Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

jak rozmawiać z pediatrą fanatyczką szczepień?

Polecane posty

Gość gość

Mam problem. Wiem za dużo, żeby szczepionki przyjmować jako zbawienie ludzkości, ale za mało, żeby traktować je jak największe zło i nie szczepić dzieci. W mojej przychodni mają fiksację na punkcie szczepień. Ostatnio rozmawiałam z pediatrą, którą uważam za fanatyczną wręcz wyznawczynię szczepień. Z uwagi na moje wątpliwości zadawałam jej pytanie, na które udzielała mi odpowiedzi, ale mam przekonanie, że nie do końca prawdziwych. Zastanawiam się jak z nią postępować. Co, gdy powie rzecz, o której jestem dość mocno przekonana, że jest nieprawdą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kolejna przeZiębiona :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powiedz jej prawdę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale co mam jej powiedzieć? Jak wspomniałam o spektrum autyzmu mojego syna, to ona (bardzo przekonującym tonem) powiedziała, że to nie ma nic wspólnego. Jak wspomniałam o tym, że to jest badane, to rzuciła (bardzo poirytowanym tonem), że to było oszustwo. Generalnie zaprzecza wszystkiemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autyzm jest chorobą ksztaltujaca sie za zycia plodowego. OD KIEDY SZCZEPI SIE PLODY?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czemu nie mam do niej zaufania? Takie dwie kwestie poruszone w rozmowie: 1. Moja koleżanka powiedziała mi, że jej córka miała uaktywnioną przez szczepionkę na rota alergię. Wspomniałam o tym. Pediatra, że to nieprawda. No, ale ona jest lekarzem, raczej wie, co mówi. A jaka specjalność? Neurologia. A (żachnęła się), neurolodzy to się guzik znają, to oni (bardzo dumnym i pewnym siebie tonem), pediatrzy to mają największy kontakt z małym pacjentem i to oni widzą, że po szczepieniu jest ok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To że masz uposledzone dziecko to nie wina szczepień tylko twoich i ojca dziecka genów. Wszyscy rodzice upośledzonych dzieci zrzucają winę na szczepionki bo nie mogą uwierzyć że ich geny były wadliwe....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 16:27 A jaką masz pewność, że tak jest? Spójrz na historię medycyny. Bzdur było więcej niż prawdy. Nie wiem jak Ty, ale ja nie wierzę bezkrytycznie w to, co mówią lekarze. W szpitalu czytałam książkę o ciąży i początkach macierzyństwa (biblioteka na perinatologii) i dowiedziałam się z niej, że karmić należy max. 6 mcy i jak najszybciej wprowadzić mleko zastępcze. Książka z początku wieku XXI.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 16:30 A skąd wiesz, skąd masz pewność, że tak jest? Mam też 2 innych dzieci (szczepionych po 6 mcu), które są całkowicie zdrowe. To jak to jest z naszymi genami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Ty na serio??? :O :O :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
cd. 2. Na zajęciach syna poznałam chłopca (lat 18), którego babcia powiedziała, że jest ofiarą szczepienia i było to stwierdzone przez lekarzy. Nie wiem, jaka to była sytuacja w szczegółach, może dziecko dostało szczepionkę mimo, że nie powinno, nie wiem, ale też nie mam podstaw, żeby kobiecie nie wierzyć. Co powiedziała pediatra? Że to nie prawda, że to nie było przez szczepienia. Ni o teraz zrozumcie mój problem. Pediatra wypowiada się to przypadku, którego szczegółów nie zna. Twierdzi bardzo autorytarnie, nie dopuszcza żadnych "ale". Jak ja mam takiej zaufać? W obu przypadkach nie zna pacjentów, sprawy, ale wie jedno: "top nie mogły być szczepionki". A zastanawiam się, co mam jej powiedzieć, gdy odpowie mi, że poziomy rtęci (twierdzi, że jej w ogóle nie ma) i glinu (j.w.) są bezpieczne, a wszystko to bzdury, włącznie z zanieczyszczeniami szczepionek. Co ja mam jej powiedzieć? Że kłamie, jest fanatyczką z zamkniętym umysłem, przekonaniem o nieomylności swojej i tych, co ją kształcili???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przestań tr9900lować bo się nudne zaczyna robić. Idź szampana schłodzić albo ten pusty łeb pod kran włóż... :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 16:35 Tak, na serio. Wiem, co autorka chciała powiedzieć, ale robi to, co ta lekarka. Rzuca sobie radośnie diagnozą bez podstaw. Ja też sobie rzucam bez podstaw naukowych (nie ma statystyki dla 3 przypadków).