Golllumica
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
No tak.... bo jak ja tu zaglądałam codziennie to NIKOGO nie było!!!!!! No to potem przestałam, a teraz PROSZĘ BARDZO! okazuje się że pogaduchy trwają a mnie nie ma!!!! No zaglądałam, zaglądałam, a potem tak właściwie to już i nie mogłam bo zdarzył się nam nieprzyjemny incydent Lucy już wie, ale Wy babki nie, że pod koniec sierpnia trafilam z Tosią do szpitala. Jakiś adenowirus dzieciaka mi zaatakował, dwa razy z nią byłam na pogotowiu i gdyby reakcja przy tym pierwszym razie była wlaściwa, to może nie skończyłabym z wyjącym dzieckiem na oddziale, a już na pewno jestem przekonana, ze zaoszczędziliby Jej 24 godziny bólu. Przy drugiej wizycie na pogotowiu trafiłyśmy na bardziej przytomnego lekarza i na oddział wysłał nas od razu jak usłyszał co się dzieje. Powiem Wam, że po tym co przeszłam z Małą to ja naprawde najgorszemu wrogowi chorego dziecka nie życzę, ona się tak męczyła i tak wyła, że ja myślałam, że tam oszaleję. Ja do tamtej chwili nie wiedziałam słuchajcie, że można normalnie funkcjonować, mimo, że z 72 godzin prześpi się 6 bo tak działa adrenalina i stres, nie wiedziałam, że można 12 godzin siedzieć na krześle i trzymac dziecko na rękach i nie jeść, żeby tylko się nie obudziła (ona mi z rąk nie schodziła, na łóżeczko szpitalne absolutnie nie dała się położyć), nie wiedziałam, ze można tak się psychicznie przestawić, żeby nawet siku zatrzymac na 4 godziny, aż ktoś przyjdzie i pomoże, bo nie mogłam Małej wypuścić z rąk a nikogo nie było. Na szczęście zaglądali do mnie Rodzice, CiotkaDobraRada, i moja Przyjaciółka. I w takich sytuacjach obecnośc takich bliskich ludzi postrzega sie jako CUD! Nieoceniony.... No a potem nie zaglądałam bo przeciez byłam w Warszawie, ochrzcic mojego cudnego Chrześniaka. A potem się nie składało.... aż do wczoraj. I to przypadkiem bo zajrzałam mimo iż byłam pewna że nikogo tu nie zastanę.... A tu PROSZĘ!!!!!! A! z Tosinych Nowości nasze dziecko ma 2 pierwsze całkiem nowe ząbki (i mamy niezły ubaw przy ich myciu, bo Mała wali takie poważne miny jak poczuje pastę i szczoteczkę, że rozkłada nas na łopatki...) a druga to taka, że już samodzielnie siedzi. Swoja drogą zdziwiona mina jaką robi kiedy Jej się uda samej usiąść... BEZCENNA! Narien jak się czuje Mama? Biała ja tez jestem rybą, ale woda.... hmmmm.... uwielbiam, ale raczej do picia i w kąpieli najchętniej- bo pływanie... ABSOLUTNIE! Do dziś się nie nauczyłam, na wodę za Chiny się nie położe, jakby fobia jakaś.... zresztą nie jedyna a i zespół natręctw tez by się znalazł ;) Co do picia to ja strasznie naciskałam na to, żeby Tośka jednak piła tylko wodę, a łatwo nie było, bo jak Ją zabieraliśmy to już była przyzwyczajona do wody z sokiem, ale pomalutku, pomalutku i udalo się. Dostaje wodę z ewentualnie kilkoma kropelkami soku z cytryny. Niczego innego właściwie do picia nie dostaje. Na szczęście je dużo owoców i lubi więc nie mam wyrzutów że nie daję jej soczków. Raz dałam jej malinki od babci bo coś miala z zatokami to malo oczy Jej na wierzch nie wyszły!!! Oczywiście nie uchronię Jej przed innymi pitnymi atrakcjami, ale mam nadzieję, że nauczę Ją odruchu gaszenia pragnienia tylko wodą. A drugie dziecko.... hmmm. Mam koleżankę która co chwila jest przez kogos o to nagabywana i żal mi jej, bo wiem jak szlag Ją trafia, a po prostu nie chce mieć więcej dzieci. Ludzie są dziwni w tych kwestiach - zasłaniają się troską, dobrymi życzeniami, a tak naprawde dla mnie to zwykła wścibskość plus totalny brak taktu. Zresztą trudno mi zrozumieć jak można tak ingerować w cudze życie i plany.... Biała a teraz wisienka na szczycie tortu JA TEŻ ZA TOBĄ TĘSKNIŁAM!!!!!!! :D Fajnie było znów Cie przeczytać :) No i stawiam się na Twoje wezwanie jak Dżin z lampy ;) A zdjęcia Marysi tez bym chętnie obejrzała. Tośki oczywiście wyślę niebawem. Alaska a Ty sobie nie myśl, ze jesteś lepsza od nas :P i WITAJ W KLUBIE! My z Lucy dokładnie wiemy jak bardzo męczące są te niekończące się pytania (zadane w ramach życzliwości oczywiście).... Lucy jest o wiele inteligentniejsza ode mnie i w związku z tym lepiej sobie radziła ode mnie ja dostawałam szału i nie wiedziałam co odpowiedzieć, a mialam zawsze ochotę dokopać odpowiedzią. Po adopcji ludzie się zamknęli, byli tacy co przepraszali za niezręczne pytania (bez sensu, nie przyszło im do glowy, ze przeciez w ogole nie powinni ich zadawać) a są tacy co spuszczają głowy jak mnie mijają w pracy jak jestem (i to też bez sensu). Nie umiem dac Ci rady jak sobie z tym radzić ja nie radziłam sobie zupełnie. Zawsze po czasie przychodzio mi do głowy co powinnam powiedzieć... A co z urlopem nie tak?... Lucy Tosia już ok. dziękuję. Wakacje mieliśmy tak wybujałe jak nigdy ;) więc raptem jeden wypad do warszawy, ale cieszył OGROMNIE! Ale wiecie co? Brakuej mi takich prawdziwych wakacji... No i może by się udalo, ale Mąż ma taką pracę że zaplanować coś było trudno, a mając na względzie to, ze ja pójdę na wychowawczy nie chcieliśmy ryzykowac dużą przerwą w pracy A. Jeśli chodzi o twoich znajomych to wiem już, że trafili do ośrodka o lepszej atmosferze niż nasz i szczerze się cieszę. A nasz likwidują.... i próbujemy zrobić coś żeby tak się nie stalo. Nie dla samego ośrodka, ale dla ludzi i dzieci, którzy go potrzebują... Lilly z tym latem to u nas różnie było.... pogoda w kratke czasem nie wiadomo było jak na spacer wyjść... A! ja też lubię mieszkanie wysprzątane na błysk, ale teraz jakoś tak trudno mi teraz, ale staram się żeby chociaż jak to mówią DZIEDZINIEC byłogarniety. Na Święta chyab jakąś Panią przyjdzie mi wynająć albo co.....
