Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zalamka

Nie jestem wielozadaniowa. Myśl o tym, że miałabym żyć w biegu, pracując i jednocześnie odbierając dziecko o 15 mnie przeraża. Nie mam babci do pomocy, kucharki, ani sprzątaczki. Ma ktoś podobnie, że nie wyrobi tak?

Polecane posty

Gość zalamka

ja w ogóle jestem taka 'na pochyłe drzewo kozy skaczą'. Zbyt wrażliwa, ludzie to wykorzystują. Ale nie o tym. Nie jestem wielozadaniowa. Zbyt wiele obowiązków i brak spokoju w życiu skutkują u mnie poważnymi problemami psychicznymi. Nie umiem godzić roli kobiety pracującej zawodowo, matki odwożącej i przywożącej dziecko z przedszkola, sprzątaczki, kucharki. Dla mnie to jest kierat. Mamy małe mieszkanie 55 mkw,  ciągle zasyfione mimo częstego sprzątania. Zagracone i zakurzone bo niedaleko trasy szybkiego ruchu.

Nie wyrabiam. Od września niby miałam wrócić do pracy, ale ja sobie tego nie wyobrażam. Kasa jest, ale jestem zdania że powinno się mieć własne pieniądze. "Mężowsi chleb bywa dobry, ale często gorzko smakuje" to moja dewiza...poparta niestety dowodami. Mąz ma jakby rozdwojenie jaźni, tutaj daje mi dużo kasy na miesiac do wydania na co chcę, sam pokrywa rachunki (zarabia dużo, takie sa fakty), mowi zeby sie o nic nie martwic i nie spieszyc sie z powrotem do pracy albo pracowac dwa dni w tyodniu (kto mnie tak zatrudni?!!) a potem czepia sie: "o, znów bylas w knajpce", "znow wydałas za dużo w Lidlu".

Jestem załamana, ja nie wiem co ja mam zrobic, chyba musze isc do lekarza od głowy, bo czuje ze ja tych ról nie pogodze. Mąż mopa nie tknie, pracuje do pozna bo taką ma pracę, tyle ze nam robi sniadaniei kolacje, zmyje po sobie, wlozy i wyjmie pranie, zrobi zakupy. Ale o sprzątaniu zapomnijcie., A jeszcze sie doksztalcam w soboty i naprawde nie wiem jak to wszystko pogodze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Klapka9

Życie, moja droga... 

Ja też nie miałam żadnej pomocy, w dodatku męża bez przychodów, bo akurat stracił pracę kilka miesięcy przed urodzeniem się naszego syna. Di stresów związanych z brakiem pokarmu, niewyspania kolek itd. doszły awantury o jego firmę, którą założył, a która też przynosiła same straty. Żyliśmy z mojego zasiłku macierzyńskiego. Marzyłam o powrocie do pracy. Wróciłam, gdy dziecko miało 1.5 roku. Jako że mąż znalazł w międzyczasie pracę, choć gorzej płatną od mojej, dziecko poszło do żłobka (odbierany o 17 jako jeden z ostatnich). 2 pierwsze lata to był koszmar, ale z czasem wszystko się unormowało. 

55m to wcale nie tak mało na trójkę,za todo ogarnięcia w sam raz. My mieszkamy na 60m2 i cieszę się, że nie mam 150-200m2 do sprzątania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Olga

Faceci to banda bezmózgich i bezuczuciowych wyrachowanych dupkow. Jak kiedyś zarabiałam dużo i go utrzymywałam przez 2 lata to zwsze podkreślał: ale za to ja dużo robię w domu, albo pomagam ci dużo a w małżeństwie poeniadze są wspolne. Teraz jak zarabiam sporo mniej tym bardziej jak połowa idzie na kredyt to jak coś mamy droższego kupić to głupio się pyta „ a swoje pieniądze już wyciągnęłas ze skarbonki”? A ...a wie dobrze ze mało zarabiam. Niestety muszę mu często wypominać ten czas kiedy to ja go utrzymywałam 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Mnie też to przeraża. Jestem teraz na macierzyńskim i niedługo wrócę chyba do pracy. Nie wiem co to będzie, ale wyobrażenia mnie przerażają. Wstawanie wcześnie rano, ogarnianie dzieci i wysyłanie ich do żłobka/przedszkola, potem szybko do pracy, odbiór dziecka, gotowanie, kąpanie. Gdzie tu chwila dla siebie, chociażby na pomalowanie czy spokojny prysznic? Boję się, że nie będę miała żadnego czasu dla siebie. Mąż dużo robi, ale też dużo pracuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Xxx

