Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

JARZEBINA CZERWONA

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez JARZEBINA CZERWONA

  1. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Jesteś tu – powiedziała cicho, a oczy znów zaszły jej łzami. – I byłeś tu w nocy, kiedy… Kiedy oni chcieli mnie skrzywdzić… - Nikt cię już nie skrzywdzi – odpowiedział i przytulił ją do siebie. – Wszystko się skończyło, nie będziesz musiała żyć w ukryciu… - Tak bardzo się bałam… – powiedziała. – Tak bardzo chciałam, żebyś był przy mnie, bo tylko wtedy czułam się naprawdę bezpieczna… Ale nie mogłam cię narażać… To nie było bezpieczne… Bałam się, że cię stracę. Tak, jak Paula… Oni go zabili… Zabili, bo nie chcieli, żebym była szczęśliwa… – mówiła cicho. – Tylko moi dziadkowie naprawdę chcieli, żebym była szczęśliwa… To na ich grobie kładłeś kwiaty, wiesz? – odsunęła się i popatrzyła na niego uważnie. – Ja nie mogłam tego zrobić… Tak bardzo mi ich brakuje… Brakuje mi ich uśmiechu, tych dobrych rad i tej dobroci… Lara More to był pomysł babci… W dzieciństwie miała przyjaciółkę, która się tak nazywała… – uśmiechnęła się przez łzy. – To babcia chciała, żebym była tym, kim jestem dziś… To ona i dziadek pokazali mi, że świat jest piękny… Pokazali mi, czym jest miłość, podczas, gdy wszyscy inni okazywali mi tylko nienawiść… Wiesz, jakie to smutne, kiedy nie ma się do kogo odezwać, kiedy inni tylko czekają, kiedy noga ci się powinie?… – zamknęła oczy, żeby oddalić bolesne wspomnienia. - Cii… Nie musisz nic mówić – kciukiem osuszył jej łzy. - Nie. Chcę, żebyś wiedział wszystko – powiedziała stanowczo. – Kiedy zrobili nam to zdjęcie, bałam się, że mnie odnajdą, że będą chcieli zrobić mi krzywdę… Ale najbardziej bałam się, że skrzywdzą ciebie. Nie potrafiłabym przejść przez to wszystko po raz drugi… Nie chciałam się angażować. Nie chciałam narażać cię na niebezpieczeństwo, ale nie chciałam też narażać siebie… Bałam się, że mnie skrzywdzisz… – dodała już całkiem cicho. Odsunął ją od siebie i spojrzał jej uważnie w oczy. - Nigdy cię nie skrzywdzę – powiedział. – Nawet tak nie myśl. Nigdy, rozumiesz? - Wiem, że mnie nie skrzywdzisz – uśmiechnęła się. – Czuję to tutaj – położyła dłoń na swoim sercu. – I tutaj – dodała i położyła dłoń na jego piersi. Czuła, jak jego serce bije spokojnym rytmem. – Teraz już to wiem. - Cieszę się – odpowiedział. Ujął ją pod brodę i zbliżył twarz do jej twarzy. Patrzyła na niego odważnie. - To dobrze, że się cieszysz – powiedziała. – Lubię, kiedy się cieszysz, bo wtedy ja też się cieszę… - Czy, jeśli cię teraz pocałuję, to ty też mnie pocałujesz? – zapytał. - Jeśli nie spróbujesz, to się nie przekonasz – odpowiedziała figlarnie. Uśmiechnął się i jeszcze bardziej zbliżył twarz. Po chwili usta ich spotkały się w delikatnym pocałunku. Uśmiechnęli się do siebie. - Spróbowałem – powiedział. - I co? – spytała. - Nie czuję się przekonany – odparł. - Nie? – udała zdziwienie i przysunęła się bliżej. - Nie – uśmiechnął się i dostrzegła w jego oczach wyzwanie. Powoli zbliżała swoją twarz do jego. Pocałowała go delikatnie. Właśnie zamierzał odpowiedzieć na pocałunek, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich Alex. - Hej, D.! Wstawaj na śnia… – urwał w pół słowa. – A niech mnie! - Co się stało? – usłyszeli głos Nicka na korytarzu. - Nie wiem, ale Howie ma w łóżku kobietę! Prawdziwą! – Alex podszedł bliżej i popatrzył na nich wyczekująco. A oni tylko się uśmiechali. Leżeli przytuleni, jakby spędzali tak każdy ranek i uśmiechali się promiennie. - Ja się tak nie bawię! – zawył Nick. – Umawialiśmy się, że będziemy tu całkiem sami, a ty sobie kogoś przygruchałeś! - To jest Jane – odpowiedział spokojnie Howie. – Pamiętacie ją? Nie zdążyli odpowiedzieć, bo na górze pojawili się ochroniarze, zaniepokojeni hałasem. - Dobrze spaliście? – zapytał Mike. - Nie tak dobrze, jak Howie – odpowiedział znacząco Alex. - Nie chciałbyś spać tak, jak on – powiedział Marcus. Zaglądnął do pokoju. – Już wszystko dobrze? - Dobrze – odpowiedział Howie. - To już koniec, prawda? – zapytała cicho Jane. Murzyn uśmiechnął się. Cieszył się, że widział ją w lepszym stanie, niż w nocy. Oczy miała podkrążone, ale nie było już w nich strachu. Była ulga. I radość. Że to wszystko już się skończyło. - Koniec – odpowiedział. – Masz gościa. Czeka na dole. - Kto to? – zdziwiła się. Marcus nonszalancko wzruszył ramionami. - Pan w średnim wieku, ze śmieszną bródką… - Miles?! – krzyknęła radośnie. Wyskoczyła z łóżka, kiedy Mike skinął głową. Narzuciła na siebie szlafrok i szybko wybiegła z pokoju. Wszyscy patrzyli za nią z uśmiechem. Backstreeci nie wiedzieli co się dzieje, więc stali z szeroko otwartymi ustami i nic nie rozumieli. - Chyba należy nam się jakieś wyjaśnienie – powiedział Kevin i popatrzył pytająco na Mike'a. - Wszystko w swoim czasie – odpowiedział ochroniarz. – A teraz chodźcie. Śniadanie stygnie – dodał i zszedł schodami w dół. Pozostali podążyli za nim. - Co się stało? – Alex objął Howiego ramieniem. - Dużo rzeczy – odpowiedział zagadkowo Howie i razem weszli do salonu. Spojrzał na taras. Była tam Jane i jakiś mężczyzna. Przytulał ją mocno. A ona płakała. Ale Howie wiedział, że tym razem są to łzy szczęścia. Wiedział, że tym razem słowo koniec oznacza początek. Początek radości… cdn......
  2. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Usłyszeli jakiś hałas za oknem. Eddie podszedł do okna. - Ktoś przyjechał – powiedział cicho. Po chwili z samochodu wysiadło trzech mężczyzn. Byli uzbrojeni. Z drugiego auta, które pojawiło się po chwili, wysiadła kolejna trójka. - Szykuje się niezła jazda – zażartował Marcus, sprawdzając, czy ma nabitą broń. Nieznajomi mężczyźni weszli do domu obok, a po chwili rozległy się strzały. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Przed domem pojawiły się samochody policyjne i kilka innych aut. Padły kolejne strzały, a w radiowozach zostały włączone światła, żeby oświetlić ciemność. Ochroniarze usłyszeli głośne krzyki, a po chwili policjanci wyprowadzili kilku mężczyzn, skutych kajdankami. Na sygnale przyjechała karetka i zrobiło się wielkie zamieszanie. - Wychodzimy – powiedział Mike i uchylił drzwi. Stanęli na schodach. Zobaczyli Davida na noszach. Mike podbiegł do niego szybko. Był już przy nim inny mężczyzna. - Co z Jane?! – powtarzał, zaniepokojony. – Gdzie ona jest?! David uśmiechnął się smutno. Ramię krwawiło, ale nie był to groźny postrzał i Mike odetchnął z ulgą. - Wyjdziesz z tego, brachu – powiedział. – Liczę na piwo po powrocie. - Masz u mnie całą skrzynkę – odpowiedział David. – Co z nią? - Wszystko ok. – odparł Mike i zwrócił się do starszego mężczyzny. – Jane jest u nas. Śpi. - Dzięki Bogu – mężczyzna odetchnął z ulgą. – Bałem się, że nie zdążymy… Jak to zniosła? - Nienajlepiej – odpowiedział Mike i patrzyli, jak Davida zabiera karetka. – Bała się, że chcemy zrobić jej krzywdę… - Biedactwo… – westchnął mężczyzna. – Dobrze, że to już koniec. Tyle wycierpiała, że nie wiem, czy byłaby w stanie znieść więcej… Mogę ją zobaczyć? - Oczywiście – odpowiedział Marcus. – Tędy, proszę. Weszli do domu. Eddie zapalił światło. - Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić – uśmiechnął się starszy pan. – Nazywam się Miles Davis, jestem jednym z opiekunów Jane. Ochroniarze uśmiechnęli się i po kolei wymienili uściski dłoni. Stanęli przed drzwiami sypialni Howiego. Donald uchylił drzwi. W kącie pokoju paliła się mała lampka, dzięki czemu panował tam lekki półmrok. Jane spała, wtulona w Howiego. Oboje oddychali spokojnie, spali, nieświadomi tego, co się właśnie wydarzyło. Miles uśmiechnął się. - Mają się ku sobie, prawda? – zapytał. - Mają – potwierdził Donald. - Ona jest dla mnie jak wnuczka. Nie mam własnych, więc kocham ją, jak swoją – powiedział cicho Miles. – Anna i Filip tak bardzo ją kochali… Była ich promyczkiem, ich słoneczkiem… Smutne, że po ich śmierci nawet nie mogła odwiedzić ich grobu… – westchnął. – Ale teraz będzie mogła bez obaw robić wszystko, na co tylko będzie miała ochotę. Kochać, cieszyć się życiem, bez obaw chodzić po ulicy… Powoli otworzył oczy. Za oknem był już jasny dzień. Obok niego leżała Jane. Spała. Uśmiechnął się. Wydawała się taka spokojna, taka odprężona… Odgarnął włosy z jej czoła. Od razu się poruszyła. Otworzyła oczy. Powieki miała spuchnięte od płaczu, ale wyglądała znacznie lepiej, niż wcześniejszego wieczora. Patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, jakby usiłowała sobie przypomnieć, co się stało i gdzie się znajduje. - Naprawdę tu jesteś? – zapytała po chwili. - Jeśli przysuniesz się bliżej, to sama się przekonasz – odpowiedział z uśmiechem. Wyciągnęła rękę i dotknęła dłonią jego policzka. cdn......
  3. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Obudził go dzwonek telefonu. Spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza. Przekręcił się na drugi bok i sięgnął po słuchawkę. - Słucham? – powiedział zaspany. - "To ja" – usłyszał cichy głos Milesa. Od razu oprzytomniał. - Co się dzieje? - "Są na naszym tropie. Wysłałem posiłki, ale nie wiem, czy zdążymy na czas" – wyjaśnił rzeczowo Miles. David zerwał się na równe nogi. - Co mam robić? – zapytał. - "Wiem, że to zabrzmi idiotycznie, ale czy możesz sprawdzić, czy Dick śpi w swoim pokoju?" - Już idę – odpowiedział Murzyn i wyszedł z pokoju. Przeszedł do końca korytarza i uchylił drzwi do pokoju kolegi. Zdębiał. Łóżko było nietknięte. – N-nie ma go tu – wykrztusił. - "Tak jak przypuszczałem" – odpowiedział spokojnie Miles. – "Podejrzewaliśmy, że to on może być ich wtyczką, ale ja jakoś nie mogłem w to uwierzyć…" – wyjaśnił cicho. – "Posłuchaj mnie teraz uważnie. Musisz wyprowadzić stamtąd Jane. Ukryć ją gdzieś, gdzie będzie bezpieczna. Rozumiesz? Natychmiast." - Rozumiem – odpowiedział David. – W domu obok… – zaczął niepewnie. - "Wiem, kto jest w domu obok" – Miles nie dał mu dokończyć. – "Nie chciałbym nikogo narażać, ale wiem, że przy pomocy Mike'a i pozostałych, doskonale sobie ze wszystkim poradzisz." - Co mam zrobić? – zapytał David. - "Idź obudzić Jane, ale działaj cicho. Wiem, że oni gdzieś tam są, ale nie możemy tego teraz zepsuć." - Już się robi – odpowiedział David i rozłączył się. Wystukał numer do Mike'a. Odebrał po pierwszym sygnale i obaj cicho ustalili szczegóły. A potem wszedł do pokoju Jane. Spała spokojnie. Uśmiechnął się. - Jane… – powiedział cicho i delikatnie nią potrząsnął. Otworzyła oczy i spojrzała na niego nieprzytomnie. - Co się stało? – spytała, zaspana. - Wstawaj, musisz się ukryć – odpowiedział. Usiadła na łóżku. Oprzytomniała w jednej sekundzie. - Gdzie jest Dick? – zapytała, zaniepokojona. - Nie ma czasu na wyjaśnienia – powiedział. – Zabieraj laptopa, plecak i zbiegaj na dół. Tam czeka Mike i zabierze cię w bezpieczniejsze miejsce. Przystanęła w pół kroku i popatrzyła na niego przestraszona. - Nigdzie nie pójdę – powiedziała. – Gdzie jest Dick? - Jane, proszę cię – powiedział błagalnie. Widział jej przerażenie i nie wiedział, co ma zrobić. Bała się, że chce ją skrzywdzić, myślała, że on jest w zmowie z jej rodziną… - Nigdzie nie pójdę – powtórzyła. – Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to od razu, bo nie pozwolę się gdzieś wywieźć. - Nie chcę cię nigdzie wywozić – odpowiedział. – Chcę ci pomóc. - Chcesz mnie skrzywdzić! – w jej oczach lśniły łzy. – Dlaczego?! Co ja ci takiego zrobiłam?! Dlaczego chcesz mnie skrzywdzić?! – w panice rozglądała się po pokoju. Nie chciał jej straszyć, ale przecież nie mógł jej teraz powiedzieć prawdy… Oboje podskoczyli na odgłos pukania do drzwi. Jane popatrzyła na niego i pobladła z przerażenia. - Proszę!… – powiedziała cicho. – Nie rób mi krzywdy!… Proszę!… - Musisz mi zaufać – odpowiedział. Podał jej laptopa, a na ramiona nałożył szlafrok. – Nie mamy czasu do stracenia… Szła obok i powtarzała swoje prośby jak mantrę. Nie mógł tego słuchać. Chciało mu się płakać, kiedy widział, jak ona cierpi. Ale musiał ją chronić, nawet gdyby miało go to kosztować życie. Ona nie zasługiwała na to, żeby żyć w strachu. Już dość się w życiu nacierpiała… Dlatego musiał zrobić wszystko, żeby wyszła z tego cało… Zeszli do salonu. Na tarasie stał Mike. - Możesz ją ukryć u siebie? – zapytał David. – Ci, którzy jej szukają, wpadli na nasz trop i mogą tu być lada chwila… - Nie ma sprawy – odpowiedział Mike i spojrzał na dziewczynę. W niczym nie przypominała tej kobiety, którą widział na lotnisku. Była teraz zapłakana, skulona ze strachu i cała się trzęsła. - Nie róbcie mi krzywdy… Proszę!… – patrzyła na nich błagalnie. – Nie róbcie mi krzywdy… - Macie w domu coś na uspokojenie? – zapytał David. – Trzeba ją jakoś uśpić, nim całkiem oszaleje… Tak mi jej szkoda, ale nie mam czasu na żadne wyjaśnienia… cdn......