-
Ja z doskoku - wciąz w niedoczasie... Lucy - nie zdążyłam Ci buziaka przesłac przed Twoim urlopem! Ale bawcie się dobrze - mam nadzieję, ze Wasz Eurotrip2 bedzie cudownym przezyciem i super wypoczynkiem. Już zacieram łapki w oczekiwaniu na zdjęcia...... :D Biała - to straszne co Ty piszesz... Tak w ogóle to wyrazy współczucia serdeczne - śmierć bliskiej osoby to ogromne przeżycie. Ale z tym ZuS-em... no ciary mnie przeleciały, że to wszystko takie zimne bezduszne, urzędowe... Wiesz ja sama pracuj w urzędzie i wiem jak to wygląda z drugiej strony biurka, więc nawet nie mam pretensji do tych Pań, bo jak mniemam nie chodzilo o "widzimisię" tylko o PRZEPISY, ale co za debil takie wymyśla to się w glowie nie mieści.... Cała reszta Twojej opowieści to tez zgroza. Uważam, że w całej tej niefajnej historii pozytyw to zachowanie tej siostry z Anglii. Naprawdę ładnie z jej strony. Ja akurat stykając się z różnymi ludźmi widzialam w życiu juz wiele i wcale nie uważam, ze każdy ma takie poczucie przyzwoitości, żeby poczuc się w obowiązku wziąć częśc kosztów na siebie, dlatego tez uważam, ze ten ludzki gest był naprawdę ładny. I co z tą kuzynką? Kurcze tam się coś nieźle musiało zadziać jak to trwa juz miesiąc. To chyba grubszego coś - Jezus jak to nigdy nic nie wiadomo. Ja zawsze jak słysze takie historie to skóra mi cierpnie. Oczywiście najgorzej w takiej sytuacji mają dzieci... Narien - ja mam ostatnio jakies "szczęście" do historii o dzieciach Dziś np. w radiu też słyszałam straszny reportaż jak babce w 80-tych latach policja ukradła jak to określiła dzieci i oddali potem te dzieci do adopcji... Dzieki interwencji miediów odnalazla tych chłopców dziś mają 24 i 26 lat, jak ich zabierali mieli jeden dwa latka drugi 4 mies... Ja może wypaczona jestem, ale czytając ta Twoja opowieść wcale bym nie powiedziała, że te dzieci o których pisalaś to sa akurat te, które "z góry mają przegrane w życiu" - ja uważam, ze teraz akurat moga coś w życiu dopiero wygrać. I im młodsze sa i mniej będa pamiętać, tym lepiej dla nich. Pójdą do adopcji znajdą Rodziców, DOM i Milość i zaczną normalne życie. A ta dziewucha gdyby myślala o dzieciach oddałaby od razu do adopcji - ale jest taki wkurwiający (przepraszam) rodzaj ludzki który uważa, ze narobi dzieci i będzie się z zapomóg utrzymywać - o dzieciach oczywiście nie pomyślą w ogóle. O olejkach się nie wypowiadam - pojęcia nie mam o co come on. Ja jak nie zapomnę odżywki użyć to sukces ;) Gipfel - ja uważam, ze sukcesem moim jest, ze teraz codziennie drepczę z obciążnikiem w postaci wózka i córki w nim po 3 godziny dziennie po parku... bo ja piecuch jestem i generalnie domatorka. Więc zanim Tosia sie pojawiła to ja za bardzo ruchem fizycznym sie nie przejmowałam. Ze sportów najbardziej lubie pichcenie i czytanie książek, więc przy takich osobach jak Ty to tylko mi wstyd po prostu! Ale podziwiam... Tośka słuchajcie nauczyła sie piszczeć.... w BAAAARDZO wysokich tonach... piszczy na wszystko - na to co Ja ucieszy i na to co Ją wkurzy - za każdym razem równie glośno a mamusi bębenki pękaja i nerwica się zbliża wielkimi krokami ;) W kościele tez nie odpuściła i oczywiście zaprezentowała co potrafi wtedy kiedy wszyscy inni byli cicho... Oduczyc Jej nie oduczę - trzeba przeczekać....
-
No ja jak zwykle...... i juz tak chyba zostanie.... Ale ja latam! Latam ze wszystkim jak ze sraczką i chociaz wydawało mi się, ze tyle mamy czasu to jednak cały czas cos. Ale w końcu w sobotę rano przestałam odbierać telefon :) A TAK! Wpadłam na taki pomysł. Zakomunikowałam to znajomym i np. mojej Ciotce-Dobra Rada która dzwoni CODZIENNIE z zapytaniem CO SŁYCHAĆ :/ (co może być kurwa słychać zwłaszcza jak często jest tak, ze odwiedzam Ją u niej w pracy z Tosia tego samego dnia?...) i trzeba z Nią gadać 15 minut albo i dłużej bo sama odpowiedź, ze ok nie wystarcza. Trzeba powiedziec co i ile Mała zjadła, ile i jak spała, czy była kupa (i jaka?) czy krzyczała, a jak krzyczała to dac 500 pomysłów DLACZEGO ryczała.... Powiedziałam że wyłaczam telefon bo A. wraca, chcemy miec weekend dla naszej Rodziny a telefony nam w tym nie pomagają. A jeśli cos się będzie działo to w sprawach pilnych niech dzwoni do A. na komórkę bo On bedzie miał włączoną. No i.... zadzwoniła w sobotę i w niedzielę też..... na moją komórke oczywiście... Czyli nie zrozumiała. Tyle, ze ja nie odebrałam... Oddzwoniłam wczoraj wieczorem i zapytałam co się stało. Powiedziala, ze nic i DLATEGO NIE STARAŁA SIE BYĆ UPIERDLIWA (a dzwoniła jako jedyna) tak chciała zapytać CO SŁCHAĆ... Dziewczyny - nie zrozumcie mnie źle - ja NAPRAWDĘ doceniam Jej dobre Serce, ale nie chcialabym, zeby to było w jej rozumieniu przepustką dla uczestniczenia w 100% w życiu naszej trójki.... No co ja mam zrobić? Ostatnio jak Jej zwrócilam uwagę, bo zaczęła mnie pouczać jak dziecko to znów się obraziła, a własciwie obdarzyła mnie swoim urażeniem i skończyła rozmowę. Dzwoni zawsze ok. 20, kiedy albo jak jestem sama to mam w końcu czas dla siebie bo położe Tosię i ogarnę dom, albo jak jest A. to mamy czas dla siebie. Ale nie możemy nic obejrzeć ani się przytulić, bo TELEFON z serii CO SŁYCHAĆ nam nie pozwala. Ręce opadają.... Ale w sobotę zaprosiliśmy znajomych i było milo, poczułam w końcu, ze tez jestem częścią społeczeństwa ;) wczoraj pojechaliśmy z Tosią na spacer do lasu, w sobotę spalam słuchajcie do 12-tej! Nareszcie nadrobiłam braki w spaniu :D A teraz bedziemy mieli latany tydzień bo przeciez Chrzest Tosi w niedzielę. Wczoraj bylismy u spowiedzi, dziś wieziemy dokumenty, trzeba jeszcze dopiąc wszystko w Karczmie gdzie ma byc obiad, kupic buciki Tosi bo nie ma jeszcze.... Nie moge się doczekać.... Tylko zimno ma być! Ale mam dla Niej taki plaszczyk polarowy w razie czego - typowy do Chrztu - udało mi sie kupic tani na Allegro. A! Moi Rodzice pobili rekord! Jak pamiętacie jak sie pochorowalam to nie wpadli na pomysł, zeby zaproponowac pomoc, ale z kolei w środę zadzwoniła moja Mama, ze trawę trzeba skosić na działce, Tata nie ma siły bo chory (na ryby chodzi codziennie....) więc może A. by skosił... No ok, A. powiedział, ze przyjedzie w piątek, tyle że w piątek lało. Więc dzwonię do Mamy i pytam, czy u nich nie pada bo jak pada to przeciez bez sensu jechac prawie 80 km. i może w poniedzialek przyjedziemy. Na co mój Ojciec w tle słyszę: No w poniedzialek to juz tak bedzie trawa wielka że już sie w ogóle kosić nie da, dziś trzeba!!!!! No to przyjechaliśmy. Razem z nami przyjechała ulewa, stracilismy caly dzień, A. trawy nie skosił i wrócilismy do domu. I co mój Ojciec na to? NIC, powiedział, że nic sie takiego nie stalo, przecież przy okazji obiad razem zjedlismy.... :/ Jeszcze dodał, że najwyżej w poniedzialek przyjedziemy jeszcze raz. No to powiedzialam, ze nie.... że ja pytałam czy mamy przyjechac dziś czy w poniedziałek i wybrał dziś a my tez swoje sprawy mamy i w poniedzialek nie mamy czasu. Moim Rodzicom jakoś dzwnie się wydaje, ze życie tylko u nich płynie, a my siedzimy w Olsztynie leżymy wentylem do góry i nudzimy się az przykro.... Ale Ty Zabulina jak zwykle masz rację.... Ja na nich mogę liczyć w sparach mechanicznych, pozyczyć pieniadze na przykład, ale w żadnej innej sprawie niestety nie. Moi Rodzice wyznaja chyba podśwaidomie zasadę, ze to dzieci są dla Rodzicow, a nie Rodzice dla dzieci, bo Im się wydaje, ze Oni od nas mają prawo oczekiwać a naszym świetym obowiązkiem jest to zrobić. W innym wypadku słuchac trzeba o ich poświęceniu dla nas i naszej niewdzięczności... A Ciotka Dobra Rada genetycznie jest kuzynka mojego taty :) Truskawki u nas po 5 zeta u ulicznych handlarzy, a piękniejsze w warzywniaku po 6 i 7 zeta. Narien jak tak cenowo u Was podobnie to skąd Ty jesteś, bo albo nie pisałas albo nie zarejestrowałam. Bo ze u Bialej podobnie jak u mnie to raczej oczywiste :D Biala - jeśli chodzi o prostowanie Małej - super. Ja mam identyczne podejście i cieszy mnie to co piszesz bo to oznacza, że nie jestem jednak wyrodną Matką ;) (bo wiesz, ze częśc ludzi tak na to patrzy) Lucy - a Ty jak po urlopie? Ja już jestem zdrowa - dziękuję. Mam tylko małe blizny na ustach po tym czymś, ale to zejdzie niedługo. Alaska - no kiepsko z tym szukaniem pracy... Tak trochę faktycznie malo zaangażowania. I tak się zastanawiam słuchajcie, czy to tak jest, ze faceci tak mają? Im jest jakos trudniej się zmobilizoac czy co? iesz no ja naprawdę rozumiem jak Ci ciężko - w końcu ślub mia być startem do nowego początku - założenia rodziny, stabilizacji - a o stabilizacje w takiej sytuacji trudno a i nie dziwie sie, ze o dziecku na razie nawet nie myslisz. No ja czasem tych facetów to mam ochotę w tyłek na rozped kopnąć.... Narein -ten Twój opis wakacji tak sielsko zabrzmiał, ze az zachciało mi się znów być dzieckiem.... no ja niestety nie miałam najlepszych dziadków - jedni i drudzy niech spoczywają w pokoju ale ani podejścia do nas nie mieli ani się nie starali, mieli swoje wybrane wnuk a reszta to byla.... hm... RESZTA. Jak się domyślacie ja i moja Siostra zaliczałyśmy się do tych ostatnich. Lilly Sophie - myslę, że żadna nie powie nie :) ZAPRASZAMY :) Miło, ze się ujawniłaś, bedzie nam tu weselej, a skoro i tak topik znasz to i w temat nie trzeba Cie wprowadzać. Rozgaszczaj się :) Lucy -jak ktos mi mówi o akcji adopcja po polsku to wiesz jak ja reaguję... Bo to najczęściej sa właśnie takie historie jak podalas w linku... I jak słysze że PATRONAT OBJĘŁA PANI REZYDENTOWA to mam ochotę kopnąc Ją w zad.... Dziewczyny sorry że ja tak chaotycznie dzisiaj ale staram się szybko...
