Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość TużPo30stce

Nie kocham mojej partnerki, ale plaujemy założyć rodzinę.

Polecane posty

Gość Chłopak na opak

Zostaw ja skoro jej nie kochasz. W przeciwnym razie skrzywdzisz i siebie, i ją. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
Dnia 16.04.2019 o 11:29, Gość TużPo30stce napisał:

Ona ma 30 lat, ja 32. Jesteśmy ze sobą jakieś 5 lat, zamieszkaliśmy ze sobą po roku znajomości.

Od kilku miesiącu mam codziennie wahania nastrojów względem niej, bo uświadomiłem sobie chyba, że jej nie kocham, a naszą relacje kontynuujemy trochę z rozsądku. Ona powtarza mi czasem, że mnie kocha, jest mnie pewna, czasem sugeruje, że chciałaby usłyszeć jakieś deklaracje z mojej strony, i doskonale ją rozumiem. Ale ja nie umiem się na to zdobyć, bo nie jestem pewien swoich uczuć. Mój straszy brat mówi, że to normalne, uczucia wygasają, żebym z nią był bo to fajna kobieta, dobra, atrakcyjna, inteligentna. Moja przyjaciółka też stwierdziła, że byłbym draniem, jakbym od niej odszedł, że zabrałem jej najlepsze lata to ona sobie teraz życia nie ułoży - słusznie ma rację. Z drugiej strony mój kumpel mówi - to Twoje życie to Ty masz być szczęśliwy, kiedyś będziesz miał do niej pretensje, bo być może będziesz żałował.

No i tak - wszyscy z nich mają rację. A ja sam nie wiem co robić. Czuje zobowiązanie wobec niej, nad uczuciami ciężko panować, również kiedy zanikają.

Pomyślałem, że jakąś decyzję podjąć trzeba, założymy rodzinę, wcześniej się oświadczę, ale kompletnie tego nie czuję, mdli mnie na myśl o ślubie, weselu, to będzie trochę nieszczere z mojej strony, będę robić dobrą minę do złej gry, moje apogeum szczęścia w tym dniu to będzie jeden wielki teatr.

Nie wiem co robić, dorosły facet ze mnie, a czuję się z tym problemem jak jakiś zagubiony nastolatek, nigdy nie miałem problemu z podejmowaniem trudnych decyzji.

Proszę o jakieś rozsądne podpowiedzi, zaznaczam, że chcę dobrze wybrać dla każdego, ale nie wiem czy to jest realne w tej sytuacji. Dodam też od razu, że nie ma żadnej innej kobiety, nie zdradziłem mojej dziewczyny, ani nie mam zamiaru. Myślę, że ewentualne rozstanie z nią będzie dla mnie bardzo bolesne mimo, że z mojej decyzji i raczej planuję tu długą przerwę od kobiet, to nie tak, że mie ciągnie do innych.

Jaa jeeeeeeej juuuuuż nieeeeeee kocham.

Mdli mnie na myśl oooooo ślubie.

Miełość.

A ja myślałam, że tymi dyrdymałami w głowie mają zawrócone tylko dziewczyny. Okazuje się, że dorośli faceci też. 

Czy Ty w ogóle wiesz czym jest miłość. Nie miełość, jak z serialu, tylko miłość taka prawdziwa.

Jeśli razem żyjecie, gotujecie, jecie, sprzątacie, rozmawiacie i śmiejecie się, to uważasz, że to nie jest miłość?

A co jeśli Ci powiem, że tworzycie razem świat, być może najlepszy ze światów jakie znasz? Czy ona cię lubi? Czy jest ci z nią fajnie spędzać czas? Czy czujesz spokój i ulgę przebywając z nią? Bo jeśli tak, to jest to miłość.

A teraz będzie o miełośći.

Czyli przeciągających się spojrzeniach, napaleniu seksualnym, obsesji, potocznym zauroczeniu, zakochaniu. Tego Ci brak. Szczenięcego zachwytu. Emocji. Pewnie je znajdziesz z kimś kiedyś. Być może z dziewczyną z którą jesteś, być może z inną. Ale z inną możesz już nie znaleźć miłości. Informuję również, że haj szał ciał mija. Zawsze mija i się osłabia. 

Radzę na spokojnie sobie przemyśleć. Nasze uczucia to ciągłe górki i dołki. Nie wolno rujnować sobie życia, bo jest się chwilowo w dołku. Może za kilka miesięcy wasze uczucia przeżyją renesans.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

Ten caly topik to chyba jakas podpucha bo autor zniknal i go w ogole nie obchodzi co my o tym myslimy 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.04.2019 o 11:29, Gość TużPo30stce napisał:

Ona ma 30 lat, ja 32. Jesteśmy ze sobą jakieś 5 lat, zamieszkaliśmy ze sobą po roku znajomości.

Od kilku miesiącu mam codziennie wahania nastrojów względem niej, bo uświadomiłem sobie chyba, że jej nie kocham, a naszą relacje kontynuujemy trochę z rozsądku. Ona powtarza mi czasem, że mnie kocha, jest mnie pewna, czasem sugeruje, że chciałaby usłyszeć jakieś deklaracje z mojej strony, i doskonale ją rozumiem. Ale ja nie umiem się na to zdobyć, bo nie jestem pewien swoich uczuć. Mój straszy brat mówi, że to normalne, uczucia wygasają, żebym z nią był bo to fajna kobieta, dobra, atrakcyjna, inteligentna. Moja przyjaciółka też stwierdziła, że byłbym draniem, jakbym od niej odszedł, że zabrałem jej najlepsze lata to ona sobie teraz życia nie ułoży - słusznie ma rację. Z drugiej strony mój kumpel mówi - to Twoje życie to Ty masz być szczęśliwy, kiedyś będziesz miał do niej pretensje, bo być może będziesz żałował.

No i tak - wszyscy z nich mają rację. A ja sam nie wiem co robić. Czuje zobowiązanie wobec niej, nad uczuciami ciężko panować, również kiedy zanikają.

Pomyślałem, że jakąś decyzję podjąć trzeba, założymy rodzinę, wcześniej się oświadczę, ale kompletnie tego nie czuję, mdli mnie na myśl o ślubie, weselu, to będzie trochę nieszczere z mojej strony, będę robić dobrą minę do złej gry, moje apogeum szczęścia w tym dniu to będzie jeden wielki teatr.

Nie wiem co robić, dorosły facet ze mnie, a czuję się z tym problemem jak jakiś zagubiony nastolatek, nigdy nie miałem problemu z podejmowaniem trudnych decyzji.

