Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

JARZEBINA CZERWONA

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez JARZEBINA CZERWONA

  1. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Jenny otworzyła oczy. Na dworze było ciemno, a obok leżał Howie. Spał spokojnie. Dotknęła ust, żeby się przekonać, czy wydarzenia ostatniego wieczoru zdarzyły się naprawdę. Zadrżała na samo wspomnienie. Spędzili upojne chwile na plaży, a kiedy wrócili do domu i wzięli wspólną kąpiel, na nowo wszystko przeżywali. Howie był taki delikatny, taki czuły… Dotknęła ręką jego policzka. Ostrożnie, żeby go nie zbudzić. Ale zareagował natychmiast. Otworzył oczy i uśmiechnął się. - Przepraszam, nie chciałam cię budzić – szepnęła. – Chciałam się przekonać, że dzisiejszy wieczór zdarzył się naprawdę… - Jeśli tu jesteś, to zdarzył się na pewno – wyszeptał. – Chyba, że mieliśmy zbiorową halucynację, ale to niemożliwe. Chodź, przytul się do mnie – dodał i wyciągnął ramiona w jej stronę. Z ufnością się w nie wsunęła. - Kocham cię – powiedział je prosto do ucha. – Nie wiem, kiedy to się stało, ale kocham cię całym sercem. - Howie… – w oczach stanęły jej łzy. Popatrzyła mu w oczy. Uśmiechał się. Pocałowała go delikatnie. – Ja też cię kocham – otarł jej łzy, ale dzielnie dokończyła. – Choć wcale tego nie planowałam, wpadłam po same uszy. Przytulił ją do siebie i czule pocałował w czoło. Ale to nie było to, czego oboje pragnęli. Jenny uniosła się na łokciu i nachyliła nad Howiem. - Nie wiem co się dzieje, ale ciągle mi ciebie mało – zdążyła wyszeptać, nim przyciągnął ją do siebie. Znów stracili nad wszystkim kontrolę. Znów się zatracili. I znów ujrzeli gwiazdy… Obudziły go promienie słoneczne, które świeciły mu prosto na twarz. Leniwie otworzył oczy. Słońce było już wysoko na niebie, ale nie miał ochoty wstawać. Wyciągnął ręce w poszukiwaniu Jenny. Leżała tuż obok, z twarzą wtuloną w poduszkę. Uśmiechnął się czule i odgarnął włosy z jej twarzy. Spała, a on nie chciał jej budzić. Przysunął się bliżej. Wsunął ramię pod jej głowę, a jej rękę położył sobie na brzuchu. Rozłożyła palce, jakby chciała sprawdzić, czy to jego ciało jest tak blisko i uśmiechnęła się przez sen. Patrzył, jak spokojnie śpi i wiedział, że to jego zasługa. Pragnął, żeby zawsze mieć ją tak blisko. Żeby z nią zasypiać, z nią się budzić, sprawdzać w nocy, czy ma spokojny sen i tulić, żeby rozproszyć wszystkie jej smutki. Z takim postanowieniem zamknął oczy i zasnął. Cały następny tydzień spędzili w domku na plaży. W dzień się opalali, a kiedy na plaży robiło się tłoczno, uciekali do domu. Wieczorne godziny spędzali przed telewizorem. Namiętnie oglądali filmy, a później, dużo później, równie namiętnie oddawali się znacznie przyjemniejszym czynnościom… Howie zauważył, że Jenny rozkwitła. Śmiała się częściej, spała spokojniej i nareszcie była zrelaksowana. Ale kiedy obudził się którejś nocy, jej obok nie było. Wstał, zaniepokojony. Zobaczył jej cień w oknie i wyszedł na taras. - Nie możesz spać? – zapytał cicho. Drgnęła, przestraszona. - Wyszłam, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza – powiedziała. Przytuliła się do niego, kiedy podszedł i stanął za nią z tyłu. Brodę oparł na jej ramieniu i spojrzał na księżyc, który odbijał się w wodzie. - Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę – powiedziała. – Że może być tak pięknie, że mogę się tak czuć… - Uwierz – pocałował ją w ramię, a ona mocniej zacisnęła dłonie na jego rękach. – Uwierz, bo tak już będzie zawsze. Obiecuję – dodał i odgarnął jej włosy na bok. Pocałował ją w kark, a ona mało nie zemdlała. - Howie… – czuła, że zaschło jej w gardle. – Jak mnie tak całujesz, to się rozpływam… - Naprawdę? – uśmiechnął się i pocałował ją jeszcze raz. – Może dzięki temu będę miał jakąś władzę nad tobą, bo kiedy tak czule mnie dotykasz, jestem gotów zrobić dla ciebie wszystko… - Ty wariacie – parsknęła i odwróciła się do niego przodem. – Kiedy jesteś tak blisko, nic się dla mnie nie liczy. Taką masz władzę nade mną. - Ale chyba nie będziemy się teraz licytować, kto ma nad kim większą władzę – powiedział unosząc do góry jej podbródek. – Znam lepszy sposób na wykorzystanie wolnego czasu… - Tak? – uniosła pytająco brew do góry. - Chodź, pokażę ci – mrugnął zalotnie okiem i pociągnął ją za rękę do sypialni. I spełnił tę obietnicę… cdn.....
  2. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Spędzili wspaniały wieczór. Na kolację zjedli pizzę, a potem urządzili sobie długi spacer po plaży. Jenny co chwilę stawała na brzegu oceanu i pozwalała, żeby fale obmywały jej stopy. - Czuję się, jakby ktoś podarował mi gwiazdkę z nieba – powiedziała rysując patykiem na piasku jakieś wzory. - Jesteś szczęśliwa? – zapytał. Stanął za nią i objął ją w pasie. - Bardzo – odpowiedziała. – Woda mnie uspokaja, dodaje energii i wiary. To takie nieskończone piękno… – rozmarzyła się. – Czuję się wspaniale. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - Twoje szczęście jest moim szczęściem – uśmiechnął się. Nagle poczuł na nosie kroplę wody. I następną. - Zaczyna padać – powiedział. – Powinniśmy wracać. - Pada coraz mocniej – zauważyła, kiedy biegli do domu. Kiedy dobiegli, byli już cali mokrzy. Od razu wbiegli do łazienki, zostawiając na podłodze mokre ślady. - W co się przebiorę? – Jenny popatrzyła na Howiego bezradnie. - Znajdę coś dla ciebie – cmoknął ją w czubek nosa i zniknął. Kiedy wrócił po kilku minutach, Jenny siedziała już w wannie i moczyła się w pianie. - Pomyślałam, że skoro już jestem mokra, to się wykąpię – popatrzyła na niego przepraszająco. - Bardzo dobry pomysł – uśmiechnął się. – Też się wykąpię – dodał. Kobieta w jego wannie... Poczuł się, jakby była to normalna kolej rzeczy. Choć, kiedy pomyślał, że ona jest tuż obok i nie ma na sobie absolutnie niczego, zakręciło mu się w głowie. Po jej minie zauważył, że miała podobne myśli. Wyszedł z łazienki, żeby oboje mogli odetchnąć. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, ale postanowił spokojnie czekać, jak rozwinie się ta sytuacja… Wyszedł spod prysznica i wszedł do salonu. Zostawił tam Jenny przed telewizorem. I tam ją też zastał. Ale w ogóle nie była zainteresowana programem telewizyjnym. Spała na sofie. Uśmiechnął się. Jenny wykazywała tendencję do zasypiania o każdej porze dnia, bez względu na to, gdzie się znajdowała. Choć wiedział, że snu miała stanowczo za mało i postanowił nad tym popracować. Wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Nawet nie drgnęła. Ułożył ją wygodnie na łóżku i zgasił światło. Popatrzył na nią z czułością. Wyglądała tak bezbronnie, że pragnął się nią zawsze opiekować. Po chwili zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Kobieta w jego łóżku... Szybko zamknął drzwi, żeby nie prowokować niepotrzebnych myśli… Szykował śniadanie w kuchni, kiedy w drzwiach stanęła Jenny. Przecierała zaspane oczy. W jego dużej koszulce wyglądała czarująco i nie mógł się powstrzymać, żeby jej do siebie nie przytulić. - Dzień dobry – powiedział i pocałował ją w czoło. – Jak się spało? - Wspaniale – uśmiechnęła się. – A gdzie ty spałeś? - Rozłożyłem sobie sofę w salonie – odpowiedział. – I było mi bardzo wygodnie – dodał, widząc, że zaczyna się chmurzyć. Natychmiast się rozpogodziła. - Nie wiem, jak ci się za to wszystko odwdzięczę – powiedziała próbując chrupek kukurydzianych, a on klepnął ją po ręce. Uśmiechnęli się. - Skończysz studia i zostaniesz doskonałym prawnikiem – odpowiedział. - Howie… – wzruszyła się. – Tak wiele mi dajesz, a ja nie mam ci czego ofiarować. - Oj, ty głuptasku – wyciągnął rękę nad stołem i delikatnie pogłaskał ją po policzku. – Wystarczy, że jesteś ze mną. Nic więcej mi nie trzeba. Uśmiechnęła się i przykryła jego dłoń swoją. Czuła się wspaniale i to była jego zasługa. Chciała, żeby też był szczęśliwy i kiedy widziała uśmiech na jego twarzy, wiedziała, że to ona jest przyczyną. I tak właśnie wyobrażała sobie bycie z drugim człowiekiem. Tak wyobrażała sobie poważny związek… Dzień minął im wesoło. Żeby wykąpać się w oceanie, musieli udać się na zakupy, bo Jenny niczego ze sobą nie zabrała, a Howie nie chciał wracać do Sanford. Uparła się, że zapłaci za wszystko, ale przekonał ją, że wcale tak być nie musi. Choć była trudną negocjatorką i ponad wszystko stawiała swoją niezależność. Dlatego pozwolił zapłacić jej za lody, ale wszystko inne sam finansował. Jenny przejrzała szafę Howiego i stwierdziła, że nie będzie kupować żadnych ciuchów, bo zawartość jego garderoby zupełnie jej wystarczy, więc ograniczyli się do niezbędnego minimum. Obiad też zjedli na mieście, ale zaraz potem wrócili do domu i pobiegli na plażę. Spędzili tam całe popołudnie i, kiedy już ich skóra zmieniła się w słona skorupę, uznali, że czas wrócić do domu. Howie przygotował pyszną kolację, a potem wybrali się na spacer. Ścigali się po plaży, wpadając co jakiś czas w swoje ramiona. Po kolejnym takim zderzeniu, Howie położył się na piasku. - Wymęczyłaś mnie – powiedział ciężko dysząc. - Naprawdę? – mrugnęła figlarnie okiem i położyła się obok. Ona też miała przyśpieszony oddech. – Zgłaszasz jakieś pretensje? - Absolutnie żadnych – zaprotestował i pociągnął ja na siebie. – Żadnych – powtórzył i pocałował ją. Miała takie miękkie, ciepłe usta. Czuł na nich smak lodów, które zjedli na deser, ale czuł też jej smak. Smak, który tak bardzo go zniewalał… - To dobrze – powiedziała między pocałunkami. Nie potrafiła się powstrzymać. Czuła, jakby utraciła nad wszystkim kontrolę. Jakby liczyły się tylko te silne ramiona i miękkie usta… Otrzeźwiły ją krople deszczu, który pojawił się tak samo nagle, jak wczoraj. Szybko się poderwali. Do domu mieli daleko, więc w połowie drogi byli już cali mokrzy. Jenny pociągnęła Howiego za rękę, żeby go zatrzymać. - I tak już zmokliśmy, więc po co się spieszyć – powiedziała i przyciągnęła go do siebie. Mokra koszulka przykleiła się jej do ciała i ten widok działał na wszystkie jego zmysły. Nie chciał stracić nad sobą kontroli, ale kiedy Jenny zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego całą sobą, wiedział, że jest zgubiony. Krótkie pocałunki stawały się coraz dłuższe, a dłonie wśliznęły się pod koszulkę. Oboje zadrżeli na tak bliski kontakt. Howie czuł, jakby nagle niebo rozjaśniło się tysiącem gwiazd i jemu było dane poczuć to wszystko. Wiedział, że ta chwila nadeszła, wiedział, że teraz już nie ma odwrotu. Serce miał przepełnione szczęściem. Zakochał się w tej dziewczynie od samego początku. Chciał krzyczeć, że ją kocha, ale w tej chwili wszystkie słowa były zbędne. Dlatego delikatnie ułożył się na piasku i postanowił czynami pokazać jej, ile dla niego znaczy… cdn......
  3. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Choć nadal niczego nie rozumiała, posłusznie usiadła za kierownicą. Howie wyjechał na drogę i sprawdzał w lusterku, czy jedzie za nim. Postanowił zabrać ją nad ocean. Chciał, żeby odpoczęła i zostawiła wszystkie problemy za sobą. Oboje mieli teraz dużo wolnego czasu i nie chciał zmarnować żadnej chwili. Wiedział, że pobyt w domku nad oceanem pozwoli jej o wszystkim zapomnieć i może wtedy uda im się do siebie zbliżyć… Dojechali do domu Jenny i przesiedli się do jego samochodu. Wiatr rozwiewał jej włosy i wyglądała na odprężoną. Ale wiedział, że to tylko pozory. Była przybita tą całą sytuacją i straciła wiarę w siebie. Zamierzał zadbać o jej poczucie bezpieczeństwa. Miał w sobie mnóstwo energii od kiedy ją poznał. Nareszcie znalazł kogoś, kim mógł się opiekować, komu mógł o wszystkim powiedzieć, kogo mógł słuchać godzinami i przy kim czuł, że może zdobyć cały świat. Kiedy przy nim była, słońce nie zachodziło. Nie potrafił przestać o niej myśleć. Od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył. Myślał o niej każdego dnia. Kiedy wstawał rano, kiedy siedział w samolocie, kiedy jadł obiad. A kiedy śpiewał na koncertach, wśród publiczności widział jej twarz i śpiewał tylko dla niej. A teraz ona siedziała obok niego i zaciekawiona rozglądała się po okolicy. - Gdzie jedziemy? – zapytała. - Zobaczysz – uśmiechnął się tajemniczo. - Howie, co ty kombinujesz? – spojrzała na niego spod oka. - Chcę, żebyś spędziła ze mną trochę czasu – powiedział. – Zabiorę cię tam, gdzie zapomnisz o wszystkim. - To brzmi jak obietnica – uśmiechnęła się. - To jest obietnica – wyjaśnił. – I zrobię wszystko, żeby ją spełnić. - Jesteś dla mnie taki dobry… – dotknęła ręką jego policzka. Zadrżał. Tęsknił za jej dłońmi, za jej ustami, za jej śmiechem i cieszył się, że będzie ją miał całą dla siebie. - Zawsze będę dla ciebie dobry – powiedział cicho. – Ale teraz pozwól mi bezpiecznie dojechać na miejsce. Twój dotyk mnie rozprasza. Roześmiała się. I pozwoliła mu skupić się na prowadzeniu samochodu. Po kilku minutach dojechali na miejsce. Wysiedli. - Czy teraz już mogę cię dotknąć? – zapytała nieśmiało i podeszła do niego. - Chodź tu, głuptasku – otworzył szeroko ramiona i przytulił ją do siebie. – Teraz możesz mnie rozpraszać do woli… Bez słowa uniosła głowę do góry i ich spojrzenia się spotkały. Wspięła się na palce i delikatnie musnęła jego usta. Odpowiedział pocałunkiem. Zamruczała. - Hm… Bycie tak blisko ciebie poprawia moje krążenie – powiedziała i uśmiechnęła się. – Od razu zapominam o problemach… - W takim razie muszę cię trzymać zawsze blisko siebie – odpowiedział z uśmiechem. - Hm… To może być ciekawe – zauważyła, trącając go łokciem w bok. Nie była jeszcze gotowa, żeby poważnie się z nim związać. Miała dość pogmatwane życie i nie chciała go obarczać swoimi problemami. Ale cieszyła się, że jest. Że jest na wyciągnięcie ręki, że może na niego liczyć. Potrzebowała go bardziej, niż chciała się do tego przyznać. Tęskniła za jego uśmiechem, za przebywaniem z nim w tym samym pokoju, za samą świadomością, że jest w pobliżu. Zaangażowała się i nie mogła na to nic poradzić… Howie wprowadził ją domu. - Tu właśnie mieszkam – powiedział i oprowadził ją po pokojach. Przyglądała się wszystkiemu z zachwytem. - Jest wspaniały! – powtarzała, kiedy wchodzili do każdego pokoju. – Tak tu pięknie… - Chodź, nie widziałaś najlepszego – pociągnął ją w kierunku tarasu. Otworzył drzwi. Kilka metrów dalej była woda. Po sam horyzont. - Howie… – nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Patrzyła na szumiący ocean, jak urzeczona. – Dziękuję… To najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek oglądałam… - Cieszę się, że ci się podoba – uśmiechnął się, kiedy zobaczył łzy zachwytu na jej twarzy. – Wiedziałem, że tak będzie. Chciałbym, żebyś mną się zachwycała tak, jak wszystkim dookoła – dodał z wyrzutem. Uśmiechnęła się. - Tobą się nie zachwycam. Ty jesteś moją fascynacją – powiedziała i wzięła jego twarz w swoje dłonie. – Cała twoja osoba – dodała i pocałowała go. Nogi się pod nim ugięły, jak wtedy, gdy całowali się pierwszy raz. Co ta dziewczyna z nim robiła… - Jesteś niesamowita… – szepnął. – Kiedy jesteś tak blisko, nie potrafię rozsądnie myśleć… - Więc nie powinniśmy być tak blisko – odpowiedziała. - Wiesz, że nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała – powiedział. - Wiem – przytaknęła. – Ufam ci. Ale mam za bardzo pogmatwane życie, żeby angażować się w poważny związek. - A to, co już jest między nami? – popatrzył na nią wyczekująco. Widział, że ta rozmowa jest dla niej trudna, ale nie mogli unikać tego tematu w nieskończoność. - Boję się kolejnego kroku – powiedziała. – Tu jest mi dobrze. Czuję się bezpieczna. Ale będziesz wiedział, kiedy będę gotowa na coś więcej. - Poczekam – przytulił ją do siebie. I tak powiedziała mu więcej, niż chciał. Cieszył się, że potrafiła się otworzyć. Już nie była taka skryta, jak na początku ich znajomości. Nie wiedział, czy to jego zasługa, ale był zadowolony, że tak się to wszystko potoczyło… cdn......
