Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

22:03 Ja1972 (ja1972@o2.pl) wczoraj mi to tu nie wchodziło, zostawiłam sobie, zeby jednak nie przepadłao: Boniatax1x1 \" ze dziekuje mojej siostrze za prezent świateczny (szalik) bo teraz on rozwiaze jego probelmy... i wylaczyl telefon... a napiasal jeszcze ze zaraz bedzie mu ciepło - żegnaj.\" To szantaż emocjonalny! Twój chłopak potrzebuje pomocy! Jest Dorosłym Dzieckiem Alkoholika. \"Mowil ze jedyna osoba dla ktorej musi zyc to jego mama i musi ja ratowac. \" To typowe dla DDA - branie odpowiedzialności za rodziców. Jeśli chce coś dla siebie zrobić niech zacznie się leczyć jako współuzależniony. Dobrze, ze ma tego świadomość i chce się leczyć. Jeśli Ty chcesz mu pomóc, pomóż znaleźć mu ośrodek, grupę wsparcia już teraz - nie wiem dlaczego musicie z tym zaczekać. Umiesz pływać? Tak żeby wyciągnąć tonącego? Taka sama zasada jest tu! - nie wyciągaj go, bo razem utoniecie. On potrzebuje terapii, fachowej i długotrwałej pomocy. Co masz zrobić? Poszukaj w sobie \"haczyka\" - zastanów się, dlaczego człowiek z dysfunkcją, jaka sama piszesz b. słabą psychiką JEST DLA CIEBIE ATRAKCYJNY. Zastanów się i przeanalizuj to u siebie! Zacznij od pomocy sobie. Bartkowi zostaw decyzje, czy i jak chce żyć. Nikogo nie uratujesz zdejmując z niego odpowiedzialność. Przytulam Cię ciepło Nie wszystko, z czym się zmierzymy, da się zmienić, ale nic nie da się zmienić, zanim się z tym nie zmierzymy 13:55 przegrałam swoje życie... Witam...piszę do Was, bo może ktoś z perspektywy swojego życia,doświadczenia, związków będzie chciał wypowiedzieć się na temat mojej historii. mam 29 lat i 2,5 letniego cudnego synka. Z mężem poznałam się 10 lat temu od ponad roku jesteśmy małżeństwem warto może dodać, że on jest ode mnie starszy o 10 lat i jestem jego 2-gą żoną. To bardzo opiekuńczy facet, nigdy nie był skąpy-choć z drugiej strony ja nie jestem typem kobiety która ciągnie kasę. Na początku po 4 latach znajomości zerwałam z nim...jakoś nie mógł się zdobyć na rozwód(chociaż )jego małżeństwo nie istniało (jakie to powszechne stwierdzenie). wróciliśmy do siebie po pół roku. Teraz już nie pamiętam ale było dobrze, na pewno musiało być skoro nasz związek się nie skończył. Mijały lata miałam już 26 zapragnęłam mieć dziecko( on się rozwiódł). Nic nie stało nam na przeszkodzie. Nic nie wspominał o ślubie, twierdził żę na nowe (ma córkę) małe dziecko jest już za stary...jednak po czasie doszliśmy do wniosku że chcemy maluszka i tak też się stało- urodziłam synka. W tym czasie od roku prowadził już własny biznes/ przez niewielkie\"b\". Zostawałam więc w domu sama w domu przez czas ciąży,sama na szkołę rodzenia, sama rano, sama wieczorami, kiedy wychodził rano wracał o w środku nocy. Przyjście na świat małego nic nie zmieniło, tuż po tym jak przywiózł mnie z noworodkiem do domu musiał leieć załatwiać sprawy firmy. Firma-jego firma-przez rok jak już był w domu cały czas mówił jak to jest ciężko, w zasadzie w tym czasie same straty nic więcej. Oczywiście jak tylko uśpiłam dziecko zdawałam egzamin jako pocieszycielka. kiedy syn miał prawie 2 lata zapragnęłam iść do pracy, ciągła samotność zaczynała mnie już dobijać. Mąż zawsze był zazdrosny, więc nie zdziwiło mnie to kiedy stwierdził, że chce sie urwać z domu choć on w zasadzie nie wie po co, bo przecież mnie utrzymuje i ciężko pracuje na nasze. Wtedy się jeszcze z tego śmiałam. Zaczęłam zaglądać na naszą-klasę poodnawiałam kontakty z dawnymi znajomymi, czasem wymienialiśmy się wiadomościami co tam, jak tam itd...Któregoś dnia wpadł do domu i zażądał żebym pokazała mu swój profil, bo słyszał od kogoś że, Bóg wie co jak tam mam. Chodziło o zdjęcia pod którymi koledzy-nie