![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/set_resources_2/84c1e40ea0e759e3f1505eb1788ddf3c_pattern.png)
![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/monthly_2018_12/J_member_10338792.png)
JARZEBINA CZERWONA
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JARZEBINA CZERWONA
-
Od kilku dni nie czuła się najlepiej. I dobrze wiedziała, dlaczego tak jest. Wszystko przez sobotnią noc, a właściwie bardzo wczesny niedzielny ranek, czyli samo pożegnanie z Petem po wyjściu z klubu. Jakoś nie mogli się rozstać. Nie mogli się nagadać i dobrą godzinę stali na mrozie. Ona nie chciała zaprosić go na górę, bo nie była gotowa na takie zakończenie, a on nie prosił, żeby to zrobiła, bo nie był pewien, czy ma na tyle silną wolę, żeby obiecać jej inne zakończenie… Westchnęła. Dobrze, że to było nagranie już ostatniego programu, bo nie miała pewności, czy byłaby w stanie przyjść do telewizji jeszcze raz i nie pozarażać wszystkich. Z resztą była przekonana, że teraz też rozsiewa mnóstwo zarazków i na pewno już kogoś zaraziła, mimo że naszprycowała się lekarstwami do oporu… Dlatego z ulgą zakończyła program, nie dając po sobie poznać, że nienajlepiej się czuje i pożegnała wszystkie dzieci, które przez te trzy tygodnie dzielnie im towarzyszyły. Potem jeszcze odprowadziła je z Mike'm, swoim współprowadzącym do drzwi i oddała w ręce stęsknionych rodziców. - No i skończyliśmy – powiedział Mike. - No i skończyliśmy – przytaknęła. - To poleci od poniedziałku, prawda? - Od poniedziałku. - Ciekawe, czy się spodoba – gładko przeszli na hiszpański. - Oczywiście, że się spodoba – uśmiechnęła się. – Dlaczego miałoby się nie spodobać? Hiszpański jest bardzo ładnym i melodyjnym językiem, a Latynosi to ludzie pełni temperamentu – dodała i zamrugała niewinnie oczami. Roześmiali się, choć ona po chwili zaniosła się kaszlem, więc musiała przestać i się uspokoić. - Idziemy to uczcić? – popatrzył na nią pytająco. - Raczej nie, bo nienajlepiej się czuję i, delikatnie mówiąc, padam z nóg – odparła i uśmiechnęła się przepraszająco. Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę. Wytarła nos. – Chyba się przeziębiłam. Zaraz łyknę kolejne aspiryny i zakryję się kołdrą po uszy. Jak przeleżę cały weekend w łóżku, to może do poniedziałku mi przejdzie. - W czwartek mamy mieć spotkanie z szefową redakcji dziecięcej. Powie nam, jakie są notowania i czy będziemy to kontynuować. - Do czwartku na pewno będę już stała na nogach, cała gotowa na werdykt – uśmiechnęła się. - Podrzucić cię do domu? – zaproponował Mike, kiedy zeszli na parking. - Jeśli nie sprawi ci to problemu – uśmiechnęła się z wdzięcznością i po raz kolejny wytarła nos w chusteczkę. Chyba miała gorączkę, bo czuła, że pieką ją policzki. Na pewno nie z zimna… - Najmniejszego – odpowiedział i wsiedli do samochodu. Jaimie prawie zasnęła, nim podjechali pod jej kamienicę. W stanie żywotności trzymał ją jedynie kaszel, który od czasu do czasu dawał o sobie znać. Mike popatrzył na nią z politowaniem. - Idź się kuruj, bo jesteś ledwo żywa – powiedział. - Dzięki – uśmiechnęła się. – Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. - Do zobaczenia – odpowiedział i odjechał, kiedy wysiadła. Ostatkiem sił weszła po schodach na górę i z ulgą zamknęła za sobą drzwi. Nastawiła wodę na herbatę i przygotowała kilka tabletek do połknięcia. Do mikrofalówki wstawiła kupione naleśniki, choć wcale nie miała ochoty jeść. Ale musiała sobie zrobić podkład pod tabletki. Usiadła na chwilę, bo czuła, że kręci jej się w głowie, a nie chciała zemdleć. - Aleś mnie urządził, Pete – powiedziała, po raz kolejny wycierając nos w chusteczkę. Przebrała się w wygodny dres, zjadła obiad i nafaszerowała się lekarstwami. Ostatkiem sił doszła do łóżka i z ulgą wsunęła się pod koce. Zasnęła prawie natychmiast. Kiedy usłyszała dźwięk swojej komórki, nie wiedziała, co się dzieje. Usiadła na łóżku. Za oknem było już ciemno, a ona czuła, że głowa jej pęka. Przekręciła się na łóżku i zapaliła lampkę. Sięgnęła po torebkę. Stała za daleko i zrzuciła ją ze stolika, nim ostatecznie dostała się do telefonu. - Słucham? – powiedziała cicho. - "Nie zamierzasz tu dzisiaj przyjść?" – usłyszała głos Pete'a. - Ale o co chodzi? – rozejrzała się po pokoju, nie bardzo orientując się w sytuacji. - "Jesteś chora? Masz jakiś dziwny głos" – powiedział zaniepokojony. - Co się stało? Czemu dzwonisz? Gdzie jesteś? – pytała, starając się jednocześnie wysmarkać nos i powstrzymać atak kaszlu. - "Jestem w klubie" – usłyszała uśmiech w jego głosie. – "Myślałem, że przyjdziesz, ale słyszę, że nie najlepiej się czujesz." - Poszedłeś do klubu w piątek? – zdziwiła się. - "Jest sobota, Jaimie." - Sobota? – potarła dłonią skronie, a on się roześmiał. - "Przespałaś cały dzień?" - Na to wygląda – uśmiechnęła się słabo. Z powrotem położyła się na łóżku. - "To nieźle cię rozłożyło." - To przez ciebie – powiedziała szybko i zakaszlała cicho. – To wszystko przez ciebie. Jakbyś nie kazał mi stać przez godzinę na mrozie, byłabym teraz rześka jak skowronek – zaśmiała się, ale szybko przestała, bo znów dopadł ją kaszel. - "Biedactwo" – uśmiechnął się. – "Przyjechać do ciebie?" - Nie, bo się zarazisz – odparła. – A, poza tym, i tak jestem nie do życia… I nawet nie miałabym cię czym ugościć, więc nie ma sensu, żebyś tu przychodził. Nie byłabym dziś dobrą gospodynią. - "A jak się tak ogólnie czujesz?" - Gardło mnie boli, głowa mi pęka, wyglądam jak rozgrzany piecyk elektryczny i dziwnym trafem umknął mi z życiorysu cały dzień… Wystarczy? – zaśmiała się, a on nie mógł jej zawtórować. - "To kuruj się i wypoczywaj" – powiedział po chwili. – "Zajrzę do ciebie jutro." - Nie kłopocz się – odpowiedziała. – Jutro też będę tak nieciekawie wyglądała. - "A wiesz, że jakoś mi to nie przeszkadza?" - Wracam do spania, a ty idź się dalej bawić. Wyskacz się za mnie, jakżeś mnie tak urządził – powiedziała smutnym tonem. - "I tak nie jest tu dziś za ciekawie" – odpowiedział. - To za karę – powiedziała i kaszlnęła po raz kolejny. – Cześć. - "Cześć, Jaimie." Odłożyła telefon na półkę i rozejrzała się po pokoju nieprzytomnym spojrzeniem. Jak to możliwe, że przespała cały dzień? Jak to możliwe, że przespała cały dzień, a wcale nie czuła się lepiej? Westchnęła i wstała. Najpierw poszła do kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia, a potem kwadrans spędziła w łazience. No i znów zjadła obiad, połknęła aspiryny i kilka innych wynalazków, i wróciła z powrotem do łóżka. Przespała cały dzień, a nadal chciało jej się spać. Położyła się więc i zasnęła po kilku chwilach. cdn......
-
Jest tu gdzieś jakiś kelner? – zapytała Kate, przerywając w ten sposób kłopotliwą atmosferę. – Pić mi się chce. - Zaraz się znajdzie – odpowiedział Paul i kilka chwil później wszyscy już coś popijali. Kołysali się w rytm melodii i wiadomo było, że długo tak spokojnie nie usiedzą. - Idziemy poszaleć? – zaproponowała Amy i popatrzyła na towarzystwo pytająco. - A co to w ogóle za pytanie – uśmiechnęła się Jaimie i jeszcze raz upiła łyka ze swojej szklanki. Musiała dodać sobie odwagi, bo to wszystko zaczynało ją przytłaczać… - Wiecie, że ona kiedyś taka nie była? – Amy popatrzyła spod oka na mężczyzn. – Kilka tygodni temu wreszcie udało się nam wyciągnąć ją na imprezę i tak nam się koleżanka rozszalała, że aż jej poznać nie możemy. - Bardzo śmieszne – prychnęła Jaimie i popchnęła ją przed siebie, a wszyscy głośno się roześmiali. Szli przez salę powoli, a Pete nie mógł oderwać wzroku od Jaimie. Miała na sobie czarne spodnie ze skóry, a do tego szary top na ramiączkach. Włosy związała w kucyk i zauważył, że na ramieniu ma tatuaż. No, tego też się po niej nie spodziewał… Chyba jeszcze nigdy żadna kobieta tak bardzo go nie zaskakiwała… Chyba jeszcze nigdy żadnej kobiecie nie pozwalał się tak zaskakiwać… I chyba jeszcze nigdy nie czerpał z tego takiej radości… Jaimie starała się zachowywać swobodnie, choć wiedziała, że nie bardzo jej to wychodzi. Za każdym razem, kiedy patrzyła na Pete'a, widziała, że on też na nią patrzy. Miała nadzieję, że to jej się nie wydaje, że naprawdę na nią patrzy. Choć po dzisiejszym powitaniu sama nie wiedziała, na co ma nadzieję… A Pete po prostu patrzył. Uśmiechał się lekko i patrzył… Podrywał ją? Jeśli tak, to bardzo skutecznie… - Zatańczysz? – powiedział, kiedy w głośnikach rozległy się dźwięki ballady. Właściwie nawet nie bardzo mogła mu odmówić. Nie, żeby chciała, ale nim zdążyła otworzyć usta, Pete już otoczył ją ramionami i przyciągnął do siebie. - Co my robimy? – popatrzyła na niego pytająco. Serce waliło jej, jak oszalałe. Nie wiedziała, czy to z powodu jego bliskości, czy z nerwów, że jest tak blisko… - Tańczymy – uśmiechnął się niewinnie, choć dobrze wiedział, że nie o to pyta. Odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła na niego spod wpółprzymkniętych oczu. Roześmiała się, a on stwierdził, że wpada coraz bardziej. Że coraz bardziej się pogrąża. Pogrąża się w jej zmysłowości, w jej erotyzmie, w tym wszystkim, co składało się na jej osobę, a co z taką radością odkrywał… - Nadal potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi – powiedziała po chwili. Nie była pewna, ale chyba z nim flirtowała. Nagle jej zachowanie wydało jej się najbardziej naturalnym pod słońcem. Jakby właśnie to najbardziej na świecie pragnęła robić… To i nic innego… - Wygląda więc na to, że niektóre rzeczy się nie zmieniają – odpowiedział. - No na to wygląda – uśmiechnęła się. - Nigdy nie podejrzewałem cię o chęci do tatuowania się – nachylił głowę, żeby jego usta znalazły się na wysokości jej ucha i mogła go lepiej słyszeć. Napięcie między nimi rosło z każdą kolejną chwilą. Otaczało ich, jak kokonem… - Kolejna rzecz, o którą mnie nie podejrzewałeś, a której się dopuściłam – znów się uśmiechnęła. Wstrzymała oddech. Był za blisko. Zdecydowanie za blisko… Ale dlaczego, zamiast się denerwować, czuła, jak budzi się do życia? - Kolejna rzecz… – przytaknął. Kiedy miał ją tak blisko i wdychał ten jej wspaniały kobiecy zapach, czuł jak coś się w nim budzi. Jak coś w nim ożywa. Słyszał jej przyspieszony oddech i nie wiedział, czy to z powodu wyczerpującego tańca kilka chwil wcześniej, czy to z powodu tej bliskości, w jakiej się znaleźli… Nie chciał jej denerwować i płoszyć, ale tak doskonale wpasowywała się w jego ramiona, że po prostu nie mógł jej wypuścić… - Co ty robisz? – odsunęła się i popatrzyła na niego spod oka. Tempo miał przerażająco szybkie. Takie, że aż kręciło jej się w głowie… Nie wiedziała, czy za szybkie dla niej, ale nie chciała tak szybko ulegać. Nawet, jeśli jej ciało mówiło coś innego… On jeszcze nie znał tego języka, więc na razie była bezpieczna… - Podoba mi się twój zapach – odpowiedział i na powrót się nad nią nachylił. Lekko dotknął nosem jej policzka i powoli przesunął nim wzdłuż jej ramienia, zatrzymując się na materiale jej koszulki. Czuła, jak uginają się pod nią kolana. Mało brakowało, a osunęłaby się na podłogę… W jednej chwili znikły wszelkie szanse na utrzymanie w tajemnicy języka jej ciała… Musiała się na nim mocno wesprzeć, a on musiał ją mocno podtrzymać. Uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Odsunął się na bezpieczną odległość, ale z ramion wcale nie zamierzał jej wypuszczać. Przynajmniej dopóki mogli tak lekko kołysać się przy tych delikatnych dźwiękach… Dopóki mogli się tak o siebie rozkosznie ocierać, dopóki taka bliskość dawała im komfort i poczucie bezpieczeństwa… Dopóki taka bliskość sprawiała, że w żyłach szybciej krążyła im krew… cdn.....
