Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

gniazdo1

Przypowieści i bajki z morałem o MIŁOŚCI...czytajcie

Polecane posty

Dzień dobry wszystkim :) Kolejny dzień z nadzieją ... 😍 \"Tam, gdzie spadają anioły\" (fragment) Dorota Terakowska Mamo! Mamusiu! Anioły fruną po niebie! - krzyczała Ewa, wbiegając do pracowni matki. Kolebała się zabawnie na swych krótkich, niepewnych nóżkach i Anna pomyślała z rozbawieniem, że mata ma kaczy chód. Oczywiście, wyrośnie z tego, skończyła dopiero pięć lat... Zerknęła na córeczkę, uśmiechnęła się z pobłażliwą czułością i wróciła do pracy. - Mamo! Mamusiu! Chodź! Szybko! Anioły fruną po niebie! Anioły! - wołała niecierpliwie Ewa. Szarpała matkę za spódnicę, usiłowała schwycić ją za rękę, lecz ta zajęta była swoją pracą. W skupieniu modelowała bryłę szybko schnącej gliny. Robiła to już drugi miesiąc i wciąż była niezadowolona. Rzeźba mało przypominała wymarzoną Piętę. Ta Pięta - Pięta Anny - miała być inna niż klasyczne: matka nie będzie rozpaczać po utracie dziecka, ale z powodu prześladującego je złego losu. Jej dziecko nie umarło - wciąż żyje, lecz cierpi. Matka musi zatem mieć tragiczny wyraz ust, czujące i nieszczęśliwe spojrzenie, przejmujący ból widoczny w rysach. Tymczasem rysy rzeźby są martwe; czegoś im brakuje. Czego, u diabła?! Anna znów zanurzyła ręce w mokrej, kleistej glinie i przyłożyła je do wklęsłych policzków wielkiej, obcej głowy. Przecież miała to być twarz znajoma i bliska. Zmrużyła oczy i jeszcze raz przyjrzała się swemu dziełu. \'Obrzydliwy gniot\", pomyślała z urazą do siebie i świata. - Mamo! Mamusiu! Anioły fruną po niebie! Są właśnie nad naszym domem! Chodź, zobacz! Już! Teraz! - krzyczała mała Ewa, szarpiąc matkę za skraj sukni. Tak bardzo chciała, żeby matka wzięta ją za rękę i wyszła przed dom zobaczyć niesamowity widok, który zwrócił jej uwagę, gdy bawiła się w ogrodzie. Lecz matka nadal nie reagowała, skupiona na pracy. ... jeszcze przed chwilą Ewa polewała wodą ziemię, ugniatała ją jak ciasto i, naśladując matkę, usiłowała wyrzeźbić kota. Ale kot wciąż nie był koci. Zniszczyła go więc jednym ruchem, by zacząć wszystko od nowa - i właśnie wtedy usłyszała nad sobą zrazu delikatny i odległy, a potem rosnący, i wreszcie niezwykle potężny łopot skrzydeł. Podniosła głowę - i ujrzała... Anioły. Mnóstwo Aniołów. Frunęły na tyle wysoko, że nie można było rozróżnić pojedynczych sylwetek, a zarazem na tyle nisko, że nie miało się wątpliwości, kim są unoszące się pomiędzy Niebem a Ziemią skrzydlate Istoty. Nie ptaki i nie motyle, Anioły. Jest to historia, która trzyma w napięciu do samego końca i w której Dorota Terakowska po raz kolejny zawarła wiele ważnych stwierdzeń i prawd. Nie przechodzi ona bez echa, zostawia człowieka z pytaniami i zmusza do refleksji. Czy wierzę w Anioły? Czy mogą istnieć? Czy ktoś czuwa nad moim zapisem...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gniazdo,mam nadzieję,że u Was wszystko w porządku........❤️myślę o Was,odezwij się czasem Ja też przechodziłam przez piekło,gdy mój 7-letni synek miał posocznicę,ale dzięki Bogu wyszedł z tego,a ja od tamtego czasu zrozumiałam,że tak naprawdę nic nie zależy odemnie......mogę tylko dziękować za każdy dzień który jest z nami,bo człowiek jest pyłkiem,prochem....niezbadane są wyroki opatrzności.Dziś mój syn ma 19 lat ,jest wspaniałym,mądrym człowiekiem,przez te lata wiele wycierpieliśmy,bo chorował,ale było warto! Pozdrawiam Cię i Dzidziusia,nie poddawajcie się,będzie dobrze!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość obcym wstęp wzbroniony
Pewnego ranka biedny, bosy chłopiec, Robert Robertson, wyruszył do lasu z wiaderkiem. Postanowił, że nazbiera tyle jeżyn, żeby napełnić wiaderko aż po brzegi, a potem sprzeda owoce na targu, by jego rodzice mieli pieniądze na zapłacenie czynszu. Ale po dwóch godzinach wędrowania tu i tam po leśnych ścieżkach Robert miał zaledwie tyle jeżyn, żeby przykryć dno wiaderka. - Marnuję tylko czas. Właściwie równie dobrze mógłbym wrócić do domu - westchnął. I wtedy właśnie znalazł to, czego szukał: krzewy jeżynowe uginające się od ciężaru ogromnych, dojrzałych i soczystych owoców. Był tylko jeden kłopot. Te jeżyny nie rosły ot, tak, przy drodze. Rosły na polu. Pole to należało do pana Donalda MacLeniwego, a na furtce w ogrodzeniu był napis: "Obcym wstęp wzbroniony". Robbie wiedział, co ten napis oznacza: że każdy złapany na polu będzie miał nie lada kłopoty. Ale jego rodzice bardzo potrzebowali pieniędzy, a teraz nadarzyła się jedyna okazja, żeby je zdobyć. Dlatego chłopiec przekradł się przez zniszczone ogrodzenie, podbiegł do krzaków i zaczął zbierać owoce. W kilka chwil jego wiaderko było pełne. Robert właśnie sam sobie gratulował, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Ktoś nadchodził. Chłopiec rozejrzał się i zobaczył starego Alberta, służącego Donalda MacLeniwego, zmierzającego ku niemu przez pole. Chłopak natychmiast próbował uciec, ale to nie było takie proste. Jeżynowe kolce łapały go za włosy i szarpały jego ubranie. A do tego - katastrofa! - nadepnął na gwóźdź. - Auuuć! - Robert upadł na ziemię i jęcząc chwycił się za zranioną stopę. W chwilę potem zobaczył starego Alberta, stojącego nad nim jak wieża - potężnego, surowego człowieka, wielkiego jak góra. Robert miotał się między bólem stopy a strachem przed kara. - Proszę... proszę, nie wydawaj mnie panu Donaldowi - błagał. Ale z jakiegoś powodu Albert, zamiast odpowiedzieć, po prostu stał, wpatrując się w długie kolce jeżyn, wplątane we włosy Roberta. - A wiesz, co ja sobie myślę? - powiedział wreszcie. Chłopiec przecząco pokręcił głową. - A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał, czując kłujące ciernie na swojej głowie. Stary Albert pochylił się i delikatnie powyjmował kolce. Potem przyklęknął, wyjął chusteczkę z kieszeni i zaczął bandażować stopę Roberta. - A wiesz, co ja sobie myślę? - spytał znowu. - A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał przez gwoździe w swoich stopach. Teraz Robert zorientował się, że kiedy stary Albert mówi o swoim Panu, nie myśli o Donaldzie MacLeniwym - on nigdy nie poczuł ukłucia