Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

Gość oooonnnnaaaaa
taka jaa Wiem, tylko 3 lata, teraz też tak na to patrzę :-) I to moje maleństwo kochane, taki przytulasek ❤️ Łudzę się, ze kogoś pozna, przez te 3 lata zawsze jakaś na boku była (tak, zdradzał mnie notorycznie), ale zawsze to był dla niego tylko sex, najczęściej za pieniądze, więc w takim fachu życiowej partnerki nie znajdzie ;-) Nie ma co o nim pisać, psychopata - kurwiarz, przez te lata zrobiłam wszystko, żeby ratować ten związek, nie udało się, jakiś czas temu poddałam się i jest mi z tym baaaardzo dobrze ;-) A wiedzę teoretyczną miałam w małym palcu, tyle się naczytałam, narozmawiałam, gorzej było z wprowadzeniem jej w życie. No ale udało się :-) Radosnka - Smuteńka - czytałam Twoje wpisy sprzed lat, przypadkowo trafiłam na pierwszą część naszego tematu i to był wtedy początek mojej walki o siebie, rok czasu spadały mi klapki z oczu i wreszcie spadły :-) Dobranoc wszystkim 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jaaa
Ja również nie miałam długiego stażu małżeńskiegoo czym wspomniałam wcześniej, także faktycznie pozytyw jest ;-) Chociaż nie twierdze, że wolałabym się nie rozczarowac, po prostu chciałabym, (chyba jak każda z nas) by to nie spotkało nie tyle mnie co nie miaŁo miejsca wogóle ! Jest lepiej, jest lepiej .. pewnego dnia będę dziękowac losowi ;-) Hmm psycholog? Ja ze swojej Pani psycholog nie byłam zadowolona. Byłam na 6 spotkaniach i stwierdziłam, że to tylko wyrzucenie pieniędzy w błoto. Po prostu nie pomogła mi.. ciągle mówiła tylko "mhm, mhm" a samo kiwanie głowy niewiele mi pomoże ;-) Możliwe,ze po prostu miałam pecha ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
taka jaa... to musi byc psycholog, ktory zajmuje sie przemocą w rodzinie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ooonaaa - to i ty mnie pamietasz z poczatkow moich? Jej, ja i tamta (Smutenka) to calkiem inne osoby. Pamietam, jak zalozylam ten tu temat i... ucieklam, nie bylam gotowa myslec, ze i mnie dotyczy, a pozniej wrocilam, pozniej byla pani psycholog, ktorej nie dowierzalam, ze to co sie u mnie dzieje to prawda, zeby wykrecic telefon na polecona przez nia grupe wsparcia dla kobiet potrzebowalam... poltora roku, ale jak juz zdecydowalam, to nagle sie okazalo, ze moge wszystko, nawet powiedziec szefowi i zazadac zwalniania sie w dni kiedy ta grupa jest. Co miesiac stawalam sie kims innym, pewniejsza, wiedzialam co czuje, wiedzialam co to erealnosc a co iluzja, a co moje myslenie zyczeniowe, czytalam ksiazki na akord, polykalam je, w grupie babka dawala mnie za przyklad ;) Przestawalam sie interesowac mezem, nie obchodzilo mnie co robi, co powiedzial, nie mialo to dla mnie znaczenia, nie bolalo, przestalam walczyc o jego aprobate, tylko ciezko bylo mi go zostawic, czulam sie za niego odpowiedzialna, az przyszedl ten dzien, ze wstalam rano i podjelam decyzje, telefon do adwokata, sprawa ugodowa, on nie dowierzal, najgorsze ze mieszkalismy razem przez 7 miesiecy bo nie mozna bylo sprzedac mieszkania, w tym czasie byly maz byl w domu na weekendy - taka mial prace, ja na weekendy staralam sie wyjezdzac, jak bylismy razem to albo zmienial sie w adoratora, albo w molestatora, albo w kumpla, albo w aniola, we wroga - wszystkiego probowal, na mnie to juz nie dzialalo, w koncu wzielam sprawe w swoje rece i wykupilam od niego mieszkanie, chyba byl zdziwiony ze to koniec, bo dzwonil jeszcze przez 2 3 miesiace po wyprowadzeniu sie, nie dowierzajac ze nie mam o czym z nim rozmawiac. Bedac na grupie i czytajac ksiazki przestalam go widziec jako mego idola, ksiecia, ktorego zdanie, grymas sie liczy, ktorego trzeba udobruchac, zadowolic... cd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewa - "...Jak to mówią, co było a nie jest nie pisze się w rejestr Zapomnieć rozsądnie, pogrzebać, postawić krzyżyk i uznać go za plus... " Racja :) Nie pisze, bo to przezywam, ale zeby inne kobiety zobaczymyly, ze samozaparciem i praca nad soba mozna sprawic, ze ta osoba, ktora jest dla nas calym swiatem (wyrocznia i katem) przestanie tym byc. Nie mysle o moim bylym mezu, nie obchodzi mnie co sie z nim dzieje, na grupie doszlam do tego, ze wszystko to bylo wspoluzaleznienie, utarte schematy, a ja tego czlowieka... nawet nie lubie, tak sie w tym wszystkim sapedzilam, ze jak zaczelam odzywac, dochodzic do siebie to nie moglam pojac jak ktos taki zniszczyl mi (na moje wlasne zyczenie) tyle lat zycia, poczulam sie jakbym byla na jakims srodku ktory przestano mi podawac i widze swiat i jego takim jakim jest, a naprawde nie bylo to nic ciekawego i nie moglam dojsc jak ten czlowiek zniszczyl moja pewnosc siebie, sprawil, ze stalam sie ofiara :( Przeciez ja nawet na 2 lata przed rozwodem z nim nie sypialam :D : D :D bo uwazalam, ze na to nie zaslugluje swoim zachowiem. Bedac z nim balam sie samotnosci nie chcialam sie rozejsc, a samotna bylam w zwiazku, przerywajac to odzylam i wszystko zaczelo mi sie ukladac, nie bylo dla mnie nic wspanialszego nic powrot po pracy do pustego domu gdzie wiedzialam co mnie czeka i co mnie nie czeka i bylam tak wyciszona, ze moglam wziasc ksiazke do reki i po prostu poczytac a nie denerwowac sie czy plakac godzinami. Zycze wszystkim dziewczynom tego uczucia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
