Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość jak sobie radzić z uczuciami?

Zostałam wdową, mam żal do całego świata, jestem zła na dzieci :(

Polecane posty

Gość jak sobie radzić z uczuciami?

Mam 34lata, 3 dzieci w wieku 6lat i bliźniaki 2 latka. Na finanse nie naszekam,więc teoretycznie jeden problem z głowy. Ale i tak jestem ciągle wściekła na wszystko i wszystkich. Mam żal do dzieci-sama nie wiem o co. Byłam u kilku psychologów i oni zamiast mi jakoś pomoc to wymyślali jakieś głupoty :O Psychiatra dał mi leki,po których czułam się fatalnie, wylądowałam w szpitalu i tam lekarz zabronił mi je brac bo źle wpływają na serce :( Już nie wiem co robić. W pracy tęsknię za dziećmi,ale jak wracam do domu to jestem na nie wciąż zła :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
masz kogos do pomocy ? moze powinnas wyjsc do kina, na kawe itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jeśli to jest możliwe to znajdź sobie faceta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak sobie radzić z uczuciami?
Nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Do pomocy mam opiekunkę dzieci,która sama z siebie robi teraz w domu wszystko. Nawet miałam problem żeby dać jej podwyżkę,bo nie chciała. Tydzień po pogrzebie była u mnie mama,ale teraz ma swoje sprawy, pracę, swoje życie. Teściowa jak dzwoniła to ciągle płakała,więc już nawet telefonów od niej nie odbieram. Koleżanki? Żadna nie patrzy mi w oczy, nie wie co mówić. Więc raczej się mijamy. W pracy rozmowy służbowe, nikt przy mnie nie opowiada o urlopach czy wspólnych wyjściach do kina czy restauracji,żeby mnie nie urazić. I to mnie denerwuje,mowilam żeby mnie traktowali normalnie,ale oni wiedzą widać lepiej. Nikogo nie będę szukać. Nie mówię że nigdy nie związę się z nikim,ale na razie minęły dopiero 3 miesiace,to na pewno DUŻO za wcześnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No oc*piał ktoś, kobieta pisze, że została wdową i ma żal do świata, a tu ktoś pisze, że ma se faceta znaleźć. Tyle to podejrzewam ona sama sobie mogłaby powiedzieć, tylko że przypuszczam, że nie ma na to teraz ochoty. Nie wiem jak długo jesteś wdową i jak świeże to wszystko, ale ja myślę, że potrzeba ci chyba takiego seansu, na którym wygadasz się komuś, wypłaczesz, wykrzyczysz co cię boli, wszystkie pytania. Może zacznij pisać o uczuciach. To na jakiś czas zajmie czas i myśli, podziała jak autoterapia, na kartkę wylej całą żółć, krzywdy tym nikomu nie zrobisz, a część balastu gdzieś zrzucisz. Nie jest to idealna metoda, ale może troszkę ci pomoże. Nie wiem, w jakim stanie psychicznym jesteś, czy ktoś z rodziny ci pomaga na co dzień. Dzieci mogą drażnić, bo zapewne są chwile, że jesteś z dołku, chciałabyś położyć się i wyć, spać, zaszyć gdzieś w ciemnym kącie, a tu nie można, bo są te małe istotki, które ciebie potrzebują. Ojca już nie mają, ty musisz robić teraz za dwoje. To bardzo trudna rola. Może frustrować. 