Proszę o jakieś rozsądne podpowiedzi, zaznaczam, że chcę dobrze wybrać dla każdego, ale nie wiem czy to jest realne w tej sytuacji. Dodam też od razu, że nie ma żadnej innej kobiety, nie zdradziłem mojej dziewczyny, ani nie mam zamiaru. Myślę, że ewentualne rozstanie z nią będzie dla mnie bardzo bolesne mimo, że z mojej decyzji i raczej planuję tu długą przerwę od kobiet, to nie tak, że mie ciągnie do innych.

Czuję jakbym sam to napisał. To niemal dokładny opis moich odczuć sprzed paru lat. Mogę więc podzielić się Tobą tym, jak to wygląda z przyszłości;) Teraz utknąłem w miejscu, w którym nie ma już żadnej drogi do pełnego szczęścia. Z nią nie będę nigdy w pełni szczęśliwy, bez niej też nie, bo nie będę miał przy sobie dzieci,które dają mi mnóstwo szczęścia. I te wahania, o których piszesz cały czas są. Wielokrotnie żałuję, że zdecydowałem się na ślub, ale z podobną częstotliwością się cieszę, że dzięki niej mam dzieci. A więc reasumując, jeżeli chcesz dążyć do pełnego szczęścia raczej sie to w tym związku nie uda (chyba, że coś się naprawdę diametralnie odmieni, co również się zdarza), ale jeśli wysyarczy Ci jakieś tam szczęście cząstkowe, niepelne, myślę, że są na to szansę. Oczywiście, to tylko subiektywna opinia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 godzinę temu, Gość Gość napisał:

Jaa jeeeeeeej juuuuuż nieeeeeee kocham.

Mdli mnie na myśl oooooo ślubie.

Miełość.

A ja myślałam, że tymi dyrdymałami w głowie mają zawrócone tylko dziewczyny. Okazuje się, że dorośli faceci też. 

Czy Ty w ogóle wiesz czym jest miłość. Nie miełość, jak z serialu, tylko miłość taka prawdziwa.

Jeśli razem żyjecie, gotujecie, jecie, sprzątacie, rozmawiacie i śmiejecie się, to uważasz, że to nie jest miłość?

A co jeśli Ci powiem, że tworzycie razem świat, być może najlepszy ze światów jakie znasz? Czy ona cię lubi? Czy jest ci z nią fajnie spędzać czas? Czy czujesz spokój i ulgę przebywając z nią? Bo jeśli tak, to jest to miłość.

A teraz będzie o miełośći.

Czyli przeciągających się spojrzeniach, napaleniu seksualnym, obsesji, potocznym zauroczeniu, zakochaniu. Tego Ci brak. Szczenięcego zachwytu. Emocji. Pewnie je znajdziesz z kimś kiedyś. Być może z dziewczyną z którą jesteś, być może z inną. Ale z inną możesz już nie znaleźć miłości. Informuję również, że haj szał ciał mija. Zawsze mija i się osłabia. 

Radzę na spokojnie sobie przemyśleć. Nasze uczucia to ciągłe górki i dołki. Nie wolno rujnować sobie życia, bo jest się chwilowo w dołku. Może za kilka miesięcy wasze uczucia przeżyją renesans.

 

Gotowanie, sprzątanie,  itd to robi się wspólniei mieszając tez w akademiku,  czy wynajmując razem mieszkanie, to nie jest miłość, tylko wspólne życie. Miłość to uczucie, to chęć wspierania,  dbanie, czułość nie wyuczona a instynktowna, to rzucanie wszystkiego, gdy kochanej osobie dzieje się krzywda i pędzenie na pomoc,  to cierpliwość mężczyzny na humorki w kobiety, ale nie mylić z obojetnoscą, to wyrozumiałość. Takie wspólne mieszkanie błyskawicznie zmieni się w katorgę,  gdy pozna się osobę,  do której będzie leciało nasze serce i do której poczujemy to całe spektrum uczuć składających się na miłość. Nie nazywaj wiec przyzwyczajenia miłością i nie wprowadzaj autora w błąd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
4 godziny temu, Gość Gość napisał:

Gotowanie, sprzątanie,  itd to robi się wspólniei mieszając tez w akademiku,  czy wynajmując razem mieszkanie, to nie jest miłość, tylko wspólne życie. Miłość to uczucie, to chęć wspierania,  dbanie, czułość nie wyuczona a instynktowna, to rzucanie wszystkiego, gdy kochanej osobie dzieje się krzywda i pędzenie na pomoc,  to cierpliwość mężczyzny na humorki w kobiety, ale nie mylić z obojetnoscą, to wyrozumiałość. Takie wspólne mieszkanie błyskawicznie zmieni się w katorgę,  gdy pozna się osobę,  do której będzie leciało nasze serce i do której poczujemy to całe spektrum uczuć składających się na miłość. Nie nazywaj wiec przyzwyczajenia miłością i nie wprowadzaj autora w błąd.

Nie wiem co Ty robiłaś w akademiku ze wspólokatorami, ale jest różnica między wspólnym mieszkaniem, a wspólnym życiem i maniem własnego świata. Prywatnego i intymnego.

Rzucanie wszystkiego, bo komuś dzieje się krzywda? A jeśli ktoś sam siebie krzywdzi? Jak alkoholicy, narkomani, ludzie którzy nazaciągali kredytów? To trzeba rzucić pracę i pilnować alkoholika, albo całym majątkiem swoim poręczać za cudze długi? Co to jest ta krzywda? Że kurier się do ciebie niemiło zwrócił? A może, że złapałaś kapcia na zakupach?

Wtedy mąż powinien wybiec z pracy. Z ważnego spotkania. Z operacji na otwartym sercu. A nawet zamknąć sklep w którym sprzedaje. Rzucić obowiązki i pojechać szukać tego kuriera, żeby go ochrzanić, albo założyć ci zapasowkę, jakbyś sama nie umiała tego zrobić, lub wezwać pomoc drogową.

Cierpliwość na humorki. Zależy jakie i jak często. Wg. mnie miłość mówi- ogarnij się bo z toba nie wytrzymam. A miełość "znosi" cierpliwie. Bo istotą MIŁOŚCI jest świadomość, że trzeba ją pielęgnować. Bo może sie ona zagubić i można ją stracić. Miełość ślepo wierzy, że będzie trwać wiecznie, bo na początku padały same miłe słówka, biło serduszko, a w gaciach było mokro od samego patrzenia na siebie. Przepraszam, to jeszcze nie miłość. To pożądanie.

Gdy pozna się osobę? Raczej JEŚLI pozna się taką osobę.

A jeśli to serce znowu przestanie lecieć do tej poznanej osoby. Znowu zmiana? I znowu poszukiwania. I szukanie kolejnego "tego jedynego" Ile znasz małżeństw z wieloletnim stażem napalonych i zakochanych jak nastolatkowie? Czułość to może być wieczne głaskanie się rączkach, ale też odruchowe robienie komuś ulubionej kawy rano. Czułość po roku związku i po 25 latach może wyglądać zupełnie inaczej, ale czy któraś jest gorsza?