ciernia na czole ani bólu stopy zranionej gwoździem. Nie. Stary Albert mówił o kimś zupełnie innym, a Robert bywał na tyle często w kościele, żeby wiedzieć, kim był ten ktoś. A co więcej, właśnie przypomniał sobie, co mówił ksiądz - coś, co akurat teraz, gdy został przyłapany na gorącym uczynku z wiaderkiem skradzionych owoców obok napisu "0bcym wstęp wzbroniony", nagle wydało mu się dobrą wiadomością. -Albercie, słyszałem, że twój Pan przebaczyłby obcemu na swoim polu - powiedział. - Czy to prawda? - Uhm, mały - staremu służącemu rozpogodziły się oczy -Mój Pan przebaczyłby obcemu każdego wzrostu i pochodzenia. Radość Roberta nie trwała długo. Przerwał ją odgłos kopyt "tatta ta, tafta ta, tatta ta". Czarny koń pędził ścieżką, a na jego grzbiecie... pan Donald. - Ratuj mnie! - szepnął Robert blady ze strachu. - On na pewno mnie ukaże! Ale Robert nie spodziewał się, że stary Albert zrobi to, co zrobił. Gdy pan Donald zbliżał się do ogrodzenia, służący podniósł wiaderko Roberta i podszedł do jeżynowych krzewów. Postawił wiaderko na trawie i stanął przy nim, pochylając się nad owocami. - Albercie! Co ty sobie wyobrażasz? - ryknął jego pan. Był tak wzburzony tym, co zobaczył, że nawet nie zauważył Roberta. - Płacę ci za naprawianie płotów, nie za kradzież owoców z mojej ziemi. Jesteś zwolniony! - zawołał pan Donald i odjechał. Robert otworzył buzię ze zdziwienia. Naprawdę wyglądał teraz jak jeden wielki znak zapytania. Dlaczego? Dlaczego stary Albert wziął na siebie całą winę? Stary służący podszedł i usiadł koło chłopca. Wydawało się, że czyta w jego myślach. - Powiem ci, dlaczego, mój mały - wyjaśnił prosto. - Mój Pan wziął na siebie winę za mnie. Gdy pół godziny później obaj jeszcze siedzieli i rozmawiali, pan Donald wracał tą samą drogą. Ale tym razem nie wyglądał na zagniewanego, lecz na zmartwionego. Właśnie zdał sobie sprawę, że żona będzie na niego zła za wyrzucenie z pracy starego Alberta i miał nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, żeby wszystko odwrócić. - Przykro mi, że się uniosłem, Albercie - powiedział z przymilnym uśmiechem. - Naprawdę jesteś wspaniałym służącym i dobrze służysz mojej rodzinie od wielu lat. Dlatego proszę, zapomnij, co ci powiedziałem. Stary Albert mrugnął do Roberta. - Chętnie wszystko zapomnę, panie Donaldzie - skinął głową - pod jednym warunkiem. Myślę, że człowiek w moim wieku powinien już mieć pomocnika. I myślę, że byłoby bardzo dobrze, gdyby dal pan tę pracę temu oto małemu Robertowi Robertsonowi. - Och... no dobrze - odparł pan Donald, który zorientował się, że nie ma wyboru. - I myślę sobie jeszcze, że chłopak mógłby dostać na początek zaliczkę - dodał sprytnie służący. Mrużąc oczy, pan Donald wsunął rękę do kieszeni i wręczył Robbiemu srebrną monetę. Tak więc dzięki staremu Albertowi skończyło się na tym, że zamiast zostać ukaranym, Robert wrócił do domu, mając zapewnioną stałą pracę i do tego pieniądze na czynsz. Ale najlepsze ze wszystkiego było to, że chłopiec poznał cudowne poczucie przebaczenia. Rozumiał teraz, co znaczyły ciernie, gwoździe i niewinny człowiek biorący na siebie winę. Zaczynał od nowa, z duchowym bogactwem - a wszystko to dzięki Panu, któremu służył stary Albert. Lynda Neilands

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wartość Bruno Ferrreo - Proszę tu nie stać i nie tracić ze mną czasu. Niewiele we mnie dobrego, jestem obrzydliwa dla wszystkich i dla siebie samej! Młoda dziewczyna była rozdrażniona. Spotkała proboszcza, który zapraszał ją na spotkania grupy młodzieży, i ze złością i goryczą wyrzucała z siebie wszystko, co jej się nie podobało w sobie samej: - Jestem przyziemna i nieciekawa, mam nieznośny charakter, zazieram ze wszystkimi, nikt naprawdę nie chce mnie znać, jestem zazdrosna o moje przyjaciółki i w rodzinie gram wszystkim na nerwach. Co ja jeszcze robię na tym świecie? Proboszcz popatrzył na nią, a po chwili milczenia powiedział: - Czy wiesz, że masz wspaniałe, zielone oczy? Dziewczyna umilkła, zaskoczona. Został postawiony pierwszy krok. Pewna kobieta miała ohydną narzutę na łóżko. Kupiła ją w sklepie z artykułami używanymi, płacąc dwadzieścia złotych, była wtedy w trudnej sytuacji finansowej. Każdego dnia, gdy ścieliła łóżko, z wyrazem niesmaku rozciągała narzutę. Pewnego dnia, wertując znaleziony przypadkiem katalog sprzedaży wysyłkowej, spostrzegła taką samą narzutę, firmowaną podpisem znanego stylisty wnętrz. Kosztowała tysiąc dwieście złotych! Gdy tylko odkryła cenę narzuty, nabrała ona dla niej zupełnie innej wartości. >Cokolwiek myślisz o sobie, w oczach Boga masz najwyższą wartość. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak ważne jest to, że istnieją. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak wiele znaczy sam ich widok. Niektórzy ludzie nie wiedzą, ile radości sprawia ich przyjazny uśmiech. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jakim dobrem jest ich bliskość. Niektórzy ludzie nie wiedzą, o ile bylibyśmy biedniejsi bez nich. Niektórzy ludzie nie wiedzą, że są darem niebios. Mogliby wiedzieć, gdybyśmy im to powiedzieli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość obcym wstęp wzbroniony
Jesteś gniazdo :) Jak się miewacie dzisiaj? Wysyłam cieplutkie fluidy dla ciebie i malutkiej 😘

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam cieplutko Kochani ❤️ przeczytalam wszystkie wpisy z dni w ktorych mnie nie bylo...dziekuje Wam 🌻 rockandroll wierze, ze zaswieci slonce dla Ciebie na tym pochmurnym niebie...wiem, ze jest Ci bardzo ciezko ...ale jednak potrafisz dac mi tak wiele dobra ze swego zbolalego serducha...za to bardzo Ci dziekuje...badz dobrej mysli...przesylam Ci promyki nadziei ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