  4. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Nic mi nie powiesz? – zapytał Mike. - Mogę ci tylko powiedzieć, że to niezłe bagno – westchnął David. - Jakbyś potrzebował naszej pomocy, to mieszkamy tutaj – Mike wskazał na okazałą rezydencję. - A my w tym domu obok – odpowiedział David. Odetchnął z ulgą, bo obecność Mike'a jakoś dodała mu otuchy. – I mam nadzieję, że nie będę musiał korzystać z waszej pomocy. - Jakby co, to mój numer telefonu się nie zmienił – powiedział Mike. - Mój też – odpowiedział David. – Cieszę się, że tu jesteś. - Mam nadzieję, że po wakacjach spotkamy się przy jakimś piwie. - Masz to jak w banku – uśmiechnął się David. – A jak młody? - Bardzo za nią tęskni – odparł Mike. - Dlatego nie może się dowiedzieć, że tu jesteśmy – powiedział David. – To może być bardzo niebezpieczne. I dla niego i dla was wszystkich. - Aż tak? – zdziwił się Mike. - Lepiej, żebyś nie wiedział – odpowiedział David. Uśmiechnął się. – Ona też bardzo za nim tęskni… Kiedy o nim mówi, od razu się uśmiecha… Mam nadzieję, że kiedy to się skończy, stworzą coś razem. - Czas pokaże – powiedział Mike i uśmiechnął się. - Planujemy posiedzieć dziś na plaży – David spojrzał na spokojny ocean. - Jedziemy z chłopakami do miasta, więc nie będzie nas cały dzień – odpowiedział Mike. - Dzięki – uśmiechnął się David i wrócił do rezydencji. Dick dalej stał na tarasie. - Kto to był? – zapytał. David zaglądnął do salonu, żeby mieć pewność, że Jane nie ma w pobliżu. - Mike – odpowiedział. – Jest tu razem z Backstreetami. - Pozostali też tu są? – skrzywił się Dick. David uśmiechnął się i skinął głową. - Nie wiem, ale wydaje mi się, że poczułem się jakoś bezpieczniej – odpowiedział. - Dlaczego? – nagle pojawiła się Jane i nie mogli już dalej rozmawiać. David popatrzył na nią z uśmiechem. - Śniło mi się, że wszystko dobrze się skończyło i odetchnąłem z ulgą – skłamał. - Dobrze, że chociaż ty masz dobre sny – uśmiechnęła się smutno i stanęła na schodach. – Chodźcie. Mam w sobie ducha walki. Zaśmiali się i wyszli na plażę. - Żądam podwójnej porcji frytek! – powiedziała Jane i stanęła na brzegu. – Rozmokłam do szpiku kości! - My też rozmokliśmy – powiedział David. – I ciekaw jestem, kto ci te frytki przygotuje. - Jak to kto? – uśmiechnęła się. – Oczywiście, że wy! Roześmiali się głośno i weszli do domu. Stanął na tarasie, a chłodna bryza oceanu studziła jego rozpaloną twarz. Zamknął oczy. Przez chwilę wydawało mu się, że słyszy śmiech Jane, ale zaraz zganił się za te myśli. Tak bardzo za nią tęsknił, że chwilami wydawało mu się, że jest obok niego i razem świetnie się bawią… Zastanawiał się, czy jest bezpieczna, czy wszystko już się skończyło… Wiele razy chciał do niej zadzwonić, ale Marcus zabrał wszystkie telefony i powiedział, że odda dopiero w samolocie. Właściwie nie miał mu tego za złe, bo tak się umówili, ale chciał usłyszeć jej głos, chciał, żeby rozjaśniła mu tę samotność… Hałas przy drzwiach wyrwał go z zamyślenia. Na tarasie stanął Mike i z niepokojem rozglądnął się wkoło. - Kogo szukasz? – uśmiechnął się Howie. – Fani nie wiedzą, gdzie jesteśmy… - Tego nie możesz być pewny – odpowiedział Mike, ale odetchnął z ulgą. cdn......
  5. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Już piąty dzień siedziała przy komputerze. Prawie bez wytchnienia. Przez pierwszy tydzień niewiele do niego zaglądała, a teraz dopadło ją natchnienie, więc chciała wykorzystać je maksymalnie. I nawet nie przeszkadzały jej hałasy, które dochodziły z rezydencji obok. Chwilami były dość intensywne, ale w gruncie rzeczy, pas zieleni dość skutecznie wszystko tłumił. Dlatego, zamiast siedzieć na plaży, pisała, pisała i pisała. A jej towarzysze nie mogli się z tym pogodzić. Odciągali ją od komputera wszelkimi możliwymi sposobami. Zazwyczaj były to frytki… I, właśnie, kiedy David przemknął z talerzem pełnym jej smakołyków przez salon, na taras, musiała zaprotestować. - Wracaj tu z tymi frytkami. Natychmiast – zażądała. - Jeśli masz ochotę, przyjdź do nas – uśmiechnął się przebiegle. - Chcecie mnie wykończyć, prawda? – westchnęła, ale wstała. Wyszła na taras i usiadła przy stole. - Czujemy się zaniedbani – powiedział Dick z wyrzutem. - Mam takie dobre natchnienie, że nie mogę się oderwać – powiedziała i posoliła swoją porcję. - Znów będzie 'happy end'? – zapytał Dick. - A to źle? – popatrzyła na niego pytająco. - Skądże! – uśmiechnął się. - Dalej podrywacie dziewczyny na moje książki? – zapytała i uśmiechnęli się do siebie. - Już nie – odpowiedział David. – Teraz, dzięki twoim książkom, ciągle z nami są – wyjaśnił. - Więc mogę liczyć, że następnym razem nie wyminiesz mnie z takim pełnym talerzem? - Jesteś niesamowita – zaśmiał się. – Wszystko zawsze umiesz przekręcić na swoją stronę… - Jestem w końcu kobietą, nie? – mrugnęła wesoło okiem i wróciła do salonu. – Przez najbliższą godzinę proszę mi nie przeszkadzać. Zbliżam się do końca i nie mogę wypaść z rytmu. - Tak jest – zasalutował Dick i razem z Davidem spałaszowali resztę frytek. - Może poszlibyśmy dzisiaj pomoczyć się w wodzie? – zapytał Dick. Zaczynał się ich przedostatni dzień na wyspie. - Tylko skończę tę scenę, dobrze? – zapytała. - Oby była krótka – odpowiedział. Razem z Davidem wyszli na taras. – Spokojnie, prawda? - Czasem wydaje mi się, że aż za spokojnie – odpowiedział David. – Miles nie dzwoni… - To chyba dobrze, co? – popatrzył na kolegę uważnie, a ten wzruszył ramionami. - Chciałbym, żeby to wszystko było już za nami – powiedział cicho. - Pojutrze wracamy do domu i nareszcie będzie można żyć normalnie – powiedział Dick. – Tęsknię już za Mary… - Ja za Tiną też, ale taka nasza praca – odpowiedział David. – Pójdę sprawdzić plażę – dodał i zszedł schodami w dół. Rozglądał się uważnie, ale plaża była pusta. Jakież było jego zdumienie, kiedy z przeciwnej strony zobaczył znajomą sylwetkę. - Mike? – zapytał z niedowierzaniem. – Co ty tu robisz? - Przyjechałem z chłopcami, bo pracują nad nowym albumem – odpowiedział Murzyn z uśmiechem. – A ty chronisz Larę More, prawda? David popatrzył na niego zdziwiony. - Widziałem was na lotnisku – wyjaśnił Mike. – Potrzebuje ochrony? David skinął głową. - Grozi jej jakieś niebezpieczeństwo? David znów skinął głową. cdn......
  6. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Dasz poczytać? – Brian popatrzył na kolegę pytająco. - To książka dla dzieci – odpowiedział Howie. - Dzieciom też będę czytał – uśmiechnął się Brian. - To sobie znalazłeś kobietę… – Alex popatrzył na Howiego z uznaniem. - Dlaczego nic nam nie powiedziałeś? – Nick szturchnął go z dezaprobatą. – Mieliśmy cię za niewiniątko, a tu taka historia… Howie roześmiał się, zakłopotany. Pamiętał, jak jeszcze kilka tygodni temu mówił mamie, że nie jest pewien, czy to wszystko mu się tylko nie śni. Dzisiaj był już przekonany, że to nie jest sen. Jane była kobietą z krwi i kości, a zachwyt przyjaciół dodatkowo to potwierdził. Głęboko wierzył, że po tych dwóch tygodniach, wszystko nadal będzie się tak dobrze układać. Że znikną wszystkie bariery i będą mogli cieszyć się swoją obecnością. Oczyma wyobraźni widział, jak robi furorę w jego rodzinnym domu. Wiedział, że wszyscy pokochają ją tak mocno jak on. No, może nie do końca… Jane weszła do domu. Lot był dosyć męczący i marzyła o ciepłej kąpieli. Dick i David byli jak zawsze wspaniałymi towarzyszami. Umieli rozbawić ją do łez. Cieszyła się, że właśnie ich Miles wybrał, żeby byli przy niej w tych chwilach. Wiedziała, że z nimi nie będzie się nudzić. Westchnęła i otworzyła drzwi na taras. Po horyzont była woda. Ciepły piasek delikatnie masował jej stopy, a ona wdychała świeże powietrze. Właśnie tego potrzebowała. Piasku i wody. Spokoju. Tu będzie mogła skończyć następną książkę. W takich okolicznościach będzie się wspaniale pracowało. Z daleka od wszystkiego i wszystkich… Howie. Miała do niego zadzwonić. Wróciła do domu i wyciągnęła telefon. Odebrał po dwóch sygnałach. - To ja – powiedziała. - "Cieszę się, że cię słyszę" – odpowiedział. – "Już zaczynałem się martwić. Bardzo długo to trwało." - Bo jestem po długiej podróży. Właśnie dotarliśmy na miejsce – usiadła na sofie. - "A my wylądowaliśmy. Zaraz odbieramy bagaże" – powiedział. – "Chciałbym wiedzieć, gdzie jesteś, ale wiem, że nie możesz mi powiedzieć. Opowiedz chociaż, jaki masz widok z okna." - Woda – odparła. – Po sam horyzont woda. Widok jest przepiękny – chciała mu też powiedzieć, że byłby idealny, gdyby on był obok, ale się powstrzymała. Za to on nie wytrzymał. - "Chciałbym być tam z tobą" – powiedział. – "Już mi ciebie brakuje. Nie wiem, co się ze mną dzieje" – skłamał. Dokładnie wiedział, co się dzieje, ale wiedział, że ona nie jest gotowa na takie deklaracje. Nieodpowiednia chwila i nieodpowiedni sposób. Chciał, żeby wszystko było na najwyższym poziomie i tak, jak to sobie wymyślił. Choć marzył, żeby stało się to jak najszybciej. – "Za dwa tygodnie się zobaczymy i wtedy poszalejemy" – dodał, żeby poczuła się raźniej. Wiedział, że myślała o tym niebezpieczeństwie, które ją czekało, gdyby nie wyjechała z Los Angeles. - Za dwa tygodnie… – westchnęła. – Dużo się może zdarzyć – dodała cicho. - "Jesteś daleko od wszystkiego" – powiedział. – "Szkoda, że też ode mnie. Nie pozwoliłbym, żeby stało ci się coś złego" – wiedział, że nie może nic zrobić, ale za wszelką cenę próbował ją pocieszyć. - Potrafisz mnie rozbawić – odpowiedziała. – I tego będzie mi najbardziej brakowało. - "Tylko tego?" – zapytał urażony. - Howie… – roześmiała się. - "No dobrze, dobrze" – zawtórował jej radośnie. – "Zobaczymy się za dwa tygodnie i wtedy sobie porozmawiamy" – powiedział. – "Jakbyś miała ochotę porozmawiać, to zadzwoń. Nie wyłączę telefonu." - Nie wygłupiaj się – zaprotestowała. – Pomyśl czasem o mnie, ale baw się dobrze z chłopakami. Nie chciałabym, żebyś miał jakieś problemy z mojego powodu. - "Nic się nie stanie…" – nie zdążył dokończyć, bo Alex wyrwał mu słuchawkę. - "Co to za pogawędki?" – zapytał. – "My tu mamy pewien plan do zrealizowania, a wy tu sobie urządzacie 'I love you' . Co to ma znaczyć, Jane?" Roześmiała się na te słowa. - Daj mi się z nim pożegnać i wyłącz telefon – powiedziała. – Bawcie się dobrze. - "My to będziemy tu ciężko pracować" – oburzył się Alex. – "Ale i o zabawie nie zapomnimy" – oddał słuchawkę Howiemu. - Chyba czas się pożegnać – powiedziała Jane. - "Do zobaczenia wkrótce" – powiedział Howie. - Trzymaj się – odłożyła słuchawkę. Dick i David zeszli do salonu z pizzą. - Masz ochotę? – zapytał David. - Chętnie – przysiadła się do stołu. I zjedli ją szybko. Słońce powoli znikało już za horyzontem i czuli, że podróż nieźle ich wymęczyła. - Zaraz się położę – powiedział Dick. – Mam zamiar porządnie odpocząć. Jutro urządzimy sobie spacer po plaży, co wy na to? - Chętnie – odpowiedziała Jane. – Musimy się zaaklimatyzować. Wrócimy do domu z piękną opalenizną. - My mamy naturalną opaleniznę – powiedział David. – Ale ty będziesz wyglądać bardzo atrakcyjnie… Roześmiali się. Jane zastanawiała się, co jeszcze zmieni się w jej życiu, kiedy po dwóch tygodniach wróci do domu… cdn.....