koleżanki napisali parę komplementów. Dla kobiety siedzącej od 2 lat w domu była to miła odmiana, no ale bez przesady. Po jakimś czasie usłyszałam od teścia że się szlajam, a jego synuś ciężko pracuje. Nawet nie wiecie jak się poczułam...ciągle sama:dom, dziecko,obiady codziennie z 2 dań a tu taka bomba prosto w oczy.Popłakałam się ubrałam dziecko, w drzwiach usłyszalam od męża \" do widzenia\". Na drugi dzień oczywiście przyjechał po nas i wróciłam do domu. Potem temat mojej ewentualnej pracy napotykał się z coraz większym oporem,zazdrość męża wzmagała się, kiedy nie odbierałam telefonu miałam w domu awanturę, kiedy nie stałam w oknie-pretensje, kiedy nie miałam ochoty na seks-wyrzuty...generalnie mój chleb powszedni. Oddaliliśmy się od siebie, zresztą przez to, że jego ciągle nie było nie mieliśmy kiedy się do siebie zbliżyć. Nagle poznałam kogoś, zakochałam się bardzo wydawało mi się, że bardziej nie mogłam on też mnie kochał. krótko to trwało, mąż się dowiedział ode mnie. Coś podejrzewał ale nie miał dowodów. Wyprowadziłam się, z dzieckiem nie kontaktowal się przez tydzień-jak twierdził z wielkiej miłości. Chciałam się z nim rozwieść. W domu był koszmar. Nie miałam prawa mieć telefonu, wyjść bez pozwolenia( zresztą wcześniej też nie wychodziłam) Przyjechał znów po mnie nie miałam odwagi żeby się rozwieźć, może dlatego że odgrażał że mnie załatwi, odbierze dziecko, że nie mam pracy, że jeśli odejdę to nasze dziecko nic nie dostanie, że będziemy żyli w slamsach itd...Rozmawialiśmy postanowiliśmy wrócić do siebie. Ja oczywiście tamtą znajomość zakończyłam-myślałam że umrę, to było najtrudniejsze. Więc znów się wprowadziłam, po 4 dniach musiałam mu wszystko opowiedzieć, z najmniejszymi szczegółami jak ten romans się zaczął ile razy gdzie itd...zagroził że mnie wyrzuci jeśli mu nie powiem. Sama się zastanawiam jak bardzo musiałam się go bać skoro wszystko mu opowiedziałam i jak bardzo musiałam być zdesperowana skoro odważyłam się na pojawienie tego 2-ego. Nie chce was już zanudzać...generalnie od września zeszłego roku jest koszmar. Zaczęłam 3 miesiące temu pracę-postawiłam na swoim, perspektywa że mnie wyrzuci a ja będę bez pracy motywowała jak nic innego. Pewnie mnie potępicie za zdradę, wcześniej tyle razy mnie o nią podejrzewano że kiedyś powiedziałam sobie\" jeśli będziesz miała okazję zrób to\". Nie żałuję, przez te 2 miesiące czułam się szczęśliwa. A teraz hmm...średnio co 3-4 dni mąż ma pretensje i się obraża. Koleżanka z pracy już tego słuchać niemoże. Ze się puszczam , że nie powiedziałam do niego kochanie a powinnam, że odbieram telefon po 3 sygnale a nie od razu. Jak zaczyna się dopieprzać próbuję się nie denerwować...brać to na spokojnie, aleon gada do momentu aż nie pęknę. Wracam z pracy siedzę w domu-nigdzie nie wychodzę, jeśli już to tylko z nim. Nawetdo sklepu nie chodzę sama. Kiedyś poszłam odprowadzić koleżankę mierzył mi czas...czy moja historia nadaje sie do tego tematu? 14:10 Niebo błękitne Nadaje się...niestety. Napisałaś tutaj, a to już jest powód, żeby tak stwierdzić. Po za tym uwierz, że nie jesteś odosobniona, że takich historii jest tutaj tyle ile nas, kobietek uwikłanych w chore związki, chore relacje. I niestety z doświadczenia wiemy, że to się nie zmienia, nie będzie nic lepiej dopóki Ty sama nie rozwiążesz tego problemu, nie podejmiesz decyzji, nie zawalczysz o siebie i swojego synka... Z pewnością znajdziesz tutaj pomoc i wspracie. Trzymaj się. Nikt nie zasługuje na Twoje łzy, a ten kto na nie zasługuje na pewno nie doprowadzi Cię do płaczu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czytam wypowiedzi , staram się jak mogę oderwac myśli od niego , ale to jest silniejsze niż