Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

sylwia manch

Mąż Piotruś Pan a ja naiwna męczennica...

Polecane posty

Na myśl o moim życiu i małżeństwie moja refleksja nie jest zbyt radosna. Zabrzmi to banalnie, ale naprawde "nie tak wyobrażałam sobie swoje życie". Jestem z mężem od 12 lat, po ślubie 8. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci, które czasem potrafią porządnie dać w kość(nic poza granicami normy dla 8 i 3 latków). Mój mąż od zawsze był bardzo towarzyski-król każdej imprezy. Zna wszystkich i wszyscy znają jego. Nie ukrywam, że kiedyś było to dla mnie dość atrakcyjne, ale jak mielismy po 20 lat. Z wiekiem ludzie dojrzewają,więc naturalne było dla mnie to,ze z biegiem lat stanie się odpowiedzialnym ojcem i mężem... No i tu pojawia się problem. To typowy Piotruś Pan. Obydwoje pracujemy, popołudniami mąż ma swoje zajęcia (treningi,spotkania z kolegami). Także do domu wraca ok 20 albo i pózniej. Często jest tak że dzieci juz śpią. Wieczór spędza przy telefonie albo komputerze,rzadko kiedy obejrzymy jakiś film. Pomasuje mi nogi na odczepnego, żebym znowu nie narzekała ze pózno wrócił. I to wszystko mnie drazni,ale nie chcąc być zrzedliwa zołzą przymykam na to oko. Ale najbardziej wkurzają mnie jego wyjscia,które zwykle kończą się powrotem nad ranem. Zawsze obiecuje że tym razem bedzie inaczej. Ale nigdy nie jest. W domu nic nie zrobi,o każdą rzecz musze prosić miesiącami. Z dziećmi sie nie lubi bawić, nigdzie razem nie wychodzimy. Ja poza pracą i dziećmi nie robie nic,bo nigdy nie wiem kiedy on będzie w domu. Jako rodzina nie robimy razem NIC. Kocham Go bardzo, ale dość mam życia w ciągłym poświęceniu. Ciagłym czekaniu. Tak bardzo mi żal że on nie chce z nami być. Czuje się samotna i odrzucona. Wszelkie rozmowy z nim przeprowadzałam juz setki razy i nic nie dają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

I zdecydowałaś się z nim na drugie dziecko- chyba widziałaś jakim jest ojcem po pierwszym dziecku. Spędzacie w ogóle razem czas?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po pierwszym dziecku on pracował po 12h. Tylko w weekendy ją widział praktycznie,więc jeszcze wtedy inaczej to wyglądało. A nasz czas razem?...Kiedy Mój Mąż już jest w domu to... śpi. W ciągu dnia potrafi wrócić o 18 do domu, o 18.10 już śpi (mimo dzieci skaczących mu po głowie) o 19 wstanie, pokręci sie chwilę,czasem położy dzieci i siada do komputera. Więc myślę,że z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie spędzamy razem czasu, który byłby dla mnie wartościowy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

