Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Taka patologia, że nawet nie wiem jak to nazwać

Polecane posty

Gość gość

Mam 26 lat, mam dość "bogaty" życiorys, lata depresji, walki z uzależnieniami(mieszane z wiodącym alkoholizmem), generalnie jak zdążyłem zauważyć, w terminologii wizażowej mógłbym być określony jako "on jest toksyczny, nie tykać nawet kijem przez ścianę". Poznałem 2 lata temu na forum dla osób z depresją wspaniałą dziewczynę(28 lat), najpiękniejszą istotę jaką kiedykolwiek ujrzałem, wrażliwą, o bardzo zbliżonym do mojego temperamencie, zakochaliśmy się w sobie bardzo szybko, każdy nasz dzień był jednym wielkim wulkanem uniesień itd. Uznałem, że to najwyższa pora, by zrobić ze sobą porządek, bo nie darowałbym sobie gdybym to spieprzył, mocno ograniczyłem alkohol(w trakcie naszego rocznego związku napiłem się cztery razy, od ósmego miesiąca przestałem zupełnie i utrzymuje to do teraz), choć miałem jeszcze nieraz problem z innymi używkami, ale nie chcę się nad tym rozwodzić, bo nie to było głównym problemem, pod koniec byłem już czysty zupełnie, co nie udawało mi się od 11 lat(tak, wcześnie zacząłem). Zamieszkaliśmy razem u niej(matka nie żyje, ojciec za granicą), z początku była sielanka, niestety z czasem zaczęły wychodzić jej problemy psychiczne(okazało się później, że ma borderline). To, co oboje przechodziliśmy trudne jest do opisania, cierpiała na patologiczną wręcz zazdrość, wynikającą z niskiego poczucia własnej wartości, wręcz momentami obrzydzenia do własnego ciała(czego nigdy nie pojmowałem, bo dla mnie w całości zawsze była chodzącą pięknością). Widziałem już wiele przypadków chorobliwej zazdrości, ale to co z nią przeszedłem po prostu nie mieści się w głowie. Miałem cenzurę na filmy, w których grają co bardziej urodziwe kobiety, o scenach rozbieranych w ogóle nie było mowy, mecze siatkówki kobiecej - wykluczone, bo krótkie spodenki i nogi, przeglądanie internetu przy niej było wręcz horrorem, idąc przez miasto byłem tak sterroryzowany, że wbijałem wzrok w chodnik, bo inaczej wkręcała sobie że jakaś przypadkowa kobieta mi się podoba, przykładowa sytuacja - jedziemy autobusem, zamyślony patrzę w siną dal, nagle dostaję z łokcia i już widzę jej łzy w oczach, bo na pewno patrzyłem na jakąś reklamę bielizny na billboardzie. Potrafiłem jej przez trzy godziny tłumaczyć, że jakaś kobieta z reklamy w tv jest brzydsza od niej. Brzmi to wszystko absurdalnie, wiem, ale to co napisałem to tylko ułamek z tego co się działo. Na początku twardo stawiałem granice i nie brnąłem w te chore rozmowy - kończyło się to tak, że płakała, biła się po głowie, uciekała do łazienki i się cięła. To nie były pokazówki, ona w takich chwilach naprawdę potwornie cierpiała, a ja byłem bezradny, patrzenie na to strasznie wykańczało mnie psychicznie. Z czasem zaczynałem mięknąć, nie dopuszczać do tego, by się krzywdziła, to z kolei oznaczało niekończące się dyskusje, które i tak rzadko kiedy przynosiły skutek. Robiła się agresywna, nie wierzyła mi w żadne zapewnienia, że jest dla mnie ideałem pod każdym względem, robiła mi wyrzuty z powodu moich byłych, czym bardziej ją uspokajałem, tym bardziej absurdalne pomysły przychodziły jej do głowy. Na jej ataki po prostu nie było dobrego rozwiązania, z jednej strony nie mogłem patrzeć jak cierpi, z drugiej uspokajanie jej przynosiło skutek odwrotny od zamierzonego. Jedna wielka paranoja. Strach było ją zostawiać samą, wyjechać na dwie noce do rodziny, bo w środku nocy zapłakana dzwoniła z paniką, że pewnie oglądam pornole. Zaznaczam, że NIGDY nie dałem jej do tego wszystkiego żadnego powodu. To taka malutka próbka, uwierzcie że to nawet nie namiastka tego, na co ją było stać Pobrane.rar (jej oskarżenia w tych smsach to typowe dla