-
opowiadanie.... Ogien...... ciag dalszy :D Zasnąłeś u niej na sofie?! – Paul popatrzył na niego z niedowierzaniem. Siedzieli u Pete'a w domu i popijali piwo w przerwie meczu. I oczywiście nie mogli nie rozmawiać. Nie rozmawiać na palące tematy, a jednym z nich od jakiegoś czasu było pojawienie się Jaimie w życiu ich obu. Choć w życiu Pete'a jej obecność zaznaczyła się dużo mocniej… - Nie wiem, jak to się stało… Byłem strasznie zmęczony, zjedliśmy obiad, rozmawialiśmy… - I zasnąłeś w trakcie rozmowy – wywnioskował Paul. - To nie było tak! – oburzył się Pete. – I nie śmiej się, bo to wcale nie jest śmieszne – szturchnął przyjaciela, kiedy ten nie mógł już powstrzymać śmiechu. - No, takiego sposobu na zostanie na noc u dziewczyny to jeszcze nie znałem – odpowiedział. - Wcale nie zostałem u niej na noc – powiedział szybko Pete. – Po prostu zasnąłem… Kiedy mnie rano obudziła, myślałem, że jeszcze śpię – uśmiechnął się. - Aż tak miło było? – zaśmiał się Paul. - No, było miło – przytaknął Pete. – Zrobiła rano pyszną kawkę, śniadanko… - I przez żołądek trafiła tam, gdzie powinna – przyjaciel uśmiechnął się triumfująco. - Ja nie wiem, dokąd chciała trafić – odpowiedział Pete. – Ale tak fajnie nam się rozmawiało… Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama osoba, którą znam z liceum… Jest tak zupełnie inna – uśmiechnął się i westchnął. - Lepsza? – Paul patrzył na niego z szerokim uśmiechem, ale Pete wcale tego nie widział. Starał się przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów ze swojego pobytu u Jaimie. - Po prostu inna – powiedział cicho. – Wiesz, jak się ubrała w ten swój kostium do pracy i spódnicę po kostki… Żadna kobieta w bikini nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak ona, ubrana od stóp do głów – uśmiechnął się. - Chyba coś ci tam drgnęło – stwierdził Paul wskazując dłonią serce kolegi. - A to źle? – oburzył się Pete, sam nie wiedząc, dlaczego tak reaguje. Może dlatego, że to wszystko było jeszcze takie świeże, że sam się w tym trochę gubił… - A czy ja coś takiego powiedziałem? – uśmiechnął się Paul. – Oboje jesteście wolni, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście zobaczyli, co z tego wyniknie. - Myślisz, że ona by tego chciała? – spytał Pete i popatrzył na przyjaciela wyczekująco. – W liceum jakoś nieszczególnie się lubiliśmy. - Ale i szczególnie się lubiliście – uśmiechnął się Paul. – Pamiętasz, jak wymyśliliście modę noszenia koszulek z krótkim rękawkiem na koszule z długim rękawem? Jako jedyni tak się ubieraliście. Tylko wy dwoje. Dopiero później inni od was zgapili… Czy to świadczyło o tym, że się nieszczególnie lubiliście? – popatrzył na przyjaciela pytająco. – A, poza tym, mówiłeś, że ona się zmieniła. Ty też nie jesteś już tym samym facetem, co dziesięć lat temu… Jeśli tak dobrze się dogadujecie, to dlaczego by tego nie wykorzystać? - Popychasz mnie? – Pete popatrzył na niego podejrzliwie. - Sam się popychasz, nie potrzebujesz mojej pomocy – Paul uśmiechnął się lekko. Pete nic już nie powiedział. Bo co miał mówić? Po co miał udawać, że Jaimie mu się nie podoba, jeśli było zupełnie na odwrót? Po co miał udawać, że go nie pociąga, jeśli było zupełnie na odwrót? Z resztą, kogo miał oszukiwać? Paula? Zbyt długo się znali, żeby przyjaciel dał się nabrać. Siebie? Nie chciał siebie oszukiwać. Po raz pierwszy nie zamierzał siebie samego oszukiwać.... - Wchodzisz, czy nie? – zapytała Amy, kiedy stanęły przed klubem. Jaimie wzruszyła ramionami. Czego się bała? Oboje przecież byli dorośli, oboje wiedzieli, co robią… Nie musieli się kontrolować, nie musieli na nic i na nikogo uważać… Nikomu nie byli w stanie zrobić krzywdy… Dlaczego więc tak bardzo nogi jej drżały, kiedy stała w miejscu, w którym stawała już wielokrotnie?… - Wchodzę – odpowiedziała i uśmiechnęła się. Przeszły przez sale, kierując się do swojej ulubionej i do swojego ulubionego stolika. Jakże wielkie było ich zdziwienie, kiedy zobaczyły, że stolik jest już zajęty. Ale nie przez zupełnie przypadkowych ludzi. - Cześć – powiedział Pete i razem z Paulem wstali, żeby przywitać dziewczyny. - No, właśnie tak sobie myślałyśmy, że tu będziecie – uśmiechnęła się Amy i położyły torebki na krzesłach, żeby zdjąć płaszcze. Nim Jaimie zdążyła to zrobić, Pete znalazł się przy niej, żeby jej pomóc. A zaskoczenie nie było właściwym słowem, żeby opisać stan jej ducha. Była zdumiona do granic możliwości. Nie wiedziała, co powiedzieć, ani jak zareagować. cdn......
-
Jasne – odparł i cicho chrząknął, bo nie mógł odnaleźć własnego głosu. Wiedział, że go przyłapała i zastanawiał się, co sobie pomyślała. Zapalił światło i spojrzał na okienny termometr. – Minus siedem – powiedział po chwili. - Okay – odpowiedziała i wyjęła z szafy garsonkę z długą spódnicą. Potem jeszcze bluzkę i znikła w łazience, żeby się przebrać. Uśmiechnął się, kiedy już stamtąd wyszła. Miała na sobie elegancką białą bluzkę i długą, wąską szarą spódnicę. Włosy zaczesała w gładkiego kucyka i zrobiła sobie delikatny makijaż. Wyglądała niesamowicie elegancko. I niesamowicie seksownie jednocześnie. Kiedy jeszcze nałożyła na nos okulary i przejrzała się w lustrze, całkowicie zdębiał. Uśmiechnęła się i popatrzyła na niego znad czarnych oprawek. - W czym mogę panu pomóc? – zapytała oficjalnym i chłodnym tonem, a po chwili parsknęła, nie mogąc dłużej powstrzymać śmiechu na widok jego miny. - Jak ty to robisz, że tak się zmieniasz? – uśmiechnął się i skrzyżował ramiona na piersiach. – W jednej chwili jesteś rozleniwioną i wyluzowaną dziewczyną, a w drugiej potrafisz być wyniosłą i zdyscyplinowaną panią urzędnik. - Taka już jestem – uśmiechnęła się nonszalancko. Wiedziała, że zrobiła na nim wrażenie. Nie, żeby jej na tym zależało, ale poczytała to jako swój sukces. – Dziękuję za naczynia – dodała i wniosła do kuchni szklankę z wodą, która zwykle w nocy stała przy jej łóżku. - Nie ma za co – uśmiechnął się. – To ja dziękuję. - Jak będziesz gdzieś w pobliżu i będziesz potrzebował noclegu, zadzwoń, a może coś wymyślimy – uśmiechnęła się i mrugnęła wesoło okiem. - Uważaj, bo mogę z tej propozycji skorzystać – powiedział, starając się brzmieć groźnie. Ale ona ani na chwilę nie straciła wątku i ani na chwilę nie dała się zbić z pantałyku. - Uważaj, bo mogę cię namawiać, żebyś z tej propozycji skorzystał – odpowiedziała i przeszła przez sypialnię do drugiego pokoju. Wyszła stamtąd po kilku chwilach z torebką w ręce i marynarką przewieszoną przez ramię. - Już wychodzisz? – zapytał. - Nie chciałabym cię wyganiać, ale chyba na mnie już czas – odpowiedziała i spojrzała na zegarek. Właśnie minęło wpół do ósmej. - Mogę cię podwieźć, jeśli chcesz – zaproponował. - A jedziesz do domu, czy do telewizji? – nałożyła marynarkę i przeglądnęła się w lustrze. Znów mu dech zaparło. Sam nie mógł uwierzyć, że kobieta ubrana od stóp do głów może tak bardzo go pociągać. Kiedy odwróciła się i popatrzyła na niego spod oka, oprzytomniał i przypomniał sobie, że o coś go pytała. Chrząknął. - Najpierw pojadę do domu – powiedział. - No to nie bardzo ci pasuje jazda do centrum – odpowiedziała. - To ty tak myślisz – uśmiechnął się. – Usiądź sobie wygodnie, wyjdziemy za dziesięć minut i na pewno będziemy przed ósmą. - Ale naprawdę nie musisz… - Chcę – nie pozwolił jej nawet zaprotestować. Nie pozostawało jej więc nic innego, jak westchnąć znacząco i usiąść z powrotem. Uśmiechnęła się. Nie powinna przebywać w jego towarzystwie. Bo zmęczone oczy podsuwały jej do głowy nieistniejące rzeczy… Wydawało się jej, że on patrzy na nią, jakby miał ochotę… Pokręciła głową i zamknęła oczy. Przepędziła z głowy niedorzeczne myśli i starała się uspokoić. Chyba za bardzo była wygłodniała wszystkiego tego, co wiązało się z obecnością mężczyzny w życiu kobiety. W jej życiu… Kilkanaście minut później byli już prawie w centrum. Jaimie walczyła ze sobą przez całą drogę, starając się wygonić z głowy wszystkie te myśli, które pojawiały się tam z przyczyny wybujałej wyobraźni… Ale jak miała to zrobić, kiedy Pete podał jej płaszcz przy wyjściu, podał rękę, żeby mogła się wesprzeć, kiedy ubierała kozaki, a do tego przez cały czas uśmiechał się szeroko, co dla niej było niemal namacalną męczarnią? - Dobrze się czujesz? – Pete popatrzył na nią z troską i zatrzymał się na skrzyżowaniu. Westchnęła i otworzyła oczy. - Tak, jestem tylko zmęczona – uśmiechnęła się. - Będziesz dzisiaj w telewizji? - Nie. Jutro mamy nagranie, więc dzisiejsze popołudnie spędzę nad tłumaczeniami. - Kusząca perspektywa – powiedział i oboje się zaśmiali. Podjechali pod właściwy budynek. - Dziękuję za podwiezienie – powiedziała Jaimie i otworzyła drzwi. - To ja dziękuję – odpowiedział i uśmiechnął się. – Trzymaj się i do zobaczenia. - Do zobaczenia – wysiadła. Już prawie zamykała drzwi, kiedy usłyszała jego głos. - Jaimie! - Tak? – schyliła się i popatrzyła na niego uważnie. - Będziesz w sobotę w klubie? Uśmiechnęła się. - A ty będziesz? - A mam być? – popatrzył na nią spod oka, bo tak naprawdę chciał się z nią podrażnić, zamiast od razu jej odpowiedzieć. - A ja mam być? – ona też potrafiła grać jego kartami, jeśli tak chciał. - No fajnie by było – uśmiechnął się szeroko. Ciężka była z niej przeciwniczka… - To może będzie fajnie – odpowiedziała tajemniczo i uśmiechnęła się. – Cześć – dodała i zamknęła drzwi. - Cześć, Jaimie – westchnął zrezygnowany i odjechał powoli. Zdążył jeszcze zauważyć Amy, która nadchodziła z przeciwnej strony. Popatrzyła na niego i zmarszczyła podejrzliwie brwi. Roześmiał się, bo już wiedział, co sobie pomyślała. - No, no, no, no, no – Amy przystanęła i popatrzyła na Jaimie spod oka. Jaimie też przystanęła i popatrzyła na nią z uśmiechem. - O co chodzi? – zapytała niewinnie. - Już ty wiesz, o co chodzi – odparła Amy znaczącym tonem. – Ja sobie ostrzę na niego pazurki, a on nie dość, że przez cały wieczór w klubie nie może oderwać od ciebie oczu, to jeszcze odwozi cię rano do pracy. - Że co? – Jaimie zmarszczyła brwi i obie weszły do budynku. - Dobrze słyszałaś, co powiedziałam – Amy szturchnęła ją łokciem. – Co się między wami dzieje? - A co ma się dziać? – uśmiechnęła się Jaimie. - Ej, to ja mam patent na unikanie odpowiedzi! – Amy otworzyła drzwi i weszły do pokoju. – Mów mi szybko, co się dzieje. - Nic się nie dzieje – odpowiedziała Jaimie. – Po prostu spotkaliśmy się wczoraj w telewizji, a potem zjedliśmy razem kolację. - I kolacja skończyła się tym, że on rano odwozi cię do pracy? – Amy popatrzyła na nią spod oka. - O co chodzi? – do dziewczyn podeszła Kate. – Kto odwozi Jaimie do pracy? - Pete – powiedziała znacząco Amy i wszystkie się roześmiały. Jaimie zdjęła płaszcz i powiesiła go w szafie. Usiadła przy biurku i ciężko westchnęła. - A widzisz, mówiłam ci, że z tego coś będzie – Kate uśmiechnęła się triumfująco i przeniosła wzrok z Amy na Jaimie. - O co wam chodzi? – prychnęła Jaimie. Oczywiście, że miło było jej słyszeć, że nie ma urojeń i że to nie jej wybujała wyobraźnia źle interpretuje spojrzenia Pete'a, ale nie chciała stawać na drodze Amy i właściwie robiła wszystko, żeby jej się z tej drogi usunąć… - Chodzi nam o to, że coś przed nami ukrywasz, koleżanko – Amy popatrzyła na nią spod oka. – Wiem, że Pete ci się podoba i wiem, że ty mu się podobasz, bo widziałam, jak patrzył na ciebie w klubie. Więc nie pociskaj nam tu żadnych bajek, tylko mów o co chodzi. Jaimie milczała przez chwilę i patrzyła na obie koleżanki z uśmiechem. Po chwili wszystkie roześmiały się głośno. - Nie wiem, co chcesz ode mnie usłyszeć – powiedziała Jaimie, kiedy już się uspokoiły. - Wszystko – wysyczała Amy i zdjęła marynarkę. Powiesiła ją na krześle i popatrzyła na dziewczynę wyczekująco. - Ale jeśli nic się nie wydarzyło, to co mam ci powiedzieć? – zapytała. – Pete po prostu zasnął u mnie na sofie, a ja nie chciałam go budzić, żeby się tłukł po nocy bez sensu. - Jesteś pewna, że zasnął na sofie a nie w twoim łóżku? – zaśmiała się Amy. - Bardzo śmieszne! – prychnęła Jaimie i roześmiała się po chwili. – O co ty mnie podejrzewasz? - O to, że wreszcie poszłaś po rozum do głowy i zakręciłaś się koło jakiegoś fajnego faceta. - Koło nikogo się nie zakręciłam – oburzyła się Jaimie, ale wszystkie wiedziały, że to udawane. - No to zakręć się czym prędzej, bo jak nie, to sama cię w jego ramiona popchnę – zagroziła Amy. - A ja jej pomogę – dodała Kate i obie usiadły przy swoich biurkach. - Z wami się w ogóle nie da rozmawiać… – Jaimie westchnęła zrezygnowana, a po chwili wszystkie trzy parsknęły śmiechem. cdn...... Pozdrawiam serdecznie!
