Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Natostach

Depresja przedporodowa. Moja historia. Tak by się wygadać...

Polecane posty

Gość Natostach

Z góry zaznaczam, że tekst będzie należał do tych dłuższych i nie jest skierowany do osób, które w jakiś sposób gloryfikują stan ciąży nazywając go błogosławionym. Szukam tu chyba empatii, może kobiet, które przeżyły podobne emocje, ale na pewno nie zdań typu "jak zobaczysz maleństwo to od razu wszystko minie", albo "dziecko jest najważniejsze, przestań być egoistką". Chciałabym zaznaczyć również, że nie od zawsze w ciąży się tak czułam. Wszystko zaczęło się w trzecim trymestrze. Jakoś pod koniec 7 miesiąca, na początku 8. Ominęły mnie wymioty, dolegliwości z jakimi zazwyczaj borykają się ciężarne, z typowych objawów mogę jedynie wymienić palącą zgagę. Mam wrażenie, że niewiele miejsca poświęca się kobietom, które w ciąży przeżywają depresję. To moja psychika naprawdę ucierpiała przez ten stan. Nie jestem osobą samotną, pozbawioną przyjaciół, mam kochającego i naprawdę cudownego Męża, który stara się jak może, pracuje do późnego popołudnia, nie ocenia mnie i nie ma pretensji, kocha moje ciało mimo wszystkich negatywnych jego transformacji. Nie chcę rozmawiać z mamą bo należy do grupy osób rozhisteryzowanych, z wysokim ciśnieniem, wyolbrzymiających wszystko, nieśpiących w nocy. Myślę, że nie spotkałabym się ze zrozumieniem, bo wychowała 3 córki i nie wyobraża sobie by ciąża nie była najwspanialszym okresem w życiu kobiety. Zwyczajnie też nie chcę by się zamartwiała. Na wiadomość, że rozważam karmienie butelką (skoro już zapytała) warknęła "popełniasz błąd". Należy więc do grona terrorystek laktacyjnych i czuję, że będzie próbowała mnie pouczać w wielu innych kwestiach. Mam siostrę w Anglii, której nigdy nie zwierzałam się z osobistych spraw. Nie miałyśmy nie wiadomo jak bliskiego kontaktu nawet w Polsce, w domu. Po prostu mam głęboką potrzebę własnej przestrzeni w życiu, do której zagląda tylko mój Mąż. I to też nie zawsze. Teraz gdy oczekuję dziecka, coś jej się przestawiło i wypisuje na facebooku irytujące krótkie pytania typu "jak tam?","to już?", ciągle chce bym była na Skypie, ale ja zwyczajnie nie mam na to ochoty. Przy ostatniej naszej rozmowie stwierdziła, że się rozlałam na twarzy i jestem dzikuską, dokładnie tak mnie nazwała. Dzikuską bo nie gładzę się po brzuchu i wyglądam jakbym w ogóle się nie cieszyła. Wielkie dzięki, wiem o tym. Nie musisz mi tego powtarzać. Mam 25 lat i wiadomość o ciąży spadła na mnie nagle. 3 lata po ślubie, zdążyliśmy się z Mężem wyszaleć, podróżować, pić wino wieczorami do filmu. Chyba myślałam, że to niemożliwe by tak szybko się udało. Nasłuchałam się opowieści nawet w mojej rodzinie jak to ciężko zajść w ciążę, a nam udało się od razu. Nie minął nawet miesiąc? Śmiać się czy płakać? Zalałam się łzami, ale jakoś wszystko się uspokoiło. Potem pierwsze USG, znalezienie odpowiedniego lekarza prowadzącego, wizyta u bliskich z dobrą nowiną. Nigdy jakoś nie lgnęłam do dzieci. Nie lubię "dziamgania" nad kołyską, dotykania brzuszka, opowieści o kupkach. Z naszych znajomych jesteśmy pierwszą parą, która spodziewa się dziecka. Wszyscy trzymają kciuki i oczywiście pytają "czy to już". Dlaczego mnie to tak irytuje? O tym za chwilę. Cała moja ciąża przebiega bez komplikacji. Wszystkie badania zrobione, regularne