  4. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Witam Biesiado KOCHANE DRZEWKA i dziekuje KALINKO BIESIADNA cd. opowiadania... .Szukajac szczescia..... Minął tydzień od ich ostatniego spotkania, a Jenny wydawało się, że to już cała wieczność. Dzieci wyjechały i zabrały ze sobą Oskara, więc została sama. Lada dzień miał wrócić Steven i Angie planowała gdzieś wyjechać. Jenny nie bała się samotności, ale tego lata przebywanie we własnym towarzystwie nie sprawiało jej radości. Nie potrafiła sobie poradzić z sytuacją w pracy, atmosfera stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. Jack zupełnie się nie krępował innymi pracownikami i otwarcie dawał jej do zrozumienia, czego od niej oczekuje. Rozglądała się za czymś innym, ale jeszcze nic nie postanowiła. Dobrze, że Angie zawsze znalazła czas, żeby jej wysłuchać. Potrzebowała takiej przyjaciółki, bo nie miała z kim porozmawiać o problemach… Zapłakana wysiadła z samochodu. Angie, która właśnie wyszła z garażu, od razu do niej podbiegła. - Co się stało? – zaniepokoiła się. - Rzuciłam pracę!… – wykrztusiła Jenny. – Przez Jacka!…Dzisiaj w biurze próbował!… Dotykał mnie!… – popatrzyła zrozpaczona na przyjaciółkę. – Nie mogłam zostać tam ani chwili dłużej!… - Chodź, zrobię ci herbaty – zaproponowała Angie. - Dziękuję, ale muszę się stąd wyrwać – odpowiedziała Jenny. – Pojadę na Wzgórze Wiatrów. Może to mnie uspokoi. Mam straszny mętlik w głowie… – miotała się bezsilnie. - Jak będziesz chciała pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać – powiedziała Angie. - Dzięki – uścisnęła przyjaciółkę i wsiadła z powrotem do samochodu. Odjechała z piskiem opon. Angie jeszcze nie zdążyła ochłonąć, kiedy na podjeździe pojawił się Howie. - Co ty tu robisz? – zdziwiła się. - Zawiesiliśmy trasę, bo Alex ma problemy – odpowiedział. - To coś poważnego? - Ma problem z alkoholem, a przez to nie może śpiewać, więc postanowiliśmy, że najpierw dojdzie do siebie, a potem będziemy myśleć, co dalej – wyjaśnił. – Przyjechałem do Jenny. Byłem w redakcji, ale tam jej nie było. Już wróciła z pracy? - Kilka minut temu odjechała w Kierunku Wzgórza Wiatrów. Pamiętasz, gdzie to jest? – zapytała. - Oczywiście – uśmiechnął się na wspomnienie polany na skarpie, gdzie przesiedział wiele godzin i rozmyślał o ważnych sprawach. - Rzuciła pracę – powiedziała Angie. Howie popatrzył na nią zaskoczony. - Nie układało jej się z Jackiem. Już wcześniej mówiła, że ma z nim problemy, ale nie sądziłam, że to posunie się aż tak daleko. Oczekiwał od niej czegoś, czego nie chciała mu dać – wyjaśniła. - To znaczy seksu?! – był oburzony. Skinęła głową. Zaklął cicho i zacisnął dłonie w pięści. - To teraz już wiem, dlaczego, jak kiedyś skomentowałem jej wygląd odnośnie pracy, miałem wrażenie, że było to coś przykrego, choć wydawało mi się, że powiedziałem komplement… – powiedział. – Pojadę do niej – wsiadł do samochodu. – Jestem jej potrzebny. Dojechał na miejsce w ciągu kilku minut. Na skarpie stał tylko jeden samochód. Drzwi miał otwarte, a ze środka dochodziła jakaś straszna muzyka. Jenny stała blisko krawędzi, z dumnie uniesioną głową i szeroko rozłożonymi ramionami. Wiatr rozwiewał jej włosy i targał koszulę, którą na sobie miała. A ona stała, niewzruszona. Patrzył na nią w milczeniu. Wyglądała jak jakieś nieziemskie zjawisko i nie mógł oderwać od niej oczu. Powoli wysiadł i podszedł do samochodu. Już chciał wyłączyć muzykę, kiedy usłyszał, że ona śpiewa razem z tym krzyczącym głosem w magnetofonie. Było w tym tyle złości i gniewu, że nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować. Podszedł do niej powoli. Nie zauważyła go, bo miała zamknięte oczy, więc żeby zwrócić jej uwagę na siebie, pocałował dłoń, która znajdowała się na wysokości jego ust. Zareagowała natychmiast i odskoczyła. - Nie chciałem cię przestraszyć – powiedział, kiedy na niego spojrzała. - Howie… – uśmiechnęła się. Na jej twarzy zobaczył ślady łez. – Co ty tu robisz? - Przełożyliśmy trasę – odpowiedział. – I cieszę się, że tu przyjechałem. - Dobrze, że tu przyjechałeś – podeszła do niego powoli i z ufnością wtuliła się w jego ramiona. – Bardzo mi ciebie brakowało. A teraz jeszcze wpakowałam się w kłopoty, bo zostałam bez pracy, więc przyda mi się jakaś przyjazna dusza. - Czy Jack nic ci nie zrobił? – zaniepokoił się, bo widział w jej oczach ból. - Nie – powiedziała cicho, a oczy znów zaszły jej łzami. – Powinnam już dawno rzucić tę pracę, ale łudziłam się, że z czasem wszystko się zmieni… Myślałam, że jestem dobra w tym, co robię, a tymczasem okazało się, że moja praca jest nic nie warta!… – zacisnęła dłonie w pięści. – Jack cały czas myślał tylko o tym, żeby się ze mną przespać!… Czy na tym ma to wszystko polegać? – popatrzyła na niego z wyrzutem. – Czy dla facetów najważniejsze jest łóżko?… Czy poza moją buźką nic się już nie liczy?…– wyswobodziła się z jego objęć i odeszła na bok. – Przecież nie jestem głupia!… Miałam stypendium naukowe na Stanford, a to chyba o czymś świadczy!… – miotała się. - Wrócisz z powrotem na studia – powiedział. - Co powiedziałeś? – przystanęła wpół kroku. - Powiedziałem, że wrócisz na studia – odparł. – Chociaż wolałbym, żebyś skończyła prawo na uniwersytecie w Orlando, ale nie będę protestował, jeśli będziesz chciała wyjechać do Stanford. - Howie, nie stać mnie na studia! – popatrzyła na niego bezsilnie. - Mnie stać – powiedział. - Nie wezmę od ciebie pieniędzy! – oburzyła się. - Pozwól sobie pomóc – podszedł bliżej. - Jakoś sobie poradzę – powiedziała, patrząc na miasto w dole. - Musisz ze wszystkim radzić sobie sama? – położył jej dłonie na ramionach. – Gdybym to ja potrzebował pomocy, czy odwróciłabyś się ode mnie? Jenny, pozwól sobie pomóc. Na razie pozwoliła się przytulić. Uznał, że na początek wystarczy. Stali w milczeniu. Muzyka też się skończyła, więc panowała kompletna cisza. - Chciałbym ci coś pokazać – zaproponował nagle. - Co? – popatrzyła na niego zdziwiona. - Chodź – powiedział i zaprowadził ją do samochodu. – Jedź za mną. Zostawimy twój samochód w domu i pojedziemy drugim. cdn....
  5. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Nie czekała na bagaż, bo zabrała ze sobą tylko małą podręczną torbę, więc wyszła przez bramkę i nagle, jak spod ziemi, wyrósł przed nią wysoki Murzyn. Przedstawił się i zaprowadził do samochodu. Dojechanie do sali zajęło im ponad pół godziny, a tłumu przed wejściem już prawie nie było. Koncert miał zacząć się za kilka minut, więc ochroniarz wziął od niej torbę, a ją podprowadził pod scenę i wskazał miejsce, gdzie powinna usiąść. Sala była pełna, ale kilka miejsc w pierwszym rzędzie było wolnych i tam właśnie usiadła. Poprawiła krótką, szarą sukienkę i czekała, aż bomba pójdzie w górę. I zaczęło się. Chłopcy pojawili się na scenie jak burza i błyskawicznie wzbudzili entuzjastyczny aplauz. Howie od razu ją zauważył. Uśmiechnął się, ale wiedziała, że jest smutny. Jej też było przykro i planowała zaraz po koncercie wszystko mu wyjaśnić. Mają wystarczająco stresujące życie, żeby jeszcze dokładać sobie zmartwień. Miała tylko nadzieję, że wszystko da się jeszcze odkręcić. A, póki co, dała się ponieść atmosferze zabawy i kołysała się przy balladzie śpiewanej przez chłopców. Potem zrobiło się ciemno, a zespół zaczął grać jakąś spokojną melodię. Zdziwiła się, bo w Orlando tego nie słyszała. Po chwili na scenie pojawił się Howie. Dziewczyny od razu zaczęły krzyczeć, a Jenny stała bez słowa. Zauważyła, że widział, jak się ubrała, bo wybrał te same kolory. Miał na sobie białą koszulę i szary garnitur. Kiedy zapowiadał piosenkę, patrzył przed siebie, ale Jenny wiedziała, że mówi do niej. A kiedy stała i słuchała, jak śpiewa, serce się jej krajało. Robił to tak pięknie, że czuła, że zaczyna się rozklejać. Jeden z ochroniarzy podał Howiemu bukiet róż, a on powoli zaczął z nim schodzić ze sceny. Patrzył na Jenny i śpiewał dla niej. Stała jak sparaliżowana. A Howie zbliżał się z każdym krokiem. Kiedy był już całkiem blisko i wręczył jej kwiaty, poczuła, że twarz ma mokrą od łez. Skończył śpiewać i przytulił ją do siebie. - Przepraszam… – wyksztusiła. - Cii… – otarł jej łzy. – Nic nie mów. Najważniejsze, że tu jesteś – dodał i przytulił ją jeszcze raz. – Porozmawiamy po koncercie – powiedział i usta ich spotkały się w czułym pocałunku. Dopiero teraz usłyszeli to, co działo się poza nimi. Uśmiechnęli się. - Już niedługo kończymy – powiedział i pocałował ją jeszcze raz. – A na razie muszę uciekać – pożegnał się i wrócił na scenę. Chłopcy na niego czekali i razem zaśpiewali kolejną balladę. Jenny zanurzyła twarz w kwiatach. Pachniały wspaniale. A ona czuła się równie wspaniale. Wiedziała, że teraz już będzie dobrze. Że nie stanie się nic, co by mogło zakłócić tę atmosferę.… Po drugim bisie chłopcy zeszli ze sceny i Howie pomachał ręką w jej kierunku. Wzięła do ręki kwiaty i poszła za nim do garderoby. Podczas, gdy Howie brał prysznic, wstawiła kwiaty do wazonu, który stał na stole i czekała, aż wyjdzie z łazienki. Pojawił się z mokrymi włosami, które zwijały się w piękne loczki. - Przepraszam za to, co ci wczoraj wykrzyczałam – powiedziała, nim zdążył otworzyć usta. – Byłam w kiepskim humorze, kiedy zadzwoniłeś i zdenerwowałam się, że ustalasz coś za moimi plecami… - Ja też cię przepraszam – podszedł do niej powoli. – Mogłem to troszkę inaczej załatwić, ale tak bardzo za tobą tęskniłem, że zrobiłbym wszystko, żeby znów cię zobaczyć. Nie pomyślałem, że tak to odbierzesz. - Już nigdy nie będę na ciebie krzyczeć – powiedziała cicho i wtuliła twarz w jego ramię. - Już nigdy nie dam ci powodu – uśmiechnął się i mocno ją do siebie przytulił. Stali tak bez słów i upajali się wzajemną bliskością. Howie cieszył się, że wszystko się tak skończyło. Wiedział, że była uparta i dumna, ale był gotów na wszystko, żeby tylko mieć ją przy sobie. Nie wiedział tylko, co zrobić, żeby zatrzymać ją na zawsze… Cały dzień przeżyli bardzo intensywnie. Rano chłopcy planowali zrobić im głośną pobudkę, ale Howie, który spał na kanapie w salonie, skutecznie ostudził ich zamiary, dzięki czemu Jenny mogła spokojnie spać w sypialni. Ale śniadania już im nie podarowali. Wygłupiali się w hotelowej restauracji i przyciągali spojrzenia pozostałych gości. Potem wszyscy udali się na konferencję prasową, z której Howie wyszedł wcześniej, czym wzbudził niemałe poruszenie. Ale nie zwrócił na to uwagi. Chciał spędzić jak najwięcej czasu z Jenny. Włóczyli się po mieście i zaglądali do kafejek, a potem zjedli obiad w restauracji. Od czasu do czasu pojawiał się ktoś po autograf i zdjęcie, ale większość czasu nie byli przez nikogo niepokojeni. Chodzili trzymając się za ręce i z każdą godziną przekonywali się, że tak właśnie powinno być. Ale Howie ciągle nie mógł zdobyć się na kolejny krok. Choć niczego bardziej nie pragnął, niż być z nią cały czas, to bał się, że jeśli będzie naciskał, Jenny wymknie mu się jak ptak… cdn...... Pozdrawiam bardzo serdecznie!