RADOSNKA piszesz: "Przestawalam sie interesowac mezem, nie obchodzilo mnie co robi, co powiedzial, nie mialo to dla mnie znaczenia, nie bolalo, przestalam walczyc o jego aprobate, tylko ciezko bylo mi go zostawic, czulam sie za niego odpowiedzialna, az przyszedl ten dzien, ze wstalam rano i podjelam decyzje, telefon do adwokata, sprawa ugodowa, on nie dowierzal.." Bardzo się wzruszyłam, połakałam po tych słowach. Poczułam się, jakbym to ja była bohaterką tego opowiadania, ale to niestety nie ja. Jestem teraz "zawieszona" ale teraz wiem, że przyjdzie ten moment. Twoja historia buduje i bardzo Ci dziękuję, że się nią podzieliłaś. Życzę powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć, myślę, że to co mam do opowiedzenia nie było oporem, a zdrową reakcją i pomyśleć, że tak długo żyłam w zaszczuciu, bo wydawało mi się, że opinia jednego człowieka jest opinią wszystkich kilka dni temu siedziałam w biurze po godzinach pracy na stanowisku przypisanym nam jako grupie do pracy nad konkursem z jedną z koleżanek, a stanowisko to mieści się tuz obok stanowiska pracy kochanicy mojego ojca; ona tam była, z jakimś kolegą i coś robili chodził ochroniarz po biurze z zeszytem i zbierał wpisy od osób zatrudnionych, taki ma obowiązek, kto siedzi po godzinach i jak długo; podszedł także do mnie i podaje mi zeszyt, na co ja zdębiałam - przecież ja nie jestem pracownikiem biura, jestem współpracownikiem i na innych zasadach, ponieważ ten ochroniarz mnie lubi, zażartowałam, że nie będę się wpisywać, bo nie jestem niczyją własnością, na co on, a to ja Cię wpisze i poszedł dotąd nikt mnie o to nie prosił, więc pomyślałam sobie, że to był jego sposób na zaczepienie i pogawędkę wczoraj ojciec, jak chmurny i durny ciskał czym popadnie, jakimiś argumentami starociami, 'opiniami wszystkich' i stwierdzając że gdziekolwiek się nie pojawię, sieje zamęt wstyd itp., więc reasumując ciskał we mnie i cisnął także, że ochroniarz rzekomo skarżył się na mnie, że stwarzam problemy i nie chcę się w pisać do zeszytu ... wiedziałam już, że to nie ochroniarz to powiedział, ale powiedziałam ojcu, że w takim razie pójdźmy na górę, ten sam ochroniarz jest już na służbie przecież, nic prostszego jak rozwiać wątpliwości u źródeł, więc poszliśmy - ojciec nagle zmienił śpiewkę, z agresora stał się elokwentnym dr architektury i począł brylować przed ochroniarzem owijając w bawełnę, na co ja weszłam w słowo i mówię wprost:"Raf, żeby skrócić sprawę i do rzeczy, chodzi o to, ze podobno skarżyłeś się tacie, że ja nie chciałam się wpisać do zeszytu". "co?, eh gdzie tam, przecież Anka to przychodzi tutaj, nie raz zostawała po pracy i nie było żadnych problemów, a wtedy to tak zwyczajnie, podszedłem, potem wpisałem ja na listę i nie było spray, nie no nie a problemów" ... na co ojciec "no bo wiesz, Andrzej (szef biura), zarządził, żeby potem nie było problemów i się ludzie nie skarżyli", "eh tam jakie tam problemy ... ", na co ja mówię: "patrz tato, mamy szczęście, właśnie wychodzi pan Andrzej, wyjaśnimy sprawę od razu, żeby nie było problemów", podeszłam do pana Andrzeja i mówię "panie Andrzeju, chodzi o nieporozumienie, przepraszam ale chcę wyjaśnić, w sprawie wpisów ( i wyjaśniłam )", ojciec składa się i jaka, że chodzi o to żeby nie drażnić ludzi i żeby nie było problemów ... na co Pan Andrzej mówi: "a co to kogo obchodzi, jesteś zaproszona do udziału w konkursie przez nas, i jeśli ktoś ma z tym problem, to niech przyjdzie do nas, my mu wyjaśnimy". Koniec opowieści. Tym kimś komu przeszkadzam jest oczywiście kochanica ojczulka i mój ojczulek, który nie możne mnie znieść pod tym samym dachem. "Nie masz tu przyjaciół w tym biurze" - mówi. Pomyślałam, biedy jesteś, bo skoro uważasz że ich tutaj szukam, to to jest przykre. I powiedziałam mu, że jeśli opiera swoje wnioski na takim ciele opiniotwórczym jakie wspomina - bo zaczął zasłaniać sie tym, ze to sekretarka biura, która się wszystkiemu przysłuchiwała, miała pretensje o wpisy (gdzie jej po prostu nie było tego wieczoru w biurze) - to ja głęboko mu współczuje. Wniosek - kobieta która siebie szanuje, nigdy nie ośmieszy siebie ani kogoś kogo kocha. Mężczyzna który siebie szanuje, nie poleci na byle pochlebstwo, żeby podbudować swoje ego. Ośmieszyła go w białych rękawiczkach upokarzając przed ochroniarzem, dyrektorem biura i przede mną, moimi rękami - bo teraz nie kto inny a ja wyszłam na heterę. Ale ok. Flądra ma ze sobą problem. I właściwie, szkoda mi ojca, że jest w jej rękach jak otumaniała kukła. Myślę że ona wyssie z niego ostatnie soki. Ale niestety ja juz nie mam na to żadnego wpływu. Muszę bronić siebie. Pozdrawiam. Konkurs kończymy za miesiąc. Może jeszcze jakiś odcinek kryminału, marnego, wyemituję. O to chyba nie będzie trudno, bo dzieją sie tutaj cyklicznie rzeczy, których podłożem jest zazdrość, zawiść, chora ambicja i chora miłość. Jeśli zostałam w tym bagnie to po to, żeby się zaszczepić i uodpornić na zgniliznę moralną. Tutaj się mój dramat zawodowy i zawodowe upokorzenia zaczęły i tutaj odzyskam dobre imię i tak jak sobie x czasu temu zaplanowałam, wyjdę stąd nie jako pokonana, a jako JA, oczyszczę się z plotek i z zarzutów i zostawię to towarzystwo z ich zabawkami, niech się taplają w bajorku. Ojczulek co prawda zapowiedział, że jak ja będę chciała wyjaśniać sprawy u źródeł, to jego u tych źródeł nie będzie ... ale sobie pomyślałam, że w sumie, nie mogło by być inaczej tchórz zawsze uniknie odpowiedzialności, choćby miał sobie krzywdę zrobić. A ja żeby wyjaśnić co trzeba, nie potrzebuję nic więcej, jak możliwości przedstawienia własnego dorobku i umiejętności, to wystarczy za pointę. Uciekam, mam dużo pracy. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewa, ta czkawka i hypnoterapia byly na inny temat, nie bylego meza, ja nie mam bardzo pokreconego dziecinstwa, ale jako pierwsze dziecko moze na mnie troche sie uczyli rodzicielstwa, a niesprawiedliwe uwazam, ze rodzice dla mnie byli surowsi, bardzo zly kontakt z matka, ktora miala wiecej serca do rodzenstwa, mnie krytykowala itd. Po tej grupie zaczelam na to wszystko inaczej patrzec, przestalo mnie bolec, myslalam, ze to odeszlo, ale... to zaschlo na kilka lat i w tamtym roku zal powrocil do tego stopnia ze byle co wyprowadzalo mnie z rownowagi, robilam awantury, mialam emocje nad, ktorymi nie moglam zapanowac, tak, w tym moim dzisiejszym szczesliwym zwiazku, dlatego napisalam o tej czkawce i dlatego zapisalam sie na ta hipnoterapie (wczesniej robiac badania bo zwalalam na hormony, moze cukier - obydwa moga byc przyczyna hustawek nastrojow) by... uleczyc i uglaskac wewnetrzne dziecko ;) Jak na razie dziala. Paulina36 - czy to Twoj wiek? Ja skoncze w grudniu :) Kazdy ma swoj czas, a kiedy on nadejdzie to bedzeisz wiedziec, nie mozna na sile wbrew sobie, bo bedzie sie zalowac, roztrzasac itd, musi byc w zgodzie z sama soba. Ja na poczatku tez sie balam, na grupe poszlam w pazdzierniku a rozwod byl w sierpniu, ale... przez te miesiace myslalam, ze teraz jak juz tak nie przezywam tego co on robi, jak mnie traktuje, co sie dzieje w naszym domu, ze on sie troche zmienil, milszy, bo ja juz sobie nie pozwalalam, ze jak szedl pic, nie wracal pozno to po prostu szlam spac a nie siedzialam zaryczana przy telefonie dzwoniac i sie nagrywajac - bo oczywiscie byl wylaczony, to moze juz tak zostanie - ha ha ha, bo sie balam byc sama, bo uwazalam, ze nie powinnam go zostawiac, bo cos tam, az w koncu ujrzalam jasnosc, ze chce cos wiecej od zycia, ze nie moge juz na niego patrzec, ze obchodzi mnie tylko zeby mi bylo dobrze i bylo jak tylko zaczelam brac sprawy w swoje rece.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Radosnka czyli jesteśmy rówieśniczkami:) Czy macie dzieci? Myślę, że gdybym nie miała, byłoby mi na 100% łatwiej. Bo właściwie decyzję już podjęłam, bilans zrobiony, ale kroku na przód nie mogę zrobić. Utknęłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Radosnka podziwiam cię .Życzę wszystkiego dobrego .Twoja wypowiedz fajnie mi rozjaśniła to czego nie umiałam nazwać .Powodzenia .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jaa
Pragnę schować się w najciemniejszy kąt z moim dzieciątkiem, a jak już będę gotowa to wyjść na przeciw światu i pokazać swoją wartość. Bo wierzę, że pewnego dnia ją odnajdę .. Zrobiłam ten pierwszy krok i jestem z tego dumna. Ale czy będę umiała wykonać następne..? Nie mogę uwierzyć, że ktoś tak malutki spowodował, że nie widzę siebie, widzę jedynie cień tego co było kiedyś. Byłam niesamowicie pewną siebie osobą, a teraz ? Nie tęsknię za tym człowiekiem - tęsknię za samą sobą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poczucia wartosci brak
Od dawna Was dziewczyny obserwuję i jestem pełna podziwu dla Waszej siły i mądrosci.Ja tez chcę byc taka i próbuję,na razie nieudolnie,ale zawsze to cos.Byłam,jestem?w w zwiazku z facetem,który jest w separacji.Na początku było ok,chociaz juz wtedy były sygnały,których nie chciałam widziec.Nie jestem smarkulą a tak byłam przez niego traktowana.Nie liczył sie nawet fakt,że jestem matka.Według niego niewiele wiem,niewiele umiem.A przede wszystkim nie potrafię zadbac o mężczyznę.Ja wiem,że wiele z Was to przeszło,ale nie mozna zmienic się tak jak tego chce mężczyzna.Gdzies w srodku pozostaje sie taką samą osobą i tylko rodzi się bunt,że on tego nie akceptuje.W moim związku były i obelgi i wysmiewanie ze mnie z mojej pracy,ze wszystkiego co robię,były krzyki,rzucanie mięsem.Tylko czy o to chodzi?Według niego to ja nie mam pojęcia o zyciu we dwoje i uwazam,że u innych jest sielanka.A to ze na mnie wrzeszczy to robi w dobrej wierze,abym zmądrzała.No i postanawiam zmądrzec,choc brakuje mi go i cos mnie w jego stronę popycha.Ale jego cynizm nie zmienia się wcale.On nawet nie zamierza o mnie walczyc,bo jak mi,cytuje,w dupie zle to moja sprawa.Staram sie o nim nie myslec,ale jest trudno.Jednoczesnie wiem,że muszę ratowac siebie,bo przyplątały sie rozne schorzenia psychosomatyczne,nerwicowe,co tez niekorzystnie odbija się na dziecku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jaa
Ehh widzimy sukinsyna gdzieś a nie potrafimy go dostrzec w naszym własnym łóżku.. A jak już dostrzegamy, to dlaczego mimo wszystko jest nam źle ? :-( Nie z tęsknoty za nim, ale za tym co było z naszej strony takie "wyidealizowane" Droga poczucia wartosci brak to chyba dotyczy każdej z nas ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka ja - czasem ta tesknota i uczucia nie sa za tym drugim czlowiekiem, sa tylko zalem za niespelnionymi marzeniami, planami, ja na kilka lat przed odejsciem zdawalam sobie sprawe, ze jest coraz gorzej, ze mi coraz bardziej zle, wlasciwie to nie wiedzialam juz czy wierze, ze sie poprawi ale... wiedzialam jedno: TO NIE TAK MIALO BYC! I chyba to trzyma najbardziej, bo mialo byc tak pieknie, bo moze... Bezsenna - na moj powrot rozdrapywania ja kotra rodzice naprawde super pomogla mi hypnoterapia, mam jeszcze jedno spotkanie