wizyty u ginekologa, ktg super. Pracowałam do 8 miesiąca ciąży i poddałam się gdy nogi i kręgosłup zaczęły wysiadać. Uwielbiam swoją pracę, ale muszę wykonywać ją w pozycji stojącej więc od połowy marca zostałam praktycznie zmuszona przez Męża i współpracowników do zrobienia przerwy. Zostały mi spacery, które pokochałam. Długie, czasem w towarzystwie, czasem samotne. I wtedy się zaczęło. Od samego początku mój syn ułożony był miednicowo. Ostatnie badanie z początku kwietnia wykazało to również, kopanie na dole, ból miednicy momentami nie do zniesienia. Mój ginekolog od miesięcy szykował mnie na cesarskie cięcie. Powiedział, że będzie to cięcie elektywne na wybrany termin i godzinę, że tak późno (39 tydzień ciąży) on już się nie obróci w moim przypadku, że ciąża jest donoszona i najlepiej by zabieg przeprowadzić tydzień przed terminem naturalnego porodu. Umówiony zabieg na początku mnie przerażał, ale zaakceptowałam to i nawet cieszyłam się, że ominie mnie ból związany z porodem naturalnym. Wiem, że to operacja, że będzie blizna, że będę dłużej dochodziła do siebie. Zapanował jednak taki spokój. Umówionego dnia znaleźliśmy się w szpitalu. Skrzynka smsowa pełna była krzepiących wiadomości: "Czekamy na Mikołaja" (takie właśnie imię wybraliśmy), "wszystko będzie dobrze". To był wielki dzień. Mąż też bardzo się denerwował. Wszystko, co nieznane zawsze jest trudne, w jakiś sposób przeraża. Pojechaliśmy taksówką z samego rana do wybranego szpitala za miastem. Mieliśmy mieć nasze dziecko, uczyć się opieki nad nim, uczyć się mądrego rodzicielstwa, próbować budować życie już w trójkę. Szpital tamgo dnia nie był przyjazny. Durne odsyłanie z kąta w kąt, z pokoju do pokoju, długi wywiad i oschła pielęgniarka. Mąż w zatłoczonej poczekalni z wielką, wypchaną po brzegi torbą. Nie wpuścili Go nawet na ktg, by mi towarzyszył. Okazało się, że pokój przejściowy, gdy ja leżę badają inne pacjentki. Ostatnie czego chciałam to słuchanie prywatnych historii starszej kobiety. Dowiedziałam się, że ma astmę, że straciła męża, że poroniła ciążę w młodym wieku, że ma problemy z nietrzymaniem moczu. Same intymne wyznania. Przypuszczam, że też nie czuła się komfortowo i w jakiś sposób zostało złamane prawo do intymności. Starałam się myśleć tylko o tym, że zaraz wezwą mnie na salę operacyjną. Tak się nie stało. Mojemu mężowi nikt nie powiedział nawet gdzie mnie zabierają i skołowany siedział dalej z tą torbą. Tłum ludzi, bagatelizowano wszystkie Jego pytania. Nikt Go o niczym nie informował. I wtedy coś się dla nas skończyło. USG wykazało, że dziecko się od tak przewróciło, że cesarskiego cięcia nie będzie, że mamy wracać do domu. Odwróciłam głowę w stronę okna i łzy same mi popłynęły. Co ja mam powiedzieć Mężowi? Jak to się obróciło? W 39 tygodniu, jeszcze chwilę temu było inaczej, czemu nic nie czułam? Przecież mój ginekolog wysłał mnie na cięcie. Co teraz? Dowiedziałam się tylko, że jestem za bardzo zestresowana, nie dano mi czasu na jakąkolwiek reakcję. Won ze szpitala. Jesteś młoda, zadajesz za dużo pytań, histeryzujesz. To było tydzień temu. Czułam się infantylizowana, totalnie zlekceważona, nie pokazano mi nawet dokładnie gdzie są nogi? Wpisano w kartę wypisu "położenie główkowe". Cały wieczór przepłakałam w ramionach Męża, wieczorem zrobił pyszny deser i kupił moją ulubioną colę, którą odstawiłam na długi czas, odbierałam telefony i wiadomości. "Jak to nie ma?", "Gdzie Mikołaj?", kretyńskie smsy typu "cha cha cha, ale mały ma poczucie humoru". A dla nas to był tragiczny dzień. Wróciliśmy we dwoje, bez dziecka, zszokowani tym, co się wydarzyło. I ten tydzień. 