narkotyk...ta tęsknota za nim..........ten ból Paradoks jest taki,że łatwiej mi przekonac kogoś niż samą siebie,że nie tędy droga... przecież to co on dał to nie była miłośc...bo czy ciągłe wyśmiewanie się, że jakie to ja mam wykształcenie skoro pracy nie mogę znależc ( mam od niego wyższe i jeszcze nie mieszkaliśmy razem, więc nie byłam na jego utrzymaniu, to raczej on u mnie się stołował )krytykowanie na każdym kroku mojego sposobu ubierania się itp, udawanie że idzie ze mną a ogląda się ostentacyjnie za innymi kobietami a gdy zwracałam mu na to uwagę,że sprawia mi tym przykrośc to jeszcze intensywniej to robił....czy to można nazwac miłością???????? jak obronic siebie , jak korzystac z narzędzi by się nie dac wciągnąc znów w wir obwiniania siebie .. potrzebuje kubeł lodowatej wodyi to nawet nie jeden

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość autodetox
...zamiast mówić ,,kocham go,, stosujcie zwrot w muślach i textach ,,jestem uzależniona od mojego obrazu tego człowieka,,(mając na myśli męża) ....zobaczycie zmiany w sobie po krótkim czasie... 0

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No wlasnie - w tym obrazem idealnym, napisanym przez wyobraznie na uzytek marzen i pragnien. Klania sie ksiaze na bialym koniu w zestawie z innymi miejskimi legendami - taki emocjonalny megaburger full wypas. I dlatego wlasnie wszelkie \"wpadki\" i watpliwosci tlumaczone sa na korzysc choc wala po oczach jak reflektory. Choc kazdy z boku by stwierdzil ze cos nie tak z tym gosciem/babka. Nie, taki uzalezniony umysl zawsze znajdzie wytlumaczenie a jak ktos z zewnatrz bedzie probowal przemowic do rozsadku - moze sie narazic i zarobic status wroga, zawistnika, wredoty itp. Przerabialam ten temat dosc dokladnie. Teraz patrze na to z zupelnie innej perspektywy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Paolka - to tej Twoj cienka ma wyobraznie w odzewie na "boli"... Ja juz slyszalam (od meza, rodzicow itp) na zwykle stwierdzenie ze cos mnie boli, ze zle sie czuje - jak taka mloda osoba moze zle sie czuc, to co ja mam powiedziec; cos ty jadla/robila itp ze sie zle czujesz; nie uwazasz na siebie a my potem musimy z toba po lekarzach chodzic jakbysmy nic lepszego do roboty nie mieli; nic ci nie jest nie zawracaj glowy; a ja mam rente/lecze sie na to/tamto/owo i nie narzekam a ciebie ledwie cos strzyknie juz jeczysz; idz do lekarza jak cie boli; mnie tez boli chory jestem ciezko pracuje a nikt sie nade mna nie rozczula/lituje nikogo to nie obchodzi, jakbym zdechl pod plotem tez by nikogo nie obchodzilo (k*rwa ja od pewnego czasu z tego leje w kulak, tekst jak z emo); a bo mowilem to tamto owo a ty swoje to teraz cie boli, trudno. Wynikaloby wiec z tego ze jak mnie cos boli to ogromny ciezar dla swiata. Jak zlamalam noge to codziennie mialam awantury jak ja to moglam zrobic, k*rwa siedzialam w domu kolkiem nigdzie wyjsc bo gdzie i jak - i jeszcze atrakcje w postaci codziennych awantur o to ze zlamalam te noge, ze trzeba mnie wozic raz w tygodniu do szpitala na kontrole itp - lacznie z szarpaniem wozkiem w miejscach publicznych. Wtedy mnie to bolalo - teraz smieszy. Bo tacy ludzie sami sobie wystawiaja cenzurke. Tak mi sie jakos skojarzylo to "boli mnie". I dziwic sie ze moja postawa przez lata zawierala element: nie mam prawa nikomu glowy zawracac swoimi sprawami, powinnam sama sobie radzic a nie zabierac innym czas ktory maja dla siebie. Na szczescie poszlam dobra droga i ucze sie rownowagi. Czego i Wam wszystkim zycze. Potraktujcie ten moj post z przymruzeniem oka :) ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie, napisalam tak ogolnie, do wszystkich - nie mialam na mysli nikogo konkretnie - wiec wypowiedz