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś gość 16:27 A jaką masz pewność, że tak jest? Spójrz na historię medycyny. Bzdur było więcej niż prawdy. Nie wiem jak Ty, ale ja nie wierzę bezkrytycznie w to, co mówią lekarze. W szpitalu czytałam książkę o ciąży i początkach macierzyństwa (biblioteka na perinatologii) i dowiedziałam się z niej, że karmić należy max. 6 mcy i jak najszybciej wprowadzić mleko zastępcze. Książka z początku wieku XXI. x Bo sama nim jestem. Koncze genetyke. Chcesz t nazywaj kretynami wszystkich, którzy mają pokończone studia medyczne, a wierz panu, który jest po Akademi Górniczo-Hutniczej, ale długiego życia swoim dzieciom nie zapewnisz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dwa koty – Szaruś i Mruczek oraz ich kudłaty przyjaciel – piesek Kropka leżały na podłodze wygrzewając się w cieple słońca wpadającego przez drzwi tarasowe. To był najprzyjemniejszy moment dnia, a może nawet całego roku. Na zewnątrz był taki mróz, że gdyby Szaruś wyszedł, jego oddech zamieniałby się w małe obłoczki, a śnieg skrzypiałby pod każdym jego krokiem. Niedaleko drzwi stał bałwan, ulepiony kilka dni temu przez Tatę i dzieci – Magdę i Kamila. Gałęzie drzew były całe białe i pokryte szronem. Na szczęście to wszystko było za drzwiami. A Szaruś był tutaj, na nagrzanej podłodze i do woli mógł przewracać się z boku na bok, wystawiając futerko na słońce to z jednej, to z drugiej strony. Obok niego leżał Mruczek, wyciągnięty jak tylko on potrafił. Brzuszek podnosił mu się i opadał miarowo przy każdym oddechu. Jak to zwykle u niego, gdy był zadowolony wydawał z siebie ciche mruczenie. Z drugiej strony przysypiała Kropka i coś jej się musiało śnić, bo pomrukiwała i co chwila poruszała łapkami, jakby gdzieś biegła. Ten błogi stan przerwał Mruczek. Nagle zerwał się i skoczył w kierunku ściany. W dwóch szybkich susach, jak błyskawica dopadł jej i łapami coś chwycił. Trzymał przez chwilę, ale chyba musiało się wyrwać, bo rzucił się w inną stronę i przypadł podłogi. Szaruś podniósł się i przyglądał temu zdezorientowany. Jeszcze nigdy nie widział tego piecucha biegającego tak szybko. Kropka rozbudzona, rozglądała się w tym czasie wystraszona, zastanawiając pewnie czy nie uciec pod kanapę gdzie zwykle w takich momentach szukała schronienia. Z boku usłyszał śmiechy Magdy i Kamila. Zignorował je zdumiony i zafascynowany dalej wpatrywał w Mruczka. Chyba na coś polował. Ale na co? Mysz tutaj? Jakiś ptak? A ten rzucał się z jednej strony na drugą, skacząc w zapamiętaniu to na ścianę, to na podłogę i chwytając coś łapami. Wreszcie Szaruś TO zobaczył. Błyszczące i szybkie jak piorun. Wyglądało jak plama światła. Przesuwało się po ścianie z miejsca na miejsce. Już chciał biec na pomoc, gdy nagle magiczny przedmiot zgasł, tak szybko jak się pojawił. Śmiechy dzieci ustały, a Magda i Kamil pobiegli do kuchni. Mruczek jeszcze przez jakiś czas wpatrywał się w skupieniu w ścianę. Po chwili, jeszcze oddychając głęboko wrócił na miejsce na podłodze. – Już go prawie miałem! – Wysapał. – Co to było? – Spytała przejęta i jeszcze wystraszona Kropka. – Jak to co? Nie widzieliście? To był okruch słońca! – Odpowiedział. Po czym dodał z lekką pretensją w głosie. – Szaruś! Powinieneś mi pomóc go złapać! – Okruch słońca? Ale skąd się tutaj wziął? – Dopytywała się Kropka. – Dajcie mi chwilę odsapnąć, to wam wszystko opowiem. Ułożyli się z powrotem na podłodze w słońcu czekając na ciąg dalszy. Mruczek już całkiem uspokojony odczekał jeszcze chwilę, aż nagrzeje mu się futerko i przymknął wreszcie swoje zielone oczy. Wyglądało jakby zaczął przysypiać, a Kropka i Szaruś czekali na ciąg dalszy. – Pamiętacie jak opowiadałem o tym skąd się wzięły na świecie burze i błyskawice? Jak to potężny król pradawnych kotów założył się ze sprytnym szczurem? – Spytał. Oba przytaknęły. Szaruś nie miałby nic przeciwko posłuchaniu tej historii jeszcze raz. Uwielbiał takie opowieści, szczególnie, gdy był wieczór, a on zwinięty w kłębek zasypiał wtulony w kocyk. Teraz jednak chciał jak najszybciej usłyszeć, o co chodziło w dzisiejszym polowaniu na okruch słońca. – No właśnie! Przed tym zdarzeniem słońce było na niebie każdego dnia i świeciło tak wspaniale jak dzisiaj. Skończyło się to właśnie wtedy. Król kotów skoczył za namową paskudnego szczura by dotknąć słońca. Udało mu się to, ale zapłacił za to wysoką cenę. Po tym jak spadł na ziemię stał się zwykłym, małym kotem. To już