obcym wstep wzbroniony jestem na chwilke...weekend spedzam w domu...miewamy sie lepiej bo nadzieja caly czas nie utracona... dziekuje Ci za kawal dobrej roboty ...podejrzewam, ze to Ty wklejasz te opowiadania pod roznymi pomaranczowymi niczkami...dziekuje 🌻 i pozdrawiam cieplutko...❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To, co... Oto co do nas najczęściej mówiono, gdy byliśmy dziećmi: Stój prosto, ruszaj się, bądź cicho, pospiesz się, nie dotykaj, uważaj, zjedz wszystko, umyj zęby, nie pobrudź się, pobrudziłeś się, nie mów tyle; powtórz co ci powiedziałem; powiedz: przepraszam, przywitaj się, chodź tutaj, nie chodź za mną bez przerwy, idź się pobawić, nie przeszkadzaj, nie biegaj, nie psoć się; uważaj, bo upadniesz; mówiłem, że upadniesz; to twoja wina, nigdy nie uważasz, nie potrafisz, jesteś za mały, sam to zrobię, teraz jesteś duży, połóż się spać, wstań, zrobisz to później, mam dużo roboty, pobaw się sam, okryj się, nie wychodź na słońce, nie mówi się z pełnymi ustami. A oto, co chcielibyśmy, by do nas mówiono, gdy byliśmy dziećmi: Kocham cię, jesteś piękny, jesteśmy szczęśliwi, że cię mamy, porozmawiajmy trochę o tobie, znajdziemy trochę czasu tylko dla nas; jak się czujesz?; jesteś smutny, boisz się?; dlaczego nie chcesz?, jesteś wspaniały, jesteś delikatny i mięciutki, jesteś wrażliwy; opowiedz mi co czułeś; jesteś szczęśliwy; lubię, gdy się śmiejesz; możesz popłakać jeśli chcesz; jesteś niezadowolony, co cię martwi?; co cię zdenerwowało?; możesz powiedzieć wszystko, co chcesz; ufam ci, lubię cię, ty mnie lubisz; kiedy mnie nie lubisz?; słucham cię, jesteś zakochany, co o tym sądzisz, lubię być z tobą, mam ochotę z tobą porozmawiać; chcę cię wysłuchać, kiedy jesteś nieszczęśliwy ; podobasz mi się taki, jaki jesteś; jak pięknie być razem; powiesz mi jeśli nie mam racji. >>Jest wokół ciebie wielu dorosłych, którzy nadal czekają na słowa, jakie chcieli usłyszeć, gdy byli dziećmi. Szarpiąc nerwowo pasek torebki pewna kobieta powiedziała: „Wiem, ze mój mąż potrafi być czuły i wyrozumiały. Zawsze jest taki dla naszego psa”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Trzej synowie Bruno Ferrero Trzy kobiety szły do studni, aby zaczerpnąć z niej wody. Na kamiennej ławce, w pobliżu fontanny, siedział starszy człowiek i przysłuchiwał się ich rozmowom. Każda z kobiet wychwalała swego syna. „Mój syn”, mówiła pierwsza, „jest tak zwinny i bystry, że nikt nie jest w stanie mu dorównać”. „Mój syn”, mówiła druga, „śpiewa jak słowik”. Nie ma nikogo na świecie, kto mógłby się poszczycić tak pięknym głosem, jak on”. „A ty, co powiesz o swoim synu?”, zapytały trzecią kobietę, która nic nie mówiła. „Sama nie wiem, czy mogę powiedzieć coś niezwykłego o moim dziecku”, odpowiedziała tamta. „Jest dobrym chłopcem, tak jak wielu innych. Nie robi jednak nic specjalnego…”. Kiedy dzbany były już pełne, kobiety skierowały się w stronę domów. Podążył za nimi również starzec. Naczynia były ciężkie i ramiona kobiet uginały się się od wysiłku. W pewnym momencie zatrzymały się, aby móc troszkę odpocząć. Podbiegło do nich wtedy trzech młodzieńców. Pierwszy rozpoczął natychmiast jakieś widowisko: oparł dłonie na ziemi i zaczął wywijać koziołki, wierzgając nogami w górze, a potem zaczął wykonywać salta. Kobiety przyglądały się mu z zachwytem: „Ach, jaki zręczny!”. Drugi chłopiec zaraz zaintonował jakąś piosenkę. Głos miał tak piękny, jak słowik! Kobiety przysłuchiwały się mu ze wzruszeniem w oczach: „Ach, cóż to za anioł!”. Trzeci z chłopców podszedł do matki, zarzucił sobie ciężką amforę na ramiona i zaczął ją dźwigać przy jej boku. Wtedy kobiety zwróciły się do starca: „Co powiesz o naszych synach?”. „O synach?”, zawołał ze zdziwieniem starzec. „Widziałem tylko jednego”. >>„Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7,16)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj gniazdo Cieszę sie że u Ciebie troszkę lepiej..... myślę o Tobie codziennie i trzymam za was obie kciuki........dziękuję za ten promyk i nadzieję którą do mnie wysyłasz........ Jest ciężko ale wiem że Ty walczysz to i ja muszę nie mogę zmarnować tego dobra które do mnie wysyłasz Śpij spokojnie i nabieraj sił...... dobranoc............... Modlitwa o zdrowie duszy i ciała Jezu, Boski Zbawicielu, przyjmij mnie do Twego sanatorium modlitwy, do tej Boskiej Lecznicy dusz ludzkich. Wołam do Ciebie, jak wołali Apostołowie: \"PANIE, NAUCZ MNIE MODLIĆ SIĘ...\" Spraw, abym nie lękał się modlitwy, nie unikał okazji do spojrzenia Ci w oczy, choćby Twe oczy były pełne bólu i wyrzutu z powodu moich ciągłych niewierności. Spraw, Panie, abym sie nie lękał spojrzeć w swoje wnętrze pełne egoizmu, pychy, szukania siebie. Niech trąd moich grzechów napełni Cie litością dla Tego stworzenia, które tak często zapominało o Tobie, jedynym Zbawicielu. Przeniknij me serce żalem Piotra, skruchą Magdaleny, miłością Jana, abym nigdy nie uciekał spod Twojego krzyża, z którego płynie krew zbawienia dla wszystkich. Jezu, drogi Zbawicielu, rozwiąż mój język, stop lody mego serca, napełnij mnie Twoim Duchem Pocieszycielem, którego zesłałeś na Apostołów, abym nieprzerwanie sławił Twoje miłosierdzie i Twoją nieskończoną miłość. Niech ta modlitwa natchniona przez Ducha Świętego obejmie wszystkich moich cierpiących braci, wszystkie moje cierpiące siostry, wszystkich ludzi Twojego Kościoła, abyśmy wszyscy wielbiąc Ciebie na ziemi, mogli kochać Cię wiecznie w niebie w wielkiej Wspólnocie Miłości. Amen. ks.Franciszek Grudniok

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
------>>> fusek dla Ciebie za sile i odwage ...🌻 ❤️ dalas mi kolejna nadzieje...wiem , ze sa momenty i sytuacje na ktore wplywu nie mamy ale wiem tez , ze nadzieja i wiara potrafi czynic cuda...Ty tez to wiesz :) dziekuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnie miejsce Piekło było już prawie całkiem zapełnione, a przed jego bramą oczekiwało jeszcze na wejście wiele osób. Diabeł nie miał innego rozwiązania sytuacji jak tylko zablokować drzwi przed nowymi kandydatami. - Pozostało tylko jedno miejsce, i jak się rozumie, może je zając tylko ktoś z was, kto był największym grzesznikiem, powiedział. - Czy jest wśród zgromadzonych jakiś zawodowy morderca? - zapytał. Ale nie słysząc pozytywnej odpowiedzi, zmuszony był przystąpić do egzaminowania wszystkich stojących w kolejce grzeszników. W pewnym momencie swój wzrok skierował na jednego z nich, który umknął wcześniej jego uwadze. - A ty, co zrobiłeś? - zapytał go. - Nic. Jestem uczciwym człowiekiem a znalazłem się tutaj