Przyzwyczajenie przyjdzie w każdym szczęśliwym związku. Bo po prostu bardzo szybko przyzwyczajamy sie do dobrego!

 

Kolejna panienka z mózgiem wypranym komediami romantycznymi.

Ta miełość, którą opisałaś to jest rok, w porywach dwa lata małżeństwa. A potem zwyczajne życie. 

To ty nie wprowadzaj autora w błąd. 

Że spotka kogoś bardziej wyjątkowego.(A może nie? Ma już ponad 30 lat, możliwości spotykania nowych ludzi są coraz mniejsze)

Że będzie bardziej.(A może nie będzie, bo znajomi jednak zmierzają w stronę stabilizacji i zakładania rodziny)

Powiedzmy, że porzuci dorosłą dziewczynę, gotową do wspólnego życia, złamie jej serce, zawiedzie nadzieje.

A( jak znam życie i facetów)za jakiś czas przemyśli sprawę, wybawi się jeszcze, poromansuje z laskami o dekadę młodszymi(bo tutaj ewidentnie chodzi o lęk przed dorosłością, dojrzewaniem, takie ostateczne pożegnanie dzieciństwa.), którym nie w głowie jeszcze stabilizacja i pranie jego gaci i jednak stwierdzi, że z poprzednią jednak to było TO. Bo się zwyczajnie zmęczy i zaczną go nudzić nierozumiejące go studentki.

No ale takie nawiedzone ...ki jak ty pewnie uznają, że to taaaaaaakie romantyczne starać sie wrócić do dziewczyny, której złamało się życie. Najlepiej jeśli ona już sobie ułoży wtedy życie bez niego. Z kimś innym. Jak jest bajzel to jest milość i romantyzm. 

Nie dziwi mnie już, że jest tyle rozwodów. jak sa takie durne przekonania na temat miłości. Zrywać związek z fajnym człowiekiem. Związek w którym nie ma patologii, zdrad i oszustw. Bo nie ma motylków w brzuszku i pała nie furczy jak ruski wentylator, a miś sie boi dorosnąć. Problem jest taki, że dorosłość juz go dopadła. Metryki nie oszuka.

Może autorze idź na terapię.

Może idź na nią razem z dziewczyną.

Może da się jeszcze to wszystko odnaleźć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zgościa
7 minut temu, Gość Gość napisał:

Nie wiem co Ty robiłaś w akademiku ze wspólokatorami, ale jest różnica między wspólnym mieszkaniem, a wspólnym życiem i maniem własnego świata. Prywatnego i intymnego.

Rzucanie wszystkiego, bo komuś dzieje się krzywda? A jeśli ktoś sam siebie krzywdzi? Jak alkoholicy, narkomani, ludzie którzy nazaciągali kredytów? To trzeba rzucić pracę i pilnować alkoholika, albo całym majątkiem swoim poręczać za cudze długi? Co to jest ta krzywda? Że kurier się do ciebie niemiło zwrócił? A może, że złapałaś kapcia na zakupach?

Wtedy mąż powinien wybiec z pracy. Z ważnego spotkania. Z operacji na otwartym sercu. A nawet zamknąć sklep w którym sprzedaje. Rzucić obowiązki i pojechać szukać tego kuriera, żeby go ochrzanić, albo założyć ci zapasowkę, jakbyś sama nie umiała tego zrobić, lub wezwać pomoc drogową.

Cierpliwość na humorki. Zależy jakie i jak często. Wg. mnie miłość mówi- ogarnij się bo z toba nie wytrzymam. A miełość "znosi" cierpliwie. Bo istotą MIŁOŚCI jest świadomość, że trzeba ją pielęgnować. Bo może sie ona zagubić i można ją stracić. Miełość ślepo wierzy, że będzie trwać wiecznie, bo na początku padały same miłe słówka, biło serduszko, a w gaciach było mokro od samego patrzenia na siebie. Przepraszam, to jeszcze nie miłość. To pożądanie.

Gdy pozna się osobę? Raczej JEŚLI pozna się taką osobę.

A jeśli to serce znowu przestanie lecieć do tej poznanej osoby. Znowu zmiana? I znowu poszukiwania. I szukanie kolejnego "tego jedynego" Ile znasz małżeństw z wieloletnim stażem napalonych i zakochanych jak nastolatkowie? Czułość to może być wieczne głaskanie się rączkach, ale też odruchowe robienie komuś ulubionej kawy rano. Czułość po roku związku i po 25 latach może wyglądać zupełnie inaczej, ale czy któraś jest gorsza?

Przyzwyczajenie przyjdzie w każdym szczęśliwym związku. Bo po prostu bardzo szybko przyzwyczajamy sie do dobrego!

 

Kolejna panienka z mózgiem wypranym komediami romantycznymi.

Ta miełość, którą opisałaś to jest rok, w porywach dwa lata małżeństwa. A potem zwyczajne życie. 

To ty nie wprowadzaj autora w błąd. 

Że spotka kogoś bardziej wyjątkowego.(A może nie? Ma już ponad 30 lat, możliwości spotykania nowych ludzi są coraz mniejsze)

Że będzie bardziej.(A może nie będzie, bo znajomi jednak zmierzają w stronę stabilizacji i zakładania rodziny)

Powiedzmy, że porzuci dorosłą dziewczynę, gotową do wspólnego życia, złamie jej serce, zawiedzie nadzieje.

A( jak znam życie i facetów)za jakiś czas przemyśli sprawę, wybawi się jeszcze, poromansuje z laskami o dekadę młodszymi(bo tutaj ewidentnie chodzi o lęk przed dorosłością, dojrzewaniem, takie ostateczne pożegnanie dzieciństwa.), którym nie w głowie jeszcze stabilizacja i pranie jego gaci i jednak stwierdzi, że z poprzednią jednak to było TO. Bo się zwyczajnie zmęczy i zaczną go nudzić nierozumiejące go studentki.

No ale takie nawiedzone ...ki jak ty pewnie uznają, że to taaaaaaakie romantyczne starać sie wrócić do dziewczyny, której złamało się życie. Najlepiej jeśli ona już sobie ułoży wtedy życie bez niego. Z kimś innym. Jak jest bajzel to jest milość i romantyzm. 

Nie dziwi mnie już, że jest tyle rozwodów. jak sa takie durne przekonania na temat miłości. Zrywać związek z fajnym człowiekiem. Związek w którym nie ma patologii, zdrad i oszustw. Bo nie ma motylków w brzuszku i pała nie furczy jak ruski wentylator, a miś sie boi dorosnąć. Problem jest taki, że dorosłość juz go dopadła. Metryki nie oszuka.

Może autorze idź na terapię.