-
Dziewczyny - jak zwykle przepraszam. Ja nie wiem Zabulina czy to dobre milczenie ale najpierw jak był A. to nie było czasu oczywiście (i tak połowy rzeczy nie zdążylismy zrobić), potem na weekend przyjechała Jego Siostra z córkami (Jesus co sie działo na tych naszych kilkudziesięciu metrach!...nie wspomne juz o tym, że całej wizycie towarzyszyła nieustajaca bitwa o Tośkę - dziewczyny się o Nią zabijały...) a potem jak pojechał.... Ech.... Wyjeżdżał słuchajcie z niedzieli na poniedzialek a ja już w niedziele czułam, że coś jest nie ok.... dreszcze, złe samopoczucie i oczywiście strach. Bo A. wyjeżdżał, a ja z Tosią sama i nie wiedziałam co robic normalnie. W nocy miałam Ją nakarmić i słuchajcie... poprosiłam A. ktory wstał i zbierał się do wyjazdu bo ja nie dałam rady! Bolało mnie wszystko, gardło, plecy, mięśnie stawy, nawet cebulki włosów na rękach! Nie dałam rady wstać.... A. nakarmił Mała a le zostac nie mógł, niestety taka ma pracę -nie ma mozliwości nie wywiazac się z zamówienia bo płaci się karę - pisałam Wam kiedyś. Rano Małą nakarmiłam ale z płaczem, a na termometrze prawie 39.... Dzień wcześniej jakoś przytomnie zaaplkowałam sobie antybiotyk (wiem, ze nie powinno sie tego robic na włąsna rękę) i dzięki Bogu, bo zaatakowalam podobno w odpowiednim momencie. Zadzwoniła Ciocia-Dobra Rada i jak mnie usłyszała to była w ciągu pół godziny. Jak mnie zobaczyła przeżegnala się nogą.... ja nie dość, ze wyglądalam jak wyglądałam to ryczałam jeszcze. Z bólu, ze strachu o Tośkę, z totalnego wkurwienia - powodów nie brakowało - no masakra.... Posiedziała z Tosia, zaaplikowała Pyralgine na ból mięśni i poleciała do pracy, wróciła za dwie godziny z dodatkową "porcją" świeżo kupionego antybiotyku (pracuje w przychodni) i maseczkami dla mnie dla ochrony Małej. Zabrała Toske na spacer a ja mogłam spokojnie sie wykapać i polożyć. Od dwóch dni mam 37 stopni i wysypke w postaci opryszczki takiej jakiejś. Taki wirus cholerny, ze na wierzch wyłazi wymiatany antybiotykiem. Tyle że ja tą wysypkę mam w okolicach ust ale sluchajcie nawet na śluzówce w nosie! Nie wiem co to za syf, ale mam nadzieje niedługo go pożegnac. Mała karmię w masce i ogladam każdego dnia. Nie pytajcie dlaczego nie pomagają mi Rodzice bo się rozryczę. Nadmienię tylko, że co prawda mój Tata jest chory i tez lezy na antybiotyku ale generalnie oboje moją wiadomość o tym, ze cos mnie zaatakowało a ja sama z Małą przyjęli tak jakbym oznajmiła, że w sklepie zabrakło kajzerek i musiałam kupić poznańską.... A ja mialam nadzieje, ze Mama przyjedzie chociaz na dzień. O Małą mi tylko chodziło - nie o siebie. Biała - ja zawsze z przyjemnością czytałam jak Mama Ci pomaga przy Marysi ale teraz pierwszy raz w życiu po prostu strasznie Ci zazdrościlam. Ja nie wymagałam od mojej Mamy opieki nad Tosia, ale chociaż wsparcia i pomocy w takich naglych przypadkach. Ale pomaga mi Ciotka, pomagaja ludzie - daję radę. Jednak nie przeszkadzało mi to wcale wczoraj wybuchnąć wielkim płaczem bo juz tak mi sie nazbierało, że..... Dotarło do mnie, ze Tosia to Ich wnuczka którą sie kocha, jak się uśmiecha, trzyma się Ją na kolanach jak ładnie bryka,ale jak ryczy to juz sie oddaje Mamusi bo jest problem - to taka przenośnia - wiecie o co mi chodzi. Oni oboje żyją juz w tak hermetycznym związku i taplaja się we własnym sosiku, że nie mam co liczyc na to, że ja sie tam gdzieś w razie potrzeby zmieszczę.... Ech... Biala - Zabulina ma rację - mnie tez się urok urlopu udzielił. I super, ze Marysia zdrowa i jest juz ok. Zabulina - ja puste łóżko mam tak przez tydzień, półtora jak A. wyjeżdża do pray i wierz mi, ze sobie nie zazdroszczę -za to Wam bardzo :) Narien - jak pisalas o tej szczęce swojej to mnie wszystko rozbolało!!!! Juz ok wszystko? Alaska - fatalne nie fatalne - nie migaj sie - dawaj zdjęcia - cierpliwość nie jest moja zaleta ;) Ale z mężem..... aż tak poważnie Cie wkurzył? Wiesz - sytuacji z pracą nie zazdroszczę., to rzeczywiście rodzi frustracje. Brak pewności co do jutra, poczucia bezpieczeństwa itd. Nie wiem co Ci doradzić, bo to delikatna sprawa.... A że nie zauważył braku pierścionka i obraczki.... Hmm... to facet jest - pewnie bym sie zdziwiła gdyby zauważył... Lucy - świństwo z tym zabiegiem K. ale tak mysle, ze to celowy proceder. NFZ placi za tzw. osobodzień, więc czasem przyjmuja dzień wczesniej, że niby badania, przygotowanie do zabiegu bla bla bla (a nie robia nic), zabieg robia na drugi dzień i maja placone za dwa osobodni. Dobrze, ze juz po wszystkim. Napisz jak K. do siebie dochodzi. Ile trwa taka rekonwalescencja? Potem sie robi jakąś rehabiitacje? On ma cos na tej nodze poza opatrunkiem? Jakis ochraniacz czy wspomagacz? Ale musze Ci powiedzieć, że kochana z Ciebie Żona.... Teraz ja Cie przepraszam za brak odpowiedzi, ale to przez to powyżej.... rozumiesz.
