Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość wypalony

Kiedy wiadomo że już jest 82308230 po wszystkim

Polecane posty

Gość wypalony

Od kilku lat stawiam sobie to pytanie: kiedy wiadomo że małżeństwo jest stracone że nikt ani nic nie jest w stanie go uratować? Za każdym razem powtarzam sobie może to chwilowe może coś jeszcze się zmieni, odkładam decyzję o rozstaniu i żyję a właściwie „udaje” ze żyję dalej. Galopująca depresja, garść leków co dzień i w zasadzie tyle. Chociaż generalnie ktoś by powiedział czego oczekuję : przecież mam wszystko udana ciekawa praca nowy samochód wspaniały dom , codziennie ugotowane wyprasowane łącznie z najwykwintniejszymi przepisami kulinarnymi świata. Cud miód i sielanka jednym słowem …a jednak. Między nijakim życiem, nijakimi rozmowami nijakimi filmami brakuje mi jednego: miłości, namiętności i pasji. Oprócz spacerów jedzenia i sprzątania (ot co dla mojej żony jest najważniejsze) potrzebuje jeszcze czegoś. Czegoś o co proszę miesiącami a może nawet latami. Tylko jak prosić o coś co dla drugiej osoby jest obce i nie zrozumiałe. W zasadzie żyjemy w zgodzie a nawet spokoju, tyle że jak przyjaciele, beż intymności bez namiętności, seksu. Wydawało mi się że takie życie jest normalne, że człowiek jest w stanie obejść się bez miłości (także tej fizycznej). Niestety jest coraz gorzej, popadam w coraz to większą depresję , dzisiaj doszedłem do wniosku że już więcej nie dam rady, nie dam rady prosić i tłumaczyć, próbować ratować tego nijakiego małżeństwa. W tym całym moim nieszczęściu jest jedna osoba, moja córka, dla której nie jestem w stanie podjąć ostatecznej decyzji, pewnie będę dalej trwał i udawał że wszystko jest okay. Ale czy dam radę ? czy jest ktoś , komu się udało przebrnąć przez życie z zaciśniętymi zębami ??.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisałeś na \"roawodnikach\" Wiesz co robic. Kazdy ma prawo do samorealizacji. Będzie trudno, ale straszne jest co piszesz: przejść przez życie z zaciśniętymi zębami. Rób coś z tym. Masz prawo do szczęścia.🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość etve v
widze że większośc małżeństw rozpada sie z powodu seksu a raczej jego braku :( mysłam, że to tylko my.... :( w czym tkwi prroblem?? Tez bylismy wspaniała parą, najkpeszymi przyjaciółmi ale własnie intymnosci i pożądania zabrakło, nie daliśmy rady bez tego. Teraz tesknie, wiem ze on chyba tez, kontaktujemy sie, nawet czesciej spotykamy ale..........jaka jest szansa ze TO nie powrćoci? ze nie powrćóci ten problem?????????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość konwalado
U mnie jest to co u ciebie, a nawet jest seks na który się godzę mimo że nie kocham już od dawna, no i na dodatek paniczny strach przed kolejną ciążą. Nie kocham go już od dawna, powoli nie daję sobie rady z samą sobą, pytanie ile wytrzymam w takim układzie tylko dla dobra dziecka. Mam ochotę od tego uciec, kiedyś jak zbiorę siły zrobię to na pewno nie będę oglądać się za siebie. Mam tego wszystkiego dość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jakas takas
A co do niej czujesz? Czułość, tkliwość? Miłość? Przyjaźń? Rozmawiasz z nią o tym wypaleniu, o pustce, którą czujesz? To trudne rozmowy, ale może warto? Jeśli uważasz, że jest jakaś szansa na odnowę, walcz. Jeśli uważasz, że nie...będziesz wiedział, co zrobić. Naprawa jest trudna, ale może warto? Może Ty bądź inicjatywny? Zaskocz ją, zrób coś urzekającego...jeśli chcesz walczyć. I jeszcze jedno...myślę, ze nie można walczyć do końca życia, jeśli się ma poczucie, że to na próżno. I nie da się żyć zaciskając żeby. I nie da się żyć za szybą odgradzającą od świata. Inna rzecz, że stłuczenie tej szyby jest trudne. Ale warto. Z mojej perspektywy warto. Kazdy jednak ma własne spojrzenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda ze nie jestes wierzacy