2 latek to maluch wymagający dużo uwagi, nawet w zabawie. Ja myślę, że ty jesteś skrajnie zmęczona tą sytuacją, że zostałaś sama i masz świadomość, że taki stan rzeczy się już nie zmieni, że możesz liczyć głównie na siebie, że twoje dzieci mogą liczyć wyłącznie na ciebie. Na tobie spoczywa odpowiedzialność za wszystko. Bardzo współczuję ci, nie wyobrażam sobie takiej tragedii. Normalnie jestem silną osobowością i daję radę sobie z trudnościami, ale nie wiem, czy utrata tak bliskiej osoby jak mąż i ojciec moich dzieci nie powaliłaby mnie na kolana. Nikt nie chce o tym się przekonać. Życzę ci dużo siły, pozornie te dzieci powinny być dla ciebie motorem do działania. Chyba po prostu musi minąć czasu tyle, ile musi. Ot i cała nie-filozofia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a dzieci moze cie draznia, bo same sobie nie radza z brakiem taty?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość KASIA9898
Powinnaś udać się jednak do porządnego psychiatry. Twoje zachowanie jest co najmniej dziwne, zwłaszcza Twój stosunek do dzieci... Dlaczego mają one cierpieć przez Twoje rozchwianie emocjonalne, wpływa to niekorzystnie na ich rozwój. One i tak są w trudnej sytuacji, przecież straciły tatę. Kobieto w takiej sytuacji powinnaś skoncentrować się na dzieciach a nie wyżywać się na nich!!! Powinnaś zapewnić im poczucie bezpieczeństwa, otoczyć miłością a Ty zachowujesz się jak rozkapryszona dziewczynka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też jestem wdowa
4 lata temu pochowałam męża.ja miałam 36 lat on 40.Zostałam z dwójką dzieci w wieku 16 i 17 lat,z renta 1000 zł i moją wypłatą 1000 zł. Na znajomych nie licz,mi tez dużo obiecywali a potem okazało sie ze jestem zagrożeniem dla ich związków,została garstka prawdziwych przyjaciół. Każde z nas (dzieci i ja) śmierć przeżyło na swój sposób,żadne rady ci nie pomogą,musisz sama sie z tym uporać bo każdy ma inny sposób..rok póżniej pochowałam tate wiec jeszcze musiałam mamie pomóc i ja wspierać,Teraz obie wdowy jesteśmy... Mi sie życie ułożyło w ciągu tych 4 lat,wiec na dzień dzisiejszy mam nowe zycie,ale 1 rok był straszny.Dzieci mi nie za bardzo pomagały bo z racji wieku każde miało swoje sprawy i właściwie zostawili mnie z tym sama a czasami mi kłopotów dodali:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O widzę rozminęły się nasze posty. To świeże wszystko. Wiesz, postaraj się zrozumieć motywy otoczenia, które przy tobie nie chce mówić o normalnym życiu. Boją się wymawiać słowa kojarzone z pełną rodziną, nikt nie chce być przyczyną tego, że nagle w kącie zaczniesz płakać. To, że prosisz ich o normalne rozmowy, nie znaczy, ze im łatwo to przychodzi. Wiesz, to nie porównywalne w żaden sposób, ale mam koleżankę, która pierwsze dziecko musiała urodzić tuż po badaniu połówkowym, a raczej trzech. Pierwsze wykazało, że dziecko ma wadę genetyczną, nerki były gigantyczne, zajmowały całą jamę brzuszną, przesunęły wszystkie inne narządy ku górze, maluch nie siusiał, nie było prawie wód. Kolejnych trzech lekarzy potwierdziło stan dziecka i każdy powiedział, że o ile dziecko dożyje do porodu, to po nim niestety i tak umrze, że to poważna wada, jeszcze gdyby to jedna nerka, ale obie miał. Urodziła dziecko. Ja się o tym dowiedziałam od ludzi. W sensie, że każdy pytał, czy słyszałam, że X poroniła. W szoku byłam. Potem ją spotkałam i ona sama spytała, czy słyszałam, więc powiedziałam, że "coś" słyszałam, ale nie wiem czy to prawdziwa wersja. Wtedy ona mi powiedziała, że indukowali poród, że zdecydowali