40 już tydzień mija. Miałam tak mało czasu. A teraz wiem, że jestem zmuszona rodzić naturalnie, w bólu. Kompletnie niegotowa na to psychicznie. Mam tylko jakieś nieregularne skurcze, nie odeszły wody. Ciąża ciągnie się w nieskończoność. Czekam na to, co nieuniknione. Uwięziona we własnym ciele. Nie mogę już patrzeć w lustro. Czuję się jak wieloryb, dziecko rośnie i nie wiem czy te 3,5 kg zdołam z siebie wypluć. Zaczęłam je traktować jak pasożyta, którego chce się pozbyć. Dziś mija termin naturalnego porodu i czuję, że każdy kolejny dzień mnie zabije. Mam tak porozciąganą skórę, że rozstępy i blizny szpecą moje ciało. Zawsze byłam szczupła i skóra po prostu nie wytrzymała tego wiercenia i rozpychania. Od drugiego miesiąca ciąży regularnie stosowałam specyfiki na rozstępy. Również osławiony "Palmer's". Zużyłam 5 opakowań. Niestety nic to nie dało. Mam ochotę na siebie zwymiotować ilekroć patrzę w swoje odbicie. Boję się, że moja ciąża będzie trwać 42 tygodnie i w końcu wyląduję na patologii ciąży. Boję się wszystkiego, nie jestem gotowa rodzić naturalnie. To dziecko nie chce wyjść. Utknęło jakby na złość. I ze mną nie jest dobrze. Siedzę sama w domu. Mam dość filmów, czekania na Męża aż wróci z pracy, dość czterech ścian, dość rozpychania bo kopaniem tego nazwać nie mogę, nie chodzę na te cudowne spacery gdyż boli mnie mocno krocze. Czuję, że dziecko będę uczyła się kochać stopniowo, że ta miłość przyjdzie, ale na razie obwiniam je za wszystko, czuję złość i rozpacz. Sprzątam, robię przysiady żeby to jakoś przyspieszyć. Płaczę całymi dniami. Jeśli mam tak silne bóle miesiączkowe z powodu budowy macicy, że trzeba wzywać karetkę bo mdleję, jak mam przeżyć to wszystko? Pomaga wtedy tylko zastrzyk z ketanolu i jestem jak warzywo. U mnie w województwie nie podają nawet znieczulenia podczas porodu. Idiotyczne "ma boleć" z zasady. Czasem czuję do siebie odrazę z powodu tych myśli. Nie wiem czy ta ciąża kiedykolwiek się skończy. Nie mam już sił. I wiem, że to depresja, a nie stękanie nad losem. Nic mnie nie cieszy. Mam wrażenie, że to jakaś kara. Nic nie poszło zgodnie z planem, a teraz jakby całe życie mi się sypie. Patrzę na to puste łóżeczko każdego dnia, a Mąż czeka w pracy na wiadomość "zaczyna się, przyjeżdżaj". Niestety nic takiego napisać nie mogę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hmm wydaje mi sie po pierwsze, że Twoj stan wziął się z wielkiego rozczarowania, że dalej musisz sie męczyć jesli ktos obiecal Ci cc i to juz jakis czas temu. Czujesz sie oszukana i sprowadzona do roli przedmiotu, rozumiem Twoj frustracje. Dodatkowo, siedzisz sama i to pogłębia Twoj stan. Jednak mysle, ze to nie depresja i naprawde przejdzie Ci jak juz bedzie po wszystkim. Sprobuj nie myslec w ten sposob, ze ten porod to bedzie trauma dla Ciebie. Wiele aktywnych kobiet ( a Ty do takich nalezysz) maja latwy i szybki porod. Byc moze Twoj rowniez taki bedzie:) Dodatkowo nie bedziesz rozcinana i szybciej dojdziesz do siebie, Sprobuj widziec pozytywy. Niemniej jednak prawda jest, iz porodowki to dno i nierozumiem czemu tylko tam traktuje sie kobiety jak zwierzęta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lipcowa_mama
