpowiadając Agnieszce - bardzo gorąco proponuję książkę pt. "Jak walczyć z wilczym apetytem" Linda Craighead. Pisarka jest profesorem psychiatrii z wieloletnim stażem, założyła i prowadzi w USA klinikę uzależnień. mi ta książka pomaga bardzo, patrzę na moje uzależnienie z innej strony, zupełnie obiektywnie...... trudno opisać co w niej jest, nawet nie będę próbować. polecam gorąco tę lekturę. dodam tylko, że dostałam ją od syna na 40te urodziny. mój Syn to kochany chłopak, który wie i widzi więcej niż mi się zdaje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ork
up up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zombiak
godojcie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja od 2 lipca staram się tak pięknie, że az mnie dziw bierze. Tym razem nie obiecałam sobie, że się odchudzam od poniedziałku i ubędzie mnie 20 kilo, tylko postanowiłam że spróbuję jeśc normalnie i zdrowo i jak narazie udaje mi się :) nie rzuciłam się ani raz na żarcie, a słodyczy nie dotknełam od tego dnia wcale, ani odrobinki, zrezygnowałam z cukru, ale ze pije codziennie kawke a gorzkiej nie potrafię wypic to słodze sobie miodem. Mam pokusy każdego dnia po 894579457 razy ale udaje mi się sobie wytlumaczyć, że nie warto, nie wiem dlaczego teraz mi sie udaje a wczesniej mi sie nie udawało tyle razy, nie wiem co ma na to wplyw, , ale jak narazie ciesze sie jak cholera i oby trawało to jak najdłuzej, a najlepiej na zawsze. Od dwóch tygodni jeżdzę na rowerku stacjonarnym godzinke dzinnie, a czasami ide na "chód" tez godzinny(szkoda tylko ze nie mam kompanki ktora by zemna maszerowała, bo samej troszke smutno), schudłam 4 kilo, może to nie jest oszałamiajacy wynik, ale motywuje mnie do0 dalszej walki. Przepraszam, że baźgram nieskładnie, ale jestem padnieta i ide lulać :) Dobranoc :)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jola irlandia
Witaj Pedantko! Ja ciagle na Ciebie czekam:) Odezwij sie prosze, nie daje rady sama i potrzebuje z kims porozmawiac... Gdzie mieszkasz w Irlandii?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czesc dziewczyny, jakie macie sposoby by unikac jedzenia ? mimo ze jem jak za kilku kolesi, to nie potrafie sie powstrzymac, od poczatku tego watku przytuylam 20 kg, nie wiem co ze soba zrobic, w zade ciuchy sie nie mieszcze:( pomozcie, prosze was:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AniaC
Pedantko - oraz wszystkie Dziewczyny na tym forum: Tak jak i Tobie, tak mi i Każdej z Was może się udać, chodzi tylko o nastawienie. To co bardzo trafnie opisałaś w swojej wypowiedzi. Nie warto mówić sobie "teraz się odchudzam, muszę zrzucić 150 kg, nie jem nic przez miesiąc" - to i tak się nie uda. Llepiej powiedzieć sobie "ok, zaczynam odżywiać się prawidłowo, normalnie, bez głodzenia". I bardzo ważne jest również odpowiednie podejście do jedzenia - nie traktować go jako głównego priorytetu w życiu. Ot, po prostu jedzenie. Jest, bo musi być, ale czy jest naprawdę najważniejsze? Ja tak sobie mówię i jest całkiem nieźle. Dużo lepiej niż dawniej :) Jeżeli chcecie pogadać, piszcie. Zawsze łatwiej jest rozmawiać o problemie :) Ania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja zaglądam, ale nie mam zielonego pojęcia co Ci napisać, żeby Cię pocieszyć :(( Jak się to wszystko czyta to tak jakby się czytało o sobie :((( Psychoterapeutka to świetny pomysł, uda Ci się tylko musisz w to mocno wierzyć, wiem jak to brzmi ale...:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć :) dzisiaj pierwszy dzień bez kompulsu od prawie 2 tygodni. wiem, że mało, ale po ostatnim kryzysie jestem dumna nawet i z tego. pytanie do tych,którym idzie lepiej ode mnie: układacie jadłospis na każdy dzień? macie listę zapalników, których unikacie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AniaC
