Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym

Czy mogę się wam wygadać?

Polecane posty

Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym

Piszę tu bo chcę się wygadać, pogadać a także poradzić. Obawiam się, że sama widzę dokąd to wszystko zmierza, ale nie potrafię pogodzić swoich uczuć z tym co mi podpowiada rozsądek. Mam 25 lat, jestem od 4 lat w związku z mężczyzną. Związek udany. Wzloty, upadki wiadomo jak to bywa. 3 miesiące temu nastąpił bolesny przełom. Popełniłam błąd, dostałam jednak przysłowiową drugą szansę. I tu zaczyna się moja historia. Miałam pełną świadomość, że droga do odzyskania zaufania jest ciężka i bolesna. Nie zdradziłam, więc nie ma tu mowy o całkowitej utracie zaufania a raczej o jego konkretnym nadszarpnięciu. Sądziłam, że druga szansa to znak, że mój partner mnie po prostu kocha. Dziś sama już nie wiem. Drobne sytuacje, kłótnie.. w których wina leży definitywnie po jego stronie kończą się awanturą o to, że „marudzę, ciągle marudzę. Doszło do tego, że nie mogę zwrócić mu uwagi w żadnej sprawie bo podciągnięte to zostaje już pod „bezustanne marudzenie. Kiedy obiecuje mi pomóc w remoncie a nie przyjeżdża, żąda ode mnie, żebym zrozumiała że mu budzik nie zadzwonił i to nie jego wina, że nie mógł wstać z łóżka (!). Kiedy obiecuje mi, że się nie napije z kumplami, a nawali się jak dzika świnia uważa, że powinnam dać sobie siana z pretensjami. Kiedy wreszcie potrzebuje, żeby wziął wolne w pracy mówi mi, że nie może.. a za chwilę z radością informuje, że wziął wolne na inny dzień bo jest jakaś tam druga rocznica zespołu kumpla. Dlaczego nie mógł wziąć wolnego na ten dzień o który prosiłam zaznaczę, że nie są to jakieś bzdety a wesele na którym musze być dlatego, że wziął wolne na swoją imprezę! Opadają mi ręce. Nie widzi własnej winy w niczym, zarzuca wszystko mi i to ja powinnam „zrozumieć, „przewidzieć, „domyślić się. Boli mnie, że w moim towarzystwie po jakiejś przykrej wymianie zdań woli pójść do koleżanki lub kolegi i z nimi żartować i się śmiać, niż ze mną. Zdarza się, że mówi mi tak przykre słowa, po których dosłownie łzy cisną mi się do oczu. To ja jestem tą, która w gniewie sypie złośliwościami a ostatnio doszło do tego, że nie wolno mi po prostu nic powiedzieć, bo po jakichś tam słowach on po prostu wychodzi. W odwrotnej sytuacji ja stoję jak ta głupia i patrzę na niego, nie wierząc, że powiedział to co powiedział. Nie potrafię wyjść, kiedy powinnam. Nie potrafię rzucić słuchawką kiedy mnie wkurzy. Nie potrafię nie odzywać się do niego po tym jak się ze mną pokłóci. Odczekam kilka godzin i jadę do niego, żeby z nim porozmawiać. Zazwyczaj wtedy oboje już ochłonęliśmy i możemy normalnie rozmawiać i znów wtedy słyszę, że to wszystko moja wina bo marudziłam Kiedyś w jego towarzystwie byłam rozszczebiotana jak ptaszek, dziś przypominam raczej sapera na polu minowym. Boje się, że nadszedł ten moment kiedy trzeba powiedzieć STOP i skończyć to wszystko. Nie jestem gotowa na takie kroki ale czarno rysuje się nasza przyszłość pełna kajania się i przeprosin z mojej strony i niezadowolenia z jego strony. Nie chcę się z nim rozchodzić choć z każdym dniem uświadamiam sobie, że to co pamiętam, co wspominam to to co było KIEDYŚ a czego nie ma już dziś. Spróbowałam zrobić tak jak mi radził, „nie marudzić. Ale skończyło się na tym, że zaciskałam żeby i milczałam przy kolejnych przykrościach jakie mi sprawiał. Ignorancja moich potrzeb, olewanie terminów, niedotrzymywanie obietnic, wreszcie przedkładanie wszystkiego, nade mnie. Pociągnęłam tak cztery dni, po których wylałam z siebie całą gorycz. Nie umiem tak. Czy to co się dzieje naprawdę jest moją winą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym
