rodzina narzeczonego traktuje mnie jak krowe dojna!

A raczej jego matka. Mam dobra prace i w zwiazku z tym pewne mozliwosci zalatwiania pracy innym. Juz zalatwilam jej i zaluje, ale trudno nie bede tego odkrecac niech ma kobiecina ta prace. Tylko ze ona by najchetniej chciala zebym pozalatwiala prace jeszcze jej 2 pozostalym synom, obaj safanduly nieradzace sobie w zyciu. Dalam do zrozumienia, ze zadnej pracy nie zalatwie i narazie jest spokoj. Tylko boje sie co to bedzie w przyszlosci bo ja zawsze bylam obrotna i potrafilam wiele osiagnac sama bez znajomosci, teraz zanosi sie na nowe sukcesy. Boje sie ze ta watacha juz zawsze bedzie probowala na mnie zerowac bo to takie niezdary zyciowe sa co tylko pomoz zalatw caly czas. Narzeczony, choc sam nie ma z nimi najlepszych stosunkow to jakby nie widzi problemu.

Ja bym otwarcie powiedziala, ze nie zalatwiam I prosze mnie o takie rzeczy nie prosic.Konsekwentnie, moze sie poobrazaja ale to nie Twoja wina.

ważne stanowisko i za grosz asertywności? powiedz im może dyplomatycznie że nie znasz nikogo kto szukałby osób o posiadanych przez szwagrów kwalifikacjach i zaletach (nie wnikając w zbędne szczegóły ;) )

Ja prawie "wzenilam sie" w taka rodzine.Mam pieniazki,wiec na okraglo oni mieli potrzeby.Przyszla tesciowa oczekiwala pozyczek w wys. nawet 8tys,a malo kto w rodzinie ma prace.Moj facet,a jej syn calymi miesiacami jadl u mnie obiady,kolacje,a nigdy nie kupil nawet natki pietruszki.Chociaz powiem Ci,ze gdybym mogla komus zalatwic prace/nawet obcemu/to bym zalatwila.Nic to Cie nie kosztuje,a dobrze dac komus przyslowiowa wedke,a nie tylko rybe.