  6. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    - To moje ulubione – powiedziała, kiedy skończyli. - Moje też – odpowiedział i wstali od stołu. Nicole z Jessicą od razu pobiegły do Nicka. - Dobrze, że przyszedł bez pary, bo jego partnerka miałaby problemy z tymi dwoma urwiskami – powiedziała Jenny, wskazując palcem na Nicka, który opowiadał dziewczynkom kolejną historyjkę. - Niedawno rozstał się z dziewczyną i na razie nie planuje żadnego związku – odpowiedział Howie. – On ma pecha do dziewczyn. Spotyka same cierpiące na przerost ambicji względem niego. A dziesięciolatki go po prostu uwielbiają i już. - A Brian? – zapytała. - Co z nim? – zdziwił się. - Wydawało mi się, że jego żona jest trochę starsza od niego – odpowiedziała. – Przynajmniej tak wygląda. - Leighanne jest starsza od Briana – wyjaśnił. – O sześć lat. - Oj – Jenny zakryła usta dłonią. – Przepraszam, nie wiedziałam. Howie uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Powinniśmy już pójść przygotować się do garderoby, ale może jeszcze chwilkę się zrelaksuję – powiedział. – Pomożesz mi? – zapytał, kiedy z głośników popłynęła spokojna muzyka. - Chętnie – uśmiechnęła się i pozwoliła poprowadzić się w tańcu. Wszyscy Backstreet Boys znaleźli się na parkiecie. Pozostali goście też się rozluźnili i ruszyli do tańca. Jason i Mark zainteresowali się bratanicami Kevina i wszyscy świetnie się bawili. - Jesteś doskonałym tancerzem – powiedziała Jenny, kiedy po kolejnym obrocie, Howie przyciągnął ją do siebie. - Ty też wspaniale sobie radzisz – uśmiechnął się i jeszcze raz się zakołysali. Ale chłopcy musieli przygotować się do występu i całą piątką opuścili salę. Goście też powoli się rozchodzili. Ochroniarze prowadzili ich do sali koncertowej i do garderób. Jessica przyglądała się strojom Howiego. - Będziesz zakładał te wszystkie garnitury? – zapytała. - Tak – odpowiedział. – Zaraz je zabiorą. Wy też powinniście już iść. Za kwadrans zaczynamy. Powoli wychodzili. Howie zatrzymał Jenny, bo chciał pobyć z nią jeszcze parę chwil. Kiedy za Angie zamknęły się drzwi i zostali sami, przyciągnął do siebie dziewczynę i mocno pocałował. - Czekałem na ten moment cały tydzień – powiedział. – Żeby mieć cię tak blisko i namiętnie całować. - Nie rozpędzaj się tak, bo zaraz zacznie się koncert – odpowiedziała z uśmiechem i próbowała wyswobodzić się z jego ramion, ale kiedy po raz drugi tego wieczora pocałował ją w ramię, zareagowała tak samo jak wcześniej. - Rozpływam się, kiedy tak robisz… – zamknęła oczy i oparła mu głowę na ramieniu. – A dreszcze przechodzą mi po plecach. - Nie wiedziałem, że mam na ciebie aż taki wpływ – mrugnął wesoło okiem i pocałował ją w drugie ramię. - Macie tu jakąś karetkę? – udała, że mdleje i oboje się roześmiali. – Chyba powinnam już iść. Do zobaczenia po koncercie. Pokażcie im wszystkim, że jesteście najlepsi. Uśmiechnął się i pożegnał ją ostatnim pocałunkiem. Ochroniarz poprowadził ją do sali. Gwar był duży, osób było mnóstwo i atmosfera była napięta. Jenny usiadła koło Angie. Rozglądała się po sali i widziała tysiące dziewczyn. Krzyczących, śpiewających i płaczących. Czuła, że czeka ją niezapomniany wieczór… Koncert udał się fantastycznie. Chłopcy pokazali, że naprawdę mają się znakomicie. Udowodnili, że kiedy coś obiecują, to dotrzymują słowa. A, kiedy do jednej z piosenek poprosili kilka dziewcząt i Howie wybrał Jessicę, a Nick Nicole, i Jennifer widziała ich szczęście, cieszyła się, że tu przyszli. Wszyscy doskonale się bawili. Zespół bisował aż trzy razy, bo publiczność nie chciała puścić ich ze sceny. Jak już koncert się zakończył i chłopcy odpoczywali w garderobach, Jenny wraz z innymi wrócili do sali, w której wcześniej jedli obiad. Sala była przygotowana do zabawy i wszyscy spędzili tam kolejne dwie godziny. Zabawa była przednia, Backstreet Boys się wygłupiali, a Jenny padała z nóg, bo Howie prawie bez przerwy z nią tańczył. Nie wypuścił jej nawet na chwilę, bo chciał wykorzystać ten ostatni wieczór co do każdej minuty. Trudno mu było się z nią rozstać, ale kiedy nadeszła ta chwila, zrobił to na wesoło i ona podjęła tę grę. Cmokał ją po twarzy, przytulał mocno i starał się zapamiętać jak najwięcej, żeby mieć co wspominac..... Jenny poświęcała dużo czasu dzieciom. Wieczorami siadali w ogrodzie i bawili się do wieczora. Raz u Angie, raz u nich. Wakacje zbliżały się nieubłaganie i dzieci coraz częściej rozmawiały o wyjeździe. Jessica planowała poznanie przystojnego kawalera i zawzięcie o tym z Nicole dyskutowały. Jason z Markiem robili latawce z papieru i zastanawiali się, czy będą mieli je gdzie puszczać. Jenny i Angie dużo ze sobą rozmawiały. Angie widziała, że dziewczyna tęskni za Howiem. Kiedy nie mieli koncertu, dzwonił wieczorem i rozmawiali godzinami. A do tego codziennie na progu domu Jenny znajdowała różyczkę od niego, więc jeszcze bardziej odczuwała tęsknotę. Mimo, że wcale nie chciała się angażować, czuła, że traci nad tym kontrolę… cdn......
  7. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Jenny otworzyła oczy. W radiu grali jakąś rzewną balladę. Piątek był dniem, kiedy była najbardziej zmęczona. Po całym tygodniu pracy marzyła o odpoczynku, ale dziś wstała rześka. Cieszyła się na wieczorny koncert. Stęskniła się za Howiem. Rozstali się w niedzielę i brakowało jej tych wspólnych chwil. Dlatego, jak w środę zadzwonił, nie mogli się nagadać. A codziennie przysyłał jej różę. Podeszła do wazonu. Kwiaty pięknie pachniały i cieszyły oczy swoim widokiem. Dlatego z żalem wyszła z pokoju i pojechała do pracy. Umówiły się z Angie, że zabierze dzieci i spotkają się pod halą. Przed koncertem chłopcy planowali jeszcze wspólny obiad dla wszystkich rodzin i Jenny robiła wszystko, żeby zdążyć na piątą. Przed wyjściem przebrała się w ten sam strój, w którym Howie zobaczył ją po raz pierwszy. Wtedy zauważyła błysk w jego oczach i wiedziała, że mu się spodobała. Teraz chciała sprawić mu przyjemność i z takim postanowieniem podjechała przed halę. Był tam już całkiem spory tłum, ale została dostrzeżona. Jeden z ochroniarzy wskazał jej miejsce, gdzie powinna zaparkować. Dziewczyny niechętnie się rozstąpiły, ale jakoś udało się jej dojechać na parking. Wysiadła z samochodu i w tym momencie rozległy się piski dziewcząt. Popatrzyła zdezorientowana w kierunku drzwi. Przed budynkiem stał Howie, cały w bieli. Uśmiechnął się i skierował w jej stronę. Spotkali się w połowie drogi. Rozłożył szeroko ramiona i przytulił ją do siebie. - Dobrze mieć cię znów tak blisko – powiedział. - Witaj – odpowiedziała. – Dobrze być znów tak blisko. - Wyglądasz dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem – uśmiechnął się i pocałował ją na powitanie. - Wiedziałam, że to ci się spodoba – powiedziała. – Kiedy się przebierałam, myślałam o tobie. - Hm… – westchnął znacząco. – Ślicznie pachniesz – powiedział dotykając nosem jej ramienia i głośno wdychając powietrze. Potem złożył w tym miejscu delikatny pocałunek. Zadrżała. - Howie, ty wariacie… – trzepnęła go po ramieniu. – Chcesz, żeby tu zemdlała? Roześmiał się i przytulił ją do siebie. - Miałem na to ochotę już od dawna. Jak widzę twoje nagie ramiona, to coś mnie kręci – wyszeptał jej prosto do ucha. Zarumieniła się, speszona. - Ale chyba powinniśmy wejść do środka, bo rzeczywiście mi tu zemdlejesz i będę musiał ci robić sztuczne oddychanie metodą usta usta, a ci ludzie tego nie przeżyją – wskazał ręką w stronę fanów. Roześmiała się i weszli do budynku. Kręciło się tu sporo osób z obsługi, a Howie zaprowadził ją do sali, z której dochodził najgłośniejszy gwar. Koło zastawionych stołów krzątało się mnóstwo osób i wszyscy czekali na chwilę, kiedy będą mogli usiąść do obiadu. Howie poprowadził ją do swoich najbliższych. Uśmiechnęła się na widok znajomych twarzy. Mama Howiego uścisnęła ją serdecznie. - Witaj, kochanie – powiedziała. – Coś marnie wyglądasz. Czy ty aby nie za dużo pracujesz? - Mamo… – zganił ją Howie, kiedy dziewczyna utonęła w objęciach jego ojca. - Dziękuję, że tak troskliwie opiekujecie się Jessie i Jasonem – powiedziała do starszego pana. - Kochanie, toż to prawdziwe aniołki – uśmiechnął się do niej. I, jakby na zawołanie, podbiegła do nich Jessie. Razem z Nicole ciągnęły za sobą Nicka, który najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu. - Jenny, poznaj Nicka – Nicole postawiła przed dziewczyną wysokiego blondyna. Żeby spojrzeć mu w oczy, musiała zadrzeć głowę do góry. - Cześć – powiedział z uśmiechem. – To ciebie Howie tak namiętnie całował na parkingu? – zapytał. - Na to wygląda – uśmiechnęła się, zawstydzona. W tej samej chwili pojawił się obok niej Howie i od razu poczuła się pewniej. - Nie podrywaj mi Jenny – Latynos pogroził palcem przyjacielowi. - Nawet przez myśl mi to nie przeszło – odpowiedział. – Ale cieszę się, że cię poznałem. Reszta Backstreetów też czeka na tę chwilę. Pójdziemy do nich? - Chodźmy, chciałbym, żebyś ich poznała – powiedział Howie i pociągnął dziewczynę za sobą. Nick pozostał na miejscu, otoczony przez Nicole i Jessicę. A oni podeszli do grupy osób w drugim kącie sali. - Jenny, to jest Kevin i jego żona Kristin – wskazał na pierwszą parę. Jenny popatrzyła na wesołą blondynkę. Stała obok długowłosego mężczyzny i pewnie trzymała go pod ramię. Uśmiechnęli się na powitanie. - A to drugi żonaty mężczyzna w naszym gronie, Brian – wskazał ręką na uśmiechniętego blondyna. – I jego żona Leighanne – wskazał na szczupłą blondynkę. Razem nie wyglądali tak źle, ale Jenny wydawało się, że dziewczyna jest starsza od Briana. Sprawiała wrażenie dojrzałej kobiety, podczas gdy Brian wyglądał po prostu jak dwudziestosześcioletni mężczyzna. Postanowiła później zapytać o to Howiego i popatrzyła na kolejną parę, która przed nimi stanęła. - To jest Alex i jego przyjaciółka Amanda – powiedział. Chłopak uśmiechał się szelmowsko, a dziewczyna wyglądała na niemniej zwariowaną. Uścisnęła ją serdecznie. - Cieszę się, że cię poznałam – powiedziała jej na ucho. – Alex mówił, że Howie ma na twoim punkcie bzika. Teraz już wiem, dlaczego – mrugnęła wesoło okiem. Jenny polubiła ją w jednej chwili. - Chyba możemy siadać do obiadu – podszedł do nich Nick. – Wszyscy czekają na nasz znak. Howie poprowadził Jennifer do stołu i wrócił do przyjaciół. Wyróżniali się na tle innych, bo mieli na sobie białe stroje. I prezentowali się doskonale. Każdy z nich powiedział kilka słów od siebie, a potem całą salą pomodlili się za powodzenie letniego tournee. Dopiero, kiedy usiedli do stołu, mogli zacząć obiad. Mimo tego, że wszyscy zajęli się jedzeniem, gwar wcale nie ucichł. W powietrzu dawało się wyczuć narastające napięcie. Jenny skupiła się na jedzeniu i pilnowaniu, żeby Jessica nie pobrudziła sobie sukienki. Obiad był pyszny i skończył się oklaskami dla kucharzy. Na deser podali lody, więc wszyscy byli wniebowzięci. Jenny zauważyła, że Howie zjadł niewiele więcej od niej, ale miał tylko godzinę do koncertu, więc nie mógł się objadać. Osobiście przyniósł im lody i rozdawał porcje. Przed Jenny postawił waniliowe z kawałkami czekolady i kandyzowanymi owocami. Uśmiechnęła się na ten widok, a on puścił jej oczko. Sam nałożył sobie takie same i zajadali się ze smakiem. cdn.....
  8. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Pewnie! – odpowiedział entuzjastycznie Jason. - W piątek zaczynamy letnią trasę w Orlando. Chcielibyście pójść? - Na koncert Backstreet Boys? – Mark popatrzył na niego z zaciekawieniem. Howie skinął głową. - Bardzo! – wykrzyknęły jednocześnie dziesięciolatki. - W takim razie zapraszam was na nasz występ – powiedział, co wywołało ogólny entuzjazm. - A mama też pójdzie? – zapytał Mark. - Tak – odpowiedział Howie. – I babcia z dziadkiem, i ciocia Polly, i wujek Johnny z rodziną. I wszystkie rodziny pozostałych Backstreetów. - I będę mogła poznać Nicka? – rozmarzyła się Nicole. - Oczywiście – uśmiechnął się Howie. - Jejku… – Nicole zamknęła z wrażenia oczy, a wszyscy się roześmiali. Howie zaparkował i wysiedli. Oskar od razu pobiegł do ogrodu, obwąchać znane kąty. - Jesteście! – z domu obok wyszła uśmiechnięta Angie. Nicole podbiegła do niej z krzykiem. - Mamo, wiesz, że będę mogła poznać Nicka?! Wujek Howie zaprosił nas na koncert Backstreet Boys! - Wspaniale – Angie uścisnęła córkę, a potem przywitała się z synem i pomogła im z bagażami. – Jak wam się podobała wycieczka? - Super było! – odpowiedziała Jessica. – Howie przegrywał z nami w Chińczyka, a wieczorem całował Jenny – dodała szybko. - Wcale nie – zaprotestowała Nicole. – Tylko się przytulali. Angie popatrzyła na brata pytająco. Uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Jessie powiedziała nam, że widziała jak wujek Howie całował się z Jenny, ale nad jeziorem nie widzieliśmy nic takiego – wyjaśniła szybko dziesięciolatka. - No właśnie – dodał Jason. – Tylko spali i przytulali się – powiedział zawiedziony i wszedł do domu. Wszyscy się roześmiali. Angie pogoniła dzieci do domu i została z bratem, i przyjaciółką. - O czym oni mówią? – zapytała robiąc groźną minę. - Przed wyjazdem Jessie wpadła do kuchni i nie zdążyliśmy się rozdzielić – wyjaśnił Howie. – Potem wymyślili, że będą spać w jednym namiocie i co rano zaglądali do naszego, żeby sprawdzić, co robimy. - A my udawaliśmy, że śpimy, żeby zrobić im przyjemność – dodała Jenny. Angie popatrzyła na nich uważnie. - Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? – spytała. Jenny podeszła do Howiego, a on objął ją ramieniem. - To jeszcze nic wielkiego – powiedziała. – Ale troszkę się do siebie zbliżyliśmy i zobaczymy co z tego wyniknie. - Cieszę się, że się polubiliście – uśmiechnęła się Angie. – I nie waż mi się jej skrzywdzić, bo będziesz miał ze mną do czynienia – pogroziła bratu palcem. – A ty uważaj na niego, bo to niepoprawny romantyk – poradziła przyjaciółce. A potem mocno ich uścisnęła i wróciła do domu. Howie popatrzył na Jenny. Uśmiechała się. - Lubię romantyków – powiedziała. - A ja na pewno cię nie skrzywdzę – odpowiedział i pocałował ją delikatnie. - Wiem – powiedziała i ujęła jego twarz w dłonie. Ich usta spotkały się powtórnie. Stali tak chwilę bez słowa i patrzyli sobie w oczy. W tak krótkim czasie przebyli taką długą drogę. Howie wiedział, że na następny krok jest jeszcze za wcześnie, ale nie mógł przestać o tym myśleć… Dlatego zajął się rozpakowywaniem samochodu i pomógł Jenny przygotować kolację. I, kiedy dzieci już leżały w łóżkach, a oni usiedli w salonie, w jego głowie znów pojawiły się te same myśli. Siedział obok Jenny i nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie dotykać. Położyła mu głowę na ramieniu, a on gładził jej włosy. Milczeli. Na ekranie telewizora pojawiały się różne obrazki, ale nie zwracali na nie uwagi. Jenny zamknęła oczy i westchnęła. - Dziękuje ci za te dwa piękne dni – powiedziała. - To ja ci dziękuję, że mnie ze sobą zabrałaś – odpowiedział. – Będę myślał o tych chwilach, kiedy po koncercie będę siedział sam w pokoju. Może łatwiej zniosę nasze rozstanie. - Długo cię nie będzie? – zapytała i odsunęła się. Na kolanach Howiego położyła poduszkę i sama się tam wygodnie ułożyła. Popatrzył na nią z uśmiechem. - Do końca wakacji – powiedział. Westchnęła. Więc będzie zupełnie sama. Bez dzieci, bez silnego męskiego ramienia… I nagle zrobiło się jej smutno. A przecież to nie były pierwsze wakacje, które spędzi sama. Tyle że od momentu poznania Howiego nic już nie będzie takie jak wcześniej… - Ale będziemy mieli kilka dwudniowych przerw między koncertami i może dało by się tak zorganizować czas, żebyśmy mogli spędzić parę chwil razem? – spytał, nachylając się nad nią. - Nie mam nic przeciwko – uśmiechnęła się lekko. – Jak mnie wcześniej uprzedzisz, to jakoś poprzestawiam sobie pracę i pobędziemy troszkę razem. Byłoby fajnie – dodała i zamknęła oczy. Howie popatrzył na nią uważnie. Z jednej strony przyciągała go do siebie, a z drugiej odpychała. Nie była zdecydowana i wiedział, że potrzebuje czasu, żeby czuć się przy nim pewnie. Miał nadzieję, że najbliższe trzy miesiące ją uspokoją i wszystko będzie tak, jak być powinno… cdn.....
