Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zastanawia mnie jako to jest

Wolny związek i ciag dalszy

Polecane posty

Gość zastanawia mnie jako to jest

Byłam w tzw wolnym związku 2 lata. Zaangażowałam się, przyznałam, on też...ale padły słowa, że nie będziemy razem bo on nie zamierza budować żadnego normalnego związku (tu jak dla mnie mgliste wyjaśnienia - zraniony przez poprzednia wieloletnia parnerke etc, żona czy inna kobieta nie wchodzi w grę, tego jestem pewna). Zerwałam kontakt. W miedzyczasie bylam w normalnym zwiazku, ale nie wyszło...jakos nie natrafial sie odpowiedni kandytat i odswiezylam tamta znajomosc - cel: wolny zwiazek, bo naiwna myslalam, ze sie wyleczylam z tego uczucia. Na starcie powiedzial, ze nadal mnie kocha i nigdy nie przestal i do razu zaznaczyl, że nic z tego nie bedzie :o Na poczatku bylo mi przyslowiowe lotto, gdy padaly zbyt intymne wyznania ucinalam temat. Przestal mowic o uczuciach, jednak jego zachowanie mowi co innego. Każdy najmniejszy gest, starania - dba o najmniejsza "glupote" by mi dogodzic (nie wypomina tego "patrz co dla ciebie zrobilem") - tego nie było nigdy wcześniej, tzn w takim stopniu. Gdy np. w radio leci romantyczna piosenka obejmuje mnie mocniej, to samo gdy ogladamy film - nawet gdy tego nie odwzajemniam (choć od jakiegoś czasu wszystko odżyło i mam na to ogromną ochotę). Ogólnie czuję się po prostu kochana bardziej niż gdybym otrzymała to w słowach. Wiem, że jest mi wierny. JESTEM W KROPCE. Rozum mi mówi, że nie ma o co walczyć i należy odejść, bo wyrządzę sobie jedynie krzywde. Serce chce podjąć wyzwanie. Tylko z czym mam walczyć? Z przeszłością? Przecież wie, że nigdy nie byłabym w stanie wyrządzić mu takich krzywd jak tamta kobieta. A ryzyko rozstania - jest przeciez zawsze. Czy naprawde mozna sie tego tak bac? Zreszta odtracajac mnie robi to czego niby sie obawia...no i ten czas - ile moge czekac, minely juz lata od poczatku tej historii - prawie 3 lata spotykania się - i nie pisze tu o slubie, zareczynach - a jedynie o byciu "pelnoprawna partnerka".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ..../.
A czego właściwie byś chciała? Ślub? Oświadczyn? Powiedz mi tylko, po co, skoro jest tak dobrze? I czy nie możesz porozmawiać z nim tak szczerze, otwarcie, jak tu piszesz? Przecież widzisz, że Cię kocha i znów zaczynasz coś czuć... Musisz być konekwentna. Jeśli powiesz, że potrzebujesz stabilizacji, to trwaj w tym, a on, w miłości, zaufa i powierzy. Ale jeśli tak jest Ci dobrze, to zastanów się najpierw, czy warto go poganiać, a tym samym krępować... Jest Ci wierny, kocha Cię, stara się o Twoje względy i rozpieszcza... to ten wolny związek? Czym, poza papierem, różni się małżeństwo? Bo szczerze mówiąc ostatni wolny związek, w jakim byłam, opierał się na jego pieprzeniu wszystkiego, na co miał ochotę i na moim czekaniu z obiadem, w imię miłości, a później odwrotnie, moim bawieniu się, a jego rozpaczy. To chyba nie do końca to, co u Ciebie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zastanawia mnie jako to jest
Na tym, że: - celowo ogranicza ilosc spotkan (tak, przyznal sie) - papierek nic nie zmienia, ale przykro mi gdy kogos spotykamy a on przedstawia mnie jako "znajoma" - w sumie jesgo najblizsze otoczenie wie jak to realnie wyglada, ale jestem oficjalnie jedynie przyjaciolka - ogólnie stara się mnie trzymać mozliwie z boku (jak pisalam boi sie glownie odejscia - tak twierdzi, jesli nie uczestnicze zbyt intensywnie w jego zyciu moje znikniecie jest prostsze -jego slowa a uwierz mi: nie można tego w ogóle intensywnym nazwac) - nie chodzi o to, ze chce go osaczyc i miec 24h/dobe ale litosci - jego zasada: nigdy nie spotykamy sie 2 dni pod rzad, chocby nie wiem co sie dzialo i jakbym tego potrzebowala - inne kontakty rowniez sa umyslnie ograniczane - swieta i wszytskie takie chwile gdy powinno sie byc z kims bliskim (już nawet nie mowie o megarodzinnych spotkaniach) - nie widzimy sie w ogole. Naprawde moje oczekiwania sa wygorowane? :( Rozmawialismy nie jeden raz szczerze. Głównie przed moim odejsciem i po powrocie. Uwierz mi, że jeśli byłby "gotów" ze mną być to dowiedziałabym się o tym pierwsza...ale nie chce. Jak twierdzi boi się rozstania, bo choć "na pewno nie skrzywdze go jak tamta (telenowele mozna napisac) to na pewno go predzej czy pozniej zostawie". Nie jest żonaty, nie ma nikogo na stale - to pewnik (jednonocne przygody - nie sadze, ale tego nigdy nie mozna byc pewnym). Z jednej strony sercem widzę na to szanse a z drugiej...po prostu chciałam by ktos obcy spojrzal na to obiektywnie. Czy jest w ogóle sens czy to ejden z tych przypadkow, gdzie lepiej sobie darować...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zastanawia mnie jako to jest