-
Nie Lucy 1 dzień :) 24 maja jest jutro przecież :) Babki staram się nadrobic to moje milczenie i odnieśc się do Waszych wpisów. Biała okularki Marysi super a właściwie Marysia w okularkach ;) Ale współczuje Ci pilnowania żeby mala ich nie zdejmowala, bo takiemu szkrabowi to trudno wytłumaczyć dla Niej opaska do włosów czy okularki to przedmioty traktowane na podobnym poziomie. To się natłumaczysz teraz... ale może się przyzwyczai szybko jednak. Żurek... hmmm.... no zaraz przyjdzie nam założyc klub ŻURKOWICZÓW ;) Tosia wyściskana dziękuję :) Wiecie co, ze nawet ja widzę jak Ona szybko rośnie choć jestem z Nią co dzień... Jak Ją karmię to normalnie coraz bardziej Jej nóżki zwisają ;) Dziś byłyśmy na szczepieniu. 3 kłucia!!!! Macie pojęcie?... :/ Pierwsze było bez jęknięcia, drugie z płaczem a trzecie już z takim wrzaskiem żałosnym, że miałam ochotę przywalić pani pielęgniarce. Jak zobaczyłam tą „podkówkę" na buzi a potem łzy jak groszki.... ech... ja wiem, że to tak trzeba ale to jednak tak żal takiego dzieciaczka.... Narien Lucy ma rację a jeśli to jakiś przykry etap to tym bardziej szybko go kończ i zapominaj :) Truskawek jeszcze nie kupowałam - u nas że drogie to raz, a dwa jakies takie nie do końca ładne i czerwone. Ale tez już czekam. Kocham ten moment kiedy są truskawki i czereśnie jednocześnie bo czereśnie tez uwielbiam. Lucy jeśli chodzi o wesele to ja się spotkałam ze zbieraniem „na wózek" ale nie takim!!!! Co to za wywoływanie (a co za tym idzie przymuszanie). U nas się wrzuca pieniążek za taniec z Młodym i Młodą i w tej chwili już się nie nazywa chyba nawet tej zabawy „na wózek". Ja nawet chciałam tego uniknąć, ale DJ mnie ostrzegł, że i tak będzie i tak, bo ten zwyczaj jest u nas tak zakorzeniony, że jak nie ma tych „tańców" to potem podchodzą liczni wujkowie i pytają kiedy będzie i w efekcie i tak wyproszą. Więc zgodziłam się ale na jedną tylko piosenkę. Pieniążki wrzuca się moniakami symbolicznie i kto tańczy z Młodym i Młodą jako ostatni wygrywa konkurs. Potem to się podlicza i kto z Młodych uzbiera więcej ten będzie „trzymał w domu kasę". Ten dziwny zwyczaj który opisujesz rzeczywiście mocno żenujący tym bardziej, że niektórych wywoływano kilka razy.... A jak ktoś by był nieprzygotowany? Niesmaczne trochę.... Jeśli chodzi o Wasze podejście do In Vitro to bardzo się cieszę, że jesteście już po wizycie, że tak dobrze to wszystko przyjęliście i trafiliście na przyjaznego i mądrego lekarza. Przecież to bardzo ważne w jakim otoczeniu będzie się wszystko odbywało. I powiem Ci, ze świetny pomysł ze zwolnieniem lekarskim na cały ten czas. Świetny. Nie pomyślałam nawet o tym. A przecież to da Ci duży komfort psychiczny i oczywiście spokój co nie jest bez znaczenia. Nawet nie wiesz jak mocno zaciskam kciuki już od teraz!!!! :) Tak właściwie to musze Ci powiedziec, ze z Twojego postu tez bije dużo radości :) I nie masz pojęcia jak mnie to cieszy :) Widziałam, ze wstawiłaś nowe zdjęcia na NK, ale jeszcze nie zajrzałam dziś obejrzę :) Chrzest Kochana będzie 3 lipca w Gietrzwałdzie tak jak planowaliśmy tzn. zrobimy wszystko, żeby był. Nawet już obiad zamówiony i zaliczka wpłacona. Idziemy na żywioł. Ja już zamówiłam i dostałam szatkę do Chrztu i świecę (wszystko z datą), zaproszenia tez już przyszły i pomału rozdajemy, więc NIE MOŻE SIĘ NIE UDAĆ :) Ja tylko musze jutro poprosic Wysoki Sąd o przychylenie się do prośby o skrócenie okresu uprawomocnienia wyroku, bo zalezy nam na czasie i na tym, aby jak najszybciej mieć dokumenty na Tosię, ze względu na Chrzest właśnie. A teraz napisze Wam jak wyglądała wizyta sobotnia (wywiad środowiskowy) z Ośrodka Adopcyjnego.... Otóż Pani psycholog siedziała 5 godzin (bez komentarza....), obserwowała, pytała, niby niechcący wtykała nos w każdy kąt i każdą czynność, czepiała się (głównie bez sensu) i mimo tego, ze na koniec wychodząc powiedziała, że przychodząc do nas nie spodziewała się, że będzie tak miło (w ogóle to miałam wrażenie, ze była lekko spięta i zdenerwowana), to muszę Wam powiedzieć, ze do końca miło nie było. Bo oczywiście mnie wk...ła bo znów słuchajcie zaczęła się mojego A. czepiać... Jego trybu pracy to raz, a dwa: Jego samego. No i się przelało.... grzecznie ale rzeczowo i dobitnie powiedziałam Pani psycholog co ja myślę na temat Jej opinii i wywodów i jak bardzo się z nimi „zgadzam" (z trudem się powstrzymywałam, żeby jej nie poinformować gdzie ja tak w ogóle te jej opinie mam....). Oj bo pomyślałam słuchajcie, że Tosia to już chyba siniaki musiałaby mieć żeby mi ją teraz zabrali a ileż można się bać i dawać poniżać?... Nie byłam ani bezczelna, ani się nie darłam (o co u mnie łatwo nie jest) ale swoje powiedziałam. Bo trzymałam język za zębami i zagryzałam wargi na niejedno co mówiła, ale jak zaczęła się czepiać, ze A. nie będzie w domu i Tosia nie będzie miała przez to Ojca i lepiej by było gdyby A. pracował normalnie po 8 godzin i codziennie był w domu to jej odpowiedziałam, że moim zdaniem to nie do końca ma rację, bo jest „ojciec" i „ojciec" i praca w 8-godzinnym trybie nie jest z tego co wiem wyznacznikiem jakości ojcostwa. I który ojciec jej zdaniem jest lepszy taki który po 8 godzinach wraca do domu i z zainteresowaniem patrzy jedynie na obiad, gazetę, kapcie i TV (bo przeciez zdażają się takie egzemplarze) i tyle dzieci go mają czy taki który po 1,5 tygodnia wraca do domu i jest z dzieckiem 5 dni od rana do wieczora i zajmuje się nim od „początku" do „końca"? Wymigała się, że to „zajmowanie się" Tosią przez mojego Męza jest chwilowe i jeszcze się przekonam, że na początku to po prostu z Jego strony euforyczne jest i Mu przejdzie.... Wyobrażacie sobie? I że jednak dobrze by było gdyby mój Mąż w domu NORMALNIE (cokolwiek to znaczy) był, bo potem z Tosią mogą być kłopoty z „niedostatku" tego ojcostwa. Odpowiedziałam, że nie wiem czy jej zdaniem wstawanie do dziecka w nocy na karmienie i wycieranie tyłka z kupy jest objawem euforii i dodałam żeby nie przesadzała, bo mój Teść całe życie tak pracował, a mój Mąż mimo tego jakoś dziwnie normalny jest. I wiecie co mi powiedziała?.... ŻE ONA AKURAT JEST INNEGO ZDANIA!!!!..... Kurwa, czyli ze mam rozumieć, ze mój Mąz NIE JEST normalny! No krowa bezczelna!... No to Jej powiedziałam, że nie zamierzam tego słuchać, ale może dobrze się złożyło, że weszłyśmy na ten temat - że zapewne Pani dyrektor już Jej przekazała co ja powiedziałam w ośrodku ale chętnie Jej to powtórzę... że dla mnie to Ona niestety uprawia czarnowidztwo i że mnie Jej opinie na temat mojego Męża w ogóle nie interesują, że są głęboko krzywdzące, że się z nimi nie zgadzam i nigdy nie zgodzę, bo w ogóle to zgodzić się możemy w jednej tylko kwestii że to ona jest fachowcem, nie ja, natomiast powinna wziąć pod uwagę, że nawet fachowiec czasem się myli, a wiara w swoja nieomylnośc może być zgubna... I że Ona mojego Męża zna ze swoich testów a ja z życia i to JA wiem jaki On jest nie Ona i że nie rozumiem jak można było napisać opinię na dwie strony formatu A4 i umieścić tam stek bzdur w postaci samych wad mojego A. że moim zdaniem to było ogromnie nieprofesjonalne, bo chyba zdaje sobie sprawę, że każdy człowiek ma wady i zalety KAŻDY, więc mój Mąż również i przykro mi jest, ze tak się skupiła na wadach, że o zaletach zapomniała.... I dodałam tylko, ze bardzo się cieszę, że mogłam jej to wszystko powiedziec osobiście natomiast z góry zaznaczam, że nie zamierzam z Nia o tym dyskutować, bo taka rozmowa do niczego by i tak nie doprowadziła i właściwie to i tak nie bardzo mnie już interesuje co Nią powodowało..... Wiecie co mi potem tylko powiedziała? że z tyloma małżeństwami miała w swojej pracy do czynienia, że trudno jej tych ludzi spamiętac i pamiętać raczej nie ma w zwyczaju ale nas nie zapomni nigdy..... Odparłam tylko z przekąsem: „miło mi, my Pani również".... Wiecie co... rzadko to mówię, ale ja tej baby po prostu nie znoszę!... Ona ma w sobie cos takiego co czyni Ja dla mnie kompletnie nie do zaakceptowania.... I nawet praca nad soba niewiele by m dała w tym temacie. Ale się rozpisałam..... ale musiałam się wygadać chyba.... Jutro sprawa :) .... Proszę o kciuki! Koszula A. wyprasowana, krawat przygotowany, moja koszula i spodnie tez w gotowości, buty wyczyszczone... ech.... :)
-
Babki sorry, że tak zamilkłam, ale ja najpierw jakoś nie miałam za bardzo nastroju na pisanie, bo w sobotę ja Wam pisałam miałam przecież wywiad środowiskowy a co za tym idzie odwiedziny pani psycholog.... i jakoś nie miałam weny przez to.... a potem to ja musiałam do siebie dojść i się uspokoić. Okazało się, że zajmowanie się domowym „kołowrotkiem przez kilka dni świetnie pomaga. Teraz z kolei nie za bardzo mam czas - postaram sie w miedzyczasie nadrobić. Lucy - opis dotyczy sprawy w sądzie - pisałam w ostatnim poście, ze 24 maja mamy sprawę o pełna adopcję Tosi. Jestem bardzo podekscytowana tym co u was się dzieje :) Tak wieje optymizmem z Twojego postu, ze aż się ciepło na serduchu robi. Trzymam mocno kciuki i mam ogromną nadzieje, że w końcu się uda! Biała - Marysia to jest ta do Ciebie podobna :D czyli ta najpiękniejsza! :D Resztę wpisu nadrobię. Pa.