-
Jaimie uśmiechnęła się i stanęła w drzwiach salonu. Popatrzyła na Pete'a. Spał. Po prostu zasnął na sofie podczas meczu. Musiał być naprawdę bardzo zmęczony, jeśli nie wytrzymał nawet do końca rozgrywki. Już wcześniej zauważyła cienie pod jego oczami i widziała zmęczenie na jego twarzy. Chyba za dużo pracował. - Nie chyba, ale na pewno – powiedziała sama do siebie i wyjęła z szafy koc, żeby go przykryć. Nie chciała go budzić, żeby taki rozespany jechał po nocy do siebie. Na sofie było przecież wygodnie, więc miała nadzieję, że choć trochę odpocznie. – Śpij dobrze, Pete – szepnęła i zgasiła światło. Przeszła do sypialni. Z uśmiechem położyła się do łóżka. Z uśmiechem zasnęła i z uśmiechem się obudziła, kiedy kilka godzin później usłyszała dźwięki muzyki na pobudkę. Przeciągnęła się leniwie i wstała. Nałożyła szlafrok i, nie zapalając światła, cicho przeszła przez salon. Zapaliła dopiero lampkę w okapie i nastawiła wodę na kawę. Nic tak nie stawiało jej na nogi, jak ciepła, mocna i aromatyczna kawa. Oparła dłonie na blacie i popatrzyła na sofę. Pete spał dokładnie w tej samej pozycji, co zasnął. Zastanawiała się, czy w ogóle się obudził w trakcie nocy. Uśmiechał się lekko przez sen i wyglądał na wypoczętego. Cieszyła się, że choć trochę się do tego przyczyniła. Zalała kawę i postawiła kubki na ławie. Podeszła do sofy. - Pete – powiedziała cicho i dotknęła jego ramienia. Nawet nie drgnął. - Pete – powtórzyła głośniej i delikatnie nim potrząsnęła. Zamruczał coś pod nosem i przekręcił się na bok. Uśmiechnęła się. Zdecydowanie nie należał do rannych ptaszków… - Pete, czas wstawać – powiedziała jeszcze raz i mocniej ścisnęła jego ramię. Odwrócił się na plecy i powoli się budził. Otworzył oczy i chwilę trwało nim całkowicie skupił na niej wzrok. Zdziwiony, zmarszczył brwi. - Jaimie? – zapytał z niedowierzaniem. Nie był pewien, czy aby na pewno już się obudził… - We własnej osobie – uśmiechnęła się. – Zasnąłeś na mojej sofie… Ale już ranek i czas wstawać. Zaparzyłam kawę. - Zasnąłem na twojej sofie? – potarł dłońmi twarz i usiadł powoli. – Czemu nie wygoniłaś mnie do domu? - A po co miałam cię budzić? – uśmiechnęła się lekko. – Wyglądałeś na bardzo zmęczonego i nie chciałam, żebyś w takim stanie tłukł się po nocy tylko po to, żeby godzinę później zasnąć w swoim łóżku… Wyspałeś się? - Tak – odpowiedział. Przeciągnął się leniwie i uśmiechnął z zadowoleniem. - I to jest najważniejsze – powiedziała. – W łazience powiesiłam czysty ręcznik, gdybyś chciał się odświeżyć – dodała z uśmiechem. Kiedy jego żołądek się odezwał, oboje się zaśmiali. - To na zapach kawy – wytłumaczył się przepraszająco. - Zaraz zrobię nam jakieś śniadanko – odpowiedziała. – Lubisz płatki z mlekiem? - Nie rób sobie kłopotu – powiedział. – Nie powinnaś się spieszyć do pracy, czy co w tym stylu? – dodał patrząc na zegarek. Było wpół do siódmej. On miał do pracy na dziewiątą, ale ona na pewno musiała wcześniej wyjść z domu… - Mam na ósmą, więc to jeszcze dużo czasu – powiedziała. – Lubię rano jeszcze tak pokręcić się po mieszkaniu, posiedzieć sobie w fotelu i obudzić się psychicznie – uśmiechnęła się. - Ja zawsze wstaję na ostatnią chwilę – powiedział. – Rano ledwie zdążam wypić kawę, a o jedzeniu to już w ogóle nie myślę. - A właśnie najważniejsze jest, żeby się rano solidnie obudzić i coś zjeść – uśmiechnęła się. – Żeby porządnie rozkręcić tę machinę, co by nam potem w ciągu dnia dobrze służyła. - Dobra ideologia – wstał i uśmiechnął się. - I skuteczna – odpowiedziała i upiła łyk kawy. On zrobił to samo i uśmiechnął się z uznaniem. - Delicja dla mojego żołądka. - Hiszpańska – powiedziała. – Zaraz zaleję nam po talerzu płatków, a ty idź się obudź do łazienki. - Tak jest, psze pani – przeciągnął się kolejny raz i zniknął w łazience. Uśmiechnęła się i włączyła radio. Lubiła się rano relaksować przy dźwiękach muzyki. Nuciła cicho pod nosem i przygotowywała śniadanie. Nie pamiętała już, kiedy po raz ostatni przygotowywała śniadanie dla dwóch osób. Chyba obecność Pete'a działała na nią jakoś tak wspominkowo. Ciągle porównywała tę sytuację do poprzednich sytuacji w swoim życiu i do tego co działo się w jej życiu między takimi sytuacjami. Na razie z porównywania nic nie wynikało, ale nie mogła się uwolnić od wspomnień… Postawiła na ławie dwa talerze i złożyła koc. Pete akurat wyszedł z łazienki. - Czuję się jak nowonarodzony – uśmiechnął się z wdzięcznością i usiadł na fotelu. Upił kolejny łyk kawy. – Przepraszam za kłopot… Mogłaś mnie obudzić i nie musiałabyś mnie teraz znosić – dodał i popatrzył na nią uważnie. - A czy ja się skarżę? – uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami. – Wyspałeś się? Wyspałeś. Wypocząłeś? Wypocząłeś. Sam powiedziałeś, że czujesz się jak nowonarodzony. Cieszę się, że w pewnym stopniu to moja zasługa. - Twojej magicznej sofy – odpowiedział. - A myślałeś, że ja zmyślam, kiedy mówię, że jest wygodna, a tak naprawdę ona tu sobie stoi tak dla ozdoby? – uśmiechnęła się. – Ale jedz już, nim płatki rozmiękną na amen. - Wyglądają smakowicie – odpowiedział. - I takie też są – chwyciła za łyżkę i jedli w milczeniu. Kiedy skończyli, Pete usiadł wygodniej. - No, po takim poranku cały dzień będzie na pewno bardzo udany – powiedział i odetchnął głośno. - Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – uśmiechnęła się. – A teraz wybacz, ale muszę zacząć szykować się do pracy – dodała i wyniosła talerze do kuchni. - To może ja chociaż zmyję naczynia – zaproponował i wstał. - Nie musisz – zaprotestowała. - Ale chcę – odparł. – Choć tyle jestem ci winny za ten wygodny nocleg, miłą pobudkę i smaczne śniadanko. - Skoro tak twierdzisz – uśmiechnęła się i mocniej ścisnęła pasek szlafroka. - Tak twierdzę – powiedział stanowczo. - Okay – uśmiechnęła się i wyszła z kuchni. Wyjrzał za nią i patrzył, jak zapala światło w sypialni. Teraz mógł się jej lepiej przyjrzeć. Lekko kołysała się przy dźwiękach muzyki i krzątała po pokoju. Wydawała się być całkowicie spokojna, całkowicie rozluźniona, całkowicie swobodna… Ależ mu się taka podobała. Aż musiał siłą ze sobą walczyć, żeby coś z tym nie zrobić. Nie wiedział, skąd mu się brały takie uczucia. Skąd nagle takie zainteresowanie tą dziewczyną? Przecież byli obok siebie przez cztery lata i ani przez sekundę nie pomyślał o niej w taki sposób. Czyżby aż tak bardzo zmieniło się jego spojrzenie na życie i czyżby ona tak się zmieniła, że teraz dosłownie nie mógł oderwać od niej oczu? - Możesz zerknąć na termometr za oknem, jaka jest temperatura? – zapytała i popatrzyła w jego kierunku, nim zdążył skryć się w kuchni, więc przyłapała go na tym, że się w nią wpatruje. Z resztą wiedziała to już od początku, bo po prostu czuła na sobie jego wzrok. I nie czuła się z tym zbyt komfortowo, choć przez cały czas powtarzała sobie, że to przecież nic nie znaczy. cdn......