Może idź na nią razem z dziewczyną.

Może da się jeszcze to wszystko odnaleźć.

Ha ha. Jakie wyzwiska dla autora tamtego posta. W sumie zero merytoryki tylko jakiś żal przemawia. Jedno jest pewne. Jeśli ktoś nie przeżył tego co było wyżej napisane to nie zrozumie. I wątpię żeby ktoś miał źle intencje pisząc swoje zdanie i doświadczenie. Autor sam musi przemyśleć bo wyraźnie się miota a to na tą chwilę źle wróży jego związkowi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 godzinę temu, Gość zgościa napisał:

Ha ha. Jakie wyzwiska dla autora tamtego posta. W sumie zero merytoryki tylko jakiś żal przemawia. Jedno jest pewne. Jeśli ktoś nie przeżył tego co było wyżej napisane to nie zrozumie. I wątpię żeby ktoś miał źle intencje pisząc swoje zdanie i doświadczenie. Autor sam musi przemyśleć bo wyraźnie się miota a to na tą chwilę źle wróży jego związkowi.

Zero merytoryki? Tak sądzisz? Dlaczego?

Takie są fakty. Miłość to nie są te banialuki z telewizji i romansideł. No i tęsknicie, sami nie wiecie za czym.

Wiecie, że większość ludzi nigdy by się nie zakochała, gdyby nie to, że dookoła bombardują nas "wzorce", że trzeba się zakochać.

Miłość romantyczna to społeczna iluzja, utopia konsumpcyjna i współczesna post religia. W myśl konstruktywizmu nie ma innej rzeczywistości niż kulturowa i w związku z tym nie ma innej miłości od tej, która jest produktem społeczeństwa. W myśl konstruktywistycznych teorii miłości, uczucie to nie jest niczym więcej, jak tylko społecznym scenariuszem, iluzją, by podtrzymać strukturę społeczną w „należytym porządku”, rytuałem i wdrukowanym w umysły schematem poprawnego postępowania w zakresie fizycznej reprodukcji. Miłość w wersji europejskiej jest zjawiskiem w świecie wyjątkowym i niespotykanym nigdzie tam, gdzie nie ma telewizorów i rozwiniętego kapitalizmu, narzucających Europejczykom społecznie uzgodniony scenariusz postępowania w seksie. Miłość wydaje się jedyną rzeczą prawdziwie mistyczną w kulturze ponowoczesnej, w której wszystko już stało się nudne, bo zdemistyfikowane. Miłość jest tak „niezwykła”, „pasjonująca”, „metafizyczna” i „nie da się jej wyrazić słowami” dlatego, że taki jej scenariusz akurat obowiązuje. Taką właśnie miłością karmi się hollywoodzki film, i repertuar pop-szansonistek, które gdyby miłosny mit nie istniał nie miały by o czym śpiewać. Taka właśnie miłość ukazuje najpełniej swoje współczesne konsumpcyjne i kiczowate oblicze w Święto Zakochanych (Dzień Świętego Walentego).

Ulrich Beck pisze, że w ponowoczesnych, postkapitalistycznych, zlaicyzowanych społeczeństwach to właśnie miłość erotyczna zajmuje miejsce religii. Miłość sama stała się tutaj swego rodzaju postreligią czy też wszechobowiązującą ideologią – zastąpiła bowiem Boga, marksizm czy wiarę w rynek. Pozostając społeczną fikcją, jest ważna, bo teraz to właśnie ona wskazuje cele.

Niewątpliwie skutkiem ubocznym oparcia współczesnych związków małżeńskich na miłości jest wysoki wskaźnik rozwodów. Wzorzec romantycznej miłości rozpowszechniają media – tym samym dając do zrozumienia, że romantyczna miłość to coś, co może przydarzyć się każdemu. Miłość ma w tym sensie potencję czegoś, co może się wydarzyć w przyszłości, i do czego, z racji przyjemności, która jest w miłość wbudowana należy za wszelką cenę dążyć (czego kosztem są ustawiczne procesy budowania i zrywania związków). Stąd tęsknota za wielką, wieczną miłością i w jej imieniu, nieustanne poszukiwania, które rozbijają związek za związkiem. Mimo, że panuje przekonanie, że małżeństwo oparte na miłości powinno być „wieczne”, gdy tylko „coś się zepsuje”, natychmiast dochodzi do zrywania więzi. Dążenie do realizacji potrzeby romantycznej miłości, która – kiedy się wydarza – słabo też koresponduje z dążnością do samorealizacji i jednostkowej autonomii, ponieważ uzależnia od drugiego człowieka.

Straszcie dalej autora "nieszczęściem, duszeniem się, katorgą" w długoletnim związku z fajną dziewczyną.

Tylko dajcie mu gwarancję na tę miełość do grobowej deski. Z tą jedyną wyjątkową i niepowtarzalną.

Bo ja mu jej nie daję. W najlepszym wypadku za pare lat poczuje to samo zniechęcenie tylko do innej kobiety.

Tylko wtedy może być już po prostu zbyt stary i wygodny na zmiany. Tzn. dojrzały, bo będzie umiał poszukać życiowej satysfakcji nie tylko w związku, ale i poza nim. Hobby, wolontariat, religia, dzieci, wnuki, kariera.

Uważam, że to mega słabe, że w naszym społeczeństwie uważa się, że bez miełości życie jest niepełne, niesatysfakcjonujące, a związki to już w ogóle dno i dwa metry mułu. Że na jedną osobę zawieszamy swoje poczucie szczęścia. Chcemy żeby była przyjaciółką, rodzicem, kochanką, partnerką i chu wie kim jeszcze.

1 godzinę temu, Gość zgościa napisał:

Jeśli ktoś nie przeżył tego co było wyżej napisane to nie zrozumie.

Tajemniczość, mistycyzm, wyższy stopień wtajemniczenia.

Rzeczywiście, mielość jest jak religia dzisiejszych czasów.

Związek autora znajduje się na pograniczu związku przyjacielskiego i pustego. Serio polecam terapię. Może się uda coś poratować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zgościa
7 minut temu, Gość Gość napisał:

Zero merytoryki? Tak sądzisz? Dlaczego?

Takie są fakty. Miłość to nie są te banialuki z telewizji i romansideł. No i tęsknicie, sami nie wiecie za czym.

Wiecie, że większość ludzi nigdy by się nie zakochała, gdyby nie to, że dookoła bombardują nas "wzorce", że trzeba się zakochać.