ale efekty sa spektakularne :) Paulina36 - nigdy nie odwazylam sie miec z nim dzieci, choc chcial, jakos mi dzieci w tym wszystkim nie pasowaly, zwlekalam z ta decyzja i chyba dobrze :) A jesli ty juz bedziesz 100% pewna tego, ze chcesz odejsc to dzieci ci w niczym nie przeszkodza, mam kolezanke co odeszla od agresywnego alkoholika z 3miesiecznym pod pacha i dwulatkiem za reke, zyje sama, radzi sobie, alimentow nie dostaje bo chlop to po prostu zul teraz. Druga wziela 5latka i wyszla jak stala tylko z rzeczami typu ciuchy, zostawila wszystko - choc to on sie wprowadzil do niej: meble itd byly jej. Jak postanowisz to sie odetkniesz :) Ewa w Raju - ja zaczelam wpadac w amok nienawisci, zlosci i zalu, a jednoczesnie mialam do siebie pretensje bo co maja np powiedziec dzieci katowane czy molestowane, ale... kazdy jest wrazliwy inaczej. Veto12 - ja siebie tez podziwiam i sie ciesze :) Poczucia wartosci brak - nie obserwuj a pisz, wszystko co ci do glowy przychodzi. Polecam Robin Norwood "Kobiety, ktore kochaja za bardzo" - to podstawa i dobre na poczatek :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jaaa
Nie mieści mi się to po prsotu w głowie, że ktoś może zrobićcoś tak ochydnego. O na koniec jeszcze odejść ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I ciekawe te pretensje do siebie, ze inni mają gorzej, więc dlaczego mam się tak (bardzo) przejmować przeszłoscią (przeżywać) - ciekawe w sensie psychologicznym. Takie delikatne zapieranie się samej siebie.... Przecież jako indywidalność, masz prawo do odczuć i do niezadowolenia... nie ważne, ze ktoś ma lepiej czy gorzej, w takiej chwili jesteś ważna Ty. Ech... te nieprawidłowe programy z dzieciństwa Surowość czy konserwatyzm rodziców etc. --- dziekuje za to zdanie :) Ta babka z hypnoterapii tez mi sie dlatego spodobala przez telefon: zero oceniania, dziwienia sie, po prostu gotowosc do wspolczucia i pomocy, bo jak sie zwierzy o czyms takim osobie, ktora w tym nie robi to 100% jest zeby wziasc sie w garsc, zapomnac albo... ze to smieszne. Ja po prostu rozpadalam sie na kawalki, reagowalam jak dziecko i nie dawalam rady ogolnie wspominajac to i owo :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze z tym demonem muszę sobie poradzić. http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1583584,1,czerniak-jedna-diagnoza-dwie-historie,index.html Nie ma sprawiedliwości. Niczego co tak naprawdę zaważyło na jakości mojego życia, nie wybrałam sobie sama. Mam dwa wyjścia: 1. albo uznać, że to dar, dzięki któremu żyję przytomnie i uważnie 2. albo poddać się kiedy oberwę kolejny nokaut to dziwne, bo czasem sobie myślę, że ludziom rzadko zdarza się myśleć o życiu głebiej, zwykle dopada ich melancholia gdy odchowane dzieci zaczynają stwarzać problemy, gdy przestaje się toczyć jak piłeczka do zabawnej gry obrzydała codzienność, gdy ktoś zachoruje nie znam beztroski i czasem sobie myślę, że wolałabym nie być, mieć to prawo decyzji o wyborze bytu lub niebytu, jeśli zestaw jaki miał przypaśc mi w udziale ostatecznie okazał się piekłem na dobrą sprawę, nie mam wyboru to tak a propos rozmowy z Yeez o oczekiwaniu na cud - on nie nadejdzie, nie w tym zestawie bytowym ... pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz. Ja jestem Kwiat sniegu, a Wy moim sekrtenym wachlarzem. Ewo - kłamstwo w rodzinie jest mordercze. Choroba mojego ojca, to już nie jest zwykły narcyzm i mitomania, to perfidny morderczy psychopata, który nie liczy się z nikim, z uczuciami żadnej z kobiet, które naprawdę go kochały : swojej Matki, siostry, mojej Matki i moimi. Kazdy komu sie wydaje że nieśmiałość jest cnotą, może byc w błędzie. Pod tą przykrywką najczęściej kryją się bezduszni, zimni i bezwzględni ludzie, którzy ze strachu by siebie nie zranić, nie dopuszczają do siebie ciepła i potrzeby ciepła drugiego człowieka. mam nadzieję że miło Wam upływa spotkanie w Krakowie :-). Pozdrawiam W naszej wiosce o starych kobietach mówi się „te, które jeszcze nie umarły. Jestem wdową i mam osiemdziesiąt lat. Bez męża dni bardzo mi się dłużą. Nie cieszą mnie już wyrafinowane dania, jakie przygotowuje Peonia i inne kobiety. Nie czekam na szczęśliwe wydarzenia, które tak łatwo znajdują drogę pod nasz dach. Teraz interesuje mnie wyłącznie przeszłość. I mogę wreszcie opowiedzieć o wszystkim, o czym nie wolno mi było choćby wspomnieć, gdy byłam zależna najpierw od własnej rodziny, a później od rodziny męża. Dziś nie mam już nic do stracenia. Żyję wystarczająco długo, aby dobrze znać swoje zalety i wady. Cechy, które często są jednym i drugim jednocześnie. Przez całe życie tęskniłam za miłością. Wiedziałam, że jako dziewczyna, a później kobieta nie powinnam jej pragnąć ani oczekiwać, a jednak tęskniłam za nią i właśnie to niczym nieusprawiedliwione pragnienie stało się źródłem wszystkich udręk, jakich doświadczyłam. Marzyłam, aby matka mnie zauważyła i razem z resztą rodziny pokochała całym sercem. Żeby zdobyć ich uczucie, byłam posłuszna jest to najlepsza z cech osoby mojej płci byłam jednak zbyt chętna i gotowa spełniać wszystkie polecenia. Z nadzieją na choćby najdrobniejszą oznakę dobroci z ich strony, starałam się sprostać stawianym oczekiwaniom oznaczało to, że powinnam mieć najmniejsze stopy w całym okręgu pozwoliłam więc połamać sobie kości i ułożyć je w lepszy kształt. Kiedy czułam, że nie zniosę dłużej ani jednej chwili cierpienia i zlewałam łzami zakrwawione bandaże, matka