  7. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Jane weszła do windy. Nie mogła się wyrobić i wyszła prawie na ostatnią chwilę. Miała jeszcze problemy z ujarzmieniem włosów i nałożeniem czapeczki. Ale efekt końcowy był zadowalający. Ciemne okulary dopełniły całości i mogła spokojnie pokazać się światu. Wyszła na korytarz. Przy recepcji stał Howie. Pożegnali się wczoraj wieczorem, ale ucieszyła się na jego widok. On też przywitał ją uśmiechem. - Chyba nie możemy się rozstać – powiedział i uścisnął ją serdecznie. - Nie mogę się wyrobić – powiedziała. – Czy taksówka już jest? – zwróciła się do recepcjonisty. - Jeszcze nie przyjechała – mężczyzna wziął od niej klucz. - Jeśli za dziesięć minut nie znajdę się na lotnisku, to będę miała kłopoty – rozglądnęła się po sali. - Na mnie czeka samochód. Mogę cię podrzucić, jeśli chcesz – zaproponował. - Naprawdę? Dziękuję – uśmiechnęła się. - Dzięki temu dłużej będziemy razem – powiedział i wziął od niej walizkę. Zauważył, że wzięła ze sobą laptopa, więc wiedział, że zamierza coś napisać. Wczoraj wieczorem skończył jedną książkę, a na wyjazd zabrał ze sobą drugą. Spróbuje zrekompensować sobie w ten sposób jej nieobecność… Ale – póki co – postanowił się nią nacieszyć. Dlatego przytulił ją do siebie i był zadowolony, że pozwoliła mu na taką bliskość. Chciał wtulić twarz w jej włosy, ale czapka skutecznie mu to uniemożliwiła. Dobrze, że chociaż zdjęła okulary i mógł spojrzeć jej w oczy. I tu czekała go kolejna niespodzianka: jej oczy nie były zielone! Odsunął ją od siebie. - Co się stało z twoimi oczami? – zapytał wpatrując się w błękit, jakiego jeszcze nie widział. - W paszporcie mam wpisane "niebieskie", więc musiałam zdjąć szkła – powiedziała, zakłopotana. - Śliczne – powiedział cicho. – Zielone też były piękne, ale ten błękit… Mógłbym w nim utonąć… - Howie – szturchnęła go lekko. – Zawstydzasz mnie. - To moje najprzyjemniejsze chwile – uśmiechnął się szeroko i przytulił ją do siebie. Teraz już wiedział, że nosiła szkła, żeby nie zostać rozpoznaną, bo bez nich wyglądała zupełnie inaczej. Nie wiedział, że może być jeszcze piękniejsza, ale właśnie miał okazję się o tym przekonać. Westchnął, a duma rozpierała mu serce. Dojechali na lotnisko w błyskawicznym tempie. Szczęśliwym zrządzeniem losu w mieście nie było korków, dlatego zajęło to im tak niewiele czasu. Szofer pomógł im wypakować walizki. I razem weszli do budynku. Bez problemów odebrali bilety i oddali bagaże. Od razu też pojawiła się przed nimi kobieta i powiedziała, że do samolotów podjadą jednym autobusem, żeby uniknąć zamieszania, więc szli za nią do bramki wyjściowej. A stało tam już kilka osób. Największą uwagę przyciągali czterej barczyści Murzyni, najwyżsi z całej grupy. - To nasi ochroniarze – powiedział Howie. - A ci pozostali? – spytała niepewnie. - To moi koledzy z zespołu – odparł. – Nie musisz się bać – objął ją ramieniem i podeszli do grupy. - No, no, no – Alex pokiwał głową ze zrozumieniem. – To miała być męska wyprawa, ale taką osóbkę też bym ze sobą zabrał… Roześmiali się głośno. - Poznajcie się – Howie klepnął kolegę po ramieniu. – To jest Alex, ten wysoki przystojniak to Kevin, to jest Brian, a ten okularnik to Nick. Poznajcie moją przyjaciółkę, Jane. - Przyjaciółkę, dobre sobie – Alex pstryknął w daszek czapki Jane. – Czy ty lecisz z nami? - Nie – uśmiechnęła się, zakłopotana. - Bo wiesz, my będziemy tam robić dużo brzydkich rzeczy… – Alex mrugnął porozumiewawczo okiem, co wszystkich rozbawiło. Po chwili wsiedli do autobusu i tam Howie dokonał prezentacji ochroniarzy. Chłopcy wesoło się przekomarzali, ale Howie czuł, że jest pod ich czujną obserwacją. Jane niewiele się odzywała. Stała i patrzyła za okno. Zastanawiała się, jak zakończy się ta podróż i co ze sobą przyniesie… - Centa za twoje myśli – powiedział Howie. - Zastanawiałam się, co mnie czeka – odpowiedziała. – Jak się to wszystko skończy. - Na pewno wszystko dobrze się potoczy – uśmiechnął się. – Mogłabyś coś dla mnie zrobić? - Co? - Jak już dojedziesz, zadzwoń, że wszystko jest w porządku. Zakoduj sobie mój numer w komórce – poprosił. - Będziesz miał czas, żeby ze mną rozmawiać? Alex mówił, że… - Nie zwracaj na niego uwagi – przerwał jej. – On gada różne głupoty. Dla ciebie zawsze znajdę czas. Zaplanowaliśmy, że to będzie męska impreza, dlatego wyłączymy telefony i zupełnie odetniemy się od świata, ale zaczekam, aż zadzwonisz nim to zrobię. Nie chciałbym się martwić, że coś ci się stało… Wiem, że nic takiego nie będzie miało miejsca, ale zadzwoń do mnie, dobrze? Uśmiechnęła się i wyjęła telefon. Howie odetchnął z ulgą. Ale właśnie podjechali do jej samolotu i musiała wysiąść. Howie uścisnął ją na pożegnanie. - Uważaj na siebie – powiedział. - Ty też bądź ostrożny – odpowiedziała. Zauważyła obok samolotu Dicka i Davida, a to jej uświadomiło, że teraz będzie już całkowicie bezpieczna. - Bawcie się dobrze – powiedziała na pożegnanie. - Na pewno będziemy – uśmiechnął się Alex. Jane wysiadła, oddała bagaże ochroniarzom i zdjęła czapkę. Burza loków, niczym teraz nie skrępowana, opadła swobodnie na plecy. - Wygląda… hm… nieziemsko – Alex szturchnął Howiego łokciem. – I mówisz, że to tylko przyjaciółka? - Daj mu spokój – strofował go Mike, najwyższy z ochroniarzy. – Kim jest ta dziewczyna, że potrzebuje ochroniarzy? - Skąd wiecie, że to ochroniarze? – zdziwił się Howie. - To Dick i David. Byli z nami w kilku miastach na Millennium Tour. Wiem, że od kilku zajmują się ochroną Madonny – odpowiedział Marcus, brat Mike’a. Howie patrzył, jak dziewczyna wita się z mężczyznami, a po chwili znika we wnętrzu samolotu. Dopiero teraz zaczynał się o nią bać. Jeśli potrzebowała ochroniarzy, to znaczyło, że grozi jej prawdziwe niebezpieczeństwo. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy z takiego zagrożenia. Chyba nigdy nie był tak blisko… - To Lara More – powiedział cicho. - Kto? – zdziwił się Nick. – Mówiłeś, że to Jane… - Ta pisarka? – spytał Kevin. Howie skinął głową. - Moje dzieci zaczytują się w jej książkach – powiedział Mike. – O niczym innym nie potrafią rozmawiać. - Nie, ona pisze romanse dla kobiet – zaprotestował Kevin. – Kristin ostatnio mi jakąś zachwalała. Popatrzyli na Howiego zdezorientowani. - I dla dzieci, i dla kobiet – wyjaśnił. – Też miałem okazję przeczytać jedną. Ale mnie wciągnęła… Drugą zabrałem ze sobą na tę wyprawę. cdn......
  8. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO KOCHANE DRZEWKA cd. opowiadania....... Demony przeszlosci......... Resztę wieczoru spędzili przed telewizorem. Zjedli górę lodów, a potem oglądali film z Tomem Hanksem. Okazało się, że oboje kochają go bezgranicznie. Podobnie jak Meg Ryan. Dlatego ubawili się po pachy. Howie był szczęśliwy. Od dawna się tak dobrze nie bawił i nie czuł się tak spokojnie. Wiedział, że wszystko jest tak, jak być powinno. Że ma obok siebie odpowiednią osobę i to dawało mu poczucie bezpieczeństwa. A Jane? Też wyglądała na szczęśliwą… Siedziała obok niego i zaśmiewała się do łez. Pozwoliła się objąć, więc był pewny, że zrobili następny krok, żeby zbudować coś wspólnego… Dlatego nie mógł się z nią rozstać. A, kiedy już poszła do swojego mieszkania, to zadzwonił, żeby jeszcze raz powiedzieć dobranoc. A potem do późna w nocy czytał jej książkę. I, jak już zamknął oczy, to miał przed sobą jej postać… Jane zrobiła listę zakupów. Nie chciała o niczym zapomnieć. Postanowiła zrewanżować się Howiemu i zaprosiła go na obiad do siebie. A potem starannie wszystko przygotowywała. Miała nadzieję, że on zachwyci się jej obiadem tak, jak ona wczoraj zachwyciła się jego potrawą. Zamyśliła się. Nie dość, że niesamowicie przystojny, nie dość, że z ogromnym poczuciem humoru, to jeszcze fantastycznie gotuje! Roześmiała się na tę myśl. Podeszła do drzwi, bo usłyszała pukanie. - Jestem – Howie uśmiechnął się i wyciągnął zza pleców czerwoną różę. – To dla ciebie. - Dziękuję. Jest śliczna – cmoknęła go w policzek i otworzyła szerzej drzwi. – Wejdź. Howie usiadł i patrzył jak dziewczyna się krząta. Powąchała różę i wstawiła ją do wazonu. - Jesteś jedyną osobą, która daje mi kwiaty – powiedziała cicho. Chciała powiedzieć \"jedynym mężczyzną\", ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. - Będę to robił tak często, jak tylko się da – odpowiedział i pomógł jej przynieść jedzenie z kuchni. Usiedli przy stole. - Mam nadzieję, że będzie ci smakowało – powiedziała i nałożyła mu porcję na talerz. - Na pewno – uśmiechnął się. – Jeżeli gotujesz tak dobrze jak piszesz, to będzie to wspaniała uczta. - Czytałeś książkę? – zapytała nieśmiało. - Jest super – powiedział z zachwytem. – A jedzenie wyśmienite. Szturchnęła go łokciem, zawstydzona i w milczeniu zjedli obiad. - Było przepyszne – powiedział i odłożył sztućce. – Jesteś idealną kandydatką na żonę. - To samo myślałam o tobie, kiedy przygotowywałam jedzenie – odpowiedziała i roześmiali się radośnie. A wtedy zadzwonił telefon. Jane rozglądnęła się po pokoju. - Nie pamiętam, gdzie odłożyłam słuchawkę – powiedziała, zaniepokojona. – Od samego rana nie mogę jej znaleźć – zrezygnowana podeszła do aparatu i włączyła głośnik. – Słucham? - \"Jane? Kochanie, tu Miles\" – rozległ się miły męski głos. Jane momentalnie zesztywniała. Miles rzadko do niej dzwonił. Robił to tylko wtedy, kiedy działo się niedobrego… - Witaj wujku – do wszystkich przyjaciół swoich dziadków od zawsze zwracała się w ten sposób. I jak na ironię właśnie ci obcy ludzie byli jej rodziną. – Czy coś się stało? - \"Mamy mały problem. Dlatego postanowiliśmy, że na jakiś czas opuścisz Los Angeles.\" Jane zaschło w gardle. Howie patrzył na nią i widział jak powoli uchodzi z niej powietrze. - Coś się stało? – zapytała cicho. - \"Mamy informacje, że pojawili się w pobliżu, dlatego będziesz bezpieczniejsza, jeśli stamtąd wyjedziesz.\" Nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i zagryzła wargi. Wiedziała, że to się tak skończy. Jak mogła być tak lekkomyślna i dać się przyłapać jakiemuś fotoreporterowi?! - \"Jane, jesteś tam?\" – zaniepokojony głos wyrwał ją z zamyślenia. - Jestem – głos jej drżał. – Dokąd mam wyjechać? - \"Tego jeszcze nie wiemy. Zadzwonię do ciebie wieczorem i wtedy ustalimy szczegóły. Proszę cię, żebyś się spakowała i czekała na mój telefon. Jutro cię stamtąd zabierzemy. I nie martw się kochanie. Wszystko się dobrze skończy. Jesteśmy już bardzo blisko, ale nie możemy cię narażać. Dlatego uważaj na siebie i absolutnie nikomu nie mów dokąd lecisz, dobrze?\" - Dobrze – odpowiedziała cicho. - \"I nie martw się o nic\" – Miles był stanowczy. – \"Wszystko będzie w porządku\" – odłożył słuchawkę. Jane oparła się o szafkę. Czuła jak serce jej zamiera. Już zaczęła osiągać wewnętrzny spokój i znowu zostało jej to odebrane… Howie podszedł do dziewczyny powoli. Chciał ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedział, jak to zrobić. Odwróciła się do niego. Widział w jej oczach strach, ale twarz miała zupełnie bez wyrazu. Jakby była wykuta z kamienia. Pogłaskał ją po policzku. cdn......
