Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kropka. kreska_ kropka.

do rozwiedzionych, pytanie z ciekawości

Polecane posty

Gość kropka. kreska_ kropka.

Mam pytanie do osób, które przeżyły rozwód, powiedzmy po 15 i więcej latach małżeństwa. Jest małżeństwo, kryzysy, bywały, jak w każdym małżeństwie. Ona pełna życia, energiczna i zabawowa, On raczej mrukliwy domator i kochający nade wszystko Rodzinę. Małżeństwo mieszane, Ona Angielka, kobieta wyzwolona i feministka, raczej nie typ kury domowej ale z całą pewnością kochająca dzieci. On Polak, tradycjonalista, swoją rolę widzi jako żywiciela Rodziny i nie widzi w tym żadnego problemu, gatunek złotej rączki. Konflikty się nasilają. Przepaść rośnie. On jej nie rozumie, Ona czuje się osamotniona. On się czuję wykorzystany i choć się specjalnie nie skarży, trochę ma już dość drugiego etatu jako gosposia w domu. Ponoć Ona leniwa, On za to nieznośnie tradycyjny. Brak porozumienia. Ale są dzieci. Dla nich związek się toczy. Nieszczęśliwa żona zdradza 8 lat temu, podobno po raz pierwszy. Następuje pogodzenie. Nic nie wraca jednak do normy mimo wielu chęci i pojawienia się 3 dzieciaka. Od przeszło dwóch lat nastąpił smutny czas, takiego życia obok siebie, tolerowania siebie ale bez wzajemnego już niestety nawet poszanowania. Rok temu postanowili, że jest separacja, poczekają z rozwodem do matury najstarszej córki, jednak w miesiąc później żona składa papiery o rozwód, oficjalnie przyznaje się do nowego związku. Chce od męża całkowitej opieki nad dziećmi 65% majątku małżeńskiego i oczywiście alimentów. Rzecz ciągnie się rok, mąż nie ustępuje. Pełen goryczy, wściekłości twierdzi że brzydzi się tą kobietą, nienawidzi jej za to co zrobiła ich dzieciom, nie chce oddać jej dzieci, bo nie umie i tak się nimi zająć. Ona, żyje pełną piersią, zakochała się, dzieci wiedzą o jej wyborze, mają do Niej żal ale kochają wiadomo. W końcu zaakceptują, chyba decyzje Matki. Ojciec, samotny, sprawia wrażenie jakby walczył tylko o dzieci, o dom, tak by w razie końca związku Jego żony, Ona miała dokąd wrócić. A o co pytam? Pytam tych za Was, co przeszliście taką mękę, co czuliście wtedy, gdy odkryliście zdradę, co się z Wami działo gdy sypała się miłość trwająca nawet 20 lat, czy z czasem nienawiść zastąpiło uczucie troski i miłości ,trochę innej, do matki, ojca Waszych dzieci. Jak to jest z tymi długoletnimi związkami, z czym zmagacie się gdy coś co przetrwało 15 -20 lat, rozpada się, czy macie nadzieję na nową miłość, a może nie chcecie o tym myśleć, może raczej czekacie aż zmądrzeje ten kto Was opuścił. Czy jest w Waszych sercach jeszcze miejsce na miłość, czy już tylko rozpamiętywanie tego co było i podświadome życie tym co straciliście. Chciałabym zrozumieć. Może jestem młoda, może mi się przytrafić Bóg wie co w życiu, jestem po prostu ciekawa waszych skołowanych serc. Dzieki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość za długo piszesz
skróć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
zwyczajne pytanie, do Was, osób po rozwodzie, co czujecie, do Waszych byłych partnerów, zwłaszcza jeśli był to ciężki, bolesny i smutny rozwód, nawet jeśli jest złość, czy jest i miłość nadal, co się dzieje z uczuciem utraty, co się dzieje ze wspomnieniami, opiszcie mi proszę Wasze uczucia, chcę zrozumieć, spróbować, zwyczajnie trudno mi jest pomieścić w głowie taki fakt : "rozlatuje się małżeństwo z 20 letnim stażem" nie umiem sobie wyobrazić co się wtedy czuje, a chcę spróbować pytam Was bo, kogoś kogo powinnam była zapytać, nie zdążyłam dziś dojrzałam do takich pytań, niestety nie usłyszę odpowiedzi znad kamiennej mogiły dzieki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aśka z Tarnowa
No cóż, jeśli jedna z tych osób nadal kocha to jest bardzo ciężko. Przecież kochaliśmy tę osobę przez tyle lat, była dla nas jak powietrze a teraz odchodzi do kogoś innego. To jest bardzo trudne - człowiek żyje jak w amoku. Potrzebuje bardzo dużo czasu aby nauczyć się żyć bez tej kochanej osoby. Ten potrzeby czas to pewnie kilka lat - nie da się tak z dnia na dzień przestać kochać. Czas jednak robi swoje. Myślę, że po czasie, kiedy wyleczymy rany jesteśmy gotowi na nowy związek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
Asiu, powiedz, proszę, nie wiem czy Ciebie to dotyczy, co się dzieje gdy jest zdrada? Czy można kochać jednocześnie i nienawidzić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aśka z Tarnowa
Oczywiście, że można. Jeśli kochaliśmy kogoś przez tyle lat to nie przestaniemy go nagle kochać jak nas zdradzi. Myślę, że to drugie uczucie, które jest w nas do wielki żal do osoby, która zdradziła nas i naszą miłość - nasz dom