się na to, bo dziecko i tak szans na przeżycie nie miało, a oni chcą mieć dzieciątko, więc chce jak najszybciej się pozbierać. Spytałam tylko, jak się czuje? Powiedziała, że narazie dobrze i najgorzej jest wieczorami, gdy siada i nie czuje w środku nic. To było świeże, chyba tydzień po całym zdarzeniu. Potem chyba miała małe załamanie. Ale prosiła, żeby normalnie z nią rozmawiać i nie unikać pytań, ze ona tego potrzebuje, żeby się wygadać. Potem za jakiś czas ja zaszłam w ciążę z drugim dzieckiem, jakoś się złożyło, że poszliśmy do nich w odwiedziny i .... nie powiedzieliśmy o tym, a był to 3 miesiąc już. Normalnie uwięzło mi w gardle, tym bardziej, że wiedziałam, że już się starają i nie wychodzi narazie (o drugie dziecko po tamtym porodzie). Także wiesz, to nie to samo, ale i tu strata i tu strata i mi - osobie z boku - ciężko było mówić o tym, co mogłoby wywołać łzy koleżanki. Chcieliśmy powiedzieć, ale ... no jak? Tu gadka, szmatka i mam ot tak powiedzieć, że drugie w drodze ... tak więc spróbuj nie denerwować się na tych ludzi, z czasem wróci norma, oni też muszą oswoić się, że życie - twoje życie - toczy się dalej. Daj czas im i sobie, nic na siłe nie przyspieszaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale mądra rada - idź do psychologa, czy psychiatry. Przecież chodziła. Ja myślę, że po prostu ten stan musi przeżyć, jest w żałobie, wszystko świeże i niestety nie da się na to poradzić wprost, ze lekarz pomoże. Guzik pomoże, bo z głowy myśli i uczuć nie wyjmie. Lekarz - dobry lekarz - powinien pomóc jej przejść przez to, razem z dziećmi. Może powinnaś na terapię chodzić z nimi? Maluchy niby nie rozumieją, ale gdzieś z ich życia zniknął człowiek, którego kojarzyły już dość dobrze. Nie sądzę, żeby była dobra rada na każdy stan. Nie ma. Musi minąć czas, ty musisz sobie z tym sama poradzić. I mówić głośno, co czujesz, jak chcesz wylać złość na dzieci, lepiej wyjdź do innego pomieszczenia, wyrycz się, daj upust emocjom. Na to nie ma rady, jak nauczyć się tego, że tylko upływający czas pomoże. Owszem, dzieci niczemu nie winne, ale nie można jej karcić, że w domu czuje, co czuje, gdy każdy jego kawałek, włącznie z dziećmi przypomina jej męża. Może nawiąż kontakt z kimś w podobnej sytuacji, popisz z tą osobą o tym, co czujesz, ona powie ci co ona czuła, jak sobie radziła z emocjami. Chyba taka osoba, ktora przeżyła to samo, byłaby najlepszym terapeutą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość KASIA9898
Jeżeli kochała męża to dzieci nie powinny je drażnić ale wywoływać ciepłe uczucia. Piszecie,ze psycholog jej nie pomoże, bzdura! Pomógłby jej przez to przejść. Dzieci tez potrzebują pomocy, zwłaszcza 6 latek jest w trudnej sytuacji, powinna pomysleć o tym a nie użalać się tylko nad sobą. Ona jest dorosła i nie radzi sobie z uczuciami a co dopiero dzieci?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też jestem wdowa
nigdy nie rozumiałam ludzi którzy nie byli w danej sytuacji a maja najwięcej do powiedzenia... jednemu pomoże psycholog,drugiemu rzucenie sie w wir pracy...jeden chce o tym mówic,drugi będzie to nosił w sobie... Autorka musi znależć swój sposób....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak sobie radzić z uczuciami?