-
Lucy - jak przeczytałam "dialog" to powiem szczerze, ze rozdziawiła mi sie japa i.... tak zostałam na dłużej... :D Ale patrz na to tak - K. ma w planach, ze i dom niedługo z ogródkiem będzie! ;) co by psiury się wylatac mogły :) To zapowiedź taka :) No tak - sytuację żurkową potwierdzam - i K. i rzeczywiście mój A. żurek jedzą WSZĘDZIE. Mój Mąz wcina ten żurek gdziekolwiek by nie był "porównując smaki" jak nadmieniła Lucy - na razie wygrywa jakaś knajpka w Bydgoszczy (coś z piecem w nazwie chyba) gdzie Pan kelner zapodał mojemu Mężu żurek a na osobnym talerzyku parujące tłuczone ziemniaczki polane tłuszczykiem z cebulką :) Mimo tego, iz nie Pan kelner był autorem tejże kompozycji został przez mojego Męża prawie pobłogosławiony! Tak jeszcze w kwestii jedzenia - Zabulina klaniam się po pas w podziękowaniu za przepis - ślinka leci. Jak nadarzy sie tylko okazja upichcę na peno. na razie PRZEZ CIEBIE w warzywniaku będąc poprosilam o pęk koperku i jak tylko powąchałam to natychmiast zapaliła mi sie lampka w głowie i mierząc w Panią spojrzeniem spod przymrużonego oka wypaliłam: "A botwinka to może jest???????" i była słuchajcie!!!!!!! No więc od wczoraj zamiast gara grzybowej mam gar pachnącej przecudnej urody botwinki z wiechciem koperku... Mniam! Mąz jeszcze nie wie ale jak przyjedzie to coś czuję, ze stópki będę miała wycałowane! A wszystko zaczeło sie niewinnie od jednego zdania Zabuliny.... Lucy - "Mama Lwica" pasuje moim zdaniem jak ulał... jak dopasuje to do tego co czuję jak wypalam Ciotce swoje racje to ... no lepiej bym tego nie okresliła :D Podczytująca - zrób se na czarno samo PODCZYTUJĄCA i bedzie ok ;) My tam na wakacje jak dotąd tez we dwójke raczej i taka forma lubimy chyab najbardziej. Włącza nam sie szedaczek i uwielbiamy wtedy zarówno sama włóczęgę samochodem jak i "przystanki". W tym roku pewnieodpuścimy bo gdzie my z tym srulem małym sie powłóczymy? Ze znajomymi to raczej tylko sie spotykamy, na dłuższe wyjazdy ja się nie piszę, bo wiecie jak to jest - każdy ma swoje pory wstawania, preferencje odnośnie spedzania czasu - nie ma co sobie humorów psuc (a czasem można się wkurzyć o pierdoły), a na zmiany upodobań chyba juz jest za późno. Na weekend wypad ze znajomymi to i owszem ale na wakacje już niekoniecznie. Alaska - z tymi rozmiarami nie przesadzaj, bo ja absolutnie nic wspólnego z rozmiarem 36 nie mam. Z 38 tez zresztą niewiele, choć jak się trafi to pękam z radości... (rozmiar rozmiarowi nierówny). Ważne, zeby miec zdrowe podejście do sprawy. Ja jak przytyłam swojego czasu to zamiast mówić, ze przytyłam mówiłam, ze "skobiecialam" pożegnałam sie rzewnie z rozmiarem 38 kupiłam ciuchy w rozmiarze 40 i już! A bikini.... jejku rozejrzyj sie na plaży to Ci przejdzie - tylko musisz patrzec w odpowiednią stronę. Lucy - jesli chodzi o K. to ja wyobrażam sobie, ze nie czułaś sie za dobrze jak On "zabrał pracę" ze soba na urlop i pewnie też bym sie wkurzała, ale Zabulina ma dużo racji - ja tez tak mam z A. choć nie w takiej skali jak u Ciebie na pewno. Wiesz - jak K. z tym kolegą starają się zdobyć renome to pewnie przez jakiś czas tak to bedzie wyglądać. Z drugiej strony to pozytywny objaw, ze K. tak poważnie traktuje swoje przedsięwzięcie. Lucy, zyczę dużo cierpliwości chociaz wierzę że to może wkurzać. A! jeszcze a'propos gotowania - przedwczoraj gotując tak wyśpiewywałam Tośce przerózne piosenki i jak zaśpiewałam "Ballade jarzynową" z Kabaretu Starszych Panów to myslałam, że padnę ze śmiechu - Ona się słuchajcie tak zaśmiewała, że prawie w głos - jakby rozumiała o czym to jest. Wczoraj przy botwince tez Jej to śpiewałam i tez się śmiała i tak machała nogami, ze gdyby nie szelki to by z bujaka wyleciała pewnie. Śmiesznie to wyglądało. Widocznie jak na razie bawi Ją linia melodyczna ;) na tekst przyjdzie jeszcze czas :D Tak więc i dla Was na początek miłego dnia (własciwie to południe juz....) http://www.youtube.com/watch?v=DQiZNZC5TQI
-
Zabulina - no oczywiście, ze chcę! zapodawaj ten przepis! Jak zapachu na calą chałupę narobię to dopiero będzie super rodzinnie i domowo - mniam! Dziś będzie pachniało grzybową - też domowo :D A. już wraca a to jedna z Jego ulubionych zup (i pomyśleć, że zanim mnie poznał zup prawie nie jadał, poza wszechpanującym żurkiem...). Strasznie sie ciesze, ze niedługo będzie w domku. Twoja Babcia tez Antonina!? Ale numer :D No to Kochana, znakiem tego przed moją Tosią wszystko najlepsze w takim razie :) A! i ja też jestem ze stawonogów (w sensie wiecznie zimne nogi, ręce zresztą też0 więc dołączam do klubu. Lucy z tego co pamiętam też woli ciepełko to chyba jest nas więcej. Biała a Ty jak? Podczytująca - tez jestem za zaczernieniem. Myśl, myśl i zaczernij to co Ci przyjdzie do głowy :D Jesli chodzi o prysznic, to na szczęscie Tosia ma momenty kiedy zajmuje się sama soba i ladnie się bawi, więc rano szybko się ogarniam, a wieczorem lecę sie prysznicować jak już Małą polożę spać. Ale i tez wiele rzeczy nauczyłam się robić trzymając Antolkę na "biedrze" jak już bardzo marudzi. Oczywiście, zebym nie wiem jak sie gimnastykowała to w tej konfiguracji prysznic odpada :D No właśnie i co z ta PRACĄ?....