  9. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Kiedy ocknął się następnym razem, na dworze było już całkiem widno, a twarz owiewał mu lekki wietrzyk. Otworzył oczy. To Jenny leżała tak blisko, że jej oddech łaskotał go po twarzy. Uśmiechnął się i niewiele myśląc pocałował ją delikatnie. Nie zareagowała, więc powtórzył pocałunek. Powoli otworzyła oczy i uśmiechnęła się. - Co za pobudka… – powiedziała cicho. - Podoba ci się? – odgarnął kosmyk włosów z jej czoła. - Bardzo – odpowiedziała. - Czy, w takim razie, możemy kontynuować? – jego dłoń zatrzymała się na jej policzku. Już miała mu odpowiedzieć, kiedy nad namiotem przemknęły jakieś cienie. To byli chłopcy. Już nie spali i stali przy ich namiocie. Po chwili dołączyły do nich dziewczynki i wszyscy zastanawiali się, czy zaglądnąć do opiekunów. Jessie znów mówiła o całowaniu i wszyscy wydawali się bardzo podekscytowani tą myślą. Howie popatrzył na Jenny i oboje cicho parsknęli. - Co robimy? – zapytał. - Poczekamy, jak się rozwinie sytuacja – odpowiedziała. - Zaraz zajrzą nam do namiotu – powiedział cicho i poprawił śpiwór. – Damy im powód do poplotkowania? Uśmiechnęła się. To mogło być ciekawe. - Przytulmy się tak, jak w nocy i zobaczymy, co powiedzą – zaproponował i ułożyli się wygodnie. Po chwili zamek namiotu rozsunął się cicho i do środka zaglądnęły cztery głowy. Szeptali konspiracyjnie. - Zobacz, gdzie Howie ma rękę – powiedziała Jessie do Nicole i dziewczynki popatrzyły na siebie porozumiewawczo. - Czy twój wujek ma dziewczynę? – zapytał Jason. - Chyba nie – odpowiedział Mark. - To dobrze – Jason zasunął zamek wejściowy. – Jakby miał i całował by Jenny, to bym mu rozkwasił nos. Wrócili do swojego namiotu, zawzięcie dyskutując o zaistniałej sytuacji. Howie popatrzył na Jenny. Trzęsła się ze śmiechu. Jemu też było wesoło, ale nie chcieli się głośno roześmiać, żeby nie spłoszyć dzieci. Poleżeli jeszcze kilka minut i dopiero wtedy wyszli z namiotu. Weekend minął bardzo szybko. Większość czasu spędzili w wodzie i zabawa była przednia. Grali w piłkę, opalali się, a dzieci prawie bez przerwy coś tam między sobą szeptały. Za to Howie i Jenny dużo ze sobą rozmawiali. Zauważył, że jest świetną słuchaczką i ma idealne poczucie humoru. Opowiadał jej historyjki z tras koncertowych, a ona mu anegdotki z życia akademickiego. Nie była taka poukładana, jak mu się na początku wydawało. Też miewała różne szalone pomysły. A z daleka od domu można je było swobodnie realizować. Widział, że bardzo tęskniła do tamtych chwil. To było zupełnie inne życie. Nie musiała się o nic martwić, mogła cieszyć się każdym dniem. Teraz miała masę obowiązków, ale dzielnie pokonywała wszystkie przeszkody. Cieszył się, że może być z nią w takim momencie i miał cichą nadzieję, że będzie tak już zawsze. Coraz poważniej myślał o stabilizacji i te myśli nie dawały mu spokoju. Jenny chciała pozostawić sprawy swojemu losowi i zgodził się na to, ale z każdą chwilą chciał się temu przeciwstawić. Zwłaszcza gdy przy ognisku siedzieli blisko siebie i okryli się jednym kocem… Wjechali do Sanford. Byli zmęczeni, ale dzieciaki jak zwykle się wygłupiały. Ranek znów zaczął się od zaglądania do namiotu opiekunów i Howie z Jenny mieli niezły ubaw. Dzieci cały czas ich obserwowały, a były w tym tak urocze, że oboje się z tego śmiali. Teraz były zajęte sobą i Howie musiał podnieść głos, żeby zwróciły na niego uwagę. - Chcecie trochę poszaleć? – zapytał wjeżdżając w ulicę, na której mieszkali. cdn.....
  10. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Jenny weszła do pokoju i wyciągnęła z szafy torbę podróżną. Zaczęła się pakować. Z łazienki dochodził cichy śpiew, więc przez chwilę stała i słuchała jego głosu. Brzmiał tak dźwięcznie i miękko. Wiedziała, że Howie pięknie śpiewa. Poza Alexem, który śpiewał rewelacyjnie, właśnie jego głos najbardziej się jej podobał. Żałowała tylko, że Howie tak rzadko śpiewa partie solowe. Dlatego nie chciała stracić żadnego dźwięku. I stałaby tak dłużej, gdyby Howie nagle nie wyszedł z łazienki i nie wystraszył ich obojga. Aż podskoczyli. - Nie wiedziałem, że tu jesteś – popatrzył na nią zaskoczony. - Przyszłam się spakować – patrzyła, jak jego mokre włosy zwijają się w fantazyjne loczki. Uśmiechnęła się. – Nie wiedziałam, że masz kręcone włosy. - Nie lubię, jak się kręcą, dlatego je prostuję – przeczesał dłonią fryzurę. - Dlaczego? – podeszła bliżej i nawinęła sobie jedno pasemko na palec. – Są bardzo ładne. Nie powinieneś ich prostować i tak mocno związywać. Tak jest dobrze. - Podoba ci się? – spytał. Skinęła głową. Cmoknęła go w policzek i uśmiechnęła się. - I pachnie mężczyzną – powiedziała. – Dawno nie było tu takiego zapachu. Popatrzył na nią zdziwiony. - To była sypialnia moich rodziców – wyjaśniła. – Zawsze im zazdrościłam, że mają taki duży i jasny pokój. Marzyłam, że, jak skończę studia i zacznę pracować, to kupię sobie taki dom, w którym okna sypialni będą od południowej strony. Żeby przez cały dzień było w nich słońce… Howie patrzył, jak się rozmarzyła. Stała uśmiechnięta i patrzyła przez okno. Podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach. Wyobraził sobie, że stoją teraz w jego sypialni, a przed nimi rozciąga się ocean. Wiedział, że byłaby szczęśliwa. I on też byłby szczęśliwy, dzieląc z nią to wszystko… - Wierzę, że spełnisz te marzenia – powiedział. - Ja też – powiedziała cicho. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się. - Czy ty też czujesz te iskierki, które tu przeskakują? – zapytała. - Są bardzo sympatyczne – odpowiedział. Nachylił się nad nią i pocałował. – A co ty o nich myślisz? - Podobają mi się – powiedziała. – I na razie niech tak zostanie. Musimy się zbierać do drogi. Skinął głową ze zrozumieniem. Jenny spakowała się i wyszli z pokoju. - Gotowi? To wyruszamy! – Howie machnął ręką w kierunku drzwi. Wsiedli do samochodu. Dzieci wygłupiały się z Oskarem i śpiewały szkolne piosenki. W takiej atmosferze dotarli nad jezioro i rozstawili namioty. - Dziewczynki śpią ze mną, a chłopcy z Howiem, co wy na to? – Jenny popatrzyła na wszystkich pytająco. - Chcielibyśmy spać wszyscy razem – powiedział Mark. - Nie zmieścimy się do jednego namiotu – zaoponował Howie. - To my będziemy w jednym, a ty i Jenny w drugim – odpowiedział Jason. Howie popatrzył zaskoczony na dziewczynę. - Będziecie mogli się całować – zachichotała Jessica, a po chwili wszyscy się roześmiali. Na samą myśl o spaniu z Howiem w jednym namiocie, Jenny zrobiło się gorąco i patrzyła na jego reakcję. A on tylko mrugnął wesoło okiem i wrzucił plecak do przedsionka. Choć serce przyśpieszyło swój rytm. Nie chciał, żeby zauważyła, że ręce mu drżą i zajął się rozpakowywaniem bagażu. Weekend zapowiadał się interesująco… Wieczór spędzili grając w bingo, aż zrobiło się tak ciemno, że tylko Oskar mógł odnaleźć to kółko. Wtedy zrezygnowali. Dzieci miały mnóstwo energii i zaproponowały grę planszową. Jenny ziewała, ale dzielnie próbowała się trzymać. Howie zauważył, że mrugała coraz częściej i coraz dłużej miała zamknięte oczy. - Może pójdziesz się położyć, a ja tu jeszcze posiedzę z dziećmi – zaproponował po pierwszej wygranej partii. - Dziękuję – uśmiechnęła się przepraszająco. – Mam za sobą męczący tydzień. - Jenny bardzo dużo pracuje – powiedział Jason. - I nie słucha nas, kiedy mówimy, żeby przestała – dodała Jessica z wyrzutem. - Żeby to było takie proste, skarbie – Jenny uśmiechnęła się do siostry. – Po wakacjach wszystko się zmieni, zobaczysz – dodała i wstała. – Nie siedźcie za długo. Jutro też będzie dzień. - Skończymy tylko tę planszę – odpowiedział Mark. - Dobranoc – Jenny wyszła z namiotu. Oskar za nią. Położył się przed drugim namiotem, a Jenny z ulgą wsunęła się do śpiwora. Może rzeczywiście Jessie miała rację. Jenny wiedziała, że poświęca im za mało czasu. Ale potrzebowała pieniędzy i tylko dodatkowe zlecenia mogły podreperować domowy budżet. Cieszyła się, że wkrótce dzieci wyjadą i nie będzie miała wyrzutów sumienia, że siedzi po godzinach w pracy. Z takim postanowieniem zamknęła oczy i po chwili zasnęła. Howie przyszedł po kilkunastu minutach, kiedy dzieci położyły się spać i zabrały do siebie Oskara. Wszedł do namiotu i starał zachowywać się cicho, żeby nie zbudzić Jenny. Wiedział, że spała. Ledwo trzymała się podczas gry. Widział, że jest zmęczona. Za dużo pracowała. Zauważył, że nawet kiedy była w domu, jej myśli krążyły wokół pracy. Miała na głowie dzieci i troszczyła się o nie najlepiej jak potrafiła. Brakowało jej kogoś, kto by się o nią zatroszczył. Pomyślał, że mógłby być kimś takim. Choć przy jego stylu życia nie było mowy o codziennej pomocy, ale wiedział, że przy jego wsparciu ona sobie poradzi. Była silną kobietą i to mu imponowało. Uśmiechnął się. A teraz ta kobieta, zupełnie bezbronna, leży obok niego i smacznie sobie śpi. Ta sytuacja nagle wydała mu się zupełnie normalna. Widocznie taka była kolej rzeczy. Niewiele myśląc otulił się śpiworem i zasnął. Przebudził się, kiedy w namiocie panował półmrok i leżał sam na materacu. Jenny leżała na ziemi i właśnie próbowała wdrapać się z powrotem. - Pomogę ci – powiedział i po chwili dziewczyna znalazła się na materacu. - Spadłam – powiedziała cicho. – A na ziemi tak zimno… – mocniej opatuliła się śpiworem. Cała się trzęsła. - Przytul się do mnie – zaproponował i otworzył swój śpiwór. - Nie, Howie – pokręciła głową. Uśmiechnął się, bo domyślił się, co pomyślała na jego propozycję. - To chociaż przysuń się bliżej. Przytulę się do twoich pleców – powiedział. – Od razu zrobi ci się cieplej. Tak też zrobili. Howie objął ją w pasie i mocno przytulił. Nim zasnął, zdążył jeszcze pomyśleć, że to bardzo przyjemne uczucie mieć ją tak blisko siebie… cdn.....
  11. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Ledwie udało jej się wyjść z pracy o czwartej. Jack chciał, żeby została po godzinach, ale powiedziała, że nie ma nikogo do opieki nad dziećmi i pozwolił jej wyjść. Ale do domu jechała spokojnie. Angie miała mniej zajęć i odebrała dzieci. Ten tydzień był bardzo męczący i nie miała zamiaru rezygnować z wyjazdu, dla zachcianki Jacka. Poczuła się jak Jessica i Jason, bo pragnęła jak najszybciej znaleźć się w lesie, z dala od pracy, problemów i miasta… Powoli wjechała w zakręt. Zobaczyła biały sportowy wóz na swoim podjeździe. I Jasona z Markiem, którzy intensywnie się nim interesowali. Oskar biegał wokół samochodu, ale na dźwięk swojego imienia, posłusznie podbiegł do Jenny. - Chłopcy, zostawcie ten samochód! – zaniepokoiła się, bo bała się, że coś zepsują. - Howie nam pozwolił – odpowiedział Mark. - Howie? – zdziwiła się. - I zabrał nas tym samochodem ze szkoły – dorzucił Jason. – Ale nam wszyscy zazdrościli – popatrzył na nią wymownie. - Muszę z nim porozmawiać – powiedziała. – Jak będzie was tak dalej rozpieszczał, to wam się w głowach poprzewraca. - A ty nie chciałabyś przejechać się takim autkiem? – trzynastolatek popatrzył na nią spod oka. – Wiesz, jak fajnie włosy rozwiewa? - Pewnie, że chciałabym – uśmiechnęła się do brata. – Jesteście gotowi do wyprawy? – zmieniła temat. - Jasne! – odpowiedział Mark. – Mama już wczoraj nas spakowała. I, jakby na zawołanie Angie wyszła z domu. - Dziękuję, że ich zabieracie – powiedziała. – Pojechałabym z wami, ale ta konferencja tak nagle wypadła… - Nic się nie martw – odpowiedziała Jenny. – Poradzimy sobie. - Ich plecaki są już w samochodzie – Angie uścisnęła syna. – Namioty też. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam – dodała, kiedy z domu wyszła Nicole i przytuliła się do niej. – Bawcie się dobrze. - Będziemy, mamusiu – powiedziała dziesięciolatka. - W takim razie do zobaczenia w niedzielę – Angie pożegnała się z przyjaciółką, wsiadła do samochodu i odjechała. - Wykąpcie się jeszcze, to nie będziemy szukać pryszniców nad jeziorem – powiedziała Jenny i weszła do domu. Coś się gotowało, bo z kuchni dolatywał piękny zapach. I tam skierowała swoje kroki. Przy kuchence stał Howie. Na jego widok mocniej zabiło jej serce. Ten facet działał na nią, czy chciała się do tego przyznać, czy nie… Miał w sobie coś, co ją zniewalało i zawojował ją tak szybko, że nie zdążyła nawet zaprotestować… - Cześć – powiedziała cicho. - Witaj – rozpromienił się na jej widok. Podszedł i przytulił ją do siebie. Wdychał zapach jej włosów i upajał się tą bliskością. – Właśnie za tym najbardziej tęskniłem – powiedział. – I jeszcze za tym – dodał i pochylił się nad nią. Ich usta spotkały się w delikatnym pocałunku. Howie ujął ją pod brodę i spojrzał w oczy. – I w ogóle tęskniłem za całą tobą – uśmiechnął się. - Kiedy tak do mnie mówisz, to się rozpływam… – powiedziała. Jeszcze nie była gotowa, żeby powiedzieć mu, że też za nim tęskniła, wolała pokazać, bo to przychodziło jej łatwiej. Dlatego wspięła się na palce i delikatnie musnęła jego usta. - Jenny, już jesteś! – do kuchni z całym impetem wpadła Jessica. Odskoczyli od siebie natychmiast. - Tak, kochanie, wróciłam – uścisnęła siostrę na powitanie. – Jesteś już gotowa? - Właśnie się wykąpałam – odpowiedziała z dumą. - A ja zdążę jeszcze przed obiadem? – zapytała Howiego. - Za dwadzieścia minut będzie gotowy – odpowiedział. - Może w czymś ci pomóc? – spytała. - Jessica jest wspaniałą asystentką – odparł. – Poradzimy sobie ze wszystkim. Zmykaj – mrugnął okiem. - Dziękuję – uśmiechnęła się i wyszła z kuchni. - Czy wy się całowaliście? – zapytała rezolutnie dziesięciolatka. Jenny przystanęła wpół kroku i nasłuchiwała odpowiedzi. Myślała, że Jessie nie zauważyła, co się działo w kuchni przed jej wejściem. Dlatego uważnie nasłuchiwała odpowiedzi Howiego. - Tak – Howie nie zamierzał okłamywać dziewczynki. Uśmiechnął się. - Dlaczego? – popatrzyła na niego zdziwiona. - Bo bardzo się lubimy – odpowiedział. - A ja? – zapytała zrozpaczona. - Kochanie, ciebie też lubię, ale troszkę inaczej – odpowiedział. – Mówiłem ci, że na wsi u mojej cioci będzie dużo przystojnych chłopców i na pewno któryś się w tobie zakocha na zabój. - Tak? – popatrzyła na niego zrezygnowana. – A ty nie mógłbyś się we mnie zakochać? Jenny parsknęła w duchu, ale uważnie nasłuchiwała wymiany zdań. - Skarbie, tam będzie tylu fajnych chłopaków, że szybko o mnie zapomnisz – uśmiechnął się. - I oni też będą mnie tak całować, jak ty Jenny? – zapytała. - Na pewno – roześmiał się, a ona wydawała się usatysfakcjonowana z przebiegu rozmowy. Jenny cicho poszła na górę i wśliznęła się do swojego pokoju. Roześmiała się. Rozebrała się i weszła do łazienki. Wykąpała się i właśnie rozczesywała mokre włosy, kiedy usłyszała pukanie. - Proszę – powiedziała. Do pokoju zaglądnął Howie. - Obiad podany – powiedział. - Już schodzę, wejdź – zaprosiła go do środka. – Chciałam ci podziękować za rozmowę z Jessicą. Ona jest taka wpatrzona w ciebie. Nie chciałabym sprawić jej przykrości. - Więc podsłuchiwałaś – powiedział mrużąc oczy. – I nawet nie przyszłaś mi z pomocą. - Wiedziałam, że sobie poradzisz – odpowiedziała. – I dziękuję ci za to. - Takie zwykłe podziękowanie nie wystarczy – powiedział. - Tak? – uniosła pytająco brew. – Jak mam ci się odwdzięczyć? - Już ja znajdę sposób – uśmiechnął się tajemniczo. – Na razie wystarczy, jak dasz mi całusa. Podeszła bliżej i cmoknęła do w policzek. - Taki całus? – był wyraźnie rozczarowany. Energicznym ruchem przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. – O, takie podziękowanie, to ja rozumiem – dodał, kiedy otoczyła go ramionami i pocałowała. – Ale teraz chodźmy już na dół, bo dzieciaki gotowe przybiec tu na górę, żeby zobaczyć, czy robimy to, co robimy. Roześmiali się i zeszli na dół. Obiad zjedli w ciszy, choć dzieci jakoś dziwnie się zachowywały. Mrugały do siebie porozumiewawczo i kopały się pod stołem. Jak tylko skończyli jeść, poderwały się od stołu i wybiegły do salonu. Jessie popatrzyła na Howiego zdziwiona. - Co im się stało? – zapytała. - Nie mam pojęcia – odpowiedział, wkładając naczynia do zmywarki. – Pójdę się wykąpać i możemy jechać. - Możesz skorzystać z mojej łazienki – zaproponowała. – Albo z tej u dzieci. Ja ich tymczasem przypilnuję, żeby były gotowe do drogi i sama się spakuję. - Dziękuję – powiedział. - Czyste ręczniki są w szafce pod oknem – powiedziała, kiedy wychodzili z kuchni. – Jesteście już gotowi? – dzieci oderwały wzrok od telewizora. Jednocześnie skinęły głowami. - Pokażcie mi swoje plecaki, żebym sprawdziła, czy wszystko spakowaliście – powiedziała do rodzeństwa i kilka minut spędziła na ocenie zawartości bagaży. Howie tymczasem wszedł na górę i znalazł się w pokoju Jenny. Był ładnie i przestronnie urządzony, a nad dużym łóżkiem dojrzał zasuszoną różę. Tę, którą podarował jej w poniedziałek. Uśmiechnął się. Jenny nie należała do osób, które głośno o wszystkim mówiły. Była raczej skryta, ale jej postępowanie znaczyło dla niego więcej, niż jakiekolwiek słowa. Cieszył się, że zachowała kwiatka, choć planował dawać jej takie ilości kwiatów, żeby nie musiała ich zasuszać… Wszedł do łazienki. Była cała biała i bardzo przypominała tę, którą miał w domku nad oceanem. Zamyślił się. Kiedyś zabierze tam Jenny. Na pewno jej się spodoba… Wszedł pod prysznic i z uczuciem ulgi poddał się strumieniom wody… cdn....