... moje małżeństwo przezywało identyczne schody. Deresja gigant mnie dopadła. I któregoś dnia w miejscu będącym sanktuarium Matki Bożej pomodliłam sie modlitwą krótką i rozpaczliwą: " Boże zrób cos z tym, bo ja już tak nie mogę" I wiesz co? Po tygodniu dowiedziałam się że mój małżonek ma kochankę. Po pół roku byłam już po rozwodzie :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ktoś za mgłą
No to teraz wepchnę kij w mrowisko! Moim zdaniem, w sytuacji rozkładu pożycia - ale kiedy nie można z różnych względów małżeństwa rozwiązać - instytucja kochanki (kochanka) jest nieodzowna. W innym przypadku pozostaje masturbacja - ale nie każdy się sobie podoba, ponadto z "narzędziem" nie pogadasz. Uważam, że trzeba sobie stworzyć własny mikrokosmos, taką banieczkę przestrzeni, w której można czuć sie szczęśliwym. Nie ma tu nic do rzeczy religia - to się dzieje pomimo religii. Po prostu druga strona pozostawia jakieś potrzeby ciała czy ducha niezaspokojone - a jednocześnie rości sobie pretensje do kontroli. Mam za sobą próbę "zaciśniętych zębów" - ok 10 lat. To jest bez sensu, kiedy nie ma z kim nawet do teatru czy na przechadzkę pójść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj Ci panowie...
Odradzałabym związek z kochanką... Polecałabym zająć się jakąś pasją, najlepiej sportem - idealny środek na stres i małżeńską nudę... A z żoną bym poważnie porozmawiała, zamiast "tkwić" w kuchni, pucować po raz drugi kafelki w łazience, może lepiej byłoby wziąć ze sobą pęto kiełbasy, wodę do popicia, rowery i udać się na łono natury? Rowerami, pieszo, auto zostaw w garażu... Potem wspólna kąpiel, masaż zbolałych nóg, jeszcze kilka plastrów na odciski... ja po takich "akcjach " mojego męża czułam się znów jak 18 letnia panienka na randce... mnie też w pewnym momencie mąż oderwał od garów, powiedział DOŚĆ! życie nam ucieka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalony
Związek z kochanką nie wchodzi w grę - wydaje mi się że najlepiej czułbym się teraz sam. Pytacie czy próbowałem rozmawiać, oczywiście zawsze to ja namawiałem do szczerej rozmowy i zawsze kończyło się tak samo: łzy godzenie i nadzieja że będzie lepiej. Niestety czar pryskał jak bańka mydlana w niespełna 2 tygodnie. Sport... zainteresowanie, przerabiałem to. Pierwszy wyjazd rewelacja zachwyt na drugi już nie było ochoty z Jej strony. Tak to niestety wygląda, niestety beznadziejnie.. ech. Najgorsze że często przychodzą momenty że myślę sobie że przesadzam, że wymyślam sobie i użalam nad sobą, że szczęśliwy związek jest dla nielicznych i powinienem dać sobie spokój i żyć udając że wszystko jest okey. Wiem na pewno rozmowa, pomysły na ratunek jeżeli wychodzą tylko ode mnie nie mają najmniejszego sensu. Zresztą boję się odzywać bo najczęściej kończy się stwierdzeniem że ją poniżam i obrażam, że czepiam się i że nie szanuje. Fakt zdążało mi się czasem reagować złością ale jak nie reagować w ten sposób jeżeli ktoś za każdym razem uparcie odczytuje błędnie moje intencje ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda ze nie jestes wierzacy