-
Kochane moje BABISZONY!!!!! Ja po prostu musze zostac zmobilizowana to wtedy siadam i piszę. Bo tak to latam jak ze sr...ką i padam wieczorem i tyle mnie widać. Ale dziś siadam i nadrabiam! Po pierwsze „najważniejsze": Zabulina jesteś do zamordowania!!!! bo teraz ślina toczy mi się aż po podłodze normalnie od tej kapusty Twojej z koperkiem i schabem.... Uprzedzałam, że ja z wyobraźnią nie mam problemów!!!!!! Dotyczy to niestety również zapachów i smaków... Matko Bosko żes mi apetytu narobiła.... Dlaczego ja tak daleko od Kraka mieszkam!!!!! Wprosiłabym się na bezczelna jak nic :P I naprawdę filigranowa z Ciebie musi być kobietka, Zazdroszczę rozmiarów (ja zapomnialam że takie w ogóle istnieją...).... Zreszta tak jak i Lucy bo Lucy tez taka zgrabniutka-drobniutka.... Ja mogę pomarzyć... A! zdjęcia prześle, mam już Twojego maila od Lucy. A Babci to tylko pogratulowac i zdrowia życzyć.... takich ludzi to już chyba na palcach jednej reki zliczyć można.... Po drugie „najważniejsze" - .... musze Wam się pochwalić (Lucy mogę prawda?!!!!), że dziś mi szczęka opadła.... zastałam awizo w skrzynce, poleciałam na pocztę a tam... NIESPODZIEWAJKA!!!!!!! Od Cioci Lucy!!!!!! i Wujka K. oczywiście :D Ludzie no mało z butów nie wyskoczyłam! Lucy to była taka niespodzianka że pojęcia nie masz!!!! Tosinka słuchajcie dostała prezent w postaci cudnej lali-przytulanki i piekne zyczenia :) No Lucy naprawde zrobiłaś nam ogromną przyjemnośc i sprawiłaś super-radość. Lala otrzymała imie Zuzia i śpi razem z Antolką w łóżku :) Bardzo dziękujemy za prezent i za miły element zaskoczenia ;) Lucy „ciocia-dobra rada"! Hahahaha!!!!! No to żeś mnie ubawiła to chyba najlepsze określenie dla mojej Cioci :) z której swoją droga dobra kobieta ale lubi decydowac i wszystko wiedzieć najlepiej. Ale już odpuściła trochę, ba jak zaczęła mnie już instruować przez telefon jaka jest pogoda i jak w związku z tym mam ustawić zaporę z koca przed wiatrem, żeby Mała się zimnego powietrza nie nałykala a w ogóle to może wcale lepiej żebyśmy nie wychodziły to jej powiedziałam, w końcu że doceniam bardzo jej troskę, ze ciesze się, ze tak się o Tosię martwi, bo to dla mnie ważne, ale ja nie jestem przecież ograniczona, to raz, dwa-własnemu dziecku krzywdy nie zrobię, trzy-nie zamierzam dziecka wychowywać w cieplarnianych warunkach, bo jeśli teraz mam z Nią nie wychodzic, to zimą przyjdzie mi ją pod kołdrą trzymać, a po czwarte i ostatnie-Tosia jest adoptowana ale nie oznacza to, ze jest to dziecko społecznościowe tylko MOJE bo to ja Ją adoptowałam i wiem jak się Nią zajmować przecież. A jeśli czegoś nie będę wiedziała na pewno zadzwonię i zapytam. Chyba zrozumiała bo była dziś u mnie i tak jakoś się usprawiedliwiała przepraszająco. No wiecie tak to Ona jest ok., jak o coś Ją poprosze to nigdy nie ma sprawy, dziś na przykład poszła z nami do poradni preluksacyjnej (bo Ją poprosiłam) z Małą i się cieszyła, ze może pomóc i nawet dałam Jej wózek, żeby szła z Tosią i dumna taka była że uch! Zapytałam Ją też, czy będziemy mogli wyjśc z A. (jak już wróci) na kolację do restauracji, czy by wtedy posiedziała z Tosią 2 godzinki no to już taka była zadowolona, że aż pokraśniała, He, He :) No i umówiłam się z Nią też żeby na zastrzyk Tosi też z nami poszła. Oj to już poczuła się niezbędna i chyba garniec z poczuciem potrzeby bliźnim został napełniony po brzegi :D Czy mi ktoś pomaga? No ja mam w sumie kogo poprosić, bo jest jedna koleżanka która zaznacza, ze w razie czego kupi co trzeba i przyniesie czy Tosię zabawi, jest sąsiadka, która cały czas podkreśla, ze Ona chętnie pomoże (dziś 15 minut posiedziała, bo ja poleciałam na pocztę po paczke z niespodzianką :P i to „posiedzenie" było dla mnie ogromna wyręką ) i jest wreszcie w/w Ciocia. Tyle że ja z pomocy korzystam sporadycznie i sama sobie raczej radzę. Ale wiem, ze w patowych sytuacjach to będę miala do kogo zadzwonić i jakoś się zorganizować. Dobrych ludzi nie brakuje słuchajcie. Ale dziś muszę się pochwalić, że ja też byłam dumna z siebie, bo jak Ciocia przyszła rano to złapala się za głowę i powiedziała, ze ja jestem niemożliwa i że mnie podziwia, bo jak powiedziała „dziecko pachnące, najedzone i uśmiechnięte, w chałupie czyściutko, wszystko poprane i poprasowane i ona nie ma pojęcia jak ja to robię skoro A. nie ma w domu i nikt mi nie pomaga!" :D A ja sama nie wiem słuchajcie... jakos tak samo wyszło. Ostatnio Tosia miała tak ciężkie dni, że aż się muszę przyznać, że sie poryczałam... bo jak mi wstała o 3 w nocy i stwierdziwszy, ze jest wyspana zaczęła rozrabiać i gadać to ja ręce załamałam.... bo w dzień cały czas marudzila i ryczała, w nocy z kolei nie dała mi pospać - no masakra! 1.5 godziny się z Nią męczyłam... do wpół do piatej. A potem wstała o 7:00. .. Ale z kolei ostatnie trzy dni tak jakos sobie z Nią radziłam i ją „wyprostowałam" a i Ona w miarę grzeczna była, ze wszystko porobiłam i przy Niej i w domu. Ale A. już wraca do domku więc wyczekuje Go z niecierpliwością nie tylko z tego powodu, ze się stęskniłam :) No ale przede wszystkim super że Tosia będzie miała Tatę blisko i że będziemy znów razem. Biała - my to nie tylko weekend same ale właściwie to już półtora tygodnia jesteśmy same. I to tak już będzie w najbliższym czasie przy wyjazdach A. ale ja się pocieszam, że i ja będę się przyzwyczajała coraz bardziej do sytuacji i do trybu zycia z Antolką a i Ona będzie coraz starsza rozumniejsza i mam nadzieję grzeczniejsza. No kurde a ta Twoja Marysia to widzę srebro zywe :) Ale to chyba fajnie mieć taką wiercipiętę co? Bo to znaczy tez że odwazna i ciekawa Świata. Słuchaj a Ty jak już tak zaciekawiłaś nas tą imprezą to może jakieś foty masz? No ciekawa jestem strasznie!!!!! Super musiało być! No powiedz, ze masz zdjęcia..... Ja uwielbiam klimat lat 80-tych i jak ogladałam "Ile waży Koń Trojański" to płakalam ze śmiechu ogladając obrazki z tamtych lat ale i jakies takie wzruszenie troche "dusiło". ;) A fluki u Marysi pewnie wiosenne, więc się zaleczy szybko. No normalnie Marysia-Farmerka więc fluki to wstęp do procesu zahartowania zapewne. Lucy Teściowie mają przyjechać w maju... podobno. Ja do Białej się nie wybieram choć pytali o Święta czy przyjedziemy (Wielkanocne). Powiedziałam A., ze se mogą zapomniec bo ja z takim maluchem nie będę się tłukła pięc godzin do nich tylko dlatego, ze Teściowej dupy się ruszyć nie chce. Chce zobaczyć wnuczke to drzwi u nas otwarte ja się nie wybieram. No zobaczymy. Na razie A. zawiózł zdjęcia (w tym jedno w ramce nawet dałam ;) ) A jeśli chodzi o Twój wyjazd świetnie że się tak doskonale bawiliście. Drago pierwszy raz na takim wyjeździe? Rozumiem, ze kolegę K. znałaś wcześniej a z resztą jego rodziny to było pierwsze spotkanie, czy też się znaliście dłużej? Tak sielankowo to wszystko opisujesz, ze aż się samemu chce pojechac i w te Scrable zagrać a i Bażantem bym nie pogardziła ;) Widzisz jak fajne towarzystwo to i pogoda nie zawadza. To na zasadzie nie ważne GDZIE ważne Z KIM. A jeśli chodzi o pogode to przyznam się szczerze, że ja też wyciągnęłam rękawiczki..... A Ty Lucy byłas w tych górach akurat na czas beatyfikacji Bł. J.P. II. Górale chyba obchodzili ten wielki dzień bardzo szczególnie. Odczuliście to jakoś? Alaską wcięło.... Podczytującą też.... gdzie Wy babki się podziewacie? Kochane ide pospać, bo nad ranem pobudka na jedzonko... (oczywiście nie ja będę jadła).