niej, wyrwane z kontekstu i podkręcone zdarzenia). Kiedy nie miała swoich ataków była najmilszą, najcieplejszą osóbką jaką kiedykolwiek poznałem, ale przez te miesiące policzyłbym chyba na palcach jednej ręki dni, w których nie doszłoby do jakiejś absurdalnej awantury. To wszystko mocno mnie wykańczało, mnie i ją, bo ona naprawdę strasznie się z tym męczyła, a ja byłem zupełnie bezradny. Sam miałem własne problemy, kłopot ze znalezieniem stałej pracy, poczucie bezsensu, ale w końcu udało mi się złapać miejsce w stabilnej firmie, ona jakby się uspokoiła(choć zawalała ostatni rok studiów, trzeci z rzędu, po prostu nie umiała się zmotywować do pójścia na zajęcia, dostawała na samą myśl lęków), skończyły się jazdy, choć wiązało się to też z nagłą oziębłością z jej strony, co nie wzbudziło u mnie większych podejrzeń, bo naprawdę zaczęło się wszystko układać, co zauważyła nawet rodzina. Zacząłem nawet myśleć o oświadczynach, bo naprawdę poczułem się w końcu pewniej w tym związku. Pewnego wieczoru po powrocie z pracy przyłapałem ją dość przypadkiem jak pisze ze swoją niedoszłą miłością z liceum, uparłem się że muszę to przeczytać i później tego żałowałem, wyznawali sobie nawzajem uczucia, wszystko bardzo emocjonalne. Byłem niestety tak głupi, że uległem jej błaganiom i zostałem, zapłakana przepraszała mnie, bo jest zagubiona, obiecała że skończy tą relację, okazało się za dwa tygodnie że tylko przenieśli się na maila. Kiedy ja byłem w pracy ona zdradzała mnie emocjonalnie. Wyprowadziłem się, błagałam bym wrócił i po jakimś czasie chciałem, ale już się rozmyśliła, przyszedłem tylko po swoje rzeczy. Od tej pory traktowała mnie podle, nie poznawałem jej, była już tylko taka, jak przy swoich atakach(a te smsy które wam pokazałem są z tego okresu). Kompletnie inna osoba. Wyrzucała mi najbardziej absurdalne sytuacje(święty też nie byłem, popełniałem błędy, ale głównymi oskarżeniami były sprawy wynikające z jej zaburzeń), czym bardziej upadlałem się by do mnie wróciła tym bardziej mną gardziła, traktowała jak kompletne zero. Ten koleś ją olał gdy tylko dowiedział się że jest wolna. Ale wrócić już do mnie nie chciała. Przez kilka miesięcy próbowałem ją odzyskać, bo ciągle miałem w głowie tą dziewczynę, którą poznałem, ale jej już po prostu nie było. Po tych kilku miesiącach, w czasie których wyzbyłem się całego swojego honoru, by tylko utrzymać z nią kontakt trochę się uspokoiła, nawet się spotkaliśmy, ale o powrocie nie było mowy. Od tego czasu(sierpień tamtego roku) mieliśmy kilka rozmów na fb(zainicjowanych przeze mnie). Nie stalkuję, ale raz na jakiś czas jeszcze zaglądnę, widzę że jest sama, widzę że średnio sobie radzi, choć stara się pokazać coś innego. Do tej pory nie umiem sobie z tym poradzić. Z jednej strony jest mi potwornie wstyd, że tyle znosiłem i byłem skłonny znosić do grobowej deski, bo wciąż wierzyłem że sobie z tym wszystkim poradzi, pamiętałem wciąż tą wspaniałą dziewczynę którą poznałem i nie mogłem, chyba nadal nie mogę się pogodzić z tym że odeszła. Nie liczę na złote rady, które mogłyby mi pomóc zachęcić ją do powrotu, bo to już pewnie niewykonalne. Nie daje mi spokoju myśl, czy popełniłem jakiś poważny błąd? Jeśli tak to kiedy, w którym momencie? Oczywiście nadal ją kocham i pewnie nie wahałbym się ani chwili, gdyby chciała zacząć wszystko od początku. Uważałem się raczej za twardego zawodnika, w tej chwili jestem kompletną ruiną w sferze uczuć, choć minął rok ja dopiero zaczynam ogarniać co się ze mną stało. Proszę was, opie***lcie mnie z góry na dół za moją żałosność, skomentujcie to jakkolwiek, bo ja już naprawdę nie wiem co mam myśleć, co mam czuć, jestem zupełnie rozmontowany. Rodzina jest ze mnie dumna, że jestem czysty, że mam pracę, ogarnąłem się, ale odkąd jej nie ma odczuwam chroniczną pustkę, właściwie jakiekolwiek chęci do działania wywierają na mnie tylko nierealne marzenia, że wróci do mnie ten anioł, którego kiedyś poznałem. Nie miałem komu o tym wszystkim powiedzieć, bo to przecież potwornie żenujące. Byłbym wdzięczny za jakieś pouczenie, cokolwiek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochany, żebyś to krócej napisał, tobym może przeczytała ... a tak, to wysiadłam. Streszczeń w szkole nie uczyli?