o leku to troche nadinterpretacja z ktorej reszta wypowiedzi wynika, a ja naprawde nie widze zwiazku z tym co mi chodzilo po glowie... Chcialam sie podzielic wlasnymi refleksjami na ten temat bo mi sie skojarzylo z poprzednich wypowiedzi. Dlatego uzylam uniwersalnego zwrotu babka/gosc bo tym toksycznym moze byc nie tylko mezczyzna, prawda? Sa tez panowie zapatrzeni we wredne babska jak w obraz swiety i slowa na nie powiedziec nie dadza. Co do owych zazdrosnikow - w chwili pisania tego zobaczylam swoja dawna sytuacje kiedy autentycznie zyczliwa osobe o to podejrzewalam. Wiele osob odradzalo mi moj zwiazek patrzac z boku, bez emocji - ale ja sie w nich dopatrywalam jakichs intencji - i o to mi chodzilo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
paolka - smutna ❤️ Oj dziewczyny Wkurzajmy sie ale nie na siebie - kazda z nas idzie do wolnosci wlasna droga, jestesmy podobne ale nie takie same.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nemezis2682
nic nie ma sensu jak sie nie ma sil do walki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to stało się 4 dni temu, nadal kiedy o tym myślę łzy same napływają mi do oczu. Mąż trochę sobie wypił ale wydawało mi się, że nie jest pijany. Pomagał mi nawet przy wieczornym sprzątaniu przy kolacji. Kiedy przebierał naszego synka w piżamkę do snu nagle zaczął na niego krzyczeć, ja słysząc to stanęłam w obronie synka, który zaczął płakać i kazałam mężowi wyjść z pokoju dziecka. Uspokoiłam synka tłumacząc mu że tatuś nie chciał na niego krzyczeć i położyłam go do snu. Wychodząc z pokoju podeszłam do męża i powiedziałam żeby więcej tak nie robił, że nie powinien się tak zachowywać bo przecież dziecko nic złego nie zrobiło. Mąż wpadł w jakiś szał, zaczął mnie wyzywać od najgorszych, złapał mnie za kark i trzymał z pięścią uniesioną w górze pytając czy \\\"mam Ci przyp......lić\\\" . Błagałam go, żeby się uspokoił, potem żeby mnie nie bił. Puścił mnie i wyszedł do pokoju. Dla mnie to był szok, tak bardzo się przestraszyłam że zadzwoniłam z płaczem po mojego brata. Kiedy brat przyszedł opowiedziałam mu o wszystkim i kiedy poszedł do mojego męża żeby z nim porozmawiać ten wyparł się wszystkiego. Powiedział że nigdy nie podniósłby na mnie ręki i że wszystko sobie wymyśliłam, że jestem psychicznie chora skoro mówię coś takiego, że jak wogóle mogę oczerniać go w oczach mojego brata i że w takiej sytuacji to już koniec naszego małżeństwa. Następnego dnia przeprosił naszego synka za to, ze na niego krzyczał jednak kiedy synek powiedział, żeby przeprosił również mamę to mąż nic się nie odezwał. Nie przeprosił mnie do dzisiaj, nie odzywa się do mnie, tylko \\\"służbowo\\\" jeśli musi mi odpowiedzieć na moje pytanie. On twierdzi chyba, ze to moja wina. Czasami żałuję że nie nadstawiłam policzka, wtedy miałby dowód na to że nie wymyśliłam tego. Nie wiem co mam robić. Nie spodziewałabym się po nim takiego zachowania, na codzień jest spokojny, pracowity, pomaga w domu no facet na medal. Ale tym co zrobił zranił mnie bardzo. Pomóżcie mi, co mam robić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja chyba rozumiem o co chodzi z miłością Paolce. Ja też byłam i jestem uzależniona od osoby, z którą nie da się żyć w normalnym związku. I uzależnienie można nazwać miłością. Wiele dziewczyn tak swoje uzależnienie nazywa. Ja już umiem powiedzieć sobie i innym - tak, jestem uzależniona od tego człowieka, od potrzeby bycia z nim. Ale ja również go kocham. I to nie jest wmawianie sobie pewnych rzeczy. Myślę, że mogą być partnerzy, którzy są zupełnie zbydlęceni, a mogą być tacy, w których nie wszystko jest złem. Ja w swoim byłym kochałam i kocham tę część, która była ludzka. Bo on tę część