-
Kiedyś wejście do tego pokoju było prosto z przedpokoju, ale nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zmieniła – uśmiechnęła się i weszli do pomieszczenia. Było takie, jak sypialnia, ale tu większość powierzchni zajmowały szafy i półki z książkami. Pod oknem stało biurko z komputerem, a na komodzie leżały jakieś dokumenty i inne papiery… - Tu jest moja pracownia – powiedziała Jaimie z uśmiechem. - Pracownia? – zdziwił się. – Mówiłaś, że od lat pracujesz w tym samym miejscu… - Bo tak jest – odparła. – Ale od kilku miesięcy zajmuję się też tłumaczeniami i to jest właśnie moje miejsce pracy. - Tłumaczysz z hiszpańskiego? Skinęła głową i wyszła z pokoju, bo rozległ się gwizd czajnika i musiała zalać herbatę. - To znaczy, że musisz być naprawdę dobra – powiedział z uznaniem. - To znaczy, że JESTEM naprawdę dobra – uśmiechnęła się i przyniosła kubki z herbatą z kuchni. Usiadła na jednym z foteli, a ona usiadł na drugim. - Ładnie się tu urządziłaś – powiedział, jeszcze raz wodząc spojrzeniem po całym mieszkaniu. Czuł się tu, jak w domu. Tak miło, spokojnie, przytulnie… - Dziękuję – uśmiechnęła się i wstała. – Zrobię obiad. Mam nadzieję, że nadal jadasz mięso. - No, ja i nie jedzenie mięsa… to się jakby wyklucza – odpowiedział i uśmiechnął się. - A wytrzymasz jeszcze godzinę? – zapytała. - Wytrzymam tyle, ile będzie trzeba – odparł i patrzył, jak wchodzi do kuchni. Przeniósł się na sofę, bo nie mógł się oprzeć i od razu uśmiechnął się, zadowolony. Nie dziwił się, że lubiła na niej siedzieć, bo łatwo się było do tego przyzwyczaić… - Może ci pomóc? – zapytał i poderwał się, gotów do natychmiastowego działania. - Nie trzeba – popatrzyła na niego z uśmiechem. – Usiądź sobie wygodnie, włącz telewizję, może w gazecie znajdziesz coś ciekawego do poczytania… - Ale jakby co, to zawołaj – powiedział i znów usiadł wygodnie. - Jakby co, to zawołam – odpowiedziała i wróciła do przygotowywania posiłku. Przegryzł ostatniego kęsa i z ulgą osunął się na fotel. Ostatni kwadrans jedli i dyskutowali, wspominając czasy liceum. - Było wyśmienite! – powiedział z uznaniem i uśmiechnął się. - Cieszę się, że ci smakowało – odpowiedziała. – Mam jeszcze kilka takich dań w zanadrzu. - Zapraszasz mnie na kolejny obiad? – popatrzył na nią spod oka. - Ja? Skądże! – zaśmiała się z udawaną niewinnością i usiadła wygodniej w fotelu. Nie chciało jej się wstawać. Tak było jej dobrze. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak dobrze się czuła. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz spędziła tyle czasu w swoim mieszkaniu z mężczyzną. Z obcym mężczyzną. Dawno to było, oj dawno… Zwłaszcza, że Pete nie był jej tak zupełnie obcy, bo przecież znali się od lat. Tyle, że nigdy nie przypuszczała, że kiedyś dojdzie do takiej sytuacji. Że kiedyś będą mieli okazję poznać się tak prywatnie. Że kiedyś będą tak ze sobą rozmawiać. Że kiedyś będą tak ze sobą siedzieć i zaśmiewać się do łez… Nigdy nie przypuszczała… Ale wielu rzeczy w swoim życiu nie podejrzewała o wydarzenie się. Może nawet zbyt wielu… Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała dźwięk telefonu. - Nie chce mi się wstawać – powiedziała i westchnęła. Patrzyła na telefon, jakby chciała, żeby to on do niej podszedł, a nie na odwrót. - Ale chyba musisz – odpowiedział i uśmiechnął się. - Ale chyba muszę – wstała szybko. – Moje hipnotyczne sztuczki nie przyniosły niestety żadnych rezultatów… Przepraszam – uśmiechnęła się i podniosła słuchawkę. – Słucham? – zaśmiała się i dalej rozmowę kontynuowała już po hiszpańsku. Pete patrzył na nią z ciekawością. Wyglądała na zadowoloną, żeby nie powiedzieć szczęśliwą. Co prawda nie rozumiał ani słowa z tego, co mówiła, ale domyślał się, że są to dobre rzeczy. Mówiła płynnie, praktycznie bez żadnego zastanowienia, czy zająknięcia i nie poprawiała się, co świadczyło, że doskonale zna ten język. A, poza tym, zawsze mu się wydawało, że hiszpański jest bardzo dźwięcznym językiem, więc teraz z prawdziwą przyjemnością słuchał tej muzyki… Uśmiechnął się, kiedy kilka minut później zakończyła rozmowę i popatrzyła na niego z uśmiechem. - Dobre nowiny? – zapytał. - Bardzo dobre – jeszcze szerzej się uśmiechnęła i radośnie przyklasnęła w dłonie. – Mój wyjazd do Hiszpanii właśnie został ostatecznie potwierdzony i zatwierdzony. - Czy mi się wydaje, czy ty mówiłaś, że już byłaś w Hiszpanii? – zapytał. Skinęła głową. - I jedziesz jeszcze raz? – zdziwił się. Znów skinęła głową i uśmiechnęła się. - I mam nadzieję, że nie po raz ostatni – odpowiedziała. – Ale tym razem będziemy też kręcić kilka programów dla telewizji, więc nie będę cały miesiąc wypoczywać. - Jedziesz aż na cały miesiąc? – zdziwił się jeszcze bardziej. - Gdyby to było możliwe, pojechałabym na dłużej, a jeszcze chętniej zostałabym tam na zawsze – uśmiechnęła się. – Pracuję nad tym, ale najpierw muszę mieć przygotowany solidny grunt, nim rzucę wszystko i opuszczę nasz piękny kraj. - Nigdy cię o to nie podejrzewałem – powiedział. - O co? – popatrzyła na niego spod oka. - O takie szaleństwo – uśmiechnął się. – Zawsze wydawałaś się taka cicha i spokojna. Nieśmiała, troszkę zakompleksiona… – dodał ostrożnie, jakby bał się, że ją urazi. Zaśmiała się, a on odetchnął z ulgą. Bo już wiedział, że niepotrzebnie się bał. - Jest jeszcze wiele rzeczy, o które mnie nie podejrzewałeś, a których się dopuściłam – powiedziała i zebrała talerze ze stołu. – Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Pete – dodała. Wyszła do kuchni. Patrzył na nią z uśmiechem. - Jest szansa, żebym się dowiedział? – zapytał. Uśmiechnęła się do siebie, stojąc przy zlewie i miała wrażenie, że jej serce przyspieszyło swój rytm. Zupełnie, jakby żyło niezależnie od jej woli. - Kto wie… – odpowiedziała cicho, ale wiedziała, że usłyszał. Zobaczyła szeroki uśmiech na jego twarzy, kiedy odwróciła się, żeby schować sok do lodówki. Zastanawiała się, z czego tak się cieszył. Jakoś nie mogła uwierzyć, że naprawdę chciał ją poznać. Że aż tak się zmienił. A może on zawsze taki był, a ona dopiero teraz spojrzała na niego inaczej? Bo to, że się zmieniła nie ulegało żadnym wątpliwościom… Przesiadł się na sofę i popatrzył na ekran telewizora. Uśmiechnął się. Nie do tego, co tam zobaczył, ale do swoich myśli. Bardzo chciał ją poznać. Z każdą chwilą coraz bardziej. Bo strasznie mu się podobała. Bardzo go intrygowała. Zastanawiał się, kiedy dokonała się w niej ta przemiana. Kiedy stała się kobietą, jaką była teraz. I dlaczego mieszkała sama. Dlaczego była sama. Bo sama być nie powinna… cdn.......
-
Szedł korytarzem cały skonany. Za długo siedział w nocy przed komputerem i nie zdążył się wyspać przed pracą. A teraz, po dziesięciu godzinach siedzenia w telewizji, marzył o chwili, kiedy wreszcie położy się do łóżka i zaśnie… Stanął przed drzwiami windy. Zjechała po chwili i jeszcze, nim drzwi się otworzyły, usłyszał dziecięcy szczebiot. Uśmiechnął się, kiedy pośród tego szczebiotu usłyszał znajomy, kobiecy głos. - Zmieszczę się? – zapytał i popatrzył na nią pytająco. - Jak się bardzo postarasz – odpowiedziała i uśmiechnęła się. Wzięła jedno z dzieci na ręce. - To może ja też wezmę kogoś na ręce? – spytał i popatrzył po pięciolatkach z uśmiechem. Od razu zgłosiły się trzy dziewczynki. Wziął tę, która była najbliżej i wszedł do windy. - Nagrywaliście program? – zapytał, a mała szeroko się rozpromieniła. I zaraz pożałował pytania, bo został zasypany mnóstwem odpowiedzi. Dzieciaki szczebiotały wesoło, a on nie mógł przestać się uśmiechać. Był pewien, że gdyby miał przebywać z nimi choć godzinę, byłby bardziej zmęczony, niż jest teraz… Popatrzył na Jaimie. Nie wyglądała na zmęczoną. Kiedy otworzyły się drzwi, wysiadł jako pierwszy. Dzieciaki od razu pobiegły na portiernię, gdzie czekały już na nie ich matki. On też postawił pięciolatkę na ziemi, podobnie jak Jaimie, więc po chwili zostali już na korytarzu zupełnie sami. Westchnął. - Jak ty wytrzymujesz te ich piski? – zapytał i popatrzył na nią uważnie. Uśmiechnęła się. - Można się przyzwyczaić – odpowiedziała. – Ale widzę, że na ciebie działają odstraszająco. - Może, gdybym nie był tak zmęczony, to miałbym z nich jakąś radość – uśmiechnął się i potarł dłonią skronie. Wyszli z budynku i mocniej opatulili się kurtkami. - Jedziesz do domu? – zapytał. - Tak – odpowiedziała. – Za kilka minut mam autobus. - Mogę cię podwieźć, jeśli chcesz – zaproponował. – Jestem autem. - A będzie ci po drodze? – spytała. – Będziesz jechał koło rynku? Mieszkam niedaleko tego centrum handlowego. - Ja mieszkam daleko za centrum, więc i tak mam całe miasto do przejechania – odpowiedział. – Żaden to dla mnie problem pojechać tak, żeby ci pasowało. A może wstąpilibyśmy po drodze do jakiejś knajpki na jedzonko? Głodny jestem – uśmiechnął się. Już zapomniał, że był zmęczony. Nie chciał zmarnować okazji… - Bardzo chętnie, ale mam mieć bardzo ważny telefon dziś wieczorem, a poza tym mam w domku składniki na pyszny obiad, więc tym razem nie skorzystam… – uśmiechnęła się lekko, kiedy zobaczyła, że z jego twarzy znika uśmiech. Jakże łatwo było go rozszyfrować… Choć nie tego się po nim spodziewała. Ale jeśli mówił poważnie, postanowiła skorzystać z tej szansy… Złapała go za ramię, kiedy chciał odejść. Popatrzył na nią zdziwiony. - Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś i ty skorzystał z tego pysznego obiadu – dodała i patrzyła, jak na jego twarzy znów pojawia się uśmiech. Prawie parsknęła śmiechem. - Zapraszasz mnie na obiad? – zapytał. - To była twoja propozycja – odpowiedziała nonszalancko. - No to chodźmy! – powiedział szybko i pociągnął ją do samochodu, żeby nie zdążyła się rozmyślić. Teraz już nie mogła powstrzymać śmiechu. I w takich humorach zajechali przed jej dom. - Na którym piętrze mieszkasz? – zapytał. - Na ostatnim – odparła, a on zerknął w górę, żeby przekonać się, jak wysoki jest to budynek. Na szczęście miał tylko pięć pięter. - Jest winda? – spytał i wysiedli z samochodu. - Niestety nie ma – odpowiedziała. – Ale nie mów, że sobie nie poradzisz. W liceum miałeś dobrą kondycję. Nie wierzę, że coś się zmieniło – uśmiechnęła się i popatrzyła na niego spod oka. - Aleś mi teraz wjechała na ambicję – zaśmiał się i weszli do bramy. Kilka chwil później byli już przed jej drzwiami. - Widzisz i nie było tak źle – powiedziała i weszli do mieszkania. - Nie było – odpowiedział i rozejrzał się wkoło. - Zaraz cię oprowadzę po moim królestwie, ale najpierw postawię wodę na herbatę – powiedziała widząc jego ciekawość. Uśmiechnął się i wszedł do salonu. Był przytulnie urządzony. Dużo w nim było przestrzeni, a duże balkonowe okno wpuszczało wiele słońca, jeśli oczywiście był dzień, bo teraz, wieczorem, widać przez nie było jedynie szarą, rozświetloną panoramę miasta… Przeszedł przez salon i stanął w kuchni. Była malutka, ale w sam raz dla Jaimie. Nie było w niej ani metra niepotrzebnej powierzchni. Właściwie kuchnia była połączona z salonem, bo w miejscu, gdzie niegdyś była ściana oddzielająca te dwa pomieszczenia, była teraz wolna przestrzeń i drewniany blat w tym samym kolorze, co meble. - Ładnie to wszystko wygląda – powiedział z uznaniem Pete, a Jaimie odwróciła się z uśmiechem. - Dziękuję – powiedziała. – Ciągle staram się coś ulepszać, coś upiększać… Dopiero miesiąc temu wymieniłam stary telewizor na nowy i nie mogę się na niego napatrzeć. - Już wcześniej go zauważyłem – uśmiechnął się. Telewizor stał przy ścianie, ale zwrócony ekranem na cały pokój, żeby można go było z każdego miejsca oglądać. Najlepsze miejsce do oglądania było na szerokiej sofie, która sprawiała wrażenie bardzo wygodnej. - Jest bardzo wygodna – powiedziała Jaimie, jakby czytała w jego myślach. – Często zasypiam przed telewizorem, jak się zbyt komfortowo ułożę – uśmiechnęła się. - Wygląda na bardzo wygodną – uśmiechnął się i poszedł za nią, bo skierowała się do innych drzwi. Otworzyła je szeroko. - A to moja sypialnia – powiedziała, choć wcale nie musiała tego mówić. Pokój był mały, a jego większą połowę zajmowało łóżko. Było ogromne i nie miał wątpliwości, że jest wygodne. Popatrzył na nią z uśmiechem. - Śpisz na nim wzdłuż czy wszerz? – zapytał, a ona roześmiała się i szturchnęła go łokciem. Weszli do pokoju. Pod ścianą stały trzy komody, na których stał sprzęt hi-fi, a pod samym oknem była półka z płytami kompaktowymi. Właściwie całym mnóstwem tych płyt. - Widzę, że nadal rozwijasz swoją miłość do muzyki – powiedział z podziwem, patrząc uważnie na całą tę kolekcję. - Staram się – odpowiedziała, jakby speszona. Nie chciała, żeby za długo się temu przyglądał, bo domyślała się, co powie, kiedy dostrzeże tytuły, czy może raczej wykonawców. Nie chciała, żeby wyśmiewał jej gusta muzyczne, a wiedziała, że tak będzie, bo zawsze tak było. Zawsze… Otworzyła więc kolejne drzwi, a on bardzo się zdziwił. - Nie sądziłem, że tu jeszcze coś jest – powiedział. cdn........
