Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Mam dom, firmę, pieniądze a nie jestem szczęśliwa. Proszę przeczytajcie

Polecane posty

Gość gość

Może opiszę sytuację. Mamy firmę, pieniądze, dom, rodzinę, kochane dziecko, ale nie jesteśmy szczęśliwi. Ciągła pogoń z czasem, z tysiącem różnych spraw związanych z firmą, i ciągłym przez to zmęczeniem. W pracy spędzamy po 10 godzin w biurze, a i w domu często trzeba poświęcić jakiś czas na sprawy firmy. Nie mamy tyle czasu dla siebie i dla dziecka ile byśmy chcieli, choć czas jaki mamy dla niego, staramy się wykorzystać jak najlepiej tj. zabawa, rozmowa, wspólne czynności (czy razem sprzątamy, czytamy itp.). Nie korzystamy z niań, sprzataczek itp. Parę godzin po szkole dziecko spędza u babci. Ogólnie rzecz biorąc powinniśmy się cieszyć, bo mamy dużo. Z tymże, to dużo okupione jest ogromną harówką od rana do wieczora. Ta sytuacja zaczęła nas uwierać i męczyć, co przesłania nam radość z tego co osiągnęliśmy. Pojawiła się myśl, żeby rzucić to wszystko i przeprowadzić się w dalsze rejony kraju, gdzie czas biegnie wolniej, a i ludzie mają czas na rozmowę i uśmiech.... Nasze mieszkanie i biuro zostałyby wynajęte, zatem mielibyśmy pieniądze żeby sobie tam spokojnie żyć. Nie należymy do osób, które lubują się w wydawaniu pieniędzy i czerpią z tego radość, zatem zakupy typu biżuterie, najnowsze smartfony, perfumy, tablety, gadżety nas nie dotyczą i nie interesują, więc możemy spokojnie żyć, bez spiny, że coś musimy mieć. Jedyne czego chcemy to spokój i spokojne życie. Chcemy mieć nieduży dom z obejściem, zwierzętami, owcami, kozami, kotem, psem. Swój ogród, swoje warzywa i owoce. Robić sery, wędliny. Obecnie to nas motywuje i nakręca, by pracować dla realizacji celu. W sumie już moglibyśmy rzucić wszystko i przeprowadzić się. Jest jednak jedno ALE. Strach. Boimy się rzucić "pewniaka", który przynosi comiesięczny dochód, ale też przynosi nerwy i brak radości życia. Boimy się, że to o czym marzymy okaże się utopią. Mąż zaczął marudzić, czy aby on się nie zanudzi, bo teraz pracuje po 10-12h na dobę. Moje marzenia sprowadza tym do parteru, że zaczęłam się sama zastanawiać, czy dobrze robimy chcąc to rzucić? Jednocześnie z miesiąca na miesiąc czuje, że dłużej nie dam rady tak żyć, w takim stresie i w takiej pogodni. Że zwariuje. Kilka razy miałam już atak okropnychy nerwobóli, które przypominają stan przedzawałowy. Mąż też nie jest okazem zdrowia. Kręcimy się w miejscu, nie mogąc podjąć decyzji. Co byście zrobiły na moim miejscu? Czy ktoś z was zmienił swoje życie? czy żałujecie czy jednak jesteście wreszcie szczęśliwi? czekam na wasze odpowiedzi i dziękuje za poświęcony czas ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie mozecie po prostu "zmniejszyc obrotow", zatrudnić ludzi? Mielibysci moze mniej kasy, ale więcej czasu dla siebie, no i zdrowie. I po co wam kozy i owce? O.o chcecie patrzeć na ich cierpienie i mordować?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wędliny robic bedziecie z kóz, czy z owiec? :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja siostra rzucila prace w Wawie i ze swoim mezem kupila stare siedlisko na Mazurach z zamiarem otwarcia agroturystyki. Zapierniczala cala dobe przy zwierzetach, dlonie miala jak robol i kasy ciagle bylo mało. W pewnym momencie nie mieli nawet na chleb. Wytrzymali 5 lst, wrocila do Warszawy, ma super prace, jest dyrektorem, zarabia kupe kasy i ma piekny dom. Wyglada teraz jsk milion dolarów. Z tym ze oni mieli marzenia i malutki kapital ns działalność, zaryzykowali, nie wyszło. Korzystajac z jej doswiadczenia , na Twoim miejscu zatrudnilabym kogos do pomocy w firmie i w ten sposob zyskala wiecej czasu dla rodziny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No dokładnie zgadzam sie z przedmówcą nie mozecie zatrudnic