miał. Natomiast ta część zła - też była i jest. I ponieważ on nie zamierza nad tą częścią pracować - ja do niego już nie wrócę. Paolka, ja też mało piszę i codziennie czytam :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam wszystko co piszecie. Raz się czuję lepiej raz gorzej ale powolutku idę swoją dróżką. Pozdrawiam Was serdecznie. Błękitne niebo - dużo zdrowia i sił Ci życzę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Blawatek ❤️ Wiecie, dzisiaj do mnie napisał kolega, a jedno jego zdanie napisane do mnie sprawiło, że popłynęły mi łzy... \"Widzę, że ze ze zdrowiem coraz lepiej, to cieszy, ale zatroszczyć się o kobietę w jej chwilach słabości może mężczyźnie też sprawić satysfakcję...\" Jak strasznie moje 5 lat związku zaburzyło moją samoocenę, ocenę prawdziwości uczuć w związku. Jak mój M mnie zmanipulował, ile mi trucizny wtłoczył, ile słów nic nie znaczących powiedział, że ja ciągle mu wierzyłam.... Nawet teraz, kiedy już jest czarno na białym, kiedy w najgorszym dla mnie momencie nie było go przy mnie, on dalej bredzi o miłości i o tym, że ja zawsze mogę na niego liczyć sic! Czy on w to na prawdę wierzy? czy liczy że ja uwierzę.... A tutaj ktoś wcale nie bliski, a jakie piękne zdanie napisał... taki prawdziwy mężczyzna, tak mnie to ujęło. Chciałabym, żeby ktoś taki, prawdziwy facet, który umie tak powiedzieć był przy mnie kiedyś. A nie tchórz, ofiara życiowa, która potrafiła tylko mi stawiać warunki... łyżeczka30...przytulam Cię, to bardzo przykre co napisałaś. Obserwuj swojego M, może już były jakieś sygnały, że on taki jest tylko nie chciałaś ich zauważyć. Czytaj topik, to pomaga. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość autodetox
...paradoksalnie- mąż ma prawo być taki jaki jest pić grać etc ma prawo się zmienić lub nie.... ...WY Panie macie prawo to akceptować lub nie....... ...największy ból sprawią Wam nie możność KONTROLI...... ...pytanie -Jest to bolesna nieszczęśliwa miłość .....czy niespełnione pragnienie Kontroli...... ....jeśli umysł płata wam figle czy jest możliwe byście się od umysłu oderwały.....jeśli tak to kto ? oderwał się od umysłu ?... ...jaka jest to wartość ? ...czym we mnie jest kontrola ????????????????? MOJA CHĘĆ KONTROLOWANIA......DLACZEGO JĄ MAM

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość autodetox
...CZYM JEST MOJA MIŁOŚĆ ? ...CZYM JEST MOJA KONTROLA ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fiolka44
Nigdy bym nie byla w takim zwiazku KOBIETY- uciekajcie od takich potworow. Zycie jest piekne. Zyjemy po to by byc szczesliwym a nie gnebionym psychcznie !!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Charlotte72
Regularnie Was podczytuję i trzymam kciuki, bo jestem jedną z Was. Po kilkunastu latach związku zdecydowalam sie na rozwod. Sprawa trwala niespelna rok, udowodnilam wine meza (przemoc psychiczna). Dziewczyny, gdy zacznie sie dzialac, strach robi sie coraz mniejszy! Walczcie o swoj spokoj, bo kazdy na niego zasluguje. Ale to Wy musicie zdecydowac, ze macie dosc hustawki emocjonalnej, bo nikt inny tego za Was nie zrobi, a juz na pewno nie dreczyciel... Jak jest teraz? Roznie - wiecej spokoju, ale odzywa sie tez tesknota za dobrymi chwilami. Wiem, ze nadal jestem uzalezniona, ale \"głód\" jest coraz slabszy. Duzo czytam o toksycznych zwiazkach, staram sie wzmacniac swoje poczucie wlasnej wartosci. Mysle, ze bede podczytywac Was jeszcze dlugo, bo Wasze wypowiedzi pomagaja mi trzymac pion;) Autodetox - ciekawe spostrzezenia i rady - dobrze czasem zobaczyc swiat z meskiego punktu widzenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