-
Nie będziemy wam przeszkadzać? – zdziwił się Pete. – Macie chyba jakąś uroczystość… - Wieczór panieński Kate – odpowiedziała. – Ale, jak sami widzicie, mamy tylko jednego faceta. Nie poradzi sobie sam z tyloma kobietami – zaśmiała się, a oni razem z nią. - No to koniecznie musimy mu pomóc – powiedział Paul i zebrali swoje rzeczy, żeby się przenieść. Przy stoliku zostali powitani bardzo owacyjnie. Po krótkiej prezentacji i kilku słowach powitania, jednogłośnie zdecydowali, że wrócą na parkiet. Tańczyli w tej wielkiej grupie, raz po raz wychodząc na środek kółka, jakie sobie stworzyli. Oczywiście nie odcięli się od reszty tańczących, ale wciągnęli ich do siebie. - Całkiem fajni ci twoi koledzy – powiedziała Amy, kiedy znalazła się blisko Jaimie. - Cieszę się, że ci się podobają – odparła dziewczyna z uśmiechem. - No, zwłaszcza Pete – odpowiedziała Amy i obie się roześmiały. Jaimie wiedziała, że to właśnie on przypadnie do gustu koleżance. Był wysoki, wyglądem przypominał Martina, choć był od niego szczuplejszy, a do tego miał duże poczucie humoru, a to się podobało. - Jest wolny, gdyby to cię interesowało – odparła Jaimie i uśmiechnęły się, nim zostały oddzielone. Tym razem przed nią stanął Pete. Uśmiechnęła się, bo nadal, mimo butów na obcasie, był od niej dużo wyższy. - Czy to możliwe, żebyś jeszcze urósł przez te kilka lat? – zapytała. - Niemożliwe – odpowiedział z uśmiechem. – Za to ty urosłaś – dodał znacząco i objął ją mocniej, bo akurat rozległy się balladowe dźwięki. Zaczęli się delikatnie kołysać. - Nie dało się naturalnie, więc musiałam to zrobić w inny sposób – odparła. Zaśmiała się w duchu, bo pierwszy raz byli tak blisko. Pierwszy raz w ogóle ze sobą tańczyli! - I muszę ci powiedzieć, że wyszło ci to bardzo na korzyść – powiedział z uznaniem. - Bardzo dziękuję – uśmiechnęła się lekko. Potem tańczyli w milczeniu, bo żadne z nich nie bardzo wiedziało, co powiedzieć. Bardzo niezwykła była to sytuacja. Znali się, a jednocześnie się nie znali… Jakby widzieli się po raz pierwszy… Jakby dopiero przed chwilą się zobaczyli. Każde z nich starało się zapamiętać jak najwięcej z tego wieczora. Każde z nich starało się wchłonąć jak najwięcej z tego wieczora. Kołysali się powoli, starając się za bardzo nie ulegać nastrojowi chwili, starając się nie ulegać dźwiękom muzyki, ani temu, co szumiało im w głowach… Bo może tak naprawdę wcale im nie szumiało, a tylko to sobie wyobrazili?… - Chyba czas już na mnie – powiedziała Jaimie, kiedy po raz kolejny zeszli z parkietu. - Nie mów, że chcesz już iść do domu! – oburzyła się Amy i roześmiała się, kiedy koleżanka zakryła usta dłonią, chcąc zamaskować ziewnięcie. - Padam na twarz – odpowiedziała Jaimie. – Jutro będę nie do życia. To znaczy dzisiaj – dodała patrząc z uśmiechem na zegarek, na którym dochodziła trzecia. - A kto ci każe być do życia? – uśmiechnęła się Kate. – Jest niedziela. Wyśpisz się do oporu. - Mam trochę tłumaczeń do zrobienia, a nie znajdę na nie czasu w tygodniu – powiedziała. - Dobra, dobra. Wymigujesz się, bo za mało tu facetów – powiedział Martin i uśmiechnął się. – Ale jak chcesz, to ci kogoś znajdziemy. - Dziękuję ci bardzo, ale na tym polu nie potrzebuję pomocy – roześmiała się. - Szkoda, że już idziesz – powiedział Pete i popatrzył na nią uważnie. Nie chciał, żeby odchodziła, bo fajnie się razem bawili. Odtańczyli razem kilka szybkich tańców i stwierdził, że całkiem nieźle im to wychodzi. Nawet mimo wypitego alkoholu. Ani razu nie zgubili rytmu i uznał, że należy im się za to pochwała. Że jej się ta pochwała należy. Manewrowanie na wysokich butach musiało być nie lada wyczynem… - Jeszcze kilka minut, a zacznę szlifować parkiet twarzą i wcale nie dlatego, że za dużo wypiłam – zakończyła znacząco, widząc, że co poniektórzy patrzą na nią z ironią. Głośno się roześmiali. - Daj cynkówkę, jak już dojdziesz do domu, żebym się nie martwiła – powiedziała Amy i podała jej torebkę. - Akurat będziesz się przejmować moim bezpiecznym dojściem do domu – zaśmiała się Jaimie. – Ale dobrze, dam znać. Bawcie się dalej dobrze i do zobaczenia w poniedziałek. - No, nie z wszystkimi – oburzyli się Martin, Pete i Paul. Roześmiali się wszyscy. - Do zobaczenia… kiedyś tam – odpowiedziała wymijająco, co ich jeszcze bardziej rozbawiło. - Dziękuję, że przyszłaś – powiedziała Kate i wstała, żeby ją uściskać na pożegnanie. – I dziękuję za całe to przygotowanie. - Nie ma za co – odpowiedziała Jaimie. – To była czysta przyjemność. Cześć. - Cześć – pożegnali ją, Silvię i Meg, które też szły do domu, więc zdecydowały, ze razem będą się wspierać. I wspierały się. Bardzo dzielnie. Tak, że każda z nich dotarła do swojego domu w jednym kawałku. Co było bardzo dużym sukcesem. cdn......
-
Stały przed klubem. - No gdzie ten drugi samochód? – niecierpliwiła się Meg. – Jeszcze chwila i tu zamarzniemy. - Trzeba było się cieplej ubrać – odpowiedziała Liz i uśmiechnęła się. – A, poza tym, wcale nie jest tak zimno. - No oczywiście, że nie. Bo w Richmond mamy w styczniu środek lata. To nie Floryda, kochanie – powiedziała Jaimie i wszystkie głośno się roześmiały. Chwilę później zobaczyły znajome sylwetki zmierzające w ich kierunku. - Jechaliście obwodnicą, czy co? – żachnęła się Meg i wszystkie z uśmiechem weszły do klubu. A właściwie weszli, bo był z nimi Martin, kolega Amy, w którego klubie zorganizowały pierwszą część wieczoru panieńskiego Kate. Zwracali na siebie uwagę, bo Kate, która szła między nimi, miała na głowie piękny, biały welon. Ponieważ do ślubu nie chciała mieć welonu, postanowiły obradować ją nim na wieczorku panieńskim. - Tędy proszę – powiedział kelner, któremu Amy przypomniała o rezerwacji stolika. Przeprowadził ich przez cały klub, aż do drugiej sali, do stolika w samym rogu. Chwilę trwało, nim się rozebrali i zajęli swoje miejsca. Przeglądali menu z rozbawieniem. Przyszli do klubu z pewnym podkładem, więc teraz mieli za zadanie go podtrzymać. Kiedy kelner przyniósł zamówione przez nich drinki, postanowili wznieść toast. - Za Kate, która za tydzień będzie już dla nas stracona! – powiedziała Amy z udawanym smutkiem. Roześmiali się i każdy upił to, co miał w szklance. - A teraz idziemy tańczyć! – zarządziła autorytatywnie Kate, zdejmując welon, żeby nie zniszczyć go podczas pląsów na parkiecie. - W głowie mi się kręci – powiedziała Jaimie do Anette, która szła przed nią. - Za wysokie buty założyłaś – odpowiedziała stanowczo dziewczyna. - A nie przypadkiem wypiłam za dużo? – Jaimie popatrzyła na nią z uśmiechem. - No co ty – zaśmiała się Anette. – Przecież idziemy łeb w łeb… Ale nie bój się. Powiem ci, kiedy stwierdzę, że wypiłaś za dużo. - A będziesz w stanie? – spytała Jaimie i obie się roześmiały. Na parkiecie jak zawsze było dużo osób. Ale znalazły dla siebie miejsce. W samym środku tańczących chłopaków, więc nie narzekały na brak męskiego towarzystwa. Zaraz stworzyły sobie kółeczko i każda po kolei została wyciągnięta na środek, żeby odtańczyć jakiś ognisty taniec z którymś z chłopców. Tak. Chłopców. Widziały, że są od nich młodsi, ale czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Nic je przecież z nimi nie łączyło. Najważniejsze było to, żeby dobrze się bawić… - Widzisz Jaimie? – Pete nachylił się do przyjaciela i kiwnął ręką w kierunku przechodzących ludzi. Dziewczyna miała włosy związane w kucyka, a ubrana była w czarne dżinsy, do których założyła czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. - Widzę – odpowiedział Paul i oboje patrzyli, jak Jaimie, razem z innymi, przechodzi na sam koniec sali, do stolika, który wszyscy zajmowali. Śmiali się i hałasowali. Widać było, że są zadowoleni. Jaimie usiadła tak, że gdyby się postarali, mogłaby ich zobaczyć, ale nie patrzyła poza obszar swoich znajomych, więc ich nie widziała. - Może byśmy się jej pokazali, co? – zaproponował Paul. – Jeśli znów jej powiesz, że ją widzieliśmy, zmyje ci głowę, że ją śledzimy, albo coś w tym stylu… - No to się jej pokażmy – odpowiedział Pete i wstał. Machnął ręką w kierunku tamtego stolika, żeby zwrócić na siebie uwagę Jaimie. I zwrócił. Uśmiechnęła się szeroko i wstała. Dziewczyny popatrzyły na nią zdziwione. - To moi koledzy z liceum – powiedziała z radością. – Idę z nimi pogadać. - To zaproś ich do naszego stolika, a nie tak sama będziesz z nimi gadać – odpowiedziała Amy z udawanym oburzeniem. – Przecież dobrze wiesz, że świeżyzny nigdy nie za wiele… Zwłaszcza w naszym wieku, kiedy rynek jest już bardzo przetrzebiony – dodała, znacząco patrząc na Martina. Roześmiał się głośno. - Zapytam, czy się przysiądą – powiedziała Jaimie i uśmiechnęła się. - Zapytaj, zapytaj – pogoniła ją Meg. – Całkiem nieźli ci twoi koledzy. Jaimie jedynie się roześmiała i podeszła do stolika chłopaków. Uśmiechała się szeroko. - No i nareszcie się spotykamy! – powiedziała z radością. Wiedziała, że gdyby spotkali się w innych okolicznościach, zachowałaby się inaczej. Ale alkohol dodawał odwagi. Odwagi, której teraz bardzo potrzebowała… - No nareszcie – odpowiedział Pete i uścisnął ją serdecznie. Atmosfera w klubie była dość swobodna i na karb tego chciał zrzucić i swoje i jej zachowanie. I swoją, i jej bezpośredniość. - Cześć, Jaimie – powiedział Paul i wstał, żeby się z nią przywitać. – Ależ ty się zmieniłaś – dodał z podziwem. – Nie taką sobie ciebie wyobrażałem, kiedy dziewięć lat temu kończyliśmy liceum. - Jejku… – zakryła usta dłonią, udając strach. – To ty sobie mnie wyobrażałeś? – zaśmiała się. – Chodźcie, przysiądźcie się do nas. cdn.....