A czy ja gdzieś napisałam,że krzyczę na dzieci lub się na nich wyładowuję? Po prostu jestem zła jak rozrabiają, biegają krzycząc i kłócą się. Syn chodzi do psychologa dziecięcego który twierdzi,że dobrze to zniósł. Bliźniaki nie zdają sobie w pełni sprawy co się stało. Mąż często wyjeżdżał i nie było go po kilka tygodni w domu,więc młodsze dzieci chyba jeszcze nie rozumieją że coś się zmieniło. Dziękuję bardzo za wyjaśnienie tego jak sprawa wygląda ze strony znajomych. Teraz widzę ich zachowanie trochę inaczej. W zasadzie raz tylko płakałam-jak się dowiedziałam. A tak to tłamszę uczucia gdzieś w sobie. Byłam u wszystkich prywatnych psychologów w mieście i u każdego wizyta wyglądała tak samo. Zero nawiązania kontaktu tylko takie książkowe postępowanie.A ja naprawdę szukam pomocy, chcę zapanować nad tą złością która we mnie jest. Wiem,że to jeden z etapów przeżywania straty i musi on po prostu minąć,ale chcę żeby u mnie już minął, nie chcę miesiącami chodzic wściekła. Dziękuję za cenne rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pod złością zwykle coś się kryje. Pewnie smutek, żal, lęk o to, jak sobie poradzić z samotnym wychowywaniem dzieci. Pozwól sobie na płacz, na strach, to złość minie prędzej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
musisz kogoś poznać bo inaczej zmarnujesz życie sobie i swoim dzieciom, taka prawda... teraz tego nie zobaczysz ale za 10 lat i owszem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też jestem wdowa
autorko minie,tyle że żaden ci nie powie kiedy...na pewno nie zaszkodzą ci ziółka uspakajające a tabletami sie nie faszeruj..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też jestem wdowa
gośc z 9.06...kobita 3 msc.temu pochowała męza!!przyjdzie czas na poznanie faceta,ale nic na siłe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tam wyżej i ja pisałam (o tej znajomej po stracie dziecka). Wiesz, ja nie mam pojęcia o twoich uczuciach, jak ktoś słusznie zauważył, bo nie byłam w takiej sytuacji. I przepraszam,że to mówię, mam nadzieję, że nie będę z oczywistych względów. Nikt nie chce. Ty też nie chciałaś. Dobrze ujęła to osoba powyżej, że pod tą złością kryją się wszystkie uczucia, jakie masz w sobie po stracie męża. Pozwól sobie na słabość, bo udając, że jesteś twarda tylko oszukujesz samą siebie. To może potęgować złość. Pozwól sobie na płacz, gadaj choćby do ścian, wypisz całą złość gdzieś na kartce, wyrzuć to wszystko, czego nie wyrzucasz teraz z siebie i co tłamsisz. To chyba jedna metoda, żeby drgnąć do przodu w tym stanie. Owszem, żałoba ma swoje etapy, ale chyba w jakiś sposób u ciebie to utknęło, nie idzie dalej i stąd ta cała frustracja i złość. Jesteś tylko i aż człowiekiem. Masz prawo do żalu i płaczu w tej sytuacji, do złości też, do wyładowania uczuć. Choćby na Bogu ducha winnej poduszce. Sama wiesz, co cię odpręża i powoduje, że chce ci się działać, iść naprzód. Postaraj się to zidentyfikować i zdecyduj, czy dasz radę już teraz, czy jeszcze musisz poczekać. Myślę jednak, że nie ma co przyspieszać tego procesu. Poradzisz sobie z emocjami, tylko ich nie tłamś. Wyrzucaj z siebie, rozmawiaj sama ze sobą, może masz kogoś bliskiego, koleżankę, do której mogłabyś tak wszystko co na wątrobie leży wywalić, wypłakać się, pomilczeć razem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