Poród to ruletka. Może być cięzki i bolesny, ale może być też szybki i niewiele bardziej bolesny od Twoich bóli miesiączkowych. Nie zakładaj, ze Tobie trafi się ta trudniejsza opcja. Niestety porodu CC nigdy nie można być pewnym. Sama znam kilka takich przypadków gdzie dziewczyny miały skierowania, akcja porodowa zaczęła się wcześniej niż umawiane zabiegi i lekarze odmówili wykonania cięcia, bo uznali, że przesłanki są zbyt błahe. Pomyśl co przeżyły temate kobiety, dowiedziały się o porodze SN kiedy ten już się zaczął. Ty masz chociaż czas na przygotowanie się psychiczne. Myślę, ze jak już będzie po wszystkim to popatrzysz na babki po CC i pomyślisz sobie "Kurde, jak ja się dobrze czuję. One przybite do łóżek na kilka dni, a ja mogłabym już wyjść do domu. Ja to dobrze, że los zdecydował za mnie". Tego Ci życzę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Uważam jak pierwszy gość. Wygląda to raczej na rozczarowanie z powodu zmiany o 180 stopni w postaci porodu sn. Jesteś zmęczona ciążą -wiele kobiet tak ma pod sam koniec ciąży, kiedy się liczy każdy dzień i czeka kiedy poród. To już jest bardzo blisko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wspolczuje Ci. Domyslam sie jak sie czulas. Nastawiona na cc,az ru nagle zmiana planow. Moze sprobuj powalczyc o to ciecie? Sprawdz w innym szpitalu. Ja w moim podpisalam oswiadczenie,ze nie wyrazam zgody na sn,konsekwencje przeprowadzenia cc biore na siebie i mialam ciecie w panstwowym szpitalu. za darmo. Moze w innych szpitalach tez to funkcjonuje tylko lekarze o tym nie informuja. Ja tez ciezko przezywalam ciaze. Koncowka najgorsza. Czlowiek czuje sie jak kaleka,wszusyko boli. Rozstepy... W nic sie nie mozna zmiescic. Nawet w buty... I nie. Jak zobaczysz Malenstwo to nic nie minie. Zalamka dopiero przyjdzie. Dziecko bedziesz kochac,ale bedziesz baardzo zmeczona. Ja od 2 mcy siedze zakiszona w domu,z dzieckiem przy piersi. Z jednej strony przeszlabym na mm,ale z drugiej mam wyrzuty sumienia. Nie wiem czemu. Z mezem od.porodu zyjemy jak pies z kotem. Nic mi nie pomaga. Musze sie prosic,zeby ponosil corke. Za 10min mi oddaje,bo "to ja jestem matka,a jego krew zalewa jak mala placze". Poczatki sa bardzo ciezkie. To szok. Chce sie uciec z domu. Ale uwierz,ze tego malego czlowieka sie kocha calym sercem. Czasem mam nerwy,ale za chwile mi przechodzi jak corka sie usmiechnie. Niestety po nardzinach dziecka nic juz nie kest tak jak bylo i nie mozna sie na to przygotowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czy to dziecko było w ogóle planowane ? Bo napisałaś początek tak dziwnie jakby troszke tak. Powiem ci szczerze że wszystkich dookoła oprócz meża tak opisujesz z jakimś takim negatywnym wydźwiękiem nawet jeśli zachowania mają całkiem normalne i życzliwe, że boję się ci cokolwiek napisać żebyś tego teź źle nie odebrała. Bardzo się doktoryzujesz nad każdym swoim odczuciem. Większość kobiet przyjęłaby wieść o powrocie do domu może nie z jakimś entuzjazmem ale też nie jakby się wydarzyła tragedia jakaś na miarę śmierci dziecka. I szczerze mówiąc jeśli już teraz tak się męczysz to aż strach myśleć co będzie jak dziecko się urodzi... bo po porodzie dojdzie masa 24-godzinnych obowiązków i nieprzespane noce. Wg mnie powinnaś