Uważam, że trzeba sobie stworzyć własny mikrokosmos, taką banieczkę przestrzeni, w której można czuć sie szczęśliwym skoro nie widzisz róznicy między BYĆ SZCZĘŚLIWYM a CZUĆ SIĘ SZCZĘŚLIWYM to pewnie to rozwiązanie jest dla ciebie idealne :O To kwestia priorytetów. Dla mnie priorytetem jest prawdziwy związek - czy to koleżanka czy mąż. Usycham bez prawdziwej obecności człowieka :( A obrączkę ślubną też masz z tombaku? :P autorze: weź poprawkę na własną depresję. Ta choroba zmienia zarówno postrzeganie jak i nadzieję.. Czy jesteś pewien, że ten problem NIE JEST pochodną depresji? Zresztą boję się odzywać bo najczęściej kończy się stwierdzeniem że ją poniżam i obrażam, że czepiam się i że nie szanuje. jak dla mnie to TU jest pies pogrzebany. Czy wy nie macie problemu z wzajemna komunikacją? Polecałabym przerobienie tego w z jakimś dobrym psychologiem od związków 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jakas taka
Szkoda------> masz rację. Wypalony, moze pomyśl o wspolnej psychoterapii?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bardzo błądzisz
no tak, cos ci nie pasuje w związku więc najłatwiejszy wniosek...zmienić związek. A to nie tak, TO tak nie działa, zmiana niczego ci nie rozwiąże , bo problem jest w tobie samym i ty tego nie widzisz, szukasz przyczyn na zewnątrz siebie, a najlepiej po stronie żony. I zupełnie nie widzisz że powinieneś popracować nad sobą i siebie zmienić, a nie podejmować próby zmieniania żony bo jak ona się zmieni i stanie inna to ty będziesz czuć się szczęśliwy, albo jak poszukasz zieleńszej trawy u sąsiada to uzyskasz pełnię szczęścia. ...zapewniam cię, że w taki sposób nie tylko nie zmienisz swego poczucia szczęścia ale nawet utracisz to co masz teraz. Weź się za naprawianie , zwłaszcza siebie, bo już wiele napsułeś i masz skutki (ale ty błędnie widzisz że to żona psuje...otwórz wreszcie oczęta i zobacz ...jak się to mówi...stań w prawdzie , jeśli potrafisz). Weź się za siebie, i siebie zmieniaj...bo niedługo może być za późno, już zawaliłeś strefę intymną, bo to TY zawaliłeś , i wcale tego nie widzisz że TO twoja robota. Co jeszcze chcesz zawalić? Ech, nie wierzę że cokolwiek do ciebie dotrze, szkoda słów.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie wierzę bo
jeśli naprawdę od kilku lat jest Ci tak bardzo źle w małżeństwie, to mimo wszystko, coś jednak jeszcze trzyma Cię w nim skoro nie odszedłeś. Przemyśl sobie może najpierw te powody dla których warto jest powalczyć. Poza tym czy zawsze w Waszej sypialni "czegoś" Ci brakowało czy ten stan pojawił się później? Wiesz czasami ludzie, mimo uczucia, mimo przykaźni, mimo miłości po prostu nie słyszą tego co mówi druga strona. Chodzi mi o to, że jeśli rozmawiałeś z żoną to ona nie skupiła się na treści a na formie w jakiej jej przekazywałeś swoje zarzuty (stąd jej łzy). Może warto byłoby napisać o swoich uczuciach? - wtedy druga strona ma czas zeby ochłonąć z pierwszych emocji i zastanowić się nad tym co przeczytała? Myślę, że mediator lub psycholog też mógłby Wam pomóc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maxior
hhmmm dobrze gadacie, oj dobrze :) gdzie byliście jak ja się rozwodziłam? :( zgłupich, szczeniackich powodów (albo bez powodów) :O teraz juz wiem czego chce...człowiek dojrzewa, uczy się na błędach, szkod atylko że swoich :O:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda ze nie jestes wierzacy
bardzo błądzisz----> fantastyczna diagnoza, szkoda tylko że kompletnie nie oparta na racjonalnych przesłankach. Autor napisał ZBYT MAŁO, żeby takie wnioski wyciągać. Zawsze istnieje też możliwość, że wziął Ksantypę za żonę :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalony
"szkoda ze nie jesteś wierzący" miłe zaskoczenie - właśnie się zastanawiałem skąd u "bardzo błądzisz" takie wnioski po moich skromnych postach ....ale cóż jestem otwarty na krytykę byleby była dla mnie konstruktywna. Moja żona niestety Ksantypą nie jest. Piszę niestety bo chyba wolałbym się pokłócić i wysłuchać wrzasków niż znosić pusty wzrok zawieszony w telewizorze. Niestety ignorancja coraz bardziej mnie zabija. Podkreślam : nie chcę nikogo winić, ani siebie ani żony (mimo że często wydaje mi że wiem gdzie leży problem). Zdaje sobie sprawę że ludzie rodzą się różni a piękne jest jak potrafią godzić ze sobą swoją "inność". Zastanawiam się tylko czy tym swoim trwaniem nie robię źle, że może cierpimy oboje a przedłużanie tego nie ma sensu. Może moja żona przeżywa to samo i nie może odważyć się powiedzieć o tym otwarcie. Najbardziej jednak boli że to ja zawsze wyciągam rękę na zgodę ....a łzy o których pisałem to łzy szczęścia i wydaje się że wszystko będzie wspaniale ....ale to tak krótko trwa. Co zrobić żeby trwało zawsze ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda ze nie jestes wierzacy
na początek wyrzuciłabym z domu telewizor :D Serio. to taki cichy acz skuteczny zabójca relacji miedzyludzkich. Usłyszycie własne myśli, trzeba będzie zrobić coś RAZEM z tym czasem.. No i TERAPIA. Farmakologia przyczyn depresji nie leczy..w tym celu należy pogrzebać we własnym wnętrzu w asyście terapeuty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda ze nie jestes wierzacy
(mimo że często wydaje mi że wiem gdzie leży problem) chcesz pogadać na ten temat? My (jako kolokwialne babskie ciało kafeterii :D) uzupełnimy twój punkt widzenia o kobiecą perspektywę postrzegania ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalony
tak, chciałbym wiedzieć jedno ....czy jeżeli li ludzie są diametralnie różni ...(właściwie to bardzo prozaiczne pytanie) ... jeżeli różnią się w odbieraniu świata prawie we wszystkich względach to czy jest szansa że moga żyć razem i kochać się wzajemnie ???? Jeżeli ja wolę ambitne kino zamiast taniego serialu, jeżeli wolę dobrą książkę zamiast przepisu na szarlotkę, jeżli wolę zagrać na komputerze (o tutaj pewnie strzał w kolano) niż wyjść do centrum handlowego :-) ...pojechać w Bieszczady zamiast Międzyzdrojów ...przytulić, powiedzieć mnóstwo komplementów zamiast kupić kwiaty, jeżeli potrzebuje ciepła i pożądania zamiast chłodu i obojętności ??? jak to jest... może jestem zbyt "średniowieczny" może gdybym grał zimnego drania stałbym się bardziej atrakcyjny ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maxior
Chciałabym, żeby mój mąż się tak starał. Tzn, żeby też miał taką świadomość, że dziej esię źle, żeby potrafił o tym mówić, robić coś, cokolwiek.... WYPALONY---powiem Ci coś jescze. Zauważyłam, że są kobiety, które po osiągnięciu pewnej stabilizacji:mąż, dziecko, dom, dobry samochód, komfort życiowy (niekoniecznie wszystko, czasem wystarczy dom i rodzina) staja się już takimi kobietami-matkami, kobietami-kucharkami, domowym kurami troche. Cały ich świat presłonięty jest przez dziecko, dom i te wszystki e rzeczy z nim związane. A jest tego oooo jest! I jesli wszystko na tym poziomie gra - kobieta taka jestw pełni (!) usatysfakcjonowana :) Mam sporo koleżanek, które w ten sposób włąśnie myślą. Wprost mówią - mam dziecko i ono jest dla mnie najważniejsze, mąż?seks? eee :O, zobaczysz ze jak bedzie dziecko ono bedzie dla ciebie najwaznijesze, czego on chce-ma wszystko-seks-o jezzzu nie chce mi sie i tego typu rzeczy.... ehhhh Ni erozumiem takich kobiet i nie odnalazłabym siebie w takiej roli :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda...albo i nie