szeptała mi do ucha zachęty, abym wytrzymała jeszcze jedną godzinę, jeszcze jeden dzień, jeszcze jeden tydzień, i przypominała o nagrodach, jakie czekają mnie, jeżeli wytrwam trochę dłużej. W ten sposób nauczyła mnie znosić nie tylko fizyczne cierpienia skrępowanych stóp, a później porodów, ale także znacznie bardziej dotkliwy ból serca, umysłu i duszy. Wskazywała również moje wady i uczyła, jak wykorzystywać je dla własnego dobra. W naszym kraju nazywamy ten rodzaj matczynej miłości tengai. Syn powiedział mi, że w męskim piśmie określenie to składa się z dwóch znaków pierwszy znaczy „ból, drugi „miłość. Taka jest miłość matki. Krępowanie zmieniło nie tylko kształt moich stóp, ale i cały mój charakter. Może to dziwne, lecz wydaje mi się, że proces ten ciągnął się przez całe życie, czyniąc z ustępliwego dziecka zdeterminowaną dziewczynę, a potem z młodej kobiety, bez słowa spełniającej wszystkie życzenia teściów, dojrzałą, stojącą najwyżej w hierarchii okręgu matronę, tę, która narzucała innym surowe zasady i zwyczaje. Zanim skończyłam czterdzieści lat, twarde usztywnienie bandaży ograniczało nie tylko złote lilie mych stóp, ale także serce, które tak zastygło w poczuciu niesprawiedliwości, żalu i pretensji, że nie umiałam wybaczyć tym, których kochałam i którzy mnie kochali. Jedyną formą buntu, na jaką sobie pozwoliłam, było nu shu, sekretne pismo kobiet. Zaczęło się od tego, że Kwiat Śniegu moja laotong, „ta sama przysłała mi wachlarz, który spoczywa teraz na stole przede mną. Potem, kiedy się spotkałyśmy, nasz sekretny dialog rozkwitł i osiągnął pełnię. Zawsze jednak, abstrahując od tego, kim byłam w rozmowach z Kwiatem Śniegu, starałam się być dobrą żoną, godną pochwał synową i troskliwą, skrupulatną matką. W złych chwilach moje serce było wytrzymałe niczym nefryt. Nosiłam w sobie ukrytą siłę, dzięki której potrafiłam znieść tragedie i smutki. Lecz teraz jako wdowa ciągle posłuszna nakazom tradycji zrozumiałam, że zbyt długo byłam ślepa. Poza trzema strasznymi miesiącami w piątym roku panowania cesarza Xianfenga, całe życie spędziłam w przeznaczonych dla kobiet pokojach na piętrze. Wyprawiałam się do świątyni, do mojego rodzinnego domu, odwiedziłam nawet Kwiat Śniegu, to prawda, lecz bardzo niewiele wiem o zewnętrznym świecie. Słyszałam rozmowy mężczyzn o podatkach, suszach, buntach i powstaniach, ale te tematy mają niewiele wspólnego z moim życiem. Znam sztukę haftowania, tkania, rodzinę mojego męża, moje dzieci, wnuki, prawnuki i nu shu, to wszystko. Moje życie przebiegło w normalny sposób miałam swoje Dni Córki, Dni Upinania Włosów, Dni Ryżu i Soli, a teraz Spokojnego Siedzenia. Siedzę więc tutaj spokojnie, sama ze swoimi myślami i wachlarzem na stole. Kiedy go podnoszę, dziwię się, że jest taki lekki, bo przecież zapisano na nim tyle radości i smutków. Otwieram go szybko i dźwięk, jaki wydaje każda fałda, kojarzy mi się z rozpaczliwie szybkim biciem serca. Wspomnienia błyskawicznie przemykają przed moimi oczami. W ciągu ostatnich czterdziestu lat czytałam zapisane na wachlarzu treści tyle razy, że dziś znam je na pamięć, jak piosenkę z dzieciństwa. Pamiętam dzień, w którym wręczyła mi go pośredniczka. Moje palce drżały, kiedy rozkładałam jego fałdy. Wtedy zdobiła go zaledwie pojedyncza girlanda liści wzdłuż górnej krawędzi i była tam tylko jedna wiadomość, ściekająca w dół pierwszej fałdy. W tamtych czasach nie znałam wielu znaków w nu shu, więc przeczytała mi ją moja ciotka. Podobno w waszym domu mieszka dziewczyna dobrego charakteru i bogatej kobiecej wiedzy. Ty i ja narodziłyśmy się tego samego dnia tego samego roku. Czy możemy iść przez życie razem jako „takie same? Patrząc na delikatne kreski, tworzące słowa, widzę nie tylko Kwiat Śniegu jako dziewczynę, ale także kobietę, którą z czasem się stała wytrwałą, nieustępliwą, bezpośrednią, otwartą. Moje oczy obejmują inne fałdy wachlarza i widzę nasz optymizm, naszą radość, wzajemny podziw i obietnice, które sobie złożyłyśmy. Widzę, jak prosta girlanda przeistoczyła się w złożony wzór ze splecionych kwiatów śniegu i lilii, symbolizujących nasze życie razem, jako pary laotong, takich samych. Widzę księżyc w prawym górnym rogu, który rzuca na nas swój blask. Miałyśmy być jak długie pędy winorośli o splecionych korzeniach, jak drzewa, które stoją tysiąc lat, jak para kaczek mandarynek, które wybierają tylko jednego partnera na całe życie. Na jednej z fałd Kwiat Śniegu napisała: My, które znamy szczere uczucie, nigdy nie zerwiemy łączącej nas więzi. A jednak w innym miejscu widzę nieporozumienia, zawiedzione zaufanie i ostateczne zamknięcie drzwi... W moich oczach miłość była skarbem tak cennym, że nie chciałam dzielić się nim z nikim innym i właśnie to w końcu odcięło mnie od jedynej bratniej duszy, od tej, która była taka jak ja. Wciąż uczę się czegoś nowego o miłości. Myślałam, że rozumiem to uczucie nie tylko miłość macierzyńską, ale także miłość do rodziców, do męża i do laotong. Doświadczyłam także innych rodzajów miłości, miłości opartej na współczuciu i litości, na szacunku i wdzięczności, lecz patrząc na sekretny wachlarz pokryty wyznaniami, które przez wiele lat wymieniałyśmy z Kwiatem Śniegu, rozumiem, że nie ceniłam najważniejszego uczucia miłości płynącej z głębi serca. W ostatnich latach przepisałam dużo autobiografii dla kobiet, które nigdy nie nauczyły się nu shu. Cierpliwie słuchałam gorzkich słów skarg oraz opisów smutnych