  9. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Zrobię ci zastrzyk przeciwbólowy i masz się oszczędzać, a jutro wszystko wróci do normy. Jane otarła łzę, która pojawiła się na policzku i ze spokojem przyjęła ukłucie igły. - Możesz wrócić do siebie – lekarz spakował torbę. Howie wziął ją na ręce. - Zaniosę cię do pokoju – powiedział i uśmiechnął się. Próbowała protestować, ale nie dał jej dojść do słowa. – Nie sprzeciwiaj się. Pozwól sobie pomóc. Westchnęła ciężko i otworzyła drzwi. Howie po raz pierwszy przekroczył ten próg. Żałował, że stało się to w takich okolicznościach, bo wolał, żeby sama go tu zaprosiła. No, ale… Położył ją na kanapie. - Dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Pomóc ci w czymś? – niepewnie rozglądał się po pokoju. A ona też nie była pewna, czy powinna go o coś poprosić. Ale w końcu ustąpiła. - Gdybyś mógł mi przynieść z sypialni laptopa, byłabym ci dozgonnie wdzięczna. Wszedł do pokoju. Był bardzo przytulny. Na ścianie zobaczył dyplomy. I zdębiał. Były podziękowaniami dla Lary More! Jeśli dobrze pamiętał, to w domu słyszał już to nazwisko. To była ta pisarka, którą się wszyscy zachwycali. Stanął zdumiony. Czy to możliwe, że Jane?… Wrócił z powrotem do salonu. - To ty jesteś Larą More? – zapytał. Zmieszała się. - Przyniesiesz mi tego laptopa, czy sama mam wstać? – spytała ze złością. - Przyniosę, nie denerwuj się – uśmiechnął się. – Ale porozmawiaj ze mną, proszę. - Nie zapraszałam cię tutaj – burknęła. Czuła się osaczona, miotała się jak w klatce. Dlatego była taka nieprzyjemna. - Mam wyjść? - Tak – powiedziała. – Tak będzie lepiej. - Dla ciebie? – zapytał na odchodne i już go nie było. Jane ze złością popatrzyła w okno. Dlaczego musiał być taki ciekawski? Zachowywała się wobec niego z rezerwą, a on ciągle krążył i krążył… Westchnęła. Nie wiedziała, jak się zachować w takiej sytuacji. Nie potrafiła być do końca szczera, nie umiała się otworzyć.… Postępowała irracjonalnie. Howie chciał być dla niej miły, a przez to ciągłe życie w strachu zgubiła gdzieś radość z bliskości drugiego człowieka… Nie chciała sprawić mu przykrości, a wszystko skończyło się tak, jak się skończyło… Otarła łzę. Czuła się bezsilna. Pozwoliła się zdominować negatywnym uczuciom. Jak mogła być tak głupia?! Bała się zaangażować, żeby nie powtórzyła się historia z Paulem. Mieli mnóstwo wspólnych planów, które zostały tak brutalnie przerwane. Potem długo nie mogła dojść do siebie. Nie chciała, żeby Howie stał się jej tak samo bliski, bo drugi raz nie potrafiłaby przez to przejść. Dlatego chciała go do siebie zniechęcić. Ale nie umiała sobie z tym poradzić. Nie była przecież marionetką pozbawioną uczuć! Miała przed sobą całe życie i chciała je przeżyć jak każda normalna dziewczyna w jej wieku… Miała obok siebie fantastycznego mężczyznę i nie potrafiła z tego skorzystać. Wstała, żeby pójść do Howiego i wszystko mu wyjaśnić, ale zaraz oprzytomniała, bo przeszył ją ból nogi. Ale postanowiła, że to jej nie powstrzyma i ponowiła próbę. Krzywiąc się z bólu, weszła do sypialni i wzięła do ręki dwie ze swoich książek. Wyszła na holl i stanęła przed drzwiami Howiego. Wzięła głęboki oddech i zapukała. W tym samym czasie Howie stał na tarasie. Patrzył ze złością przed siebie. Tak się starał, a ona go tak potraktowała! Nie robił przecież nic złego, a mimo to, ona ciągle nie mogła się do niego przekonać. Czy to możliwe, że ktoś tak dotkliwie ją zranił, że wszelkimi metodami starała się nie zbliżyć do niego i starała się, żeby się do niej zniechęcił? Choć nie potrafił mieć do niej pretensji. Chwilami miał wrażenie, że oswaja dzikie zwierzątko i każdy nierozważny ruch może wszystko zniszczyć… A jednocześnie szanował jej prawo do prywatności i nie naciskał, kiedy nie chciała mu opowiedzieć, co ją dręczy. Może potrzebowała czasu, a on nie był wystarczająco cierpliwy? Westchnął. Nie chciał sprawić jej przykrości. Zwłaszcza teraz, kiedy potrzebowała jego pomocy, powinien być dla niej wyrozumiały. Postanowił, że to naprawi i skierował się w stronę drzwi. W tej samej chwili usłyszał pukanie. Otworzył. Przed drzwiami stała Jane. - Mogę wejść? – spytała cicho. - Jasne – pomógł jej wesprzeć się na swoim ramieniu. Usiedli razem na sofie. Podała mu książki, które ze sobą przyniosła. Odłożył je na bok. - Przepraszam, że cię tak potraktowałam – powiedziała cicho. – Nie potrafię być taka otwarta, jak ty. W moim życiu wydarzyło się wiele przykrych rzeczy i jeszcze nie uporałam się ze wszystkim… - Ja też cię przepraszam – odpowiedział. – Chyba nie jestem aż tak cierpliwy, jak mi się kiedyś wydawało… Uśmiechnęła się smutno. - Kiedyś opowiem ci o wszystkim – położyła mu dłoń na ramieniu. – Proszę cię tylko, żebyś uzbroił się w cierpliwość… Stałeś się dla mnie kimś bardzo ważnym i nie chciałabym stracić tego, co do tej pory osiągnęliśmy… - Będę czekał – wziął jej ręce w swoje. Widział, że ze sobą walczy i postanowił poczekać, aż sama będzie gotowa i opowie mu tę historię. – Możesz na mnie liczyć. - Dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Przyniosłam ci dwie książki. Co prawda jedna jest dla dzieci, a druga dla kobiet, ale to właśnie jest moje życie i chciałam się tym z tobą podzielić. Spojrzał na okładki. Ładnie wydane i aż prosiły się, żeby je przeczytać. - W domu, u rodziców, wszyscy się nimi zachwycali – powiedział i uśmiechnął się na to wspomnienie. – Ciągle rozmawiali o Larze More i bohaterach jej książek. Cieszę się, że i ja będę miał na ten temat coś do powiedzenia. - Mogą ci się nie spodobać – zaoponowała nieśmiało. - No coś ty! – oburzył się. – Na pewno mi się spodobają. Akonto tego zachwytu zapraszam cię na obiad. - Jesteś pewien? - Oczywiście – odpowiedział. – Zaraz coś przygotuję. Planowałem to od rana i na szczęście… – pogroził jej palcem – na szczęście uda mi się to zrealizować. Usiądź wygodnie i daj mi godzinkę. Uśmiechnęła się. Przyglądała się, jak krzątał się po kuchni. Włączył muzykę i nucił sobie coś pod nosem. A jej głowa zaczęła się coraz bardziej kiwać, więc oparła ją na poduszkach i spokojnie zasnęła. Howie ściszył muzykę, żeby nie przeszkadzała i delikatnie okrył dziewczynę kocem. Cieszył się, że tak się to skończyło. Pojutrze wyjeżdżał z chłopakami pracować nad nową płytą i nie chciał rozstawać się z nią w gniewie. Choć teraz w ogóle nie chciał się z nią rozstawać. Pocieszał się, że dwa tygodnie szybko miną i znów będą razem. A ten wyjazd był postanowiony już dawno. Planowali taką "męską" wyprawę, bez kobiet. Chcieli spędzić czas w swoim towarzystwie, odnaleźć na nowo przyjaźnie i przy okazji skupić się nad nową płytą. Na lipiec mieli zaklepane studio w Szwecji, a przedtem chcieli przygotować demo. Przy dużej ilości wolnego czasu mogli sobie na to pozwolić. Czuł jakąś wewnętrzną potrzebę, żeby napisać jakiś tekst na tę płytę. Uśmiechnął się. Rzeczywiście zmienił się w ciągu tych kilku tygodni, skoro przyszła mu do głowy taka myśl. Żeby tylko odpowiednio ubrać ją w słowa… Popatrzył na Jane i postawił na stole dwa talerze. Usiadł obok niej. - Podano do stołu – powiedział cicho. Otworzyła oczy. - Przepraszam, zasnęłam – popatrzyła na niego niewinnie. - Nic się nie stało – odpowiedział i zajęli się jedzeniem obiadu. - Pyszne – powiedziała z uznaniem. – Uwielbiam potrawy z ryżem. - Cieszę się, że ci smakuje – podał jej sałatkę. – Czasem lubię sobie troszkę poeksperymentować. Potrawy azjatyckie to moja specjalność. - W takim razie wykupię sobie karnety do tej restauracji – powiedziała i roześmiali się. - A po obiedzie zapraszam cię na deser – powiedział tajemniczo. – A to jeszcze nie koniec niespodzianek dzisiejszego wieczora. - Rozpieszczasz mnie – oparła mu głowę na ramieniu. – Ale wcale mi to nie przeszkadza… cdn.... Pozdrawiam bardzo serdecznie
  10. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Pobyt w domu obudził w nim tęsknotę za własną rodziną. Niedługo skończy dwadzieścia siedem lat i powinien pomyśleć o jakiejś stabilizacji. Kevin i Brian podjęli już pewne decyzje, a przecież Brian jest od niego młodszy. Nie chciał być od nich gorszy, ale przede wszystkim czuł, że dorósł już do założenia rodziny. Uśmiechnął się do swoich myśli. Chyba się zestarzał, skoro widział siebie jako ojca otoczonego gromadką dzieci… I coraz częściej myślał o wyprowadzce z hotelu i kupnie własnego domu. Chociaż mieszkanie w tym właśnie hotelu miało swoje plusy, ale nie chciał wiecznie być właścicielem małego mieszkanka. Marzył o własnej przestrzeni, o przytulnym salonie, o łóżku z baldachimem w sypialni… Roześmiał się wychodząc z windy. Tak się spieszył do Jane, że nawet nie zauważył, że zostawił bagaże przed windą. Dopiero, kiedy stanął przed drzwiami swojego apartamentu, zorientował się, że coś jest nie tak. Chciał powiadomić Jane o swoim przyjeździe, ale w recepcji powiedziano mu, że poszła na basen, dlatego błyskawicznie przebrał się w kąpielówki, żeby jak najszybciej się tam znaleźć. Słońce świeciło z całej siły i musiał nałożyć okulary, żeby cokolwiek zobaczyć. Jane właśnie w tym momencie weszła do wody. Na jej widok ogarnęło go radosne podniecenie. Czuł się jak marynarz, który dopłynął do swojego portu. Zauważył jej ręcznik i laptop przy jednym ze stolików. Podszedł i położył obok swoje rzeczy. Wskoczył do wody. Wynurzył się obok dziewczyny. - Dzień dobry – powiedział z uśmiechem. - Howie! Co ty tu robisz ? – rozpromieniła się. Uścisnęła go serdecznie. - Właśnie przed chwilą wróciłem – przytulił ją do siebie. Zareagowała bardzo spontanicznie i pocałowała go w policzek. Jego serce wykonało w tym momencie tysiąc piruetów, ale nie zmienił wyrazu twarzy. - Stęskniłaś się za mną? – zapytał. - Nie, wcale – odsunęła się. Roześmiali się głośno i napięcie zostało rozładowane. Potem zaczęli się ścigać w przepływaniu basenu wzdłuż i wszerz. Dopiero kiedy zmęczyli się machaniem rękami, wyszli na brzeg. Usiedli na leżakach. - Ale mnie wymęczyłaś – powiedział. - Ja? - zdziwiła się. – To ty miałeś ambicję, żeby pobić jakiś rekord… Roześmiał się. Dawno nie czuł się taki rozluźniony… A ona też zapomniała o złych przeżyciach i dobrze się bawiła. A to go najbardziej uszczęśliwiało. - Jestem głodny – powiedział. – Chciałabyś coś przekąsić? - Mam straszną ochotę na frytki – odpowiedziała. – Oddam wszystko za górę frytek. - Trzymam cię za słowo – powiedział i wszedł do hotelu. Jane zamyśliła się i włączyła komputer. Przyszła jej do głowy jedna scena i nie chciała, żeby umknęła. Właśnie w takiej pozycji zastał ją Howie, kiedy wrócił z obiadem. Siedziała pochylona i zawzięcie coś pisała. Nawet nie zauważyła jego nadejścia. Pochylił się nad dziewczyną. - Przyszedł obiad – powiedział. – Co piszesz? - Poczekaj chwilkę, dobrze? Zaraz skończę tę scenę – powiedziała, odganiając go sprzed ekranu. – Nie patrz. - Co to takiego? – usiadł na leżaku obok. - Nie mogę ci teraz powiedzieć – odpowiedziała. – Chciałabym wykorzystać to natchnienie, które mnie dopadło… – nie skończyła i skupiła się na pisaniu. Po kilku chwilach triumfalnie zamknęła laptopa. – No, skończyłam – powiedziała i wyciągnęła ręce w stronę talerza z frytkami. – Umieram z głodu… Zjedli w milczeniu. Howie zastanawiał się, jakie jeszcze sekrety kryje w sobie ta dziewczyna… Nie wiedział, jak szybko będzie mógł się o tym przekonać. Dzień zaczął się jak zawsze – od joggingu, a potem ćwiczyli oboje na siłowni. Jane brała udział w zajęciach z aerobiku, a Howie chodził po bieżni. Jednocześnie obserwował dziewczynę. Nie mógł się na nią napatrzeć. Jej ciało go fascynowało. Nie mógł spać po nocach, bo ciągle o niej śnił… Jednocześnie starał się ukryć swoje zaangażowanie, żeby jej nie wystraszyć… Kiedy wczoraj w basenie złapał ją skurcz i rozmasował jej łydkę, cmoknęła go w policzek. Nie mógł się powstrzymać, żeby jej do siebie nie przytulić i pocałować. Chwilę trwało, zanim się zorientowała, co się dzieje i przez tę chwilę miał wrażenie, że się zapomniała, ale zaraz oprzytomniała i odepchnęła go od siebie. Wyszła z basenu ze słowami, żeby więcej tego nie robił. Poczuł się w tym momencie jak głupiec i nie mógł sobie wybaczyć, że zachował się tak lekkomyślnie. Ale z drugiej strony – był mężczyzną, a ta kobieta miała na niego duży wpływ… Na szczęście dała się zaprosić na obiad i zachowywała się, jakby cała ta sytuacja w ogóle nie miała miejsca. Było mu przykro, ale wiedział, że w ten sposób próbuje się bronić i nie miał o to do niej pretensji. Cieszył się z tego, co chciała mu ofiarować i miał nadzieję, że kiedyś będzie w stanie ofiarować mu dużo więcej… Jego rozmyślania przerwało zamieszanie w sali obok. Zobaczył, że Jane leży na podłodze, więc szybko zbiegł z bieżni. - Co się stało? – uklęknął przy niej. - Chyba zwichnęłam kostkę – wykrzywiła się z bólu. – Auł! Boli… Na sali pojawił się lekarz i od razu rozłożył apteczkę. Oglądnął nogę dziewczyny ze wszystkich stron. - Nie puchnie. To dobrze – powiedział. – Nie jest zwichnięta. Tylko ją sobie nadwerężyłaś. - Ale to boli!… – syknęła. cdn.......