A jak się decydiwaliście na dziecko to nie myśleliście jak to będzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iga

A co wy same sobie te dzieci splodzilyscie? Wasi faceci się nie martwią jak połączą prace z wychowywaniem dziecka? Obowiązki dzielcie po połowie tak jak dziecko jest po połowie każdego z rodziców. A jak nie dacie rady to zostańcie w domu a facet niech swoją polowe odrobi w robocie 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka
10 minut temu, Gość Xxx napisał:

A jak się decydiwaliście na dziecko to nie myśleliście jak to będzie?

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie.

Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają piertolca od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe. A do tego, zarabia o tyle więcej niż zarobię ja, że na jego pracy wszyscy niby korzystamy...

Ale dostaje już korby z samotności i poczucia marazmu. OGROMNIE trze//pie mnie to, że moja mama, chętna do pomocy, pracuje jeszcze zawodowo i mieszka bardzo daleko. Moja teściowa do pomocy się nie nadaje, długo by opisywać. Wolę trzymać się z daleka od niej, powody ku temu mam liczne.

P.S. "to róbcie swoje w domu, a mąż niech pracuje" - ale ja mam dylemat ambicjonalny. Skończyłam studia kilka lat temu i nie chcę pogrzebać tego tylko w pieluchach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka
11 minut temu, Gość Xxx napisał:

A jak się decydiwaliście na dziecko to nie myśleliście jak to będzie?

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie.

Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają piertolca od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe. A do tego, zarabia o tyle więcej niż zarobię ja, że na jego pracy wszyscy niby korzystamy...

Ale dostaje już korby z samotności i poczucia marazmu. OGROMNIE trze//pie mnie to, że moja mama, chętna do pomocy, pracuje jeszcze zawodowo i mieszka bardzo daleko. Moja teściowa do pomocy się nie nadaje, długo by opisywać. Wolę trzymać się z daleka od niej, powody ku temu mam liczne.

P.S. "to róbcie swoje w domu, a mąż niech pracuje" - ale ja mam dylemat ambicjonalny. Skończyłam studia kilka lat temu i nie chcę pogrzebać tego tylko w pieluchach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka
12 minut temu, Gość Xxx napisał:

A jak się decydiwaliście na dziecko to nie myśleliście jak to będzie?

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie.

Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają piertolca od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe. A do tego, zarabia o tyle więcej niż zarobię ja, że na jego pracy wszyscy niby korzystamy...

Ale dostaje już korby z samotności i poczucia marazmu. OGROMNIE trze//pie mnie to, że moja mama, chętna do pomocy, pracuje jeszcze zawodowo i mieszka bardzo daleko. Moja teściowa do pomocy się nie nadaje, długo by opisywać. Wolę trzymać się z daleka od niej, powody ku temu mam liczne.

P.S. "to róbcie swoje w domu, a mąż niech pracuje" - ale ja mam dylemat ambicjonalny. Skończyłam studia kilka lat temu i nie chcę pogrzebać tego tylko w pieluchach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka
12 minut temu, Gość Xxx napisał:

A jak się decydiwaliście na dziecko to nie myśleliście jak to będzie?

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie.

Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają piertolca od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe. A do tego, zarabia o tyle więcej niż zarobię ja, że na jego pracy wszyscy niby korzystamy...

Ale dostaje już korby z samotności i poczucia marazmu. OGROMNIE trze//pie mnie to, że moja mama, chętna do pomocy, pracuje jeszcze zawodowo i mieszka bardzo daleko. Moja teściowa do pomocy się nie nadaje, długo by opisywać. Wolę trzymać się z daleka od niej, powody ku temu mam liczne.