Ja osobiście nie układam sobie jadłospisu, aczkolwiek nie jest to zły pomysł - pod warunkiem, że jest to racjonalny, pięcioposiłkowy jadłospis o odpowiedniej kaloryczności i zawierający wartościowe produkty. Jeżeli jadłospis sprawi ponowne ograniczanie jedzenia to wszystkie doskonale wiemy jak to się skończy. Nie można popadać w skrajności, to najgorsze co może być w tej chorobie. Ja staram się nie myśleć zbyt dużo o jedzeniu, ale jednocześnie być świadomą tego co jem, jeść o stałych porach, przede wszystkim dużo warzyw, owoców i pełnego ziarna. A jako że uprawiam jogging czasem pozwalam sobie na słodycze, często jem lody. Jednak już od dawna nie kończy się to kompulsami.. Sama już nie wiem jak i dlaczego..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gafssi
Witajcie, trafiłam na to ten topik i przeczytałam go w całości... Powtórzę zdanie, które niejednokrotnie padało już - czuję się jakbym czytała o sobie samej... U mnie problem z kompulsywnym jedzeniem zaczął się około 10 lat temu, od tamtej pory moje życie dzieli się na "dobre okresy" kiedy jem normalnie, i te kiepskie, kiedy objadam się nieprzeciętnie, oczywiście po kryjomu. Czuję się w tym okropnie. Próbowałam chodzić na psychoterapię, ale nie potrafiłam otworzyć się przed psychologiem, może po prostu na złego specjalistę trafiłam. Zastanawiam się też nad mityngami AŻ - może to jest jakieś rozwiązanie? Dziewczyny, chodziłyście na mityngi? Najgorszy w tym wszystkim jest wstyd i pogarda wobec siebie samej... i to, że nawet najbliższe osoby, którym odważyłam się powiedzieć o tym problemie, nie rozumieją tego... potrafią zrozumieć istotę alkoholizmu bądź narkomanii, ale kompulsywnego obżarstwa nie... Cieszę się, że trafiłam na ten topik.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj Gafssi. też się cieszyłam, kiedy trafiłam tutaj pierwszy raz. i poczułam ulgę. że nie jestem sama. jak długo chodziłaś na psychoterapię? ja bym chciała, ale boję się. że nie będę umiałam powiedzieć tego,co czuję. że będzie oceniał. podobnie jest z AŻ. chcę, ale nie wiem kiedy zbiorę się na odwagę, żeby pójść na spotkanie. chyba łatwiej zrozumieć alholika czy narkomana. bo gdybym nie miała problemu to nie wiem, czy potrafiłabym zrozumieć, że ktoś uzależnił się od jedzenia. że można jeść aż do bólu i mdłości, i w ogóle nie panować nad sobą. sama nie wiem czy to rozumiem. 3 dzień bez obżarstwa. wczoraj byłam blisko kryzysu, ale się udało. zastanawiam się nad układaniem jadłospisu. może tak byłoby łatwiej. oczywiście miałby to być normalny, zdrowy jadłospis. a nie taki jakte,które układałam do tej pory, kiedy z obżarstwa przechodziłam na dietę. chyba powinnam też zrezygnować ze słodyczy. a przynajmniej w pewnych sytuacjach, kiedy zjedzenie czegoś słodkiego prawie na pewno skończy się kompulsem. ale tak trudno wyjść ze sklepu nie kupując niczego zakazanego..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AniaC