wiecie, ale nie wszystko do końca wam wtedy wyjaśniłem. Uderzenie króla kotów w słońce było tak silne, że nie tylko on na tym ucierpiał. Niebo przeszyła błyskawica i zaczął się wielki deszcz. A słońce… – tutaj głos mu zadrżał – Ze słońca odpadło wiele okruchów i rozprysło po całym świecie. Od tamtej pory nie świeci już tak samo. – Cieszymy się każdym dniem, gdy grzeje nasze futerka. Wszystkie koty uwielbiają ciepło. Sami wiecie jednak, że takich dni wcale nie ma wiele. Często słońca na niebie nie widać, jest zasłonięte chmurami, nie tak jasne jakbyśmy chcieli. Choruje? – To dlatego, że brakuje wielu kawałków, które są rozbite i pogubiły się? – Dopytywał się przejęty Szaruś. Mruczek pokiwał smutno głową. – Każdy kot, jeżeli zobaczy gdzieś na ziemi okruch słońca ma obowiązek go zaraz schwytać. Tylko wtedy, gdy je wszystkie zbierzemy, odzyska swój dawny blask i ciepło. Kiedy to się już stanie będziemy mogli każdego dnia – tak jak dzisiaj – wygrzewać się do woli. Szaruś i Kropka wypuściły powietrze. Dopiero teraz poczuły, że przejęte opowieścią cały czas wstrzymywały oddech. Leżały przytulone do siebie. Jeszcze bardziej doceniały słońce, które napełniało je błogością i spokojem. Szaruś wyobraził sobie króla pradawnych kotów. Pewnie nawet nie marzłyby mu łapy, gdyby dumnie przechadzał się po ich ogrodzie. Oddychał głęboko i spokojnie czując ciepło od ogona po czubki uszu. Zasypiając zastanawiał się dalej. Taka okazja przeszła im koło nosa… Obiecał sobie, że jak następnym razem zobaczy świecący okruch słońca, od razu skoczy na pomoc Mruczkowi. Razem na pewno dadzą radę go złapać. Otworzył przymknięte do tej pory oczy i sennie rozejrzał się po pokoju. Na ścianach i podłodze nic nie zobaczył. Czuł, że Mruczek też cały czas kątem oka ich wypatruje. Może jak przyjdzie, co do czego, to nawet Kropka będzie im mogła pomóc. Jak cudownie byłoby, gdyby słońce znowu mogło tak wspaniale świecić. Grzać bez przerwy cały świat… Westchnął i zamknął na dobre oczy i całkiem już zasnął.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 16:39 Pani przodem, jak się topik nie podoba, to nie zatrzymuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Strugi deszczu spadały wciąż w dół i w dół. Kot Szaruś i jego dobry przyjaciel – piesek Kropka siedzieli nieruchomo tuż przy drzwiach na taras i wyglądali przez szybę na zewnątrz. Szaruś ziewnął szeroko i przeciągnął się. Nie było zbyt wiele widać. Kolory były bure i rozmyte, a kształtów przedmiotów stojących nawet niedaleko prawie nie dało się rozróżnić. Taki senny nastrój panował już dość długo. Woleliby pobiegać na podwórku i pobawić się, a tak nudzili się w domu. Niedaleko nich leżał sobie kot Mruczek. Ten niezbyt często się czymś zajmował, ale też nie widać było nigdy żeby się zbytnio nudził. Tym razem też – oczy miał szeroko otwarte i wpatrywał się cały czas w szybę… – Co Ty tak oglądasz? Jest taki deszcz, że świata nie widać. – spytał Szaruś zaciekawiony. Tamten nie odpowiedział od razu tylko najpierw przeciągnął się długo i leniwie. Potem kołyszącym, wolnym krokiem podszedł do nich i wreszcie usiadł obok. Po chwili milczenia powiedział z mruczeniem: – Jak to nic nie widać? Chyba po prostu nie umiecie patrzeć… Na świecie jest zawsze bardzo wiele do zobaczenia. Również w taki dzień jak dzisiaj. A właściwie – szczególnie w taki dzień jak dzisiaj. Zwykle wystarczy usiąść lub położyć się wygodnie i po prostu patrzeć. Ale trzeba to robić spokojnie i bez pośpiechu… Szaruś i Kropka odwrócili się znowu w stronę szyby. Na początku nie widzieli wiele, ale po chwili się zaczęło… Na szybie zbierały się deszczowe krople. Całe mnóstwo. Tworzyły niesamowite kształty. Szarusiowi wydawało się, że widzi tam myszkę ze śmiesznie zawiniętym długim ogonem. Wchodziła ona do jakiegoś domku. Albo może to była psia buda. Taka jaką widział niedawno na innym podwórku. Aż uśmiechnął się sam do siebie. Kropka z rosnącym zdumieniem zauważyła wielką kość, którą aż chciało się chwycić i zacząć ogryzać. Kształty zmieniały się i zdawały tańczyć jakiś powolny i niesamowity taniec. [bajka o kotkach] Gdy skupiło się na pojedynczych kroplach to widać było jak różne i niezwykłe bywały. Magiczne kształty gwiazd, drzew, kamieni i przeróżnych znanych i nieznanych przedmiotów przesuwały się im przed oczami. Wszystkie błyszczące i migotliwe. W kilku z nich Szaruś zobaczył kotka i pieska, które z otwartymi