jedynie przez przypadek. - Niemożliwe. Musiałeś jednak coś zawinić. - Tak. To prawda - powiedział zmartwiony człowiek - starałem się być zawsze jak najdalej od grzechu. Widziałem jak jedni krzywdzili drugich ale sam nie brałem w tym udziału. Widziałem dzieci umierające z głodu i sprzedawane a najsłabsze z nich traktowano jak śmieci. Byłem świadkiem, jak ludzie czynili sobie wzajemne świństwa i oskarżali się. Jedynie ja wolny byłem od pokus i nic nie czyniłem. Nigdy. - Naprawdę nigdy? - zapytał z niedowierzaniem diabeł. - Czy to rzeczywiście prawda, że widziałeś to wszystko na swoje własne oczy? - Jak najbardziej! - I naprawdę nic nie zrobiłeś, powtórzył jeszcze raz diabeł. - Absolutnie nic! Diabeł zaśmiał się ze zdziwienia: - Wejdź, mój przyjacielu. Ostatnie wolne miejsce należy do ciebie! Pewien święty, przechodząc kiedyś przez miasto, spotkał dziewczynkę w podartym ubranku, który prosiła o jałmużnę. Zwrócił się wtedy do Boga: - Panie, dlaczego pozwalasz na coś takiego? Proszę Cię, zrób coś. Wieczorem w dzienniku telewizyjnym zobaczył mordujących się ludzi, oczy konających dzieci i ich biedne wycieńczone ciała. I znów zwrócił się do Boga: - Panie, zobacz ile biedy. Zrób coś! Nocą, święty człowiek usłyszał głos Pana, który mówił: - Zrobiłem już coś: stworzyłem ciebie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piękny dzień Bruno Ferrero Deszcz padał przez dwa tygodnie. Potem niebo się nagle przejaśniło i nastał cudowny słoneczny dzień. Był on tak piękny, że piękniejszy trudno sobie wyobrazić. Prace na roli były bardzo opóźnione i pewien gospodarz zaczął nerwowo szukać swojego pomocnika. Wysłał córkę, aby go odszukała. Ta znalazła go wyciągniętego na słońcu przed swoją chałupą, z twarzą wystawioną ku słońcu. Zganiła za lenistwo i stanowczo wezwała do pracy. Ten przyjrzał się jej z uśmiechem i powiedział: „Czy ty naprawdę myślisz, że dam ci się wynająć w tak piękny dzień”. >>Przyzwyczailiśmy się tak bardzo do tego, że możemy sprzedawać i kupować wszystko, na co mamy ochotę. Przestaliśmy zdawać sobie sprawę z tego, że istnieją jeszcze rzeczy „bezcenne”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tajemnica szczęścia Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o tajemnicę szczęścia. Mędrzec poradził młodzieńcowi, by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach. Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec, wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople oliwy. W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała się oliwa. Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał go: Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne pergaminy? Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział niczego. Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel oliwy. Wróć i spójrz na cuda mego świata - powiedział mędrzec. Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął wędrówkę, ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki. Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty. Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co widział. Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? - spytał mędrzec. Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie ma. Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec: >>Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu wszystkich cudów świata, przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na łyżeczce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dom... Kiedy Edi wracał ciemną, pustą ulicą wielkiego miasta, każdego dnia marzył, marzył, aby tam, dokąd zmierza paliło się światło, płonął ogień, aby tam było ciepło, był Ktoś, Kto na niego czeka i wita go pogodnym uśmiechem, a wokół roznosiły się zapachy potraw gotowanych w domowej kuchni. Zmęczony, smutny, ze spuszczoną głową samotnie kroczył ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dali i choć jeszcze mrok nie pokrył okolicy, było jeszcze jasno, nie widział nic z otaczającego go świata. Dostrzegał nic wokół siebie, mijanych domów, pędzących samochodów, gwaru dochodzącego z otwartych okien. Przed oczyma miał tylko obrazy, które powstały w jego wyobraźni, marzeniach, snach, pragnieniach, a może to koszmary, które dręczyły jego pragnienia?. Jak senne miraże przesuwały się przed jego oczyma ściany w ciepłych, spokojnych kolorach, jego domu, ściany, na których wisiały najdziwniejsze przedmioty, najczęściej pamiątki z dalekich podróży, wspomnienia, fotografie znajomych miejsc, odtwarzające przeżyte przygody, z ram wiszących na ścianach spoglądały twarze bliskich, uśmiechających się do niego, serdecznych, kochanych osób? Już od wejścia czuć było ciepło, dziwny spokój i nawet uczucia unoszące się delikatnie w powietrzu, wszystko to drażniło zmysły, a rozchodzące się z kuchni aromaty gotowanych potraw i kwiaty, wszędzie kwiaty witające go radosnym uśmiechem wypełniające całe pomieszczenie sprawiały ze na duszy, w serce robiło się tak miło, ciepło, bezpiecznie. Było tutaj tak cicho, tak ciepło, przytulnie, panował cudowny spokój, specyficzna cisza, choć z głośnika dobiegała przyciszona muzyka, choć za otwartym oknem słychać było gwar przechodzących ludzi, odgłosy przejeżdżających samochodów, głosy dochodzące z oddali tętniącego życiem ogromnego miasta. W tym skromnym azylu domowego zacisza, w każdym jego miejscu czuło się ciepło płomieni domowego ogniska, dobroci, zrozumienia, spokoju, bezpieczeństwa, miłości,..............Tutaj z każdego zakamarka uśmiechały się do niego wspomnienia pięknych wspaniałych chwil spędzonych w gronie przyjaciół, kolegów, bliskich kochanych serdecznych osób. Każdy mebel, każdy sprzęt, miał tu dusze i starał się szeptać ciepłym głosem- jestem z tobą, dla ciebie. Kiedy siadał w fotelu wydawało się jakby otulały do ramiona ukochanej osoby, delikatnie, czule. Stół, biurko zapraszały dziwnym ciepłem, jakby szepcząc usiądź przy mnie, wydawało się to wszystko takie zaczarowane, bajkowe a jednak takie zwykłe, normalne, codzienne. Wśród tych wszystkich, czasem dziwnych przedmiotów bijących blaskiem, zawsze świeciło słońce, unosiła się nad nimi nutka radości i zawsze było