Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość aniabra

zerwanie z osoba ktora sie kocha?

Polecane posty

Gość aniabra

Zerwac mozna na rozne sposoby. Z roznych powodow. Itd. Czy zdarzalo wam sie zrywac z osoba ktora tak naprawde byla dla was wazna, ktora kochaliscie? Czym sie roznilo to zerwanie? Czy bylo gwaltowne? Czy padly jakies zle slowa? Czy to jest tak, ze kiedy zrywamy z osoba ktora nam wisi, jestescmy razcej spokojni, nie obrazamy jej, bierzemy wine na siebie. Jak mozna wytlumaczyc zerwanie (po kilku latach, zareczyn) , gwaltowne, mowiac jednoczesnie ze sie ta osobe kocha a zdrugiej ze jest straszna i ze nie da sie z nia zyc, bo zrobila TO , TO I TO. I ze tylko szaleniec z nia bedzie chial byc. Czy tak wypada mowic:| komukolwiek:}|

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poradni
powiedz mu ze jest nie weartym ciebie goiwnem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poradni - a Ty jakie masz BMI?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
a jakies normalne opinie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najgorsze doświadczenie w życiu i nie da się tego zrobić dobrze. Nie da się delikatnie. I nie spodziewaj się że on nie zwątpi w Twoją miłość. Czym to się różni od zerwania kiedy uczucia jednak nie było? Moim zdaniem, gdy zrywasz związek z kimś kogo nie kochasz, czujesz jedynie żal za rozwianym marzeniem, empatie z jego emocjami a tak naprawdę ulgę. Gdy zrywasz z osobą która kochasz ranisz samego siebie. Nieporównywalnie bardziej boli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
O czym moze swiadczyc to ze osoba ktora zrywa jest bardzo przejeta, wkurzona, przezywa. Ma pretensje, wyrzuca z siebei wszystkie zale.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
stwierdza ze tak nie moze zyc, ze druga osoba ja skrzywdzila. ze nikt normalny nie bedzie chcial z nia byc (z ta niby "zla"). a poza tym stwierdza ze dalej kocha.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
nie zdarzylo wam sie takie cos nigdy? co wtedy czuliscie tak naprawde? jak to sie skonczylo?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zdarzylo mi sie i tak jak tu jedna osoba napisala to wtedy ranisz rowniez siebie, u mnie odbylo sie bez wyzwisk, bez klotni.. decyzja byla przemyslana nie gwaltowna, nie chcialam krzywdzic jego jakimikolwiek slowami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Miałam taką sytuację i on zachowywał się właśnie tak jak piszesz, krzyczał, miał pretensje itp. Skończyło się tak, że dalej jesteśmy razem, bo ja wtedy mówiłam do niego spokojnie, więc i on się zaraz trochę uspokoił, przemyślał i stwierdził, że tak naprawdę wcale tego nie chce. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
no wlasnie, on byl wsciekly bo miesiacami tlumil w sobioe zlosc.... zastanawiam sie na ile jego decyzja byla swiuadoma i przemyslana a na ile ppod wplywem emocji i wscieklosci. czy jak jego emocje nie opadna, moze zacznie zalowac.... bylam w szoku, kochal mnie, chcial brac slub a nagle po jakiejs klotni wyrzucil z siebie tyle pretensji i przedstawil mnie jako potwora. nie mialam o niczym pojecia.,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
głaszczka, ale czy on zerwal przy tym? ile czasu uplynelo nim sie uspokoil?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aniabra zapytaj sie siebie tak za przeproszeniem, przanalizuj swoj zwiazek jaki byl, czy te pretensje jakie z siebie wyrzucil sa prawda wtedy tez bedziesz mogla sobie odpowiedziec na swoje pytanie. U mnie to ja odeszlam i decyzja byla przemyslana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość garnek
uwazam ze zadne z nas nie bylo swiete i ja i on popelnilismy bledy, tylko ja jakos jestem w stanie sie do nich przyznac, a on w szaqle w ogole mnie nie sluchal, nic ssobie nie robil z moich slow, mowil ze mi nie wierzy:|