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
w takim razie, nawet mimo upływu lat, mimo rozstania, taka osoba nie zdoła już nigdy nikogo pokochać, może tylko czekać aż może ta która jedynie kocha, wróci kiedyś, choćby miło to być pod koniec życia? czy tak? czy miłość może być tam, gdzie odkąd pamięcią sięgnąć, były nieporozumienia? czym w takim układzie jest miłość bo skoro wiem że się męczę, że czegoś mi brak, a jednak jestem, znaczy że kocham, pozwalam się zdradzać, w końcu odejść, na końcu czekam, być może wróci czy to jest miłość, czy strach przed uczuciem do innej osoby, bo szczęściem tego nazwać się nie da chcę zrozumieć tych z Rozwodników, którzy tak mocno kochali, że już nigdy nie dają sobie szansy, na to by nie cierpieć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aśka z Tarnowa
ale to od nas samych zależy, czy będziemy tkwic w tym bólu po stracie, czy jednk kiedyś jednak zatroszczymy się sami o siebie i postanowimy się podnieś i damy sobie szansę na poznanie kogoś innego kogoś kogo pokochamy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
rozumiem, próbuje zrozumieć czym jest raczej tkwienie w związku który nie przynosi satysfakcji, poczucia bezpieczeństwa, szacunku ... czy jest to miłość, czy przyzwyczajenie, czym jest związek w którym jestem zdradzany/zdradzana i tkwię w nim, a potem latami leczę się z tego w czym tkwiłem/tkwiłam, czym jest wspominanie Rodziny, która opierała się na fałszu, bądź co bądź kłamstwie? nie potrafię sobie poukładać tej zależności ... czasem myślę że to strach przed prawdziwym uczuciem, że to świadomość że zostało się zdradzonym, odbiera poczucie własnej wartości nie wiem, bardzo chcę zrozumieć taką miłość, by wybaczyć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aśka z Tarnowa
Dlaczego tkwimy w takich związkach? Powody są różne np. robimy to dla dzieci - poświęcamy się aby miały rodzinę, z powodu naszej wiary, która nie uznaje rozwodów lub też nie mamy w sobie tyle siły aby odejść, boimy się samotności i tak sobie tkwimy w tych związkach nieszczęśliwi i smutni

