Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

izabella1987

byłam tylko chwilową przygodą? Zabawką?

Polecane posty

Poznałam go w trudnym dla mnie momencie, kiedy mój wcześniejszy związek dogorywał, był na wyczerpaniu (albo raczej w rocznej stagnacji). Był moim fizjoterapeutą, z którym ze względu na dolegliwości związane ze złamaniem spotykałam się regularnie na masaże i ćwiczenia. Spotkania z nim nie były tylko kojące dla ciała ale i dla ducha. Wprowadził pewną świeżość do mojego życia i dużo radości, o której zupełnie zapomniałam.... Nie śmiałam zainicjować spotkania pierwsza, trzymałam się mocno w ryzach, nie przesyłałam żadnych sygnałów. On sam zaproponował wyjście do kina, później na kawę... Zaczęliśmy się w miarę regularnie spotykać poza gabinetem. W końcu nasze rozmowy przy kawie okraszone zostały sporą dawką namiętności... Wylądowaliśmy w łóżku.... Ale nie był to dla mnie seks dla seksu czy mówiąc ogólnie dla czystej przyjemności. Było w nim dużo ciepła, oddania, emocji.... Pierwszy raz zupełnie "zawierzyłam się" mężczyźnie - jakkolwiek to brzmi, być może obdarzyłam go bezgranicznym zaufaniem. Miałam wrażenie, że było w tym sporo uczucia.... Później nasze spotkania przybrały tylko taki charakter. Wydawało mi się, że to względnie normalne. Tłumaczyłam to tzw. chemią między nami, i tak jak napisałam wcześniej, to nie był dla mnie zwykły akt seksualny, ale coś dużo bardziej ważnego... Zauważyłam jednak, że spotkania odbywają się tylko wtedy kiedy on ma czas (jasne, jego praca jest czasochłonna ale ja też dużo pracuję), kiedy ja przykładowo nie mogłam się z nim spotkać, robił wyrzuty, mówił mi przykre rzeczy, że to nie ma sensu, że widocznie nie jesteśmy sobie pisani, etc. Nie mogłam tego zrozumieć, jego zachowanie wydawało mi się zupełnie nie proporcjonalne do okoliczności.... Na wiadomości odpisywał kiedy tylko chciał, niektóre moje pytania bagatelizował, omijał szerokim łukiem. Czasami na znak od niego musiałam czekać godzinami.... Kilka dni temu czekałam na jakiś kontakt (milczenie przez cały dzień), więc korzystając z wolnego wieczoru spotkałam się z moją koleżanką, on zadzwonił po 22-ej z propozycją spotkania. Powiedziałam szczerze, że jestem u koleżanki, ponieważ nie odzywał się długo i nie wiedziałam czy się spotkamy. Uznał, że jestem niedojrzała i cyniczna. Powiedział, że od początku nim manipuluję (zupełnie nie rozumiem na jakiej podstawie tak twierdzi), że pokazałam swoim zachowaniem, że ważniejsza jest dla mnie koleżanka.... Próbując z nim na spokojnie porozmawiać wytłumaczyłam mu sprawę z własnej perspektywy, on jak zwykle kategorycznie uznał, że to nie ma sensu.... Ale sprawa o wiele ważniejsza rozegrała się między czasie, towarzyszyły mi obawy, że mogę być w ciąży. O ile jestem już na takim etapie, że dziecko nie stanowiłoby problemu, o tyle ... kiedy zaczęłam obserwować jego reakcje byłam przerażona. Bałam się strasznie. Chcąc wykluczyć prawdopodobieństwo ciąży umówiłam się na wizytę do lekarza.... Po pierwsze, on nie poszedł ze mną, ponieważ był w pracy. Po drugie, poprosił bym wysłała mu sms-a z informacją czy "tak czy nie".... Siedziałam sama w poczekalni i najbardziej na świecie bałam się tego, że mogę być w ciąży. żałowałam, że postąpiłam tak nierozsądnie, nierozważnie... Cała sytuacja skończyła się "dobrze", ale ona nawet do mnie nie zadzwonił po, nie zapytał co u mnie, jak się czuję... Potrzebowałam jego wsparcia. Potrzebowałam go. Wysłał do mnie jakąś niezobowiązująca wiadomość, w której polecił mi film na wieczór..... Opadły mi ręce... Następnego dnia zero odzewu z jego strony. Napisałam w końcu, że chciałabym wiedzieć na czym stoję, że jestem nieco zdezorientowana. Odpisał - zupełnie olewając moje pytanie - że u niego fantastycznie, że jest obecnie na nartach i odezwie się do mnie za kilka dni.... Myślałam, że złe złości i smutku eksploduję.... Zapytałam krótko dlaczego nie powiedział o wyjeździe, zupełnie się do tego nie odniósł, znów lekceważąc pytanie. W końcu wyskrobałam wiadomość, w której napisałam, że jego zachowanie jasno wskazuje na totalną obojętność i ignorancję i że sprawia mi wielką przykrość. Odpisał jedynie: "Znam większych ignorantów"..... Potrzebowałam się wygadać, czuję się "wykorzystana", potraktowana jak zabawka, która się znudziła i można ją odstawić. Dlaczego on mnie tak traktuje? Do szału doprowadza mnie jego ton, w którym słychać: "mam Cię w d***e...". Czy robi to z premedytacją? Czy on w ogóle liczy się z moimi emocjami?.... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bardzo za nim tęsknie... Obiecywałam sobie, że nie napiszę, że mu nie odpiszę, ale nie potrafię.... Poradźcie coś.... Proszę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie przeczytałem,za długie ;) zieww

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przykre, współczuję Ci ogromnie. Tak, facet Cię wykorzystał i podejrzewam, ze nie byłaś jego pierwszą ''pacjentką'', która tak skończyła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko trafilas na sukinsyna ktory wykorzystal Cie ...zerwij z nim kontakt jak najszybciej..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×