Miłość romantyczna to społeczna iluzja, utopia konsumpcyjna i współczesna post religia. W myśl konstruktywizmu nie ma innej rzeczywistości niż kulturowa i w związku z tym nie ma innej miłości od tej, która jest produktem społeczeństwa. W myśl konstruktywistycznych teorii miłości, uczucie to nie jest niczym więcej, jak tylko społecznym scenariuszem, iluzją, by podtrzymać strukturę społeczną w „należytym porządku”, rytuałem i wdrukowanym w umysły schematem poprawnego postępowania w zakresie fizycznej reprodukcji. Miłość w wersji europejskiej jest zjawiskiem w świecie wyjątkowym i niespotykanym nigdzie tam, gdzie nie ma telewizorów i rozwiniętego kapitalizmu, narzucających Europejczykom społecznie uzgodniony scenariusz postępowania w seksie. Miłość wydaje się jedyną rzeczą prawdziwie mistyczną w kulturze ponowoczesnej, w której wszystko już stało się nudne, bo zdemistyfikowane. Miłość jest tak „niezwykła”, „pasjonująca”, „metafizyczna” i „nie da się jej wyrazić słowami” dlatego, że taki jej scenariusz akurat obowiązuje. Taką właśnie miłością karmi się hollywoodzki film, i repertuar pop-szansonistek, które gdyby miłosny mit nie istniał nie miały by o czym śpiewać. Taka właśnie miłość ukazuje najpełniej swoje współczesne konsumpcyjne i kiczowate oblicze w Święto Zakochanych (Dzień Świętego Walentego).

Ulrich Beck pisze, że w ponowoczesnych, postkapitalistycznych, zlaicyzowanych społeczeństwach to właśnie miłość erotyczna zajmuje miejsce religii. Miłość sama stała się tutaj swego rodzaju postreligią czy też wszechobowiązującą ideologią – zastąpiła bowiem Boga, marksizm czy wiarę w rynek. Pozostając społeczną fikcją, jest ważna, bo teraz to właśnie ona wskazuje cele.

Niewątpliwie skutkiem ubocznym oparcia współczesnych związków małżeńskich na miłości jest wysoki wskaźnik rozwodów. Wzorzec romantycznej miłości rozpowszechniają media – tym samym dając do zrozumienia, że romantyczna miłość to coś, co może przydarzyć się każdemu. Miłość ma w tym sensie potencję czegoś, co może się wydarzyć w przyszłości, i do czego, z racji przyjemności, która jest w miłość wbudowana należy za wszelką cenę dążyć (czego kosztem są ustawiczne procesy budowania i zrywania związków). Stąd tęsknota za wielką, wieczną miłością i w jej imieniu, nieustanne poszukiwania, które rozbijają związek za związkiem. Mimo, że panuje przekonanie, że małżeństwo oparte na miłości powinno być „wieczne”, gdy tylko „coś się zepsuje”, natychmiast dochodzi do zrywania więzi. Dążenie do realizacji potrzeby romantycznej miłości, która – kiedy się wydarza – słabo też koresponduje z dążnością do samorealizacji i jednostkowej autonomii, ponieważ uzależnia od drugiego człowieka.

Straszcie dalej autora "nieszczęściem, duszeniem się, katorgą" w długoletnim związku z fajną dziewczyną.

Tylko dajcie mu gwarancję na tę miełość do grobowej deski. Z tą jedyną wyjątkową i niepowtarzalną.

Bo ja mu jej nie daję. W najlepszym wypadku za pare lat poczuje to samo zniechęcenie tylko do innej kobiety.

Tylko wtedy może być już po prostu zbyt stary i wygodny na zmiany. Tzn. dojrzały, bo będzie umiał poszukać życiowej satysfakcji nie tylko w związku, ale i poza nim. Hobby, wolontariat, religia, dzieci, wnuki, kariera.

Uważam, że to mega słabe, że w naszym społeczeństwie uważa się, że bez miełości życie jest niepełne, niesatysfakcjonujące, a związki to już w ogóle dno i dwa metry mułu. Że na jedną osobę zawieszamy swoje poczucie szczęścia. Chcemy żeby była przyjaciółką, rodzicem, kochanką, partnerką i chu wie kim jeszcze.

Tajemniczość, mistycyzm, wyższy stopień wtajemniczenia.

Rzeczywiście, mielość jest jak religia dzisiejszych czasów.

Związek autora znajduje się na pograniczu związku przyjacielskiego i pustego. Serio polecam terapię. Może się uda coś poratować.

Nie. Po prostu wszystko jest wtedy prostsze. To autor ma problem, nie ja. Nie mogę teraz czytać. Być może odniose się później. W każdym razie ja nie miałam wątpliwosci co do wybranka. Więc przyszło mi tylko na myśl że być może niedojrzały... Tak tak uważam że czasem charakter kształtuje się grubo po 30 tce więc argument wieku też do mnie nie do końca przemawia, albo to nie ta kobieta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
6 godzin temu, Gość Gość napisał:

Gotowanie, sprzątanie,  itd to robi się wspólniei mieszając tez w akademiku,  czy wynajmując razem mieszkanie, to nie jest miłość, tylko wspólne życie. Miłość to uczucie, to chęć wspierania,  dbanie, czułość nie wyuczona a instynktowna, to rzucanie wszystkiego, gdy kochanej osobie dzieje się krzywda i pędzenie na pomoc,  to cierpliwość mężczyzny na humorki w kobiety, ale nie mylić z obojetnoscą, to wyrozumiałość. Takie wspólne mieszkanie błyskawicznie zmieni się w katorgę,  gdy pozna się osobę,  do której będzie leciało nasze serce i do której poczujemy to całe spektrum uczuć składających się na miłość. Nie nazywaj wiec przyzwyczajenia miłością i nie wprowadzaj autora w błąd.

Nic dodać nic ując. Brawo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Oczywiście, że jest niedojrzały. Dlatego przewiduję trzy scenariusze. Jeden, zrywa, idzie w tango, baluje, pasje(rower, biegi i siłownia- teraz wszyscy się tym interesują), dziewczyny, wyjazdy, podróże, od znajomych dowiaduje się, że była zaręczyła się/urodziła dziecko(innemu), wtedy zaczyna tęsknić i usiłuje do niej wrócić. Nie udaje mu się i na zawsze już czuje niespełnienie, czuje że stracił "miłość życia". 

Dwa. Początek ten sam co w jedynce, ale spotyka kilka lat młodszą dziewczynę, zako...e się i w ciągu 3 lat od pierwszej randki jest ślub, wesele, dziecko, pies, kredyt na mieszkanie, drugie dziecko, kot, budowa domu.  I wtedy zaczyna się zwyczajne życie. Żona robi się bardziej matką, życie rodzinne trochę nudne i przewidywalne, masa pracy, monotonia. Bycie ojcem to też nie przelewki. Zaczyna się tęsknić za młodością i tym czymś. Żona go mierzi. Poznaje w pracy inną kobietę. Scenariusz już znacie. Czuje rozdarcie między rodziną, a "miłością".