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bassi77
Chyba nie warto się męczyć.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
Moja mam tak kochała, tak tkwiła, nie pojmuję, Wiecie, mam żal że nie walczyła o siebie. 4 lata minęły od Jej śmierci. Wtedy nie umiałam patrzeć na to z żadnej perspektywy. Widziałam tylko jej cierpienie, depresję i chorobę, brak szacunku ze strony Ojca, który nawet po odejściu nie umiał o Nią zadbać jak o człowieka, jak o moją Matkę. Teraz poznałam faceta, który zachowuje się jak moja Mama. To żona mu daje w kość, mają troje dzieci. I wróciły wspomnienia. Próbuje to zrozumieć. Rozmawiam z nim, staram się zrozumieć jego powody i mam nadzieję że im się uda, tyle że ja naprawdę nie rozumiem sensu tkwić w związku w którym jedynym spoiwem są dzieci. Jest to dla mnie niepojęte. Nie wiem ale wydaje mi się że to mimo wszystko musi być miłość, skoro dają się tacy ludzie tak poniewierać ... Tylko w takim razie co to za miłość? mam mętlik w głowie, chce za wszelką cenę to pojąć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiesz, ja co prawda nie mam aż takiego stażu małżeńskiego, ale bądź co bądź swoje przeszłam. Wiele razy broniłam męża przed rodziną, mówił mi dużo, tłumaczył, ufałam, wierzyłam... Stawałam murem za nim. Zawsze w sumie było po jego myśli. Aby tylko nie rozdrażnić, aby czuł się dobrze w związku itd. Podziękował mi wielomiesięczną zdradą z moją przyjaciółką. Prosiłam, błagałam, ale miał to gdzieś. ona też. Jeszcze na mnie najeżdżali, że to wszystko moja wina. Dawałam mu szanse... dużo szans... z dnia na dzień - a nuż się opamiętał i zmienił zdanie... a on jeszcze bardziej wchodził w to wszystko. Doprowadził do zniszczenia we mnie wszystkich ludzkich uczuć wobec niego... Jak z nim rozmawiałam, czułam sie jak manekin. Otumaniona, bez uczuć poza ogromnym bólem, żalem i zawodem... Nie ufam mu. Chciał wrócić, naprawić wszystko. Niestety, za późno... Miłość to nie wszystko... Być z kimś w związku bez zaufania, z pewnym obrzydzeniem i brakiem jakiejkolwiek chęci do nawet dotknięcia tej osoby jest dla mnie zupełnym bezsensem. U nas nie było dzieci. Ale uważam, że gdyby były, to nie wiem czy wolałyby być z 1 z rodziców i żyć normalnie, czy być z dwojgiem i widzieć i czuć tą przepaść między rodzicami... To moje zdanie, moje odczucia. Obecnie czekam na rozprawę..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
Bardzo Skrzywdzona, współczuję Ci z serca, nie jestem żoną jestem córką, którą Własny Ojciec okłamywał dla kolejnej pannicy w Jego życiu, czuję ze Ojciec ze mnie coś zniszczył dożywotnio, nie odzyskam tego ale to poniekąd konsekwencja tego że Moja Mama sobie pozwoliła na taką poniewierkę Kochałam bardzo moją Mamę ale tego nie pojmę nigdy, przenigdy czemu dała się tak sponiewierać Ojcu a Ojciec, nie potrafi inaczej, czuje że jedynym dla mnie ratunkiem by sobie jakoś życie ułożyć jest spróbować to zaakceptować jednak odkąd znam tego faceta, odżyła we mnie jakaś złość, NIE MOGĘ POJĄĆ CZEMU LUDZIE DAJĄ SIĘ TAK UPOKARZAĆĆĆĆ W imię czego, pozorów rodziny, dla dzieci które i tak wiedzą że jest do dupy, LUDZIE, JEŚLI TU CHOĆ RAZ WEPNIE KTOŚ KTO JESZCZE SIĘ ZASTANAWIA CZY DZIECIOM POTRZEBA JEST TAKA ŁAJBA - NIE TO NIE DZIECIOM, TO WAM JEST COŚ JESZCZE POTRZEBNE, SKORO SIĘ TEGO TRZYMACIE, DZIECI SOBIE PORADZĄ TO ODDZIELNI LUDZIE PO PROSTU NIE ZAKRYWAJCIE SIĘ DOBREM DZIECI TO JEST KŁAMSTWO !!! DO DZIŚ WSZYSTKO WE MNIE WRZESZCZY Z OBURZENIA ! SORRY STĄD TEN PAS LOCK