Ostry flirt z innym facetem. Nie doszło do ŻADNEJ zdrady fizycznej... ale sama wiem, że przesadziłam. Przyznałam się do tego przed nim bo stwierdziłam, że w związku wszystko powinno opierać się na szczerości. Dziś tego cholernie żałuje bo moją karą równie dobrzy mogły być moje ogromne wyrzuty sumienia... no ale tak strasznie sobie chciałam ulżyć, że dziś mam ochotę sobie strzelić w łeb.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja rada - poważna rozmowa z facetem. Powiedz mu że wiesz że źle zrobiłaś, ale niech on określi, co powinnaś jeszcze zrobić, żeby on Ci wybaczył i przestał tak traktować. To kara ma zawsze swój kres i jeżeli on ma zamiar wciaż Cię sekować, to lepiej byś sobie dałą z nim spokój - tak będzie lepiej dla Was obojga. Tak mu powiedz (na spokojnnie).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym
Niestety mam już taką rozmowę za sobą. Na spokojnie, bez emocji, bez żadnych patetycznych dyskusji... on mi sam powiedział, że "najdalej za miesiąc będziesz miała dość"... a tu proszę, niespodzianka! Aż trzy wytrzymałam. Moje cierpliwość jednak ma swoje granice. Spokojna rozmowa skończyła się stwierdzeniem, że powinnam przestać marudzić i robić problem z każdej sytuacji - nie dociera do niego absolutnie nic. Nawet fakt, jak bardzo absurdalne są nieraz jego wytłumaczenia. Uważa, że go najzwyczajniej w świecie oczerniam a z siebie robię pokrzywdzoną ofiarę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bo on Cię tak traktuje pewnie dlatego, że wie że ma nad Tobą przewagę - Ty musisz mu ulegać i być potulna. Ty powinnaś zburzyć mu ten jego obraz swojej uległej osoby i wymagać właściwego traktowania i poszanowania. Możesz w trakcie rozmowy rzucić niby nic nie znaczący tekst "może nie warto się męczyć razem i się rozstać?" oraz "nie jestem z Tobą szczęśliwa bo się nie starasz".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze coś mi wpadło do głowy. Ty powinnaś przestać mu się narzucać i więcej czasu spędzać... nie, nie sama, ale z innymi osobami - najlepiej facetami! Ale nie sam na sam, najlepiej z innymi koleżankami w mieszanym gronie. Oczywiście bez flirtowania, kumpelskie wypady, imprezy (grill). Niech on zobaczy, że jesteś interesującą, ciekawą i atrakcyjną kobietą, o którą musi zabiegać (a nie że już Cię zdobył i spoczął na laurach). Jak oleje sprawę i nic nie zrobi, to znaczy, że nie warto o niego walczyć i być z nim...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym
Słowa o rozstaniu już padły. Powiedziałam mu już, że tracę siły i że jeśli nic się nie zmieni po prostu się rozejdziemy. Wzruszył ramionami i dodał, że znowu robię problem z niczego. On problemu nie widzi żadnego, więc usłyszałam tylko, że znowu marudzę i że ma serdecznie dość tego co robię z naszym związkiem. Całkiem niedawno rzucił hasło zaręczyn. A potem jakoś w kłótni dodał, że powinnam "domyślić się", że on nie mówił całkiem na serio po tym co zrobiłam... wiem, że mówił to w złości ale miałam ochotę po prostu dać mu wtedy w zęby. ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zacznij go olewać i nie miećdla niego czasu. Rób coś, wychodź z domu, żyj aktywnie, ale bez niego. Przestań się już martwić tym, czy będziecie razem, czy nie. Pomyśl o sobie i się realizuj. Sprawa się wkrótce sama wyjaśni - po jego reakcji i działaniach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj zagubiona... Przykro mi, ale moim zdaniem nic już z tego nie będzie. Może jak się rozstaniecie, to on po jakimś czasie zrozumie, ale takie ciągnięcie tego nie ma sensu. A takie jego zachowanie zaczęło się po tym, jak mu powiedziałaś o tym flircie? Przedtem było wszystko ok z grubsza? Na Twoim miejscu (wiem, że łatwo tak mówić) postawiłabym sobie jakiś termin - miesiac, dwa - jeżeli nic sie nie poprawi, to ostre cięcie. Tak myślę. Trzymaj się :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym