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja przeczytałam ale trochę brak mi słów! myślę, że tu trzeba czasu. Po jakimś czasie spojrzycie na to inaczej i wtedy będzie ,,być albo nie być,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przeczytałam to,bardzo ciekawę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Napiszę Ci z własnego doświadczenia - nie próbuj nawet jej odzyskać! Wasz związek nie ma szans, osoba z borderline to chodzący dramat, jej związek z osobą z depresją to kompletna tragedia. Nawet po wielu latach terapii z kimś takim jest potwornie trudno żyć. Wiem, że to brzmi strasznie i okrutnie, ale uwierz mi, że to prawda. Po takim związku powstaje w życiu ogromna pustka, jak po każdym, ale tu jeszcze spotęgowana tym, że ten związek był tak intensywny i wypełniający życie, absorbujący emocjonalnie i czasowo, że człowiek myśli "nic mi już nie zostało, jestem pustą skorupką, nic ze mnie nie zostało" Ale to nieprawda! Trzeba po prostu czasu. Jeśli potrzebujesz mądrego terapeuty, leków, i oczywiście pomocy rodziny i przyjaciół, nowych wyzwań i powoli, powoli pustka zacznie się wypełniać. Pewnie zbyt wolno, ale kiedyś poczujesz wreszcie ulgę. życzę Ci wszystkiego najlepszego, trzymaj się mocno!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mógłbym powiedzieć że coś podobnego mi się przydarzyło, pomimo przykrości nie przestałem kochać tej osoby!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Od tego są terapie, psycholodzy, profesjonalne porady tam było iść jeśli ci zależało. A nie dupku jebany obrabiasz dupę dziewczynie na forum. To jest do wyleczenia ale nie amatorskim trwaniem przy kimś i udawaniem bohatera co to nie musiał znieść biedaczek. Tacy domorośli pomagacze tylko dobijają kogoś a potem jeszcze bardziej biedni niż ktoś kto ma poważny problem. A ruszyć dupy do jakiejś poradni osobiście to już za duży problem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Baba byla/ jest pie/rdolnieta i daj sobie spokój, znajdź normalna dziewczynę po cholerę tracić lata na ratowanie czegos co i tak jest nie do odratowania. Ma depresje? Super, teraz co by nie zrobila to nie ona, to depresja. Wyleczysz z depresji to bedzie miała hemoroidy, i to przez nie bedzie zazdrosna i w celach leczniczych wprowadzi sobie obcego fiuta w odbyt

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ona potrzebuje leków i psychoterapii, koniecznie!!! Czy leczyła się jakoś lekami i/lub terapią? Bez tego żaden związek najprawdopodobniej jej się nie uda, bo będzie powtarzała te same schematy. Problem jest z myśleniem, nastawieniem, pewnie traumami z dzieciństwa i niedojrzałością. Musi to wszystko przerobić zanim zacznie żyć, cenić/dbać o siebie i innych. Trzeba zmienić stare schematy a to wymaga wysiłku i czasu. Przeprogramować się w pewnym sensie. Miałam relacje z takimi osobami i były podobne. Ty nie jesteś terapeutą, nie Twoje zadanie ratować taką chorą osobę. Nie wracaj do niej przynajmniej dopóki nie przejdzie pełnej terapii, minimum 2-letniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćujjk67
Ja tez mam depresje ..przez ludzi..i ci ludzie mimo ze doprowadzili mnie do tego dzisiaj zostawili samą..jeszcze pewnie obgadują mnie..sama sie zmagam z cierpieniem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×