Charlotte - spróbuj uwzględnić niewielkie ilości słodyczy w swoim jadłospisie. Może właśnie wtedy, gdy będą po prostu częścią posiłku nie staną się.. iskrą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .agnieszka
charlotte, ja układałam sobie kiedyś jadłospisy, ale mi to nie pomogło. nie były one bardzo restrykcyjne, ale ja się ich po prostu nie trzymałam. dla mnie były nieskuteczne. oczywiście możesz spróbować - każdemu pomaga inna metoda. ja ostatnio znalazłam coś, co mogę jeść jako substytut słodyczy - suszone śliwki! mimo, że bardzo lubię prawie wszystkie owoce, to nie potrafię nimi zastąpić czekolady, ciasta czy batonów. wyjątkiem są właśnie te śliwki. często, gdy mam ochotę na coś słodkiego, sięgam po śliwki i mi mija. tylko musi być spełniony jeden warunek - muszę mieć ochotę na coś niesprecyzowanego, nie na przykład na konkretnego batona Bounty, czy czekoladę Nussbeisser - po prostu, gdy czuję, że muszę zaraz coś pochłonąć, cokolwiek. wtedy ratują mnie śliwki. jeśli ktoś lubi - polecam. może nie tylko na mnie one działają?^^

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bardzo tłusta klucha
Cześć wszystkim, od wczoraj przeczytałam cały ten topic i uświadomiłam sobie, że mnie to też dotyczy. Mam 17 lat, 160 cm i ważę aż 76 kg. W swoim apogeum osiągnęłam 83 kg, które zrzuciłam bardzo w krótkim czasie (egzaminy i stres). Generalnie u mnie się zaczęło jakieś cztery lata temu (to cała wieczność!), gdy ważyłam pięćdziesiąt parę kilo i chciałam schudnąć. Razem z przyjaciółką się nakręcałyśmy. I tak chudłam, a potem tyłam, a w końcu nie chudłam, tylko tyłam. Obiecywałam sobie, że od jutra się odchudzam, od jutra... i żarłam (bo tego jedzeniem nie można nazwać) jak głupia. Uczę się za granicą, mieszkam w internacie i mimo że miałam z kimś pokój to udawało mi się obżerać. Jadłyśmy razem, a potem ja podjadałam sama więcej i więcej... Wciąż mi wstyd, że potrafiłam iść kupić dwa pudełka chińszczyzny plus pół litra lodów i zjeść do w toalecie, by mnie nikt nie widział... Kiedyś jadłam dużo więcej, teraz trzy batoniki na raz to max, ale wciąz mam problem. Od grudnia nic nie przytyłam, schudłam to 7 kg (wciąż nie wiem jak). To już jest postęp. Znam wszystkie zasady zdrowego odżywiania, jak każda z nas. Ale nie umiem ich zastosować w życiu. Próbuję. I teraz obiecuję sobie, że mi się uda. Do końca wakacji chcę schudnąć 6 kg (teraz idę na pielgrzymkę, więc mam nadzieję, ze to pomoże) i jednocześnie jeść zdrowo. Dzisiaj zjadłam na śniadanie grahamkę z pomidorem, potem przed obiadem trochę arbuza i pięć ciasteczek (nawet nie wiecie, jaką satysfakcję poczułam, gdy się ograniczyłam tylko do pięciu sztuk), na obiad zupa i ryż z warzywami, potem poszłam na rower (zrobiłam 11 km), kolacja - dwa tosty (ale mniejsze niż zwykle, takie 3/4) i trzy (tylko trzy!) ciasteczka. Potem poszłam pograć w siatkówkę. Ojej, teraz mi sie wydaje, że bardzo dużo zjadłam. Będę sie pojawiać częściej, mam nadzieję, że to forum pomoze mi zwalczyć kompulsy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AniaC
Wcale nie zjadłaś dużo - mi również towarzyszyło kiedyś to uczucie. Albo raczej "poczucie". Nic więcej.. Jeżeli tak wygląda Twój jadłospis i plan dnia to jest na prawdę bardzo dobrze. Musisz to docenić, musisz to zauważyć. Inaczej żaden Twój sukces nie będzie nim naprawdę. Mam rację, w końcu do tej pory chyba nie zauważyłaś jaki jest duży - sukces :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gaffsi