zielono, ciepło, miło, bezpiecznie, dobrze, tak bardzo dobrze. Czasem, kiedy widział to wszystko miał wrażenie, że musi gdzieś być takie miejsce a na pewno jest, to musi to być Eden, Raj. Tylko w TAM, właśnie tam, Ktoś bliski, kochany wita go pogodnym uśmiechem, dobrym ciepłym słowem, całuje na powitanie, na stole stawia gorący pachnący posiłek, troszczy się myśli i martwi o niego. To cudowne uczucie, ta świadomość, że jest się Kimś ważnym, potrzebnym, bliskim i kochanym,....... Czasami to pragnienie wyciskało łzy w jego oczach, bolało serce, strudzone, biło tak mocno, że wydawało się, iż wyskoczy z piersi, pęknie z tęsknoty za tym marzeniem. Wszystkie te myśli sprawiały, że marzył, marzył o popołudniowym spacerze, wieczorze przy świecach w ramionach ukochanej, o snuciu planów na dziś, jutro, przyszłość........... Pragną przed snem objąć ramionami wszystko, wszystko, co bliskie, kochane, dobre, wszystko co ma i trzymać w tym uścisku aż do utraty tchu, aż do świtu. Do chwili, w której słońce delikatnymi, porannymi promykami obudzi nowy, kolejny dzień z reszty jego życia. Kiedy jednak otworzył oczy, czar marzenia prysł, znów zobaczył tylko szarość, wokół samotność, smutek, pędzący do przodu świat, zabieganych ludzi o kamiennych ponurych obliczach, którzy w tym pędzie nie zauważali nic wokół siebie. Poczuł się taki obcy w tym świecie, tylko pustka, samotność a serce przepełniała gorycz i rozpacz po stracie tego, co miał, chciał, pragnął mieć, o czym marzył i co miało być piękne, dobre, cudowne, co stanowiło esencje życia dawało poczucie bezpieczeństwa, spokoju, radości. Zadawał sobie często pytanie, dlaczego tak jest? Dlaczego ten świat, ludzie nie dostrzegają tego, co jest takie piękne, dobre i daje spokój, radość spełnienia? Nie umiał sobie wytłumaczyć tego pędu przed siebie, tego zgiełku zamieszania, pogoni za tak do końca nie wiadomo czym, w której zapomina się, gubi te drobne, ale jakże ważne chwile, dzięki którym jesteśmy ludźmi, uśmiechamy się do siebie, podajemy dłoń na powitanie. Nie mógł zrozumieć, dokąd zmierza ten świat i ludzie, bo są przecież ludźmi tylko trochę zagubionymi w tym chaosie życia, codzienności. Czy to tak trudno zwolnić, zatrzymać się, spojrzeć wokół siebie. Zobaczyć choćby staruszka, siedzącego na ławeczce, dziecko na huśtawce, kwiaty na klombie, ptaki szybujące po niebie? Usłyszeć śpiew ptaków, szum wiatru w koronach drzew, ciepły radosny śmiech drugiego człowieka. Czy to w ogóle możliwe, czy jest takie miejsce i gdzie??????????? Jeśli wiesz, znasz takie miejsce, to dbaj o nie, pielęgnuj i powiedz, powiedz o tym ludziom, światu, aby i oni mogli spełnić swoje marzenia, marzenia o zwykłym prostym radosnym życiu. Może kiedyś i Edi odnajdzie takie miejsce, przyjdzie i dla niego taki czas, może........................ Tylko czy wystarczy na to życia???????????????? Biegnie przecież tak szybko, mijają chwile, tak szybko mija dzień za dniem, godzina za godziną...........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KAMIENNA PALMA (opowiadanie według legendy z Sahary) Było późne popołudnie i nadszedł wiatr, który lekko głaskał włosy i pozostawiał na twarzy uczucie chłodu. Był to czas, który skłaniał do mówienia i ochota do mówienia była tak wielka, że wszyscy prosili mądrego Ramana, aby opowiedział jedną ze swoich cudownych historii. Mądry, stary mężczyzna uśmiechnął się. Zastanawiał się chwilę, a potem zawołał: - "Spotkamy się przy kamiennej palmie, gdzie zapalimy ogień". - "Kamienna Palma? Co to znaczy?" - zawołali za starym człowiekiem. "Poszukajcie jej" -powiedział odchodząc. "Poszukajcie jej. Tego drzewa nie da się nie zauważyć". Zanim zapadła noc, znaleźli drzewo. Obok wielu palm na plaży, które w swojej wiotkości wydawały się być podobne do machających kobiet. Stała ta jedna trochę na uboczu, jednakże tak, że jej silne, ciemno-zielone liście dotykały lekko stojących obok drzew. Była to osobliwa palma! Masywna, z potężnym pniem i silnymi liśćmi, które w swoich ruchach wydawały się pokazywać umiar i nie miały nic z wesołości, która inne palmy czyniła tak kobiecymi. Najosobliwszą była jedna korona palmy! Drzewo wydawało się skłaniać swoimi liśćmi do środka. "Przypatrzcie się dokładnie" - powiedział stary mężczyzna, który usiadł wśród słuchaczy. "Czekajcie na następny powiew wiatru" - i wtedy mogli to zobaczyć. Gdy wiatr rozwiał trochę liście palmy, zobaczyli, że w sercu palmy, tam gdzie zazwyczaj pną się do góry nowe, jasnozielone pędy, leżał kamień. Ogromny czerwony kamień, taki, jakich wiele leżało na plaży. Ramana nie zostawił czasu na pytania. Ruchem ręki wskazał, aby usiedli dookoła. Rozpalono po środku ogień, a noc nadeszła szybko i ogarnęła wszystko jak ciemna chusta. Blask ognia dosięgał pnie wielkiej palmy i malował na jej łuskach dziwaczne znaki. Gdy płomień rozpalał się jaśniej, można było wyczuć koronę potężnego drzewa. "Chcecie wiedzieć, jak ten duży kamień dostał się tam na górę" - zaczął Ramana swoje opowiadanie. "Zdarzyło się to przed wielu, wielu laty, gdy ta ogromna palma była jeszcze niewielkim drzewkiem. Nie było tu wówczas żadnych domów, nie było studni. Na plaży stało tylko kilka palm. Wszystkim im i temu małemu drzewku palmowemu również wystarczało to, co czerpały z gruntu i wilgoć, która spływała z nieba. Mała palma kochała morze i muzykę wody, kochała cichy wiatr. W późne popołudnia i nagle nadchodzącą, często zimną noc kochała księżyc, którego światło malowało ostre zarysy przedmiotów, a na morzu przeciągało długie pasma, które dawały wyobrażenie nieskończoności. Małe drzewko wiedziało, że kilka metrów za nim była pustynia Nie miało jednak wyobrażenia o niej, nie wiedziało co oznacza pustka i susza. Był to silny, szczęśliwy pęd palmy, aż do dnia, kiedy nadszedł ten mężczyzna. Szedł przez pustynię, błądził całymi dniami, stracił cały swój dobytek, a z upału i pragnienia prawie odchodził od zmysłów. Jego ręce piekły go od daremnego szukanie wody i wszystko wokół niego i w nim było bezgranicznym bólem. W tym stanie stanął przed wodą, nieskończoną, daleką, słoną wodą. Mężczyzna rzucił swoje wysuszone ciało do wody, ale słona woda nie mogła ugasić