Całkiem niedawno zrobił wiele rzeczy, by przygotować spotkanie. Można powiedzieć, że postarał się w 300% - żartobliwym tonem powiedziałam "jeszcze pomyślę, że chcesz ze mną być tak naprawdę". Właściwie nie oczekiwalam żadnej odpowiedzi, myślałam, że pójdzie to w eter...i co? NATYCHMIASTOWA REAKCJA, stanowcze "nie" :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość słynna anna
kurde mam identycznie :( Ale chyba nam nikt nie pomoże...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość b xoei cw xpwo x
Miałam podobnie. I zaczynam z nim budować życie. Nie czekałam na niego, nie żądałam deklaracji - same przyszły. Martwiłam się co będzie dalej ale niepotrzebnie. Czas wszystko rozwiązał. Trzymajcie się dziewczyny. Miłości się nie oszuka, jeśli kocha to nie wytrzyma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wydaje mi się, że facet się zaangażował, że zależy mu na Tobie. Z rugiej jednak strony boi się miłości, deklaracji i tego co będzie później. Tak czy inaczej powinnaś za jakiś czas postawić sprawę jasno. Wóz, albo przewóz. Szkodzisz sama sobie, bo zależy Ci coraz bardziej, latka lecą a Ty tkwisz w tym 'luźnym' związku. Wiem ,że będzie bolało, ale chyba lepiej uciąć wszystko (jeżeli on nie będzie chciał spędzić z Tobą reszty życia) i popłakać trochę w poduszkę, niż za kilka lat obudzić się z ręką w nocniku i wyrywać sobie włosy z głowy, bo 'jaka ja byłam głupia'!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wiesz ja mam to samo tylko
ja jestem kobieta i tez zostalam zraniona, boje sie uzywac wielkich slow. On slusznie zauwazyl, ze u mnie "lubie" znaczy wiecej niz u niektorych "kocham". Jestem z nim juz pare lat, uciekam od deklaracji. Wczesniej bylam w jednym zwiazku - od kiedy zaczelam bardziej okazywac milosc, moj partner ochlodl i zdradzil - i w drugim - kiedy juz uwierzylam, ze kocha, zdradzil i zostawil To taka moja bariera ochronna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zastanawia mnie jako to jest
Dzięki dziewczyny za odzew 🌼 Próbuję sobie to tak tłumaczyć, że czas leczy rany. Tyle, że od ich rozstania minęło juz 7lat! Przeciez to szmat czasu...za pierwszym razem nie nalegałam. Powiedziałam mu co czuję i jak mi z tym jest na koniec pewnego spotkania, oznajmiłam, że nie musi nic teraz mówić, żeby to przemyślał. Odpowiedział, że też kocha, prszytulił i podziękowal za dany na namysł czas. Spotykaliśmy sie prawie miesiąc po tym, rozmawialiśmy o tym kilka razy - zawsze o jego watpliwosciach etc i nie padala odpowiedź. W końcu powiedział "nie moge dac ci nic wiecej ponad to co obecnie". Odeszłam - bolalo jak cholera, przez kilka tygodni codziennie wylam w poduszke. Pewnego dnia przyszlo chyba cos w rodzaju "wyparcia" - po rpostu wstalam, pwoiedzialma dosc i wrocilam do normalnego zycia... Teraz to samo, choc bezposrednio nie odpowidam na "sygnaly" - jestem pewna, ze on wie, ze wszytsko wrocilo. Takich rzeczy nie da sie ukryc tak naprawde...nie robi nic. Można powiedzieć że w jego zachowaniu nastapil jakis przelom (tzn przy "drugim podejsciu") - jednak po nim nie dzieje sie juz nic :( Niby moge czekac, ale przeciez dobrze ktos napisal - lata leca i odzywa sie we mnie potrzeba stabilnosci. A czuje sie jakbym szla po linie nad wielka przepascia :( PEwnych uczcu tudno sie wyzbyc - nie jestem juz nastolatka- moje znajome sa w wieloletnich zwiazkach i na kazdym kroku przypominaja mi o tym czego nie mam a czego tak bardzo pragne... No i kluczowe pytanie: jesli czekać to ile? Dzis z pewnoscia nie mam cos tawiac go pod murem - wiem, ze to bedzie koniec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wydaeje mi się, że popełniłaś duży błąd decydując się na powrót do niego. Jak sama mówisz było ci ciężko po rozstaniu, wyłaś w poduszkę ale pozbierałaś się. A teraz najprawdopodobniej czeka cie to samo, bo nie zapowiada się na to by twój "znajomy" nagle się określił. Chyba marnujesz czas, który mogłabyś poświęcić komuś kto cie pokocha i zapragnie budować z tobą przyszłość. Nie mówie tego, zeby cie zdołować, ale tak to z boku naprawde wygląda. Koleś mówi, że cie kocha, ale po twoim odejściu nie próbował się do ciebie odezwać, zawalczyć itp itp przykro mi....porozmawaij z nim otwarcie. Daj mu pół roku (max) na zastanowienie, a jak nie to zabieraj manatki i odejdz....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zastanawia mnie jako to jest
