Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

ophir94

Nie wytrzymuję psychicznie ze swoją rodziną

Polecane posty

Podobno z rodzinką to się dobrze wychodzi tylko na zdjęciach i to najwyraźniej jest prawda. Ze swoją nie wytrzymuję już psychicznie i czuję, że jeszcze trochę, a będą mnie mogli w jakimś psychiatryku zamknąć. Po pierwsze ojciec - pijaczyna i alkoholik który nie widzi swojej choroby, nieustannie gnoi matkę i czasami moje siostry, a jak potem trzeźwieje to ani słowa przeprosin nie powie, zachowuje się po prostu jak gdyby nigdy nic i wielkiego aniołka zgrywa. Matka zachowuje się jak kukła do pomiatania wobec niego, zero asertywności, nic mu nie powie, pozwala sobą gardzić i tyle, a jak już emocje opadną i jest po awanturze to trzeźwemu już ojcu serwuje obiadki, rzeczy układa, wszystko dla niego robi. A on w przeszłości wyzywał ją, że jak ona wygląda, że jakie zęby ma straszne, a teraz że nic nie umie, męczy ją psychicznie. W obecności rodziny sobie też pozwala, publicznie po alkoholu wyzywa ją od najgorszych, moją siostrę też kiedyś od szmat wyzwał, mnie mało nie pobił, ale wszystko to uchodzi mu na sucho i tylko ja i moja druga siostra najwyraźniej chowamy do niego urazy. On po wytrzeźwieniu wraz z matką i o dziwo moją siostrą, którą wyzywał, ma pretensje, że dzieci z nim nie rozmawiają i że nic o nim nie wiedzą. To jest chore! Matka łagodna i potulna nie tylko wobec ojca, ale też i ów siostry, a wobec pozostałych dzieci szybko traci nerwy i wydziera się do nas na całą ulicę, mnie czasami nawet szarpie. Tą moją siostrę, jej oczko w głowie, traktuje jak dziecko, bo moja siostra uchodzi za taką biedulkę która powoli się starzeje, a ciągle mieszka z nami, nie wie co z życiem zrobić i nawet na studia jeszcze nie poszła. Broń Boże, żebyśmy z drugą siostrą nie powiedzieli na tą biedaczkę słowa, lub na ojca, bo nas matka chyba pobije za to. Wystarczy słowo za dużo, a matka od razu wstaje, podnosi głos i wymachuje rękoma nad tobą, całkowicie traci panowanie. Ta moja siostra wcale święta nie jest, bo udaje takiego aniołka przed matką, ale na osobności pokazuje na co ją stać. Gnębi mnie i drugą siostrę, wywołuje awantury, oczywiście zawsze wszystko przekształca w oczach matki i wychodzi na to, że to ja z siostrą ją torturujemy, a przecież my chcemy z nią tylko porozmawiać i mieć jakiś kontakt! Ona wszystko bierze za atak na swoją osobę i jeśli człowiek chce mieć spokój to po prostu musi ją omijać szerokim łukiem przez cały dzień, a jak to się skończy? Zerwaniem wszelkiego kontaktu w przyszłości? Siostra nieustannie knuje i doprowadza do tego, że wszyscy mają mnie i moją drugą siostrę za wariatów, a ona jest święta. Ta moja druga siostra to jedyna w porządku osoba w całej rodzinie. Jest miła i słodka, człowiek ma z nią normalny kontakt i bardzo ją kocha, ale niestety ów siostra strasznie obawia się rodziny dlatego zrobi wszystko żeby nie podpaść drugiej siostrze i matce. Zwłaszcza dla tej pierwszej zrobi wszystko, bo jest przez siostrę kompletnie ignorowana i traktowana jak przedmiot i bardzo ją to boli. Tak więc ta moja druga siostra to jedyna osoba w rodzinie na której mogę polegać, ale jest całkowicice podporządkowana matce i siostrze, przynajmniej wobec ojca stoi po mojej stronie, ale jeśli powie na niego słowo obrywa jej się od matki. Ja sam już w tej rodzinie nie wytrzymuję, wszyscy doprowadzają mnie do szału i coraz częściej przez nich tracę panowanie nad sobą i też krzyczę i wyzywam, ale czuję po prostu że jeśli nie będę się bronił to skończę tak jak ta moja druga siostra... Nie wiem co by było rozwiązaniem, o wyprowadzce nie ma mowy, na razie jestem w drugiej liceum, ale nawet jak skończę szkołę to na studia nie ucieknę, bo nie mam gdzie się podziać, gdzie wyprowadzić, nie mam żadnych funduszy... Jest to kolejna sprawa, jesteśmy biedni, praktycznie nie mamy już niczego, ale rodzice nic z tym nie robią i im taka sytuacja chyba odpowiada. Ja mam wyższe ambicje, potrzebuję czegoś stabilnego, czegoś na czym mogę się oprzeć, jeśli nic się nie zmieni to po prostu tu chyba oszaleję i stracę zmysły. Na domiar złego to tak się na mnie odbija że praktycznie nie mam życia osobistego, przez to zero znajomych, przez rodzinę jestem wiecznie zamknięty w sobie i w szkole np. totalnie olewany, to mi tak uprzykrza poza-domowe życie że nie mam ochoty wracać do szkoły żeby znosić to wszystko przez kolejne siedem godzin dziennie, a z kolei przez to mam wielkie luki w nauce i obawiam się jak sobie poradzę z maturą. Ile mogę wytrzymać, tłumszony we własnym domu, czując się jak obcy wśród jakichś ludzi, którzy kompletnie nie potrafią zrobić porządek ze swoim życiem, bez znajomych, bez własnego życia, praktycznie nawet bez jednej osoby która wiedziałaby o mnie kim jestem, jaki jestem... Nie ma mowy żebym się poddał i podporządkował całej rodzinie, własne zdanie to jedyne co mi pozostało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vannilla
rozumiem Cię i współczuję:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rydylisek
Hmm,jednym slowem nie zazdroszcze.Mysle,ze trzeba cos zrobic,zglosic to,bo przeciez sa instytucje,ktore sie tym zajmuja.Nie wiem,ile masz lat,moze podjac prace i sie jak najszybciej wyniesc z patologii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×