Charlotte, ja chodziłam na psychoterapię krótko - około pół roku. Zrezygnowałam, bo czułam, że to bez sensu - nie potrafiłam otwarcie powiedzieć psychoterapeutce o moich problemach, w zasadzie przez większą część naszych spotkań ona "wyciągała" ze mnie, a ja sama nie umiałam się otworzyć. I też właśnie boję się, że jak pójdę na mityng AŻ, będzie tak samo; tylko że to jednak jest trochę inna sytuacja, bo jest parę osób, które mają ten sam problem i wszyscy wiedzą o co chodzi. Ja słodyczy staram się unikać - kiedy ich nie jem, jest ok, trzymam mój apetyty na słodkie w ryzach, ale wystarczy że zjem kosteczkę czekolady, to zaraz rzucam się na całą. W moim przypadku jedyna słuszna metoda to szafki dokładnie wyczyszczone ze słodyczy, ani grama czekolady, toffi itd w domu i omijanie w sklepie działów ze słodkościami. I to działa, choć niestety nie zawsze :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jenny-1975
ten problem i mnie dotyczy, choc jeszcze do przedwczoraj nie wiedziałam, ze ma on swoja nazwe, ze dotyczy tylu osob, ze mozna i ze powinno to sie leczyc....myslałam, ze to mi brak silnej woli, ze jestem łakoma, nie panowałam nad soba i wstydziłam sie tego....napsize swoja historię, moze komus pomoze, moze pomoze mi usystematyzowac, to co czuje w wyniku kompulsywnego jedzenia wazyłam 106 kg, sięgnęłam dna, skonczyłam 30 lat i zaczęłam robic bilanse, bardzo na minus, beznadziejny dom, praca, klopoty z dziecmi, samotnośc.... a moze przede wszystkim samotnośc, zajdane do bólu, do bólu istnienia...nie mogłam na siebie patrzec. Pomyslałam, ze jak schudne bede szczęśliwa... odchudzane to były krew i łzy, palce pogryzione, wycie, przesypiane cale dnie....byle by minał dzien, zasnąc... zaczęłam od diety kopenhaskiej, przeszłam ją dwa razy, schudłam 17 kg...niby duzo, tylko ja wiem jakl bolało niejedzenie, moze i wy tez, bo wiele z was to przeszło... jedzenie, jedzenie, jedzenie.... wszedzie wokól...nic nie mialam w domu, zeby nie kusiło. skracałam do minimum wizyty w sklepach.... jak udało sie rpzezyc pierwsze dwa dni to potem juz jakos... byle do wieczora, zasnąc, nie myslec... jaka ja wredna bylam do dzieci, jaka nieszczęsliwa... a potem weszłam po raz pierwszy w zaciasne spodnie, wyszłam na ulice i ktos mi powiedzial " ale schudłas" to byl zapalnik, by isc dalej.... po dwóch turach kopenhaskiej ( wiem, ze nie powinnam, ale byłam w kropce ) pytanie co dalej, zaczełam liczyc kalorie, miedzy 600 a 1000. haj z niejedzenia, po roku doszłam do 55 kg, wyniszczyłam organizm, omal nie zagłodziłam sie na smierc....stanełam przed ścianą, dziewczyny, poza chwilowa euforią, satysfakcja to nic nie dało... chory dom a ja nadal w głebi przraźliwie samotna.... dopiero wtedy zrozumialam, ze nawet rozmiar 36 nie daje szczescia, ze sie nadal nie akceptowałam... zaczeła sie koszmarna depresja....a moze ona była cały czas... uratowała mnie miłosc. pozanłam kogos przez internet, zaczął mnie pilnowac czy jadłam, ile jadłam...a, ze go nigdy nie okłamałam, mowilam prawde i zaczelam troche jesc. Zamieszkalismy razem, rozwiodłam sie. przez trzy lata utrzymalam wage raczej w ryzach choc systematycznie tyłam... przestałam liczyc kcl, starałam sie uwazac na to co jem.... jednak nawet tego co jadłam jadłam za duzo, te cholerne kompulsy ( a szczesliwa i zakochana... boze, to straszne ) . Przez te 3 lata uzbierałam z 55 kg 68 nie wygladałam zle, mój