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
garnek znam to ja mowilam ,ze winni jestesmy obydwoje a on ,ze we mnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
no wlasnie, on w ogole nie widzial winy w sobie nie wierze ze jest taki ciemny i nie rozumie ze ktos inny tez ma racje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Santa Esmeralda
Ja tak kiedys mialam, wiele lat temu... Choć moja historia to taka "druga strona medalu", w stosunku do tej twojej... Byliśmy zaręczeni, ale któregoś pięknego wieczoru nie wytrzymałam i po moim wybuchu z tego związku nie zostały nawet drzazgi, nie było co zbierać ;) Z perspektywy czasu myślę, że zachowałam się jak wariatka, bo to był kosmos, co odstawiłam, ale bardzo się cieszę, że tak wyszło. Kochałam go mocno. Choc teraz jestem duzo szczesliwsza z duzo fajniejszym facetem, to czasem do tej pory mam poczucie winy (na szczęscie bardzo rzadko) i robię sobie wyrzuty, że może gdybym była cierpliwsza, i tak dalej, to może byłoby lepiej... i tej szopki finalowej naprawdę mi wstyd. Ale wiem juz, że takie refleksje to wyłacznie mój wrodzony masochizm i nic więcej ;) Generalnie mam poczucie, że dzieki temu atakowi, rzutem na taśmę, w ostatniej chwili uratowałam się przed strasznym losem. To był facet, który mnie tłamsił. Na oko ideał, ale w praktyce to był horror. W tym związku przestałam byc sobą, stałam się kimś innym i ta nowa ja zupełnie mi nie odpowiadała. Cały czas myślsłam, że może tak być powinno. Ale czułam, że się duszę i w końcu pękłam. Ujmę to symbolicznie: bylam jak gałąź, którą ktoś na maksa odgiał i uwiązał do jakiegos płotu, w końcu sznurek pękł, a ja odskoczyłam z impetem w drugą stronę... i dopiero po jakimś czasie wróciłam na swoje miejsce ;) Teraz jestem w innym związku, normalnym :) tamten związke wspominam jak bardzo, bardzo, bardzo bolesną szkołę życia. Pewnie gdybym się nigdy nie wpuściła w tamten kanał, gdybym nie przeżyła takiego bolesnego rozstania, to teraz nie byłabym tym, kim jestem :) to było dla mnie wielkie cierpienie, bo chciałam z nim być, a nie umiałam już dłużej tego ciągnac... I ten ból rozstania kompletnie mnie przeorał, zmienił. Stałam się bardziej świadoma samej siebie. Drugi zwiazek zbudowalam jako "dojrzaly czlowiek po przejsciach" ;) czyli bardziej pewny siebie, madrzejszy. mówisz (tu albo w drugim topicu), że twój chłopak nie jest asertywny, że ma malo wiary w siebie. To jest jego błąd. W waszym związku były zachwiane proporcje, pewnie ty ciągle rządzilaś,a on czuł się nikim. Dusił pewnie tak samo, jak kiedys ja. Jeśli go kochasz, puść go wolno. Niech się nauczy żyć sam, rozwinie swoje skrzydła. Moze to dla ciebie bardzo bolesne, co napisalam, ale uwierz mi, ze stalo sie bardzo dobrze, bylibyscie razem bardzo nieszczesliwi. Bylabys w tym zwiazku katem, a on wieczna ofiara, choc moze wcale tego nie chcialas i nie takie byly twoje intencje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniabra
masz duzo racji ale czy to jest tak, ze trzeba cvierpliwie znosic cos co Ci nie gra....? czy nie mozna po prostu rozmawiac, i mowic gdy cos ci sie nie podoba? czy duszenie w sobie emocji i gwaltowne zrywanie to jedyne wyjscia z sytuacji? Co on robil takiego ze Ci bylo zle?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiedział, że ma mnie dosyć, mam zniknąć z jego życia, nie chce mnie więcej widzieć, odchodził kawałek, zaraz wracał. A ja spokojnie mówiłam, co czuję i myślę. Mówiłam, że ja tego nie chcę, bo zawsze w nas wierzyłam i będę wierzyć, ale jeżeli on już dłużej nie potrafi, to ja tego nie zmienię. Nie namawiałam go do niczego. Stopniowo się potem uspokajał. Całość trwała może niecałą godzinę. Po prostu próbowałam jakoś do niego przemówić, nie chciałam, żeby wykrzyczał wszystko w nerwach i sobie poszedł. Ale u Ciebie to już chyba się nie uda, bo chyba jest już całkiem po zerwaniu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Santa Esmeralda
Wiesz, cierpliwym mozna byc, ale do czasu... ktoregos dnai czujesz, ze masz dosc, ze jeszcze chwila, a chyba udusisz te druga osobe... To koszmar... Wiesz, on mi nie robil w sumie nic dramatycznego. Tylko caly czas tlumaczyl, ze jesli cos czuje, to zle czuje, jesli mysle, to zle mysle, jesli sadze, to zle sadze, bo lepiej jest inaczej. Jesli sie maluje to zle sie maluje, jesli sie ubieram, to zle sie ubieram, jesli mam zajecie, to to jest zle zajecie, a on wie lepiej, jak powinnam wygladac, co robic i jak myslec. Moi przyjaciele to byli zli przyjaciele - jego lepsi. Jesli on mial hobby, to to bylo fajne hobby. W ogole to byl typ w stylu: "moja racja jest lepsza, bo jest "mojsza". Przyszedl moment, ze mialam na jegoo widok mordercze instynkty... I wybuchnelam, bo dluzej nie moglam tak zyc, pral mi mozg,jak tylko umial, ale instynkt samozachowawczy pozwolil mi uciec w ostatniej chwili, pol roku przed weselem. To byl koszmar potem - odwolywanie sali, kosciola, sukni, zaproszen, mowienie krewnym... Tlumaczenie, ze nie, nie zdradzil mnie, tak po prostu sie rozstalismy... Pekalo mi serece, nie wiedzialam, ze dobrze robie, po prostu wiedzialam, ze musze byc znowu soba, musze byc wolna, bo oszaleje. To byl instynkt i dziekuje Bogu za to potworne przezycie, bo to dzieki niemu zrozumialam, kim jestem tak naprawde.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×