a dlaczego mu pozwalasz na taki tryb zycia? wytlumacz mu duzymi literami,ze stara ... z niego i ma dorosnac, zakresl wyraznie i jasno podzial obowiazkow, ze po pracy ma byc w domu i zrobic to to i tamto plus zabawa czy lekcje z dzieckiem.Obiad robisz ty, kolacje on, na zakupy razem. Ty pierzesz,a on sklada.Jak nie pomoze to awantura,lekcja wychowawcza i kolejna. Pamietaj ,ze twoje zycie to nie tylko gary,sprzatanie,dzieci i praca. Tez potrzebujesz czasu wolnego, wiec powiedz mu to. Zaplanuj sobie wyjscia raz lub dwa razy w tyg.On ma byc o 17 z pracy bo ty wychodzisz na pole dance czy inne zajecia, na zakupy,kawke z Kaska i siema. On zajmuje sie domem.I nie ma ustepstw czy gadania,ze on sie nie zgodzil.Nie pytaj. Pozwolilas mu poczuc,ze to ty masz rodzine,a u niego w zyciu nic sie nie zmienilo. Ciezko bedzie go przeprogramowac,bo takie typy sa uparte i maja inna hierarchie wartosci, z Alvaro kapcia nie zrobisz,ale nie mozesz wziac wszystkiego na siebie. Z facetami czasem trzeba jak z dziecmi, moj maz tez najlepiej by sie gapil w ekran.Czasem mu sie wydaje,ze wraca z pracy i bedzie miec wolne. Nic z tego... ekran jest jak wszystko jest ogarniete,a dzieci spia. 12 lat po slubie jestesmy,a juz zdarzalo mi sie, zwinac play stacje,bo nie docieralo. Zazwyczaj dogadujemy sie,dzielimy obowiazkami,ale jak widze,ze wlacza mu sie len, to sama ziemniakow nie obiore.Nie chce mi sie. Ma mi pomagac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Próbowałam... tylko jak ja go zostawie z dziecmi i pojde np.sobie na jakis shopping to na 90%zawiezie dzieci po prostu do dziadkow a sam zrobi to co mial w planach. Kiedys przypadkiem uslyszalam jak po pijaku mowil komus ze on sie nie zmieni tak jak ja bym chciala. Nie ma na to szans. Kiedy poprosilam go zeby zrezygnowal z treningów to stwierdził ze chyba wcale go nie znam skoro chce go zamknac "w klatce". Ze on juz taki jest ze siedzenie w domu go po prostu meczy. Ale przy każdej rozmowie zapewnia że rodzina jest dla niego najważniejsza. Że kocha nas nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez nas. Dlatego naiwnie w to wierze. Ale już mam po prostu dość. W sobotę miałam zapalenie oskrzeli, ledwo żywą zostawił mnie z dzieckiem z 40 stopniami gorączki,  sam w tym czasie poszedł na imprezę. Nie odbierał telefonów i wrócił o 5:00 rano totalnie pijany. Więc ja od soboty z nim nie rozmawiam. On trzyma się swojego planu wraca po dwudziestej. Wcale nie zabiega o rozmowy. Wczoraj przyniósł bukiet kwiatów i myślał że wszystko już jest okej. A ja zastanawiam się czy w ogóle chce z nim być. Dla niego to Kolejna kłótnia kolejne ciche dni i kolejne przebaczenie. Jednym slowem zero do bani, zycie toczy sie dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
2 minuty temu, sylwia manch napisał:

Próbowałam... tylko jak ja go zostawie z dziecmi i pojde np.sobie na jakis shopping to na 90%zawiezie dzieci po prostu do dziadkow a sam zrobi to co mial w planach. Kiedys przypadkiem uslyszalam jak po pijaku mowil komus ze on sie nie zmieni tak jak ja bym chciala. Nie ma na to szans. Kiedy poprosilam go zeby zrezygnowal z treningów to stwierdził ze chyba wcale go nie znam skoro chce go zamknac "w klatce". Ze on juz taki jest ze siedzenie w domu go po prostu meczy. Ale przy każdej rozmowie zapewnia że rodzina jest dla niego najważniejsza. Że kocha nas nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez nas. Dlatego naiwnie w to wierze. Ale już mam po prostu dość. W sobotę miałam zapalenie oskrzeli, ledwo żywą zostawił mnie z dzieckiem z 40 stopniami gorączki,  sam w tym czasie poszedł na imprezę. Nie odbierał telefonów i wrócił o 5:00 rano totalnie pijany. Więc ja od soboty z nim nie rozmawiam. On trzyma się swojego planu wraca po dwudziestej. Wcale nie zabiega o rozmowy. Wczoraj przyniósł bukiet kwiatów i myślał że wszystko już jest okej. A ja zastanawiam się czy w ogóle chce z nim być. Dla niego to Kolejna kłótnia kolejne ciche dni i kolejne przebaczenie. Jednym slowem zero do bani, zycie toczy sie dalej.