Trzy. Zostaje z obecną kobietą. I jest wiecznie nieszczęśliwy z nią. Romansuje na boku, ale nigdy nie odważa się jej zostawić. Tęskni chociaż nie wie za czym. A tak to normalne życie, dom, dzieci, pies.

 

Ten typ tak ma. Wiecznie będzie nieszczęśliwy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
5 minut temu, Gość Gość napisał:

Oczywiście, że jest niedojrzały. Dlatego przewiduję trzy scenariusze. Jeden, zrywa, idzie w tango, baluje, pasje(rower, biegi i siłownia- teraz wszyscy się tym interesują), dziewczyny, wyjazdy, podróże, od znajomych dowiaduje się, że była zaręczyła się/urodziła dziecko(innemu), wtedy zaczyna tęsknić i usiłuje do niej wrócić. Nie udaje mu się i na zawsze już czuje niespełnienie, czuje że stracił "miłość życia". 

Dwa. Początek ten sam co w jedynce, ale spotyka kilka lat młodszą dziewczynę, zako...e się i w ciągu 3 lat od pierwszej randki jest ślub, wesele, dziecko, pies, kredyt na mieszkanie, drugie dziecko, kot, budowa domu.  I wtedy zaczyna się zwyczajne życie. Żona robi się bardziej matką, życie rodzinne trochę nudne i przewidywalne, masa pracy, monotonia. Bycie ojcem to też nie przelewki. Zaczyna się tęsknić za młodością i tym czymś. Żona go mierzi. Poznaje w pracy inną kobietę. Scenariusz już znacie. Czuje rozdarcie między rodziną, a "miłością".

Trzy. Zostaje z obecną kobietą. I jest wiecznie nieszczęśliwy z nią. Romansuje na boku, ale nigdy nie odważa się jej zostawić. Tęskni chociaż nie wie za czym. A tak to normalne życie, dom, dzieci, pies.

 

Ten typ tak ma. Wiecznie będzie nieszczęśliwy.

Wychodzi na to że wszyscy są nieszczesliwi chyba że w początkowej fazie. Autor nie jest szczęśliwy i on to wie. Niedojrzaloscia jest bytowanie i robienie dzieciaka a taki scenariusz go czeka. Sami raczej też nią nie grzeszycie wspierając kogoś w glupocie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Tak się zastanawiam czy wszyscy którzy radzą mu się żenic sami by z radością i bez zassanowienia wchodzili w związki małżeńskie gdy sami mają mdłości na samą myśl o tym i wiedzą, że nie kochają? Jeżeli ktoś czuje, że nie chce, to powinien się wstrzymać i zastanowić i dopiero podjąć decyzję, lewo lub prawo. Szkoda czasu tej dziewczyny i jego. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 minutę temu, Gość Gosc napisał:

Tak się zastanawiam czy wszyscy którzy radzą mu się żenic sami by z radością i bez zassanowienia wchodzili w związki małżeńskie gdy sami mają mdłości na samą myśl o tym i wiedzą, że nie kochają? Jeżeli ktoś czuje, że nie chce, to powinien się wstrzymać i zastanowić i dopiero podjąć decyzję, lewo lub prawo. Szkoda czasu tej dziewczyny i jego. 

 

Zapewne sami tkwią w gownie i zależy im by inni też byli podobnie nieszczesliwi bo to jakby umniejszy ich własnemu nieszczęściu. Albo kobiety czują że ich faceci sądzą o nich to samo ale się oszukują. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
Dnia 16.04.2019 o 11:29, Gość TużPo30stce napisał:

Mój straszy brat mówi, że to normalne, uczucia wygasają, żebym z nią był bo to fajna kobieta, dobra, atrakcyjna, inteligentna. Moja przyjaciółka też stwierdziła, że byłbym draniem, jakbym od niej odszedł, że zabrałem jej najlepsze lata to ona sobie teraz życia nie ułoży - słusznie ma rację. Z drugiej strony mój kumpel mówi - to Twoje życie to Ty masz być szczęśliwy, kiedyś będziesz miał do niej pretensje, bo być może będziesz żałował.

Twój brat się myli - nie ma reguły, że uczucia wygasają, a jeżeli faktycznie w związku uczucia wygasają to czas myśleć o rozstaniu. 

Przyjaciółka też głupoty gada - jak można sobie lata marnować będąc z kimś kogo się kocha i kto kocha Ciebie? Marnuje się lata sobie i komuś  wtedy, gdy się jest z kimś tylko dlatego że długo się już jest razem.

Najmądrzejszy jest w sumie kumpel, przy czym tu nie chodzi tylko o twoje szczęście, ale i o szczęście dziewczyny. Chciałbyś być z kimś kto Cię nie kocha?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
4 minuty temu, Gość Gość napisał:

Twój brat się myli - nie ma reguły, że uczucia wygasają, a jeżeli faktycznie w związku uczucia wygasają to czas myśleć o rozstaniu. 

 

A potem ta sama osoba powie o tym, że dawniej naprawiało się, a nie wyrzucało.

Pół życia można przez coś takiego zmarnować. Bo nagle się okazuje, że znajomi z żonami zbudowali firmy, pokupowali domy i mieszkania, odchowali dzieci i jeżdżą teraz po świecie, w zgodzie i przyjaźni oraz mają pomysły na dalsze inwestycje, a my jesteśmy trzeci raz na etapie "uczucia wygasają czas myśleć o rozstaniu"

 

12 minut temu, Gość Gość napisał:

Zapewne sami tkwią w gownie i zależy im by inni też byli podobnie nieszczesliwi bo to jakby umniejszy ich własnemu nieszczęściu. Albo kobiety czują że ich faceci sądzą o nich to samo ale się oszukują. 

Czyli jak w związku nie ma już pierdzących tęczą motylków, to związek jest nieudany i jest to tkwienie w gownie? W takim razie zmiana partnera zawsze kiedy kończy sie zakochanie, to wdepywanie w coraz większe gowno raz po raz, bez namysłu. Przepraszam czy myślisz, że dla swojego faceta będziesz zawsze muzą i boginą zmysłowości? Nawet jak będziesz mieć 80 lat i dwa sztuczne biodra. A on dla ciebie? Jak już nie będzie mu stawał i będzie miał sztuczne zęby?

 

 

 

 

 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

A autora jak nie bylo tak nie ma. Nie ma wiec sensu dalej tu cos pisac 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

"

A potem ta sama osoba powie o tym, że dawniej naprawiało się, a nie wyrzucało.