Żyje aktywnie. Pracuje, studiuje, spotykam się ze znajomymi. On tez pracuje ale w strasznie beznadziejnych godzinach, które uniemożliwiają nam jakiekolwiek spotykanie się. Dużo gadamy przez telefon, kiedy jest czas staramy się spotkać. Mieszkam sama więc w sumie od wielkiego dzwonu u mnie nocuje... eh. Przed tym całym flirtem była po prostu bajka. Facet marzenie, sam flirt był głupią zabawą, która przez alkohol posunęła się do czegoś naprawdę nietaktownego. Eh. Przestać się zamartwiać... no tak. Kiedyś śmiałabym się z siebie, ale ten facet po prostu mnie od siebie uzależnił. Chce z nim spędzać czas, ale chcę śmiać się a nie słuchać durnych wymówek. rud - i ten strach... że jak się rozstaniemy to będzie koniec. ;) Taki prawdziwy koniec, taki prawdziwy brak walki i zaangażowania z jego strony. Tego się chyba boje najbardziej. No, ale wtedy już jasne, zapomnieć i żyć dalej. ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sama miałam takie chwile z moim, że chciałam odejść tylko po to, by zobaczył co traci... Ale właśnie bałam się, że by nic nie zrobił. Rozumiem, ale tak to się chyba męczyć będziesz i to sama w tym wszystkim, bo widać jemu wszystko jedno. Chyba też jestem uzależniona od faceta :( Na szczęście układa się super, ale czasami czuję, że gdyby się popsuło nie potrafiłabym się z tego podnieść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym
Kiedyś miałam siłę na to, żeby o wszystkim decydować. Nie żeby kogoś trzymać pod pantoflem... ale po prostu żeby stanowić o sobie samej. Dzisiaj aż mnie nerw bierze na myśl o tym całkowitym uzależnieniu. Jesteśmy teraz znów pokłóceni... po prostu nie będę się do niego odzywać. Ciekawa jestem, ile wytrzymam. ;/ Ciekawa jestem kiedy z mojego mózgu dojdzie do mojego serca ta prosta myśl, że to już nie ma sensu.;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Boisz się rzstania... A czy nie boisz się tego, że tkwiąc w tym dziwnym i chorym związku/układzie możesz zaprzepaścić szansę na poznanie (i związanie się) z jakimś innym facetem - pisanym Tobie (Twoją "drugą połówką")?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym
...ależ masz rację. Po prostu nie wiem kiedy ta informacja która już znam, "że to nie ma sensu" zostanie przetrawiona przeze mnie całą. Dziwacznie brzmi? ;p Ano, on wiedzy do działania jest długa droga. Zawsze jest ta idiotyczna nadzieja, że może jednak jeszcze coś się zmieni. A jego to chyba tylko patelnia w łeb żeby mu się coś tam we łbie poprzewracało. Eh. ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość honeyBunny123
:( smutno, ale nic z tego nie będzie już. Miałam identyczną sytuację i przez prawie rok czekałam na to, aż w końcu przestanie mnie tak traktować i przy każdej najmniejszej sprzeczce, nawet jak zrobił coś nie tak zakańczał "przynajmniej ja nikogo nie podrywam tak jak ty". Myślałam, że w końcu mu przejdzie i mi wybaczy, ale przez rok nie było żadnej zmiany i odpuściłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EL NINKA
Czasem nawet nie chce się wychodzić, jak się utkwi w czyms takim, wsystko brzydnie, łącznie z obiektem uczuć. Jestem załamana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona_w_dniu_wczorajszym
Ja staram się przejść nad tym do porządku dziennego. Staram się być OBOK, żyje aktywnie, w pracy się od tego odcinam, na studiach się konkretnie przykładam... po prostu chciałabym żeby był jak kiedyś, ale to już nie wróci. Muszę się zmobilizować. Może jak zrozumie, że ja NAPRAWDĘ odchodzę coś do niego dotrze. :( Tylko kiedy mnie wreszcie będzie na to stać? Uhm uhm uhm...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×