kogos, wziąć wspólnika, kogos kto przejąłby część obowiazków lub większość.Kupic domek spędzac tam weekendy święta i wakacje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zatrudnienie pracowników nie wchodzi w grę. Jest to branża niszowa. Samo zaznajomienie w temacie trwa min. rok, a i tak trzeba być cały czas na bieżąco. Mieliśmy kiedyś pracowników i to był okres straszny. Stres, nerwy, paradoksalnie dodatkowe obowiązki. W grę wchodzi albo zamknięcie firmy, albo prowadzenie i tkwienie w niej dalej. Owce i kozy, mielibyśmy dla mleka, nie zabiłabym swoich zwierząt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś czy udało im się otworzyć agroturystykę? co spowodowało, że nie mieli na chleb, brak klientów, czy jakieś inne rzeczy, zobowiązania? u nas jest inaczej, bo mielibysmy pieniądze z wynajmu co miesiąc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jakie piękne wyobrażenie życia w innym rejonie gdzie czas płynie wolniej! NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO! Wszedzie czas płynie tak samo, i mowa o odpoczynku na własnym gospodarstwie to jakaś mrzonka. Męczy was praca i to że po niej trzeba nadal coś tam popracować, a na wsi pracuje się cały czas, CAŁY!!! To tylko złudzenie że tak pięknie jest na wsi, własne zwierzęta, obejście, ogród warzywniak. Proponuję przed podjęciem tak drastycznych kroków wyjazd do jakiegoś gospodarstwa na wakacje które przedstawi Wam prawdziwe oblicze polskiej wsi, i ciężkiej pracy związanych z gospodarką wiejską. Przy okazji ukłony dla wszystkich rolników, tylko oni sami wiedzą jak ciężko pracują na to co mają, w świątek piątek czy niedziela. Szanujcie co macie a problem może leży całkowicie gdzie indziej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
prosicie o rade czy chcecie sie pochwalic.nie wspolczuje, a przyznam ze zazdroszcze.ile macie lat?pewnie tez bym sie chetnie zamienila....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
proszę o radę, niczym się nie chwale. Nie mam domu, nie mam auta z salonu, jeźdzę 12 letnim autem i mieszkam w ieszkaniu. Ciężko pracujemy i to też jest harówa od świtu praktycznie do nocy. Nie pisałam o rolnictwie, ale o kilku sztukach np. kóz, dla mleka tylko dla nas, a nie o rolnictwie szeroko pojętym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szanowna Pani, powiem krotko. Tak prosze zaryzykowac ispelnic swoje marzenia. Co wam po poczuciu tzw. bezpieczenistwa finansowego skoro czujecie ze sie dusicie. Zycie jest różne, zawsze mozecie wrocic do poprzedniego stanu jakby nie bylo tak jak sob ie wyobrazalas. Ale po stokroś tak! Zaryzykujcie by byc szczesliwymi! Nie zgadzam sie z kims wyzej ze nie ma miejsc gdzie czas plynie wolniej. Owszem sa to zalezy tylko od nas od tego czy pedzimy za kariera czy robimy to co kochamy. Spróbuj. Ja sprobowalam , zaryzykowalam, nie zarabiam polowy tego co wczesnmiej a jestem szczesliwa i spelniona:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś zaskoczę cię, jest ;) mieszkam w prężnie rozwijającym się mieście a także województwie, gdzie jest bardzo małe bezrobocie, jednak tempo życia jest tak duże, że nie ma czasu na życie :( Natomiast są rejony w tym kraju, gdzie jest inna mentalność, inna wartość życia samego w sobie. Ludzie są bardziej życzliwsi, cieplejsi nawet dla obcych, pomimo, że o wiele bardziej biedniejsi. Sporo podróżowałam to mam rozeznanie, i wiem, że są takie miejsca, gdzie sąsiad poda ci rękę, a nie będzie anonimowym nieznajomym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jesli macie odwage to probujecie, tylko ze trzeba byc w tym zgodnym, mowic jednym glosem Ja namawialam meza na powrot do kraju. TAM mielismy fajne wynajmowane mieszknie, bardzo ale to bardzo dobry miesieczny dochod, zycie na luzie, zadnych stresow. TU mamy malutenkie mieszkanie, wynajete