-
Zabulina - WIELKANOCNY CUD (a'propos mojej Mamy) ubawił mnie do łez!!! :D Az przeczytałam to Męzowi! Zdjęcia wyślę - jasne, ze tak :) Lucy - jak wrócisz z majowych szaleństw to podeslij mi maila Zabuliny :) A komplementem Zabulina zwaliłas mnie z nóg! dziękuję... Opowieść z podróży ślubnej baaaaardzo obrazowa i tu juz trudno było się nie śmiać wyobrażając sobie tych "poszukiwaczy cienia" :D Biała - jesli macierzyństwu towarzyszy ciągły strach to ja piernicze tak się czuc przez następnych 20 lat :o .... Jesus, ja tak myslałam, ze jak Antolka mówić zacznie to będzie łatwiej bo powie gdzie boli, a teraz jak tak piszesz to przerażenie moje wzrosło :o Tym bardziej, że mój A. pracy raczej nie zmieni, więc ja często będę sama z Antolką. Wiesz ja nie do końca wiem co Tosi było, bo Pani doktor twierdzi, że to może zmiana smoka od butelki, może nałykała się powietrza (bo Tosia je bardzo zachłannie - niestety... ), może za dużo wypiła - no nie wiem. Pani doktor kazał obserwować, w razie czego podać Paracetamol, robic okłady. Ja Mała troche przegłodziłam i na razie odpukać jest ok. No powiem szczerze, ze na nas tez Pani doktor patrzyła z uśmiechem, że kolejni jej zdrowe dziecko na pogotowie przynieśli :D Lucy - baw sie Kochana dobrze i odpoczwaj. Z pogodą może nie będzie źle - zawsze można liczyc na niespodzianki :) Nie zapowiadaja rewelacji ale do końca nigdy nic nie wiadomo :) Czekamy na relacje z wyjazdu SZCZĘŚCIARO!
-
Biała - a jeśli chodzi o majowe wolne to ja wyruszam w plener i owszem - z wózkiem do parku :D Mojego A. nie będzie więc...
-
Cześc babki - ja na chwilkę tylko, bo Tośka marudzi a A. pojechał coś załatwic jeszcze przed wyjazdem - jutro rano jedzie w trasę. U nas Świeta ok, choć w rozgardiaszu - ja jakoś nie ogarniam tych zmian rytmu dnia. Ja właściwie odsapywałam a A. zajmował się Antolką, żeby mnie odciążyć. Przerażona jestem bo A. wyjeżdza teraz nie na tydzień a na półtora - chyba zwariowac mi przyjdzie bo Tosia coraz bardziej absobująca - we dwójke jednak łatwie. Odkąd przeżyłam z Tosią tydzień sama to myśląc o matkach samotnie wychowujących dzieci myśle w samych superlatywach... takie babki w kapciach do nieba powinny iść... Wczoraj przeżyłam pierwszą traumę. Małej coś było tak się napinała i darła wniebogłosy że az sąsiadka przyleciała. Tosia coś miała z brzuszkiem.... Ona słuchajcie tak płakala że ja ryczałam razem z nią. Koleżanka położna poradziła mi żeby wsadzić Małą do cieplej wody i masowac brzuszek, zrobilam tak, podałam Espumisan potem jak Ją wyjełam to mała zwróciła i się uspokoiła... Ale o 22-giej zaczęło się na nowo, na szczęście już A. był w domu. Znów wsadziłam ją do wanny, potem A, załadował jej Paracetamol i na wszelki wypadek polecieliśmy z Toska do szpitala. Pani doktor zbadała i powiedziala, ze przyczyny mogą być różne :/ poradziła co robić w razie kolejnej takiej sytuacji i tyle. Lucy - Drago przystojniak jak cholera -no do wyściskania i wygłaskania :)Z bratowa ubaw miałam jak mało kiedy!!!! Co za ciemnogród jakiś! :D Alaska - no duuuuuuużo szczęścia i wszystkiego naj!!!!!!!! :) na zdjęcia oczywiście czekam!
-
Cześć Babki! A ja od jutra na MACIERZYYYYŃSKIIIIIM!!!!! Ale fajnie :) Ale po kolei. Biała jak Ty napisałaś jak Marysia wyglądała po tym uśpieniu to sie rozryczałam.... Nie wyobrażam sobie jak Ty sie czułaś... Kurde a te kłucia to naprawdę jakaś masakra - no co to za pielęgniarki - Jesus... Ale dobrze, ze już wiesz co jest i staraj sie jak najszybciej zatrzec te wspomnienia w pamięci. No to lalka teraz w okularkach jeszcze będzie :) Lucy - jak to psiur ma pół roku?!.... No ja mam wrażenie, ze wy niedawno braliście szczeniaka, a on juz ma pół roku? matko jak ten czas leci. Podeślij jakieś foty jak on teraz wygląda. A z radami - masz rację. Jest ich full, te pożądane i te mniej. Ciotka siedzi pod telefonem i czeka bo juz mi powiedziała, ze sie nie będzie narzucać tylko czeka na wezwanie :P Wiem, że zabolała Ją moja reakcja, ale trudno. No nachalność taka przy tym moim całym zdenerwowaniu była mi kompletnie nie na rękę. Wiecie ja nie jestem Zośka śamośka i rady przyjmuję, często nawet pytam, ale jak ktoś mi coś narzuca, i to jeszcze coś czego nie chcę, no to po prostu szału dostaję i potrafię być bardzo nieprzyjemna. Jak wiozlyśmy Tosię w niedzielę i mi znów zaczęła mówic o której powinnam chodzić na spacery i jak oslaniać małą w wózku to Jej powiedziałam, że mowy nie ma! Będę chodzila od rana do późnego wieczora, wybierając pory kiedy jest najchlodniej i woziła Tośkę w majtkach samych tylko... No bo już mnie rozwaliła normalnie... I wózek mi kazała od kogoś pożyczać bo nasz niedobry... Biała zazdroszczę Ci, ze tego nie miałaś... Alaska - no kurcze, ale się emocje szykują. A za jakiś czas może bedziemy mały tu kolejna pannę młodą - myślę o Podczytującej :) jak już tu wlazłaś kochana, to może być tak, ze i narzeczoną niedługo zostaniesz a potem to już z górki :D Moje Kochane, a ja moge Wam powiedzieć, że dziś stałam sie posiadaczką dokumentu, który ustanowił nas Rodzina preadopcyjną!!!!! :) Odebrałam o 12-tej z Sądu :) Oczywiście do czasu rozprawy sądowej, która z kolei ustanowi nas rodzicami adopcyjnymi. I wtedy już będziemy mogli Tosi wyrabiac nowe "papiery" :) Jezus ja wychodząc dziś z sądu zaczęłam czytac tą decyzję i wiecie co - no dostałam takiego histerycznego chichotu mocno okraszonego groszkami łez, ze aż ludzie sie oglądali :D a ja się śmialam i myślałam, że mam to totalnie w dupie :) Po pracy pojechalam po Tośke i wzięlam Ją nareszcie legalnie do domu :) Zawiozlam opiekunce wielki pęk tulipanów od Tosi w podziękowaniu, a Tosia dostala od opiekunki karuzelę z pozytywką i sukieneczkę :). A potem jak juz Tosie zabierałam to prawie wyłam, opiekunka ryczała... Bo jak ja zobaczyłam słuchajcie jak ta sie biedna pochyla nad fotelikiem, odsłania Tosi buziaka, całuje, a potem robi znak krzyża na czole to nie wytrzymałam.... Tak mi szkoda tej kobiety było. Ona się Tosią zajmowała odkąd Tosia miała 7 dni.... I tak mnie wzruszyło to "wyprawianie w Świat" i to, ze Ona o tym krzyżyku nie zapomniała... Ja łkając powiedziałam jej tylko, zeby przestała bo ja przeciez będę Ją z Tosią odwiedzać, zeby widziała jak mała rośnie. Potem jak się ładowałyśmy do samochodu to ta biedna jeszcze wyleciała za nami, zeby dać Tosiną butelkę, ktorą była karmiona, bo wszystkie dzieci w Świat wysyła z ich butelkami. Chyba zachowam Tosi na pamiątkę. Zrobi z nią co zechce. Podziwiam tą babkę słuchajcie bo to sil trzeba miec i tej wewnetrznej jeszcze więcej chyba... bo to nie ą łatwe momenty. A tych dzieciunow których wyprawiła w świat jest jakas pięćdziesiątka. Pełno ich zdjęć na ścianach. Ja Tośki tez zawiozę.. Jejku - no trzymajcie kciuki, żebym sobie dobrze radzila, zeby się wszystko udało, zeby Tosia zdrowa byla.... Mam pietra, mam - nie będe udawać. Ale szczęsliwa jestem, ze nasze marzenie się spełniło...