była się bardzo solidnie, podwójnie albo potrójnie zabezpieczać jeśli traktujesz dziecko jak nieszczęście. Nie wiem co ci poradzić. Spróbuj sobie wyobrazić że jesteś na miejscu tego dziecka. Spróbuj sobie wyobrazić jak to mogło być kiedy ty byłaś niemowlęciem i mama była dla ciebie całym światem i oazą bezpieczeństwa. Jak bardzo potrzebowałaś wtedy miłości, bliskości tak samo jak dzisiaj zresztą, ale spróbuj sobie wyobrazić że dziecko też ma te same potrzeby i ty jesteś w stanie mu tą miłość swoją dać. Dziecko jest częścią ciebie samej, więc jeśli kochasz siebie to kochasz też istotę która jest przedłużeniem ciebie, zmaterializowaniem twojej miłości do męża. A mąż ten to rzeczywiście skarb. Mało kto by miał taką benedyktyńską cierpliwość. A może jakaś wizyta u psychologa ? Masz teraz czas na to żeby chociaż na jedną wizytę pójść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziewczyny wszystko raczej minie, za rok, wiem, ze to daleko popatrzycie na siebie inaczej, ale musicie cos zrobić w tym kierunku, zadbać o ciało, ćwiczyć, brzuch powinien wrócić do normy, rozstępy tak widoczne w ciaży będą niezauważalne, przynajmniej ja tak miałam po 2 ciąży z brzuchem wielkim i wielowodziem, mam brzuch okropny, ale mam to w przysłowiowej d***e ćwiczę, brzuch wisi, trudno, z czasem się poprawi i widać poprawę, a le trzeba o siebie zadbać autorko może poszukaj lekarza, który zrobi cc, moze wśród znajomych ktoś pomoze, takie czekanie też nie jest dobre, ja 3 dni po terminie miałąm zielonkawe wody, a dziecko infekcję, wiec nie ma co czekac a krocze? oj boli przy końcówce, wszystkie chyba to odczułyśmy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja ci autorko zazdroszcze że ty kochasz spacery. Ja nienawidzę spacerów a jak sie ma małe z dziecko to trzeba co dziennie spacerować

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko odezwij się proszę za rok. Bardzo jestem ciekawa jak wtedy będziesz postrzegać rzeczywistość, lepiej czy gorzej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja nie wiem skąd sie biorą kobiety/matki ktore zapewniają na swoich przykładach ze jak dadzą ci dziecko to wszystko minie/goowno prawda! Nic nie minie... Rozstępy sie nagle nie zejdą Kilogramy nagle nie spadną Mleko z piersi nie skończy wypływać Blizna po cc nie zejdzie Czucie brzucha nagle nie wróci Szwy nie przestaną ciagnąć Dziecko nie zniknie zeby matka mogła sie zając sobą Noce nie bedą przespane Wyjście z domu juz nie będzie takie proste A pozniej...pozniej jest troche inaczej tak ok 2r.z dziecka czy lepiej...nie wiem...ale zdecydowanie łatwiej Zatem nie zdecyduje sie na drugie dziecko, nie skarze sie znowu na taki los i swojego ciała, nie zaniedban córki bo będzie niemowlę, nie bede sie rozdwajala na placu zabaw i innych miejscach, nie dam sie znowu zamknąć w domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