jego pragnienia. Wtedy ogarniał go gniew. "Mam prawo do wody!" - krzyczał. "Chcę żyć, bo mam do tego prawo!" Chwycił duży kamień, jego gniew dodał mu sił, i krzyczał, krzyczał o nieskończoności wody, krzyczał przeciw słońcu, przeciw pustyni i w górę do nieosiągalnych koron palm. Grożąc, podniósł kamień. Jego ręce drżały i wydawało się, jakby siły chciały go ostatecznie opuścić. Wtedy zobaczył, obok dużych palm, miedzy żwirem a piaskiem stojący pęd palmy, w jasnej zieleni i pełnej nadziei na każdy nowy dzień. "Dlaczego ty żyjesz?" -krzyczał mężczyzna. "Dlaczego znajdujesz pożywienie i wodę, kiedy ja umieram z pragnienia? Dlaczego jesteś młoda i piękna, dlaczego masz wszystko, a ja nic? Ty nie powinnaś żyć!" I całą siłą jaką jeszcze miał, rzucił kamień, w środek serca korony młodego drzewka. Zaskrzypiało ono i złamało się. A potem nastąpiła przerażająca cisza. Mężczyzna załamał się obok małej palmy. Dwa dni później znaleźli go poganiacze wielbłądów. Opowiadano potem, że został uratowany. Nikt z poganiaczy nie martwił się o małe drzewko palmowe. Było ono prawie pogrzebane pod ciężarem kamienia. Jego śmierć wydawała się nie do uniknięcia. Jego jasnozielone wachlarze liści były złamane i szybko schły w gorącym żarze słońca. Miękkie serce palmy było ściśnięte, a duży kamień tak bardzo ciążył na delikatnym pniu, że groził złamaniem przy lekkim podmuchu wiatru. Jednakże mężczyzna nie mógł zabić małej palmy. Mógł ją zranić, ale nie zabić. Gdy w młodym drzewku zgromadził się okropny szum łamiących się gałęzi, rozdzielenia młodych pędów i piekący ból, gdy wszystko było ogromną masą bólu, ożywiła się równocześnie pierwsza mała fala siły. Fala to powiększała się, wpadła w ruch fal bólu, rosła. Przemy między bólem i ponownym bólem robiły się coraz dłuższe, aż siła stała się większa niż ból. Drzewko próbowało strząsnąć kamień. Prosiło wiatr, aby mu pomógł. Ale nie było żadnej pomocy. Kamień pozostał w koronie, w sercu małej palmy i nie poruszył się. "Przestań walczyć" - powiedziała sobie mała palma, "To jest zbyt trudne. To jest twój los - umrzeć tak wcześnie. Poddaj się! Pozbądź się samej siebie. Kamień jest za ciężki." Ale był też i inny głos, który mówił: "Nie, nic nie jest za trudne. Musisz tylko spróbować, musisz to uczynić." "Co mam uczynić?" - pytała palma. "Wiatr nie może mi pomóc. Jestem sama w swojej słabości. Nie mogę zrzucić kamienia". "Nie musisz go zrzucać" - powiedział głos. "Możesz przyjąć ciężar kamienia. Zobaczysz wtedy jak rosną twoją siły". I młode drzewko przyjęło ciężar, przestało marnować siły na staranie aby strząsnąć kamień. Wzięło go w środek swojej korony. Wczepiło się swoimi długimi, coraz mocniejszymi korzeniami w ziemię, bo potrzebowało przez swój podwójny ciężar podwójnego oparcia. A potem nadszedł dzień, w którym korzenie palmy zagłębiły się tak bardzo, że natknęły się na żyłę wody. Uwolnione źródło wytrysnęło i zrobiło w tym miejscu oazę radości i dobrobytu. Teraz gdy drzewko miało silne oparcie w podłożu i znajdowało tam stale pożywienie, zaczęło rosnąć w górę. Rozkładało swoje silne, szerokie gałęzie wokół kamienia. Można było niekiedy sądzić, że go chroni. Jego pień rósł i rósł i wkrótce drzewko palmowe, które ludzie nazwali kamienną palmą, stało się bez wątpienia najpotężniejszym drzewem. Jego ciężar wyzwał je do tego i podjęło ono walkę ze swoją trwożliwością. Wygrało tę walkę. Uwolniło źródło, które od tamtej pory gasi pragnienie wielu, i co z pewnością było najważniejsze, drzewo przyjęło swój ciężar i wyniosło go wysoko. Leży on ciągle jeszcze na jego sercu, ale został on przesunięty w miejsce, które czyni go możliwym do uniesienia. Tylko zewnętrzny ciężar wydaje się nam nie do zniesienia. Jeżeli jest przyjęty staje się częścią nas samych. Ramana, opowiadając, położył obie ręce na pniu palmy. Ogień prawie wygasł, słuchacze, jeden po drugim opuszczali to miejsce. Tylko jeden pozostał. Przybył późno i siedział trochę na uboczu. Przysiadł się do Ramana i obydwaj siedzieli długo bez słów. "Ja jestem mężczyzną, który rzucił kamień w palmę" - powiedział. "Zapomniałem o tym, jednak twoje opowiadanie obudziło wszystko na nowo. Co mam uczynić? Czuję się winny." "Zatem nieś tę winę, jak drzewo kamień" - odpowiedział Ramana. "Przyjmij winę. Spróbuj o ile możesz, zamienić ją w miłość. Nie zapomnij przy tym, że miłość jest czymś, co trzeba czynić. Nic nie da jedynie poznanie jej i świadomość, że jest niezbędna. Miłość jest życiem i wyrasta tylko z czynu." Mężczyźni siedzieli jeszcze długo pod palmą. Był lekki wiatr, który znów rozpalił ogień. Miejmy sile jak ta mala kamienna palma...zamienmy bol na nasza sile...wiem, ze nie jest to latwe...ale teraz w naszych rekach nasz los...serce kamienia z siebie nie wyrzuci ale bedzie kiedys potrafilo z nim zyc i cieszyc sie jeszcze malenkimi nawet rzeczami, ktorych teraz nie dostrzegamy...zycze Wam tej sily ...do jutra Kochani ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poszukiwacz pięknego serca
Gdybym spotkał w swoim życiu takiego anioła jak autorka topiku, z czystym i pięknym sercem pełnym miłości, to nigdy bym nie wypuścił takiego anioła z ramion. Zrobiłbym wszystko by anioł był szcześliwy. Kobieto masz w sobie taką moc serca, której wielu ludziom brakuje. To Twój facet stracil szansę na szczęscie a nie Ty. Jestem z Tobą duchem. ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do jutra gniazdeczko