charlotte72- to nie jest męski punkt widzenia.to jest punkt widzenia człowieka płci męskiej.to nieco inaczej.tu zawarłem w pewnym sensie część konstrukcji mej tożsamości.zaznaczam tylko częsć. jestem już dawno po PRZEMIANIE. widzę to wszystko inaczej.nie jestem wrogiem największego śmiecia ani płci męskiej ani żeńskiej. kurczę ,trochę to jak manifest wyszło. właśnie jestem po ,,procesie,, odczytania żródła moich przygnębień i depresji. trwało dwa tygodnie. teraz bedę zbierał siły drugie dwa. ...ważne słowa...do przemyślenia----JAKIMI ILUZJAMI SIĘ KARMIĘ, JAKIE ILUZJE ZASIANO MI W DZIECIŃSTWIE...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Charlotte72
Co skłonilo Cię do przemiany? 2 tygodnie? Chyba trochę mało czasu na reorganizację siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
.przemianę zrobiłem trzy lata temu. teraz tylko ,,procesy ,,pojedyncze np. zorientowane na akceptację ,ból, ostatnio teraz przygnębienie/depresja a właściwie jej żródło odnalezione na końcu ścieżki bólu. pojawiłem się bo mogę wiele pomóc. jeśli chcecie toksyczni są wszyscy. prawie. ale ,,faceci,, są głusi.niektóre ,,laski,, też.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
.zaakceptuj jego nie zmienność.realizuj swój plan.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mauz
nie czytalam wczesniejszych wypowiedzi w tym watku. chcialabym opowiedziec o tym co mi sie jakis czas temu przytrafilo. spotkalam starego znajomego z dziecinstwa i jakos tak wyszlo ze zaczelismy spedzac coraz wiecej czasu ze soba. nawet nie wiem kiedy zawiazal sie miedzy nami "zwiazek". zbyt malo czasu dzielilo mnie od spotkania go na nowo, a rozpoczeciem tego zwiazku. byl on bardzo pokrzywdzonym chlopakiem, z dziwnej troche patologicznej rodziny, wydaje mi sie ze na sile szukal kontaktow, przyjazni, milosci. narzucal sie znajomym i wysysal z nich energie.. oni odchodzili, bo byli tym wszystkim zmeczeni. ale o tym jeszcze nie mialam pojecia. i dopiero sama sie o tym przekonalam na wlasnej skorze. sielanka trwala jakies 2 tygodnie, a po tym czasie zaczelam zauwazac jak on sie ode mnie uzaleznil. i uzaleznil mnie od siebie. potrafil zaplanowywac mi dzien z dokladnoscia do jednej godziny, zapraszac w takie miejsca w ktorych w ogole nie bylam soba, choc to wiedzial ze mi to nie odpowiada to mowil ze powinnam to zrobic, dla niego i te jest "proooosze".. zbyt czesto nie odmawialam. poniewaz wczesniej przez dluzszy czas bylam sama to nauczylam sie zyc troszke egoistycznie i taki rozpisany przez partnera moj grafik zaczal mnie w pewnym momencie dusic.. czulam sie osaczona. nawet jego dotyk sprawial ze czulam sie sama z soba nie w porzadku. zaczelam bardzo gwaltowie reagowac, czasami wrecz agresywnie. on bardzo czesto nie pozwalal mi dojsc do slowa, manipulowal mna i np szantazowal zebym poszla z nim na spotkanie z jego matka itd. czulam sie bardzo w tym wszystkim mala, bo poczatkowo widzialam, ze chlopak ma problemy ale troche je bagatelizowalam i myslalam ze jakos mu pomoge. a potem nie moglam juz tego zniesc.. bo te problemy staly sie tez moimi. widzialam, ze on uzaleznia ludzi od siebie bo potrzebuje bliskosci.. a wszyscy uciekali od jego wysysania ducha.. wiedzialam ze musze z tym skonczyc bo zaczely sie ze mna dziac dziwne rzeczy. wpadlam chyba w mala depresje. stalam sie nerwowa. na biezaco zawsze mu mowilam co mi nie odpowiada, jak sie czuje itd. on niby rozumial a dalej bylo tak samo. w koncu wybuchlam i z nim skonczylam, co oczywiscie nie bylo takie latwe, bo mnie napastowal wielokrotnie telefonami raz mowiac same nagorsze o mnie rzeczy, a raz ze niby mnie rozumie i wie czemu tak zrobilam. czulam sie jak smiec, ale smiec ktory jednak cos wygral, bo postapilam zgodnie z tym co czulam. nie moglam jednak sobie wybaczyc ze w ogole weszlam w ten zwiazek, tak niby przez pomylke. wiem ze go zranilam i wiem ze sama odnioslam rany na psychice. teraz jestem bardzo ostrozna co do nowych znajomosci.. chyba az za bardzo!! a po napisaniu tego czuje jakos ulge. dzieki ci forum :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Autodetox