ze zdumienia pyszczkami przyglądały się czemuś nieruchomo. W innych zobaczył zamglony obraz tarasu przed nimi. Te u góry miały wszystko odwrócone do góry nogami. Każda z takich kropel to był cały świat – troszkę podobny, ale też bardzo różny od ich własnego. Nagle na dworze powiał silniejszy wiatr i krople zaczęły przesuwać się po szybie. Rozciągały się teraz i zmieniały kształty. Tworzyły strumienie, które łączyły się w całe rzeki spływające w dół i w dół. Zwierzaki wciąż jeszcze oglądały w skupieniu ten fascynujący film gdy do drzwi podeszła Magda je otworzyła. – Deszcz się już skończył. Zostawię otwarte drzwi, żeby się przewietrzyło – zawołała do środka domu. Fala świeżości wpadła do środka. Zwierzaki wciągnęły głęboko powietrze i wstrzymały na chwilkę oddechy. Było chłodne, pachniało trawą i innymi roślinami podwórka. Gdyby się zamknęło oczy można było się poczuć jak na spacerze po lesie. Miękkie igliwie, które lekko kołysze się podczas każdego kroku i kropelki chłodnej rosy na łapkach. Woda spłynęła już z drzwi i cały taras widać było już jak na dłoni. Szaruś zobaczył teraz ślimaka, który pracowicie wspinał się na listki pobliskiego kwiatu. Falujące różki wyciągał na różne strony cały czas sprawdzając teren dookoła. Niedaleko, na gałęzi niewysokiego drzewa siedział wróbel, z piórkami nastroszonymi jeszcze po deszczu. Gałąź kołysała się pod nim leciutko, a on odpoczywał sobie z zamkniętymi oczkami. Na środku tarasu, po kałuży płynął zielony listek. Falująca woda popychała go w kierunku brzegu. Wyglądał jak łódź jakiejś mrówki podróżniczki. – Jest jeszcze coś co powinniście koniecznie zobaczyć. – powiedział Mruczek – Popatrzcie na niebo. Wszyscy zadarli pyszczki do góry, a Szaruś aż westchnął głęboko. Przez całą szerokość przechodziły kolorowe łuki. Obok siebie były chyba wszystkie kolory, które kiedykolwiek zdarzyło mu się zobaczyć. – To co widzicie to jest tęcza. Zdarza się czasami po deszczu. Jak chcecie to Wam opowiem skąd się wzięła – dodał z ciepłym uśmiechem. Nie trzeba tego było im dwa razy powtarzać. Kropka i Szaruś zaraz ułożyli się i przytulili do siebie gotowi do słuchania. – Jak już wiecie – dawno, dawno temu na świecie żyły pradawne koty – większe i potężniejsze niż my teraz. Król kotów był jednocześnie królem wszystkich zwierząt. W tamtych wspaniałych czasach po ziemi chodziły koty we wszystkich możliwych kolorach. Były zielone, czerwone, niebieskie, a nawet moje ulubione – fioletowe. Leżąc wygodnie i słuchając, Szaruś wyobrażał sobie od razu te niesamowite barwy. Zdawało mu się, że przez przymknięte oczy widzi wszystko to, o czym Mruczek opowiada. A ten kontynuował: – Przyszły jednak czasy, w których koty przestały żyć ze sobą w przyjaźni. Te, które były kolorowe zaczęły pysznić się i przechwalać. Nie chciały nawet patrzeć na swych czarnych, szarych i białych braci. Ponieważ król kotów był czarny stwierdziły, że muszą wybrać nowego króla. Takiego, który też będzie mienił się wszystkimi kolorami świata. Doszło w końcu do tego, że pewnego deszczowego dnia przyszły do władcy i powiedziały, że nie chcą już dłużej mieszkać razem z nie-kolorowymi kotami. I żądają stanowczo, żeby wyniosły się one. Mają po prostu zniknąć zupełnie im z oczu. Królowi już wcześniej nie podobały się te spory. A to co teraz od nich usłyszał, było całkowicie niedopuszczalne. – Nie chcecie mieszkać razem z nami? – zapytał – Dobrze więc! To nie będziecie! – wykrzyknął. W złości tupnął swoją potężną łapą tak mocno, że aż zatrzęsła się cała ziemia. Wstrząs był tak silny, że wszystkie kolorowe koty wyleciały natychmiast wysoko do góry i już więcej na ziemię nie spadły… Zobaczyć je można było dopiero tego dnia już po deszczu. Wszystkie ich kolory pokazały się na niebie w postaci tęczy. Nie było na niej tylko czarnego, białego i szarego bo te koty pozostały na ziemi. Na ziemi zostało też część rudych kotów. Ale tylko te, które nie były na tyle głupie i zadufane w sobie by próbować przepędzać swoich braci. Od tamtej pory nie ma wśród nas tak kolorowych kotów. Można je tylko niekiedy zobaczyć po deszczu na niebie. Bo tęcza to jest właśnie pamiątka po ich wygnaniu. Tylko wtedy mogą się pokazać i to tylko bardzo daleko i wysoko na niebie. – zakończył Mruczek. Niesamowita historia… – pomyślał Szaruś ziewając szeroko. Chciało mu się już bardzo spać i czuł, że oczka za chwilę zupełnie mu się zamkną. Kropka tymczasem