:) NA poczatek sieciowe znalezisko: "Nie jesteś tym, czym myślisz, że jesteś. Ale jesteś tym - co myślisz" (Norman Vincent Peale) A ja ci odpowiem tak: często lubimy jakis sposób spędzania czasu dlatego, że w takim klimacie wyroslismy. Czasami po prostu nie wiemy, że z innego tez czarpalibyśmy satysfakcję. Np. jeśli pokażesz córce uroki Bieszczadów może następnym razem będzie wolała twój pomysł na wakacje niż matki. A jeśli matka będzie miała do wyboru WASZE bieszczady niż SWOJE Miedzyzdroje, może spróbuje znaleźć w tym też siebie. Może masz mało poważania dla przepisu na szarlotkę i łowów w centrum handlowym ALE weź pod uwagę iż rodzinę trzeba także ubrać i wyzywić i zadania w tej materii bynajmniej nie kończą się na dostarczeniu na to środków. jeśli np. weźmiesz na siebie jeden dzień w tygodniu kiedy TY dbasz a jedzenie całej rodziny (zamiast do kompa brykasz ... nie, nie do telefonu aby zamówic pizzę ale do kuchni aby ja przygotować SAM) znajdziesz w tej regularnie wykonywanej czynności jeśli nie satysfakcję z tego, że rodzinie zasmakowało to przynajmniej szacunek do tego wykonawcy szarlotki A co do twego pytania: uważam, że miłość jest silniejsza niż nawyk i silniejsza niż preferencje spędzania czasu. Trzeba tylko chcieć :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pja radaaaaaaaaa
jezeli zalezy ci na zonie i zachowaniu rodziny !! to zrob sie obojetny zimny jak glaz!!!! podziala 100000% - rob wszystko na odwrot to co do tej pory normalne dla niej bylo!!! na mnie podzialo ale juz bylo za pozno znalazl kochanke ,,,z ktora tez juz nie jest a ja sie rozwiodlam .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a-aśka
Tu nie chodzi o to, że ktos wczytuje sie w przepis na szarlotke, bo musi wyżywic rodzinę, alebo chodzi po centrach handlowych, bo musi kupić ubrania. Po prostu są kobiety, których zycie kręci sie wokól przepisów, zakupów, głupich gazet i seriali. Nie mówię, że to jest złe, ale niekoniecznie wszystkim odpowiada. Wypalony - wydaje mi się, że kompletnie do siebie nie pasujecie. Nie wiem czy twoja zona zawsze taka czy przed slubem i dzieckiem sie starała pokazać z innej strony. Może tego wczesniej nie widzialeś albo nie chciałeś widzieć. Może powtarzales "jakoś to będzie". Niestety, "mija czas, z róż opadają patki, nie ciernie". U was miną łten czas, opadły płatki namiętności, zakochania (nie mowię tu o miłości), zauroczenia. Pozostaly ciernie niedopasowania. Pytasz czy można przejśc przez życie zaciskjąc zęby. Można, problem, że ty tego nie potrafisz - stąd depresja. I pytanie - czy warto? W końcu "jedno życie masz i pomyśl, że na drugie nie masz szans".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda...albo i nie
i może jeszcze jedna uwaga ŚWIADOMOŚĆ ZOBOWIĄZUJE. Masz świadomość większą niż twoja żona - to wynika chociażby z twoich preferencji..i depresji ;) czyli ruch tutaj należy do ciebie. Wiesz czego ci brak w tym związku. Nie umiecie o tym rozmawiać, sadzę, że twoja żona albo nie ma swiadomości rangi tego problemu, albo sama ma problem którego nie potrafi rozwiązać ze sobą. Tak czy inaczej ja optowałabym tu za jakaś wspólną terapią usprawniającą waszą komunikację i sposób na reakcje na potrzeby partnera

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda...albo i nie