  12. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    WITAM BIESIADO SREBRNA AKACJO DRZEWO OLIWNE KALINKO BIESIADNA cd. opowiadania ..... Szukajac szczescia. Jenny właśnie wyszła z łazienki, kiedy usłyszała dźwięk telefonu. Szybko podeszła do stolika, żeby dzwonienie nie obudziło dzieci i podniosła aparat. - Słucham? – zdziwiła się, kto może dzwonić o tak późnej porze. Dochodziła jedenasta, a ona miała za sobą męczący dzień i marzyła o wygodnym łóżku… - \"Cześć\" – usłyszała głos po drugiej stronie. Poczuła przyjemne ciepło w okolicy serca. - Howie… – uśmiechnęła się. – Cieszę się, że cię słyszę. - \"Stęskniłem się za tobą\" – powiedział. – \"Pomyślałem sobie, że o tej porze będziesz już wolna i troszkę sobie pogawędzimy.\" - Właśnie wyszłam z wanny i zamierzałam położyć się spać, ale chętnie pobędę z tobą kilka chwil – usiadła wygodnie w fotelu i owinęła się szlafrokiem. - \"Zmęczona?\" – zapytał. - Mamy małą nerwówkę, bo zbliża się sezon wakacyjny i szykujemy specjalne dodatki do miesięczników, więc nie narzekam na brak zajęć – odpowiedziała. – A co u ciebie? - \"Przygotowujemy nowe układy taneczne, ale większość czasu spędzamy na wygłupach\" – powiedział. – \"Dopiero w przyszłym tygodniu będziemy ostro pracować.\" - Ostatnio w telewizji zapowiadali waszą trasę koncertową – powiedziała. – Mówili, że szykujecie dużo atrakcji. - \"Mamy kilka ciekawych pomysłów\" – odpowiedział tajemniczo. – \"Zwłaszcza na otwarcie w Orlando przygotowaliśmy wiele niespodzianek.\" - Czy byłaby możliwość, żeby wcisnąć tam gdzieś Jessicę? – zapytała. – Ona marzy o zobaczeniu waszego koncertu i poznaniu chłopców. Może chociaż to pierwsze uda się zrealizować? – poprosiła. - \"Uda się dużo więcej\" – odpowiedział. – \"Na ten koncert chcemy zaprosić nasze rodziny i nie wyobrażam sobie, żeby ciebie z dziećmi tam nie było.\" - Mnie? – zdziwiła się. – Naprawdę, nie musisz… - \"Chcę, żebyś tam była\" – nie pozwolił jej dokończyć. – \"Chyba, że nie masz ochoty.\" - \"No wiesz co, Howie\" – oburzyła się. – \"Pójdę z największą przyjemnością.\" - \"Cieszę się\" – powiedział. – \"Bliższe szczegóły podam ci w przyszłym tygodniu.\" - Dobrze… – ziewnęła. – Przepraszam – zakryła usta dłonią. - \"Chyba powinnaś się położyć\" – powiedział. – \"Powinienem zadzwonić wcześniej.\" - Wcześniej dzieciaki jeszcze nie spały i nie moglibyśmy spokojnie porozmawiać – powiedziała. – Cieszę się, że zadzwoniłeś. Miło było usłyszeć przyjazny głos na zakończenie dnia. - \"Mam nadzieję, że będziesz miała piękne sny\" – powiedział. - Dziękuję – uśmiechnęła się. – Przesyłam ci całusa na dobranoc – dodała i cmoknęła do słuchawki. - \"Wolałbym, żebyś była przy mnie, żebym mógł cię przytulić i tak naprawdę pocałować…\" – rozmarzył się. - Howie – zganiła go. I oboje się roześmiali. - \"Może kiedyś…\" – powiedział z nadzieją. - Może… – uśmiechnęła się i ziewnęła. – Chyba powinniśmy zakończyć rozmowę, bo schodzimy na niebezpieczne tematy. - \"Porozmawiamy w piątek\" – powiedział. – \"Śpij dobrze, Jenny.\" - Dobranoc, Howie – odpowiedziała i odłożyła słuchawkę. Przez chwilę siedziała w fotelu bez ruchu. Wszystko toczyło się tak szybko, a jednocześnie tak, jak powinno być. Oboje żyli dosyć intensywnie, mieli masę zajęć i ciężko było w tych warunkach znaleźć czas dla siebie. A kiedy zacznie się trasa koncertowa, w ogóle nie będą się widywać… Westchnęła. Kiedy był blisko, absorbował całą jej uwagę. Nie potrafiła skupić się na czymś innym. A miała na głowie dwójkę energicznych dzieci, które wymagały nieustannej uwagi. Musiała zastanowić się, jak te dwie sprawy pogodzić, ale nie miała ochoty teraz o tym myśleć… Zgasiła światło i położyła się na łóżku. Zasnęła prawie po przyłożeniu głowy do poduszki. A sny miała piękne… cdn.....
  13. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Dlaczego się śmiejesz? – zapytał i strzepnął niewidoczny pyłek z jej sukienki. - Pomyślałam, że czuję się zupełnie naturalnie – odpowiedziała. – Jakby stanie tu z tobą i hm… – zająknęła się, ale tylko na chwilę. – … całowanie się było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem. Uśmiechnął się. On też miał wrażenie, że tak właśnie powinno być, choć kilka dni wcześniej prawie nie wiedział o jej istnieniu. W ciągu tych kilku dni wszystko mu się w życiu poprzewracało. Ale wcale nie był zły z tego powodu. Wręcz przeciwnie – miał powody do zadowolenia. Zwłaszcza, kiedy patrzył na śliczną blond istotę u swojego boku. - Czy mogę liczyć na twoją łaskawość w kwestii transportu do Orlando? – zapytał. - Możesz nawet liczyć na to, że sam będziesz się transportował – powiedziała. – Ja będę się przyglądać, jak się to autko prowadzi. - Bardzo łatwo – wyjaśnił i otworzył jej drzwi. Po chwili sam wsiadł i ruszyli. Sanford dzieliło od przedmieść Orlando zaledwie dwadzieścia kilometrów i po dziesięciu minutach wjechali już do miasta. Howie prowadził pewnie, ale spokojnie. Zresztą o tym, że jest dobrym kierowcą, Jenny miała okazję przekonać się już podczas weekendu, ale teraz uważniej go obserwowała. Miał delikatne ręce i ładne paznokcie. Całym sobą udowadniał, że zna się na modzie i doskonale wie, w czym dobrze wygląda. A mało było takich rzeczy, w których nie wyglądał dobrze. - Jak wypadłem? – oderwał na chwilę wzrok od jezdni i popatrzył na nią. - W czym? – uśmiechnęła się. - W tych oględzinach – odparł. - W jakich oględzinach? – udała wielkie zdziwienie. - Nie drocz się ze mną – powiedział twardo. – Widziałem, że mnie obserwowałaś. Jakie są wnioski? Nie odpowiedziała od razu, aż się zaniepokoił. Zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na nią wyczekująco. Uśmiechnęła się po raz kolejny. - Chyba masz krzywy nos – powiedziała i głośno się roześmiała. Klepnął ją po ramieniu i też się roześmiał. - Jesteś okropna – powiedział. - I co? Już mnie nie lubisz? – popatrzyła na niego figlarnie. Znów się roześmiali. - Jak wysiądziemy, to ci pokażę, jakie mam zdanie na ten temat – powiedział i wjechał na parking. Stało tam kilka samochodów, a przed drzwiami do budynku też nie było pusto. Kilku mężczyzn patrzyło w kierunku nadjeżdżającego samochodu. - Jesteśmy na miejscu. Dojedziesz stąd do redakcji? – zapytał. - Jasne – odpowiedziała i wysiadła. Howie zrobił to samo. Stał przy otwartych drzwiach i czekał aż do niego podejdzie. - Przyjadę w piątek wieczorem – powiedział. – Wyjeżdżamy w sobotę rano? - Zastanawiam się nad wyjazdem w piątek wieczorem – odparła. – Dzieci nie mogą się już doczekać, dlatego chciałabym być tam jak najszybciej. - Ale poczekasz na mnie, prawda? - Oczywiście – uśmiechnęła się. – A teraz muszę już jechać. Czekają tam na mnie – chciała wsiąść do auta, ale zagrodził jej drogę. - Obiecałem wcześniej, że pokażę ci, co myślę na temat lubienia – powiedział i delikatnie otoczył ją ramionami. – Choć wydaje mi się, że doskonale znasz moje zdanie w tej kwestii – dodał i pochylił się nad nią. - Ludzie na nas patrzą – próbowała protestować. - Są niegroźni – mruknął. – To moi koledzy z zespołu. - Aha – powiedziała ze zrozumieniem. – Chcesz im coś zademonstrować? - Dlaczego tak myślisz? – pochylił się jeszcze bardziej i czuła jego oddech na swoich ustach. Nic poza tym się nie liczyło. Cały świat skurczył się do jego brązowych oczu i miękkich ust. Jej serce wykonało w tej chwili tysiące piruetów, a przed oczami pociemniało. - Dobrze się czujesz? – spytał drżącym głosem. Dłonie mu się spociły i brakło oddechu. Co się z nim działo, kiedy ona była tak blisko… - Przecież wiesz, że to ty tak na mnie działasz, wariacie – szepnęła. – Chyba oszalałam do końca… - Czy poczujesz się lepiej, jeśli powiem, że ja też mam drżące nogi? – odsunął się, żeby oboje odetchnęli. - Nie wiem – dotknęła jego ramienia. – Nie wiem, co się ze mną dzieje. Ale wiem, że jeżeli za chwilę nie zjawię się w pracy, to będzie ze mną źle. Howie spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta. - Czy to dobry pomysł, żebym pocałował cię na pożegnanie? – zapytał. - Ale tak szybciutko, to może nie zdążę zemdleć – odpowiedziała. Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie. - Uważaj na siebie – powiedział i zamknął za nią drzwi. - Do zobaczenia w piątek – odparła. Żeby wyjechać z parkingu, musiała przejechać koło budynku i tam jeszcze raz mu pomachała. Howie podszedł do przyjaciół, którzy ze patrzyli na niego z ciekawością, bo scena, jakiej przed chwilą byli świadkami, zdarzyła się po raz pierwszy i wyglądali na kompletnie zaskoczonych. - Co to ma znaczyć? – spytał Alex, pytająco unosząc brew. - Co? – uśmiechnął się Howie. - Te całuski z piękną dziewczyną – wyjaśnił mu Nick. - To przyjaciółka Angie – powiedział i weszli do środka. - Aha, to się teraz tak nazywa – Alex mrugnął porozumiewawczo okiem. Howie uśmiechnął się z zadowoleniem. - Jest słodka – powiedział Kevin, a Howie przeszył go spojrzeniem. - To chyba coś poważnego – zauważył Brian. – Gdyby wzrok mógł zabijać, byłbyś martwy – zwrócił się do Kevina, ale po chwili wszyscy się roześmiali i Howie mrugnął do Kevina okiem. - Howie, wyluzuj – Alex klepnął kumpla po ramieniu i weszli do sali. Czekała tam już na nich ekipa tancerzy i po kilku minutach zaczęli próby. Howie przyłapał się na tym, że jest zazdrosny o Jenny. A przecież nie ma powodów do obaw. Czyżby to oznaczało, że się zaangażował?….... cdn...... Dobranoc
  14. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Dzieciaki pierwsze wybiegły na dwór. - Czy Howie zostawił nam samochód? – zapytał Jason, wskazując palcem w kierunku podjazdu. Jenny zamknęła drzwi. - Pozwolił nam korzystać, dopóki nie naprawią naszego – odpowiedziała. - Super! – ucieszył się. – Wszyscy będą nam zazdrościć takiego samochodu. Roześmiali się. Z domu obok też wybiegły dzieciaki. - Jedziecie z nami? – spytał Mark. – Mama mówiła, że nas dzisiaj zabiera. - Możemy? – zapytała Jessica. – Proszę… - A ja bym chciał pojechać tym autkiem – powiedział Jason, wskazując palcem na dżipa. - Ja też – dodał Mark. – Mamo, możemy? - Widzę, że jak macie wybór, to przewraca się wam w głowie – powiedziała Angie, która też wyszła z domu. Uśmiechnęła się na widok przyjaciółki. Jenny odpowiedziała tym samym. - Podrzucisz ich? – zapytała. – Ja mam dopiero na dziewiątą i nie chciałabym być tam dłużej, niż to konieczne. - Jasne – odpowiedziała Angie. – Odbierzesz ich później, czy też mam to zrobić? - Odbiorę. O to się nie martw – powiedziała i pożegnała Jessie. – No, dzieci, zmykajcie do szkoły. Przyjadę po was i wtedy wszyscy będą wam zazdrościć – mrugnęła okiem do Jasona. Wydawał się usatysfakcjonowany i po chwili odjechali. Jenny wróciła do domu i zamknęła się w łazience. Umyła włosy i właśnie stała przed lustrem, i suszyła, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Minęło kilka chwil zanim je otworzyła. Nie było tam nikogo. Ale zauważyła, że drzwi samochodu były uchylone, a na siedzeniu kierowcy coś leżało. Podeszła i wzięła do ręki małą różyczkę. Pięknie pachniała i Jenny stała chwilkę i upajała się tym aromatem. Spojrzała na dom Angie. W oknie zobaczyła Howiego. Uśmiechał się. Pomachała mu ręką i też się uśmiechnęła. Wróciła do domu i wstawiła różę do wazonu. Zamyśliła się. Co się z nią dzieje?… To tylko mały kwiatek, a przyprawił ją o drżenie serca… Nigdy jeszcze się tak nie czuła. Pamiętała, że kiedy była z Tedem, to na sam jego widok robiło jej się ciepło koło serca. A wczoraj wieczorem mało nie zemdlała… Ale nie mogła sobie pozwolić na takie słabości. Musiała zachowywać się odpowiedzialnie, musiała myśleć o młodszym rodzeństwie. Tyle, że były rzeczy, nad którymi nie mogła zapanować… Przygotowała się do wyjścia. W piątek Jack prosił ją, żeby przyjechała trochę wcześniej, ale nie chciała tam być godzinę przed czasem. Po drodze chciała jeszcze zaglądnąć do centrum handlowego, żeby kupić dzieciom kilka rzeczy. Wyszła z domu. Przy samochodzie stał Howie. Miał na sobie szare spodnie i biały podkoszulek. Wyglądał… hm… Jenny zauważyła, że coraz częściej zaczyna zwracać uwagę na to, jak on się ubiera. I bardzo jej się ten styl podobał. A do tego dziś ubrali się bardzo podobnie, bo ona miała na sobie białą koszulkę i szarą sukienkę. Wyglądali razem interesująco. - Cześć – powiedział, kiedy już do niego podeszła. - Witaj – uśmiechnęła się. - Ślicznie wyglądasz – powiedział. - Ty też szykownie – odpowiedziała. – Całkiem nieźle się dzisiaj dobraliśmy. - Myślisz, że to dobry znak? - Nie wiem – odparła i otworzyła drzwi auta. - Coś się stało? – zapytał kładąc jej dłoń na ramieniu. Zatrzymał ją blisko siebie. Spojrzała mu w oczy. - Nie wiem, co na ten temat myśleć – powiedziała. – Wczorajszy wieczór… - Żałujesz? – nie pozwolił jej dokończyć. - Mam mętlik w głowie – odpowiedziała cicho. – Nie jestem sama. Muszę myśleć o dzieciach… - Musisz myśleć też o sobie – powiedział. – Nie chciałbym robić czegokolwiek wbrew tobie, ale kiedy jesteś tak blisko, nie mogę się powstrzymać… - To nie stój tak blisko – odparła, ale nie odsunęła się nawet o centymetr. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Potem Howie nachylił się nad dziewczyną i delikatnie musnął jej usta. - A tak blisko może być? – zapytał. - Nie wiem, ale podoba mi się – odpowiedziała. – Co ty ze mną robisz?… - Ja? – zdziwił się. – Co TY ze mną robisz? Oboje parsknęli śmiechem, przez co kolejny pocałunek nie bardzo się udał. Ale zaraz się uspokoili i tym razem wszystko poszło jak należy. Howie ujął ją delikatnie pod brodę i pocałował jeszcze raz. Uśmiechnął się. - Jak myślisz, mamy jakieś szanse? – spytał. - Zapytaj mnie o to za miesiąc – powiedziała. – Teraz nie wiem nic. Zostawmy wszystko swojemu biegowi. Zobaczymy, co z tego wyniknie – uśmiechnęła się. cdn....