zasłuchana w opowieść już dawno zasnęła i teraz widać tylko było jak oddycha spokojnie leżąc zwinięta w kłębek. Całkiem już usypiając Szaruś przypominał sobie też wszystko to co oglądał dzisiaj przez szybę podczas deszczu. Jego ostatnią myślą przed snem było, że tyle wspaniałych rzeczy można zobaczyć jeżeli tylko się po prostu spokojnie patrzy…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gdy kotek Szaruś obudził się tej nocy w pokoju było praktycznie całkowicie ciemno. Spojrzał na Mruczka, który leżał niedaleko. Rudzielec był zwinięty w kuleczkę na podłodze. Tylko jego brzuszek podnosił się i opadał miarowo. Szaruś uśmiechnął się widząc w jak zabawny sposób Mruczek porusza wąsikami. – Pewnie śni mu się coś bardzo przyjemnego – pomyślał Szaruś. Kotek przeciągnął się wyginając grzbiet jak najwyżej potrafił i spojrzał przez okno. Nie był w stanie zobaczyć co się dzieje na zewnątrz- było zbyt ciemno. Na szybie zbierały się tak lubiane przez Szarusia płatki śniegu. Tworzyły one niesamowite obrazki na szybie. Szaruś podniósł główkę- w lewym rogu okna ujrzał cztery przepiękne gwiazdki zbudowane z błyszczących kryształków. – Już takie widziałem – mruknął Szaruś, przypominając sobie wczorajszy wieczorny spacer z Mruczusiem i Kropką. Na środku okna można było dostrzec cudnie narysowane kształty kwiatów. – Wyglądają zupełnie jak róże- pomyślał Szaruś. Kotek był tak zachwycony tym co widział na lewej szybie, że dopiero po dłuższej chwili zauważył co znajduje się na prawej. Wszystko bowiem co widział wcześniej było dla niego czymś niesamowitym. Wzory na szybie były tak białe i jasne, że aż musiał czasami przymykać oczka. Mróz jest niesamowitym malarzem, ale niestety używającym tylko jednej farby. Prawa szyba była jednak całkowicie inna. Wprawdzie wzorki wydawały się mruczkowi znajome, jednak nie były już białe. Cała szyba mieniła się bowiem wszystkimi barwami tęczy. Czerwone błyszczące światełka mieszały się w radosnym tańcu z intensywną zielenią, żółte jasne punkty przypominające słoneczne uśmiechy przeplatały się z mieszanką chłodnych, ale jakże wyrazistych kolorów. Szaruś przetarł oczka myśląc, że to wszystko sen, jednak gdy w pełni je otworzył dalej widział ten niesamowity widok. Zawsze w takich sytuacjach mógł liczyć na wyjaśnienie ze strony Mruczusia, jednak tym razem tylko westchnął spoglądając na słodko śpiącego kotka, którego nie chciał budzić. Szaruś ziewnął i mimowolnie spojrzał za siebie. To co zobaczył wywarło na nim takie wrażenie, że przez chwilę stracił równowagę i mało nie zsunął się z parapetu. W rogu pokoju stało wielkie, wielokolorowe coś. Obrazki na prawej szybie było jedynie jego rozmazanym odbiciem. To coś było tak nieopisanie piękne, że aż się kotkowi w głowie zakręciło. Ruszył w stronę swojej zagadki, stawiając ostrożnie łapkę za łapką po białym, włochatym dywanie, tak jakby stąpał po kruchym lodzie. I wtedy nagle poczuł znajomy zapach. – Tak… Ja go skądś pamiętam… – pomyślał Szaruś na chwilę się zatrzymując. Poczuł się nagle o wiele bezpieczniej. Taki sam aromat towarzyszył mu bowiem wczoraj u boku Mruczusia i Kropki, podczas spaceru w pobliskim lasie. Tymczasem zbliżając się powoli do celu, Szaruś zauważył, że te różnokolorowe blaski nabierają kształtów, co jeszcze bardziej pobudziło jego ciekawość. Wydawało mu się że na wysokości swojego pyszczka widzi przedmioty wyglądające jak dojrzałe mandarynki. Trochę wyżej uśmiechnęły się do niego różnokolorowe motylki, a na samej górze ujrzał czerwone kulki przypominające mu jego ulubione zabawki, czyli kłębki niekończącej się nici. Nawet Mruczuś potrafił bawić się nimi cały dzień. Tak go to urzekło, że pomimo obaw zdecydował się pokonać pozostały dystans długim skokiem. Był tak blisko, że wszystko było teraz ogromne, ledwo co mógł unieść tak wysoko swoją główkę, aby spojrzeć na coś co znajdowało się pod samym sufitem. – To jest gwiazdka – pomyślał Szaruś uśmiechając się do siebie. Zaintrygowany kotek wyciągnął łapkę i delikatnie dotknął małej, zielonej gałązki. Bardzo szybko jednak ją cofnął, gdy poczuł ukłucie. Spojrzał na swoje pazurki i zobaczył między nimi małą igiełkę. Pewnie by ją wyciągnął, ale w tej samej chwili zwrócił uwagę na bardzo nisko wiszący czerwony kłębek nici. Bez zastanowienia rzucił się na swoją ulubioną zabawkę, ale ku jego zaskoczeniu wcale nie poczuł w łapkach miękkiej i miłej w dotyku włóczki. Zamiast