to masz dupka a nie meza. Odejdz od niego,po co sie meczyc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie to wy nie jesteście małżeństwem tylko ludźmi, którzy razem mieszkają (ewentualnie uprawiają też seks).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Szkoda, że dziadkowie nie wykopią go jak przyjedzie im wnuki zostawić. Może gdyby im nakreślić sytuację zachowaliby się inaczej? 

Gdybym miała taką sytuację, jeśliby rozmowy nic nie dawały, przestałbym mu prac, gotować, nawet jego kubka ze zmywarki bym nie wyciągnęła. To smutne gdy nie można liczyć na męża, że nie chce budować z dziećmi więzi. Musisz być twarda, nie daj sprowadzić do gospodyni domowej, bo  narastać będzie w Tobie poczucie krzywdy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bo ja nigdy nie chciałam być żoną zołzą. Chciałam być wyrozumiała i tolerancyjna. Myślałam że taki układ posłuży nam obojgu i że on będzie to doceniał. Ale teraz widzę że nauczyłam go po prostu tego że doskonale radzę sobie sama. Wdzięczności nie ma absolutnie żadnej i dla nikogo. Doskonale widzę to że jesteśmy bardziej współlokatorami niż małżonkami. Tylko pytanie co teraz? Naiwnie wierzę że jest jakiś sposób żeby mu to wszystko wytłumaczyć tylko jeszcze go nie znalazłam. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
22 minuty temu, sylwia manch napisał:

Bo ja nigdy nie chciałam być żoną zołzą. Chciałam być wyrozumiała i tolerancyjna. Myślałam że taki układ posłuży nam obojgu i że on będzie to doceniał. Ale teraz widzę że nauczyłam go po prostu tego że doskonale radzę sobie sama. Wdzięczności nie ma absolutnie żadnej i dla nikogo. Doskonale widzę to że jesteśmy bardziej współlokatorami niż małżonkami. Tylko pytanie co teraz? Naiwnie wierzę że jest jakiś sposób żeby mu to wszystko wytłumaczyć tylko jeszcze go nie znalazłam. 

Ja też nie jestem żoną zołzą, przy czym bycie "nie zołzą " (przynajmniej jak dla mnie) nie polega ma tum, że tylko ja miałabym zajmować się dziećmi, domem i nigdzie nie wychodzić (bo męża wiecznie w domu nie ma). Nie to, że sama wszystko robisz to jeszcze nie spędzacie razem ze sobą czasu. Kiedy ostatni raz wyszliście gdzieś razem rodzinnie (nawet z dziećmi), kiedy wyszliście tylko we dwoje i dobrze się razem bawiliscie?, kiedy przynajmniej usiedliscie razem wieczorem i spędziliście go razem (wino, jakiś film, rozmowa,  itd)?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
2 godziny temu, sylwia manch napisał:

Próbowałam... tylko jak ja go zostawie z dziecmi i pojde np.sobie na jakis shopping to na 90%zawiezie dzieci po prostu do dziadkow a sam zrobi to co mial w planach. Kiedys przypadkiem uslyszalam jak po pijaku mowil komus ze on sie nie zmieni tak jak ja bym chciala. Nie ma na to szans. Kiedy poprosilam go zeby zrezygnowal z treningów to stwierdził ze chyba wcale go nie znam skoro chce go zamknac "w klatce". Ze on juz taki jest ze siedzenie w domu go po prostu meczy. Ale przy każdej rozmowie zapewnia że rodzina jest dla niego najważniejsza. Że kocha nas nad życie i nie wyobrażam sobie życia bez nas. Dlatego naiwnie w to wierze. Ale już mam po prostu dość. W sobotę miałam zapalenie oskrzeli, ledwo żywą zostawił mnie z dzieckiem z 40 stopniami gorączki,  sam w tym czasie poszedł na imprezę. Nie odbierał telefonów i wrócił o 5:00 rano totalnie pijany. Więc ja od soboty z nim nie rozmawiam. On trzyma się swojego planu wraca po dwudziestej. Wcale nie zabiega o rozmowy. Wczoraj przyniósł bukiet kwiatów i myślał że wszystko już jest okej. A ja zastanawiam się czy w ogóle chce z nim być. Dla niego to Kolejna kłótnia kolejne ciche dni i kolejne przebaczenie. Jednym slowem zero do bani, zycie toczy sie dalej.