wydarzeń, niesprawiedliwości i tragedii. Zapisywałam smętne koleje życia tych, których ścieżka naznaczona została przez zły los. Słuchałam wszystkiego i wszystko spisywałam, ale jeżeli nawet znam sporo historii kobiet, to nie wiem prawie nic o życiu mężczyzn, oczywiście poza tym, że rolnicy zwykle walczą z siłami przyrody, żołnierze z wrogiem w bitwie, a samotni wyruszają na wyprawę w głąb swego serca. A jednak, patrząc na swoje życie, widzę, że mieszczą się w nim doświadczenia i kobiet, i mężczyzn. Jestem skromną kobietą ze zwykłymi smutkami, ale w głębi serca ja także stoczyłam swoją bitwę, walkę między moją prawdziwą naturą i naturą osoby, którą powinnam była się stać. Zapisuję więc karty dla tych, którzy mieszkają w tamtym świecie. Peonia, żona mojego wnuka, obiecała dopilnować, aby spłonęły w chwili mojej śmierci. Może dzięki temu historia ta dotrze do niebios jeszcze przed moim duchem. Niechże słowa wyjaśnią czyny przodkom, mojemu mężowi, ale przede wszystkim Kwiatowi Śniegu, i niechże stanie się to, zanim znowu ich powitam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poczucia wartosci brak
Witajcie dziewczyny.Miałam pisac,to piszę.Prawda jest taka,że sobie nie radzę.Bez niego,a moze rzeczywiscie bez marzen o tym,jak miało byc.Nie moge znalezc sobie miejsca,wciaż mam nadzieję,że bedziemy a moze jestesmy nadal razem,że on się zmieni,przemysli,że zacznie mnie szanowac.Ale widzę,że jemu jest dobrze beze mnie.Ja piszę sms,niestety.Wiem,że postępuję jakbym nie miała godnosci i honoru.On odpisuje bardzo lakonicznie i bezosobowo.Nie wiem czy to znaczy,że przestał nie kochac,czy moze tez sam nie wie co czuje.Bo ja nie jestem bez winy.Nie dostał ode mnie jasnego komunikatu.Niby się nie dogadujemy,nie mozemy ze sobą wytrzymac,ciągle sie kłocimy,ale nie zostało powiedziane,że to koniec.I jak ja teraz pisze do niego,to on rzeczywiscie moze nie wiedziec o co chodzi.A ja sama nie wiem.Wiem,że było mi bardzo często xle,że często płakałam,że usłyszałam wiele upakarzających i krytycznych słów.A teraz jakby mi tego zabrakło.Wiem,że to absurdalne.On sam kiedys powiedział,że nie jest ze mną szczęśliwy.Pewnie to brzmi głupio i kos powie,że zachowuję się irracjonalnie,ale liczę na Wasze zrozumienie i rady.Pozdrawiam serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zamiast
myslec kategoriami "gdyby i dlaczego", zajmij sie tym co jest tu i teraz, zajmij sie swoim poczuciem wartosci, bo jesli go nie masz, to nawet "peczki" adoratorow wokol, nie dadza ci, czego ci brak; sama musisz to "nabyc";

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oooonnnnaaaaa
"czasem ta tesknota i uczucia nie sa za tym drugim czlowiekiem, sa tylko zalem za niespelnionymi marzeniami, planami" Dokładnie Radosnka, zgadzam sie z Tobą, ale kiedyś nadchodzi taki czas, że tego nawet tego żalu nie ma. Ja uważam, że tak miało być, tak chciał los, dał piękną miłość, wręcz bajkową, a to przecież nie nasza wina, że ten jedyny tej miłości nie umiał uszanować. poczucia wartości brak - oj pamiętam, jak kiedyś myślałam, tak jak Ty. Aż nadszedł taki moment, ze dotarlo do mnie, że ja nic złego nie robię, ze to nie moja wina, ze jest między nami źle, że tak długo walczyłam o nasz związek i najwyższa pora się poddać. Co to za życie uzależnione od jego humorów? Prawda jest taka, ze ja po prostu bałam sie zostać sama, wolałam znosić wieczne fochy i czekać na rzadkie przejawy dobroci (zawsze mówiłam, ze jest to "dzień dobroci dla zwierząt") niż zrobić porządek ze swoim życiem. Żyłam z dnia na dzień, bo z takim facetem nie można nic planować, nigdy nie jest się pewnym jutra. A teraz ja planuję :-) wiem co będę robić za tydzień, za dwa, za miesiąc. To jest uczucie nie do opisania. Taki wewnętrzny spokój. Sama nie mogę uwierzyć w swoje szczęście :-) Czasami bierze mnie na wspominki tych dobrych chwil. Kiedyś płakałam, jak sobie przypominałam, jaki on był kochany, a teraz myślę sobie "no fajnie było, szkoda, ze nie wyszło". I koniec, tyle w temacie. Na ten weekend nie przyjechał, nie odezwał się w ogóle, kiedyś to bym bombardowała go telefonami czy smsami, przepraszała za to że żyję, błagała, żeby wrócił. A tak mam przed sobą spokojną niedzielę :-) Może już każda taka będzie. Przecież takim facetom też się nudzi, jeśli ofiara już nie jest ofiarą, to po co z kimś takim być? Na tą chwilę do szczęścia brakuje mi tylko słońca 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ona - wiesz, ja tego juz nawet bym nie nazwala miloscia, nazywalm to wlasnie wspouzaleznieniem, milosc do tego mi nie pasuje, madrzejsza po grupie, lekturach... jakos by mi przez gardlo nie przeszlo. Jak wychodzilam ze zwiazku to... nawet nie potrafilabym powiedziec, ze tego bylego meza... lubie. To wlasnie tlumaczyla nam psycholog, ze kobiety, tak walcza o zwiazek, o aprobate partnera, ze przestaja zauwazac moment, gdzie ten ktos jest nikim, ze nie jest nawet osoba, ktora da sie lubic :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oooonnnnaaaaa