P.S. "to róbcie swoje w domu, a mąż niech pracuje" - ale ja mam dylemat ambicjonalny. Skończyłam studia kilka lat temu i nie chcę pogrzebać tego tylko w pieluchach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tgbtgbtgb

Autorko, tez jestem wrazliwa, w sumie to mam od lat lagodna nerwice lekowa, a jakos daje rade  pracowac na caly etat w biurze, odbieram dziekco nie od 15stej (byloby super), ale o 16;50-17, I powiem ci zew wlasnie jak pracuje w pracy KTORA LUBIE  (to mega wazne) , gdziem nie doceniaja, placa m icalkiem dobrze, mam dosc blisko (10 minut autem), po dziekoc tak samo blisko, tylko w inna strone czyli potem z dzieckiem w  domu po 20-25 minutach jazdy. to czuje, ze zyje. Jasne, ze bywam zmeczona. zwlaszcza w czwartek I piatek. ale uwierz mi, jak czlowiek sie rusza, robi cos innego niz "tylko" dom I dziekco (specjalnie w "" bo wiem ze to niezly zapier/dziel), to jest inny spsob myslenia wedy i ianczej sie funkcjonuje, na innych obrotach nieco.

Dziecko ma 7 lat.

Maz tez pracuje, zwykle jest w domu ok 17:30. z racji tego ze ja z dziekciem predezej, to ja gotuje , ale robie w tygosni ywmyslnych obiadow, mamy obcykane szybkie ale smaczne I pozywne. jemy zwykle 50 minut od chwili gdy wejde z synem do mieszkania.

maz gotuje w niedziele, w soboty zwykle jest obiad na miescie.

maz I ja dzielimy sie obowiazkami , nie wyobrazam sobie by maz nie mial nic robic, w koncu to tak samo jego dom jego dziecko, jak moje!

poza ja ja srednio co 2 tygodnie ide z kolezankami czy to do kina, cyz na kolacje, cyz na kawe. znikam na jakies 4 godizny.

I naprawde jest OK. a w mieszkaniu sprztamy, ale nie na blysk bo to nie laborat=orium. ja wole miec kurze na polkach I za to sobi poczytac w sobote do poludnia, w pizamie, lub isc na spacer  z rodzina, lub na basen.

stac nas na panai do sprzatania, ale nie chcialabym by mi ktos dotykal rzeczy I chodizl po mieszkaniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

Czy kafeteria może przestać moderować mój post? wy macie coś z głowami? nie ma tam ani jednego niecenzuralnego słowa, ani nawet potocznego wątpliwej sławy :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tgbtgbtgb
22 minuty temu, Gość Olga napisał:

Faceci to banda bezmózgich i bezuczuciowych wyrachowanych dupkow. Jak kiedyś zarabiałam dużo i go utrzymywałam przez 2 lata to zwsze podkreślał: ale za to ja dużo robię w domu, albo pomagam ci dużo a w małżeństwie poeniadze są wspolne. Teraz jak zarabiam sporo mniej tym bardziej jak połowa idzie na kredyt to jak coś mamy droższego kupić to głupio się pyta „ a swoje pieniądze już wyciągnęłas ze skarbonki”? A ...a wie dobrze ze mało zarabiam. Niestety muszę mu często wypominać ten czas kiedy to ja go utrzymywałam 

straszne, wspolczuje, moj nie powiedzialby tak nigdy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie. Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają piertolca od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie. Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają piertolca od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

Kafeterio, dlaczego moderujecie mój post? od 10 minut nie mogę wkleic odpowiedzi na pytanie jednej z kafeterianek. Co tam jest nienadającego się do pokazania na forum? No załamka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie. Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają piertolca od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie. Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają korby od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

to powyższe to część mojej odpowiedzi na pytanie, czy nie gadaliśmy z mężem przed ciążą jak to rozwiążemy po moim maceirzynskim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość załamka

A do Pani, która pisze, żeby zająć się domem a mąż niech zarabia: ja mam też dylemat ambicjonalny. Skończyłam kilka lat temu studia i nie chciałabym, by poszło to na marne. Z oczami jak spodki obserwuję znajomą, która skończyła mega trudne studia i prestiżowe, a potem przepracowała rok i zagrzebała się w pieluchach na 7 lat (tyle będzie jak jej najmlodsze trafi do przedszkola, w chwili obecnej w domu siedzi od 6 lat z kilkumiesieczną przerwą)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Halo no co jest

Jeju, to jest życie, jestem matka, jestem żoną, pracuje zawodowo, znajduje czasem czas dla siebie... kwestia organizacji. Dom też jest posprzątany, a i obiad podany. Ja jestem szczęśliwa z jednej strony że wyszłam z domu do pracy, bo zawsze to mam coś osobistego,  moje sprawy moje pieniądze. Syn dobrze sobie radzi, mąż czasem też mi pomoże..  jest ok , chcąc mieć dziecko trzeba pomyśleć, że kobieta jest i ma być wielozadaniowa. To normalna rola kobiety. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Halo no co jest