Jakbym czytała o swoim mężu 😕

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaa

Mój mąż właśnie takim podejściem rozwalił nasz związek. Po paru latach walki odpuścilam, zaakceptowałam fakt, że żyjemy obok siebie, i zaczęłam prowadzić własne życie towarzyskie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Była żona Piotrusia

Ja też nie chciałam być zołza. Trochę wg zasady widziały galy co brały, zaakceptowalam fakt, że wyszłam za maz za człowieka, który lubi otaczać się ludźmi i ma swoje pasje, a nie jest typem domatora. W tym momencie jesteśmy w trakcie rozwodu. Mój Piotruś czuł się tak wolny, nieograniczony i niekontrolowany, że przygruchal sobie 20 letnia panienke. A i też powtarzał że rodzina jest najważniejsza, że kocha mnie i dzieci, a ja wierzyłam że zaufanie to podstawa i nie można nikogo ograniczać bo malzenstwo to nie więzienie. Mam nadzieję że Ty się na swoim tak nie przejedziesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Gość Była żona Piotrusia napisał:

Ja też nie chciałam być zołza. Trochę wg zasady widziały galy co brały, zaakceptowalam fakt, że wyszłam za maz za człowieka, który lubi otaczać się ludźmi i ma swoje pasje, a nie jest typem domatora. 

Dokładnie tak! Nigdy nie dawałam sobie prawa, żeby mu czegoś zabraniać. Mówiłam, że "wolałabym" żeby czegoś nie robił albo że nie podoba mi sie że coś tam robi. Myślę że to też wina mojego słabego charakteru. Zawsze byłam bardzo nieśmiałą, cichą dziewczyną. A on to ewidentnie wykorzystuje. Chciałabym żeby się jakoś otrząsnął i zrozumiał, że ja nie żartuję i teraz to on musi o nas zawalczyć. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Margo napisał:

Ja też nie jestem żoną zołzą, przy czym bycie "nie zołzą " (przynajmniej jak dla mnie) nie polega ma tum, że tylko ja miałabym zajmować się dziećmi, domem i nigdzie nie wychodzić (bo męża wiecznie w domu nie ma). Nie to, że sama wszystko robisz to jeszcze nie spędzacie razem ze sobą czasu. Kiedy ostatni raz wyszliście gdzieś razem rodzinnie (nawet z dziećmi), kiedy wyszliście tylko we dwoje i dobrze się razem bawiliscie?, kiedy przynajmniej usiedliscie razem wieczorem i spędziliście go razem (wino, jakiś film, rozmowa,  itd)?

Wszyscy razem bardzo rzadko wychodzimy. Zazwyczaj po 5 min od takiego wyjścia On drze się na dzieci i cały entuzjazm uchodzi ze wszystkich. A razem we dwoje?... bywamy obok siebie wieczorami na kanapie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JaJestem