KASIA9898 Jeżeli kochała męża to dzieci nie powinny je drażnić ale wywoływać ciepłe uczucia. Piszecie,ze psycholog jej nie pomoże, bzdura! Pomógłby jej przez to przejść. Dzieci tez potrzebują pomocy, zwłaszcza 6 latek jest w trudnej sytuacji, powinna pomysleć o tym a nie użalać się tylko nad sobą. Ona jest dorosła i nie radzi sobie z uczuciami a co dopiero dzieci? Uwierz mi, ze niestety dzieci mogą wywoływać gdzieś żal. Owszem, to tak naprawdę najcenniejsze, co mąż jej zostawił, ale do tych uczuć trzeba dojść, ona go straciła, w nich widzi męża, wspomnienia, potem pewnie pojawia się uczucie pustki i poczucia, że nic nigdy nie będzie takie samo, że jakiś etap życia ma za sobą, mimo młodego wieku. A dzieci małe i wszystko przed nią i nimi - przedszkola, szkoły, komunie, egzaminy i tak dalej. To początek drogi, którą powinna mieć dane przejść z mężem, stało się inaczej. Dla przykładu podam historię innej znajomej. Dawno to było, może już i 18 lat temu. Jak to bywa, młoda dziewczyna i młody chłopak, fascynacja, miłość i niespodziewana ciąża. Wiadomo - rodzice organizują ślub i wesele. Wszystko jest, sukienka wisi w domu, przygotowania całą parą. Chłopak na kilka dni przed ślubem ginie w wypadku ... Zostaje dziewczyna w ciąży ... rodzi się dziecko. Gdyby nie rodzice, nie wiem, co z nią by było. Pomogli, ale dziecko jej przeszkadzało, gdzieś w głowie zaczęły rodzić się domysły, że gdyby nie ciąża, to nie byłoby akcji z weselem, ON nie wsiadłby wtedy na motor i żyłby ... gdybania. Dziecko zaczyna przeszkadzać. Tak,ona mi to wszystko opowiedziała, jak długie etapy przechodzenia przez tę żałobę miała. Wszystko było przed nią. Próbowała związać się z kimś, ale nie wyszło, skończyło się rozwodem, małżeństwo trwało krócej niż związek. Fakt, że ten jej nowy to głupek jakich mało, gbur i cham, aż dziwiłam się jej, ze z kimś takim się spotykała. Do dzisiaj jest sama. Poza tym epizodem z małżeństwem, nie było nikogo. Dzieciak już dorosły, pełnoletni. Widać po niej, że jest nie do końca szczęśliwa. I co takiej poradzić? Ona swoją miłość przeżyła, krótko, ma z niej pamiątkę w osobie syna. Kocha go, ale był moment, że jej przeszkadzał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Muśnięcie wiatru...
Myślę,że powinnaś faktycznie piać o emocjach.To lepsze niż prywatne wizyty u psychologów.Myślę, że coś już drgnęło u Ciebie, bo zaczynasz o tym mówić.Znajomi faktycznie nie wiedzą , jak się zachować, więc nie miej do nich żalu.Pisz choćby tu o tym ,co czujesz.............myślę, że z czasem będzie Ci łatwiej.Tylko kontakt z ludżmi uratuje Cię teraz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tutaj może ci tylko CZAS Czas leczy rany .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak sobie radzić z uczuciami?
Do gościa z 7.37, 7.49, 9.31 i jeszcze kilka innych wpisów jest tej osobie-bardzo dziękuję. Masz dużo empatii w sobie. Dziękuję za Twoje słowa. Podobnie dziękuję ja też jestem wdową i osobie muśnięcie wiatru. Faktycznie muszę to wszystko z siebie wyrzucić bo to mnie zabija. Starszy syn jest podobny do mnie,ale bliźniaki to cały Jarek. Ich gesty, miny. Jakbym go widziała. Do końca życia sobie nie wybaczę,że nawet się z nim nie pożegnałam,nie powiedziałam jak bardzo go kocham. Ot cześć, zadzwoń jak dojedziesz. A przecież tyle mu powinnam powiedzieć... Miał mieć urlop,ale kolega się rozchorował i musiał jechać. Wsiadł wieczorem w niedzielę w samochód i pojechał, w poniedziałek miał mieć od 8 zajęcia. Chciał jeszcze przejrzeć prezentację. O 21 powinien dzwonić. Nawet nie zauważyłam,że nie dzwonił, bo położyłam bliźniaki spać i wygłupiałam się z synem. Koło 22 zadzwonił dzwonek- w drzwiach stanął szef Jarka... chwilę potem przyjechali policjanci. Pierwsza myśl to chciałam umrzeć. Życie się skończyło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też jestem wdowa
