Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość naomiclark

nie dogadujemy się kocham i nienawidzę

Polecane posty

Gość naomiclark

Z moją mamą kłótnie zaczęły się może 5 lat temu. od tamtej pory często się kłócimy. Obie jesteśmy wybuchowe, nerwowe, uparte.. Po latach widzę, że te problemy pojawiły się od czasu kiedy związała się moja mama z nowym mężczyzną. nie będę się rozpisywać, tylko napiszę w czym rzecz. Od tamtej pory zaczęły się również moje problemy z zaburzeniem odżywiania. a jak wiadomo, ta choroba skądś się bierze, i tym "skądś" jest on. Pierwsze spotkania nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia i się bałam, że będzie to samo co z moim ojcem, który był alkoholikiem. Bałam się. Wszystko było nie tak, z rąk mi "coś" po prostu uciekło, stąd chęć kontroli nad czymś.. stąd choroba. Zanim mamie o niej powiedziałam, minął rok. bałam się.. bałam się reakcji.. ale co najwazniejsze, nie chciałam widzieć tej "przejętej " miny mamy.. nie chcialam aby wiedziałam o tym, że ja cierpię i sama cierpiała. powiedziałam..jeździłyśmy po lekarzach, psychologach..spoko.. ten okres był trudny dla nas .. jeździłyśmy również na terapie aby poprawić nasze stosunki, bo chyba psych. doszła do wniosku, że to w tym sęk. ale niestety, kiedy zaczęły się rozmowy o Andrzeju (mamy facecie ) ona zrezygnowała..zaczęła się wycofywać. Miałam wrażenie, że po prostu uważała, iż zacznę gadać na niego bzdury, co są nieprawdą oczywiście.. Tak czy siak.. w tym okresie najtrudniejszym dla mnie.. wiecie czego mi brakowało???? Głupiego przytulenia!! Ani razu nie usłyszałam, że mnie kocha i że mogę na nią liczyć.. zresztą nie pamiętam, abym to kiedykolwiek usłyszała. Moja mama kocha mnie bardzo, ale nie okazuję tego. nie potrafi. choć u psychologa to było jasne powiedziane, to nawet nie starała się..nie usłyszałam tego samowolnie od niej od czasów choroby .. te wizyty męczyły mnie tez już powoli, bo miałam wrażenie, ze mam i tak w nic mi nie uwierzy, że uważała mnie za zazdrośnicę i to wszystko to fanaberie moje. Akceptuję to, że jest z kimś, chcę aby była szczęśliwa, ale dlaczego nie mogę się odezwać ani słowem o Andrzeju? cokolwiek powiem, nawet lekko skrytykuje to od razu widzę na jej twarzy złość. O byle co się kłócimy.. Ona nie umie ze mną rozmawiać. Nawet jak to piszę to czuję mocne kucie w sercu i łzy mi same spływają. od początku tego roku znowu choroba nasiliła się. Oczywiście ona nic nie wie.. Nawet jeśli w ciągu tych100-200 dni zauważyłaby coś, np. moje ciągłe huśtawki zachowań, nerwowość, to i tak nic nie powie. nie zapyta się.. ona nie potrafi ze mną rozmawiać. Kocham ją, ale tak dłużej nie mogę. Marzę o tym aby wyprowadzić się, uciec stąd. Tęskniłabym cholernie, ale pokazałabym jednocześnie, że sama sobie potrafię poradzić i jak bardzo rani mnie jej zachowanie. Męczę sie cholernie sama z moją chorobą, ale nie chcę aby ona wiedziała. I tak byłam sama, czy wiedziała czy też nie.. nie potrzebne mi jej wsparcie finansowe na lekarzy czy proszki. Potrzebna mi jej miłość, głupie przytulenie.tyle.. tego nie dostałam kiedy były te najgorsze dni.. dlatego nie ma sensu aby wiedziała.. nie chcę aby myślała o tym, martwiła się. Czyli wracam do punktu wyjścia. szkoda tylko, ze nigdy nie wyleczę się. dlaczego? bo nie dojdę do punktu wyjścia. Mama nie da sobie wmówić, że to ma związek z jej facetem. tylko mogłaby mnie znienawidzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×