tego upadł na podłogę i przeturlał się w stronę dalszego rogu pokoju zwijając się w małą kulkę. Duża, czerwona bombka spadła z brzękiem na podłogę i rozbiła się na dziesiątki malutkich, błyszczących kawałeczków. Słysząc ten hałas Kropka przebudziła się natychmiast i jak to ona rzuciła się w stronę hałaśliwego intruza. Po chwili do pokoju wbiegła też zaniepokojona Magda zaświecając światło i budząc przy tym Mruczusia. Rudy kotek miauknął z niezadowoleniem i zakrył łapkami oczka. – Oj Kropka, ale z Ciebie psotka – powiedziała Magda z uśmiechem do psiaka, który stał przy choince. Sprzątnęła resztki bombki pogłaskała na uspokojenie dalej jeszcze przejętego całą sytuacją psiaka i wyszła gasząc za sobą światło. Szaruś podniósł ogon, który wcześniej zakrywał jego oczka i niepostrzeżenie podkradł się do Mruczusia. – Co to jest? – zapytał z niezmierną ciekawością rudzielca. – To jest drzewko przyozdobione świątecznymi ozdobami, ludzie nazywają je choinką. Jutro zobaczysz pod nią prezenty – odparł zaspany Mruczuś po czym zaraz zwinął się w kulkę i usnął ignorując dalsze pytania ciekawskiego Szarusia. Ten to lubi spać – pomyślał uśmiechając się Szaruś i jeszcze raz spojrzał na choinkę. Potem też zwinął w kłębek i przytulił do Mruczusia. Mimo zamkniętych oczu wciąż widział przed sobą to cudne drzewko z dziesiątkami różnokolorowych ozdób. – Prezenty… A właściwie co to są prezenty? – zastanowił się już przysypiając. No cóż, dowiem się tego jutro – pomyślał Szaruś. I nie mogąc się doczekać poranka usnął.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lekarze zmuszają do szczepień a sami w większości nie szczepią swoich dzieci albo tylko na cześć szczepionek albo sprowadzają zagraniczne. A reszta naiwnych matek z plebsu szczepi syfem na nfz. I nie trzeba być..przeziebionym,, jak tu jedna napisała tylko mieć trochę oleju w głowie i myśleć samodzielnie. Bo oni: lekarze nie biorą ŻADNEJ odpowiedzialności jeśli coś się stanie dziecku! ŻADNEJ! Szczerze? To oni mają daleko w doopie was i wasze dzieci i co się z wami stanie. Wystarczy popatrzeć co się teraz dzieje w służbie zdrowia. Tylko kasa kasa kasa. Więc jak możecie im tak bezgranicznie ufać????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zmien lekarza, poza tym mozesz isc na wizyte kwalifikujaca i popros o charakterystyke produktu leczniczego szczepionki, jak ci nie dadza to powiedz ze musisz sie zastanowic i wcale nie musisz isc, lekarz to jest pol biedy, jak cie zglosza do sanepidu to potem z nimi bedziesz sie "bawic"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gdy kotek Szaruś obudził się tego dnia nic nie było takie samo jak zwykle. Świat za oknem wyglądał absolutnie magicznie. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to był blask. Wszystko było tak białe i jasne, że aż musiał mocno przymknąć oczka. To było tak jakby tysiąc słońc świeciło na niego na raz ze wszystkich stron. Do tego wirujące barwy i odblaski na szybie. Kotek był tak oszołomiony, że tylko siedział nieruchomo z mocno zmrużonymi oczami. Wydawało mu się, że jeszcze śni. Dopiero po dłuższej chwili oczy przyzwyczaiły mu się do blasku i mógł je szerzej otworzyć. – Wygląda na to, że zaczęła się zima. Nie widziałeś jeszcze nigdy śniegu? – usłyszał obok spokojny głos kota Mruczka – Tak to się nazywa? – zapytał oszołomiony Szaruś. Po namyśle stwierdził jednak, że ta nazwa pasuje – czuł się rzeczywiście jak we śnie. Wyglądając przez okno z całkiem już otwartymi oczami zobaczył, że z nieba spadają białe płatki. Wyglądały jakby przed chwilą urwały się prosto z jakiś kwiatów. Było ich jednak na to o wiele za dużo. Nie mógł tego sprawdzić bo widział je tylko przez szybę z ciepłego domku. Na szczęście po chwili podeszła Magda i otworzyła im drzwi. Zwierzaki tylko na to czekały i zaraz Szaruś, Mruczek i piesek Kropka wyszły na zewnątrz. Kropka, jak to ona, zaczęła natychmiast biegać dookoła jak szalona. Dobiegła najpierw do ogrodzenia z jednej strony podwórka. Potem z wielkim pędem przemknęła obok nich by zaraz popędzić z powrotem. Wzbudzała tumany białego pyłu i zamiatała go zaraz swoimi długimi uszami. Zatrzymała się wreszcie przy nich – zziajana i cała ubielona, ale bardzo szczęśliwa. Szaruś tymczasem oglądał z bliska białe płatki. To na pewno nie były części kwiatów. Były zimne i mokre. Gdy przyjrzało się im z bliska widać było, że to są całe skomplikowane