Pół życia można przez coś takiego zmarnować. Bo nagle się okazuje, że znajomi z żonami zbudowali firmy, pokupowali domy i mieszkania, odchowali dzieci i jeżdżą teraz po świecie, w zgodzie i przyjaźni oraz mają pomysły na dalsze inwestycje, a my jesteśmy trzeci raz na etapie "uczucia wygasają czas myśleć o rozstaniu"

X

I ci sami znajomi przy piwku narzekają na żony i szukają kochanek lub je mają i mówią " stary tobie to dobrze, nie wdepnąles w g... Nie ma reguły. Ale namawianie do slubu gdy ktos czuje, ze to nie to jest porażką. Owszem ta dziewczyna jest w gorszej sytuacji niż on, ale jesli ten związek miałby się i tak rozpaść to lebiej dla niej, ze wcześniej niż później. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
17 minut temu, Gość Gość napisał:

A potem ta sama osoba powie o tym, że dawniej naprawiało się, a nie wyrzucało.

Pół życia można przez coś takiego zmarnować. Bo nagle się okazuje, że znajomi z żonami zbudowali firmy, pokupowali domy i mieszkania, odchowali dzieci i jeżdżą teraz po świecie, w zgodzie i przyjaźni oraz mają pomysły na dalsze inwestycje, a my jesteśmy trzeci raz na etapie "uczucia wygasają czas myśleć o rozstaniu"

 

Czyli jak w związku nie ma już pierdzących tęczą motylków, to związek jest nieudany i jest to tkwienie w gownie? W takim razie zmiana partnera zawsze kiedy kończy sie zakochanie, to wdepywanie w coraz większe gowno raz po raz, bez namysłu. Przepraszam czy myślisz, że dla swojego faceta będziesz zawsze muzą i boginą zmysłowości? Nawet jak będziesz mieć 80 lat i dwa sztuczne biodra. A on dla ciebie? Jak już nie będzie mu stawał i będzie miał sztuczne zęby?

 

 

 

 

 

 

Pytanie brzmi czego autor chce a nie czego my. On ma świadomie podjąć decyzję. Póki co mu to nie wychodzi. Ta droga należy do niego. Ale tak jak ktoś napisał wyżej. Ten typ tak ma. Wygodny jest i nic nie zrobi w kierunku zmiany życia. Czy z nią czy samemu. A to że pokrzyczysz że jest super tak jak jest niczego nie zmieni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
21 minut temu, Gość Gość napisał:
48 minut temu, Gość Gość napisał:

Twój brat się myli - nie ma reguły, że uczucia wygasają, a jeżeli faktycznie w związku uczucia wygasają to czas myśleć o rozstaniu. 

 

A potem ta sama osoba powie o tym, że dawniej naprawiało się, a nie wyrzucało.

Pół życia można przez coś takiego zmarnować. Bo nagle się okazuje, że znajomi z żonami zbudowali firmy, pokupowali domy i mieszkania, odchowali dzieci i jeżdżą teraz po świecie, w zgodzie i przyjaźni oraz mają pomysły na dalsze inwestycje, a my jesteśmy trzeci raz na etapie "uczucia wygasają czas myśleć o rozstaniu"

Jestem w związku ponad 25 lat (jako małżeństwo ponad 18 lat) i uczucie nadal nie wygasło. A jak chcesz naprawić wygasające uczucie? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
8 minut temu, Gość Gosc napisał:

"I ci sami znajomi przy piwku narzekają na żony i szukają kochanek lub je mają i mówią " stary tobie to dobrze, nie wdepnąles w g... Nie ma reguły. Ale namawianie do slubu gdy ktos czuje, ze to nie to jest porażką. Owszem ta dziewczyna jest w gorszej sytuacji niż on, ale jesli ten związek miałby się i tak rozpaść to lebiej dla niej, ze wcześniej niż później. 

Narzekanie na żony przy piwie traktowałabym raczej jako sztukę dla sztuki. Jeśli za tym nie idą konkretne kroki jak pozew rozwodowy, to jest to zwykłe narzekanie na to że trzeba na coś narzekać. Do kochanek też zwykle im sie nie spieszy wyprowadzać. A przynajmniej są na tyle dorobieni, że w pewnym wieku ich na te kochanki stać. W przeciwieństwie do kogoś, kto swoje szczęście oparł na wiecznym poszukiwaniu "ideału" i idealnej miłości. Bo takie podejście do sprawy powoduje, że z każdym nowym partnerem zaczynamy swoje życie od nowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
11 minut temu, Gość Gość napisał:

Jestem w związku ponad 25 lat (jako małżeństwo ponad 18 lat) i uczucie nadal nie wygasło. A jak chcesz naprawić wygasające uczucie? 

I jest takie samo jak po trzech miesiącach związku ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
14 minut temu, Gość Gość napisał:

I jest takie samo jak po trzech miesiącach związku ?

Kocham go bardziej, co ja tam o nim wiedziałam po 3 miesiącach związku- to raczej nie była miłość, a o miłości mowa. Autor pisał, że chyba już jej nie kocha. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Ciekawa jestem ile z tych bezkompromisowych pań, które uczucia cenią ponad wszystko, było w takiej samej sytuacji jak dziewczyna Autora?

Nieświadome tego że partner jest na etapie odkochiwania się?

Ile z Was truło dooope facetowi o pierścionek i zaręczyny?

O jakieś poważniejsze deklaracje.

Ile tych ślubów zostało zawartych, bo ciąża?

Ile poślubiło przyjaciela, a nie kochanka?

Ile wyszło za mąż, bo chciało mieć rodzinę, a ten facet wydawał się odpowiedni.

Ile z Was wyszło za mąż z miłości, ale z związku jest teraz średnio zadowolona, natomiast inne sprawy w życiu dają jej spełnienie.

Bo nagle okazuje się, że miłość jest priorytetem na kafeterii, wszyscy są wiecznie zakochani w swoich mężach, a żony są zawsze kochane i pożądane.

Śmiech na sali.

A w ogóle w momencie odczuwania wątpliwości co do związku wszyscy pakują się i uciekają, bo bez zakochania sie nie da, i wszystko jest ciemność i krowy mleka nie dają.

Kurde. Żyję w jakimś innym świecie chyba.

Bo widzę dookoła pełno średnio-, dość- i całkiem- udanych par. Wieloletnich. Bez patologii. Ale WIELKICH uczuć  i wiecznego zakochania tam też nie widać. Ot, zwyczajne rozmowy, zwyczajne spędzanie czasu, zwyczajne problemy. Jest w porządku, ale bez fajerwerków. Jest szacunek, nie namiętność. Jest czas razem, ale bardzo dużo czasu jest osobno.

 

Wątek założył stary koń, którego ogarnęła panika, bo zorientował się, że nie jest już chłopcem. I, że ktoś może czegoś od niego oczekiwać, wymagać. I panika! Przez ostatnie pięć lat kochał tą dziewczynę. Od kilku miesięcy sam nie wie czy ją kocha czy nie. Więc za kilka miesięcy może ją bardziej kochać niż nie kochać. I zamiast pomóc mu może odnaleźć w sobie tę miłość. Zawalczyć o uczucie, to każecie mu się rozstać. Rzucić i przekreślić pięć lat życia. Bo w związku nie ma już motylków. Wyobraźcie sobie, że tam po drugiej stronie te rady czyta Wasz facet.