15.05- ale chyba każda kobieta, która świadomie decyduje się na dziecko, wie że świat będzie wyglądał zupełnie inaczej, więc skąd potem zdziwienie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Twoje odczucia są normalne dosyć. Ja też zawsze byłam chuda, miałam piękny brzuch i pępek taki ładny "schowany". Tymczasem w ciąży brzuch urósł mi przeogromny, skóra piekła, myślałam że ekspludję, smarowanie kremami może coś pomaga ale jak brzuch jest ogromny i rośnie z dnia na dzień to żaden krem nie uratuje. Zniszczyło mi skórę, zniszczyło mi pępek. Ten dyskomfort też pamiętam, to liczenie kiedy to sie skończy i zgage też pamiętam, wymioty mnie jeszcze mordowały z początku, czekałam kiedy to sie skończy, poród to też składał sie z czekania kiedy to sie skończy. I skończyło się. Zaczęło coś innego. Czekam na twój topik z odczuć pierwszych tygodni z noworodkiem. Też będzie czekanie kiedy dziecko będzie przesypiać noce, kiedy miną kolki, kiedy minie ząbkowanie, kiedy przestanie robić w pieluchy. Chcesz to się wygadaj też, gwarantuje że będziesz miała też dużo pisaniny. Ale z tym brakiem miłości do dziecka to może nie będzie tak źle ? Może nawiążesz z nim więź. Może nie będzie tylko płaczu dziecka, ale bedzie też pierwsze spojrzenie w oczy, pierwszy uchwyt piąstki za twój palec, pierwszy uśmiech, pierwsze świadome podbiegnięcie dziecka do ciebie by cię przytulić. Trzymam kciuki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jesteś zmęczona, rozdrażniona, hormony szaleją. To wszystko norma. Ale Twój opis był tak mroczny, że w pewnym momencie myślałam, że dziecko umarło, a nie się obróciło. Dziewczyno, to jeszcze tylko kilka dni, a może nawet nie... Ciąża prawidłowa, dziecko zdrowe, wszystko jest w porządku! Jak nie masz siły spacerować to usiądź z książką na balkonie i przestań roztrząsać jak bardzo Ci źle! Dasz radę, wszystkie dajemy, w Twoim przypadku nie ma naprawdę niczego wyjątkowego, smutnego... Weź się w garść po prostu. A po porodzie naprawdę to wszystko o czym piszesz nie będzie miało znaczenia, bo zwyczajnie w końcu nie będziesz miała czasu na roztrząsanie swoich emocji (teraz masz go aż za dużo). Ja rozumiem Twoich znajomych któzry pisza z usmiechem że Ci maluch numer wywinął - bo to faktycznie tak było. Żadna tragedia się nie wydarzyła. Wiele dziewczyn spodziewa się porodu naturanego, a potem nagle ma cesarkę, albo odwrotnie. Trudno, miało być inaczej, ale u licha żaden dramat się nie wydarzył! Trzeba zaakceptować sytuację i już. A Ty piszesz o tym jak to z mężem wróciliście sami do domu, w sposób conajmniej tak dramatyczny, jak matki, których wcześniak zostaje w szpitalu i leży kilka miesięcy w inkubatorze i walczy o życie. No litości... Pomyśl, że to fajnie, że masz zainteresowanych przyjaciół, przeczytaj książkę, jak znajdziesz siły to umów się do fryzjera czy kosmetyczki, są też tacy, którzy przychodza do domu. Zrób coś fajnego. I czekaj. No i napisz za jakiś czas o nowych, mam nadzieję że bardziej pozytywnych odczuciach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"dziewczyny wszystko raczej minie, za rok, wiem, ze to daleko popatrzycie na siebie inaczej" No. Mój ma 2 lata, ale temat autorki troche mi przypomniał moją ciążę i poród. Jakby to powiedzieć, zgadzam się w dużej mierze. Po roku jest nadal cieżka praca ale zmienia ona swoje zabarwienie, ma już ona inny charakter i jest już ta stabilizacja, a jeszcze rok później już będzie komunikacja bardziej werbalna z dzieckiem i troche śmiesznych rzeczy jak to z dzieckiem. Dużo pieszczot, przytulania, dużo zabaw i żartów. Pewnie że człowiek marzy o czasie tylko dla siebie ale da się żyć. Ja do dziś pamiętam jak to było gdy koleżanka mi sie dawno temu pochwaliła że jest w ciąży, wtedy mnie to szokowało "jak to ? już ? w najlepszych latach życia?" Nie mam pojęcia kiedy to zleciało, po prostu czas sobie szedł i dziś jej dziecko jest już wczesną nastolatką. I u nas też tak będzie. Dzis dziecko bawiące się żółtą kaczuszką a jutro wejdzie przez drzwi piękny młodzieniec wyższy od nas. Głowa do góry autorko. Trzeba będzie zaciskać zęby ale przeleci szybko. Jeszcze będziesz zdziwiona faktem że dopiero co rodziłaś a tu już dziecko musi iść do przedszkola. Życzę ci powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