Jeju, to jest życie, jestem matka, jestem żoną, pracuje zawodowo, znajduje czasem czas dla siebie... kwestia organizacji. Dom też jest posprzątany, a i obiad podany. Ja jestem szczęśliwa z jednej strony że wyszłam z domu do pracy, bo zawsze to mam coś osobistego,  moje sprawy moje pieniądze. Syn dobrze sobie radzi, mąż czasem też mi pomoże..  jest ok , chcąc mieć dziecko trzeba pomyśleć, że kobieta jest i ma być wielozadaniowa. To normalna rola kobiety. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zyc sie nie chce

Ja wam powiem ze to jest kierat nie zycie. I gdybym wiedziala ze maz nie jest zaradny zyciowo to bym w zyciu tego sznura na szyje nie zakladala w postaci pracy zawodowej przy malym dziecku. Bo dom niedopilnowany dziecko tez a z pracy to i tak gowno mam. Praca nie daje mi zadnej satysfakcji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karolina

To ja napisze ze swojej perspektywy. Skonczylam studia pielegniarskie chorujac na fobie spoleczna i nerwice lekowa(ogolnie aspoleczny typ ze mnie). Studia byly katorga, koszmarem i trauma. Jak dostalam dyplom to myslalam ze nogi Boga zlapalam. Nic bardziej mylnego. W pracy to byl horror- naburmuszone, wredne i aroganckie raszple majace cos do mnie tak naprawde za nic(stare baby albo mlode i grube) rzecz jasna nie pacjenci bo z pacjentami szlo jak z platka ale kolezanki po fachu. Mimo ze oddzialowe byly zadowolone tak samo jak i pacjenci to uciekalam ze wzgledu na zla atmosfere. Zupelnie inaczej bylo w trzeciej pracy bo pracowalam w sumie z 2 kolezankami po 50 bardzo skonfliktowanymi ze soba gdzie kazda z nich starala sie przekabacic mnie na swoja strone. Ja nigdy nie wchodzilam w ten konflikt, nigdy zadnej nie obgadywalam do drugiej a nawet bronilam kiedy jedna czy druga nadawaly do mnie na siebie. Tutaj w przeciwienstwie do dwoch pozostalych prac (gdzie oddzialowe byly aniolami a kolezanki potworami) oddzialowa to byla leniwa wykorzystywaczka i tuman zawodowy(nawet zalozyc wenflonu nie potrafila gdzie w poprzedniej pracy kiedy byl problem z pobraniem krwi bo pacjent bez zyl to bieglo sie do oddzialowej a ona bez fochow i pretensji pobierala z tetnicy). Mialam umowe na 2lata i zaszlam w ciaze idac na L4 bo pracowalam przy toksycznych lekach. Obecnie jestem na macierzynskim i mam placone do lipca. Maz dobrze zarabia, mamy swoj segment bez kredytu a kredyt jedynie na samochod(25tys). Fobie, lęki mam do dzis mimo ze bardzo z tym walcze i jak dluzej nie dam rady to bede na lekach. Nie chce wracac do zawodu, nie chce w ogole pracowac z ludzmi (przed studiami pracowalam na magazynie i to byl dramat nie jesli chodzi o prace bo praca szla mi dobrze ale o towarzystwo). Takiej drugiej pracy jak ta poprzednia (nie mam do czego wracac bo obie kolezanki odeszly majac dosc oddzialowej i jest tam ogromna rotacja pielegniarek bo co nowa przyjdzie to po miesiacu odchodzi majac dosc. Ja wytrzymalam ponad rok) nie znajde bo rzadko bywa zeby tak sie fajnie dobrac z ludzmi. Niby fajnie zyc na utrzymaniu meza zajmujac sie domem ale ja tez chce zarabiac, dawac cos od siebie, wnosic cos. Mam talent plastyczny, moje hobby to figurkarstwo (robie realistyczne figurki zwierzat, dinozaurow itd) i zastanawiam sie czy jesli bym robila odlewy tych swoich prac (kopie) i sprzedawala to dobrze bym na tym wyszla. Kazdy bardzo chwali moje prace, kazdy twierdzi ze sa hiperrealistyczne (zachowuje wszystkie szczegoly i proporcje) i tak sobie mysle ze moze bym poszla w tym kierunku. Nie nadaje sie do pracy z ludzmi i nie chce sie meczyc i dreczyc ciaglymi konfliktami i atakami w moja strone. Zawsze jestem mila, serdeczna, nie obgaduje a musze spotkac takie potwory ktore naginaja moja cierpliwosc i kiedy doprowadza do tego ze wybuchne i rykne na nie za zle traktowanie mnie to one nastawiaja przeciwko mnie cala reszte. Doslownie jak hieny ktore dorywaja ranna zwierzyne. Po prostu czuje te szuje moj slaby charakter i tak to sie dzieje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