Pomyślcie też o tej dziewczynie.

Ciekawa też jestem jak wiele z was w wieku 30 lat wolałaby zaczynać na nowo randkowanie, po pięciu latach udanego związku zakończonego ot tak. 

Nikt nie daje Ci gwarancji, ze poznasz kogoś kto spełnia twoje standardy. Nie ma gwarancji, że znowu się zakochasz. Nikt Ci nie powie ile czasu to zajmie. Nikt nie obieca Ci, że będziesz mieć rodzinę i dzieci.

Jak wiele z Was jednak wolałoby jednak wyjść za mąż i mieć dziecko, nawet jeśli to zakończy się rozwodem? Albo mieć dzieci, rodzinę, ale związek średnio satysfakcjonujący, bez patologii, ale też bez romantycznych porywów.

 

Ale pewnie okaże się, że Wy wszystko dla miłości. I bez zakochanego w Tobie faceta to w ogóle życia nie ma. I, że ta miłość do faceta to ta najważniejsza.

Tia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
36 minut temu, Gość Gość napisał:

Kocham go bardziej, co ja tam o nim wiedziałam po 3 miesiącach związku- to raczej nie była miłość, a o miłości mowa. Autor pisał, że chyba już jej nie kocha. 

Skąd wiedziałam, że padnie taka odpowiedź! Nie dość, że nie na pytanie, to jeszcze trzeba było sie pochwalić, że jest BARDZIEJ.

No właśnie. Chyba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosciowa

A ja odwroce sytuacje - czy autor chcialby zeby dziewczyna, mimo takiego poczucia jak on ma teraz za niego wyszla? Bez rozmowy, bez szczerości, takie udawanie z rozsądku? Nikt nie zasługuje na to, żeby być potraktowanym jako bezpieczna opcja. Wg mnie malzenstwo niesie tyle trudnosci w zyciu, ze w chwili decyzji trzeba wiedziec ze to to. Ja tez sie kiedys zastanawialam nad swoim związkiem z rozsadku, i zdecydowalam  sie go przerwac, to była jedna z moich najlepszych decyzji w życiu, dziś widzę że to nie miało szansy się udać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szurak
18 godzin temu, Gość Chłopak na opak napisał:

Zostaw ja skoro jej nie kochasz. W przeciwnym razie skrzywdzisz i siebie, i ją. 

nie musi jej kochać ani ona jego, ważne że dogadują się i mają podobne poglądy życiowe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobre
5 minut temu, Gość Gość napisał:

Ciekawa jestem ile z tych bezkompromisowych pań, które uczucia cenią ponad wszystko, było w takiej samej sytuacji jak dziewczyna Autora?

Nieświadome tego że partner jest na etapie odkochiwania się?

Ile z Was truło dooope facetowi o pierścionek i zaręczyny?

O jakieś poważniejsze deklaracje.

Ile tych ślubów zostało zawartych, bo ciąża?

Ile poślubiło przyjaciela, a nie kochanka?

Ile wyszło za mąż, bo chciało mieć rodzinę, a ten facet wydawał się odpowiedni.

Ile z Was wyszło za mąż z miłości, ale z związku jest teraz średnio zadowolona, natomiast inne sprawy w życiu dają jej spełnienie.

Bo nagle okazuje się, że miłość jest priorytetem na kafeterii, wszyscy są wiecznie zakochani w swoich mężach, a żony są zawsze kochane i pożądane.

Śmiech na sali.

A w ogóle w momencie odczuwania wątpliwości co do związku wszyscy pakują się i uciekają, bo bez zakochania sie nie da, i wszystko jest ciemność i krowy mleka nie dają.

Kurde. Żyję w jakimś innym świecie chyba.

Bo widzę dookoła pełno średnio-, dość- i całkiem- udanych par. Wieloletnich. Bez patologii. Ale WIELKICH uczuć  i wiecznego zakochania tam też nie widać. Ot, zwyczajne rozmowy, zwyczajne spędzanie czasu, zwyczajne problemy. Jest w porządku, ale bez fajerwerków. Jest szacunek, nie namiętność. Jest czas razem, ale bardzo dużo czasu jest osobno.

 

Wątek założył stary koń, którego ogarnęła panika, bo zorientował się, że nie jest już chłopcem. I, że ktoś może czegoś od niego oczekiwać, wymagać. I panika! Przez ostatnie pięć lat kochał tą dziewczynę. Od kilku miesięcy sam nie wie czy ją kocha czy nie. Więc za kilka miesięcy może ją bardziej kochać niż nie kochać. I zamiast pomóc mu może odnaleźć w sobie tę miłość. Zawalczyć o uczucie, to każecie mu się rozstać. Rzucić i przekreślić pięć lat życia. Bo w związku nie ma już motylków. Wyobraźcie sobie, że tam po drugiej stronie te rady czyta Wasz facet.

Pomyślcie też o tej dziewczynie.

Ciekawa też jestem jak wiele z was w wieku 30 lat wolałaby zaczynać na nowo randkowanie, po pięciu latach udanego związku zakończonego ot tak. 

Nikt nie daje Ci gwarancji, ze poznasz kogoś kto spełnia twoje standardy. Nie ma gwarancji, że znowu się zakochasz. Nikt Ci nie powie ile czasu to zajmie. Nikt nie obieca Ci, że będziesz mieć rodzinę i dzieci.

Jak wiele z Was jednak wolałoby jednak wyjść za mąż i mieć dziecko, nawet jeśli to zakończy się rozwodem? Albo mieć dzieci, rodzinę, ale związek średnio satysfakcjonujący, bez patologii, ale też bez romantycznych porywów.

 

Ale pewnie okaże się, że Wy wszystko dla miłości. I bez zakochanego w Tobie faceta to w ogóle życia nie ma. I, że ta miłość do faceta to ta najważniejsza.

Tia.

Po pierwsze nikt mu nic nie karze tylko doradza przemyślenie sprawy przed podejmowaniem decyzji. Po drugie bardzo zastanawia pani emocjonalne podejście do sprawy. Ja widze co się dzieje dookoła i nie życzę autorowi toksycznego związku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
1 minutę temu, Gość szurak napisał:

nie musi jej kochać ani ona jego, ważne że dogadują się i mają podobne poglądy życiowe

Nareszcie ktoś rozsądny!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobre

I zapomniałam po trzecie, 30 lat to nie stary koń... Dany wiek nie wiąże się automatycznie z dojrzałością do małżeństwa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×