autorko! nic sobie nie zarzucaj i nie wypominaj..tak sie stało i trudno...ja z moim meżem dzień przed jego śmiercia sie pokłóciłam,rano wyszłam do pracy obrażona a za dwie godziny dzieci zadzwoniły że coś z tata nie tak i chyba umiera(chorował na raka od 2 lat)..tez wiele rzeczy mu nie powiedziałam,mimo ze wiedziałam jak jest i jak sie to skończy to trudno mi było rozmawiac z nim o tym że trzeba sie pożegnac bo jutro możesz sie nie obudzić... Zanim dojechałam do domu a trwało to 1o minut on juz był w agonii... U mnie moja córka jest podonbna do meża,ale jak patrze na nią to przypomina mi sie mąż i nasze 20 lat życia i uśmiecham sie...kiedys każde wspomnienie to były łzy wywołane setkami pytań..jak sobie poradzę,co z nami będzie,co do garnka włożę,czy jeszcze ktoś mnie kiedyś przytuli,pocałuje,powie dobre słowo,czy moze będę zgorzkniałą stara wdową obwiniającą wszystkich o jego smierć... czas nie tyle goi rany bo niektórych sie nie da zagoić,on do tych ran przyzwyczaja.. Mam dzis nowe życie,nowego partnera,w brzuszku dzidziusia który sie lada dzień urodzi a i tak często o mężu myśle i go wspominam,ale nie obwiniam sie juz o nic ...tak miało być a życie toczy sie dalej..masz dzieci i dla nich żyj.. nie powiem ci że bedzie dobrze bo nie wiem jak sie twoje życie ułoży...ale z czasem będzie na pewno lepiej jeśli chodzi o psyche.. i rób to co ci pomoże ta tragedie przeżyc a nie to co wypada...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to ja jestem tą osobą, co wymieniłaś z godzin. Nie ma za co. Taka jestem, zawsze byłam wrażliwa na krzywdę innych, nie tylko ludzi. A poza tym lubię pomagać, wspierać słowem chociaż. Widzę, że się miotasz, że nie radzisz z własnymi emocjami. Wbrew pozorom myślę, że obecność dzieci w twoim życiu jednak ci pomaga, choć odczuwasz to inaczej. Teraz jest złość, przyjdzie czas na pozytywne emocje. Na złość też musisz sobie pozwolić. To zapewne jeden z etapów, które musisz przejść, żeby dojść do jakiejś równowagi. Każdy etap u różnych osób trwa różnie. Skoro nie czujesz, żeby pomagali ci fachowcy, do których chodziłaś, to nie chodź do nich. Może załóż bloga, gdzie będziesz pisała o tym , co przeżywasz, co czujesz, jak sobie radzisz z uczuciami, o każdym dołku i o każdym uśmiechu. Ludzie czytają blogi i myślę, że znajdziesz chyba większą pomoc i wsparcie u obcych, niż u najbliższego otoczenia, które cię zna bardzo dobrze i boi się pomóc, choć chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No mój mąż też dojeżdża do pracy i każdego dnia mam na uwadze, że niestety życie jest jakie jest, kr***e, nietrwałe. Teraz ma urlop, cieszę się, że jest w domu i nie jeździ. Najgorzej jest, gdy wiem, że powinien już być, a nie ma, ale boję się zadzwonić, żeby nie musiał odbierać, bo co jak jedzie, a telefon go rozproszy ... ma zestaw słuchawkowy i nie musiałby rąk angażować, ale jednak ... boję się i zwykle czekam. Na szczęście okazuje się zwykle, że z kimś się przy garażu zagadał. wdowo - dobrze, że stanęłaś na nogi i nic sobie nie wyrzucasz. Sprzeczki są elementem związku i nie raz tak było, że coś się dzieje po kłótni, bez rozmowy na zgodę. Druga strona czuje się potwornie, że choć złość była, to kocha drugą stronę i nie chciałaby jej krzywdy. Choroba, szczególnie śmiertelna przygotowuje psychikę na nieuniknione, ale tylko w materii tego, że to się wydarzy. Nigdy nie przygotuje na "lżejsze" zniesienie bólu po odejściu takiej osoby. Dobrze, że ułożyłaś sobie życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie mam pojęcia, dlaczego kaffe cenzuruje słowo k r ó t k i e ... ?:-o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×