Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość jak myślicie

Czego najbardziej się boicie, że się zmieni po ślubie w Waszym życiu??

Polecane posty

Gość jak myślicie

A może wogóle się nie boicie, bo nie myślicie o tym jak to będzie, bo całą Waszą uwagę skupiają przygotowania do ślubu?? Zastanawiacie się czasem jak to będzie już po śłubie, gdy cała zabawa minie itd?? Jak to na Was wpłynie i Wasze dotychczasowe życie?? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość felafelkafelcia
Ja się zastanawiam. W zasadzie to nie cieszę się już ślubem, tylko obawiam jak później będzie, bo czeka mnie ogrom zmian.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak myślicie
no własnie ja mam niejako podobnie... Ślub za miesiąc i jakoś zawsze podchodziłam do przygotowań slubnych bez jakiś szczególnych hmm rozmyślań itd. bo to tylko jeden dzień a potem szara rzeczywistośc. I wolałam cieszyć sie tym co mam i żeby mi się własnie za wiele nie zmieniło w tym zyciu... A teraz wychodzi na to że przygotowania wpływaja jednak jakoś na to że cżłowiek sie cieszy i stara i wogóle - a to przeciez tylko jeden dzień i potem dupa. A że też czeka mnie dużo zmian i różnych problemów z podejmowaniem decyzji to już wogóle nachodzą mnie jakieś takie dziwne odczucia z tym ślubem :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość felafelkafelcia
Gdybym miała świadomość co oznacza ślub i wesele, to chyba bym z tego zrezygnowała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak myślicie
ledwo co skończyłam studia, szukam pracy, nie mieszkałam wczesniej z narzeczonym (więc cholera wie co praktyka pokaże), mamy problem z mieszkaniem - bo nasi rodzice - OBIE pary - chcą żebyśmy z nimi mieszkali bo mają duże domy i do tego gospodarstwa, reszt arodzeństwa już poszła na swoje dada i ktoś się musi gospodarstwami zająć no i oczywiście rodzice mają nadzieję na opiekę na tzw. stare lata. A my mamy swoje studia, on pracuje w zawodzie a wracając do domu ma drugi, ja mam tylko na ten czas prace w ziemi bo pracy jeszcze nie znalazałam. Wolelibyśmy mieszkać sami, ale mamy poczucie obowiązku wobec rodziców i przywiązanie do ziemi, bo tak zostaliśmy wychowani... Jakoś za dużo tego. POdjąć decyzje gdzie, jak trudno wybrać mniejsze zło, czas zacząć remontować itd. Dużo się tego robi, tych róznych sprwa, do tego sam ślub i wesele - ludzie też mają nieco pomieszane w głowach i każdy ma jakieś swoje trzy grosze do dodania.... A miało byc nowe życie na swoim, po swojemu, a robi się coraz mniej ciekawa wizja przysżłości :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość felafelkafelcia
Ja mam tak samo, tyle ze po studiach juz ponad rok jestem a pracy brak. I w sumie tylko rodzice narzeczonego naciskają żeby z nimi mieszkać, ob u mnie nie ma gdzie. Szczerze mówiąc tego się najbardziej obawiam, bo w dwójkę zawsze łatwiej się dogadywać i żyć niz jak ci ktos patrzy na ręce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak myślicie
no własnie ja też tego mieszkania się najbardziej boję. Jak już pisałam nie mieszkaliśmy wcześniej ze sobą i teraz będziey się "docierać". Myśle, że byłby nam wiele łatwiej gdybyśmy byli naprawdę u siebie,gdzie każdy by się czuł jak u siebie, bez czyichś rodziców/teściów za ścianą. Masakra jakaś. Nie dość, że sami musimy się nauczyć dogadywać ze sobą to jeszcze z "nimi". Nawet zła jestem, że tak jakoś na ans spada odpowiedzialność za rodziców i gospodarstwa, bo my się o to nie prosiliśmy a ktoś MUSI. Taka kula u nogi.... A jesczze wszyscy oczekują, że będziemy się cieszyć i powinniśmy być wdzięczni - a nam to nijak do naszej wizji życia nie pasuje - dodatkowa ciężka praca i - tak poprawdzie - nie mieszkanie na swoim tylko u rodziców. MASAKRA JAKAŚ. Ech.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość felafelkafelcia
No u nas jest podobnie. Narzeczony jest najmłodszy, jako jedyny skończył studia, jego 3 braci mieszka o rzut beretem (jeden może z 200 metrów od domu, a inni w zasięgu kilometra). Ale niestety tak wyszło, że dla mojego został tylko dom i gospodara. Aż mi się nóż w kieszeni otwiera jak pomyślę, że to na ni wymuszają. Nie dość ze teraz do pracy dojeżdża ponad 50 km, to jeszcze w chałpie musi robić. Ale prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie niz dam się w robote w gospodarstwie wmanewrować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Będę miała ślub za prawie 3 tygodnie, ale bez wesela. Więc nie myślę o zabawie. Czego się boję? Chyba tylko tego, że zacznie być za bardzo zazdrosny i traktowa mnie bardziej jak swoja własność:P Nie wiem skąd te obawy, bo nigdy nie dawał mi nic takiego do zrozumienia. Ale to chyba jedyna rzecz na razie o jaką mogę się martwić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak myślicie