Radosnka - masz rację. Wtedy była to dla mnie miłość, bo ja kochałam całą sobą. Ale teraz z perspektywy czasu to... nie umiem tego nazwać jakoś po swojemu...może tak jak Ty - współuzależnienie... Gdy się ostatni raz widzieliśmy to siedząc i rozmawiając tak sobie myślałam, że ja go faktycznie nawet nie lubię, miał być najlepszym przyjacielem, a okazał się wrogiem. O psychologu mogę sobie pomarzyć, terminy z nfz pólroczne, prywatny odpada. Ale mam własną terapeutkę - moją mamę :-) Idzięki niej w dużej mierze udało mi się :-) Nie mogę jej już zawieść :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Kochane :)) Przyszłam wam powiedziec , że warto było :) Powiedzieć Wam wszystkim - tym co nawet boja sie jeszcze chcieć przerwać toksyczne relacje , tym ktore czytaja w ukryciu i myslą , że to niemozliwe i boja sie , tym ktore by chcialy ale coś je powstrzymuje , tym ktore robia malenkie kroczki , tym ktore mialy cofki i są jak im sie zdaje w punkcie wyjscia ( a sa juz w drodze :)) , tym ktore maja to juz za soba - chociaz te juz wiedza że warto. Warto zawalczyć o siebie. Już dwa miesiące jak po wielu cofkach i powrotach ucieklam bezpowrotnie i nieodwołalnie , dosłownie uciekłam zabierajac tylko osobiste rzeczy w popłochu i wielkiej tajemnicy i ogromnym strachu. I widze różnicę :) ba wiele roznic :)) Zasypiam spokojnie - wczesniej zasypiałam w lęku i spalam niewiele Zasypiam w ramionach czułego trzeźwego faceta - wcześniej obok pijany chrapiacy gbur Dostaje ogrom czułości głaskanie po głowie np i odkrywam ze mezczyzna moze dac to bez podtekstu seksualnego - wczesniej jedyna " czułosc " to mechaniczny niechciany przeze mnie seks ( jak sobie przypomne teraz to fuj) z cuchnacym alkoholem gosciem Mezczyzna sie o mnie troszczy - to dla mnie nowośc ale jakze cudowna :) - wczesniej byłam raczej ja do wszelkich usług Moge planować :) ! cokolwiek - wakacje , weekend , kolejny dzień , ba planujemy razem nawet drobne sprawy i robimy to w przesympatycznej atmosferze :) - wczesniej zaplanowac nie moglam nic , nie wiedzialam co sie stanie czy sie upije czy zrobi awanture czy zgnoi mnie tak ze oddychac nie bedzie mi sie chcialo... mężczyzna dostrzega moje potrzeby i dba o to by byly spełnione - wczesniej nie moglam miec potrzeb bo slyszalam teksty typu : tak tobie zle ty cos chcesz taka owaka sraka mezczyzna mnie nie kontroluje :) wczesniej szpiegowanie telefonu komputera itp itd wiele jest roznic i wszystkie na plus :) ucze sie dopiero jak wyglada normalnosc ale wiem ze ta normalnosc jest cudowna wiecie............ tkwi jednak we mnie lęk taki lek kobety po przejsciach............ opowiem moze sytuacje dzisiaj siedzielismy przy laptopach i ktos do mnie napisal na gg " czesc kotku" , moj partner to widzi ja wpadlam w wewnetrzna panike zmieszana z lekiem mowie sprawdze w katalogu publicznym kto to spradzam - osoba ktorej nie znam , on kwituje to zwyklym " to chyba pomyłka " i koniec tematu i nic sie nie stalo. a ja w srodku rozwalona wewnetrznie bo przypomnialo mi sie ze w podobnych sytuacjach mialam awantury z gradobiciem ze to pewnie daje komus d ze zdradzam oszukuje itp . dopiero sie ucze ze ludzie normalni reaguja prawidlowo w takich sytuacjach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Skrzydlata kobieto,, ja też dopiero zaczęłam dostrzegać normalność wokół mnie. Tym trucicielem w naszym domu był mój ojciec. Kiedy ostatnio z nim rozmawiałam, wspominał, że wstydził się mojej Matki - kobiety, do tórej intuicyjnie lgnęli wszyscy. Mówił jej że jest bezwartościową, niewykształconą kobietą, powtarzał, aż uwierzyła, że jest całkowicie na jego łasce i niełasce. Syczał z wściekłością :"ja cie kurwo i tak wykońcże" ... te demoniczne męskie gdnidy, zmieniają w piekło życie kobiet kochających tak bardzo, że aż za bardzo - ze aż ich własne życie staje sie im przykre i rezygnują z niego, bo śmierć okazuje się jedynym wybawieniem - egoiści, kompletnie wyzuci z czułości, ciepła, dobroci - ja nawet przestałam o nich myśleć, że są biedni i pokrzywdzeni kiedys tam w przeszłości - przestało mnie to obchodzić - to przestępcy, w białych rękawiczkach, dzień po dniu odbierając yzycie, mordujeący w kobiecie to co ona ma najcenniejszego w sobie : WŁASNĄ GODNOŚĆ ojcu udało się przekonac wielu, że to moja Matka była problemem w naszym domu. Jesli była, to wyłącznie dlaetgo, że jej ojciec był takim samym psychopatą bez uczuć, jak mój ojciec. NA MNIE SIĘ TO SKOŃCZY powtarzam sobie to od 14 roku zycia jak zaklęcie - widzę dzisiaj, że długo, bardzo długo szkam tylko sposobu, bładziłam, imałam się różnych sposobów, zeby na nie ten dramat się skończył - zrobiłam sobie krzywdę, ale mam cichą nadzieję, że już niedługo :-) jeśli moja Babcia nie miala wyjscia, Mama rozpoczęła bunt, ale nie miala wystarczająco dużo siły, to ja mam wybór i skorzystałam z niego na tyle na ile dotąd umiałam, poprzez unikanie konfrontacji z życiem, poza tym mam siłę - już dzisjaj wiem po co Mamie był ten bunt, już diziaj rozumiem jej niemy opór, już dzisiaj wiem czył jest uzaleznienie od wyorażenia o miłości, nie od miłości - bo miłość nie ubezwłanowolnia. Oglądam namiętnie filmy, na które nigdy nie miała pieniędzy ani pozwolenia, słucham muzyki, mówię coraz głosniej o potrzebach jakie mam i gustach jakie mam. W głowie mam wizerunki realnych i wirtualnych 'przyjaciół', dzięki którym otwieram się coraz bardziej. Nie wiem czym jest to co się dzieje, ale nawet nie wiem czy mam potrzebę nazywania tego - kiedś bym moze chciała, zeby dac sobiezłudne poczucie kontroli. Dzisiaj nie muszę. Nie chcę. Swiadomość pracuje bez reguł teraz, nie potrzebuję encyklopedii a wiatru w żagle. Jeszcze trochę odwagi, trochę ciepła ... Dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 rano bezsenna :) Długą już drogę masz za sobą :) podczytuje czasami i widzę ze jestes już Kims innym :))) Wspieram