  11. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Zaspał i pojawił się na lotnisku dosłownie w ostatniej chwili. Był zły, że nie udało mu się pożegnać porządnie z Jane. Chciał powiedzieć jej kilka miłych słów i zobaczyć, jak się czuje, ale wszystko potoczyło się zupełnie inaczej i teraz nie mógł już tego zmienić. Lot upłynął mu bardzo szybko i dzięki ciemnym okularom przemknął przez terminal niezauważony. W domu przywitali go serdecznie, przekrzykując jeden drugiego. Akurat zbliżała się rocznica ślubu rodziców, więc dom dosłownie pękał w szwach. Najmłodsze pokolenie rodziny zawzięcie dyskutowało o bohaterach książek Lary More, a ich rodzice o powieściach tej samej pisarki. Dowiedział, że te książki są wydawane w kompletach – jedna dla mam, a druga dla ich pociech. Pomysł wydał mu się bardzo interesujący. Zwłaszcza, że sam pamiętał, jak zaczytywał się w bajkach, kiedy był młodszy. A do tego jego siostra Pollyanna stała się zagorzałą fanką tych powieści, co prawie graniczyło z cudem, bo odkąd pamiętał, ona zawsze stroniła od książek. Ale w domu panował taki galimatias, że nie mógł z nikim spokojnie porozmawiać. Dopiero po weekendzie, kiedy wszyscy zaczęli rozjeżdżać do domów, mógł spędzić trochę czasu z mamą. - Chciałabym posprzątać grób Caroline – powiedziała. – Pójdziesz ze mną? - Oczywiście. Dawno tam nie byłem. Poza tym ktoś mnie poprosił, żebym położył kwiaty na grobie Wilsonów. Wiesz, gdzie to jest? - Naturalnie – mama popatrzyła na niego zaskoczona. – Wszyscy to wiedzą. Taka smutna historia… - Jaka historia? – zdziwił się. - Powinieneś zapytać babcię. Ona przyjaźniła się z Anną Wilson – odparła. – Często chodzi na ten grób. Poza kilkoma przyjaciółmi nikt go nie odwiedza. - Nie mieli rodziny? – zdziwił się. - Zapytaj babci. Ona z przyjemnością ci wszystko opowie. Howie czuł się zaintrygowany. Cała ta historia była bardzo tajemnicza. Zastanawiał się jaką rolę odegrała w niej Jane. Uśmiechnął się na myśl o niej. Mama od razu zauważyła wyraz jego twarzy. - O czym myślisz, synu? – popatrzyła na niego uważnie. Westchnął. Zawsze mówił jej o wszystkim, ale nie był pewien, czy jest gotowy na tę rozmowę. - Chodzi o dziewczynę, prawda? - Skąd wiesz? – był tak zaskoczony, że nawet nie próbował zaprzeczyć. - Zawsze rozmawialiśmy o wszystkim, ale wiedziałam, że będzie temat, który chciałbyś zachować dla siebie – odpowiedziała z uśmiechem. – Jestem zdziwiona, że stało się to tak późno. - Mamo! – oburzył się. - Nie denerwuj się – poklepała go po ramieniu. – Nie będę naciskać. Poczekam, aż sam będziesz chciał ze mną porozmawiać. - To jeszcze zbyt świeża sprawa… – powiedział cicho. – Nie do końca wiem, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy tylko mi się śni… - Mój ty kochany romantyku – przytuliła syna do siebie. – Wiem, że sobie ze wszystkim poradzisz. - Dziękuję mamo. Następnego dnia wybrał się do babci, żeby zapytać ją o nurtujące go sprawy. Babcia przywitała go serdecznie i od razu zaprowadziła do salonu. - Muszę ci się przyznać, że zaniepokoił mnie twój telefon, Howie – powiedziała. – Dlaczego pytałeś o Wilsonów? - Ktoś poprosił mnie, żebym położył kwiaty na ich grobie, a mama powiedziała, że możesz opowiedzieć mi tę historię – wyjaśnił. - Anna Wilson była moją przyjaciółką. Miała liczną rodzinę. Aż wierzyć się nie chce, że tak się to wszystko skończyło… – starsza pani pokiwała smutno głową. - Jak? – zapytał. - Zginęli w wypadku samochodowym, a po ich śmierci rodzina rzuciła się sobie do gardeł. - Dlaczego? - Bo nie dostali ani centa z całego majątku – babcia zamyśliła się. – Całość dostała Janet, najmłodsza wnuczka. Biedna dziewczyna, tyle przez nich wycierpiała… Reszta rodziny nie mogła pogodzić się z taką potwarzą i zgotowali tej dziewczynie niezłe piekło. Nigdy im niczego nie udowodniono, ale po tajemniczym wypadku jej chłopaka, dziewczyna zniknęła jak kamień w wodę… - Wiesz, gdzie ona jest? – Howie był wstrząśnięty całą historią. Popatrzył na babcię uważnie. Zawahała się. - Nie – odpowiedziała po chwili. – To znaczy, wiem, że żyje i ma się dobrze, ale nie brałam udziału w jej ucieczce i nie wiem, gdzie dokładnie jest. Jej rodzina nadal ją szuka, ale na razie ich poszukiwania nie dają rezultatu. To bardzo źli ludzie. Pałają żądzą zemsty i nie powstrzymają się przed niczym. Choć policja cały czas ich obserwuje, to ciągle kombinują coś podejrzanego. Słyszałam, że wynajęli jakichś ludzi, żeby ją odnaleźli. Aż się boję, co się stanie, kiedy ją odnajdą… – westchnęła. – Dlaczego tak cię to interesuje, skarbie? - Chciałem poznać tę tajemnicę – odpowiedział wymijająco. Teraz już wiedział, że to Jane była tą wnuczką. Zmieniła imię, ale nadal żyła w strachu. Teraz rozumiał jej przerażenie, kiedy spotkali tego dziennikarza i słowa, które mu wtedy powiedziała. Bała się o niego. Nie chciała, żeby powtórzyła się historia sprzed lat. Dlatego bała się do niego zbliżyć, dlatego bała się obdarzyć kogokolwiek zaufaniem. Tak bardzo chciał ją w tej chwili pocieszyć. Chciał, żeby wiedziała, że jest przy niej i stawi czoło wszystkim problemom. Nie chciał, żeby przechodziła przez to sama. Ale nie zamierzał jej naciskać. Wolał, żeby sama przekonała się, że może mu zaufać i sama opowiedziała o wszystkim. Jednak nie mógł się powstrzymać, żeby do niej nie zadzwonić. Kiedy usłyszał jej ciepły głos, czuł się, jakby był w domu. Nie rozmawiali długo, bo właśnie kładła się spać, ale ta chwila bardzo poprawiła mu humor. Nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy tę śliczną twarzyczkę… cdn.......
  12. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Spędzili uroczy wieczór. Jane nareszcie poczuła się odprężona. Howie był doskonałym tancerzem i potrafił ją idealnie poprowadzić. Poza tym zauważyła, że jest przystojny i dziewczyny się za nim oglądają. Czuła się zaszczycona, że właśnie ona tu z nim przyszła. I z żalem wychodziła. Nie zdawała sobie sprawy, jak ciekawie można spędzać wieczory. Zwłaszcza w takim towarzystwie… - Oglądają się za nami – powiedziała. - Pokazaliśmy im, jak się powinno tańczyć i staliśmy się rozpoznawalni – odparł. – A poza tym, nigdy jeszcze nie przyszedłem tu z dziewczyną, więc zwróciłaś ich uwagę. - Chyba tylko dlatego mnie tu przyprowadziłeś. Chciałeś zrobić na wszystkich wrażenie… - Jak możesz tak mówić – objął ją ramieniem i wyszli z klubu. I właśnie w tym momencie błysnął flesz. Ktoś zrobił im zdjęcie. Jane błyskawicznie zesztywniała. - Zabierz mnie stąd – zakryła twarz dłońmi i nie pozwoliła zrobić sobie kolejnego zdjęcia. Głos jej drżał i Howie przestraszył się nie na żarty. Szybko podprowadził ją do samochodu, wsiedli i odjechali z piskiem opon. Dopiero po chwili Jane odzyskała spokój. - Co się stało? – zapytał. - Kto to był? – popatrzyła na niego wyczekująco. - Jakiś dziennikarz – odparł. Zaklęła cicho. Nie chciała doprowadzić do takiej sytuacji. Miała być ostrożna i nie prowokować niepotrzebnego zamieszania, a spotykając się z Howiem wystawiła i siebie, i jego na niebezpieczeństwo. A przez ostatnie lata bardzo się starała, żeby nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi… Jak mogła być taka lekkomyślna?! Howie obserwował ją z boku. Zastanawiał się, z czym tak zawzięcie walczyła. Zareagowała tak gwałtownie na widok dziennikarza, że aż sam się przestraszył. - Co się stało? – zapytał jeszcze raz. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie czuła się jeszcze na tyle pewnie, żeby mu o wszystkim opowiedzieć. - Chyba jestem przewrażliwiona – uśmiechnęła się przepraszająco, choć wcale nie było jej do śmiechu. – Ale uważaj na siebie, dobrze? Popatrzył na nią zaskoczony. - Bądź ostrożny w kontaktach z obcymi – powiedziała po chwili. – Nie mogę ci nic więcej powiedzieć, ale obiecaj, że będziesz na siebie uważał, dobrze? - Dobrze. Nie musisz się obawiać – powiedział to tylko po to, żeby ją uspokoić. Nie do końca rozumiał, co się stało, ale widział, że było to dla niej trudne przeżycie. Miał nadzieję, że kiedyś będzie wiedział wszystko i będzie mógł odpowiednio zareagować w sytuacji zagrożenia… - O której jutro wylatujesz? – zmieniła temat. - Około południa – odpowiedział. - Zazdroszczę ci tego wyjazdu – powiedziała cicho. – Mogę mieć do ciebie małą prośbę? - Nawet dużą – uśmiechnął się. - Chciałabym, żebyś położył kwiaty na pewnym grobie. - Nie ma problemu – odparł. – Zrobię to z przyjemnością… Masz tam kogoś bliskiego? - Bardzo – zamknęła oczy, żeby odsunąć od siebie smutne wspomnienia. – Ale nie pytaj mnie o nic więcej, proszę. - Zrobię dla ciebie wszystko – zażartował. I z uwagą wysłuchał wskazówek dotyczących cmentarza. Ta dziewczyna bardzo go intrygowała. Była nieodgadniona, jakby ukrywała jakąś smutną tajemnicę. Nie chciał, żeby czuła się osaczona i postanowił, że cierpliwie poczeka, aż sama mu o wszystkim opowie. Co takiego wydarzyło się w jej życiu, że nie potrafiła cieszyć się z dobrych rzeczy? Była taka młoda, a już zamknięta na bliskość drugiego człowieka… Wyczuł, że odetchnęła z ulgą, kiedy dojechali do hotelu i znaleźli się przed jej drzwiami. - Dziękuję ci za ten wieczór – powiedziała. - Przykro mi, że tak się zakończył – próbował ją pocieszyć. - To nie twoja wina – uśmiechnęła się i oparła mu dłoń na ramieniu. Chciał pocałować ją na pożegnanie, ale miała już wystarczająco dużo wrażeń jak na jeden wieczór i nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować. Dlatego uścisnął ją po przyjacielsku i patrzył jak znika za drzwiami. - Wrócę za tydzień – zdążył jeszcze powiedzieć, nim ostatecznie zamknęła drzwi. Poszedł do swojego apartamentu i z ulgą położył się w łóżku. Zasnął natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki… cdn......
  13. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Dziękuję… – powiedziała speszona. - Kiedy zobaczyłem ją na dole w kwiaciarni, od razu pomyślałem o tobie – powiedział i uśmiechnął się. Zauważył, że oczy jej dziwnie zalśniły, ale zaraz odwróciła się i poszła wstawić różę do wazonu. Kiedy wróciła, twarz miała zupełnie spokojną i nie był pewny, czy to, co zobaczył przez ułamek sekundy, naprawdę się wydarzyło. Przecież taka zwykła różyczka nie mogła doprowadzić jej do łez… Wychował się wśród kobiet, ale coraz bardziej się przekonywał, że zrozumieć je to prawdziwa sztuka. Weszli do windy. - Gdzie mnie zabierasz? – zapytała, poprawiając sukienkę. Wyglądała ślicznie w zgrabnych sandałkach i zwiewnej sukience, a wszystko to w kolorze jej oczu. W zieleni było jej do twarzy. Czuł się dumny, że ma obok siebie taką kobietę. Gdyby jeszcze mógł nazwać ją swoją… Niczego by mu do szczęścia wtedy nie brakowało… - Jest taki świetny klub, gdzie grają fajną muzykę i można potańczyć. Lubisz tańczyć? – zapytał. - Uwielbiam – powiedziała. - Gwarantuję, że nie będziesz rozczarowana. - Wierzę ci na słowo – uśmiechnęła się i pozwoliła zaprowadzić się do samochodu. Na miejsce dojechali w milczeniu. Przed klubem kłębił się spory tłum i Howie zauważył, że Jane momentalnie zesztywniała. - Nie bój się – uspokoił ją. – Mam tu specjalne przywileje i wejdziemy bez problemu. - Czy ci wszyscy ludzie też tam wejdą? – była wyraźnie zaniepokojona. Zaczynała żałować, że dała mu się namówić na tą wyprawę. - Nie, klub mieści małą liczbę osób, a ci ludzie przyszli dlatego, że bywa tu wiele znanych osób i liczą na spotkanie kogoś sławnego – powiedział. – Ale nie musisz się martwić. Nie będziemy się przeciskać przez ten tłum. Wejdziemy specjalnym wejściem. Zawsze to robię, kiedy nie mam ochoty na spotkanie z obcymi. - Niedobrze traktujesz swoich fanów – zauważyła z przekąsem. – Ale cieszę się, że nie będziemy się tędy przeciskać. Nie przepadam za tłumami. Uśmiechnął się i zaparkował samochód. Wysiedli i po chwili byli już wewnątrz. Howie poprowadził ją do stolika. Usiedli. Jane rozejrzała się po sali. Muzyka była na tyle dyskretna, że mogli swobodnie porozmawiać, a jednocześnie była dobrze słyszalna na parkiecie, więc można było tańczyć bez przeszkód. - Napijesz się czegoś? – zapytał Howie, kiedy podszedł do nich kelner. - Może wody mineralnej – odpowiedziała. - Dla mnie to samo – Howie złożył zamówienie. Po chwili mieli przed sobą dwie szklanki. Popijali powoli i przyglądali się tańczącym. Jane zaczęła się kołysać w rytm muzyki. - Zatańczysz? – Howie odstawił szklankę. - Chętnie – uśmiechnęła się i wstali. Howie przytulił ją delikatnie do siebie i zakołysali się powoli, bo właśnie leciał wolny kawałek. Prowadził ją lekko, a ona się temu poddawała. Wtulił twarz w jej włosy i czuł, że się rozluźniła. Bardzo go to cieszyło, bo właśnie w tym celu zabrał ją do tego klubu. Za to on czuł się coraz bardziej spięty, bo jej bliskość działała na niego jak narkotyk. Wdychał delikatny zapach jej perfum i był oszołomiony. Czuł, że serce wali mu jak młot, kiedy dotykał ją przez cienką sukienkę. Marzył, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Pragnął tulić ją do siebie z całych sił i pokazać, jakie piękne jest życie… Ale mógł pozwolić sobie jedynie na wolne kołysanie, bo nie chciał stracić zaufania, którym powoli zaczęła go obdarzać. I odetchnął z ulgą, kiedy z głośników popłynęły szybsze dźwięki. Tu też potrafili się doskonale dopasować. Zauważył, że jest doskonałą partnerką, a taniec sprawia jej dużo radości. Dlatego tak wspaniale się dopasowywali… cdn......