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nikkamma
Droga, mądra autorko topiku, Rozwiodłam się po 20 latach małżeństwa. Juz dawno miałam świadomośc, ze chce to skończyć, moze od 5-6 lat, moze wcześniej. Bałamm się, najzwyczajniej w świecie bałam się o dzieci ( mam troje), o zniszczenie imświata, bałam się o materialna stronę całej sprawy, bo nie czarujmy się, to tez ma znaczenie. Aż do chwili, kiedy wydarzyło sie w moim zyciu coś, co spowodowało olsnienie, iluminacje, coś, co sprawiło, że w dosłownie jednej chwili podjęłam ostateczna decyzję. Nie chcę pisać, jakie to wydarzenie, to nei jest istotne. Wiem tylko z własnegp doświadczenia, ze odpowiedzialnościa za dzieci często tłumaczymy własne lęki, obawy i niepewność. Zazwyczaj nieświadomie.Ale to prawda. I prawdą jest tez i to, że dzieci śa szesliwe widząc szczęsliwych rodzoców, nawet, jeśli nie sa oni razem. Czy jestem szczęsliwa? Jeszcze nie. Jeszcze mieszkamy z ex pod jednym dachem, do czasu kiedy go nei spąłcę z domu. Mam nadzieję, ze w miae szybko to nastąpi. Każdy dzień przekonuje mnei na nowo, że rozwód był najsłuszniejsza rzecza, jaka mogłam zrobić. Pewnie za późno, ale lepiej późno niz wcale.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
nikkamma życzę Ci tego szczęścia, życzę CI z serca, i nie bój się o dzieci, one tak jak my dorośli są wyposażone w rozum, poradzą sobie byleby wiedziały że są kochane i akceptowane nie wolno kleić związku dziećmi, nie wolno nimi szamotać porównując bez przerwy do matki czy ojca, a raczej tego czego się w sobie nawzajem nie toleruje przez to przeszłam, dziś mam ostry, niemiły w obyciu charakter - lata niestety musztry zrobiły swoje ale w głębi serca jestem dzieckiem wciąż poszukującym akceptacji i już na pewno nie otrzymam jej od Matki kochać dzieci nie znaczy spełniać nasze wizje, kochać dzieci, znaczy dać im do rąk narzędzia dzięki którym będą potrafiły przetrwać każdą próbę, tym najważniejszym z narzędzi jest prawda! nie cukierkowe kłamstewka z gatunku :"i żyli długo i szczęśliwie" życzę szczęścia i tym co je mają i tym którzy na nie czekają

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znnamm odp
byłabym w stanie odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania, bo takie miałam życie ale nie zrobię tego bo poruszyłaś bardzo szeroki temat, tak szeroki że abyś mogła jakoś zrozumieć ...to i 10 mln napisanych słów nie da ci tej wiedzy...zbyt obszerna i trudna...zresztą dopóki nie przeżyjesz sama czegoś takiego...to nie jesteś chyba w stanie pojąć...to byłoby tak jak ślepemu od urodzenia wytłumaczyć jak wyglądają kolory Do tego zauważyłam że ślizgasz się po zwenętrznych objawach i krytykujesz ...rzucasz takie argumenty jak upokorzenie, strach przed samotnością, zasłanianie się dziećmi i takie różne, jak używasz takich swoich wyobrażeń na ten temat to mam wrażenie że naiwne dziecko bawi się w kolorowe klocki , dowolnie składane zgodnie z dziecięcą wyobraźnią. Faktycznie ty nie wiesz o czym mówisz i o co chodzi. Jeśli cokolwiek chcesz zrozumieć , jakieś niezbędne minimum, dla swej ciekawości jak argumentujesz (a może by pojąć co matkę zabiło), jeśli do tego jesteś empatyczną osobą,,,,,,,,,,,,,,,,,to przeczytaj 2600 stron topiku " Sposoby zdradzanych żon"......jest szansa że liźniesz trochę wiedzy na ten temat i coś pojmiesz, a wtedy twoje pytania będą miały inny wydźwięk. Znacznie więcej pojęłabyś , gdybyś znalazła się na miejscu tego faceta, czy tej matki...............ale ci tego nie życzę,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
znamm odp Dziękuję, otwieram to forum czasem gdy chce czegoś się dowiedzieć szczerze jednak brak mi sił przedzierać się przez tony tematów o ciążach, wielkości penisów i urodzie sukien ślubnych. Każdy tu chce pogadać wiec nie odbierz tego jako krytykę, zwyczajnie chwilowo nie jest to moje zmartwienie. Ta znajomość zainspirowała mnie by zrobić porządek w moim życiu. I masz racje jestem dzieckiem. Bo poruszam sie po omacku w przestrzeni która mnie pośrednio dotyczyła. Tak bardzo chce zrozumieć. I może nie od razu ale z czasem zmierzę sie z lektura którą proponujesz. Dziekuje. może tylko nie zgodzę się z Tobą ze się ślizgam po tym temacie, on mnie także dotyczył, tyle ze nie zrozumiałam wszystkiego co mi potrzeba by wybaczyć i móc iść dalej :-) widziane oczyma dzieci rzeczy wyglądają trochę inaczej, a są we mnie rzeczy które jeszcze nie wyrosły z dziecięcych śpioszków serdeczne dzięki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
Boże mój, piszę sobie bo właściwie nie wiem komu mam to powiedzieć ... dociera do mnie jak przeraźliwa i tragiczna może być sytuacja ludzi, którzy się rozeszli, rozwiedli, rozstali. Przeraźliwa pustka i przeraźliwy smutek i coś co nie pozwala iść dalej, wierzyć, jakieś wyczerpanie i poczucie zdrady ale nie fizycznej. To zdradzone zaufanie ale gorsze chyba od tego jest poczucie ośmieszenia, ponad to jeszcze przychodząca z czasem gorycz, że to w co się wierzyło i co się budowało jakby nie ma sensu. I najtragiczniejsze chyba ze wszystkiego jest to, że coś dalej się tli w człowieku po wielkim uczuciu. Przez co najczęściej słychać porównania, czuć uprzedzenia i bezradność, bo choć tych co zdradzili koło nas nie ma już, dalej coś kradną, coś zabierają. A przecież może stać obok ktoś z kim byłoby możliwe szczęście, kto obdarował uczuciem i chce być obecny w życiu tej pogruchotanej osoby. Tak mnie naszło, bardzo smutne, przykre odczucie. EH