..mozna też tak...każdy z nas ma w swej osobowości pierwiastek męski i żeński.rózne są ich proporcje jednak pracując można je zrównowazyc .wtedy w miarę potrzeby ,,prawdziwego faceta ,, mozna znależć i oparcie w sobie. na dziś starczy. to nie ktoś nas straszy to nasze wyobrażenia powodują że odbieramy sobie energię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podczytująca od dawna
\"...czym we mnie jest kontrola ????????????????? MOJA CHĘĆ KONTROLOWANIA......DLACZEGO JĄ MAM\" Można to pytanie zadać obydwu stronom. Ja zostałam oskarżona o kontrolowanie, bo on oceniał mnie wg siebie, swojego postępowania. Robił to ciągle i się wściekał, że nie mam dowodów na potwierdzenie swoich podejrzeń więc oskarżał mnie o taki dobry kamuflaż. Ja skontrolowałam gdy odmawiał rozmowy, a raczej uciekał od tematu odwracając kota ogonem. Sprawdziłam, znalazłam dowody i teraz jestem ta najgorsza. Kocham go ale już nie jestem uzależniona, odeszłam i mimo że tęsknię, wspominam to dobre, przypominam sobie to najgorsze to żyję własnym życiem. Nie ma chęci kontrolowania, mogą być co najwyżej powody szczególnie gdy kontaktu brak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podczytująca od dawna
Jedna literka za dużo i już zmieniło sens. Miało być: wściekał, że nie ma dowodów na potwierdzenie swoich podejrzeń więc oskarżał mnie o taki dobry kamuflaż, że mimo że szuka to nic nie znajduje to dla niego nie oznaczało, że nie ma czego szukać tylko że ja jestem tak perfidna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
autodetox - piszesz o kontroli - czyli czyms co stanowi problem wszystkich niemal DDD/DDA. Kazde dziecko zaburzonej rodziny chce podswiadomie nareszcie miec kontrole wierzac, ze to zapewni mu bezpieczenstwo i spokoj. Oczywiscie nie tedy droga ale jest to mechanizm nieuswiadomiony i obronny. Paradoksalnie - przynosi wiecej szkod niz pozytkow. Bo opiera sie na chorych zasadach - swiat jest nieprzewidywalny i nie da sie go w 100% kontrolowac, ludzi tez bo maja prawo do wolnosci i samostanowienia. Blad w zalozeniu. A kontrola wystepuje zamiast odnalezienia w sobie sily. Jesli masz te sile - nie musosz kontrolowac. Wiesz co od Ciebie zalezy a co nie. Kontrola zas (ta o ktorej piszemy, wynikajaca z dysfunkcji) ma rozkladac sie na wszyskie aspekty zycia. Ale - pytanie - czy ktos kto wychowal sie w chorych relacjach moze myslec zdrowo? Moze sie tego zdrowego myslenia nauczyc, wlasciwego postrzegania siebie i swiata - i relacji miedzy nimi. Kontrola to proba okielznania strachu nie od wewnatrz - ale od zewnatrz. Dlatego jest tak destruktywna dla wszystkich osob dramatu. Tez jestem jej ofiara - tez wydawalo mi sie ze wlasnie kontrola nad jak najwiekszym obszarem zycia pomoze mi poradzic sobie z lekami, z niewlasciwymi wyborami i ich implikacjami itp. Mysle ze wciaz jakies pozostalosci we mnie sa, ale przynajmniej juz wiem co jest grane. A znany wrog - to polowa sukcesu. Juz nie uderzasz w ciemno tylko wiesz z czym walczysz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