kurcze, EwelinaEwa, też bym chciała mieć takie powiedzmy "problemy", żeby się zastanawiać, albo mieć po prostu wątpliwości na teamty związane tylko z narzeczonym. A tak poprawdzie to ja na ten czas takich rzeczy nie widze (może to i dobrze w sumie) tylko boje się tego mieszkania i tej odpowiedzialności za rodziców i gospodarstwa. JA chce żyć swoim a nie cudzym życiem, a sytuacja jest w sumie patowa - bo co my mamy zrobić?? Odwrócić się na pięcie i odejść, i pokłócić sie z rodziną, a właściwie rodzinami...Ech to jakieś niesprawiedliwe, żeby obarczać swoje dzieci swoimi problemami. Nie nasz pomysł na życie ale my musimy to kontynuować bo nikogo innego nie ma a sprzedać nie możemy bo od małego nam wpajano różne takie tam wartości itd. Smutne jest jakoś to wszstko :( felafelkafelcia - czyli masz bardzo podobnie.... Ale powiem Ci uważaj - bo jak zamieszkasz na gospodarstwie to nie obejdzie się bez wmanewrowania w robotę. I mówię to bardzo poważnie. Na gospodarstwie zawse jest coś do zrobienia i brak wystarczającej ilości rąk do pracy. A jak będziesz tam mieszkać - to będziesz niejako zobligowana. Jak nie będziesz nic robić to założe sie że teściowe będą do Ciebie podchodzić jak do jakiejś księżniczki, która nic nie może, tylko ją za szybkę wstawić. Wiem co mówię, bo jak ktoś ma gospodarkę i tylko z niego żyje to dalej oczami nie sięga - przykro tak pisać, ale wiem jacy są moi rodzice i inni gospodarze. To jest sposób na życie a nie praca. A z drugiej strony - jak Twój mąż będzie pracowął to może kiedyś Cie lekko litość weźmie i będziesz chciała już mężowi nieco pomóc. Więc albo czeka Cię praca, albo będziesz "wyrodną córką". Przemyśł to sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość felafelkafelcia
Ja się obawiam, że przez to się z mężem pokłócę, może nawet rozstanę. Bo jest tak jak mówisz, on będzie żyć pod dyktando rodziców, a ja jemu będę pomagać (bo nie mogłabym nie pomóc), ale będę to robić niejako wbrew sobie. Obawiam sie, że w takim dysonansie długo pożyć nie można. A o śmierć teściów to bym się nie chciała modlić, a wiem, że jak człowiek jest zdołowany i udręczony psychicznie to nawet takie myśli mogą przyjść. Ale bardo bym takiego stanu osiagnąć nie chciała. Próbuję jeszcze narzeczonego delikatnie uświadamiać jak może być, ale nie chcę stawiać sprawy na ostrzu noża. Fakty są takie, ze tacy rodzice to egoiści, którzy myślą tylko o sobie i nie pozwalają życ nam własnym życiem. Może u nas zaletą jest tylko to, że oni się z gospodarki nie utrzymują, tylko niejako hobbystycznie ją prowadzą. Normalnie jak sobie pomyślę, że nas tak urządzili i że nie możemy sami o sobie decydować, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Potem przychodzą mi na myśl znajomi, którzy wypięli się na domy, gospodarstwa i majątki rodziców, poszli w świat i żyją sobie własnym życiem. I mam żal i jestem jeszcze bardziej rozgoryczona, że ja tak nie potrafię tupnąć nogą i odejść, bo wiem, że miałabym poczucie winy i inne bla bla bla. Ja np. nie chcę pracować na gospodarstwie, ale jeżeli Ty to lubisz czy tolerujesz, to może warto by siew tym kierunku dokształcić i zacząć na tym zarabiać. Bo szczerze wątpię, żebyś przy gospodarstwie i pracującym mężu i Ty mogła pójść do pracy. A jak się dzieci pojawia to już w ogóle. Widzę po teściach, Teśc pracował zawodowo i w gospodarstwie całe życie, a teściowa tylko w gospodarstwie a i tak nie wiedziała w co ręce włożyć. Jak się tego nie boisz, to zacznij kombinować tak, zeby to gospodarstwo było Twoją pracą, bo w sumie nie masz gwarancji, że gdzie indziej znajdziesz przyjemną pracę wśród życzliwych ludzi. Mało jest osób, którzy chodzą do pracy z przyjemnością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja 122
ja się boję że ciągle będę się złościć że teściówa będzie się we wszystko wcinać, mam nadzieję że bede mogła liczyć na mojego szanownego małżonka w trudnych chwilach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×