konstrukcje zbudowane z błyszczących kryształków. Dotknięte łapką lub językiem rozpuszczały się i zostawała po nich zwykła woda. Było ich dookoła całe mnóstwo – leżących wszędzie na ziemi i wirujących w powietrzu. Wiele z nich zdążyło już opaść na Szarusia i przyczepiło się do jego puszystego futerka. Spojrzał na Mruczka – rudy kot był już rudy tylko na brzuszku. Cały grzbiet miał ubielony w śniegu. Tylko jego oczy pozostały tak zielone jak zawsze. – No to teraz już wiesz co to jest śnieg – powiedział uśmiechając się. – Nie wiesz jednak skąd się on wziął. A powinieneś się tego dowiedzieć. – dodał – Wróćmy jednak najpierw do domu, bo tutaj zmarzniemy. Szaruś dopiero teraz poczuł jak zimne ma łapki. Przejęty swoim pierwszym w życiu dniem zimy nawet nie zauważył jak mroźne było powietrze dookoła. Cała trójka z przyjemnością wróciła do ciepłego domku. Ułożyli się wygodnie i przytulili do siebie. Mruczek siedział na początku w ciszy z lekko przymkniętymi oczkami. Wreszcie przeciągnął się powoli i zaczął opowiadać. Dawno, dawno temu, ziemię zamieszkiwały pradawne koty. O nich opowiadałem Wam już dużo. Niewiele jednak opowiadałem, o tym jak świat ten wtedy wyglądał. A warto, bo był on przewspaniały. Spodobałby się szczególnie Tobie Szarusiu bo wiem, że bardzo lubisz pić ciepłe mleko z miseczki. W tamtych czasach nikomu go nie brakowało. Gdy tylko ktoś zgłodniał to spadało ono kropelkami prosto z nieba. Wystarczyło się położyć bez ruchu, otworzyć pyszczek i można było nawet zamknąć oczy. Mleczko samo wpadało do buzi, rozgrzewało brzuszek i całe ciało. Słuchając Szaruś przymknął oczka i rozmarzył się. Mleko kapiące prosto z nieba do pyszczka. Niesamowite… A Mruczek tymczasem opowiadał dalej. To wszystko było możliwe dzięki mądrości króla kotów, który ze wszelkimi zwierzętami żył w zgodzie i przyjaźni. Wszyscy sobie pomagali i dzielili się chętnie z innymi tym co sami posiadali. Mleko spadające tak obficie z nieba pochodziło oczywiście od krów, których w dawnych czasach było na świecie bardzo wiele. Pojawił się jednak pewien złośliwy szczur, który postanowił zwierzęta ze sobą skłócić.. Na początek zabrał się za krowy, które tak wspaniale obdarowywały wszystkich mlekiem. Zaczął je przekonywać, że niczego od innych zwierząt nie otrzymują ani nie potrzebują. Jedzą przecież tylko trawę z pól i łąk oraz piją czystą wodę ze strumieni. Skoro tak to po co w takim razie dzielą się swoim mlekiem z innymi. Tak im w głowach zakręcił, że w końcu postanowiły przestać być takie dobre dla innych. A niedługo po nich i inne zwierzęta. Każdy zaczął patrzeć tylko na to co od innych otrzymuje, a nie na to co może dać. Zwierzęta myślały – Skoro krowy mleka nie dają to dlaczego ja mam dzielić się tym co mam z innymi. No i właśnie wtedy z nieba przestało lać się prawdziwe mleko. Po tych dobrych czasach została pamiątka. Dalej co jakiś czas coś białego pada na ziemię, ale to już zupełnie nie to samo. Wcale nie jest takie ciepłe jak kiedyś, tylko zupełnie lodowate. No i jak się weźmie je do pyszczka to zmienia się w zwykłą wodę. My koty przekazujemy sobie tę historię i cały czas o niej pamiętamy. Mamy nadzieję, że przyjdzie taki dzień kiedy w końcu z nieba spadnie ciepłe, wspaniałe mleczko. Będzie to oznaczało, że znowu wszystkie zwierzęta żyją w pełnej zgodzie i przyjaźni. – dokończył uroczystym głosem Mruczek. Krowy oczywiście nadal mają mleko, ale zachowują je tylko dla swych dzieci – cielątek. Tylko ludzie potrafią tak się z nimi ułożyć, że tego mleka część dostają. Ale wcale nie jest to takie proste i muszą się przy tym nieźle natrudzić. Na szczęście zdarzają się dobrzy ludzie, którzy i nas mlekiem poczęstują od czasu do czasu. Tacy jak Mama, szczególnie wtedy gdy poocierasz się o jej nogi i pomruczysz. – dodał z uśmiechem. Szaruś leżał zwinięty w kłębek i przytulony do Kropki wspominając historię opowiedzianą przez Mruczka. Mimo zamkniętych oczu wciąż widział przed sobą krople ciepłego mleka spadające prosto z chmur. Tuż przed zaśnięciem pomyślał jeszcze, że tą historię trzeba koniecznie pamiętać i często opowiadać. Niech wszyscy pamiętają o tych dawnych dobrych czasach. Może szybciej wtedy do nas wrócą… I zasnął…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I hepi nju jork;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A dzieci z zespołem Downa twoim zdaniem rodzą się takie bo zaszczepili je w 1 dobie? I bach