-
Z niepokojem czekała przed budynkiem na Davida i resztę ekipy. W studio wszystko już było gotowe do nagrania. Zostawiła kolegę współprowadzącego program z dzieciaczkami, które się rozgrzewały. Wszyscy z niecierpliwością czekali na gwiazdę, która swoją obecnością miała uświetnić ich program. Ona zeszła na dół, bo nie mogła już usiedzieć. Uśmiechnęła się. Mieli zjawić się lada chwila. Na mieście były korki, dlatego troszkę się spóźniali. Rozglądała się wkoło. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła znajomą postać. - Jaimie? – Pete popatrzył na nią zdziwiony. Nie spodziewał się jej tu zobaczyć. Ostatnio często się na siebie natykali. Zastanawiał się, czy to nie jest przypadkiem jakiś znak… - We własnej osobie – uśmiechnęła się. - Czyli dostałaś tę pracę – powiedział z uznaniem. – Gratuluję. - Dzięki – uścisnęła wyciągniętą dłoń. – Pracuję już od dwóch tygodni. Dziwię się, że wcześniej się nie spotkaliśmy. Jesteś tu codziennie? - Prawie – odpowiedział. – A ty? - Dwa, trzy popołudnia w tygodniu i kilka godzin w weekendy – powiedziała. – Poza tą pracą mam jeszcze taką normalną, stałą pracę. Telewizja to taka mała odskocznia – uśmiechnęła się. - Kiedy zaczynają emisję waszego programu? – zapytał. - Za tydzień w sobotę – odpowiedziała. – W ten sposób zainaugurujemy początek zimowych ferii. Dzisiejszy program poleci na półmetku – uśmiechnęła się. – Dopiero po feriach okaże się, czy jest zapotrzebowanie na taki program i rozkręcimy się bardziej. - No to bardzo się cieszę – uśmiechnął się. – Programów dla dzieci nigdy nie za wiele… Ale wiesz, jak się tak będziemy tu ciągle mijać, to może któregoś popołudnia powinniśmy się gdzieś spotkać i pogadać dłużej – zaproponował patrząc na nią spod oka. - Jasne, czemu nie – odpowiedziała i uśmiechnęła się. Fajnie było znów go zobaczyć i miło było wiedzieć, że jest zainteresowany spotkaniem z nią. Że to on zainicjował takie spotkanie. Nawet jeśli mieliby się spotkać tylko po to, żeby powspominać stare czasy i opowiedzieć sobie, co wydarzyło się w ich życiu przez te lata. Kiedyś nie mieli szans ani ochoty, żeby tak bliżej ze sobą rozmawiać… Kiedyś wszystko wyglądało zupełnie inaczej. A teraz… A teraz byli zupełnie dorosłymi ludźmi, każdy ze swoim bagażem doświadczeń… - Czekasz na kogoś? – spytał, widząc, że rozgląda się wkoło z niepokojem. - Mamy dziś specjalnego gościa w programie – odparła. – A właściwie gości, bo David przyjeżdża z całą ekipą tancerzy. Będziemy uczyć dzieci latynoskich rytmów. - Kim jest David? – zapytał zdziwiony. - Jeśli twoje muzyczne gusta nie zmieniły się przez te lata, to nie będziesz go znał – uśmiechnęła się. Po jego minie poznała, że jej słowa zrobiły na nim wrażenie. Zaimponowało mu, że pamięta jeszcze takie szczegóły… - David jest triumfatorem zeszłorocznych latynoskich nagród Grammy – uśmiechnęła się. – W tym roku zamierza wydać drugi album i jeszcze bardziej podbić nasz rynek. Bo pochodzi z Hiszpanii i tam jest już bardzo popularny – wyjaśniła. - Ma takie kręcone włosy, jakby sprężyny? – zapytał, żeby się upewnić. - Więc go znasz? – popatrzyła na niego z rozbawieniem, a jednocześnie zaskoczeniem. - Raczej nie, ale widziałem, jak tańczyłaś z kimś takim wczoraj w klubie 'Tabu' – odpowiedział. Zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego spod oka. - Byłeś w 'Tabu' i nawet nie podszedłeś się przywitać? – zapytała udając oburzenie. Skoro już tak luźno rozmawiali, wiedziała, że może sobie na to pozwolić… - Siedzieliśmy sobie z Jaboshem przy piwku – uśmiechnął się przepraszająco. – No i nie chcieliśmy ci przeszkadzać – dodał znacząco. Zaśmiała się i szturchnęła go łokciem w bok. Fajnie było tak z nim rozmawiać. Fajnie było nie mieć kompleksów, nie czuć się biedniejszą, gorszą… Fajnie było czuć tę pewność siebie i mieć poczucie własnej wartości… Fajnie było… - Myślałby kto, że tacy z was wstydnisie – powiedziała. – David jest tylko moim przyjacielem, choć to chyba i tak za dużo powiedziane. Poznałam go na którejś z moich podróży po Hiszpanii. - Podróżowałaś po Hiszpanii? – zainteresował się. - Byłam tam kilka razy – odpowiedziała z uśmiechem. – To bardzo piękny kraj… No, nareszcie są – odetchnęła z ulgą, a on powiódł za jej spojrzeniem i zobaczył, jak na parking wjeżdża granatowy mini-van. - To ja już uciekam, bo mam nagranie programu – powiedział. - To do następnego razu – uśmiechnęła się. – A jeśli jeszcze raz zobaczycie mnie z Jaboshem, to nie bójcie się podejść. Ja nie gryzę – popatrzyła na niego spod oka. – Może wzniesiemy jakiś toast za stare czasy. - Bardzo dobry pomysł i możesz na nas liczyć – odpowiedział i wszedł do budynku. Ale nie ruszył od razu do windy, tylko stał przy portierni i patrzył, jak ona wita przybyłych. Było w niej tyle radości, tyle uśmiechu i energii. Było w niej tyle… erotyzmu. Aż coś w nim zadrżało, kiedy sobie to uświadomił. Tak. Erotyzmu. Z którego w ogóle nie zdawała sobie sprawy. Poruszała się, jak kotka, uśmiechała się promiennie, a zarazem zmysłowo… Wiedział, że to wina tych wyjazdów do Hiszpanii. Że tego gorąca nauczyła się od Latynosów. Gdyby nie jaśniejsza cera i rysy twarzy, wyglądałaby jak jedna z nich. Miała w sobie ten sam płomień i ten sam temperament, co oni. W niczym nie przypominała tej Jaimie, którą niegdyś znał… cdn.....
-
Tydzień później znowu ją zobaczyli. W tym samym miejscu. Ale inaczej ubraną i z innym towarzystwem. Z towarzystwem Latynosów. Tym razem ubrana była w krótki, czarny top i szerokie bojówki w barwach wojskowych. Cała jej grupa ubrana była podobnie, więc już na pierwszy rzut oka widać było, że przyszli tu razem i dobrze się ze sobą bawią. - Chcesz do niej podejść? – zapytał Paul, widząc, że przyjaciel usilnie wpatruje się w ich koleżankę ze szkoły. - Ma swoje towarzystwo. Co jej będziemy przeszkadzać – Pete pokręcił głową. - Ale nie możesz oderwać od niej oczu – zaśmiał się mężczyzna. - Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że ona tak wygląda – odpowiedział Pete z podziwem. – I nie mogę się na nią napatrzeć… - Jakbyś mi jej wcześniej nie pokazał, też bym jej nie poznał – powiedział Paul i uśmiechnął się. – Gdybym mijał ją na ulicy, w ogóle bym nie pomyślał, że to ona. Bo to jest zupełnie inna kobieta… Teraz to aż człowiek paliłby się, żeby ją poznać, żeby z nią porozmawiać – zaśmiał się, a Pete dźwięcznie mu zawtórował. - Ciekawe, czy na resztę naszej ekipy te kilka lat też wpłynęło tak pozytywnie – powiedział Pete po chwili. Paul uśmiechnął się. - Jestem święcie przekonany, że nasi koledzy, którzy już pozakładali rodziny, dorobili się brzuszków od piwa i dobrego jedzenia, no i lekkiej łysiny – powiedział i obaj się nie roześmiali. - Więc wypijmy za zachwalanie tego pięknego kawalerskiego stanu – Paul uniósł do góry kufel z piwem i obaj się stuknęli. - Choć tak sobie czasem myślę, że można by pomyśleć już o jakimś ustatkowaniu się – dodał po chwili. – Trzydziestka na karku, więc na co czekać? Powoli odpadają najlepsze kandydatki, a z roku na rok lepiej nie będzie… - No, ja mam trochę bliżej do tej trzydziestki, więc może się tak nie spiesz, co? – Pete popatrzył na przyjaciela spod oka. - Nie musisz się tak od razu oburzać – zaśmiał się Paul. – Ale dobrze. Poczekam i pójdę dopiero za tobą. No i wiem, że z założeniem rodziny wiąże się wiele problemów… - Na przykład nie moglibyśmy co tydzień przychodzić tu, pić sobie spokojnie piwka i świetnie się bawić – odparł Pete. - Ale za to moglibyśmy przychodzić tu z naszymi żonami i też świetnie się bawić – odpowiedział Paul. – I jeszcze nie musielibyśmy się martwić ani o brudne skarpety, ani o wyprasowane koszule, ani o ciepły obiadek – uśmiechnął się. - No, jeśli tak to przedstawiasz, to jestem gotów ożenić się choćby dziś – zaśmiał się Pete. – Tylko ciekawe, co by powiedziała na taki obrót spraw moja przyszła małżonka. - Kupiłbyś jej od czasu do czasu bukiet kwiatów, raz w tygodniu zaprosił do restauracji na kolację, albo do kina. Poza tym czasem pozmywałbyś po obiedzie i wyniósł śmieci i w ten sposób miałbyś wszystko z głowy – powiedział Paul. - Myślisz, że to się opłaca z punktu widzenia ekonomicznego? – Pete upił kolejny łyk piwa. - No, nie tylko – uśmiechnął się Paul. – W nocy miałbyś się do kogo przytulić, a gdybyś się, nie daj Boże, rozchorował, mógłbyś liczyć na bezwarunkową pomoc. I może… – zawiesił znacząco głos. – I może udałoby ci się bezboleśnie wywalczyć prawo do oglądania meczy… A może nawet prawo do wyjścia z kolegami na oglądanie meczu do pubu. - Hm… to nic, tylko się żenić – odpowiedział Pete. Paul roześmiał się. - Wiesz, musimy chyba przerzucić się na inny alkohol – powiedział. – Po piwie wygadujemy takie głupoty, że aż głowa boli… - Masz rację – zaśmiał się Pete i jeszcze raz powiódł wzrokiem za Jaimie. Włosy, tydzień wcześniej proste, teraz miała bardzo mocno skręcone w mnóstwo loczków, podobnie jak partner, z którym tańczyła. Uśmiechali się do siebie i zwinnie poruszali się w rytm szybkiej melodii. Znali się. Inaczej nie byliby w stanie stworzyć tak zgranego duetu. Bo razem wyglądali doskonale. Aż nie mógł się na nich napatrzeć. Aż nie mógł się na nich napatrzeć… cdn......
-
Siedziała w głównym holu. Usiłowała myśleć po hiszpańsku, żeby po wejściu na spotkanie, umieć sobie poradzić. Wiedziała, że jest dużo chętnych na prowadzenie tego programu i właściwie nie liczyła, że akurat ona zostanie wybrana, ale co szkodziło spróbować? Uśmiechnęła się lekko. Ona i telewizja… To się jakoś razem nie zgrywało, ale kto wie… Zobaczyła go zaraz, jak tylko wyszedł z drugiego korytarza. Patrzyła, jak powoli przechodzi przez hol i wsiada do windy. Nim drzwi się zamknęły, pochwycił jej spojrzenie. Zastanawiała się, czy ją poznał. Minęło już tyle lat, od kiedy się ostatni raz widzieli… Nie zauważyła, żeby się zmienił, ale ona się zmieniła. Była inaczej ubrana, zmieniła uczesanie… Kiedy po kilku minutach winda zjechała z powrotem w dół i on z niej wysiadł, a na twarzy miał szeroki uśmiech, już wiedziała, że ją poznał. - No, tak się właśnie zastanawiałem, czy to ty – powiedział, kiedy do niej podszedł. - No, właśnie tak się zastanawiałam, czy mnie poznałeś – uśmiechnęła się. - Nie było łatwo, ale się udało – odpowiedział. – Co u ciebie słychać? - Jakoś leci – odparła. – A u ciebie? Często widuję cię w telewizji… Na ostatniej imprezie miałeś na sobie taką śmieszną czapeczkę… - Wszyscy ciągle mi to wypominają – uśmiechnął się. – Widujesz się z kimś z liceum? - Bardzo rzadko. W zeszłym roku spotkałam w centrum Patsy i Adama – powiedziała. – Spodziewali się dziecka. - Naprawdę? – zdziwił się. – Wiedziałem, że są razem, ale nie wiedziałem, że aż tak. - No to wygląda na to, że aż tak – uśmiechnęła się. - A jak to u ciebie wygląda? – zapytał. – Wyszłaś za mąż? – dodał, wzrokiem szukając obrączki na jej palcu. - Nie – zaśmiała się. – A ty? Wyszedłeś za żonę? - Jeszcze nie – odpowiedział z uśmiechem. – Jakoś mi się nie spieszy. Chodzimy sobie z Jaboshem po klubach i bawimy się, póki jeszcze możemy. - Pozdrów go ode mnie – powiedziała. – Czasem się zastanawiam, co wszyscy porabiają, co się w ich życiu dzieje… Fajnie by było tak się spotkać i zobaczyć, jak bardzo się pozmienialiśmy. - To by było traumatyczne przeżycie – zaśmiał się. – Przez dziesięć lat dużo się mogło wydarzyć. - I pewnie się wydarzyło – uśmiechnęła się. – Kto wie, może ktoś kiedyś odważy się zorganizować takie spotkanie. - Może… – westchnął. – A co ty w ogóle robisz w telewizji? - Przyszłam na eliminacje do nowego programu. - Chcesz pracować w telewizji? – zdziwił się. - Jak mnie przyjmą, to czemu nie – uśmiechnęła się. – Trzeba próbować nowych rzeczy. - No, jasne – odpowiedział z uśmiechem. – Życzę ci powodzenia… I muszę już lecieć na nagranie swojego programu. - To leć, leć – powiedziała i uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie. Usiadła z powrotem przy oknie i uśmiechnęła się. W ogóle się nie zmienił. Nic a nic. Może jedynie wyprzystojniał, jeśli to w ogóle możliwe. Nadal był wyższy od niej o głowę i nawet jej wysokie buty nie zmniejszyły tego dystansu. Kiedy na korytarzu zrobił się szum, przestała myśleć o nim i z powrotem skupiła się na rozmowie, która ją czekała. To było znacznie ważniejsze. cdn......
-
WITAJ BIESIAD! KOCHANE DRZEWKA witam i dziekuje Czas na opowiadanie ------------ OGIEN------------------------ Minęło dziesięć lat od ich ostatniego spotkania. Od kiedy odebrali świadectwa maturalne i rozeszli się, każde w swoją stronę. Musiało minąć aż dziesięć lat, żeby Pete spojrzał na Jaimie innymi oczyma. Musiało minąć aż dziesięć lat, żeby zobaczył w niej wspaniałą kobietę..........
-
Przyjaźń jest najpiękniejszym ze wszystkich prezentów, jakimi możemy zostać obdarowani aby szczęśliwie ukształtować swoje życie. — Epikur. KALINKO KOCHANA dziekuje !
-
KALINKO BIESIADNA przyjemnego czytania i tez przytulam Cie cieplutko!