  15. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Przepraszam, że zasnęłam, ale jestem bardzo zmęczona – uśmiechnęła się. - Nie musisz mnie za nic przepraszać – jeszcze raz poprawił niesforny kosmyk. – Zasłużyłaś na odpoczynek. Popatrzyła na jego dłoń, która zatrzymała się na jej policzku, a potem na jego twarz, która nagle znalazła się blisko jej. - Co robisz? – spytała cicho. - Nie wiem – odpowiedział prawie bezgłośnie i zbliżył się jeszcze bardziej. – Chyba chciałbym cię pocałować. - Myślisz, że to dobry pomysł? – serce waliło jej jak oszalałe. - Nie mam pojęcia – był już tak blisko, że czuła jego oddech na swoich ustach. – Ale jeśli tego nie zrobię… - Czy już dojechaliśmy? – z tyłu rozległ się rozespany głos Marka i obje odskoczyli od siebie jak oparzeni. - Tak, wysiadamy – Jenny z trudem przełknęła ślinę. Otworzyła drzwi i wysiadła. Howie zrobił to samo. Patrzył na Jenny, ale unikała jego wzroku. Zajęła się Jessicą, która nie bardzo chciała się obudzić, więc wzięła ją na ręce. - Pomogę ci – podszedł i wziął od niej dziesięciolatkę. – Odprowadź Nicole i Marka. - Dobrze – odpowiedziała i razem z dziećmi weszła do domu Angie. - Mamo, było super! – Mark postawił butelkę z wodą na stole. - Czy musimy iść jutro do szkoły? – zapytała Nicole. – Jestem taka zmęczona, że nie wstanę. - Już ja się postaram, żebyś wstała – Angie pogłaskała córkę po głowie. – A teraz zmykajcie do łóżek. - Ja też już pójdę – powiedziała Jenny. – Padam z nóg. - Jutro zabiorę dzieci do szkoły – Angie uważnie przyglądała się przyjaciółce. Wyglądała na poruszoną, ale nie chciała jej zatrzymywać o tej porze. – Auto stoi w garażu, a kluczyki są w kuchni. - Dziękuję – uśmiechnęła się Jenny. – Do zobaczenia rano. Wyszła do ogrodu, a Oskar wybiegł jej na powitanie. Razem weszli do domu i on zaraz zajął swoje ulubione miejsce w fotelu. Weszła na górę. Z pokoju Jessie wychodził Howie. - Nawet się nie obudziła – powiedział. - Dziękuję za pomoc – odpowiedziała. – Nie ma to, jak silne męskie ramiona. Jak jutro jej o tym powiem, to będzie wniebowzięta. Uśmiechnęli się do siebie i zeszli na dół. - Jutro wyjeżdżam do Orlando, bo zaczynamy przygotowania do letniego tournee i nie będę potrzebował samochodu, więc ci go zostawię – powiedział. - Naprawdę, nie musisz… – próbowała protestować, ale nie dał jej dojść do słowa. - Tak już postanowiłem i naprawdę nie jest to dla mnie żaden problem – odparł i zatrzymał się przy drzwiach wyjściowych. – Chcę ci pomóc. Pozwól mi na to. - Nie chcę, żebyś pomyślał, że nie radzę sobie w życiu – popatrzyła na niego smutno. - Wcale tak nie myślę – położył dłonie na jej ramionach. – Uważam, że radzisz sobie fantastycznie, ale każdy potrzebuje czasem pomocy, a ja chcę ci coś od siebie podarować. Nie zabieraj mi tej przyjemności. Uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała. Stała tylko i patrzyła na niego swoimi błękitnymi oczyma. A on znów nie mógł się powstrzymać, żeby nie dotknąć jej twarzy. Delikatnie pogłaskał ją po policzku. Zadrżała. - Boisz się? – spytał. - Nie wiem – odpowiedziała i przykryła jego dłoń swoją. – A ty? - Nie wiem – powiedział. – Ale jeśli cię nie pocałuję, to chyba oszaleję – dodał i zbliżył twarz do jej twarzy. Słyszał, jak wali mu serce i czuł, że jej serce również galopuje jak oszalałe. Delikatnie musnął jej usta. Myślał, że zaraz zemdleje, bo czuł, że kręci mu się w głowie. Jak przez mgłę zarejestrował, że Jenny przytuliła się do niego i ich usta spotkały się ponownie. To go zupełnie odurzyło. Pragnął, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, bo chciał wpaść w tę przepaść do końca. Jenny była taka delikatna. Bał się, że uleci, jeśli tylko wypuści ją ze swoich ramion… Oderwał ich od siebie hałas na górze. Oprzytomnieli natychmiast. Jenny kaszlnęła, bo nie mogła wydobyć z siebie głosu. - Jason, co się stało? – zapytała. - Potknąłem się – dobiegł ich głos z góry. – Ale już idę spać. Dobranoc. - Dobranoc – odpowiedzieli jednocześnie. I popatrzyli po sobie. W dalszym ciągu się obejmowali, ale Howie wiedział, że ta cudowna chwila już minęła. - Powinienem już iść – powiedział. – Potrzeba ci dobrego snu. - Dziękuję ci za wszystko – odpowiedziała. – I chyba już się nie boję. - Ja też – pocałował ją delikatnie w policzek. Uśmiechnęli się. – Słodkich snów – dodał wychodząc na dwór. - Dobranoc, Howie – powiedziała i zamknęła za nim drzwi. Oparła się o ścianę. Co się z nią dzieje?… Zachowuje się, jak głupiutka nastolatka. Ale nic nie mogła poradzić na dudniące serce i drżące dłonie. Zamknęła oczy. Chyba jest przemęczona. Dotknęła ust. Czuła jeszcze to ciepło, które podarował jej Howie kilka chwil wcześniej. Nie, na pewno sobie tego nie wymyśliła… Na chwiejnych nogach weszła do pokoju. Oczy zamknęła zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki i nie miała pojęcia, że Howie tej nocy długo jeszcze nie mógł zasnąć… cdn.....
  16. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Wieczorem zapukał do drzwi i wszedł do pokoju siostry. Siedziała w łóżku i czytała gazetę. - Masz chwilkę? – zapytał. - Jasne – odpowiedziała. – Siadaj – wskazała mu fotel. - Słyszałem, o czym rozmawiałyście w kuchni – powiedział. Popatrzyła na niego zdziwiona. - W kuchni? - Kiedy myślałyście, że nikt was nie słyszy – wyjaśnił. – O problemach Jenny. Ktoś próbował ją okraść? - Miała małe włamanie – Angie postanowiła, że nie będzie niczego przed nim ukrywać. – Ale wszystko dobrze się skończyło. Dlaczego podsłuchiwałeś? - Bo ona jest taka uparta i nie chce przyjąć ode mnie pomocy – odparł. – Zaproponowałem, że zostawię jej swój samochód, jak pojedziemy w trasę, ale nie dała się namówić. A poza tym mam inne auta, więc to żaden problem, ale ona nie pozwala sobie nic wytłumaczyć. Angie popatrzyła uważnie na brata. - Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? – zapytała. Wzruszył ramionami. - Nie wiem – odpowiedział. – Chciałbym, żeby zawsze była zadowolona, żeby zawsze się uśmiechała. Widziałaś, jak ona ślicznie wygląda, kiedy jest szczęśliwa? – uśmiechnął się. - Howie… – pokiwała ze zrozumieniem głową. – Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - Nie wiem – powiedział. – Ale jak będę wiedział, to tobie pierwszej o tym powiem. - Bardzo mi zależy na przyjaźni z Jenny. Nie chciałabym, żeby spotkała ją jakaś przykrość – pogroziła mu palcem. – Inaczej będziesz miał ze mną do czynienia. - Chyba wcale mnie nie znasz, skoro tak mówisz – popatrzył na nią urażony. – Za nic nie chciałbym jej skrzywdzić… - Nie gniewaj się – uścisnęła go serdecznie. – Wiem, że nie zrobisz jej krzywdy... Weekend udał się znakomicie. Wybawili się za wszystkie czasy. Howie troszczył się, żeby niczego im nie brakowało. A jakiekolwiek próby oporu ze strony Jenny puszczał mimo uszu. Przeszli przez wszystkie atrakcje, jakie tylko były dostępne. Zjedli mnóstwo lodów i wypili morze soków. Jenny dbała, żeby dzieci nie piły napojów gazowanych i sama też wolała sok od coca-coli. Najmniejsze protesty likwidowała argumentami, że muszą być zdrowi na kolejny weekend, żeby spędzić go w lesie, pod namiotami. Na szczęście te słowa wszystkich przekonywały. Nawet Howie był usatysfakcjonowany. Dlatego zaproponował swoje towarzystwo w wyprawie nad jezioro, co spotkało się z głośnym aplauzem. Cieszył się, że będzie miał okazję spędzić trochę czasu z Jenny, bo była to dla niego duża przyjemność. Od poniedziałku zaczynali próby przed letnim tournee i musiał wrócić do Orlando. A potem zacznie się trasa i nie wiedział, kiedy znów będą mieli okazję się spotkać. Chciał ją zaprosić na zjazd rodzinny, ale nie wiedział, czy jest na to gotowa. Zastanawiał się też, czy on jest na to gotowy. Pamiętał, jak Angie po raz pierwszy zabrała Stevena do cioci Judy. Musiał odpowiadać na niezliczone ilości pytań, przechodzić masę mniej lub bardziej widocznych egzaminów. Nie chciał narażać Jenny na takie przeżycia. Choć, z drugiej strony, wystarczało mu, że mama ją akceptuje. Nic więcej nie było mu potrzebne… Howie wjechał na podjazd. Wymęczyła ich ta wyprawa. Dzieciaki zasnęły zaraz po wyjeździe z Orlando, a Jennifer niedługo po nich. Przyglądał się, jak śpi, taka odprężona. Wyglądała tak słodko i nie mógł się powstrzymać, żeby nie odgarnąć kosmyka włosów, który opadł jej na czoło. Otworzyła oczy. - Co się stało? – zapytała zaspana. - Dojechaliśmy do domu – powiedział. cdn.....
  17. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Popołudnie minęło im w wesołej atmosferze. Placków była cała góra, ale jakoś sobie z nią poradzili. Howie zauważył też, że Jenny nie pokazywała przed rodzeństwem, jak bardzo przybiła ją awaria samochodu. Dopiero, kiedy zostały z Angie w kuchni i myślały, że Howie ich nie słyszy, porozmawiały chwilę. - To coś poważnego z waszym samochodem? – zapytała Angie, kiedy już zostały same. - Tym razem chyba już nic z tego nie będzie – odpowiedziała Jenny. – A wiesz, że bez samochodu to jak bez ręki. - Dzieci do szkoły mogę zabierać, bo to po drodze do mojego liceum, a tobie mogę pożyczyć ten drugi samochód. Już kiedyś nim jeździłaś i wiesz, jak to wygląda… - Bardzo ci dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Nie wiem, co się dzieje. Ten rok jest dla mnie strasznie pechowy. Najpierw to włamanie, potem dach, a teraz samochód. - Będzie dobrze – Angie poklepała ją po ramieniu. – Musimy sobie wzajemnie pomagać. Ty też dla mnie dużo robisz pod nieobecność Stevena. Mam nadzieję, że jak skończy mu się ten kontrakt, to wróci do domu na stałe. - Bardzo za nim tęsknisz, prawda? - Mam ciebie, ale to nie to samo… – roześmiały się serdecznie. - Planujecie gdzieś wyjechać? - W lipcu chcielibyśmy spędzić razem parę chwil. Potem Steven zaczyna pracę, a ja muszę się przygotować do nowego roku szkolnego. Dobrze, że mama zabiera dzieci i będziemy mogli się sobą nacieszyć, nim one go obstąpią. - Twoja mama jest kochana – uśmiechnęła się Jenny. – Zabiera moje urwisy, choć pewnie nie jest jej lekko z tą całą gromadką od ciebie i Johnny’ego. - Moja mama uwielbia dzieci, a twoje przy naszych to aniołki. Zawsze nie może się ich nachwalić. I bardzo ciepło mówi o tobie – usiadły przy stole. – Ostatnio powiedziała, że chciałaby mieć taką córkę, jak ty. Aż poczułam się zazdrosna. - Brakuje mi rodziców – powiedziała cicho Jenny. – Oni wiedzieli, jak sobie ze wszystkim radzić, znali wyjście z każdej sytuacji… - Ty też sobie dobrze radzisz – przerwała jej Angie. – I na pewno wszystko się wyprostuje, zobaczysz. A czy znaleźli już tego, kto próbował się do was włamać? - To nikt notowany i zrobił to, bo był głodny – odpowiedziała Jenny. – Na szczęście nie zdążył nic ukraść, ale dzieciaki były wystraszone. Dobrze, że już tego nie pamiętają. - Coś strasznie nam się smutna ta rozmowa zrobiła – Angie uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Na doły najlepsze są lody. Masz ochotę? - Waniliowe z czekoladą? - Oczywiście. - I z kandyzowanymi owocami? - Naturalnie. - I tyle mnie tu trzymasz? – zapytała Jenny z wyrzutem. Roześmiały się, a Angie otworzyła lodówkę. Po chwili objadały się już lodami. A Howie bezpiecznie wycofał się do ogrodu. Postanowił, że jak tylko zostanie z Angie sam, to dokładnie ją o wszystko wypyta. Jenny, choć nie chciała się do tego przyznać, potrzebowała pomocy, a on nie zamierzał przejść obok tego obojętnie… cdn......