Po prostu są kobiety, których zycie kręci sie wokól przepisów, zakupów, głupich gazet i seriali. Nie mówię, że to jest złe, ale niekoniecznie wszystkim odpowiada. Tak Joanno. Ale nawet tego typu dama ruszy dupę i zrobi dokładnie wszystko co w jej mocy jesli na szali zalegnie jej małżeństwo z człowiekiem którego kocha. oczywiście pod warunkiem że ten problem przebije się do jej swiadomości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a-aśka
Oczywiście, że tak. Pod warunkiem, ze kocha. Jest wiele kobiet, którym starczy to, że mają męża, dom, dziecko i wygodne życie. Pod pojęciem mają męża rozumiem "posiadają osobnika płci męskiej, któr czyni je mężatką (wiedomo, nie ma nic gorszego od bycia starą panną), przyniesie do domu mieniądze, jest ojcem dla dziecka i naprawi cieknący kran". Nie mowię tu o mężu jako partnerze, przyjacielu, kochanku. Taka kobieta nie będzie nic naprawiać ani zmieniać, bo jej dobrze. Nie twierdzę, że tak jest w wypadku autora, bo z kilku subiektywnych wypowiedzi trudno się domyślić co tak naprawdę dzieje się w związku. Niemniej mam koleżanki, które tak żyja i są z tego całkiem zadowolone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda...albo i nie
Niemniej mam koleżanki, które tak żyja i są z tego całkiem zadowolone. Do czasu :) Bunt osobnika sprawi iż taka ,małżonka będzie zmuszona do zajęcia stanowiska: za małżeńswem w pełnym wymiarze albo przeciw. A dalej to już tylko konsekwencje powyższej decyzji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda...albo i nie
i pod pojęciem bunt bynajmniej nie mam na mysli romansu ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypalony
"a-aśka" "szkoda ...albo i nie" myślę że trafiłyście w sedno. Po prostu ten typ tak ma mówiąc kolokwialnie. Powiem więcej: w moim przypadku związek dwojga z baaardzo odległych pozycji "społecznych" przynosi takie właśnie rezultaty. Moi teściowe to przykład niestety analfabetów społecznych (zresztą są właśnie w trakcie rozwodu) a ich córka a moja żona to idealne odzwierciedlenie matki - dlatego jest jak jest. Jest jednak jedno pewne: zrobię wszystko żeby się udało i pewnie wiecie dla kogo dla mojej 7 letniej córki. Nie jestem w stanie zrobić kroku o którym tak od dawna myślę, właśnie ze względu na Nią. Zresztą nie jestem w stanie odpowiedzieć czy we mnie wszelkie uczucie do żony zgasło. Z jej strony pewnie tak.Zrobiłem jeden kardynalny błąd - wielokrotnie stawiałem sprawę na ostrzu noża ale zawsza to ja byłem rozjemcą - dlatego myślę sobie że Ona wie, że nie jestem w stanie odejść (nie wie z jakich względów) i teraz przyjmuje pozę ignorantki śmieje mi się w twarz. Ta pewność siedzi chyba już w niej głęboko bo ryzykuje wiele ... w sferze społecznej i materialnej daje sobie radę zupełnie od niej lepiej. Czasem przychodzą mi do głowy "gówniarskie" zagrywki mające na celu wzbudzenie jej zazdrości ale ponieważ takie rzeczy są mi obce nie bardzo wiem jak to zrobić. W każdym razie dzięki za szczerą rozmowę - niesamowite że wzbudziłem zainteresowanie kilku osób na forum a u własnej żony nie potrafię ...dzięki wielkie przywracacie wiarę w ludzi ... a co najważniejsze w płeć przeciwną :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szkoda...albo i nie
i teraz przyjmuje pozę ignorantki śmieje mi się w twarz. Ta pewność siedzi chyba już w niej głęboko bo ryzykuje wiele ... Czy ty aby nie dramatyzujesz? Zresztą nieważne. Masz zadanie bojowe: na Wielkanoc, przerwę majową a najpóźniej w wakacje bierzesz córę w Bieszczady ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×