-
Obserwował ją od dłuższego czasu. Zajęta rozmową z koleżanką, w ogóle nie zauważyła, że ją śledzi. Nie zmieniła się od ostatniego razu, kiedy ją widział. Była wspaniale zaokrąglona w tych wszystkich miejscach, w których powinna być. Włosy, związane w koński ogon na samym czubku głowy, radośnie podskakiwały, kiedy się śmiała… Zastanawiał się, czy po ich ostatnim spotkaniu, będzie w ogóle chciała z nim rozmawiać. Powiedział jej kilka przykrych rzeczy. I w ogóle był dla niej nieprzyjemny. Nie lubił tego drugiego gościa w sobie. Zawsze udawało mu się wygrywać w walce z tym dobrym i wtedy stawał się nie do zniesienia dla innych. Ale teraz, po miesiącu kuracji, już się go pozbył i stał się z powrotem normalnym człowiekiem. Wydawało mu się, że świat stał się bardziej kolorowy, a to on sam widział wszystko inaczej… Zaparkował przed wejściem i wysiadł z samochodu. Niepewnie wszedł do budynku, a po kilku chwilach, stanął przed jej drzwiami. Wziął głęboki oddech. Zapukał. Joan właśnie wstała, żeby pójść do łazienki, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła i otworzyła. Spojrzała na osobę, która za nimi stała i… zdębiała. To był Alex! Patrzył na nią bez słów. Choć patrzył to niedobre słowo. Gapił się na nią. A właściwie jej tatuaż, który miała tuż nad piersią. Jej też zabrakło słów. Stał w obcisłej koszulce bez rękawów i znów widziała te tatuaże… Nie, to stanowczo za dużo, jak na jeden raz… Kaszlnęła, żeby ich oboje przywołać do rzeczywistości. Popatrzył jej w oczy z uśmiechem. Wyciągnął zza siebie bukiet róż. - To dla ciebie – powiedział. Czuła, że zaschło jej w gardle. Co ten facet wyprawia?! - Dla mnie? – zapytała cicho i wpuściła go do środka. Wzięła od niego kwiaty i upajała się ich zapachem przez chwilę. Pachniały ślicznie… - Może wstaw je do wody, a potem ci wszystko wyjaśnię – powiedział. Z trudem oderwał wzrok od jej tatuażu. Boże, jak chciałby go dotknąć… Co tam, dotknąć, pocałować… Ona chyba zrobiła go specjalnie. Żeby faceci myśleli tylko o jednym… Usłyszał jej chrząknięcie i spojrzał jej w oczy, zakłopotany. - Może się ubiorę? – zapytała. Pokręcił głową. - Wyglądasz idealnie – powiedział. – Już zapomniałem, jaka jesteś piękna… - Alex… – zmarszczyła brwi. Próbowała w ten sposób ukryć swoje zakłopotanie. Jeśli on w dalszym ciągu będzie mówił takie rzeczy, to ona też powie mu o czym myśli od chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczyła jego tatuaże… A to nie będzie dobre… Znów kaszlnęła. - Przepraszam, że cię zawstydziłem – powiedział. – Przyjechałem, żeby ci podziękować. Za to, co dla mnie zrobiłaś… Popatrzyła na niego pytająco. - Pokazałaś mi, jakim byłem sukinsynem – wyjaśnił. – I zrozumiałem, że tak dalej nie można. Nie można bez końca ranić innych i niszczyć samego siebie. Nie można samego siebie przekonywać, że wszystko jest w porządku, kiedy tak nie jest. I zrozumiałem, że są inne sposoby rozwiązywania problemów. Dużo lepsze… – zauważył łzy w jej oczach i przerwał. – Co się stało? – zaniepokoił się. - Jestem z ciebie dumna – odpowiedziała. – Nie masz pojęcia, jak bardzo. Pokonałeś te złe demony i nareszcie masz odwagę pokazać swoją twarz. Wiem, ile cię to kosztowało. Może i nigdy nie piłam alkoholu, ale wiem, jak ciężko się z tego wychodzi. Niektórym się nie udaje… Cieszę się, że sobie z tym poradziłeś – uśmiechnęła się. Postanowiła, że w tej sytuacji musi być z nim szczera. – Strasznie bym chciała cię uściskać. - Co cię powstrzymuje? – widział, że się waha, ale nie znał przyczyny. Była dla niego taka dobra, wierzyła, że mu się uda, tylko on potrzebował dużo więcej czasu, żeby się o tym przekonać. Też miał ochotę przytulić ją do siebie i pocałować. Pocałować?! - Twoje tatuaże – odpowiedziała. - Coś z nimi nie tak? – zapytał, oglądając swoje ręce. - Nie widzisz, wariacie, że wręcz przeciwnie?! – spytała, zaciskając dłonie w pięści. – Boże, kiedy je widzę, to tak, jakbym dostała obuchem w głowę! Doprowadzają mnie do szału! - Mogę ci jakoś pomóc? – podszedł bliżej. Wiedział, że myślała o tym samym i to wprawiło go w wyśmienity nastrój. Ona też walczyła z takimi samymi pragnieniami… Uśmiechnął się. - Dlaczego się śmiejesz? – zapytała gniewnie. - Myślę, że wiem, jak ci pomóc – delikatnie rozluźnił jej dłonie. Potem zarzucił je sobie na szyję. – Możemy zacząć od uścisku. - Jesteś pewny? – zadrżała, czując jego dłonie na swojej talii. - Nie – uśmiechnął się. – Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy spróbowali – zbliżył swoją twarz do jej. - Mieliśmy się tylko przytulać – głośno przełknęła ślinę. Czuła jego oddech na swoich ustach i nie mogła już rozsądnie myśleć… - Zmieniłem zdanie – powiedział i pocałował ją delikatnie. Czuła, jak ziemia usuwa się jej spod stóp. Trzymał ją mocno, ale jednocześnie delikatnie. Gdyby chciała, mogłaby się wyrwać. Ale nie chciała… - Jeśli pozwolisz mi pocałować swoje tatuaże, ja pozwolę ci dotknąć swoich – mrugnął figlarnie okiem. W głowie mu się kręciło i czuł, że za chwilę eksploduje… Co ta kobieta z nim wyrabiała?!… - Pocałować? – wykrztusiła. – Ledwo stoję na nogach, jak dotknę twoich tatuaży, umrę na pewno, a ty jeszcze chcesz całować moje!… - Możemy przenieść się w wygodniejsze miejsce – uśmiechnął się lekko i wskazał głową w stronę sypialni. – Jeśli chcemy umierać, to tam nam będzie doskonale. - Jesteś szalony… – klepnęła go w ramię, ale pozwoliła wziąć się na ręce i wnieść do sypialni. Kiedy już położył ją na łóżku, a po chwili sam wskoczył obok i mogła bez przeszkód dotknąć tych wszystkich tatuaży, wiedziała, że tak wygląda szczęście… koniec. Milej lekturki!
-
Zbliżał się wieczór i Alex stawał się coraz bardziej niespokojny. Nawet gra w karty nie sprawiała mu przyjemności. - Co się dzieje? – zapytała Joan, po kolejnej wygranej partii. - Muszę już iść – powiedział. - Dokąd? - Muszę wracać do domu. Mam pracę, która mnie czeka – wyjaśnił. - Więc dlaczego się tak denerwujesz? – zapytała. Przyzwyczaiła się już do jego obecności, ale wiedziała, że ta chwila kiedyś nadejdzie. Choć było jej smutno, że muszą się rozstać. Alex był naprawdę fajnym człowiekiem. Gdyby tylko jeszcze przestał pić… - Wcale się nie denerwuję – zaprzeczył. - Przecież widzę – powiedziała. – Ciągnie cię do alkoholu? - Wcale nie! – wykrzyknął. Wstał. - To dlaczego się tak wściekasz? – zapytała spokojnie. - Wcale się nie wściekam! – zaprzeczył. – Tylko ty niczego nie rozumiesz! Spuściła głowę. To nie były miłe słowa. Ale wiedziała, że on w tej chwili nie jest sobą. To wychodzi ta jego zła strona. Ta, która nie umie żyć bez alkoholu. - Wytłumacz mi – powiedziała cicho. – Zrozum, że chcę ci pomóc. - Nie potrzebuję niczyjej pomocy! – krzyknął. – W ogóle nikogo nie potrzebuję! - Nie mów tak… - Nie mów mi, co mam mówić! – przyskoczył do niej, ale nie podniósł na nią ręki. – Jestem panem samego siebie i nikt nie będzie mi rozkazywał! - Właśnie, że nie jesteś panem samego siebie! – stanęła przed nim, zirytowana. – Twoim panem jest wódka! - Co ty możesz o tym wiedzieć! – popatrzył na nią ze złością. – Nigdy w ustach nie miałaś alkoholu! - Za to ty miałeś go aż nadto! – krzyknęła. Nie odpowiedział. Zebrał swoje rzeczy, porozrzucane po pokoju. - Wychodzę! – powiedział. - Tak, będzie lepiej, jeśli wyjdziesz! – krzyknęła. – W ucieczce jesteś najlepszy! - Wcale przed niczym nie uciekam, kobieto! – zawrócił, jakby chciał do niej podejść, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. – Nie mów nic o rzeczach, o których nie masz pojęcia! – dodał i trzasnął za sobą drzwiami. Stała i patrzyła na nie w milczeniu. Wiedziała, że już nie wróci. Za bardzo się otworzył i pokazał, że może być zupełnie innym człowiekiem, żeby teraz pokazać jej, że w dalszym ciągu przegrywa z alkoholem… Westchnęła. W jego życiu działo się dużo niedobrych rzeczy, ciągnął za sobą jakieś urazy z dzieciństwa i nie umiał sobie z tym poradzić. Alkohol był najłatwiejszym sposobem, żeby zapomnieć o problemach. Ale bardzo nieskutecznym. I on o tym wiedział. Ale nie chciał znaleźć innego sposobu na uporządkowanie sobie życia. A może po prostu się bał.... Joan odeszła z baru. Po wakacjach miała rozpocząć pracę w ośrodku dla trudnej młodzieży i chciała się do tego psychicznie przygotować. Dlatego postanowiła wypocząć. Całe dnie spędzała z przyjaciółmi. Wędrowali po górach, urządzali sobie leśne eskapady, ale przede wszystkim spędzali czas na plaży. Uprawiali sporty wodne i generalnie chcieli maksymalnie wykorzystać ostatnie wakacje. Alex już się nie pojawił. Joan widziała w telewizji, jak pokazywali, że zgłosił się na leczenie i strasznie ją to wzruszyło. Ucieszyła się, że nareszcie zrozumiał, że sam z tym nie wygra. Wiedziała, że miała w tym swój udział. Może malutki, ale zawsze coś. Nie szukała z nim kontaktu. On miał do niej telefon. Gdyby chciał się z nią skontaktować, zrobiłby to. Ale może lepiej, że tego nie zrobił. On miał swoje życie, ona miała swoje. Nie musieli tego jeszcze komplikować zdawkowymi spotkaniami. A obok tych tatuaży nie umiałaby przejść obojętnie... Zjechały z drogi przy plaży. Celine usiadła na ławce. - Odpocznijmy chwilkę – zaproponowała. Joan zakręciła się na rolkach. - Zmęczyłaś się? – zapytała. - Nie, jestem rześka, jak skowronek – żachnęła się. – Nie wiem, skąd ty bierzesz tyle energii. - Spójrz dookoła – zakręciła się Jo. – Jaki piękny świat! - Prawda – przytaknął, przejeżdżający obok chłopak, a one roześmiały się wesoło. - To dlaczego, w wieku dwudziestu trzech lat jesteśmy same? – zapytała Celine. - Mogłabyś nie wypominać mi mojego wieku? – oburzyła się Joan. – A kto jest sam, to jest sam. Jim ma na ciebie oko… - No, dobrze – przytaknęła, zrezygnowana. – Może coś z tego wyjdzie. Ale co z tobą? - O mnie się nie martw, dobrze? – uśmiechnęła się Joan i po raz kolejny zakręciła się na rolkach. – Cieszę się z tego, co mam. Dobrze mi z tym! - Oj, przestań! – oburzyła się Celine. – Muszę cię z kimś wyswatać. - Ani mi się waż! – zaprotestowała Joan. – Sama sobie znajdę faceta! - Dobra – ustąpiła Celine. – Masz na to dwadzieścia cztery godziny! - Hej, nie jestem aż taka zdesperowana! - Ale ja jestem! – roześmiała się Celine i wstała. – Jeśli do jutra wieczorem nie znajdziesz sobie faceta, jesteś zaproszona na randkę w ciemno. Zorganizowaną przeze mnie! - Dzięki! – roześmiała się. – Pamiętasz, że jutro Mark ma imprezę urodzinową? - Oczywiście! – zaśmiała się Celine. Ruszyły w kierunku domu. – A tam będzie mnóstwo samotnych facetów. Któryś na pewno się z tobą umówi… - Jesteś stuknięta – westchnęła Joan, kiedy wjechały na swoją ulicę. – Jeśli tylko spróbujesz mnie z kimś umówić, zarobisz w zęby. - Nie będę musiała próbować – odparła Celine. – Jeśli tylko ubierzesz ten komplecik, który ostatnio kupiłaś, sami do ciebie przybiegną. - Jesteś zboczona – parsknęła Joan. - Ja! To ty sobie wytatuowałaś różę na piersi! – oburzyła się Celine. – Że już nie wspomnę o tym smoku nad pośladkiem! W tym komplecie dokładnie wszystko widać! - Wariatka… – roześmiała się Joan i zatrzymały się przed jej blokiem. - Ale będziesz jutro, prawda? – przyjaciółka spojrzała na nią uważnie. - Oczywiście – uścisnęły się serdecznie. – I zamierzam się doskonale bawić. Z facetami, czy bez – dodała. - Z facetami – odpowiedziała Celine. – Nie ma innej możliwości. - Zobaczymy – uśmiechnęła się Joan. - No, a ja zamierzam uwieść Jima, bo coś nie może się zdecydować, biedactwo… – Celine mrugnęła figlarnie okiem i rozstały się. Joan sprawdziła pocztę i wjechała na górę. Weszła do mieszkania i z ulgą zdjęła rolki. Położyła się na sofie, żeby chwilę odpocząć, nim wejdzie do łazienki i weźmie prysznic. cdn......