  18. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Zamierzał właśnie wrzucić kolejną porcję placków na patelnię, kiedy rozległ się dźwięk telefonu. Angie siedziała w ogrodzie z dzieciakami, więc podniósł słuchawkę. - Słucham? - "Howie?" – to była Jenny. – "Trochę spóźnię się na obiad. Utknęłam w połowie drogi i czekam na mechanika. Nie wiem, ile to potrwa." - Co się stało? – zaniepokoił się. - "Zepsuł mi się samochód i chwilowo jestem unieruchomiona" – powiedziała. - Przyjechać po ciebie? – zapytał. - "Nie" – odpowiedziała. – "To chyba nic poważnego." - A może jednak? - "Nie chciałabym ci sprawiać kłopotów" – powiedziała. - Żaden kłopot, powiedz tylko gdzie jesteś – uśmiechnął się i zapisał na kartce adres. Po kilku minutach był już na miejscu. Jenny przyglądała się, jak laweta zabiera jej auto. - I co z samochodem? – spytał, kiedy do niego podeszła. - Nie wiem, czy go naprawią – usiadła obok niego. – To stary model i nie produkuje się już niektórych części. Mechanik powiedział, że raczej nic z tego nie będzie. Wiem, że powinnam kupić nowy samochód, ale nie mogę jednocześnie naprawić dachu i kupić samochodu! – zacisnęła ręce w pięści. Łzy napłynęły jej do oczu. Czuła się bezsilna. Trudności piętrzyły się jedna za drugą i nie wiedziała co na to poradzić. - Mogę ci jakoś pomóc? – zapytał i popatrzył na nią z troską. Tak bardzo chciał jej ulżyć w problemach, ale nie wiedział, jak sprawić, żeby była szczęśliwa… - Nie, dziękuję – wytarła nos w chustkę. – Przepraszam cię za kłopot. Jakoś sobie poradzę. - Dla mnie to naprawdę żaden problem – powiedział. – Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. - Dziękuję – popatrzyła na niego smutno. – Coś wymyślę i jakoś to będzie… Imponowała mu swoim uporem i postanowieniem bycia niezależną. Ale wiedział, że są pewne rzeczy, których się nie da przeskoczyć. - To nic strasznego poprosić drugą osobę o pomoc – powiedział cicho. – Jeśli potrzebujesz pomocy, wystarczy, że powiesz… - Nie potrzebuję – przerwała mu i z dumą uniosła głowę do góry. Nie chciała być od nikogo zależna. Jakoś sobie radziła przez te dwa lata i wiedziała, że tym razem też jakoś wybrnie z tych tarapatów. Weźmie dodatkowe zlecenia i będzie mogła kupić nowy samochód. - Pieniądze nie są dla mnie ważne – Howie jakby czytał w jej myślach. – Jeśli potrzebujesz pomocy finansowej, to daj znać, dobrze? - Dziękuję – uśmiechnęła się. – Na razie jakoś sobie poradzę. - Za dwa tygodnie zaczynamy trasę i nie będę potrzebował samochodu. Możesz z niego korzystać, dopóki nie staniesz na nogi – nie rezygnował. - Pomyślę o tym, dobrze? – ustąpiła. Howie popatrzył na nią z uśmiechem. Położył jej dłoń na ramieniu. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedział. Westchnęła i z ulgą opadła na siedzenie. Howie wyjechał na drogę. Z każdą chwilą Jenny coraz bardziej mu się podobała. Podziwiał ją za to, że przez dwa lata dzielnie dawała sobie radę i starała się nie być od nikogo zależna. Nie chciał jej mówić, że wie, co czuje, bo nigdy nie był w takiej sytuacji, ale chciał, żeby wiedziała, że nie jest sama. Żeby zrozumiała, że nie musi sama zmagać się z tymi problemami… cdn.....
  19. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    O czym myślisz? – zapytał i podszedł do niej. - Widzę, że bardzo się napracowaliście – odpowiedziała. – I tak mi się jakoś lekko zrobiło, że nie muszę nic robić i o nic się martwić… - Należało ci się – powiedział. – Angie mówiła, że od dwóch lat cały dom jest na twojej głowie. - Jakoś sobie radzę – uśmiechnęła się smutno. – Ale przez cały rok czekam, aż wasza mama zabierze urwisy do siebie i będę mogła oddać się słodkiemu lenistwu. Nie jestem dobrą siostrą, prawda? – popatrzyła na niego uważnie. Miał na sobie białą koszulę i wyglądał w niej bardzo… seksownie. Nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna może być taki pociągający. Od wczoraj coraz częściej zauważała, że z wielu rzeczy nie zdawała sobie sprawy… - Nie jesteś niedobra – powiedział i z zadowoleniem stwierdził, że mu się przygląda. Poczuł, że sprawia mu to przyjemność… Ale szybko wrócił do rzeczywistości. – Każdy potrzebuje czasem uciec od wszystkich i wszystkiego, leżeć brzuchem do góry i oddać się błogiemu nicnierobieniu. - Wasza mama ratuje mi życie. Dzięki tej chwili wolności mogę naładować akumulatory i podejmować nowe wyzwania. - Już jesteśmy! – z domu wybiegły dzieciaki, a za nimi wyszła Angie. - Czuję się, jakbyśmy trafili do ekskluzywnej restauracji – powiedziała Jenny. Roześmiali się głośno. - Zapraszam do stołu – Jessica pełniła honory gospodyni. I stała dumna jak paw. Usiedli więc i w milczeniu zjedli obiad. - Było przepyszne – Angie odłożyła serwetkę na talerzyk. - Delicje – Jenny uśmiechnęła się do Howiego. - Cieszę się, że wam smakowało – powiedział. – Jutro zapraszam na placki ziemniaczane. - No, to już rozpusta – stwierdziła Jenny. - Ale skorzystamy z niej, jeśli mamy okazję – dodała Angie i uśmiechnęły się do siebie. - Tak, a potem Howie już nie będzie chciał do nas przyjechać – powiedziała Jessica i popatrzyła na nich spod oka. Spojrzeli po sobie i roześmiali się. - Podam deser – powiedziała Jenny, ale Howie nie pozwolił jej wstać. - Ja przyniosę – powiedział i wstał. - Pomogę ci – Jessica poderwała się i pobiegła za nim do domu. Angie uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Jak ci poszło? – zapytała. - Całkiem nieźle – Jenny strzepnęła okruchy z sukienki. Mark i Jason zajęci byli sobą i Oskarem, więc mogły spokojnie porozmawiać. – Ale postanowiłam, że jak w lipcu dzieci wyjadą, to zacznę rozglądać się za czymś innym. Atmosfera robi się coraz gęściejsza, a ja lubię jasne sytuacje. - Jeśli chodzi o dzieci, to możemy się ich pozbyć na całe wakacje – powiedziała Angie. - Na całe wakacje? – zdziwiła się Jenny, a chłopcy nadstawili uszu. W tym momencie nadszedł Howie z Jessicą i wszyscy przyłączyli się do rozmowy. - Pojedziemy gdzieś na całe wakacje? – zapytał Jason. - Mama zaproponowała, że w sierpniu zabierze dzieci na wieś – odpowiedziała Angie. – Wybiera się do naszej cioci, która mieszka niedaleko Santa Barbara i chciałaby zabrać dzieci ze sobą. - Możemy pojechać na wieś? – zapytała Jessica. - Pojedziecie z nami? Ale będzie super! – ucieszył się Mark. - Nie chciałabym nadużywać gościnności waszej mamy – powiedziała Jenny. Poczuła, że oczy jej wilgotnieją ze wzruszenia, ale powstrzymała się od płaczu. Pani Paula była dla nich taka dobra… - To naprawdę żaden problem – uśmiechnął się Howie. Widział, że walczy ze wzruszeniem i miał wielką ochotę przytulić ją do siebie. Wiedział, że kiedyś to zrobi, ale na razie musiały wystarczyć tylko słowa. – W sierpniu mamy taki zjazd rodzinny i będzie tam mnóstwo dzieciaków. Dwójka więcej nie zrobi specjalnej różnicy. A mama jedzie na cały miesiąc i chętnie zabierze ze sobą Jasona i Jessicę – puścił oko do dziesięciolatki. Od razu się rozpromieniła. - Czy ty też tam będziesz? – zapytała. - Tylko jeden dzień, bo mamy trasę koncertową i muszę pracować – odpowiedział. - To szkoda – zasmuciła się. - Nie będziesz miała czasu, żeby za mną zatęsknić, bo tam będzie dużo fajnych chłopaków – uśmiechnął się. - Takich przystojnych jak ty? – popatrzyła na niego uważnie. Roześmiali się. - Przystojniejszych – powiedział, nakładając ciasto na talerzyki. – Na pewno znajdziesz tam odpowiedniego kandydata dla siebie. Wydawała się zadowolona z takiego obrotu sprawy i zajęła się ciastem. - Czy zabierzemy ze sobą Oskara? – zapytał Jason. - Nie, raczej nie – uśmiechnęła się Jenny. – Będzie mi dotrzymywał towarzystwa, kiedy was tu nie będzie. - Nie będzie ci smutno? – zapytała Jessie. - Odpocznę sobie od ciebie – powiedziała Jenny i pogłaskała siostrę po głowie. - Bardzo dobry ten placek – powiedział Mark. – Mamusiu, upieczesz nam taki u babci na wsi? - Nie wiem, kochanie – uśmiechnęła się Angie. - Upiekę wam na wyjazd dużą blaszkę – powiedziała Jennifer. – Choć w ten sposób będę mogła podziękować waszej mamie za opiekę nad moimi urwisami. - Zrobisz tym ciastem furorę – stwierdził Howie. - Nie chwalcie mnie tak, bo popadnę w samouwielbienie – Jenny odstawiła szklankę z kompotem. – Ale muszę przyznać, że ten placek wyjątkowo mi się udał – dodała z uśmiechem i wszyscy się roześmiali. Dzieciaki wstały od stołu i od razu pobiegły do ogrodu, zawzięcie o czymś dyskutując. Oskar krzątał się wkoło i z ciekawością spoglądał na stół. - Nie ma tu nic dla ciebie – powiedziała Jenny. – Tam, w misce masz jedzonko – wskazała palcem w stronę schodów. Wstała i zebrała talerze ze stołu. Razem z Angie i Howiem weszła do domu. - Dziękuję za obiad – powiedziała Angie. – Jutro my zapraszamy. - Skorzystamy na pewno – odpowiedziała Jenny. – Przygotujcie się na inwazję. My jesteśmy smakoszami placków ziemniaczanych. - Nie boję się tego wyzwania – odparł hardo Howie. – Potrafię stawić mu czoła. - Cieszę się – uśmiechnęła się Jenny i klepnęła go po ramieniu. Ten niewinny dotyk przyprawił go o zawrót głowy. Przez całe popołudnie patrzył w jej oczy, patrzył na jej twarz, na jej ręce i upajał się tym widokiem. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Znali się zaledwie jeden dzień, a już targały nim takie emocje… Nie potrafił dojść z tym do ładu, ale nie do końca chciał, żeby wszystko się wyjaśniło. Odpowiadała mu ta tajemnicza atmosfera i drobne iskierki, które przeskakiwały między nim a Jenny. Zastanawiał się, co z tego wyniknie… cdn......
  20. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Schowała dokumenty do szuflady i zamknęła biurko. Uśmiechnęła się do siebie. Nie było tak źle, jak wcześniej myślała. Na szczęście klientowi spodobał się jej projekt i groźba utraty pracy zniknęła niepostrzeżenie. Stanęła przed budynkiem i westchnęła głęboko. Rozejrzała się. Po drugiej stronie ulicy stał Howie, oparty o samochód. - I jak? – spytał, kiedy podeszła. - Jeszcze mam tę pracę – odpowiedziała. - Ale nie wyglądasz na szczęśliwą – zauważył i otworzył jej drzwi. - Miałam strasznie męczący dzień – powiedziała. – Przez te stresy kiedyś się pochoruję. Uśmiechnął się i usiadł za kierownicą. - Dlatego zapraszam cię na obiad – powiedział. - Chyba nie skorzystam – odparła. – W domu rozmraża mi się mięso i nie mogę sobie pozwolić na takie marnotrawstwo. - Kiedy właśnie ten obiad czeka w twoim domu – uśmiechnął się. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Jessica postanowiła pomóc ci trochę w domowych obowiązkach i wymyśliła, że zrobi obiad… - Jessica?! – jej zdumienie nie miało granic. - Nie martw się – powiedział spokojnie. – Nie pozwoliłem na zdemolowanie kuchni. Sam wszystko zrobiłem. Choć Jessica dzielnie mi asystowała. - Nie musiałeś… – chciała zaprotestować, ale nie pozwolił jej dokończyć. - Lubię gotować – powiedział. – Dawno tego nie robiłem i cieszę się, że miałem szansę. - Nie wiem, jak ci się odwdzięczę… – była wyraźnie zakłopotana. Kiedy myślała, że on krzątał się po jej kuchni, poczuła się jakoś dziwnie… - Już mi się odwdzięczyłaś – znów się uśmiechnął. – Za placek z truskawkami zrobiłbym wszystko… - Będę pamiętać – powiedziała i roześmiali się. W takich humorach dojechali do domu. W ogrodzie szalały dzieciaki i oczywiście Oskar. Był wniebowzięty, że jest w centrum uwagi i obwieszczał to głośnym szczekaniem. Kiedy usłyszał samochód na podjeździe, od razu podbiegł, żeby się przywitać. - Cześć, kochanie – uśmiechnęła się Jenny i pogłaskała go po głowie. – Tylko nie skacz na mnie. Mam na sobie najlepszą sukienkę i nie chcę jej stracić. Rozumiesz? – pogroziła psu palcem, a on biegał wkoło niej i wesoło merdał ogonem. Po chwili, kiedy z samochodu wysiadł Howie i on przeszedł ceremonię powitania. - Cieszysz się, prawda? – powiedziała, kiedy Oskar polizał ją po ręce. – Przybyła ci jeszcze jedna osoba do wielbienia – uśmiechnęła się do Howiego. – On kocha wszystkich bezgranicznie i ma niespożytą energię. - Nic nie szkodzi – powiedział z uśmiechem. – Też kiedyś miałem w domu goldena. Do późnej starości zachowywał się jak szczeniak. - Oskar ma siedem lat i ciągle daje nam popalić. Choć cieszę się, bo męczy dzieciaki i nie mam z nimi żadnych problemów – powiedziała i weszli do domu. – Zapewnia im odpowiednią porcję ruchu. Właśnie przyszły weekend zamierzamy spędzić na łonie natury, więc wszyscy wyszalejemy się do oporu. - Już jesteś! – do kuchni wbiegła Jessica i rozpromieniła się na widok Howiego. – Stół jest nakryty. Ja sama wszystko zrobiłam – wyprostowała się dumnie. - Dziękuję ci bardzo, kochanie – Jenny pogłaskała siostrę po głowie. – Howie mi wszystko opowiedział. - Dzisiaj zjemy na świeżym powietrzu – do kuchni weszła Nicole i zaglądnęła do garnków. – Mama już idzie. - Jesteście kochani – uśmiechnęła się Jenny. – Pójdę na górę się przebrać i już jestem gotowa. - Nie możesz się przebrać – zaprotestowała Jessica. – Wyglądasz tak pięknie i w sam raz do obiadu. To my się przebierzemy. Roześmiała się i patrzyła jak rozchodzą się, żeby się przebrać. Wyszła do ogrodu. Pod parasolem stał nakryty stół. Obok siedział Oskar i pilnował, żeby niczego nie przegapić. Sprawdziła, czy ma pełną miskę i podeszła do stołu. Wyglądał szykownie i uśmiechnęła się na myśl, ile musieli się napracować, żeby to wszystko przygotować. Taką zastał ją Howie. cdn.....
