Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Natka606

Błagam o Waszą opinię!

Polecane posty

Witam, proszę jeszcze raz o szczere odpowiedzi. Potrzebuję pomocy, porady, chociażby mailowej. To zawsze lepsze niż nic, a poza tym nie mam za bardzo komu się wygadać. Podałam też ten temat w zakładce życia uczuciowego, lecz nie uzyskałam wielu odpowiedzi, a bardzo mi na nich zależy. Temat będzie dosyć długi, ale może ktoś zechce przeczytać i napisać chociaż kilka słów. Jakiś czas temu rozwalił się mój pięcioletni związek. Nigdy nie oceniałam kogoś po wykształceniu, dlatego nie obchodziło mnie, że ja mam wykształcenie wyższe, a mój wybranek dopiero będzie kończył liceum. U niego stało się tak przez błędy z przeszłości - rozwalona rodzina, brak zainteresowania ze strony rodziców. Jako nastolatek popadł w alkoholizm, narkotyki, potem doszło też do pobicia się z osoba ówczesnego pokroju, za co został ukarany na 9 miesięcy. Gdy go poznałam, już dawno nie miał tych kłopotów, był po terapii, chodził na mitingi grup AA. Moja rodzina też mu w pełni zaufała, chociaż obawiała się o mnie,o mój los. Nigdy nie zostałam przez niego uderzona czy upokorzona, pomagał mi i wspierał na duchu, a jest w czym, gdyż jestem epileptykiem. Mimo to podjęłam naukę na wymarzonych studiach, piszę różne rzeczy i przygotowuję maturzystów do egzaminów. Z tego po prostu żyję. Zaraz ktoś powie, że uczepiłam się go przez chorobę, ale to nieprawda. Dlaczego zakończył się mój związek? Bo on ciągle czegoś odmawiał - co miesiąc zmieniał pracę (bo tu jest nie taka atmosfera, bo tu mi się nie podoba, itp.) ze szkołą tez było ciężko, kilkukrotnie przesuwał termin jej rozpoczęcia, a większość prac zaliczeniowych pisałam mu ja. Pomagałam mu też w domu, z rodziną, upokarzałam się nawet przed jego ojcem, który zawsze miał go gdzieś. W listopadzie pracę załatwiła mu moja rodzina, gdyż nie chciał pracy fizycznej, a oni mieli możliwość załatwienia pracy biurowej. Po dwóch tygodniach, bez poinformowania mnie o tym, odszedł z pracy, bo.... mu się nie podobała,a przecież nie dostanie pracy nie wiadomo gdzie z wykształceniem gimnazjalnym... Uznał też, że woli jednak pracować fizycznie, czego już kompletnie nie rozumiem. Zawsze też zrzuca winę na rodzinę, że mu nie pomagała i dlatego on teraz za to wszystko płaci...Wtedy pokłóciliśmy się, jednak obiecał mi, że wróci do tej pracy i zostanie tam na okres szkoły. Niestety, po miesiącu zrobił ten sam numer i wtedy już nie wytrzymałam. Nie chciałam nawet rozmawiać, tylko po prostu go zostawiłam. Nie mogłam już dłużej tak żyć, zastanawiać się, co wymyśli następnego dnia, nie spałam przez to po nocach, a jeśli już, to bardzo niespokojnie, co przekładało się na moją chorobę. Czy dobrze zrobiłam? Co miałam jeszcze zrobić, żeby jemu wreszcie się podobało? Pomagałam mu w szkole, pracy, w domu, więc co jeszcze? Czy zrobiłybyście podobnie? Nie wiem, ale ja spaliłabym się ze wstydu, gdybym była facetem i kobieta wręcz błagała mnie z płaczem, żebym podjęła jakąkolwiek robotę, nie mówiąc o szkole. Dodam, że on niedługo skończy 30 lat, ja mam lat 27. Na koniec dostałam maila, że to moim wymogom nie można było sprostać i że to ja jestem winna. Właśnie dlatego zaczynam doszukiwać się winy w sobie, tylko...czy słusznie? Sądziłam, że doceni to, że ma normalną kobietę, która lubi poukładany dom, nie w głowie jej wieczne balangi, a przede wszystkim nie sprowadzi go znowu na złą drogę, tylko zaprowadzi na lepszą... Ale nie można przecież rzucać pracy co miesiąc...Ja znowu wściekam się, bo do pracy pójść nie mogę i tylko robię to, o czym wcześniej napisałam. Jemu znowu nie podoba się żadna praca... Twierdzi, że praca załatwiona przez rodzinę wiąże mu ręce, ale mimo wszystkich informacji o nim każdy chciał mu pomócsmutas.gif co sądzicie o sposobie, w jaki to się niestety stało? Po drugim okłamaniu mnie po prostu już nie miałam siły na rozmowę w cztery oczy. Tym bardziej, że zarzekał się w moim domu przy wszystkich, że do końca szkoły na pewno nie porzuci tej pracy. A była ona przyjemna, gdyż ma elastyczny grafik, nie wracałby zmachany po robicie, tylko siedziałby w cieplutkim pomieszczeniu, gdzie na dodatek pomagałby mu mój brat... Jeśli jednak po pięciu latach ktoś nadal postępuje tak samo... Ja pomagałam mu też finansowo, dawałam pieniądze na prawo jazdy, ale też go nie zdał... Dobrze chociaż, że był dobry pod innymi względami - nie bił mnie, nie krzyczał, ale na kłamstwach i ciągłym wybrzydzaniu nie potrafię żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojej olej go, z tego co piszesz jesteś na poziomie, co tam, że epilepsja, możesz to na pewno zataić na początkowym stadium związku, rozkochać w sobie faceta na poziomie, a potem Cię już chyba nie zostawi z takiego powodu, temu się po prostu nie chce. Niech sam sobie radzi w życiu, skoro nie skorzystał z pomocy, którą mu oferowałaś. Mogłabym nawet rzec- leń i obibok :( :O Zasługujesz na kogoś uczciwego i pracowitego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Natka606
Nigdy mnie nie bił, nie krytykował mojej choroby, ale to lenistwo i kłamstwa, szukanie we wszystkich winy nie jest na miejscu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×