15:05 Oczywiście. I żyj jak uznasz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość truskawki
Współczuję Ci, że będziesz miała dziecko. Ja Cię rozumiem. Życie z samym mężem jest piękne, wolne. Dziecko to koniec wszystkiego. Nie chodzi tu o sposób urodzenia. To koniec życia. Kto tak ma ten zrozumie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Piszesz że obawiasz się że masz depresję. Cóż... Nie ukrywajmy że takie przypadki się nie zdarzają, że wszyscy po porodzie czują tylko miłość. W razie gdyby była depresja naprawdę to też dobrze napisać co wtedy. Jeśli masz podejrzenia depresji to po urodzeniu dziecka obserwuj siebie co będziesz czuć. Uprzedzam że po porodzie jest co tu dużo mówić hardcore, dlatego nie jest dobrze brać te pierwsze uczucia jako miarodajne, bo wtedy to każdy głupieje i jest w szoku spowodowanym porodem i nowym życiem z noworodkiem. Obserwuj siebie na przestrzeni kolejnych tygodni i miesięcy. Jeśli będziesz czuła instynkt chronienia dziecka to wszystko jest na dobrej drodze i będzie kierować sie ku dobremu. Jednak jeśliby upłynęło wiele miesięcy od porodu a ty nadal czułabyś sie okropnie jak zaraz po porodzie, jeśli czułabyś wewnętrzne rozbicie, poczucie że nie jesteś w stanie zajmować się dzieckiem, zdarzałoby ci się unikać dziecka gdy za tobą płacze, jeśli wreszcie miałabyś jakieś myśli które cię przerażają np. by zrobić krzywdę dziecku. To tutaj już nie ma żartów, nie ma miejsca na rady w stylu "weź sie w garść". Trzeba wtedy iść do psychologa po pilną konsultację, a w stanie zagrożenia do psychiatry aby przepisał ci leki przeciwdepresyjne. Bardzo ważny jest mąż. Jeśli masz jego wsparcie w trudnych chwilach to już jest połowa sukcesu, bo najgorzej to mają kobiety które są same w ciąży i samotne matki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jakbym czytała swoją historię. Z tą tylko różnicą, że ja nie miałam planowanego cc. Nie czułam wcale instynktu macierzyńskiego, poczułam go gdzieś dopiero w 5 m-cu życia syna. Przed porodem najbardziej w********y mnie teściowa (z którą mieszkamy) i szwagierka i te stwierdzenia "chyba opadł jej brzuch" ZA KAŻDYM P*********M RAZEM JAK BYŁY RAZEM i oraz regularne smsy od szwagierki w całym 9tym m-cu "jak się czujesz?" :-o :-o Przeprowadziłam się kilka m-cy przed porodem więc czułam ogromną tęsknotę za domem. Nie mogłam polubić teściowej więc czułam smutek i złość gdy musiałam ją poprosić byśmy razem pojechały po ubranka :( Zero wsparcia. Znikąd. Mama 250 km ode mnie :( Gdy po 12 godzinach porodu okazało się, że Mały źle się ustawił płakać mi się chciało ze szczęścia, że mnie biorą na cc i że się skończy ten potworny ból (którego do dziś pamiętam). Źle to wszystko wspominam. Teraz po prawie 6 latach czuję, że mogłabym drugi raz zostać matką :) Ale to dlatego, że pewnie czuję się w roli matki i że w końcu dotarłam się z teściową. Moja ciąża była wpadką. Byliśmy przed ślubem. I była wtedy (dla mnie) problemem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