Tak sie dzieje gdy kobiety wychodza za maz za swoje wlasne oczekiwania a nie za drugiego czlowieka, czyli najczesciej mezczyzne. Ten za ktorego ty wyszlas nie spelnia twoich oczekiwan, o co nie mozesz miec pretensji, bo to twoja wizja na wasze wspolne zycie.On widocznie ma inna. To co najlepszego mozesz w tej sytuacji zrobic to zajac sie soba. Ustalic w ktore dni on ma opieke nad dziecmi a w ktore dni ty zajmujesz sie domem. Pozyj swoim zyciem. Wychodz na spotkania z kolezankami, na zakupy, silownia albo poprostu spacer podczas on bedzie musial sie zajac dziecmi. Jak tak troche pozyje to byc moze ze zateskni za toba i poczuje ze rodzina to cos wiecej niz wspolne nocowanie pod jednym dachem. Potem mozecie zwerifikowac swoje oczekiwania w stosunku do siebie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Była żona Piotrusia
13 minut temu, sylwia manch napisał:

Dokładnie tak! Nigdy nie dawałam sobie prawa, żeby mu czegoś zabraniać. Mówiłam, że "wolałabym" żeby czegoś nie robił albo że nie podoba mi sie że coś tam robi. Myślę że to też wina mojego słabego charakteru. Zawsze byłam bardzo nieśmiałą, cichą dziewczyną. A on to ewidentnie wykorzystuje. Chciałabym żeby się jakoś otrząsnął i zrozumiał, że ja nie żartuję i teraz to on musi o nas zawalczyć. 

Ja już wiem, że byłam za dobra. Trzeba było wcześniej tupnac noga. Ty jeszcze masz szanse. W naszym przypadku ja też byłam ta cicha i miła, a on dusza towarzystwa, któremu wszyscy nadskakuja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, Gość Była żona Piotrusia napisał:

Ja już wiem, że byłam za dobra. Trzeba było wcześniej tupnac noga. Ty jeszcze masz szanse. W naszym przypadku ja też byłam ta cicha i miła, a on dusza towarzystwa, któremu wszyscy nadskakuja.

Ale jak mam to zrobić? Na razie totalnie się zdystansowałam. Nie rozmawiamy, o nic go nie proszę, o nic nie pytam. On próbuje mnie przekonać że zrozumiał że źle zrobił, ale jego zachowanie mówi co innego. Mam nawet wrażenie że cieszy się że ma święty spokój. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Była żona Piotrusia
56 minut temu, sylwia manch napisał:

Ale jak mam to zrobić? Na razie totalnie się zdystansowałam. Nie rozmawiamy, o nic go nie proszę, o nic nie pytam. On próbuje mnie przekonać że zrozumiał że źle zrobił, ale jego zachowanie mówi co innego. Mam nawet wrażenie że cieszy się że ma święty spokój. 

Nie wiem czy powinnam dawać Ci rady  bo mi się nie udało. Próbowałam samotnych wyjść, żeby był zazdrosny, ale on mnie znał więc wiedział że nie zdradzę  mimo okazji. W dzień również potrafił odstawić dzieci swojej mamie, bo on też musi mieć czas dla siebie. Dystans też nic nie dał, miał tylko pretekst do częstszych wyjsc i oddalenia sie jeszcze bardziej. Może postaraj się go bardziej angażować w sprawy domu i dzieci. Nawet jeżeli świetnie radzisz sobie sama, graj taka sierotke marysie, która potrzebuje męskiego ramienia. Może się wciągnie. Organizuj sobie i dzieciom fajnie czas po pracy, żeby mu było szkoda, że w tym nie uczestniczy i zebybsam chciał iść zobaczyc jak sobie radzicie np. Pierwszy raz na łyżwach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
13 godzin temu, sylwia manch napisał:

Dokładnie tak! Nigdy nie dawałam sobie prawa, żeby mu czegoś zabraniać. Mówiłam, że "wolałabym" żeby czegoś nie robił albo że nie podoba mi sie że coś tam robi. Myślę że to też wina mojego słabego charakteru. Zawsze byłam bardzo nieśmiałą, cichą dziewczyną. A on to ewidentnie wykorzystuje. Chciałabym żeby się jakoś otrząsnął i zrozumiał, że ja nie żartuję i teraz to on musi o nas zawalczyć. 

