Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Po jakim czasie według was najlepiej wziąć ślub?

Polecane posty

Gość gość

Jestem ciekawa waszego zdania, bo jak wiadomo, różnie z tym bywa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po 2-3 latach Ja brałam po 7 i nie było 'fajerwerkow' :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Minimum 2 lata, żeby spadły różowe okulary, i świadomie bez emocji pierwszego zakochania podjąć tą życiową decyzję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie ma czegoś takiego jak "po jakim czasie bierze się ślub", ślub bierze się wtedy kiedy nie ma się nawet cienia wątpliwości co do osoby z którą chcemy spędzić resztę życia, kiedy w pełni zaakceptujemy wszystkie wady partnera/partnerki i nie będziemy starali się go zmieniać, kiedy jesteśmy w pełni na to gotowi i kiedy zrozumiemy że małżeństwo to nie bajka, ale również obowiązki, wyrzeczenia i utrata wolności w pewnym stopniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
3 lata do min by kogos poznac, a slub to decyzja na zycie, wiec 5 lat min by byc pewnym ze nie popelnia sie bledu, fajerwerkow nie musi byc, bo one sa tylko podczas zauroczenia, a slub nie powinien byc wynikiem zauroczenia kims, tylko swiadoma, przemyslana decyzja, skoro mamy z kims spedzic 30 lat czy 50 to nie mozna brac slubu majac motylko w brzuchu a potem sie rozmowdzic jak to teraz dzieciaki robia. w wieku 20 lat zaciaza biora slub po roku a potem ciulaja i kloca cale zycie albo patola z tego jest