15:38 Acha i co uważasz że autorka też tak będzie mieć jak ty miałaś. Jesteś wróżem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
drażniły regularne smsy od szwagierki w całym 9tym m-cu "jak się czujesz?" A kiedy indziej topiki zakładają z żalem "nawet nie zapytał, nie zapytała jak się czuję?" I bądź tu mądry

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja urodziłam 8miesięcy temu i czułam się tak jak Ty autorko i uwierz mi że po porodzie nic się nie zmieniło gdybym mogła cofnąć czas nigdy nie zdecydowalabym sie na dziecko. Nigdy juz dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja urodziłam 8miesięcy temu i czułam się tak jak Ty autorko i uwierz mi że po porodzie nic się nie zmieniło gdybym mogła cofnąć czas nigdy nie zdecydowalabym sie na dziecko. Nigdy juz dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziecko niszczy życie..bo to już nie życie, ale ciągłe martwienie się, latanie, zero przyjemności, tylko ciężka praca, zero miłości do męża, tylko dziecko, dziecko, dziecko..współczuję Ci głupoty że zmarnowałaś sobie życie. Ja nigdy nie dam się wrobić w takie uciemiężenie. Wolę miłość męża i cudowne życie z nim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem jak to było u innych ale ja po porodzie chciałam by mnie nikt nie odwiedzał, szczególnie koleżanki, wysłałam możliwie jak najdelikatniejszego smsa że chcę być z dzieckiem po prostu sama. Koleżanki stwierdziły że skoro tak piszę to najwyraźniej muszę mieć depresję poporodową i przypuściły szturm na mój dom. A ja tylko chciałam by mnie ktoś nie oglądał w stanie poporodowym uczącej się niemowlęcia gdyż było to dla mnie bardzo intymne. Byłam z powodu takich sytuacji podwójnie rozdrażniona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
15:57 Ale z ciebie idiotka. Idź sie zajmij swoim życiem a nie trujesz ludziom te swoje żałosne teksty. Chyba nie jest jednak tak cudownie z tobą skoro potrzebujesz dołować innych. Idź całować matke po stopach że sobie życie zniszczyła wychowując ciebie z miernym skutkiem jak widzę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Normalne. Moja szwagierka również odwiedziła mnie 30 min. po tym jak wróciliśmy do domu :-o A ja nim przyszła siedziałam na łóżku i patrzyłam na syna śpiącego w łóżeczku i ryczeć mi się chciało :-o Teściowa przyjechała z mężem jak wychodziliśmy ze szpitala. Byłam zła, że nawet w to musi się wtrącić, w tą chwilę gdy bardzo chciałam być z mężem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie dołuję a mówię prawdę..mam multum koleżanek które właśnie tymi słowami ostrzegły mnie przed `szczęściem` macierzyństwa i jestem im po stokroć wdzięczna:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A tak w ogóle to skoro nie masz i nie chcesz mieć dziecka to czemu zamiast zajmować sie swoimi pasjami wchodzisz na dział o ciążach i macierzyństwie. Coś jest ewidentnie z tobą nie tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:) na siłę próbujesz dorobić filozofię. Jak kiedyś się zorientujesz niektóre tematy wyskakują w `swieżych` z różnych działów. I rzeczywiście, nie ma pasji ten, co sobie siedzi w necie w drodze z pracy..oj kurko, wracaj do garów, bo zazdrość cię zeżre, że ja pomyślałam, a ty nie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×