autodetox to nie ktoś nas straszy to nasze wyobrażenia powodują że odbieramy sobie energię. To prawda !!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To prawda. Ale takie myslenie tez skads sie wzielo. Branie do siebie/na siebie strachu. To tez gdzies mialo poczatek. I trzeba do niego dotrzec. U mnie to akurat jedna z trudniejszych "akcji". Mimo iz z czescia dalam sobie juz rady - to jednak zostalo cos czego nie moge "rozgryzc". Co nadal we mnie siedzi i pobudza niezdrowo wyobraznie. Moze trzeba zmienic otoczenie, odciac sie, odpoczac, nacieszyc sie wlasnym towarzystwem bez wplywow czyichs lekow i zaburzen - pracowac nad wlasnymi. Najwazniejsze dla mnie jest ze juz nie boje sie byc sama, ze obalilam mit bycia z kims jako wyznacznika wartosci. To sa dwie rozne sprawy i nie mozna ich laczyc. Bowiem strach przed byciem samemu podpowiada nam najgorsze rozwiazania. I to nie tylko dlatego ze od tego moja wartosc zalezy ale tez z wygody (bo moge se w wielu sprawach wysluzyc partnerem, np on zalatwia rachunki, zarabia na dom, uzera sie z urzednikami, mozna sie nim zaslonic, wytlumaczyc w wielu przypadkach, zwalic wine czy tez odpowiedzialnosc i wreszcie odreagowac stres), z leku przed opinia publiczna (co ludzie powiedza, nie mam partnera, nie beda mnie traktowac powaznie, beda smiac sie ze mnie ze wybrakowany/a jestem) itp. A prawda jest taka jak tu autodetox pisal - w nas jest wszystko, a uzaleznianie sie od innych to wywazanie otwartych drzwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"... to nie ktos nas straszy..." Ktos tylko mowi slowa ktore wywoluja w nas odpowiednia reakcje. Mowi: odbiore ci dzieci, zrujnuje, zabije. A my to bierzemy za prawde zamiast odpowiedziec: pierdulicie Hipolicie. Bo tak trzeba te strachy traktowac. Oni tak robia wiedzac ze na nas to dziala. I juz nie musza sie wysilac - wystarczy odpowiednie slowo i juz jestesmy cisi i pokornego serca. Juz nie fikamy. Bo jakbysmy zaczeli fikac to moze by sie okazalo ze to tylko maly piesek co glosno szczeka a jak zobaczy wiekszego to spiurdala piszczac i podkulajac ogon pod siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A z tym, co pisze autodetox - on gra, pije, szlaja sie - taki jest. To prawda. Zrozumialam to jeszcze bedac na forum BPD i rozkminiajac ten temat. Ktos tam rzucil wlasnie podobne haslo - on jest bpd i nic na to nie poradzi jesli nie zechce sam. I ty tego nie zmienisz. Mozesz co najwyzej to zaakceptowac lub nie... I odtad moje proby czy tez nadzieje na zmiane meza skonczyly sie bezbolesnie. Bo zrozumialam ze chce miec wplyw na cos na co tego wplywu nigdy miec nie bede - na drugiego czlowieka. I ze to tylko od niego zalezy czy cos z tym zrobi. A skoro jemu to nie przeszkadza (tzn mysle ze przeszkadza, skoro czuje sie nieszczesliwy, skoro ma w sobie ogromne poklady gniewu, zlosci, agresji) - to jego problem. Odkad sie odcielam jest mi latwiej ale w miare jedzenia apetyt rosnie i coraz mniej zaczelo mi odpowiadac takie zycie. Niby postepy sa bo jak sama sie zaczelam zmieniac to i nastawienie ludzi wokol mnie podobniez - ale pewne zachowania i zaszlosci, ow gniew i agresja, zostaja i maz to w sobie wciaz ma bo nic z tym nie robi. I pewnie tak umrze uwazajac ze nic nie mogl zrobic i ze to wina rodzicow, swiata, plam na sloncu i satelitow. Ale to NIE MOJ PROBLEM. Nikt mnie nie zmusza, nie mam obowiazku brac tego na siebie. Jesli to robie, jesli nadal tu jestem - to moja wlasna wola. Ciesze sie ze lece choc na ten tydzien w lutym. Potem tylko kilka tygodni do kwietnia i na ponad miesiac. Potem letnie wakacje na prawie 2 miesiace. Gdybym mieszkala sama to pewnie rzadziej bym do Polski jezdzila i nie na zasadzie odpoczynku, odskoczni - ze nie uzyje slowa "ucieczki" - ale w odwiedziny. I do tego dojdzie, tylko w swoim czasie - chyba ze sie nie da inaczej i trzeba bedzie wczesniej sie zbierac. Wlasciwie to jestem na to psychicznie przygotowana wiec bolu nie bedzie. U nas potwornie dzisiaj leje, tak zacina - co przy okazji wieje silny wiatr. Paskudna pogoda!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×