Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość NanaBlue

Opowiesci porodowe

Polecane posty

Gość NanaBlue

W tym roku urodziłam swoje pierwsze dziecko. Pierwszy trymestr ciazy był ciężki ze względu na mdłości, wymioty i osłabienie...przez resztę ciazy czułam się świetnie. Tak ze mogłam góry przenosić i wypiękniałam. Ale poród był koszmarem. Rodziłam około 33h. Po 13h skurczów które były już bardzo reguralne, jechaliśmy do kliniki położniczej. Odesłali nas z kwitkiem do domu bo „nie postępuje rozwarcie” mimo ze skurcze co 2-3 min. Prosiłam czy mogę zostać bo byłam za słaba by jeździć i chodzić w te i nazad. Namawiali mnie bym wróciła do domu, a potem prawie wyrzucili. Dali mi kodeinę i TENS. Bóle z przodu i z tylu takie że ledwo kontaktuje (a zwykle dobrze sobie radzę z bólem). Wróciłam do domu, zwróciłam kodeinę i położyłam się do łóżka płacząc. Oddychanie niewiele dawało...Kazali mi spać między skurczami...Powodzenia....Po półtorej godziny już nie wytrzymywałam, chłopak dzwoni po pogotowie. Przyjechali zbadali zabrali mnie znowu do tej kliniki. Tam znowu mnie badają i uparcie mówią że nie ma rozwarcia i nic nie mogą zrobić. Znowu badanie waginalne i dostałam gas&air. Po nim zaczęłam wymiotować na zielono, a po badaniu okazało się że dziecko oddało smółke. Przyjechała karetka z większego miasta i na noszach mnie zabrali. Mimo ze niewiele kontaktowałam, słyszałam ze niewytrzymała jestem, że żona kierowcy 55h rodziła i się nie skarżyła ... Mój chłopak tylko pogratulował ale nadmienił że każda inaczej reaguje. Czułam sie źle, chciałam płakać. Widzialam jak sie uśmiechają z politowaniem. Miałam ochotę wyjść z tej karetki i urodzić w domu. Z dała od tych uśmieszków... W szpitalu nie mogli się ze mną porozumieć. Położne zmieniały się a ja ledwo je kojarzyłam. Dostałam pochodna morfiny, która nie zadziałała... Była to 24h. Byłam zmeczona bo nie spałam niemal 2 dni, głodna i czułam się upokorzona. W końcu zaproponowali mi zzo, na które od razu się zgodziłam. Po 20 minutach ból zaczął ustępować. Przespałam jakieś 3-4 godziny, potem znowu badania. Okazuje się że jest rozwarcie niemal pełne! Za godzinę możemy przeć! Położna która ze mną była to był istny anioł...dawała mi dużo wsparcia i otuchy. Minelw godzina, zaczęłam przeć. Nie pamietam ile ale trochę to trwało...Dziecko nie chce wyjść...pociesza mnie że dziecku pewnie jest tam na tyle dobrze ze nie chce wyjść... Ale trwa to za długo. Przyszedł lekarz żeby mnie zbadać i mówi że dziecko jest ułożone w złej pozycji - chyba twarzyczka do przodu. Powiedział że trzeba będzie użyć kleszczy. Odmówiłam, powiedziałam że chce cc albo w drodze wyjątku vaccum. Na CC było za późno, a vaccumu nie mogli użyć z jakiegoś tam powodu... Nie miałam wyboru, musiałam się zgodzić. Znieczulono mnie i zabrano na sale. Personel tam dawał mi dużo wsparcia i pocieszali mnie widząc że przeżywam. Nacieto mnie i wyciągnięto kleszczami dziecko, a pod koniec jeszcze parłam na ich prośbę. Mały prawie nie płakał, był śliczny ale nic do niego nie czułam...był dla mnie po prostu dzieckiem którym trzeba było się zająć. Przy personelu udawałam że jestem wzruszona, nie chciałam by wzięli mnie za potwora...Marzyłam tylko o prysznicu i by odpocząć. Płacz dziecka powodował u mnie panikę, a na dodatek nie chciał ssać piersi. Nie tak to sobie wyobrażałam Dzisiaj, mija już 3 miesiąc a ja ciagle mam koszmary że jestem w tej karetce, płacze po nocy... Dalej czuje ból w kroczu mimo ze wszystko się zagoiło. Kiedy ten ból i te wspomnienia znikną ? Podzielcie się swoimi opowieściami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×