  14. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Popatrzyła na Howiego. Czarne włosy miał związane w kitkę, a duże brązowe oczy spoglądały na nią przyjaźnie. Miał w sobie coś… magnetycznego. Nie wiedziała, jak to dokładnie określić. Ale było w nim coś intrygującego. Szkoda tylko, że nie mogła sobie pozwolić na bliższą znajomość. Z resztą nie miała do tego w ogóle głowy… - Twoja twarz wydawała mi się znajoma i zastanawiałam się, skąd mogę ją znać – powiedziała i zaraz pożałowała swoich słów, bo zdradziła się, że o nim myślała. Uśmiechnął się. Myślała o nim? Nie wiedział, że ta wiadomość sprawi mu tyle przyjemności. - Właśnie wróciliśmy z trasy i mam zamiar porządnie wypocząć – powiedział. – Może pośpię do południa, a przez resztę dnia będę się byczył… - Jane za to jest rannym ptaszkiem. Wstaje o ósmej i robi kilka rundek po naszym parku i codziennie kupuje mi gazetę – powiedział Robert. Jane się zarumieniła. Gdyby wiedziała, że oni nie żartują z tym swataniem, nigdy by się nie zgodziła na tą kolację… Howie nie czuł się zakłopotany, bo pragnął dowiedzieć się o tej dziewczynie jak najwięcej, ale nie do końca podobał mu się tok rozmowy. Nie chciał, żeby Jane poczuła się osaczona, chciał to rozegrać w inny sposób. Dlatego z ulgą przyjął gorące talerze, które się przed nimi pojawiły. I zjedli w milczeniu. Patrzył na Jane i serce kołatało mu jak oszalałe. Była tak doskonała, że mógłby siedzieć i patrzeć na nią godzinami. Czułby się wtedy najszczęśliwszy na świecie. Gdyby jeszcze mógł przegonić te ciemne chmury, które siedziały w jej głowie, już nic nie zmąciłoby jego błogiego nastroju… - Dziękuję, najadłem się aż nadto – Robert odłożył serwetkę. Pozostali też odłożyli sztućce. Wstali. - Kolacja z wami była urocza – powiedziała Elen. – Musimy to kiedyś powtórzyć. - Pomyślimy o tym, jak wrócimy z Europy – dodał Robert i oboje wyszli z hotelu. Jane i Howie stanęli przed windą. - Jedzenie było pyszne, prawda? – zapytał Howie, przepuszczając ją w windzie. - To jeszcze jeden plus Los Angeles – odpowiedziała. – Nigdzie nie serwują takiego jedzenia, jak w tej restauracji. - To bardzo wschodnioamerykańskie jedzenie – zauważył. - Przepyszne jedzenie, w zupełnie innej atmosferze – uśmiechnęła się smutno i wysiedli. – Dobranoc. - Dobranoc – odpowiedział. Choć wcale nie chciał się z nią rozstawać. Chciał ją przytulić i sprawić, by zapomniała o wszystkich smutkach. Ale na razie patrzył jak znika za drzwiami i wszedł do swojego mieszkania. Nagle poczuł się bardzo samotny… I zatęsknił za rodziną. Postanowił, że jeszcze w tym tygodniu do nich pojedzie. Może odzyska równowagę, którą stracił, kiedy pojawiła się Jane. Choć miła była ta strata… Czekał w skupieniu przy drzwiach, bo chciał uchwycić moment, kiedy będzie wychodziła. Po chwili usłyszał dźwięk zamykanych drzwi i wyszedł na korytarz. Odwróciła się, słysząc hałas. - Dzień dobry – powiedział. - Witaj – odpowiedziała. – Czy wczoraj się przesłyszałam, kiedy słyszałam, że mówiłeś, że będziesz spał do południa? - Nic się przed tobą nie ukryje – uśmiechnął się szeroko. – Ale stwierdziłem, że lenistwo mi szkodzi i postanowiłem wrócić do sportu – aż zdziwił się, że kłamstwo przyszło mu tak łatwo. Jane uśmiechnęła się. Wydawała się usatysfakcjonowana jego odpowiedzią. Weszli do windy i zjechali na dół. Howie przyglądał się jej ukradkiem. Miała na sobie strój do joggingu, który podkreślał jej smukłą figurę. Serce mu mocniej biło, kiedy widział jej zgrabne pośladki i szczupłe nogi. Odkrył, że taka obserwacja sprawia mu dużą przyjemność. Wokół niego zawsze kręciło się wiele dziewczyn, ale on nigdy nie zwracał na nie uwagi. Uśmiechnął się na myśl, że od wczoraj zupełnie siebie nie poznaje. Ciągle łapał się na tym, że robi coś po raz pierwszy… - Centa za twoje myśli – powiedziała, co wyrwało go z zamyślenia. Uśmiechnął się. - Myślałem o tobie – odpowiedział. Wyczuł, że momentalnie zesztywniała. - Niepotrzebnie – powiedziała cicho. – Nie powinieneś zawracać sobie mną głowy – dodała i wyszli z windy. Nie odezwała się ani słowem. On też milczał. Nie chciał, żeby czuła się skrępowana. A rozmowa na ten temat najwyraźniej nie była dla niej przyjemna. Dlatego skupili się na bieganiu. Dostosował swój rytm do jej rytmu, żeby dotrzymać jej kroku. Razem obiegli cały park, a potem wybiegli przez bramę do pobliskiego kiosku, gdzie Jane kupiła gazety. Wymieniła ze sprzedawcą kilka uprzejmych słów. Miał wrażenie, że dobrze się znają. Zastanawiał się, kiedy wobec niego pozbędzie się rezerwy i opowie mu o wszystkich sprawach, które dręczą jej serce… cdn.....
  15. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Otworzyła okno, żeby wpuścić do pokoju świeże powietrze. Wyszła na taras i wystawiła twarz do słońca. Kiedy rano biegała, intensywnie zastanawiała się, jak rozwinąć akcję w książce, żeby umieścić w niej wszystkie sceny, które miała w głowie. Brakowało jej jakiegoś spoiwa, które by połączyło to, co do tej pory napisała i to, co jeszcze chciała napisać. Jeszcze nigdy nie miała takiej niemocy twórczej. Przy poprzednich książkach pisanie szło jej całkiem gładko. Teraz też będzie musiała pokonać te trudności, żeby doprowadzić wszystko do szczęśliwego końca. Cieszyła się, że w swoich książkach może kreować taką rzeczywistość, jaka jej odpowiada, bo tu wszystko miało swój szczęśliwy finał, a dobro zawsze wygrywało. W tej prawdziwej rzeczywistości życie płatało jej złośliwe figle i chwilami okrutnie sobie z nią pogrywało… Wiedział, że znów ją zobaczy. Dlatego podszedł do okna. Było otwarte, więc powoli wyszedł na taras. Patrzył na nią i zastanawiał się, dlaczego ma taki nieszczęśliwy wyraz twarzy. Czym się martwiła? Czy ktoś tak doskonały, jak ona może mieć jakieś problemy? On zrobiłby wszystko, żeby na tej twarzy nigdy nie było smutku. Dlatego nie mógł się powstrzymać, żeby przerwać ten nostalgiczny nastrój. - Piękna pogoda, prawda? – zapytał. Przestraszył ją, aż podskoczyła. Rozluźniła się, kiedy uśmiechnął się przepraszająco. - Tak – odpowiedziała cicho i mocniej owinęła się ręcznikiem. Czuła się, jakby została przyłapana na gorącym uczynku, a przecież nic złego nie robiła. Uśmiechnęła się do niego. – Dlatego właśnie kocham Los Angeles – powiedziała. – Pogoda jest tu piękna przez cały rok. Gdyby nie trzęsienia ziemi, byłoby tu jak w raju… – rozmarzyła się. - Na Florydzie jest podobnie, tylko bez trzęsień – powiedział i zauważył, że zesztywniała słysząc te słowa. Nic nie odpowiedziała, tylko pożegnała się uśmiechem i zniknęła we wnętrzu swojego mieszkania. Poczuł się głupio. Wydawało mu się, że jego słowa bardzo ją poruszyły, ale nie wiedział, dlaczego. Miał jednak nadzieję, że kiedyś się dowie… Wyszedł z mieszkania i stanął przed windą. Bardzo chciał jechać windą razem z Jane, ale drzwi jej apartamentu pozostały zamknięte. Dlatego sam zjechał do restauracji, gdzie spotkał Smithów. Przywitali się i zajęli miejsca. - Poczekamy jeszcze chwilę – powiedział Robert. – Jane dzwoniła, że za chwilę będzie – dodał i popatrzył znacząco na chłopaka. – To prawdziwa kobieta. Lubi, żeby na nią czekać. Howie uśmiechnął się. Na nią mógłby czekać całe wieki… - Oto i ona – Elen popatrzyła w stronę drzwi. Howie odwrócił głowę. Po raz kolejny go zatkało. Jane miała na sobie krótką wąską sukienkę, a włosy luźno spływały po jej ramionach. Uśmiechała się. Pomyślał, że gdyby uśmiech mógł roztapiać lód, to promienie jej uśmiechu roztopiły by lody całej Arktyki… - Dobry wieczór – przywitali się radośnie. Howie wstał, żeby przysunąć jej krzesło. – Dziękuję – znów się uśmiechnęła i usiadła. - Może od razu coś zamówimy, bo jestem głodny jak wilk – zaproponował Robert. Tak też się stało. A czas oczekiwania spędzili na rozmowie. - Howard też pochodzi z Florydy, podobnie jak ty, Jane, no i my – powiedziała Elen. - Tak? – zapytała cicho Jane. Czuła jak mięśnie się jej napinają. Wolała zapomnieć o tamtej części kraju. - Jest piosenkarzem – dodał Robert. Jane uśmiechnęła się z wdzięcznością, że nie kontynuował tego tematu. Wiedział, że to dla niej wciąż bolesne wspomnienia… cdn......
  16. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Howie ze złością popatrzył na zegarek. Planował spać do południa, a obudził się przed dziesiątą! Westchnął i wstał, żeby otworzyć okno, ale odważył się jedynie lekko odsunąć zasłonę. Znów ją zobaczył. Stała opierając się o balustradę, z twarzą wystawioną do słońca. Na głowie miała turban z ręcznika, a drugim się owinęła. Na jej skórze dostrzegł kropelki wody. Czuł się jeszcze bardziej oszołomiony, niż wczoraj. Nie wiedział, co się z nim dzieje, nie mógł powstrzymać kołatania serca. Jeszcze nigdy nie doświadczył takiego uczucia… Ale zaraz wszystko się skończyło, bo dziewczyna zniknęła w swoim apartamencie. Wtedy otworzył okno, ale nie wyszedł na zewnątrz. Bał się, że czar pryśnie, a był w tak błogim nastroju, że nie chciał niczego zepsuć. Wrócił do łóżka i znów miał piękne sny… Po raz ostatni spojrzała do lustra i poprawiła fryzurę. Wiedziała, że Robert Smith bardzo sobie ceni schludny wygląd, a jego pochwały sprawiały jej przyjemność. Był jedną z niewielu osób, którym mogła zaufać. Przede wszystkim dlatego, że był przyjacielem jej dziadka i nie opuścił jej w najtrudniejszych chwilach. Wiedziała, że on nie dopuści do tego, żeby stała się jej jakaś krzywda. Dlatego cieszyła się, kiedy mogli spędzić razem kilka chwil. A jego żona była dla niej jak babcia… Zjechała windą i weszła do restauracji. Państwo Smith właśnie nadeszli. - Dzień dobry! – uścisnęli się serdecznie. Robert przysunął krzesło żonie, a potem Jane i usiedli. - Wyglądasz olśniewająco – powiedział z uznaniem starszy pan. - Dziękuję – uśmiechnęła się. Jakoś nie mogła się przyzwyczaić, żeby mówić do nich po imieniu. Zawsze byli dla niej wujostwem i wolała, żeby tak już pozostało. Traktowali ją jak swoje dziecko, może dlatego, że nie mieli własnych. - Widzę, że nareszcie zaczęłaś się odpowiednio ubierać, skarbie – Elen poklepała ją po ramieniu. – Długo na to czekałam… - Oj, nie ma w tym nic nadzwyczajnego – Jane poprawiła sukienkę. - Kochanie, powinnaś znaleźć sobie jakiegoś adoratora – Robert mrugnął zadziornie okiem. – Aż dziwię się, że jeszcze nikt się koło ciebie nie kręci… Czas zostawić przeszłość za sobą i zacząć żyć… Już niedługo wszystko zostanie zamknięte i może obdarzysz nas w końcu wnukami… Roześmiali się serdecznie. Kelner podał im karty i skupili się na wyborze dań. Nie minęło kilka minut, a już zajadali obiad ze smakiem.... Zaburczało mu w brzuchu i zjechał do restauracji, żeby coś zjeść. Sala była prawie pusta. Zamierzał usiąść tuż przy drzwiach, kiedy po raz kolejny zobaczył piękną nieznajomą. Siedziała bokiem do wejścia, przy jednym stoliku z Robertem Smithem i jego żoną. Włosy miała wysoko upięte, a kilka loczków radośnie tańczyło wokół jej twarzy. Wyglądała tak, że po raz kolejny zabrakło mu tchu. W ogóle nie zarejestrował momentu, kiedy kelner podał mu kartę, kiedy coś wybrał i kiedy stanął przed nim talerz. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany. I wtedy odwróciła się w jego kierunku. Uśmiechała się, więc odpowiedział tym samym, choć nerwy miał napięte do granic… Po chwili cała trójka wstała i podeszła do jego stolika. - Howardzie, już wróciłeś? – zapytał Robert. – Musimy się spotkać, żeby porozmawiać. Może znajdziesz czas, żeby zjeść z nami jutro kolację? - Bardzo chętnie – ledwo to z siebie wyksztusił. A ona stała obok i pięknie się uśmiechała. Pachniała nieziemsko i czuł, że jego zmysły oszalały… - A ty, Jane? Czy jutro też możemy na ciebie liczyć? – Elen objęła dziewczynę ramieniem. – Koniecznie musisz poznać Howarda. To przemiły młody człowiek. - Czy mnie się tylko wydaje, czy wy próbujecie mnie wyswatać? – jej głos brzmiał w jego uszach jak najpiękniejsza muzyka. Roześmiała się i skinęła głową. – Bardzo chętnie skorzystam z zaproszenia – dodała po chwili. - W takim razie jesteśmy umówieni – Robert uśmiechnął się szeroko i we trójkę wyszli z restauracji. Howie patrzył za nimi oszołomiony, dopóki nie zniknęli za zakrętem. Choć tak właściwie, to patrzył na nią. Miała na sobie śliczną zieloną sukienkę, która idealnie pasowała do koloru jej oczu. Zamyślił się. Nigdy nie zauważał takich rzeczy. Chyba zmysły mu się wyostrzyły i mózg pracuje mu na wyższych obrotach, bo po chwili poczuł się wyczerpany. Jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał pójść do lekarza. Choć ten stres był bardzo przyjemny… cdn.....