Po samym odejsciu bezposrednio nawet nie liczylam, ze sie odezwie - nie byla to decyzja na hurra a podjeta po blisko miesiacu, przemyslana (jakkowliek byloby to glupie). Wiem jakim jest czlowiekiem i jaki ma stosunek do postanowien (chocby nie wiem jak cierpial - dzieki temu tez bardzo wiele osiagnal na drodze zawodowej) Poźniej byly próby kontaktu z jego strony (choc bez deklaracji), ale bylo przyslowiowo za pozno. Ignorowalam to i w koncu ucichlo. Pózniej odezwalam sie ja - przecenilam jak widac sowje mozliwosci, zamiast sluchac innych, ktorzy to rpzezyli na wlasnej skorze to mi sie wydawalo, ze bedzie inaczej i mam to za soba :o Glupota w najczystszej postaci :( Odchodzac teraz moge miec uczucie straconej szansy (i teog sie chyba boje), zostajac - pograzyc sie jeszcze bardziej. Naleganie i wymuszanie nie lezy w mojej naturze (dlatego po nie po prostu odeszlam), ale z drugiej strony nic nie robienie moze mu zakomunikowac, ze "po prostu tak jest dobrze". Chyba faktycznie zrobie jak mowisz, poczekam mniej wiecej pol roku i postawie sprawe jasno. Wóz albo przewóz. W rpzypadku czarnego scenariusza wiem jedno - to bedzie definitywny koniec znajomosci - chocbym nie wiem jak pewna siebie sie czula :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Wiem jakim jest czlowiekiem i jaki ma stosunek do postanowien (chocby nie wiem jak cierpial - dzieki temu tez bardzo wiele osiagnal na drodze zawodowej)" ty też musisz być tak stanowcza jak on....jesli bedziesz teraz czekała to możesz sie nie doczekać......bo on bedzie myślał że zgadzasz się na taki układ, a nawet jesli ci on nie odpowiada to nie odejdziesz bo ci zależy...Nie można tak. Poza tym on nie jest do końca wporządku. Myslę że to nie ejst strach przed tym, że go skrzywdzisz tylko wygodnictwo ! wkońcu od rozstania minęło 7 lat....a miłość to silniejsze uczucie....silniejsze nawet od strachu ! tak wiec wydaje mi się, że on nie chce sie deklarować bo tak jest mu dobrze. Spotyka się wtedy kiedy on chce, on ustala zasady i tempo rozwoju waszej znajomości (choć chyba ona się nie rozwija )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zastanawia mnie jako to jest
Nie rozwija sie. Jak pisalam jego zachowanie znacznie sie "poprawilo", choc nie w kluczowych kwestiach (ale uczciwie przyznaje, ze roznica jest znaczna). Jednak od ego momentu to stoi :( Fakt - nie dociskam i oficjalnie nie afiszuje sie z uczuciem, ale i tak wsyztsko wisi w powietrzu. Naprawde nie lubie sie z czymkolwiek narzucac w zyciu... Czy jestem stanowcza? Jesli postanowie odejsc odejde, jesli uslysze "nie- tez odejde (nie wyznaje zasady lepszy wrobel w garsci) - kwestia rozegrania tego. Ale chyba nie jestem najlpesza w te klocki...zawsze unikałam poparnacow emocjonalnych (a on sie jak najbardziej kwalifikuje) - o ironio, to wlasnie forma zwiazku sprawila ze sie zakochalam (gdyby od poczatku mialo sie cos "swiecic" pewnie by sie nie "wyswiecilo"). Wygodnictwo? Tak wlasnie mowi mi rozum. Przeciez on tez mnie skrzywdzil, psychika rozstrzakala mi sie w drobny mak, ale czy to pwood by do konca zycia lizac rany? Kazdy w zyciu zostaje zraniony - mniej lub bardziej a zycie plynie dalej. Jednak gdzies tam zostaje kobieca natura, która lubi usprawiedliwiac i szukac wymowek. I dziekuje - tego potrzebowalam. By ktos zupelnie z boku trzepnal mnie w leb :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
życze powodzenia i dobrych wyborów......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zastanawia mnie jako to jest
Jeszcze raz dziękuję 🌻 Nigdy nie sądziłam, ze kafe pomoze podjąć mi jakąkolwiek decyzję i sprowadzi na ziemię :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×