bardzo drogie , stres zwiazny z praca czy waypali czy nie, wszystko zaczynamy od nowa. TAM bylismy sami i to bardzo mi przeszkadzalo, mezowi niekoniecznie. Wiec teraz wszystko jest na mnie, ze za bardzo naiskalam.Poki co jestesmy troche podlamani zmianami na gorsze, ale wciaz wierze ze nam sie uda stworzyc fajne zycie w Polsce Reasumujac , nie zaluje ze zamienilam lepsze zycia na tyci gorsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wiesz co ja tak zrobiłam przeprowadziłam się ze stolicy w góry :-) nie żałuję ani chwili :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
17:20 Nie bałaś się? Co kierowało tobą, że rzuciłas stolicę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pojawiła się myśl, żeby rzucić to wszystko i przeprowadzić się w dalsze rejony kraju, gdzie czas biegnie wolniej, a i ludzie mają czas na rozmowę i uśmiech.... Sorry, ale rozbawiło mnie to zdanie. Jaki region masz na myśli? Podkarpacie???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś gość dziś Natomiast są rejony w tym kraju, gdzie jest inna mentalność, inna wartość życia samego w sobie. Ludzie są bardziej życzliwsi, cieplejsi nawet dla obcych, pomimo, że o wiele bardziej biedniejsi. Sporo podróżowałam to mam rozeznanie, i wiem, że są takie miejsca, gdzie sąsiad poda ci rękę, a nie będzie anonimowym nieznajomym. Powiedz proszę gdzie są te rejony, potrzebuje spędzić w takim miejscu trochę czasu, aby naładować akumulatory i odzyskać wiarę w ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rejon Bieszczad np. Wetlina, żywiecczyzna, Beskid Niski i Wyspowy. Szukaj w tych rejonachach, ale wsie, nie miejscowości - w pierwszych dwóch wymienionych spotkałam w ciągu tygodnia więcej życzliwości i ciepła, niż w mojej miejscowości przez 5 lat. Omijaj Tatry i okolice Tatr, bo tam życzliwości jak na lekarstwo, chociaż zdarzają się małe wyjątki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
czas rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zgadzam się z autorką , w Bieszczadach jest inne życie, spokojniejsze i można naładować akumulatory.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też rzuciłam życie w Warszawie i wyjechałam na Mazury i nie żałuję :P Życie może nie płynie wolniej, bo próbujemy swoich sił w turystyce, ale zupełnie inaczej. Póki mieszkasz w dużym mieście nie wiesz ile na świecie może być uśmiechu, życzliwości i ludzkiej solidarności. Jeżeli macie gwarantowany jakiś dochód i niewygórowane potrzeby materialne to ryzykujcie, bo całe życie możecie żałować, że się nie odważyliście. Ja już nigdy nie wrócę do miasta ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bylam w Bieszczadach i potwierdzam , ze fajnie jest :) chociaż my byliśmy w październiku i było już bardzo zimno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie wiem co mną kierowało nerwica ,lęki ten wyścig szczurów nie wiem ja się w Warszawie urodziłam wychowywałam i w pewnym momencie nastąpił przesyt to nie byłam ja mój świat :-) nie żałuję to jedna z lepszych decyzji jakie podjęłam :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja też urodzona i wychowana w Warszawie i też stwierdziłam, że to nie mój świat i brakuje mi przestrzeni do życia :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko przypominasz mi siebie przed 3-4 lat. Wiem ze nikt tu nie uwierzy ze mozna zarabiac i siedziec na kafe ale i tak napisze co mi tam. Przez nadmiar pracy prawie sie rozwiodlam... bylam pracoholiczka i najdluzej zdarzalo mi sie pracowac po 18 godz na dobe!!! W koncu mąż postawił mi ultimatum- albo my albo praca. Wtedy zaczelam wiecej delegowac, postawilam duzo na outsourcing bo zatrudnianie mnie srednio bawi. Teraz mnie wszyscy obgaduja ze jestem leniwa bo mam pomoc domową i pracownicy "za mnie" pracują a ja siedze z dziecmi całe dnie w ogrodzie czy na placach zabaw. Oczywiscie jak tyrałam po 18 h to obgadywali mnie ze zimna karierowiczka :o autorko moze postaw tez mezowi ultimatum i przemyslcie jak naprawde mozecie sobie ulatwic. Wyjazd na wies i robienie serow jest glupi bo skad wiesz ze po miesiacu nie bedziesz miala dosyc? Obsluga zwierzynca to ciezka praca od ktorej nie ma urlopu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