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znnamm odp
do EH właśnię tą swoją powyższą wypowiedzią...ześlizgnęłaś się głębiej niz zewnętrzne objawy po których większość się ślizga zobaczyłaś cos więcej ...co jest w ludziach...których życie pogruchotało chyba cię to poraziło co do ciebie dotarło...a teraz pomyśl że w czymś takim zwijają się z bólu ci których to spotkało - łatwo jest ich krytykować , pogardzać nimi i mieć do nich żal, łatwo obwiniać , obwiniać nawet za to że nie radzą sobie z "życiem po" jak dobrze że nie używasz w stosunku do tych ludzi takich powierzchownych określników, jak ...strach przed samotnoscią, upokorzenie, godność, zasłanianie się dziećmi, pozory wobec sąsiadów...i tym podobne bzdurki... .a Ty już doszłas do momentu w którym zobaczyłaś wierzchołek góry lodowej.....nie dziwię się że cię to poraziło ...i nie życzę ci aby cię to kiedys spotkało i to po wielu latach małżeństwa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
znamm odp powiedz proszę czy można to uleczyć, czy można obdarować Tych ludzi miłością która oni zechcieliby czy umieli przyjąć, czy może to Ci co kochają tylko raz jedyny w życiu, a wszytko co potem to tylko sposób na życie? wiesz, nie gardzę i nie gardziłam jednak sądzę że dysponuję innym jeszcze doświadczeniem, doświadczeniem dziecka, które patrzyło na taką tragedię, mnie także ta choroba dotknęła, mnie także ona boli, polega na unikaniu miłości, bo ta przecież boli - taki obraz pamiętam, mam wryty w świadomość i podświadomość wciąż jednak nie pojmuję czym jest w takim razie to uczucie które nas wyniszcza, czy aby na pewno jest to miłość a nie uzależnienie ja nie z próżni, ani po to żeby kpić czy rozdrapywać czyjeś rany, sama próbuję się z nich wylizać mnie się wydaję że w którymś momencie powinien zadziałać instynkt samozachowawczy, inaczej jest już za późno mnie się życie w takim związku kojarzy z wykonywaniem wyroku śmierci przez wstrzyknięcie trucizny tyle że w zwolnionym tempie trucizna to jad z małżeńskiego pożycia sączony wolniutko i bardzo precyzyjnie w organizm partnera BOŻE BOŻE JAK BARDZO BYM CHCIAŁA WIERZYĆ ŻE MOŻNA POKOCHAĆ RAZ JESZCZE MIMO RAN, ŻE TO CZYM JEST TAKIE UCZUCIE TO WŁAŚNIE JEST PRAWDZIWA MIŁOŚĆ !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nienawidzę siebie
za każdą uronioną łzę, wiarę w każde kłamstwo i obietnicę poprawy, wieczne wybaczanie i ciągnięcie tej farsy przez kilka lat.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ._.
rany, nie, nie i nie, nie pozwalaj sobie tak o sobie myśleć chyba wiem jaki to odcień uczucia ale warto z nim ROZUMOWO powalczyć! właśnie to staram się pojąć czemu nie korzystasz z tego co najbardziej obok serca jest ludzkie, rozumu ! proszę zamiast siebie nienawidzić spójrz wokół, szukaj nawet czysto praktycznie pomocy, wsparcia, a znajdziesz je w najmniej spodziewanym momencie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×