:) 😘 Boję się. Jutro wreszcie może pójdę do dermatologa. Jedno ze znamion na skórze zrobiło się ostatnio brzydkie... Może warto, skoro są na tym świecie ludzie tacy jak Ty?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zasady przebaczania zaczerpnięte z książki "Przebaczenie - najpotężniejszy uzdrowiciel" Gerald G. Jampolsky Będziemy mieć naprawdę o wiele spokojniejsze relacje z innymi,kiedy przestaniemy im mówić, jak powinni żyć,a sami zaczniemy promieniować miłością i przebaczeniem. Czy jest coś, czego byś pragnął, a czego nie mogłoby ci dać przebaczenie? Chcesz pokoju? Dzięki przebaczeniu otrzymasz go. Chcesz szczęścia, spokojnego umysłu, pewnego celu,poczucia wartości i piękna, które przekracza świat?Chcesz troski, stałego poczucia bezpieczeństwa i ciepła bezinteresownego wsparcia? Pragniesz wyciszenia, którego nie można zakłócić, łagodności, której nigdy nie można zranić, głębokiej tolerancyjnej pociechy oraz odpoczynku tak doskonałego, że nic nie może go zniszczyć? Dzięki przebaczeniu uzyskasz to wszystko, a nawet więcej. Kiedy się budzisz, ono rozpala w twoich oczach iskry i daje ci radość, z którą możesz powitać dzień. Wygładza twoje czoło, kiedy śpisz, i spoczywa na twoich powiekach, byś nie ujrzał koszmarów pełnych lęku i zła, podstępności i walki. A kiedy znowu się obudzisz, daje ci kolejny dzień szczęścia i spokoju. Wszystko to, a nawet więcej, daje ci przebaczenie PRZEBACZENIE Przebaczenie to przepis Na szczęście. Brak przebaczenia jest przepisem Na cierpienie. Czy to możliwe, Aby wszelki ból - Bez względu na przyczynę - Niósł w sobie ziarno Przebaczenia? Hodowanie myśli o zemście, Brak miłości i współczucia Rujnuje Nasze zdrowie I odporność. Upór przy uzasadnionym gniewie Przeszkadza nam doświadczać Spokoju Boga. Wybaczenie Nie oznacza Zgody na występek; Nie oznacza aprobaty Oburzającego zachowania. Przebaczenie oznacza Zerwanie Z bolesną przeszłością. Przebaczenie oznacza Koniec rozdrapywania ran, Które ciągle krwawią. Przebaczenie oznacza Życie i miłość W teraźniejszości, Pozbycie się cienia przeszłości. Przebaczenie oznacza Wolność od gniewu I agresywnych myśli. Przebaczenie oznacza Pozbycie się złudzeń Na zmianę przeszłości. Przebaczenie oznacza Nieodmawianie Swojej miłości nikomu. Przebaczenie oznacza Uzdrowienie rany w sercu Zadanej przez zapiekłe myśli. Przebaczenie oznacza Ujrzenie światła Boga W każdym, bez względu Na jego zachowanie. Przebaczenie nie jest tylko Dla innych - ale dla nas, Dla błędów, które popełniliśmy Dla winy i wstydu, W których z uporem trwamy. Najważniejsze To przebaczyć sobie Za odejście od miłującego Boga. Przebaczenie oznacza Przebaczyć Bogu i naszym Fałszywym myślom, Że byliśmy kiedyś Porzuceni przez Boga i samotni. Wybaczyć w jednej chwili Oznacza zamknięcie Klubu Zwlekających. Przebaczenie otwiera drzwi Dla Ducha, byśmy Czuli się jednym ze wszystkimi I wszystkim w Bogu. By wybaczyć - Nigdy nie jest zbyt wcześnie. By wybaczyć - Nigdy nie jest zbyt późno. Ile potrzeba na to Czasu? To zależy od ciebie. Jeśli uznasz, że to nigdy nie nastąpi, To tak się stanie. Jeśli uznasz, że potrwa to sześć miesięcy, Tyle ci to zajmie. Jeśli uznasz, że potrzebujesz sekundy, Wystarczy sekunda. Całym sercem wierzę, Że pokój nastąpi na świecie, Kiedy każdy z nas Zacznie wybaczać Wszystko wszystkim i sobie. Być może to, co musimy wybaczyć innym, jest czymś w nas, co skrywaliśmy przed własną świadomością. Osiągnięcie spokoju umysłu może się stać naszym głównym celem. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze własne szczęście Przebaczenie oznacza dostrzeżenie Bożego światła w każdym człowieku - bez względu na jego postępowanie. Najszczęśliwsze małżeństwa są zbudowane na fundamencie przebaczenia. Nie wybaczyć, to wybrać cierpienie. Aby być szczęśliwym, trzeba jedynie zrezygnować z osądzania. Przebaczenie jest najpotężniejszym Uzdrowicielem Przebaczenie jest porzuceniem wszelkich nadziei na odwrócenie przeszłości. Moc miłości i przebaczenia w naszym życiu może dokonać cudów. Kluczowym słowem w nauce przebaczania jest chęć przebaczenia. Zawzięta świadomość ukrywa przed nami fakt, że trwając w gniewie i nienawiści, sami zamykamy się w więzieniu. Wybaczenie innym jest pierwszym krokiem do wybaczenia sobie. Kiedy wybaczamy, nasz system immunologiczny wzmacnia się. Przebaczenie uwalnia nas od bolesnej przeszłości. Albo wybaczysz zupełnie, albo nie wybaczysz w ogóle. Przebaczyć, to chcieć powierzyć cały gniew i udręczenie Bogu. Przebaczenie tworzy świat, w którym nikomu nie odmawiamy swojej miłości. Łatwiej jest wybaczyć, kiedy przestaniemy widzieć w sobie ofiarę. Przebaczenie jest nieprzerwanym procesem, a nie czymś, czego dokonujemy raz czy dwa razy. Przebaczenie jest najkrótszą drogą do Boga. Przebaczenie jest jak gąbka, która wymazuje bolesną przeszłość. Przebaczenie może być najważniejszym procesem nie tylko dla osoby, która umiera, ale także dla tych, których opuszcza. Wyrozumiałość i czułość są braćmi i siostrami przebaczenia. Przebaczenie czyni brzemię życia Lżejszym Na przebaczenie nigdy nie jest za wcześnie ani za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bo miłość mój drogi to: To chcieć czynić drugiego wolnym, a nie uwodzić go, to uwolnić go z jego więzów, jeśli pozostawał więźniem, Aby on także mógł powiedzieć: "kocham ciebie", nie będąc do tego zmuszonym nieposkromionymi pragnieniami. Kochać to wejść do drugiego, jeśli otwiera tobie bramy swego tajemniczego ogrodu, po drugiej stronie okrężnych dróg, kwiatów i owoców zrywanych na skarpie, Tam, gdzie zadziwiony potrafisz wykrztusić: to "ty", moje kochanie, ty jesteś moją jedyną... Kochać to chcieć ze wszystkich sił dobra drugiej osoby nawet z pominięciem siebie, to czynić wszystko, by ona wzrastała i rozwijała się Stając się z każdym dniem człowiekiem jakim być powinna a nie takim, jakiego chciałbyś ukształtować według swoich marzeń. Kochać to ofiarować swoje ciało, a nie zabierać ciała drugiej osoby, lecz przyjąć je gdy daje siebie, To skoncentrować siebie i wzbogacić, aby ofiarować ukochanej całe swoje życie skupione w ramionach twojego "ja", co znaczy więcej niż tysiące pieszczot i szalonych uścisków, Kochać to ofiarować siebie drugiej osobie, nawet jeśli ona przez moment się wzbrania To dawać nie licząc tego, co inny ci daje, płacąc bardzo drogo, nie domagając się zwrotu. Największa miłość wreszcie to przebaczyć, gdy ukochana niestety odchodzi, usiłując oddać innym to, co przyrzekła tobie. Kochać to zastawić stół, aby przy nim zasiadł twój gość i nie sądzić, że możesz obejść się bez niego, Ponieważ pozbawiony żywności, jaką on ci przynosi, na twoje świąteczne przyjęcie nie postawisz dań królewskich lecz tylko suchy chleb biedaka. Kochać to wierzyć drugiej osobie i ufać jej, wierzyć w jej ukryte siły, w życie które posiada, jakiekolwiek byłyby kamienie do usunięcia dla wyrównania drogi. To zdecydować się rozsądnie i odważnie wyruszyć na drogi czasu, nie na sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy dni, ale na pielgrzymkę, która się nie skończy, bo jest pielgrzymką, która trwać będzie ZAWSZE. Powinienem ci to powiedzieć, aby oczyścić twe marzenia, że kochać to zgodzić się na cierpienie, śmierć sobie samemu, aby żyć i ożywiać, Ponieważ tylko ten, kto może bez bólu zapomnieć o sobie dla drugiego, może wyrzec się życia dla siebie tak, żeby nie umarło w nim cokolwiek z niego. Kochać wreszcie to jest to wszystko, o czym powiedziano i jeszcze więcej, Bo kochać to otworzyć się na nieskończoną MIŁOŚĆ, to pozwolić się kochać, być przejrzystym wobec tej MIŁOŚĆI, która zawszę w porę. To jest, o wzniosła Przygodo, pozwolić Bogu kochać tego, którego ty w sposób wolny decydujesz się kochać! Michael Quist Dobranoc ....wszystko będzie dobrze ... 