Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy to terror czy to faktycznie moja wina?

Polecane posty

Gość gość

Długo zwlekalam by napisać o tym na forum. Mój przypadek jest ciężki, albo może mi się tak wydaje. Potrzebuje... sama nie wiem czego. Czy rady, pomocy, czy po prostu muszę z kimś o tym porozmawiać. Żyje w związku z osobą która znam od dłuższego czasu. Wiedziałam że jest ciężkim charakterem ale nie aż tak. Przeprowadziłam się do Niej za granicę. W pewnym stopniu jestem na Jej utrzymaniu. Czasami mogę sobie coś dorobić i wtedy mam na podstawowe potrzeby. Jest to osoba mocno majetna przez co widać ze uważa że wolno jej więcej. Ale do sedna... wiecznie kłótnie i terror w domu. Wina zawsze spada na mnie. Sytuację kiedy karze mi leżeć w lozku (miałam mały problem z reka) ale wraca do domu i jest afera ze jest nieposprzatane choć chwile wcześniej pisała zebym nie wstawała z lozka. Afera na taką skalę ze zaczyna się nakręcaj. " Dlaczego jest tyle jedzenia poupychanego w lodówce? ! Dlaczego nic nie zrobione w domu?! Ze tak w ogóle to jedzenie się psuje bo nikt z domowników tego nie je!!!" . Kiedy próbuje się tłumaczyć wina i tak spada na mnie. Kiedy brak tej drugiej osobie argumentów... mówi "dobra nie chce mi się gadac". Jedno słowo potrafi ja wyprowadzić z równowagi a później jest lawina, wyzwiska. I wypominanie jakiegoś jednego zdarzenia. Ze generalnie to i tak wina leży po mojej stronie a Ona po prostu jest wymagająca. Oczywiście zdarzyło Jej się podnieść rękę. Kilkukrotnie. Ja oczywiście myślę że zasłużyłam na to bo zrobilam cos nie po jej myśli lub zapyskowalam. Nie mam prawa się odezwać. Nie mam prawa dyskutować. Ba. Nie mam prawa płakać bo przecież nic złego mi się nie dzieje.... nie wspomnę o tym ze wyjazdy do kraju itp odpadają. Nie mam znajomych. Przyjaciół. Najlepiej żebym z nikim nie pisała. I tak siedzę.... siedzę i myślę co dalej. Moj stan psychiczny był dosyć ciężki jeszcze zanim się związała x ta osoba. Ona o tym wiedziała. Myślałam nawet o jakimś szpitalu psychiatrycznym zeby dojść do siebie. Są momenty kiedy jest ok. Kiedy potrafi ze mną normalnie pogadać. Na początku związku nic takiego nie było. Chyba dopiero wtedy kiedy poczuła ze ja kocham i poczuła się pewnie. Nie wiem co robić. Mam wrażenie ze jestem w emocjonalnym więzieniu. Codziennie płacze i trzęse się kiedy podnosi głos bo nie wiem co tym razem nowego się wydarzy. Kiedy słyszę jak zaczyna się nakręcac dretwieje. Wiem, że to się źle skończy. Najgorsze jest to ze nigdy nie wiem o co tak naprawdę tym razem. Proszę Was o jakąś rade. Może któraś z Was miała tak samo. Może mi doradzić. Może jest na to jakiś sposób... boje się ze po prostu się wykoncze a sama nie wiem czy widać w tym jakakolwiek przyszłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak to niestety jest jak jedno pracuję,a drugie siedzi w domu.Mało to się związków posypało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Less by!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
niestety tak to jest gdy się jest od kogoś uzależnionym emocjonalnie lub materialnie i ta osoba o tym wie:o trudno w takich przypadkach o pozycję równorzędnego partnera

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Parę dni temu był tematy o męzatce i cichych dniach. Napisałam obszerny post, autorka nawet się nie odezwała.. Podejrzewam prowokację i dziwię się, że komuś chce się tworzyć takie historie. Po co i dla kogo? Dla pieniędzy? Pan Bóg dał wszystkim ludziom dwa uniwersalne narzędzia- rozum i wolną wolę. Proszę używać tych narzędzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie bardzo rozumiem o co chodzi..?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zakładając, że to nie jest prowokacją (wymyślona historia)... Autorka moze wybrac- tkwić w tym, co jest, lub odejść. Rozum powinien jej podpowiedziec, co jest dla niej lepsze. Uwiązana kajdankami nie jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja jestem autorka. Oczywiście, nie jestem uważana kajdankami. Tzn jestem, emocjonalnym. Jest mi ciężko odejść. To nie kwestia tego ze nie wiem jak sobie poradzę finansowo. po prostu nie wiem czy chce. Oczywiście ze czuje się nieszczęśliwa chwilami. Ale chwilami jesy dobrze. Problem w tym ze to są jak wspomniałam. Chwile. Napisałam post bo może ktoś był w podobnej sytuacji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nikt kto ma choc odrobine godnosci nie byl w takiej sytuacji, jasne?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×