nagle zd? Czy może to jednak geny? A jakim cudem pary mające dzieci z zd mają też zdrowe dzieci? Cud? Nie autorko,to czysta genetyka. Twoim językiem tłumacząc w twoim łańcuchu dna są pewne bledy, podobnie u Twojego partnera. Gdy plodzicie dziecko mogą się połączyć te geny które są zdrowe a mogę te wadliwe i wtedy masz uposledzone dziecko. Prościej nie umiem wyjaśnić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 16:40 Gratuluję zadufania. Dla Twojej wiedzy, nie uważam, że spektrum syna (Asperger) to efekt szczepionki, bo ciążę miałam nieciekawą, ale nie mam dość wiedzy, żeby to wykluczyć. Ale w zasadzie, pani genetyk, podążając Twoim tokiem rozumowania, czemu nasze wadliwe geny pozwoliły nam na posiadanie kolejnych zdrowych dzieci?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś gość 16:40 Gratuluję zadufania. Dla Twojej wiedzy, nie uważam, że spektrum syna (Asperger) to efekt szczepionki, bo ciążę miałam nieciekawą, ale nie mam dość wiedzy, żeby to wykluczyć. Ale w zasadzie, pani genetyk, podążając Twoim tokiem rozumowania, czemu nasze wadliwe geny pozwoliły nam na posiadanie kolejnych zdrowych dzieci? x Dlaczego miałabym ci udzielać jakichkolwiek informacji jesli nie masz do mnie szacunku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lekarze sami nie szczepią albo sprowadzają sobie szczepionki zagraniczne bo sprawdzają dokładnie składy produktu. A głupie matki bezgranicznie szczepią najtańszym syfem z nfz. Dlaczego parę lat temu Kopacz odmówiła przyjęcia i zaszczepienia szczepionką na grypę???? No? Bo dowiedziała się że to lipny syf i w testach na zwierzętach wszystkie zwierzęta zdechły po zaszczepieniu. I co zrobiła? Dała te szczepionki ludziomm. Szarakom biedakom. Info oficjalne. Wystarczy poszukać. Zamiast robić z siebie durnia i ryzykować swoim zdrowiem i odpornością

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Lekarze sami nie szczepią albo sprowadzają sobie szczepionki zagraniczne bo sprawdzają dokładnie składy produktu. A głupie matki bezgranicznie szczepią najtańszym syfem z nfz. x Dziwne, bo ja szczepiłam 3 swoich dzieci szczepionkami z Pl, rowniez skojarzonymi i jakos wszystkie zdrowe :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój wujek po szczepionce na grypę pół roku chorował. Leżał nawet w szpitalu płucnym. Nigdy nie był tak chory przez całe swoje życie. Tak mu odporność spadła. Jedną chorobę wyłączył za parę tygodni od nowa to samo i leczenie i kolejny antybiotyk. Czyli coś jest nie do końca tak jak trzeba ze szczepieniami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość 16:45 Z tymi lekarzami jest różnie. Mi znane lekarki szczepią. Właśnie z tym jest ból. Jest potworny mętlik informacyjny. Co do lekarki to nie ma to znaczenia, MUSI zaszczepić moje dziecko. Nie przeciwwskazań i już, MUSI. Mam dobrego, zaufanego pediatrę, która wprost (choć nieoficjalnie) twierdzi, że nie wie, jakie długotrwałe skutki mają szczepionki, może kiedyś się okaże, że straszne, ale jako lekarz MUSI mnie na nie namawiać. Co do składu... Nic mi to nie da. Swoją szosą zaufanie do prawdomówności i kompetencji szczepionkowców tej placówki straciłam będąc w 2 ciąży, gdy baba powiedziała mi, że ta szczepionka mojego dziecka nie zawiera żywych wirusów i jest dla mnie bezpieczna. Na potwierdzenie dała mi ulotkę. Niestety przeczytałam dopiero w domu. A tam jak byk: żywe wirusy i uważać w pobliżu kobiet w ciąży. Ale co oczekiwać od baby, która twierdzi, że nawet jak dziecko przechoruje różyczkę, to należy je zaszczepić, bo "przechorowanie nie daje pewności co do trwałej odporności, ale zaszczepienie już tak". Nie umiem sobie radzić z takim bezczelnym łgarstwem. Bo co moja pozycja medycznego laika i jej 40 lat praktyki (gdzie żądnemu dziecku nic się nie stało po żadnej szczepionce, ale umarły dzieci na chorobę, na którą mogły się zaszczepić) i wykształcenie medyczne. Ja z takimi ludźmi nie pogadam. Bo jak na dworze będzie ciemno to mi będą wmawiać, że jest jasno. Jak z takimi ludźmi rozmawiać?? Do pani genetyk Inaczej. Mam 2 pytanie: 1. Jaki gen odpowiada za autyzm 2. czy mutacja tego genu oznacza autyzm, czy tylko podwyższone ryzyko? Ps. mieszanie w to dzieci z zespołem Downa jest nie na miejscu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co to ko/orffa za debil o tego sp/amu????? Spi/er/dalaj deb/ilu!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×