  17. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    KALINKO KOCHANA ten wiersz dedykuje Tobie dumna brzozo.. Rozłożyłaś swe ramiona jak dostojna dama, brzozo dumna i milcząca stoisz w polu sama... Byłaś powiernikiem niemym, szemrząc cicho tęsknotą mi drżałaś, smutne ramiona ku ziemi nad losem mym w bólu składałaś... W konarach twych się schowam, uczucie tam skrzętnie skryję, tajemnicy mej dochowasz teraz ty wiesz, dla kogo moje serce bije... Dumna brzozo milcząca, tobie dziś dziękuję, przyjacielem serca jesteś, w twych ramionach zawsze spokojna się czuję.... autor Kryla.
  18. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Stoi pod lasem Samotna Inna od wszystkich drzew Moje jedyne umiłowane Ma brzoza Z wiatrem tańczy namiętnie by duszę moją ożywić Wygonić chce smutek swoją melodią osuszyć łzy co do oczu się cisną I dłońmi kochanka lubieżnie oplata z rządzą wyrywa oddech z mych płuc Bym czuła moc pożądania przez dotyk spragnionych miłości ust I szeptem poezji zalewa me serce bym oszalała z rozkoszy I tracąc świadomość padła zmęczona na trawę z rumieńcem zielonym A echo krążąc gdzieś w lesie zbłąkane Krzyczy - Tyś sensem mojego istnienia ! autor. Kat.K Kochane Drzewka pozdrawiam bardzo serdecznie
  19. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    WITAJ BIESIADO BRZOZA..... Stanęłam tuż przy brzozie By mnie uleczyła Prądem swoim mnie poraziła Tylko czy na długo Chciałabym by tak było Brzoza leczy Brzoza dobre prądy ma Lecz czy każdemu Może pomóc Może siły dać Brzoza to dobre drzewo Wspaniałe soki ma Ja je piję Tylko czy coś to da Wierzę w ciebie brzozo Wierzę w siły twe A więc stoję tuż przy tobie I jak tylko mogę wypijam soki twe. autor. Kwiat lotosu.
  20. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Dochodziła już północ, kiedy Howie dotarł do szpitala. Wpadł do sali jak burza, ale widok, jaki tam zastał, zatrzymał go w drzwiach. Na łóżku leżała Jenny. Była blada i z odrazą popatrzył na wszystkie aparaty, które ją otaczały. - Howie… – Angie podeszła do brata i uścisnęli się mocno. - Co z nią? – Howie podszedł do łóżka. - Bez zmian – odpowiedziała. – Ale doktor mówi, że nic ją nie boli. Podali jej dużo środków przeciwbólowych na wypadek, gdyby się obudziła. Howie nachylił się nad dziewczyną. Delikatnie dotknął jej twarzy. Poczuł, że do oczu napływają mu łzy. - Będziemy mieli następne dziecko – wyszeptał. – Zobaczysz. Jak tylko z tego wyjdziesz… Jestem przy tobie, kochanie… Musisz z tego wyjść, słyszysz?… Nie zostawię cię samej… Będę na ciebie czekał… A, jak już stąd wyjdziesz, zamieszkamy razem z Jessicą i Jasonem… Kupimy większy dom… Nad oceanem, tak jak marzyłaś… I zapełnimy go dziećmi… – czuł, że głos mu się łamie. Tak nagle dowiedział się, że będzie ojcem i równie szybko dowiedział się, że nim nie będzie. Nie potrafił się z tym pogodzić. Stworzyli z Jenny nowe życie i szybko stracili ten skarb. Ale wiedział, że to się tak nie skończy. – Jak tylko stąd wyjdziesz, uczynię cię panią Dorough i codziennie będę cię uszczęśliwiał… Kocham cię bardzo… Nie możesz mnie teraz zostawić … Słyszysz?… Nie możesz!… – przytulił jej dłoń do swojej twarzy. Patrzył na nią bezradnie. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Była jego słońcem, powietrzem, jego radością. I zrobi wszystko, żeby nigdy nie musiała cierpieć… Pani Paula stanęła obok syna. - Tak mi przykro, kochanie – powiedziała. - Mamo, będziemy mieli następne dziecko – powiedział z determinacją. – Jak tylko Jenny z tego wyjdzie. Ożenię się z nią i stworzymy wspólny dom. Zobaczysz… - Wiem, kochanie, że będziesz dla niej dobry – odpowiedziała i przytuliła go do siebie. – Będziecie razem szczęśliwi… Dłoń Jenny zacisnęła się na prześcieradle. Angie ponagliła ich ruchem ręki. Howie błyskawicznie znalazł się przy łóżku. - Jenny, kochanie… To ja, Howie – uścisnął jej dłoń. - Howie?… – wyszeptała i otworzyła oczy. – Co?… Co z dzieckiem?… – popatrzyła na niego zrozpaczona. - Będziemy mieli następne – pogłaskał ją po twarzy. – Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. - Straciłam dziecko?… – po jej policzku spłynęła łza. – Straciłam nasze dziecko?… Przepraszam… - Kochanie, wszystko będzie dobrze – pocałował ją w spierzchnięte usta. – Jak tylko stąd wyjdziesz, stworzymy wspólny dom. I zobaczysz, będziemy bardzo szczęśliwi… - Kocham cię… – wyszeptała i zamknęła oczy. Czuła się strasznie znużona. Howie ściskał jej rękę i głaskał ją po twarzy. Teraz na pewno wszystko będzie dobrze… koniec. Pozdrawiam bardzo serdecznie
  21. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Doktor pojawił się po kilkunastu minutach. I nie miał dobrych wiadomości. - Pani przywiozła tu tę dziewczynę? – zapytał. - Tak – odpowiedziała. – Co z nią? - Nie jest najlepiej – odparł doktor. – Ma wiele wewnętrznych obrażeń. Samochód uderzył ją prosto w brzuch. Dobrze, że nie zajechał od tyłu, bo miałaby połamany kręgosłup. - A dziecko? – popatrzyła na niego przerażona. - Niestety – smutno pokiwał głową. – Ciąży nie dało się uratować. - O, Boże… – Angie zakryła usta dłonią. – Czy ona z tego wyjdzie? - Zadecyduje o tym najbliższa doba – odpowiedział. – Ale proszę być dobrej myśli. Nie doszło do uszkodzenia mózgu, system nerwowy też funkcjonuje poprawnie. Musimy czekać. - Czekać… – powiedziała cicho, kiedy lekarz zamknął za sobą drzwi. Weszli policjanci i Angie zamieniła z nimi kilka słów. Okazało się, że to był celowy wypadek. Spowodowała go jakaś chora dziewczyna, beznadziejnie zakochana w Howiem, która nie mogła znieść myśli, że on może chcieć ułożyć sobie życie z kimś innym. Angie nie mogła w to uwierzyć. Przez czyjąś bezmyślność Jenny leży teraz bez życia… Usiadła obok łóżka. Bezradnie patrzyła na przyjaciółkę. Leżała blada, otoczona mnóstwem rurek i kabelków. Jeszcze godzinę temu była uśmiechnięta, z radością patrzyła w przyszłość, a teraz… Leży bez życia. Angie zamknęła oczy. Jak ona ma o tym powiedzieć Jasonowi i Jessice? A pozostałym?… Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Aż podskoczyła. - Mama? – powiedziała widząc numer na wyświetlaczu. – Tak się cieszę, że dzwonisz… - "Coś się stało, kochanie?" – zapytała zaniepokojonym głosem pani Paula. – "Próbowałam złapać was całe popołudnie, ale nigdzie nie mogłam was znaleźć. Gdzie byłyście? Chciałabym porozmawiać z Jenny." - Mamo, zdarzył się wypadek… – powiedziała Angie cicho. – Jestem w szpitalu. - "Coś ci się stało?" - Nie – w oczach Angie zabłysnęły łzy. – Jenny… - "Co z nią?" – zaniepokoiła się mama. - Samochód ją potrącił… Jakaś psychicznie chora dziewczyna wymyśliła sobie, że w ten sposób będzie miała Howiego dla siebie!… – głos jej drżał. – Teraz Jenny leży nieprzytomna. - "Boże…" – westchnęła pani Paula. – "A dziecko?" – mocniej ścisnęła słuchawkę. - Nie ma… – te słowa ledwie przeszły jej przez gardło. – Mamo, nie wiem, co robić… - "Przylecę pierwszym samolotem" – odpowiedziała. – "I nie martw się. Wszystko będzie dobrze." - Dziękuje, mamo… – Angie rozłączyła się. Nie minęła nawet minuta, a telefon znów zadzwonił. Tym razem to był Howie. - "Angie, jest tam gdzieś Jenny?" – krzyknął rozradowany. – "Koniecznie muszę z nią porozmawiać. Taka niespodzianka… Będziemy mieli dziecko, wiesz? Tak strasznie się cieszę!…" Angie nie miała odwagi przerywać tego wybuchu radości. Howie był taki szczęśliwy. Wiedziała, że tak zareaguje na tą wiadomość, ale jego entuzjazm był wprost kosmiczny… - "Co się stało?" – zaniepokoiło go milczenie siostry. – "Czemu nic nie mówisz?" - Jenny miała wypadek… - "Wypadek?" – poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. - Leży w szpitalu, nieprzytomna – słowa z trudem przechodziły jej przez zaciśnięte usta. – Samochód wjechał prosto na nią. - "Samochód?" – ogarnęła go panika. – "A dziecko?! Co z dzieckiem?" – tak mocno zacisnął palce na słuchawce, że aż kostki mu zbielały. - Straciła… – Angie usłyszała cichy szloch po drugiej stronie słuchawki. – Ale lekarz mówił, że wyjdzie z tego. Na razie jest nieprzytomna i czekamy, aż się obudzi. - "Zaraz tam będę" – powiedział stanowczo i odłożył słuchawkę. Angie ze łzami w oczach popatrzyła na przyjaciółkę. - Wyjdziesz z tego… – powiedziała cicho. – Zobaczysz, że z tego wyjdziesz… cdn.....
  22. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Wyszła od lekarza. Usiadła na ławce. A jednak… Jest w ciąży. Miała nadzieję, że mama Howiego myliła się, mówiąc jej o swoich przypuszczeniach, ale stało się inaczej. Ostrożnie położyła dłoń na brzuchu. Uśmiechnęła się. Nosiła pod sercem nowe życie. Stworzyli je razem z Howiem… Na wspomnienie tamtych chwil aż się zarumieniła. - Kochanie, zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy – powiedziała cicho, z czułością głaskając się po brzuchu. Po chwili złapała się na tym, że mówi do synka, a przecież nie wiedziała, jakiej płci będzie dziecko. – Teraz najważniejsze jest, żebyś był zdrowy – uśmiechnęła się do siebie. Z takim wyrazem twarzy znalazła ją Angie. Steven wyjeżdżał i robiła ostatnie zakupy, a przy okazji dopilnowała, żeby przyjaciółka odwiedziła lekarza. - Czy jest coś, o czym powinnaś mi powiedzieć? – popatrzyła na Jenny ucieszona. – Wyglądasz, jakbyś odkryła jakąś tajemnicę. Jenny podniosła głowę i spojrzała na Angie. - Jestem w ciąży – powiedziała. - Tak myślałam, kiedy rano byłaś nie do życia – Angie usiadła obok. – Tak się cieszę! – uścisnęła przyjaciółkę. - Myślisz, że to dobra wiadomość? – Jenny popatrzyła na nią z obawą. - Wspaniała! – uśmiechnęła się. – Howie będzie zachwycony! Jak Steven do niego pojedzie i mu o wszystkim opowie, to będzie niespodzianka! - Chciałabym to załatwić troszkę inaczej – zaprotestowała nieśmiało. - Oczywiście, jak chcesz – uśmiechnęła się Angie i jeszcze raz uścisnęła Jenny. – Ale do mamy pozwolisz mi zadzwonić, prawda? Jenny w milczeniu skinęła głową. - Ale będzie szczęśliwa… Jenny upiekła ciasto z truskawkami i napisała krótki liścik do Howiego. Żałowała, że nie spędzą razem tak ważnego dla niego dnia, ale chciała, żeby wiedział, że pamięta. Steven obiecał dostarczyć wszystko zaraz po przylocie, żeby mogli zacząć świętowanie jutro z samego rana. Zastanawiała się, jak zareaguje na wiadomość, że zostanie ojcem. Postanowiła, że wieczorem będzie czekać na telefon. Miała nadzieję, że Angie bezbłędnie odkryła jego reakcję. Właśnie wracały razem ze spaceru. Odprowadziły Stevena na lotnisko, a potem wybrały się na spacer. Żartowały na temat dziecka i urządzania domu, kiedy skręciły w swoją ulicę. - Mama bardzo ucieszyła się tą wiadomością – powiedziała. – Ale zgodnie z twoją prośbą, nic nikomu nie powie. Choć nie wiem, jak długo uda się jej utrzymać to w tajemnicy… Nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Zdążyły przejść na drugą stronę i stanąć przy swoich furtkach. Samochód jednak nie odjechał. Rozpędził się jeszcze bardziej i wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie. Angie nie zdążyła nawet zareagować, kiedy przyjaciółka znalazła się pod kołami samochodu. W tym samym momencie kierowca wycofał i odjechał z piskiem opon. Angie błyskawicznie znalazła się przy Jenny. Drżącą ręką wystukiwała numer na telefonie komórkowym. Karetka przyjechała po kilku minutach. Policja zaraz za nimi. Angie chaotycznie opowiadała, co się wydarzyło i policjanci pojechali na poszukiwanie samochodu. A Angie wsiadła do karetki i pojechała do szpitala. Tu też wszystko toczyło się szybko. Jenny znalazła się na sali, zrobiono jej wszystkie badania i podłączono do aparatury. Była nieprzytomna i Angie z przerażeniem wpatrywała się w te wszystkie rurki. Jenny była taka blada… cdn......
