Zwiazek partnerski czy darmowa posługaczka?

Moja koleżanka od 15 lat funkcjonuje w zwiazku partnerskim. Jak do tej pory nie zaproponował jej małzeństwa, na który zapewne liczyła, chociaż przed nami udaje że jest inaczej. Widać że nie jest szczęsliwa kiedy jesteśmy same chociaż oficjalnie uchodzą za udaną pare. Oboje maja dzieci z poprzednich związków, które maja własne rodziny. Mają wspólny dom i są współwłascicielami, ale jak do tej pory to ona prała, gotowała sprzatała, podawała, podejmowała gości i co najgorsz utrzymywała dom bo on swoje pieniądze lokował w swoje dzieci. Od niedawna daje jej marny 1000, a reszte łozy nadal ona, nie muszę dodawać że troi się i dwoi aby wieść życie na poziomie. Dopiero teraz sie okazało, co z niego za ziółko było przez te 15 lat, kiedy poszedł do szpitala, ona go zawiozła jak zawsze wyposazyła we wszystko, a on beszczelnie upowaznił syna do wiedzy n/t choroby. Poczuła się upokożona, dotknięta i dlatego powiedziała nam swoim przyjaciólkom jak wyglądalo jej niby " cudowne" życie na pokaz . Sadzimy,że dogłębnie ja to posunięcie partnera dotknęło i straciła do niego zaufanie. Jest zdruzgotana jak ma postapić jak możemy jej pomóc by nie czuła się jeszcze bardziej upokożona i wykorzystana przez tego łajdaka. Dla nas jej przyjaciółek jest draniem w białych rekawiczkach, takim co ranki nie zrobi , a krew wypije, poradżcie proszę i wypowiedzcie się kolezanki może przejrzy na oczy i się ocknie, przecież zasługuje na naprawde godziwe życie, a nie na życie z łajdakiem.

Lepiej niech z nim zerwie, skoro dała by radę żyć sama to chyba nie ma problemu:) Będzie jej lżej

Też tak myslę ale nie ma odwagi i siły tego zrobić myslę że powinna postawić jakies warunki skoro łaczy ich wspólny dorobek i majatek. Co o tym myślisz?