Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o mężczyznach, z którymi byłam. Jeden flirtował z inną na GG, drugi-spotykał się w "szerszym gronie" (żeby nic się nie wydało i nie podpadło), kolejny: wolał moją koleżankę, niż mnie i to ją, koniec końców, wybrał. A ja? Ja byłam wierna, jak pies. Zero flirtów z innymi facetami (bo czułam, że zrobię coś złego, mocno krzywdzącego i nadwyrężającego naszą miłość), zero kontaktów ze starymi kumplami (bo byłam tak zapatrzona w mojego mężczyznę, że nikt do szczęścia nie był mi potrzebny). I to wszystko robiłam z własnej, nieprzymuszonej woli. No, i jak na tym wyszłam? Ano tak, że dziś jestem sama i chyba już tak będzie. Mam 25 lat i uważam, że wierność, lojalność, oddanie, szacunek oraz pewność jest w związku priorytetem. Ja te wszystkie cechy posiadałam (i posiadam je nadal), ale co to da, skoro inni mają je za nic? Na co mam oddawać siebie w stu procentach, skoro i tak to będzie wykorzystane przeciwko mnie? Co innego faceci myślą, a co innego robią, ot, taka jest prawda..