' zwolnijcie tempo, obroty' zycia, jak to nie mozecie prtacowników zatrudnic, napewno duzo zarabiacie to zaróbcie połowe tyle ale zwolij obroty, chciałabym byc na twoim miejscu bo meza firma pomału zaczyna plajtowac a haruje od rana do nocy, mieszkam własnie na wsi, wcale zycie nie płynie wolniej, zato dzieci miescie mają lepij wiekszy dostep do rozrywek typu; basen kino itp. jezdzilismy zawsze na wakacje w gory, tam moze postawcie na jakies gospodarstwo agro .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko słusznie się obawiasz bo jak najbardziej może tak być że sie na wsi nie odnajdziecie ale nikt was tu nie zapewni o tym co macie robić. Ja np. mam tak że sama siebie nie jestem w stanie przewidzieć czy odnalazłabym się w życiu poza miastem więc tym bardziej nie będę przecież wiedzieć jak ktoś inny będzie to czuł. Z takimi przeprowadzkami jest jak z braniem ślubu. Można sobie wyobrazić świetlaną przyszłość z narzeczonym a kiedy sie człowiek dowie "z czym to się je" to doświadcza na co dzień takich bolączek których sie wcześniej nie spodziewał lub nie brał pod uwagę a po latach jak sobie przypomina jak to wyobrażał sobie sielskie życie to czuje tylko zażenowanie. A nie da sie zawiesić jakoś waszej działalności i zrobić eksperyment z możliwością powrotu w razie gdyby nie wyszło ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wiesz co wszystko da sie zrobic i zwolnić tempo i zatrudnic pracowników, wy sie oddalacie od siebie, stajecie sobie obcy i uciekacie obydwoje w prace, zwolnijecie zarabiajcie mniej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nam pomógł przypadek w oderwaniu się od "wyścigu szczurów". W 2007 roku zmarła babcia mojego męża mieszkająca na Mazurach. Do podziału zostało gospodarstwo rolne prawie 5 ha z zabudowaniami. Rodzinne przepychanki [teść i jego 2 siostry] trwały prawie 2 lata, wszyscy chcieli pieniądze, nikt nie chciał na tych włościach gospodarzyć. My w tym czasie mieliśmy dobre prace i płace, mieszkaliśmy i pracowaliśmy w Poznaniu, ale wiedzieliśmy, że praca. którą mamy jest nam dana tylko na czas, w którym będziemy efektywnie pracować. O mieszkanie nie martwiliśmy się, mieszkaliśmy u moich rodziców, stosunki z nimi mieliśmy dobre. Powiększenie rodziny? jakoś w tej sytuacji [praca z dojazdami po 10-12 godzin] było to nierealne. Do tego dochodził cholerny stres, aby się wykazać, bo chętnych na nasze miejsce było wielu. W pierwszym momencie, kiedy mąż zaproponował przeprowadzkę na Mazury, spłacenie dwóch sióstr ojca byłam załamana. Gdzie mam się przeprowadzić? w jakąś dzicz? a praca?, rozrywki? Ale pojechałam z mężem obejrzeć gospodarstwo, wyperswadować mu, że to nie tak miało wyglądać nasze życie. Nie wyperswadowałam, zakochałam się w tym cichym zakątku i postanowiłam uwierzyć mężowi, że wie co czyni. Zamieszkaliśmy, stworzyliśmy gospodarstwo agroturystyczne, pracy nie mamy mniej niż w mieście, ale spokojniej nasze dni mijają, a finanse, mimo początkowego spadku, obecnie całkiem przyzwoite są. I co najważniejsze jest czas na dzieci i dla dzieci. A sąsiedzi tu wcale nie głupsi, znany aktor, polityk, dwóch profesorów uniwersyteckich, celebrytka z pierwszych stron gazet i zwyczajni ludzie, którzy są więcej warci niż byli "przyjaciele" z korporacji. I ten widok na ośnieżony las, zwierzęta podchodzące do domostw, ogień w kominku i czas dla rodziny...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×