Małżeństwo nie polega na tym, że się zabrania coś żonie/mężowi. Jeżeli mówiłaś, że wolałbyś aby czegoś nie robił lub że nie podoba Ci się że coś robi, a on nadal to robił nie zwracając na to uwagi to jednak wygląda na to, że twój mąż nie wie co to kompromis i myśli tylko o sobie. Najwyraźniej macie inną wizję małżeństwa. A jak wyglądało u was malżeństwo przed posiadaniem dzieci?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Gość Była żona Piotrusia napisał:

Nie wiem czy powinnam dawać Ci rady  bo mi się nie udało. Próbowałam samotnych wyjść, żeby był zazdrosny, ale on mnie znał więc wiedział że nie zdradzę  mimo okazji. W dzień również potrafił odstawić dzieci swojej mamie, bo on też musi mieć czas dla siebie. Dystans też nic nie dał, miał tylko pretekst do częstszych wyjsc i oddalenia sie jeszcze bardziej. Może postaraj się go bardziej angażować w sprawy domu i dzieci. Nawet jeżeli świetnie radzisz sobie sama, graj taka sierotke marysie, która potrzebuje męskiego ramienia. Może się wciągnie. Organizuj sobie i dzieciom fajnie czas po pracy, żeby mu było szkoda, że w tym nie uczestniczy i zebybsam chciał iść zobaczyc jak sobie radzicie np. Pierwszy raz na łyżwach.

Opisujesz dokładnie to co do tej pory robiłam. Każdy jeden punkt odhaczony. A jeśli chodzi o zaangażowanie go w nasze sprawy... cóż. Nie raz dla swoich spraw potrafił opuszczać ważne ambo po prostu atrajcyjne momenty w życiu naszych dzieci (czyt.imprezy urodzinowe, wyjścia na kulki,kino itp.)i nigdy tego nie żałował. Jemu wystarcza usłyszeć od nich, że było fajnie. Dwa razy zabrał ich sam na basen- po ostatnim razie stwierdził ze nigdy więcej. Już chyba minął czas na takie próby. Czuję że teraz naprawdę ważą sie nasze losy i od razu przy tym czuje wyrzuty sumienia, że stawiam sprawe na ostrzu noża. Że to ja chcę rozwalić naszą rodzinę. Paradoks co? Głowa mi już pęka od myślenia o tym wszystkim. Myślałam żeby poprosić go żeby na jakiś czas się wyprowadził. I wtedy może by poczuł czego chce. Ale panicznie się boję zobaczyć że nie będzie o nas walczył wcale. Mam tysiąc skrajnych myśli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Margo napisał:

Małżeństwo nie polega na tym, że się zabrania coś żonie/mężowi. Jeżeli mówiłaś, że wolałbyś aby czegoś nie robił lub że nie podoba Ci się że coś robi, a on nadal to robił nie zwracając na to uwagi to jednak wygląda na to, że twój mąż nie wie co to kompromis i myśli tylko o sobie. Najwyraźniej macie inną wizję małżeństwa. A jak wyglądało u was malżeństwo przed posiadaniem dzieci?

To że mamy inną wizję małżeństwa niestety wiem już od dawna. Ale łudzę się, że w końcu odnajdziemy gdzieś wspólny punkt który zadowoli nas oboje. Ja naprawdę nie chcę go zamknąc w domu i zabronić kontaktów ze światem. Ale chciałabym po prostu jakiejś równowagi. Przed dziećmi oczywiście było łatwiej. Każde z nas miało swoje zainteresowania i nie stawaliśmy sobie na przeszkodzie w ich realizacji. Ale prawdę mówiąc już wtedy pojawiały się problemy z jego wyjściami. Król imprezy nie mógł mieć ograniczeń więc zwykle imprezował sam. Do dziś jako jego żona znam może 10% jego znajomych... to tez o czyms swiadczy. Ale on twierdzi ze to moja wina bo nigdy nie chcialam z nim nigdzie chodzic...A ja bardzo chetnie poszlabym wszedzie z facetem ktory jest ze mna. A nie zostawia mnie sama i lata po calej imprezie jak kot z pecherzem... ach azkoda gadac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Była żona Piotrusia

