Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Amilkaa

Mój mąż NIE POTRAFI udzielać się towarzysko!

Polecane posty

Gość Amilkaa

Nie wiem już co mam robić. Nie wiem czy to odpowiednie forum ale opisze pokrótce mój problem. Otóż jestem człowiekiem, który lubi wychodzić, poznawać nowych ludzi, bawić się, bywać w ciekawych miejscach i ogólnie korzystać z życia. Oczywiście bez przesady. Natomiast mój mąż jest strasznym domatorem. Mamy po 25 lat a on zachowuje się jakbyśmy mieli 40, albo nawet i nie 40, bo w tym wieku dużo osób przeżywa drugą młodość. I jest to problem tak samo z oficjalnymi jak i nieoficjalnymi uroczystościami czy wyjściami. Zupełnie nie jest nauczony pewnych konwenasów, pytam go czy jedzie do rodziny na groby, nie bo mu się nie chce, to pytam w takim razie czy może pojedzie ze mną, nie bo u mnie jest "dom wariatów". To prawda moja matka jest dość specyficzna i panują w moim domu pewne reguły ale naprawdę idzie się przyzwyczaić, a mamy całe piętro dla siebie jak przyjedziemy i rodzice naprawdę nie wpieprzają się w nasz styl życia. To samo z wigilią, pytam co robimy w tym roku w święta, bo przecież wypada pojechać do mojej i jego rodziny, on nie wie, najchętniej by spędził święta z przyjaciółmi albo w ogóle we dwójkę. Fajna perspektywa też bym tak chciała, ale po pierwsze nasi przyjaciele jadą do domu na święta, a oprócz tego oboje mamy samotnych starszych rodziców, przecież ich nie zostawimy. On nie jest nauczony podstawowych rzeczy, ok. zdarza się, ale nie da się ich też nauczyć. Kolejna sprawa, tzw. życie towarzyskie. On wie, że ja żyję jeśli "przeżywam" różne rzeczy, inaczej jestem nieszczęśliwa i wszystkiego mi się odechciewa. Tak jak napisałam nie muszę być co weekend w klubie i co piątek w kinie. Jednak on mógłby nie wychodzić w ogóle z domu! I nie piszcie, że wiedziałam co brałam bo nie wiedziałam! Na początku zachowywał się zupełnie inaczej, nie był oczywiście tak otwarty jak ja, ale przez pierwsze 4 miesiące, wychodziliśmy non stop! Codziennie kino, knajpa, kawiarnia, kolacja itd. A mieliśmy gorszą sytuacje finansową niż teraz, studiowaliśmy itd. Potem oczywiście to się zmniejszyło do rozsądnych rozmiarów, bo ja też nie miałam ochoty tyle wychodzić do miasta. A teraz od pół roku prawie nic! Do kina nie pójdziemy, bo na większość filmów "nie opłaca się iść do kina". A ja bardzo lubię, kiedyś potrafiłam chodzić czasem nawet 2-3 razy w tygodniu. Na kolacje nie pójdziemy, bo "za dużo wydamy", na koncert nie, bo "on chodził jak był nastolatkiem a poza tym nie jest dla niego atrakcją chodzić na koncerty polskich gwiazd", do klubu nie "bo selekcja itd."(choć oboje oboje mamy odpowiednie stroje żeby nie mieć problemów z selekcją), a jak mówię, że przecież nie musimy iść do najmodniejszego klubu w mieście(choć miłoby było jakbyśmy od czasu do czasu do takiego też poszli) tylko możemy iść do jakieś mniejszego, fajnego, to nie, bo on nie będzie tańczył, bo tańczą geje. Pytam a dlaczego na początku związku ze mną tańczyłeś, to nie potrafi odpowiedzieć. Czasem dostajemy zaproszenia na różne "wydarzenia towarzyskie" niedostępne dla zwykłych śmiertelników, to też zamiast się ucieszyć, że możemy przeżyć coś czego jeszcze nie mieliśmy okazji zobaczyć, to on od razu niezadowolony. Mówię mu, powiedz mi szczerzę, że nie chcesz iść, to ja wezmę koleżankę, która z pocałowaniem ręki się ze mną wybierze. To on mówi, no przecież pójdę jak chcesz. To mnie się wszystkiego odechciewa. Nie wiem już co mam robić! Problemem nie jest zmęczenie, bo oboje mamy dużo wolnego czasu, nie jest też brak kasy, bo choć ostatnio trochę musieliśmy zacisnąć pasa, to zawsze na jedno wyjście gdzieś na tydzień się znajdzie. Nie jest też dostępność rozrywek, bo mieszkamy w Warszawie, gdzie wszystko jest pod ręką. Męczy mnie to strasznie i wpływa bardzo negatywnie na nasz związek. Oprócz tego mój mąż ma wiele zalet, wiem, że mnie kocha, ja go też. :) Ma też oczywiście kilka innych wad ale żadna nie wpływa tak niekorzystnie na nasz związek jak to! Dziękuje wszystkim, którzy dotrwali do końca. ;) Poradźcie coś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amilkaa
Wiem, że dużo czytania ale bardzo proszę doradźcie coś!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kataryna869
I to jest wlasnie jeden z wielu powodow przez ktore zerwalam z moim facetem. Wiem jakie to wkurzajace bo moj tez byl taki aspołeczny....nawet jak ja sie dobrze bawilam i patrzylam na jego mine..to czar pryskal. Jeszcze mogl wychodzic tylko ze mna, a jak juz mieli byc znajomi to wiecznie problem...Nie wiem co ci poradzic ja sobie z tym poradzic nie moglam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kataryna869
Podobny przypadek ma moja kolezanka, ktora jest juz mezatka ale w jej przypadku udalo sie cos ugrac. Facet tez byl typem samotnika i zle sie czul w towarzystwie, ale po pewnym czasie po prostu sie przyzwyczail do tego i nawet polubil towarzystwo rodziny i bliskich znajomych