🌻 trzeba w to głęboko wierzyć ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość **zrozumienie
* Drwina kończy się tam, gdzie zaczyna się zrozumienie. o Autorka: Marie von Ebner-Eschenbach * Ludzkie zrozumienie jest jak krzywe zwierciadło, które, otrzymując promienie nieregularnie, zniekształca i zmienia kolor natury rzeczy przez wmieszanie w niej swojej natury. o Autor: Francis Bacon * Pokój nie może być utrzymywany siłą. Może być tylko osiągnięty przez zrozumienie. o Autor: Albert Einstein * Wszelka mądrość i zrozumienie przychodzi do nas drogą miłości. o Autor: Richard Wagn Psalm 4 Boże mój. Ja przed Tobą ołtarz ciała rozdarty. Ja - jednym sumieniem rodzony, dymię tysiącem martwych. Nie tłomacz mi ptaków i roślin, ja znich poczęty - rozumiem, tylko się krzywdy nauczyć i ludzi się uczyć nie umiem. Ja już spokojny . Ześlij ulewy głów obciętych, strąć nieba płaską dłoń, Ty ze wszystkiego - święty. Ale mi czyny wytłomacz, ziemi ziejący orkan, bo nic, że po klęsce jej depczę jak po krzemiennych toporkach ludzi, co nigdy nie rosnąc, o ściany jaskiń miecz ostrzą. Ale wytłomacz mi tych, co niewiedzący - u ciemnych wód są spopielałe krzyżyki czarne nie odegranych nigdy nut. Krzysztof Kamil Baczyński

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jeszcze na moment pzed snem jestem i wklejam to opowiadanko... Buziak na szczęście Kolejka trzęsie i podskakuje, jej koła bardziej zawzięcie niż zwykle zgrzytają na stalowych szynach. Wokół nas zima. Posępna zatoka Arsta z okien pędzącego pociągu wygląda jak lodowata otchłań. Wagon wypełniony jest zziębniętymi, znudzonymi i obojętnymi na wszystko pasażerami. Dzień dobry! Nagle jakiś chłopczyk zaczyna się przeciskać między nogami nieprzyjaznych starszych osób - takich, co to niechętnie zrobią trochę miejsca - i siada przy oknie. Sam pośród rozeźlonych wczesną porą dorosłych. Ale zuch - myślę. Jego ojciec stoi przy drzwiach za nami. Pociąg, kiwając się, wjeżdża w podziemny świat tuneli. Nagle zdarza się coś zupełnie niespodziewanego. Poważny mały chłopiec zsuwa się z siedzenia i kładzie dłoń na moim kolanie. Przez chwilę myślę, że chce wrócić do ojca, więc robię mu przejście. Jednak malec pochyla się do przodu i wyciąga głowę w moim kierunku. Następna myśl: Pewnie chce mi coś powiedzieć na ucho. Ach, te dzieci... Pochylam się, aby go wysłuchać. I znów pomyłka! Zamiast tajemniczej wiadomości otrzymuję głośnego buziaka w policzek. Chłopiec jak gdyby nigdy nic siada z powrotem na swoim miejscu i dalej patrzy w okno. Ja zaś jestem kompletnie oszołomiony ze zdumienia. O co tu chodzi? Małe dziecko w czasie podróży metrem obdarza pocałunkiem zupełnie nieznaną dorosłą osobę. Komu przyszłoby do głowy całować takie nieprzystępne typy jak my - poranni pasażerowie. Jednak wkrótce wszyscy siedzący obok mnie podróżni również dostają po buziaku. Zdezorientowani, uśmiechamy się nerwowo do ojca dziecka, który sposobiąc się do wyjścia dostrzega nasze pytające spojrzenia i spieszy z wyjaśnieniem. - On się tak bardzo cieszy, że żyje - mówi. - Bardzo ciężko chorował. Po chwili tata z synem znikają w tłumie ludzi wysiadających z wagonu. Na policzku wciąż czuję ciepło pocałunku sześciolatka - pocałunku, który poruszył moją uśpioną duszę. Czy dorośli potrafiliby obcałowywać się ze zwykłej radości, że chodzą po tym świecie? Ilu w ogóle zastanawia się, jakim darem jest życie? Całe zdarzenie przywodzi na myśl scenę z powieści Svena Delblanca - Rzeka pamięci, w której pewien mężczyzna, jadąc pociągiem, składa gazetę, pochyla głowę i zaczyna płakać. Co by się stało, gdybyśmy wszyscy odważyli się być sobą, bez żadnych zahamowań? Na pewno zapanowałby totalny chaos. Ten mały chłopiec rozdający buziaki dał nam słodkie, choć całkiem poważne ostrzeżenie: Uważajcie, abyście nie umarli, zanim przestanie bić wasze serce! I nagle powód, dla którego dzieciom łatwiej dostąpić Królestwa Niebieskiego, wydał mi się zupełnie oczywisty. Buziak dla Was Kochani 😘...na szczescie i lepsze jutro ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
--------->>> do jutra gniazdeczko warto!!!...przede wszystkim dla siebie... po to by moc czynic jak najdluzej dobro...bo ludzie tego potrzebuja mimo, ze glosno o tym nie mowia...a dawanie innym zbliza nas do szczescia...wiec idz jak najszybciej ...bez ociagania...jestem z Toba ❤️...potrzebna/y nam jestes :) 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
------->>> poszukiwacz pięknego serca Gdybym spotkał w swoim życiu takiego anioła jak autorka topiku, z czystym i pięknym sercem pełnym miłości, to nigdy bym nie wypuścił takiego anioła z ramion. Zrobiłbym wszystko by anioł był szcześliwy. wiesz...slyszalam te slowa ...troszke w innej wersji ale znaczenie mialy to same...gdybym byla takim aniolem to nie odszedlby ...bo czy zostawia sie "cos" co jest dla nas cenne?....nie bylam wartoscia dla Niego :( Moze stracil szczescie rezygnujac z mojego serca...a moze znajdzie to szczescie przy innej kobiecie...niezbadane sa wyroki Boga...zycze Mu by byl szczesliwy...Jego szczescie bedzie i moim... Rozejrzyj sie wokol ...przymknij powieki by dostrzec wiecej...moze taki aniol jest gdzies obok Ciebie...moze go nie dostrzegasz...bo gonisz za nierealnym ? Pozdrawiam cieplo 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×