  23. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Ostatnio też tak mówiłaś – skarcił ją. Był przestraszony nie na żarty. - Kochanie, połóż się z powrotem – pani Paula poprawiła pościel na łóżku. Patrzyła na dziewczynę z niepokojem. Bladość, cienie pod oczami, poranne mdłości… – Howie, przynieś Jenny porcję ciepłego rosołu z kuchni – powiedziała i zamknęła za synem drzwi. Wróciła do dziewczyny. Poprawiła jej poduszkę. – Dobrze się czujesz? - Tak, dziękuję – Jenny uśmiechnęła się blado. Cienie pod jej oczami troszkę wyblakły. – Podłoga już przestała falować i za chwilę będę normalnie funkcjonować. - Często ci się to zdarza? – popatrzyła na dziewczynę uważnie. - Tylko, jak zjem coś nowego – odpowiedziała. – Choć w ciągu ostatniego tygodnia zdarzyło mi się to kilka razy. Chyba jestem przewrażliwiona na pewne potrawy – uśmiechnęła się. - Mogę cię o coś zapytać? - Oczywiście – Jenny była zaskoczona tonem pytania. Wydawało jej się, że pani Paula jest trochę zakłopotana. - Czy to możliwe, żebyś… była w ciąży? – wykrztusiła. Jenny popatrzyła na nią przerażona. - W… ciąży? – czuła, że zaschło jej w gardle. - Masz mdłości, wymiotujesz… – mama Howiego popatrzyła na dziewczynę z ciekawością. Przez te kilka sekund zdążyła oswoić się z myślą, że tym razem jej najmłodsza pociecha dostarczy jej kolejnego wnuka. - Nie… – Jenny pokręciła niepewnie głową. – To chyba niemożliwe… Ale w tym momencie do pokoju wszedł Howie i Jenny nie zdążyła ukryć wyrazu zaskoczenia na twarzy. Podejrzenia pani Pauli zwaliły ją z nóg. - Coś się stało? – zapytał. – Znów źle się czujesz? – usiadł obok, na łóżku. Jenny szeroko otwartymi oczami popatrzyła na mamę Howiego. Zrozumiały się bez słów. - Nic się nie stało – pani Paula wzięła od syna miseczkę z rosołem. – Jedz, kochanie – wyciągnęła łyżkę w jej stronę. – Mnie też rano bolał brzuch od tego wczorajszego puddingu. Ale teraz już wszystko dobrze – mrugnęła porozumiewawczo do dziewczyny. Jenny uśmiechnęła się do Howiego. Odgarnął jej włosy z twarzy i popatrzył na nią z czułością. - Powinnaś iść do lekarza – powiedział z naciskiem. – Mam nadzieję, że zrobisz to w przyszłym tygodniu. I nie przyjmuję żadnych sprzeciwów – dodał, widząc, że zamierza zaprotestować. – Inaczej będę do ciebie dzwonić sto razy dziennie z Milwaukee. A, jak będę dzwonił, to nie będę mógł przygotowywać się do trasy, więc to też musisz wziąć pod uwagę. - Poddaję się – uniosła ręce w geście kapitulacji. - I koniecznie zadzwoń do mnie, jak już będziesz miała wyniki – powiedziała pani Paula. – Ja wiem, że my możemy sprawiać wrażenie strasznie hałaśliwej i nieskoordynowanej rodzinki, ale wszyscy się o siebie troszczymy. Wiesz, że traktuję cię jak córkę i z niecierpliwością będę czekać na telefon od ciebie. Jenny uśmiechnęła się, wzruszona. - Zadzwonię natychmiast – obiecała i zjadła resztę rosołu. Ona w ciąży?! Położyła dłoń na brzuchu, a mama Howiego zauważyła ten gest. Uśmiechnęły się do siebie. Hm… To mogło być ciekawe… Pożegnanie z Jenny nie należało do łatwych. Przez miesiąc byli praktycznie nierozłączni, a teraz musieli się rozstać. Ciężko było przywyknąć do myśli, że nie będzie wspólnych poranków i wspólnych wieczorów, wspólnych śniadań, wspólnego biegania po plaży… Howie westchnął. Teraz dobrze rozumiał Kevina i Briana, którzy każdą przerwę między koncertami wykorzystywali na spotkania z żonami. Sam czuł, że nie jest jeszcze gotowy na rozstanie z Jenny. Ona jakoś lżej to przyjmowała, choć miał wrażenie, że nie chce go jeszcze bardziej przygnębiać. Rano znów źle się czuła i umówił ją na wtorek do lekarza. Steven wybierał się w środę do Milwaukee i Howie spodziewał się obszernej relacji ze spotkania z doktorem. Żałował, że nie może z nią być w takim momencie, ale chcieli się porządnie przygotować do występów. Chcieli udowodnić, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i mają się świetnie. - Zadzwonię zaraz po przylocie – powiedział do Jenny, kiedy już znaleźli się na lotnisku. - Będę czekać – uśmiechnęła się. - Zobaczymy się dopiero na początku września, bo mamy kilka dni przerwy – powiedział. – Strasznie będzie mi ciebie brakować – wtulił twarz w jej włosy. - Ja też będę za tobą tęsknić – odpowiedziała i przytuliła się do niego. - Pamiętaj, że cię kocham – popatrzył jej w oczy. Skinęła głową. - Wiem o tym, Howie – odparła. – Każda minuta spędzona z tobą jest tego dowodem. Dajesz mi tyle szczęścia, że czuję się jak w bajce… Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie. - Tego będzie mi brakowało najbardziej – powiedział cicho i pocałował ją po raz drugi. – Twoich ciepłych ustek, twoich bezpiecznych ramion, twojej delikatności, czułości, twojego uśmiechu… - Przestań, bo się rozpłaczę – dała mu kuksańca w bok. - No co? – oburzył się. – Nie pamiętasz, co napisali w gazecie? Że jesteś śliczna, wrażliwa i czuła. Roześmiała się na wspomnienie jednego z artykułów. - Przecież taka jesteś i za to cię kocham – uścisnął ją po raz ostatni. Dalej już nie wolno jej było iść. - Ja też cię kocham, głuptasie – delikatnie pogłaskała go po twarzy. – Do zobaczenia. - Do widzenia – przesłał jej całusa i zniknął wśród tłumu. Westchnęła. I znów była sama. Ale teraz ta samotność była zupełnie inna. Może już niedługo nie będzie sama? Uśmiechnęła się na tą myśl i opuściła budynek. cdn......
  24. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Od tygodnia byli w drodze i zbliżali się do celu swojej podróży. Podróżowanie samochodem miało swoje dobre strony, bo zatrzymywali się w małych miasteczkach, gdzie mogli pozostać nierozpoznawalni. W prasie aż huczało od plotek na temat jego związku z tajemniczą blondynką. Nikt nie wiedział, kim ona jest. A zdjęcia w gazetach były na tyle niewyraźne, że jej tożsamość nie została ustalona. Ucieszył się, że Jenny przyjęła te rewelacje ze spokojem, a nawet stało się to przedmiotem żartów. Codziennie rano udawali, że nie zwracają uwagi na ciekawskie spojrzenia ludzi napotykanych w motelach i z zainteresowaniem śledzili wiadomości w prasie. Jak na razie nic się nie działo… Howie wrócił do pokoju z gazetą, ale Jenny w nim nie było. Usłyszał jakieś hałasy w łazience i tam skierował swoje kroki. Jenny stała nad umywalką i myła twarz. Zauważył, że jest dziwnie blada. - Co się stało? – spytał zaniepokojony. - Źle się poczułam – odpowiedziała cicho. – Chyba zaszkodziło mi coś z wczorajszej kolacji – uśmiechnęła się przepraszająco. – Ale już czuję się dobrze. - Może zostaniemy tu cały dzień? – pomógł jej usiąść na łóżku. - Nie ma mowy – na twarz wróciły jej kolory i od razu przystąpiła do zdecydowanego działania. – Zatrzymamy się dopiero w Wielkim Kanionie i tam spędzimy dwa dni. Potem wracacie na trasę i musisz odpocząć. - Masz rację – uśmiechnął się. Nie zauważył, że minął już prawie miesiąc, od kiedy zawiesili trasę. Rozmawiał ostatnio z Kevinem, który był w odwiedzinach u Alexa i powiedział mu, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Cieszył się, że będą znów koncertować, bo uwielbiał kontakt z publicznością, ale wiedział, że trudno będzie mu się rozstać z Jenny. Nie wiedział, że tak się uzależni od jej bliskości. Każda chwila bez niej wydawała mu się stracona… Wysiedli z samolotu. Jenny ledwo trzymała się na nogach. Howie zaczynał się o nią martwić. Po raz kolejny w tym tygodniu nie czuła się najlepiej i nie wiedział, co jej dolega. Jedli przecież to samo, a wcześniej żadne niestrawności nie miały miejsca. Kiedy dojechali do domu, poczuła się lepiej, więc mógł zostawić ją bez obaw, a sam pojechał na spotkanie z chłopakami. Odwiedzili Alexa w klinice i wspólnie stwierdzili, że przełożą trasę o kolejne dwa tygodnie. Wszystko było już w porządku, ale było jeszcze za wcześnie na powrót. Alex potrzebował odpoczynku i teraz najważniejsze było jego zdrowie. Howie był zadowolony z rozwoju sytuacji. Dzięki temu będzie miał Jenny dla siebie przez całe dwa tygodnie. Choć kilka dni przed rozpoczęciem trasy, chcieli się spotkać, żeby przećwiczyć choreografię. No i jeszcze to spotkanie rodzinne… Z Europy wrócili wypoczęci. Choć podróż samolotem nie należała do najprzyjemniejszych, bo Jenny większość czasu spędziła w toalecie. Dobrze, że chociaż sam pobyt na wyspie minął bez większych zakłóceń. Ale miał wrażenie, że Jenny jakoś przybladła. Kiedy prosił, żeby odwiedziła lekarza, zbywała go machnięciem ręki. Choć do Santa Barbara też przylecieli samolotem, ta podróż minęła bez żadnych problemów. Na lotnisku czekał na nich Johnny i razem dojechali na farmę. A tam było już mnóstwo gości. - Jesteś gotowa? – zapytał Howie, kiedy zatrzymali się na podjeździe. Jenny mocno zacisnęła dłoń na jego ręce. - Prowadź – uśmiechnęła się. Weszli do domu i zaraz zostali rozdzieleni. Jego porwali wujkowie i generalnie męska część rodziny, a ją obstąpiły kuzynki Howiego. A było ich sporo. Jenny miała wrażenie, że znalazła się na planie jakiegoś filmu. Wszyscy się przekrzykiwali, każdy chciał znaleźć się jak najbliżej. Nie miała ani chwili wytchnienia. Noc minęła spokojnie, ale nie miała okazji widzieć się z Howiem, bo zostali ulokowani w dwóch przeciwnych skrzydłach domu. Dziadkowie byli bardzo konserwatywni i nie wyobrażali sobie, żeby miało być inaczej. Rankiem następnego dnia Howie ze śmiechem zapukał do pokoju Jenny. Obok stała mama, ale wiedział, że pozwoli im zostać chwilę sam na sam, nawet gdyby musiała bronić dostępu do pokoju własną piersią. Nie usłyszeli żadnego hałasu z wewnątrz, więc weszli do środka. Łóżko było puste, a Jenny siedziała na podłodze w ubikacji. Wymiotowała. - Co się stało? – Howie podbiegł do niej, zaniepokojony. Była blada, ale dzielnie trzymała fason. - To ten wczorajszy podwieczorek – uśmiechnęła się. cdn.....
  25. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Obudziła się, kiedy słońce było już wysoko na niebie. Była sama. Przez moment się zaniepokoiła, ale usłyszała szum wody w łazience i natychmiast się uspokoiła. Przeciągnęła się ziewając. Nagle zadzwonił telefon. Zdążyła odebrać, nim Howie wybiegł z łazienki. Patrzył na nią uważnie i widział, jak z każdym słowem zmienia jej się wyraz twarzy. - Halo? Pani Paula?… – zmieszała się. Na jej twarzy pojawił się czerwony rumieniec. – …Howie?… Tak, już go daję – oddała mu słuchawkę. Poczuła się, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Zupełnie zapomniała o świecie zewnętrznym, zupełnie zapomniała o rzeczywistości. A tu nagle dzwoni mama Howiego i zastaje ją w jego łóżku… Zerwała się, jak oparzona i wybiegła do łazienki. Zimny prysznic ukoił jej nerwy i przegnał złe myśli. Kiedy Howie wrócił do łazienki była już zupełnie spokojna. - Rodzice zapraszają nas do siebie na weekend – powiedział. – Wiem, co czujesz, ale mama wiedziała, że będziemy tu razem. Powiedziała, że byłaby zaskoczona, gdyby tak nie było – uśmiechnął się. - Poczułam się, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro zimnej wody – odpowiedziała. – Nie byłam przygotowana na świat zewnętrzny… - Jesteś gotowa, żeby wyjść temu naprzeciw? – zapytał. - Tak – owinęła się szlafrokiem. – Chyba troszkę spanikowałam. Roześmiał się i przytulił ją do siebie. Mama powiedziała mu, że zaczęli już mówić o tajemniczej blondynce, z którą spędzał czas. Sam wczoraj zauważył jakichś fotografów na plaży, ale nie przejął się tym wcale. Cieszył się tym, co ma, a co myślą o tym inni, niewiele go obchodziło… Zaparkowali na podjeździe przed domem. Z ogrodu dochodziły czyjeś krzyki i po chwili nadbiegły dzieci w towarzystwie dwóch szczęśliwych psiaków. Oskar natychmiast rozpoznał Jenny i łasił się w oczekiwaniu na pieszczoty. Kiedy ceremonia powitania została zakończona, mogli spokojnie wejść do domu. - No, jesteście! – pani Paula mocno uścisnęła dziewczynę. – Już nie widzę tych cieni pod twoimi oczami. Pobyt w domku dobrze ci służy, prawda? – mrugnęła figlarnie okiem. Jenny uśmiechnęła się, speszona. - Ty też dobrze wyglądasz – skwitowała Howiego. – Należy wam się odpoczynek. Może byście gdzieś razem wyjechali? - Mamo… – tym razem Howie się zaczerwienił i wszyscy się roześmiali. Pani Paula zaprowadziła ich do kuchni i poczęstowała zimnym sokiem. Przez te kilka chwil mieli spokój, ale zaraz znów pojawiły się dzieciaki i zaczęło się przekrzykiwanie, bo każdy miał coś do powiedzenia. Najbardziej szczęśliwa była Jessica, bo okazało się, że będą mogli zabrać ze sobą Oskara na zachodnie wybrzeże, a ona nie chciała się z nim rozstawać. W ogóle cały weekend był zwariowany. Dzieci hałasowały, psy szczekały, dom był pełen ludzi. Jenny świetnie się bawiła. Przypominały się jej czasy, kiedy razem z rodzicami w weekendy wymyślali różne zabawy i spędzali czas razem. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo za tym tęskniła… Cieszyła się, że Howie wciągnął ją w ten klimat, że mogła się głośno śmiać, że czuła się kochana… Zrobił dla niej tak wiele, a ona, poza sobą, nie miała mu nic do ofiarowania… Ale on niczego nie oczekiwał. Wiedziała, że może na niego liczyć w każdej sytuacji i chciała, żeby on też był pewien jej poparcia dla tego, co robi. Jej życie tak się zmieniło w ciągu tych kilku miesięcy, że ciągle miała wrażenie, jakby to był sen… cdn.......
×