Niestety rozumiem Cię aż za dobrze. Też się bałam postawić mu ultimatum z tych samych powodów. Najlepsze, że jak wyszła sprawa z kochanką, to od ,,zyczliwych" jeszcze usłyszałam że to moja wina bo trzeba było go pilnować i trzymać krótko. Życzę Ci żeby Twój Piotruś Pan się opamietal i docenił to co ma zanim to straci. Mój się teraz zaczął miotac, ale ja mam już dosyć i nie wierzę w jego nagła przemianę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
53 minuty temu, sylwia manch napisał:

To że mamy inną wizję małżeństwa niestety wiem już od dawna. Ale łudzę się, że w końcu odnajdziemy gdzieś wspólny punkt który zadowoli nas oboje. Ja naprawdę nie chcę go zamknąc w domu i zabronić kontaktów ze światem. Ale chciałabym po prostu jakiejś równowagi. Przed dziećmi oczywiście było łatwiej. Każde z nas miało swoje zainteresowania i nie stawaliśmy sobie na przeszkodzie w ich realizacji. Ale prawdę mówiąc już wtedy pojawiały się problemy z jego wyjściami. Król imprezy nie mógł mieć ograniczeń więc zwykle imprezował sam. Do dziś jako jego żona znam może 10% jego znajomych... to tez o czyms swiadczy. Ale on twierdzi ze to moja wina bo nigdy nie chcialam z nim nigdzie chodzic...A ja bardzo chetnie poszlabym wszedzie z facetem ktory jest ze mna. A nie zostawia mnie sama i lata po calej imprezie jak kot z pecherzem... ach azkoda gadac...

Trochę późno reagujesz jak na 8 lat małżeństwa. Twój mąż może żyć w przekonaniu, że wszystko jest ok bo Ty nic z tym nie robisz. Jak dla mnie coś jest nie tak, że jedno biega po imprezach a drugie tylko siedzi w domu. Nie znaczy to oczywiście, że nie można nigdy wyjść że swoimi znajomymi, ale należy wypracować jakieś zasady, gdzie 2 osoby na to przystają. Ja i mój mąż wychodzimy czasami na spotkania ze znajomymi bez siebie, ale mamy ustalona ilość takich wyjść (nigdy w soboty i niedziele- to czas dla nas) na półrocze i godzinę o której wracamy do domu. Poza tym wychodzimy też z dziećmi (kino, restauracja, jakaś 1 dniowa wycieczka), a czasami tylko we dwoje, sobotnie wieczory przy winie. W małżeństwie często ludzie zapominają o sobie (zwłaszcza jak pojawiają się dzieci) i o tym dlaczego się pobrali. Co do prac w domu i opiekę nad dziećmi to u nas przyszło to jakoś samo - przecież to logiczne , że nie będzie jedno coś robić jak drugie leży lub się bawi. 

Moim zdaniem powinniście odwieść dzieci na weekend, wyjść gdzieś razem i porozmawiać o waszym małżeństwie. Spytaj się swojego męża czy podoba  mu się wasze małżeństwo, czy tak to sobie wszystko wyobrażał i powiedz mu co Tobie się nie podoba i co byś chciała zmienić. Jeżeli nie będzie potrafili ze sobą rozmawiać to ewentualnie jakaś terapia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jaja ale jaja

japrdle ale wdepnelas w go.w.no. Beznadziejny maz. Wspolczuje.
Ja swojemu chyba bym jaja urwala jakby tak caly czas wychodzil. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×