-
Zabulina - a co miałam napisać?.... :P Tam w tym wywiadzie było tyle achów i ochów o naszej Tośce że chciałam Wam to w jakiejś kupie przekazać. Oni Jej badali wszystko, odruchy psychosomatyczne (jakoś tak to sie nazywa) itp. (nie wszystko zrozumiałam) i ujęli tow punkty - wszystko w wywiadzie było o Tosi w samych superlatywach, że dumna byłam jakbym sama Ją urodziła ;) Nie ma żadnych powaznych chorób u krewnych, matka biologiczna mimo ze nie objęta opieką prenatalną była zdrowa, poród bez powikłań, ojciec też bez jakichś powaznych "rys", Tosia dostała 10 pkt Apgar, więc wypadało tylko sie cieszyć :) Na laurach osiadać tez nie zamierzamy i melduję posłusznie, że w perspektywie Tośka ma być dobrym człowiekiem i uczciwym obywatelem - choc nie wiem czy na tym Świecie na zdrowie Jej to wyjdzie.. Wczoraj zabrałam małą do domu, została ze mna Ciotka (moja Matka Chrzestna) i... wiecie, ze Ja pogonilam prawie? Mała była rozproszona, że jest ktoś jeszcze , a ta dodadtkow zaczęła wprowadzac swoje metody i rządy, Tośka zaczęła się wkurzac i ryczeć, ja też (odnośnie WKURZAĆ), bo chyba chodzi o to, żebym wszystko JA przy Niej robiła póki co, a nie moja Ciotka - nawet jesli chce dobrze - a metody pielegnacji dzieci sprzed króla Ćwieczka tez mnie średnio interesują, zreszta ja swoje poglądy już wyrobione mam, radzic się tez mam kogo i z całym szacunkiem, ale ma byc po mojemu.... Jeszcze sie wkurzylam, bo okazało się, ze zdaniem Ciotki 1, zbyt wolno Tośke przewijam i ubieram, 2. dziecko MUSI mieć poduszkę (a nie ma), 3. wycieranie dupska chusteczkami jej zdaniem jest karygodne "bo przecież Kuba Justyny (...)" 4. wózek kupiliśmy zły, bo spacerowy za wcześnie (a kupilismy taki w jakim Tosia w tej chwili jeździ i jest w stanie jeździć, ona niestety w głębokim juz się nie poloży). Ja kupiłam wygodny wózek, który dla potrzeb Tośki można ładnie wszystko rozłożyć, gdzie jest wygodny miękki materac i zabezpieczenia, zeby nie zmarzła czy żeby Jej nie przewiało, ale oczywiście Ciotka wie lepiej.... Pożegnałam wiec Ja i powiedzialam, ze ja musze zostac z Nią SAMA. Dziś zadzwonilam tylko i poprosiłam Ciotkę, zeby kupiła i przywiozla mi maśc dla Tosi (bo coś jej charczało w nocy), taką, któą kazała mi kupić opiekunka, a ta przyjechała i owszem... BEZ maści. dziecko przyjechala obejrzeć BO MOŻE NIE TRZEBA! Kurwa mać, poprosiłam koezankę, zrobiła mi zakupy łącznie z maścią i przywiozła. Ciotka wychodząc zapowiedziała się na wieczór, odrzekłam, ze NIE - DZIĘKUJĘ SAMA SOBIE PORADZĘ. Wcześniej powiedziałam, żeby się nie obraziła, że jej to powie, ale musi wiedziec, że ja rad słucham, ale musi też uszanowac to, ze to ja decyduję, bo ja jestem matką. Dało to taki skutek, że zadzwoniła wieczorem i przeprosiła.... Bo wiecie ja juz mialam dosyć. Nie dość, ze ja przeżywam to wszystko ogromnie i potrzebny jest i mnie i Tośce spokój, radzić sobie muszę sama bo A. nie ma więc zesrana jestem (przepraszam) po gumki to jeszcze mi takiego gadania trzeba.... Alaska - spoko - z bukietem zdążysz - nie martw się - zrobią. :) Na pewno będzie piękny. Oj... mój mi sie przypomniał... Miałam ten wymarzony, chociaz musieli mi pprawiac bo spieprzyli :D ale potem było ok. Na zdjęcia sukienki CZEKAM!!!!! Jak emocje? Już prawie zenit? :) Fajnie Ci :)
-
Dziewczyny - przepraszam, ale ja dopiero na dupę usiadłam - cały czas w biegu, cały czas coś - latam miedzy domem, Ośrodkiem Adopcyjnym, sklepami, pracą, a pogotowiem opiekuńczym i co chwila pytam Męża jak się nazywam.... ale nie, nie - narzekać nie będę :) sama chcialam i nie oddałabym tego za nic... już wszystko piszę.... Otóż tak : noc przeszła całkiem nieźle, Tosia z zegarkiem w pupie budziła się regularnie ale nie wybudzała więc karmiłam prawie na śpiocha i ładnie potem usypiała w łóżeczku. Poza 5 rano bo wtedy okazuje się jest najlepsza pora na śmiechy, gaworzenie i pakowanie piąstek do pycha, a że nasze dziecko towarzyskie jest to samo leżenie w łóżku z nami Jej nie wystarczało - trzeba było z Nią gadać.... Potem była z nami jeszcze do popołudnia a potem trzeba było oddać na 15-tą.... no cóż - nie będę się rozwodzić ale łatwo nie było.. Na szczęscie w pogotowiu zostalismy do kąpania i spania więc pojechaliśmy jak już zasnęła. Dziś byliśmy też, ale krócej, zasneła o 16-tej i pojechalismy, bo dziś Mąż w trasę jechał. Jutro Ją po pracy zabieram za to na weekend!!!!!! Odwiozę do pogotowia w niedzielę na jedną nockę, odbieram w poniedziałek i juz z nami zostanie!!!!!!!!! Z karą za zwłokę nic jeszcze nie wiemy - teściowa zadzwoniła do dyspozytorki, powiedziała jaka jest sytuacja i może nas potraktują w miarę ulgowo - ale tego nie wiem. W razie czego zapłacimy - trudno. Ja nie mogłam inaczej zrobić. Jesli chodzi o pierwsze spotkanie... wrażenie niesamowite! Najpierw pojechaliśmy do ośrodka. Jak czytali mi w ośrodku protokół z wywiadu to ryczałam jak bóbr, bo okazało się, ze dziecko zdrowe, inteligentne i w ogóle wszystko w porządku. Potem pojechaliśmy do pogotowia na spotkanie z Małą. Mnie serce tak skakało, ze myślałam, ze zejdę. Mała spała akurat. Przywitałam sie więc z jej małą piąstką i powiedziałam: cześć Tosieńko, mamusia do Ciebie przyjechała.... I wiecie, ze byłam dzielna i nie plakałam? Jak nie ja. Ale nie chcialam żeby Mała wyczuła jakies zdenerwowanie - może małe dzieci to czują? Tata z kolei pogłaskał druga piąstke i miał taka kluchę w gardle, ze nie powiedział nic. Za to kupił największego Misia jaki był akurat w sklepie (większy od Tośki zdecydowanie). A jak sie obudziła to juz Ją miałam na rękach mówiłam do Niej przytulałam i całowałam. Moje dziecko zdecydowanie wolało skupiac jednak wzrok na Tacie (czarny, zarośnięty, więc zdecydowanie ciekawszy). Zauroczyła się Nim od początku i tak sie trzymała koszuli, ze odczepić było trudno. A ja już widzę jak A. pomału ulega szaleństwu.... Dzis pojechał po "bujaczek "dla Niej (którego dwa dni temu nie widział potrzeby kupować) bo taki jest w pogotowiu, Małej w Nim wygodnie jest i lubi w nim siedzieć. A u nas z kasą krucho... Ale nie zabraniałam Mu, bo widzę jak te uczucia się w Nim rozwijają i to takie super jest... patrzeć jak On dba, zeby Tosia nie płakala, zeby zjadła, zeby miała wygodnie. bezcenne.. I już wiem, ze będzie tak o Nią całe życie dbał. Delilah - Mala ma ustanowionego opiekuna sądowego oraz rodzinę zastępczą w postaci pogotowia opiekuńczego. Te "instytucje" jak równiez oczywiście O.A. wystawiają dla nas swoje opinie - jesli wyrażą pozytywne dziecko będzie nasze - trwac będzie tylko procedura. Czyli papiery, ustanowienie proadopcji itp. Ale to już będzie trwać w trakcie a Tosię jak nam dadzą we wtorek to już nie wiem co musiałoby się stać żeby zabrali :) Czy wiemy jak się opiekować? No cóż - tyle co wiedzieliśmy u ludzi, przeczytaliśmy w książkach i pokazano nam w pogotowiu - reszta to już instynktownie i powiem Ci, ze całkiem nieźle sobie radzimy i z czasem pewnie będziemy pewnie działać jak wszyscy rodzice - chociaż strach był i pewnie będzie - ale maleje. :) Alaska - zając/królik jest SUUUUPER!!!! bardzo Ci dziękuję - tym bardziej, ze przepowiednia się spełniła :) Pisz jak przygotowania do ślubu i POKAŻ sukienkę!!!! PLISSSSSSSSSSS!!!!!!!! Lucy - wiesz jak połechtać moje Serce.... :) Wszyscy mi pisali że Tosia ma oczy A. i chyba wiele w tym prawdy :) Zabulina - jak widzisz OPATRZNOŚĆ zadzałala, ale to sprawiły nie tylko moje modlitwy ale wielu ludzi, m.in. Wasze więc dzięki :) Biała - zdjęcia wysłałam oczywiście!