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
najlepiej to w ogole nie brac slubu tylko ew zyc na kocia lape.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zależy od pary. Są tacy, którzy będą chodzić 10 lat, żeby mieć pewność i tacy, którzy wezmą ślub po roku. Ja należę do tych drugich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Głupie myślenie, jakby ślub był jakimś kolejnym etapem znajomości, który jednocześnie ma być wyznacznikiem czyichś uczuć. To nie tak powinno wyglądać i nie na tym to chyba polega.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zależy od wieku w jakim ktoś się poznał i tego czy jest zdesperowany :P My się zebraliśmy po 9 latach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kiedy człowiek jest zakochany i hormony buzują, to nie problem wziąć ślub, problem zaczyna się wtedy kiedy to wszystko się uspokoi, kiedy pojawi się rutyna i wady partnera zaczynają być uciążliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blf
nigdy. Człowiek nie jest monogamistą. Na pewno co najmniej po 2-3 latach, gdy już na pewno mija chemiczne zatrucie mózgu (stan nazywany przez niektórych także "zakochaniem"). Ale i wtedy gwarancji nie ma. Takich historii są tysiące. Byliśmy z żoną niezwykle zakochani i wśród innych szeptów i wyznań powtarzaliśmy wpatrzeni sobie w oczy "to ty, to właśnie ty" - i oboje w to wierzyliśmy. Ślub wzięliśmy po roku. Że niby sprawdzone, bo mieszkaliśmy razem przez ten rok. Więc ślub niewiele zmienił, nic nie zmienił poza złotym kółkiem na palcu. Pierwszy kryzys przyszedł dokładnie wtedy gdy dopaminowa trucizna wypłukała się z mózgu. Po 3 latach. Przetrwaliśmy. Potem wypalenie, nic się wielkiego nie stało, nie było zdrad, przemocy, były wspólne pasje, przyjaźń. Po 18 latach się rozstajemy, tak naprawdę nie do końca wiadomo czemu, ale po próbach i walce, które niczego nie naprawiły. Żona jest pewna, że już nigdy nikomu nie powie że "póki śmierć nas nie rozłączy" i to jest niestety prawda. Ja może chciałbym móc komuś tak powiedzieć, ale widzę jak bardzo to bez sensu. Bo zmieniamy się. Nie na gorsze, na inne. Obietnica że się nie zmienimy przez - jeśli zdrowie pozwoli- 40 i więcej lat (!) - jest a priori sprzeczna w sobie, niemożliwa, nieważna tak naprawdę... To tak jakby przed urzędnikiem albo kapłanem dowolnej religii przysięgać, że 14 października 2032 roku nie będzie padać deszcz oraz że będę znał perfekcyjnie angielski, bo chcę.... Mając 26 lat i idąc bez wątpliwości przed ołtarz z kobietą która opuściła mnie po prawie 20 latach, myślałem że to oczywiste, że tak "trzeba", że to dobre dla dzieci....Tak, to dobre dla dzieci, w sensie bezpieczeństwa. Ale nie ma niczego na zawsze. Rozpadają się małżeństwa zawarte w wielkiej miłości, mało z tym- takie których życiowe priorytety były zgodne, ustalone i co gorsza- realizowane i nawet do czasu rozpadu się nie zmieniły (!!!!). A jednak to za mało by utrzymać więź małżeńską. Moja odpowiedź i rada: nigdy. To jest rada człowieka, który całe życie, radykalnie i najszczerzej, pragnął stabilizacji małżeńskiej, człowieka który nigdy nie zdradził żony i tak dalej. Nigdy. Bo za bardzo boli. Bo rozpoczynanie życia w punkcie ZERO, w wieku lat 45, jest niebotycznie ciężkie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zanim człowiek zdecyduje się na ślub, powinien usiąść i spokojnie, obiektywnie pomyśleć jak wyobraża sobie wspólne życie za lat 20. Bo większość niestety myśli że po ślubie nagle stanie się raj, że małżonków czekają podróże po świecie, życie pełne adrenaliny i ekscytacji, itp, itd... a później okazuje się że małżeństwo to rutyna, dom, praca, dzieci i tak przez lata. Najlepszy okres to pierwsze 2 lata chodzenia ze sobą, ekscytacja, pożądanie nie do opanowania, ciekawość tej drugiej osoby, poznawanie jej powoli, a później co? Związek z osobą którą doskonale znamy i która jest przewidywalna do bólu, z góry ustalone rytuały i monotonia dnia codziennego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gość dziś - no to ja chyba popełniłam gdzieś błąd, albo mam wróżkę chrzestną, bo moje małżeństwo tak nie wygląda. Co więcej, okres spotykania się przed ślubem wspominam kiepsko, takie szarpanie się bez możliwości normalnego życia i stabilizacji. Ale może to kwestia tego, że późno wychodziłam za mąż.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ale wy nudni wszyscy jesteście :) Tyle lat jestem z moim narzeczonym i jeszcze mi się nie znudził, chociaż pojawiła się rutyna. Lubię go jako człowieka, dalej mam tak, że przechodząc mam ochotę go złapać i pocałować, klepnąć w tyłek, poczochrać włosy. Jak wam się na co dzien nudzi to nie wina związku, a tego, że biorą w nim udział dwie marudne, nudne jak flaki z olejem osoby które liczyły na to, że związek zmieni ich beznadziejne życie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Haze dziś x Kwestia kto czego oczekuje po ślubie, niestety dziś większość osób szuka wrażeń, są przyzwyczajeni do częstych zmian, nowości, adrenaliny, ekscytacji... dla nich stabilizacja to nuda, bo ona faktycznie jest nudna jakby się temu głębiej przyjrzeć. Do małżeństwa trzeba dojrzeć i zrozumieć że dojrzałe życie nigdy nie będzie wyglądać tak jak za czasów bycia nastolatkiem, bo w dojrzałym życiu mamy obowiązki i musimy dbać również o innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie ma reguly. Wychodzilam za maz po 2,5roku znajomosci, rok po zareczynach. Obecnie 18 lat razem i kilka kryzysow za nami, nawet ostatni zeszloroczny bardzo ciezki mysle, ze tez jest w odwrocie. Nie bylo zdrad, raczej rutyna i coraz bardziej rozne spojrzenie na swiat nas poroznia. Nie wiem, czy kolejny kryzys bedziemy mieli sile przetrwac. Mysle, ze gdyby nie dziecko, juz po pierwszych powaznych zgrzytach bysmy sie rozstali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gość dziś Szczerze mówiąc teraz mam więcej zmian, adrenaliny i ekscytacji niż za czasów nastoletnich. Mam również mniej problemów i więcej radości z życia. Dla mnie stabilizacja nie jest nudna. Lubię spędzać wieczory nad książką, obok męża robiącego to samo. Poza tym mam taką pracę, że dzisiaj jestem w Londynie, a w poniedziałek mogę dostać polecenie wylotu do Stanów czy do Singapuru. I nigdy nie wiem gdzie będę w danym momencie. Jak tak na to patrzę, to obowiązków też mam mniej niż 15 lat temu. Chcę? Gotuję. Nie chcę, nie gotuję. Nie sprzątam, pranie zawożę do pralni. Wsadzam dupsko w auto i wszędzie dojadę. Nie zamieniłabym się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bo Ty masz ciekawą i nieprzewidywalną pracę i stabilizacja jest dla ciebie jak powietrze, większość osób ma odwrotnie, nudna praca w jednym miejscu i jak dołożyć do tego rutynę w domu, to już w ogóle masakra. Ale na rutynę narzekają tylko osoby które same są nudne, które od partnera oczekują zabawiania, bo same nie potrafią znaleźć sobie ciekawego zajecia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tu nie chodzi o staż związku ale o dojrzałość, jak parę osób wspominało. Obecnie coraz później ludzie dojrzewają emocjonalnie i społecznie, przesunięcia w zawieraniu małżeństwa nie są raczej przypadkowe (coraz częściej powyżej 27 r.ż). Jest więcej możliwości, rotacje związkowe także intensywniejsze, więcej partnerów się sprawdza itp. itd. Czasem więc nawet 5 lat czy więcej razem niewiele daje bo człowiek po 20stym roku życia także przechodzi przez szereg zmian zarówno tożsamościowych jak i zmienia mu się perspektywa w wielu kwestiach. Wszystko zależy od osobowości i tego na czym opiera się relacja (jak głównym czynnikiem jest sama namiętność mylona z miłością to niestety słabo).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×