  21. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Mam nadzieję, że jutro wszystko potoczy się po twojej myśli – powiedział. - Ja też – odpowiedziała. – Bardzo zależy mi na tym zleceniu. - Będę trzymał kciuki – uśmiechnął się. - Dzięki – odpowiedziała tym samym. Ziewnęła. – Przepraszam – zakryła usta. – Jestem okropnie zmęczona. - To ja już zmykam, a ty idź spać – uśmiechnął się i delikatnie dotknął jej ramienia. Wydawało mu się, że zadrżała, ale unikała jego wzroku, więc nie mógł się przekonać, co tak naprawdę się stało. Cicho wyszedł z domu. Jenny oparła ręce o kuchenny blat. Zamknęła oczy. Jego dotyk był taki delikatny… Dawno nie czuła takiego ciepła na bliskość drugiego człowieka. Ale nie mogła sobie pozwolić na żadne chwile słabości. Czas beztroskiego życia minął bezpowrotnie. Teraz musiała myśleć o rodzeństwie. Pokonywać trudy codziennego życia za siebie i Jessicę. Jason był już na tyle samodzielny, że mogła mu oddać część obowiązków. Ale nie mogła zapomnieć, że nadal był roztrzepanym trzynastolatkiem i najbardziej potrzebował swobody. Cieszyła się, że przyjaźnił się z Markiem. I była wdzięczna, że mama Angie zabierze ich ze sobą na miesiąc wakacji. Robiła to od kilku lat, a Jessica i Jason przez cały rok czekali na ten wyjazd. Westchnęła. Postanowiła, że jak nie będzie dzieci, to rozejrzy się za nową pracą. Ostatnio miała wrażenie, że Jack zmienił swój stosunek do niej. I nie miała ochoty przekonać się, czego oczekiwał… Jennifer po raz ostatni poprawiła fryzurę i zamknęła drzwi. Z domu obok wybiegły szczebioczące dziesięciolatki, a za nimi Jason z Markiem licytowali się, który z nich ma cięższy tornister. Na końcu szedł Howie. - Wyglądasz nieziemsko – powiedział na jej widok. – Gdybym to ja był twoim szefem, nie miałbym żadnych zastrzeżeń do twojej pracy – dodał. Szybko uciekła wzrokiem. - Dzieci, jedziemy – powiedziała cicho, a on poczuł się jak sztubak. Znów nieodpowiednio się zachował i sprawił jej przykrość. Tylko nie wiedział, co zrobił nie tak. - Howie zabierze nas swoim samochodem – powiedziała rozpromieniona Jessie. – On ma takie duże, ładne auto. Pojedź z nami. Tak ładnie dzisiaj wyglądasz – dodała, a Jenny się roześmiała. Ona zawsze umiała ją rozbroić. - Chyba nie chciałabyś, żeby gdzieś po drodze zepsuł ci się samochód i żebyś przez to spóźniła się do pracy? – zapytał logicznie Jason. - Poddaję się – skapitulowała. – A z naszym autem wcale nie jest tak źle, jak mówisz – klepnęła Jasona po ramieniu. Ale w duchu musiała przyznać mu rację. Auto było już wysłużone i coraz częściej trzeba było coś tam naprawiać. Jenny zastanawiała się, czy nie kupić nowego, ale póki mogła jeszcze korzystać z obecnego, nie chciała podejmować żadnych radykalnych decyzji… Howie zastanawiał się, o czym tak intensywnie myślała, kiedy podczas jazdy wyglądała przez okno. Włosy związała luźno i miękko opadały falami na ramiona. Miała na sobie krótką czarną sukienkę i w pierwszej chwili zabrakło mu tchu, kiedy ją zobaczył. Gdyby tylko jeszcze udało mu się odegnać te czarne chmury, które zebrały się nad jej głową, byłby bezgranicznie szczęśliwy… - O której po ciebie przyjechać? – zapytał Howie, kiedy dojechali do centrum, a dzieciaki dawno były już w szkole. - Nie chciałabym sprawiać ci problemu – powiedziała. - To żaden kłopot – uśmiechnął się. – Wystarczy o czwartej? – spytał, bo widział, że się waha. - Będzie w sam raz – odparła. – Dziękuję. - Powodzenia – nie mógł się powstrzymać, żeby nie odgarnąć kosmyka włosów, który opadł jej na czoło. – Pokaż im, gdzie ich miejsce. Uśmiechnęła się i wysiadła. Wzięła głęboki oddech i postanowiła, że nie będzie zwracać uwagi na to co się dzieje, kiedy on wyciągał ręce w jej kierunku. To nic nie znaczy i właśnie tak zamierzała potraktować to całe zdarzenie. Tylko dlaczego tak szybko bije jej serce?… cdn.....
  22. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Howie delikatnie zamknął drzwi. Dziewczynki jeszcze nie spały, ale obiecały, że zasną za chwilę, a kiedy pocałował je na dobranoc, rozanieliły się zupełnie i był pewny, że nie będzie z nimi problemów. Zszedł na dół. Angie siedziała przed telewizorem. - Zasnęły? – zapytała. - Zaraz usną – odpowiedział. - Masz na nie zbawienny wpływ – uśmiechnęła się. – Zwłaszcza na Jessicę. - Ona jest taka słodka – westchnął z uśmiechem. – I taka podobna do Jenny… Czy ona ma jakieś problemy? - Ostatnio nie układa jej się w pracy – powiedziała Angie. – Odkąd zginęli jej rodzice, wzięła na siebie dużo obowiązków. Ale dzielnie sobie radzi i bardzo ją za to podziwiam. - Zginęli? – zapytał Howie smutno. - To było dwa lata temu. Jenny musiała przerwać studia i zająć się dzieciakami. A tak niewiele jej zostało… - Co studiowała? - Prawo na Stanford. Była jedną z najlepszych studentek. Miała ciekawe propozycje pracy, kiedy skończy studia, ale musiała przerwać na ostatnim roku, żeby zaopiekować się dziećmi. - Wydawała się bardzo zatroskana przy obiedzie – powiedział. - Nie jest w najlepszej kondycji finansowej, bo czeka ją remont dachu, a wyjazd do Disney World obiecała dzieciom już dawno… - Może będę mógł jakoś pomóc – powiedział i z podziwem pomyślał o tej drobnej dziewczynie, która tyle już przeżyła. - Jest zbyt dumna, żeby przyjąć pomoc – Angie popatrzyła na brata ze zrozumieniem. – Ale cieszę się, że zgodziłeś się na ten wyjazd. Dzięki temu może trochę odciążysz ją finansowo… - Wiesz, że pieniądze nie są dla mnie problemem – uśmiechnął się. – Postaram się zrobić to tak, żeby się nie zorientowała. - Dziękuję… – Angie chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zadzwonił telefon i nie zdążyła dokończyć. To była Jenny. - "Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale mam mały problem. Zepsuła mi się suszarka do włosów, a muszę mieć na jutro ładną fryzurę…" - Nie ma problemu. Zaraz wyślę Howiego, to ci podrzuci. - "Nie rób sobie kłopotu" – zaprotestowała Jenny. – "Podejdę za chwilkę." - To naprawdę żaden kłopot – uśmiechnęła się Angie. – Już go do ciebie wysyłam. - "Dziękuję. Ratujesz mi życie…" Angie odłożyła słuchawkę. - Coś się stało? – zapytał Howie. - Zaniesiesz suszarkę do Jenny? – spytała. – Jutro przed nią ważny dzień, a nie ma czym wysuszyć włosów. - Zrobię to z największą przyjemnością – odpowiedział i po kilku chwilach pukał już do domu Jenny. Otworzyła mu prawie natychmiast. Musiał przyznać, że wygląda fantastycznie. Długie, proste włosy swobodnie opadały jej na ramiona, a w długim śnieżnobiałym szlafroku prezentowała się… hm… aż zaczął się zastanawiać, czy ona ma coś pod tym szlafrokiem. Dawno nie przychodziły mu takie myśli do głowy i sam się za nie zganił. - Bardzo ci dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaprosiła go do środka. Zaraz też doleciał go zapach ciasta. - Upiekłaś placek? – zapytał. - Dziesięć minut temu wyjęłam z piekarnika – odparła. - Mogę spróbować? – zerknął łakomie w stronę kuchni. – Inaczej nie będę mógł dzisiaj zasnąć. Uśmiechnęła się. Wydawała się całkowicie odprężona i Howie poczuł, że chciałby zawsze ją taką widzieć. Nie wiedział dlaczego, ale nagle zaczęło mu na tym bardzo zależeć. - Zapraszam – powiedziała i weszli do kuchni. Ukroiła mu duży kawałek i podała talerz. – Uważaj, bo jeszcze ciepłe. - Pyszne – powiedział po pierwszym kęsie i cały się rozpromienił. – Coś wspaniałego! – dodał i odstawił talerz. Wszedł do łazienki, gdzie Jenny upinała włosy i suszyła. - Było przepyszne – powiedział z uśmiechem. – Czy to byłaby rozpusta, gdybym poprosił cię o jeszcze jeden kawałek? - A mógłbyś sobie ukroić? Nie chciałabym przerywać… - Jasne – pognał do kuchni i po chwili wracał już z powrotem. Po drodze napotkał Oskara, którego zaciekawiły głosy w domu i przybiegł sprawdzić, co się dzieje. Po dokładnym obwąchaniu nieznajomego, odbiegł w sobie tylko znanym kierunku. A Howie stanął na progu łazienki. Jenny upięła włosy i suszyła dokładnie. Przyglądał się z boku. Zastanawiał się, czy nie powinien pomyśleć o jakiejś stabilizacji. Niedługo skończy dwadzieścia osiem lat, a nie znalazł jeszcze nikogo, z kim mógłby stworzyć wspólny dom. Wiedział, że przy obecnym stylu życia ciężko będzie mu znaleźć taką osobę, ale chciał móc dzielić z kimś wolne chwile, zasypiać i budzić się obok bliskiej osoby… - Już skończyłam – Jennifer wyłączyła suszarkę. – Dziękuję. cdn......
  23. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Jutro po obiedzie zapraszam was na podwieczorek – odpowiedziała. – A teraz muszę już iść. Trzeba nakarmić dzieciaki. - Zrobiłam obiad dla nas wszystkich – odezwała się Angie. – Jeśli masz ochotę, to zapraszam serdecznie. A jak minął dzień w redakcji? – zmieniła temat, bo widziała, że Jenny się waha. - Nie było tak dobrze, jak się spodziewałam – przeszli do kuchni i Jennifer pomogła przyjaciółce rozpakować zakupy. – Jutro mamy spotkanie z kontrahentem i boję się, że jeśli zareaguje tak samo jak Jack, to mogę pożegnać się z pracą, albo znów zajmę się tylko przepisywaniem książek. - Wszystko będzie dobrze – powiedziała Angie. – Zobaczysz. Jenny westchnęła. Ostatnio w pracy nie układało się zbyt dobrze. Cieszyła się, że otrzymuje nowe zadania, ale miała wrażenie, że przez to zaniedbuje Jessicę i Jasona. Jednak nie mogła rzucić tej pracy, bo pieniądze po rodzicach nie wystarczyłyby na życie. Zamyśliła się. Gdyby nie ten pechowy wyjazd dwa lata temu, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Skończyłaby studia i miałaby dobrze płatną pracę. A zamiast tego ciągle musiała martwić się o przyszłość. Westchnęła. Nie była gotowa na takie życie. Chwilami miała wrażenie, że wzięła na swoje barki zbyt duży ciężar. Cieszyła się, że poznała Angie i Stevena, bo oni umieli podnieść ją na duchu… Howie obserwował ją z boku. Wyglądała na zatroskaną i zastanawiał się, czym się tak martwi. Chciał powiedzieć jej coś miłego, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Wszystkie słowa były takie banalne… - Dzieci, chodźcie na obiad! – Angie wyrwała ich oboje z zamyślenia. Jenny pomogła rozstawić talerze na stole i po kilku chwilach jedli już ciepły obiad. Jessie wpatrywała się w Howiego z uwielbieniem i byłaby prawie nic nie zjadła, gdyby Jenny nie zwróciła jej uwagi. - Kochanie, jedz, bo stygnie – powiedziała. – Chyba chcesz być najpiękniejsza dla Howiego – Jenny mrugnęła okiem porozumiewawczo. Howie uśmiechnął się. Ta dziewczyna naprawdę mu się podobała… - Czy będę mogła dzisiaj nocować u Nicole? – zapytała Jessica nie odrywając wzroku od Howiego. - Przecież jutro jest szkoła – powiedziała Jenny. - Proszę… – siostra popatrzyła na nią błagalnie. - Mamo, zgódź się – Nicole popatrzyła na Angie. – Będziemy cichutko, obiecuję. - Przy tak zmasowanym ataku chyba nie mamy szans – Angie uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Nie chciałabym sprawiać ci kłopotów… – zaprotestowała Jane. - Żaden problem – Angie poklepała Jenny po ramieniu i mrugnęła do Howiego. – Zaśpiewasz im kołysankę i będą się czuły jak w raju. - Mamo, czy skoro przyjechał wujek Howie, pozwolisz nam jechać do Disney World? – odezwał się Mark. - Wujku, pojedziesz z nami do Disney World? – zapiszczała Nicole. – Mama nie chce nas puścić z ciocią Jenny. - Widzę, że wytoczyliście najcięższe działa – roześmiała się Angie. – Jenny zabiera Jasona i Jessie na weekend do Disney World i nie chciałam jej obarczać jeszcze swoją dwójką – wyjaśniła bratu. Howie uśmiechnął się. Jenny patrzyła na niego niepewnie. - Bardzo chętnie pojadę z wami – powiedział. – Dawno tam nie byłem… Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo został zagłuszony przez pisk maluchów. Przy stole zapanowała prawdziwa euforia. I już nikt nie myślał o jedzeniu. Cała czwórka wstała od stołu i odeszła, przekrzykiwując się wzajemnie. Dziewczynki wróciły jeszcze na moment, żeby wyściskać Howiego i zniknęły w ogrodzie. Angie popatrzyła na Jenny, potem na Howiego i wszyscy troje głośno się roześmiali. cdn.......
  24. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    Zatrzymała się przed domem Angie i dzieciaki wyskoczyły jak oparzone. A ona podjechała samochodem pod swój dom i zaparkowała na podjeździe. Z ogrodu nadbiegł Oskar, jej ukochany golden retriver i musiała dokładnie się z nim przywitać. Na szczęście pies zauważył w ogrodzie coś bardziej ciekawszego i uciekł z powrotem. Jennifer wyjęła dwie torby zakupów z bagażnika. Angie prosiła ją o kilka rzeczy z supermarketu i wstąpiła tam po drodze z redakcji. Nie miała udanego dnia. Szefowi nie podobały się jej zdjęcia, a jutro mieli się spotkać z klientem i bała się, że on też nie będzie zadowolony z jej pracy. Westchnęła. Musi się dobrze przygotować do tego spotkania. Postanowiła, że rozpuści włosy i nakręci na grube wałki, żeby nie były takie sztywne. Z rozmyślań wyrwały ją podniesione głosy dochodzące z domu przyjaciółki. Jessica i Nicole bardzo się czymś zachwycały. Jennifer otworzyła drzwi do kuchni i weszła do domu Angie. W salonie panował duży ruch i dziewczyna skierowała się w tamtą stronę. - Przywiozłam ci zakupy – powiedziała, kiedy Angie weszła do kuchni. - Dziękuję. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – brunetka uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Chodź, przedstawię ci kogoś – dodała i pociągnęła ją za sobą. Jennifer zobaczyła, jak jej młodsza siostra razem z Nicole z całej siły tulą się do jakiegoś mężczyzny. A on wydawał się z tego zadowolony. Angie roześmiała się. - Jenny, poznaj mojego brata – powiedziała i dziewczynki poderwały się na równe nogi, a przed Jennifer stanął bardzo przystojny brunet. – To jest Howie. Howie, to jest Jennifer. Uścisnęli sobie dłonie. - Miło mi – powiedziała i uśmiechnęła się. - Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział. - On jest Backstreetem! – pisnęła Jessica z zachwytem. Howie uśmiechnął się. - Śpiewasz w tym zespole? – zapytała Jenny. Skinął głową. - Jest najprzystojniejszy! – dodała Jessica z przekonaniem. - Właśnie, że nie! Nick jest najprzystojniejszy! – zaprotestowała Nicole. Ale Jessica nie chciała się zgodzić i dziewczynki wyszły, przekomarzając się ze sobą. - Jessica godzinami potrafi o tobie opowiadać – powiedziała Jenny. - Rozumiem, że przez to masz mnie dość – Howie popatrzył na jej długie blond włosy związane na czubku głowy. Wyglądała bardzo młodo w topie bez ramiączek i w krótkich dżinsowych szortach. Zastanawiał się, ile może mieć lat. - Nie, ale czasem wydaje mi się, że jesteś naszym domownikiem – uśmiechnęła się. – Jessie, gdyby mogła, wszędzie porozklejałaby twoje zdjęcia. Na szczęście udało mi się ograniczyć to uwielbienie do jej pokoju i kawałka korytarza. Inaczej nie widziałabym niczego poza twoją postacią. - Uważasz, że to byłoby przykre? – spytał, patrząc na nią figlarnie. Spojrzała na niego spod oka i uśmiechnęła się. - Wolałabym mieć przy sobie żywego człowieka, niż otaczać się jego zdjęciami – powiedziała. – Ale na razie nie grozi mi taka obsesja. Mam nadzieję, że ona też z tego wyrośnie. - Nigdy nie podkochiwałaś się w kimś znanym? – zapytał. Była realistką, ale podchwyciła żart i podobało mu się takie podejście do rzeczy. - Oczywiście, że się podkochiwałam – uśmiechnęła się. – Chyba każdy ma za sobą takie niegroźne miłostki. Dzięki nim życie jest piękniejsze… – roześmiała się na wspomnienie tamtych chwil. – No, ale ja tu się zagadałam, a tam czeka na mnie ciasto z truskawkami. - Jenny robi najlepsze na świecie ciasto z truskawkami – powiedziała Angie. – Muszę ci powiedzieć, że nikt nie robi tak pysznego. Nawet nasza mama to przyznała. Po prostu delicje. - Przesadzasz – uśmiechnęła się Jenny, a Howie zauważył, że się zarumieniła. Wyglądała uroczo. - Jeśli chodzi o ciasto z truskawkami, to jestem prawdziwym smakoszem. Mam nadzieję, że dostąpię zaszczytu spróbowania tego wypieku – powiedział. Skinęła głową. cdn.....
  25. JARZEBINA CZERWONA

    BIESIADA

    WITAM BIESIADO KOCHANE DRZEWKA dziekuje KALINKO BIESIADNA jeszcze raz dziekuje za rozmowe Opowiadanie: ............................Szukajac szczescia........................... Jenny musiała zrezygnować ze swoich marzeń i ambicji, żeby zająć się młodszym rodzeństwem po śmierci rodziców. Ale może nie jest jeszcze za późno, żeby mogła żyć swoim życiem i być szczęśliwą tak, jak zawsze o tym marzyła?..........
×