To zostaw dziecko do 17 w przedszkolu, będziesz mieć dodatkowe 2 odziny czasu na realizacje obowiązków :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Coraz częściej zastanawiam się co ze mną nie tak. Pracuje od 4 rano do 12.30. O 13.30 odbieram syna z przedszkola, w domu wszystko ogarniam, chodzę z synem na jego ukochana piłkę nożną 2 razy w tygodniu, a wieczorami uczę się bo podjęłam się studiów korespondencyjnych. Mam gorsze dni, wiadomo ale poza tym żyje, mam się dobrze, nikomu krzywdy jeszcze nie zrobiłam. Do pomocy nikogo, rodzina daleko, z mężem widuje się 1,5 h dziennie plus całe weekendy. Nie mamy możliwości wyjścia sami, zawsze jesteśmy z dzieckiem. Witamy w świecie dorosłych... Dziecko to nie wakacje na tropikalnej wyspie tylko obowiązki i ograniczenia. I dopóki nie wbijesz sobie do głowy, że Twoje życie takie właśnie jest, będziesz zgorzkniała i sfrustrowana. Z jednej strony nikt Cię nie odciąży i nie zajmie się dzieckiem choćby przez weekend ale z drugiej strony masz spokój i niezależność bo nie musisz tłumaczyć się z każdej pierdoły matce czy teściowej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Dziwne, że jecie obiady dopiero w domu. Jakbym miała od rana jedynie jeść zimne przekąski do 17 albo nawet i do 18 to brzuch by mi do kręgosłupa przyrósł, nie wspominając, że to b. niezdrowo. Szczególnie pani pracująca w biurze nie wierze, że nie ma tam kącika socjalnego i mikrofali, w której może podgrzać obiad uprzednio zaplanowany na 3 dni. To znacznie skraca czas przeznaczony na obowiązki domowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
51 minut temu, Gość załamka napisał:

Niby mąż mówił, że jak nie będę wyrabiać na zakrętach, to do 5 roku życia dziecka mogę sobie bumelować z praca, w sensie prawie wcale nie pracować zawodowo, skupić się na dziecku i na domu, bo on nas utrzyma spokojnie. Po czym w praniu okazało się, że muszę się tłumaczyć z niektórych wydatków, wcale nie jakichś dziwnych czy mega drogich (nie kupuję sobie co chwila perfum za 400 zł czy ciuchów za parę stów co miesiąc) i że zwyczajnie dostają korby od życia kuchnia-sprzątanie-wychowanie dziecka. Już trzeci rok tak ciągnę. Chcę coś zmienić, a jednocześnie znam siebie i wiem czym się u mnie kończy życie w biegu z wywalonym językiem. Mąż nie może rano ani wieczorem zawozić i odwozić syna, bo ma takie godziny pracy, że to jest niemożliwe.

Ale gdzie ma zawozić i odwozić syna skoro nie jesteś aktywna zawodowo i opiekę nad nim możesz sprawować samodzielnie w domu? :>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rch

Ja tak mialam przy pierwszym dziecku. Zawozilam do zlobka I odbieralam 7:00 juz byla w zlobku a odbieralam o 17:00 Bo pracowalam 8-16. Ciezko bylo ale dawalam rade, jak dziecko chorowalo( czesto) to pracowalam zdalnie z dzieckiem. Maz nie pomagal Bo wychodzil wczesniej I nie zdazylby do pracy a wracamy do domu o 18-19

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tgbtgbtgb
14 minut temu, Gość gość napisał:

Szczególnie pani pracująca w biurze nie wierze, że nie ma tam kącika socjalnego i mikrofali,

Jest!  ale ja nie uznaje mikrofalowek.

I nie, nie odzywiam sie niezdrowo, bo jem zimne do 18stej... bez przesady. nie kazdy lubi ciagle jesc cieple.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×