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Może twój facet wpadł w depresję, albo chce się rozstać i chce żebyś powiedziała że masz już wszystkiego dość. Tylko nie nakręcaj się za bardzo to tylko przypuszczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Milejddi
Mam to samo. Tzn. w moim związku to ja jestem Twoim facetem. : ) Dokładnie to samo przechodzę z moim narzeczonym, on proponuje mi różne rozrywki, organizuje wyjścia, jakieś wycieczki, a wszystko co ja robię to jęczę, że mi się nie chce i ewentualnie daje się gdzieś zawieźć. Wiem, że dla niego to męczące. Jak chce iść do kina, to mówię że bez sensu bo są same głupoty, poza tym łatwiej ściągnąć film. Ostatnio zaprosił mnie do indyjskiej restauracji, nic nie zjedliśmy, a poszło na to 100 zł, no i (mimo że mamy pieniądze) cały czas potem gadałam, że się nie opłaca, że trzeba było zjeść w domu etc. On mi mówił, żeby nie patrzeć na kasę i czasem po prostu zrobić sobie dobrze. : ) Mam parę przyjaciółek i wszystkie je uwielbiam, ale głównie przez telefon albo przez skype. Jak chcą gdzieś iść: kawiarnia, teatr, to jestem ciężko chora, tak mi się nie chce. Ostatnio przyjaciółka zaprosiła mnie do teatru i cały tydzień jęczałam narzeczonemu, że "ojej, muszę iść", "ech szykować się" etc. Mogłabym długo tak się rozpisywać. Nie wiem z czego to wynika, bo zwykle jak już wrócę ze spotkania z kimś, z teatru etc. to czuję się świetnie. Kiedyś nawet wpadłam w taki ciąg wychodzenia z domu, ale szybko mi przeszło. Może to chodzi o to, że byłam w liceum otyła i nie wychodziłam z domu (poza szkołą), wstydziłam się i bałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dfghjdfghjdfghjklsdfg
a czy chcialabys by byl bardzo towardzyski kazdy facet po malzenstwie wsadza penisa w inna dziure sekretateke czy tam kogos to normalka na zone wybiera sie naiewne baby by moc to robic a tymczasem naiwna zona spodnie upierze http://www.youtube.com/watch?v=yxRUivXWv2g

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×