duchowo i wierzę z e doprowadzisz wszystko do konca i dotrzesz tam dokad zmierzasz :) Wiesz... ja z ulgą odkryłam , że g..no mnie obchodzi co sie z nim stanie jest mi obojetny ( choć w głebi duszy nie wierzyłam ze tak sie stanie ) i nie mam juz wyrzutów sumienia ze porzucilam " biednego misia-rysia " :) a w durnosci swej wczesniej miewalam . Chcialabym by wszystkie Kobiety tkwiace w toksycznych relacjach znalazły w sobie odwagę i zawalczyły o siebie . Na prawde warto :) Zycie jest piękne . Szkoda je tracić żyjąc wbrew sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyszła pora, żeby zrezygnować z ról w jakich mnie obsadzono. Nieustannie zebrzącej lunatyczki o ochłap miłości, jakieś grosze na życie, jakąś pracę, jakiś skrawek uznania. Przyszła pora by już nie godzić się, że jest się ta ostatnia w szeregu. Wyplakałam dzisiaj w nocy część tego bólu. Wypłakałm się nad ranami, które kazanao mi dla pozorów przemilczeć. Wypłakałam ból istnienia jako niekochanej i niedocenionej córki. Wypłakalam stratę jakiej nikt mi nie powetuje - czas. Wypłakalam gorycz porażki, nie jednej, a wielu. Łzy laly się same, gdy przypomnę sobie jak bardzo boli strach i samotność. Gdy ja się z tym zmagałam, ktoś inny puszył sie i szarogęsił. Jeśli jest coś czego nie wybaczę, to zbrodni umysłu przeciwko sercu. Dzisiaj swiadomie i w pełni odpowiedzialnie postanowiłam zrezygnować z ochłapów jakie mi podano. Dzisiaj świadoma tego kim jestem a kim nie moge być, z pełną odpowiedzialnością za samą sibie, złożę wymówienie tam, gdzie z ochłapem nadziei, otrzymuję w pakiecie upokorzenia. Dziś, nie jutro - to kim jestem, jaka jestem, to ze zyję, zasługuje na mój własny szacunek. Mój ojciec wybrał - woli utrzymywać i sam kupczyć. Przypieczętował juz swój los. Ja go nie obchodzę wcale. Spośród moich 4 kolezanek, trzem los dał mozliwość wychowania się w rodzinie zdrowej, kochającej i pielęgnującej dziecko jako najcenniejszy dar. Tam ojcowie byli śwadomymi siebie, odpowiedzialnymi mężczyznami. I w 3 przypadkach na te 4 córki, mimo wieku ( sa moimi rówieśnicami), mimo, ze mają mężów, a jedna z nich miała, mają dzieci, ojcowie dali im pracę w ich wałsnych firmach, pomagają, chronią, stają murem za swoimi dziewczynami, nie szczędzą pieniędzy, nie utyskują że utrzymują, nie użalają się nad sobą. Ich córki są pogodzone ze swoją kobiecością, kochają siebie i wiedza że nie musza zabiegać o miłość tak oczywistą jak miłość ojca. Tym samym nie upokarzają się przed swoimi mężami. Ich ojcowie wiedzą, że to co najważniejsze dla kobiety, to poczucie stabilności i bezpieczeństwa, a nie ciagły pościg za niedoścignionym. Nie mam ojca o jakim marzyłam. Nigdy nim nie był i nigdy się nim nie stanie. Ścigałam się sama ze sobą, żeby mnie zauważył, pokochał, polubil, docenił, zauważył. A koniec końców przegrałam z kim? Z dwa lata młodsza karierowiczką. Legły w gruzach nie tylko ideały ojca, ale juz dawno zawiodły w ogóle wszystkie ideały, dla których ojciec wyywał Matkę. Nie będe sobą kupczyć. Dość ochłapów i złudzeń. Prosta prawda jest taka: JA i TYLKO JA, na dobre i złe, do końca, choćby w nędzy, ale sama. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziekuje ze jestescie
Odnośnie tego co pisałyście dziewczyny wyżej,wydaje mi się ,że dorosłość zaczyna się w momencie ,w którym bierzemy odpowiedzialność za swoje życie.Wcześniej wszystkie toksyczne relacje czy sytuacje typu mama ,tata ,mąż ,przyjaciel,,,(wpisz odpowiednie)powiedzieli mi ,;zrobili mi itp itd,wydawały się czym co spadało na nas a my nie miałyśmy nad tym żadnej kontroli.Ktoś robił nam krzywdę a my tkwiłysmy w tym z rosnacym poczuciem bezsilności i bezradności.Co najwyżej rosło tylko poczucie kolejnego wykorzystania bądź odrzucenia.Ienty raz dublowala się pozycja małej biednej skrzywdzonej dziewczynki.Dla mnie najtrudniejsze wewnętrznie było uświadomienie sobie że mam prawo nie pozwolić na takie zachowania.Nie mam wpływu czy ktoś nie będzie próbował.Wiem ,że są ludzie którzy znajdują sens życia w niszczeniu innych.Ale nie biorę już tego personalnie.Po prostu stwierdzam fakt ,że ktoś żyje w ten sposób,ale ja mam prawo powiedziec mu -spadaj.Nie interesujesz mnie ,nie wchodze w te gry.Pamietam jak mąż ze 3 miesiące temu przyjechał i chciał cos tam jeszcze załatwiać po jego mysli.Powiedziałam mu ,że nie interesują mnie jego ugody ,że teraz to już wszystko będzie prawnie załatwiane.I powiedziałam ,że jest głupi bo mnie nie interesują już jego emocje.A on nie? Ja mówie ,Nie.I jego mina ,to zdziwienie -naprawde BEZCENNE.Najsmieszniejsze jest to ,że przez lata byłam szantażowana tym ,że odejdzie.W kwietniu 2008 powiedział ,musisz ze mną być bo ciebie nikt nie będzie chciał.Biorąc pod uwagę pewne defekty fizyczne ,które wynikają z moich chorób wyobraźcie sobie jak sie poczułam.Zreszta to też było w ciągu małż podkreslane przez teściową.Jak odeszłam to on błagał rok ,żebym wróciła.Smiałam mu się w twarz że nie ma na kim wyżyc swoich demonów.Ja tak nazywam te jego odpały.Skończyła mu się gra.Zabrakło kogoś na kim mógł się wyżywać.I żyje spokojna ,wyluzowana szczęsliwa.Robię co chcę ,uczę sie tego co chcę ,czuję ,że żyję.Znajomi mówią ,że mnie nie poznają.Nie znaczy to ,że nia mam problemów codziennych bo mam,ale jak pomyśle ,że jeszcze oprócz nich miałabym problemy z nim to jest mi o połowę lżej.I tego dziewczyny też wam życzę .Pozdrawiam wszystkie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×