M. mie kocha kazda, juz teraz to wiem. staralismy sie o dizecko, pierwsza ciaze straciłam... az w koncu sie udało, boze ile ja jadłam, obiecywałam sobie co dzien od nowa, ze to ostani raz.... co dzien mial byc ostatni raz....a potem pomyslałam,ze jest mi wszystko jedno...nadrobiłam te lata niejedzenia, jak rodziłam córke wazyłam 94 kg... ciagle chora na jedzenie....po raz kolejny sie odchudzam, licze kalorie, chudne.... ale kompulsy sa nawet przy diecie, nie umiem zjesc 5 malych posilkow, jem jeden lub dwa duze i wykorzystam limit juz do 11 rano...a potem nic.... obiecuje sobie male posilki i co dzien lamie dane sobie slowo, tak mi ciezko... chodzi mi głownie o to, zeby pokazac, ze a choroba nie opuszcza nawet w odchudzaniu, ze nadal kontroluje mimo pozorow kontrolowania włąsnego ciala... niby jem 800-1000 kcl ale w jednym posiłku... czyli sukces jest tylko pozorny, bo korzenie nadal we mnie tkwią.....bo jestem nadal chora... bo to wyrok do końca zycia.... jestem z kimś kogo kocham, komu bezgranicznie ufam, kto mnie nie zawiódł dotąd, mam stabilizacje materialna, fajna prace, upragnione diziecko.... a choroba jest ciągle obok mnie, jest na ramieniu i smieje sie w nos ze mnie... jak wyrok.... niepijący alkoholik to ja... nie umeim zjesc jednego cukierka, czy kostki czekolady....moga leżec w domu ale pod warunkiem, ze nie rusze ani grama... jeden malutki kawałek spowodowałby rzucenie sie na jedzenie....czy to w ogóle moze kiedys przejsc, czy trzeba sie z tym pogodzić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gafssi
Jenny1975, jak ja Ciebie dobrze rozumiem... Ale chyba niestety muszę Ci powiedzieć, że to nie przejdzie :( Czytałam o kompulsywnym jedzeniu i tu przede wszystkim potrzebna jest psychoterapia, bo to choroba duszy a nie tylko ciała. Nie wiem z czego to wynika, może po prostu każda z nas ma w sobie jakiś smutek, który można zagłuszyć tylko jedzeniem? Alkoholicy też nieraz są spełnionymi ludźmi, a mimo to nałóg ich nie opuszcza. Myślę, że mogłybyśmy utworzyć jedną wielką grupę wsparcia, żeby żadna z nas nie czuła się samotna ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jenny-1975
cja chę♀tnie powspieram...i przyjme wspieranie :) u mnie to toksyczne dzieciństwo, ctrzy alta w domu dziecka, potem fatalna adopcja... pomyłka systemu :) trzymajcie sie dziewczyny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bardzo tłusta klucha
Hej dziewczyny, to juz mój dziesiąty dzień bez kompulsa. Nie wiem, jak to się stało, ale po prostu trzymam jakoś się. Jem slodycze, ale w normalnych ilosciach i w normalnych porach. Schudlam, wprawdzie nie wiem, ile, bo moja waga sie przeciwko mnie buntuje i nie pokazuje prawdziwej liczby, ale mieszcze sie w dzinsy, ktore rok przelezaly w szafie (sic!) i ktorych tydzine temu za Chiny Ludowe nie umialam dopiac (nawet jak bardzo mocno wciagnelam powietrze). No wiec to taki moj na razie sukces. I nie wiem, jak mi sie to udalo osiagnac, po prostu powiedzialam sobie dosc. Obiecalam sobie, ze jesli jeszcze raz mnie dopadnie kompuls, poszukam pomocy specjalistycznej (czego sie boje jak diabel swieconej wody, nie sadze abym mogla sie przed kims obcym otworzyc). I jakos na razie sie trzymam. Zobaczymy za miesiac, dwa. Tylko wczoraj zjadlam troche wiecej z racji swieta i dzisiaj tez sobie troszke pofolguje. Co u Was, dziewczyny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×