-
No, skończyłam – triumfalnie wyciągnęła ostatnią zapisaną kartkę z drukarki. – Ale jestem z siebie dumna! – powiedziała z zadowoleniem. Alex stanął obok niej. - Sama to wszystko napisałaś? – wskazał na stertę kartek, ułożonych na biurku. Skinęła głową. - Mogę przeczytać? – zapytał. - Naprawdę chcesz? Skinął głową. - Przyniosę ci jeden egzemplarz, jak już je oprawię – powiedziała. – Muszę oddać je do promotora. - Wychodzisz gdzieś? – spytał. Przyzwyczaił się już do jej obecności. Całe przedpołudnie spędzili na wesołych pogawędkach. Unikali tematów alkoholowych, a na wszystkie inne świetnie im się rozmawiało. Miał wrażenie, jakby znali się od lat… - Tak – odpowiedziała. – Zajmie mi to najwyżej pół godziny. Zostaniesz tu? - Może zrobię obiad – zaproponował. – Co ty na to? - Przyzwyczaisz mnie do takiej rozpusty i potem będzie mi tego brakowało – uśmiechnęła się. - To dobrze – roześmiał się. – Będziesz o mnie myślała. Nie odpowiedziała. Ale wchodząc do sypialni zdążyła pomyśleć, że i bez tego będzie o nim myślała. A jego tatuaże na pewno nie dadzą jej spokoju… Wróciła do salonu. Nałożyła kurteczkę dżinsową. - Niedługo wrócę – powiedziała nakładając buty. – Tylko nie odbieraj telefonu. - Dlaczego? – zdziwił się. - Możesz usłyszeć niemiłe słowa – odpowiedziała. – Mój były ciągle nie może się pogodzić, że już ze sobą nie jesteśmy i bombarduje mnie telefonami. Ostatnio, jak byli u mnie przyjaciele, to strasznie jednemu naubliżał i przyszedł tu z awanturą. Chciałabym uniknąć takiej sytuacji. - Nie boję się – Alex przybrał groźną pozę. - Nie wygłupiaj się – klepnęła go w ramię. – Ale mam nadzieję, że nie zadzwoni i nie będziesz musiał tego wysłuchiwać – wzięła teczkę z papierami. – Na razie. - Do zobaczenia – powiedział i wszedł do kuchni. Zaintrygowały go jej słowa. Nagle poczuł, że bardzo by chciał poznać tego faceta. Spotkanie z nim było by bardzo interesujące… Uśmiechnął się do swoich myśli i stanął przy kuchence. - Wróciłam! – Joan otworzyła szeroko drzwi i weszła do mieszkania. - Jestem w kuchni! – krzyknął Alex, więc rozebrała się i weszła dalej. Zapach był piękny. - Co robisz? – zapytała zaglądając mu przez ramię. - Spaghetti a’la Alexander James McLean – odpowiedział dumnie. - Pachnie wybornie… – zamruczała. Uśmiechnął się. - I tak samo smakuje – powiedział. - Jesteś bardzo pewny siebie – stwierdziła. - Nie, po prostu znam swoją wartość – odpowiedział i wyszli do salonu. Stół był już przystrojony i Joan uśmiechnęła się. - Rany, ale ty jesteś zdolny – powiedziała. - Prawda? – uśmiechnął się. Usiedli na sofie. - Prosiłeś o jeden egzemplarz mojej pracy – podała mu papiery. - Dzięki – odparł. – Przeczytam w wolnej chwili. - Chciałabym, żebyś też wyciągnął wnioski. - To się zobaczy. - No, dobrze – przytaknęła. – Ktoś dzwonił? – zapytała. - Nie – odpowiedział. I dziwnie się uśmiechał. - Na pewno? – popatrzyła na niego uważnie. - Tak naprawdę nie chcesz tego wiedzieć – odpowiedział. - Alex, odpowiedz na pytanie! – zezłościła się. – Dzwonił Justin? - Nie wiem – uśmiechnął się tajemniczo. Złapała go za ramię. - Nie przeciągaj struny! – parsknęła. – Odpowiedz! – spojrzała mu błagalnie w oczy. - Może tak, może nie – nadal się uśmiechał. - Alex! – krzyknęła, łapiąc go za koszulkę. Ich twarze były oddalone od siebie o kilka milimetrów. – Nie drocz się ze mną! Popatrzył na jej dłonie, zaciśnięte w pięści i na oczy, gniewnie w niego wpatrzone. Pomyślał nagle, że chciałby ją pocałować. Chciałby dotknąć tych miękkich ust i przekonać się, czy są tak słodkie, na jakie wyglądają… Ale zaraz skarcił się za takie myśli. Pochodzili z dwóch różnych światów i nie powinien myśleć, że kiedykolwiek może ich coś połączyć. Chrząknął. Popatrzyła na swoje dłonie i rozluźniła uścisk. - Dzwonił – odpowiedział. – Odbyliśmy bardzo interesującą rozmowę. - To znaczy? – spojrzała na niego pytająco. - Nie chciałabyś znać szczegółów – odparł. – Twoje uszy by tego nie zniosły. Ale daję ci gwarancję, że już nie będzie cię niepokoił. - Alex... – próbowała protestować. - Nie martw się – uśmiechnął się. – Obaj wyszliśmy z tego cało. - Znając ciebie, nieźle mu nagadałeś – uśmiechnęła się na tę myśl. - Powiedzmy, że nie pozostałem mu dłużny – odpowiedział. Westchnęła. - Dzięki – powiedziała. - Nie ma za co – odparł. – Polecam się na przyszłość. cdn......
-
Obudziło ją pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek. Dochodziła druga nad ranem! Wygrzebała się z pościeli i podeszła do drzwi. Przed sobą zobaczyła Alexa. Nie wyglądał najlepiej, ale nie miał większych problemów ze złapaniem równowagi. Bez słowa otworzyła szerzej drzwi, a on w milczeniu wszedł do środka i oboje skierowali się do sypialni. Popatrzył pytająco na łóżko. - Połóż się – powiedziała. – Ja rozścielę sobie na sofie. - A nie możesz tu zostać? – zapytał. - Alex… – popatrzyła na niego z dezaprobatą. - Wcale nie proponuję ci, żebyśmy razem spali – powiedział zdecydowanie. – Po prostu nie chcę być sam. To łóżko jest na tyle duże, że możemy w nim spać zupełnie osobno. - Jesteś pijany – powiedziała i zabrała kołdrę. - Nie jestem – odpowiedział. – Jestem strasznie samotny. - Alex, to nie jest dobry pomysł – powiedziała. Na samą myśl o spaniu z nim w jednym łóżku, zrobiło się jej gorąco. Chyba się jeszcze dobrze nie obudziła… - Chcę tylko, żebyś była obok – odparł. – Obiecuję, że nie spotka cię z mojej strony żadne zagrożenie – dodał i stanął, żeby wziąć od niej kołdrę. - Ja nie mogę sobie tego obiecać – mruknęła do siebie. - Co powiedziałaś? – zapytał. - Nic takiego – uśmiechnęła się. – Chyba nie obudziłam się do końca… - Więc wracaj do łóżka – powiedział. Usiadł i zdjął buty. - Jeśli chcesz ze mną spać, nawet jeśli tylko obok, musisz się umyć, nim wskoczysz do łóżka – powiedziała, chwytając ostatnią nadzieję, że tego nie zrobi i będzie mogła spokojnie zasnąć… - Nie ma problemu – odpowiedział i skierował się w stronę łazienki. - Ręczniki są w szafce koło wanny – powiedziała zrezygnowana. Usiadła na łóżku. Boże, w co ona się pakuje?… Musi natychmiast zasnąć, bo inaczej nie będzie miała spokoju… Wyciągnęła dla Alexa drugą kołdrę i położyła się przy brzegu łóżka. Chciała zasnąć jak najszybciej, ale nie bardzo się jej to udawało. Szum wody w łazience przypominał, że nie jest sama… A, kiedy wszystko ucichło, w napięciu oczekiwała, kiedy Alex się pojawił. Po kilku minutach drzwi otworzyły się i cicho wszedł do pokoju. Nie zapalał światła, ale bez trudu doszedł do łóżka. Wślizgnął się pod kołdrę. - Śpisz? – zapytał cicho. Nie wiedziała, czy się odezwać i milczała. Odwrócił się w jej stronę. Z całej siły zacisnęła powieki, żeby nie widział, że jeszcze nie zasnęła. Wolała nie prowokować niepotrzebnych zdarzeń… - Dobrej nocy – szepnął i ułożył się wygodnie. Joan powoli otworzyła oczy. Był odkryty i miała przed sobą wytatuowane ramię. Boże, to nie był dobry pomysł… Nie powinna była tak łatwo mu ulec… Teraz już w ogóle nie będzie mogła zasnąć. Boże, co zrobić?… Rozmyślała gorączkowo. Czuła, że drży, a jej dłonie same wyciągają się w jego kierunku. Co robić, co robić?… Coś ścisnęło ją w żołądku. Poczuła, że z tych nerwów zrobiło jej się niedobrze. Mdłości narastały i narastały, aż nie wytrzymała. Zerwała się z łóżka i pobiegła do ubikacji. Wylądowała na podłodze i zwymiotowała wszystko, co zjadła tego dnia. Czuła się fatalnie, że dała się pokonać swoim słabościom… Wstała powoli. Spojrzała w lustro. Była blada i cała się trzęsła. Opłukała twarz wodą i otworzyła drzwi do pokoju. Tuż za nimi stał Alex. Był zaniepokojony. - Dobrze się czujesz? – zapytał. - Tak – uśmiechnęła się lekko. – Coś mi zaszkodziło – nie pozwoliła się objąć i sama podeszła do łóżka. Otworzyła szafę i wyciągnęła z niej długą koszulę. - Możesz to założyć? – zapytała, podając ją Alexowi. Popatrzył na nią zdezorientowany. - Nie jest mi zimno… - Po prostu załóż ją, dobrze? - No, dobrze – odpowiedział, w dalszym ciągu nie rozumiejąc, o co jej chodzi. Nałożył koszulę i wrócili do łóżka. - Może zrobić ci herbaty? – zaproponował. - Nie, dziękuję – odparła. – Śpijmy już, dobrze? - Dobrze – szepnął. – Dobranoc, Jo. - Dobranoc, Alex – odpowiedziała i odwróciła się do niego plecami. Zamknęła oczy i z całej siły modliła się, żeby sen szybko nadszedł. Tym razem jej prośby zostały wysłuchane i po kilku chwilach zasnęła. Alex patrzył na nią zdezorientowany. Dlaczego tak się zachowywała?… Czy stało się coś, o czym nie wiedział?... Obudził się, bo coś go łaskotało w ramię. Otworzył oczy. To włosy Joan, rozrzucone na poduszkach, dotykały jego ramienia. Uśmiechnął się. Leżała na brzuchu z twarzą w stronę okna. Spała spokojnie. Delikatnie podniósł się i oparł na ręce. Zobaczył, że leżała zupełnie odkryta, a jej kołdra prawie cała była na podłodze. Miała na sobie krótką koszulkę i mógł wyraźnie zobaczyć to, co przed nim ukrywała. Tuż nad krótkimi majteczkami miała tatuaż. Głowę smoka. Usiadł, żeby przyglądnąć się uważniej. Spodobał mu się ten obrazek. Też kiedyś myślał, żeby sobie taką głowę wytatuować. Ale dużo większą. Rozmyślił się, kiedy zobaczył krzyż i to jego sobie wytatuował. Ale ta głowa była naprawdę ładna… Pomyślał, że gdyby wyciągnął rękę jeszcze kilka centymetrów w jej kierunku, to mógłby dotknąć tego rysunku. Nagle poczuł palące pragnienie, żeby to zrobić. I już zbliżał dłoń do jej pośladka, kiedy ona nagle obudziła się i odwróciła w jego kierunku. Szybko zorientowała się, że jest odkryta, więc złapała kołdrę i naciągnęła ją po samą brodę. Uśmiechnął się triumfalnie. - Widziałem – powiedział. - Co widziałeś? – zapytała, choć doskonale znała odpowiedź. - Tatuaż – odpowiedział. Zarumieniła się po czubki włosów. - Zamiast mnie przykryć, bezczelnie gapiłeś się na mój tyłek?! – oburzyła się, co go rozśmieszyło. - Yhm… – kiwnął głową. – Obudziłbym cię za chwilę, bo chciałem go dotknąć. - Nawet mi nie mów takich rzeczy – prychnęła i wyskoczyła z łóżka. Pobiegła do łazienki, a on roześmiał się głośno. Co ona takiego w sobie miała, że zachowywał się tak, a nie inaczej?… cdn......
-
Obudził się, bo poczuł, że zaschło mu w gardle. Otworzył oczy. Na dworze było ciemno, ale zorientował się, że jest w jakimś pokoju. To nie był… nie, właściwie znał ten pokój. I znał to łóżko. Wstał i skierował się w stronę kuchni. Nalał sobie wody do szklanki i wypił ją jednym haustem. Odetchnął z ulgą. Tego mu było potrzeba… Wszedł do salonu. Na sofie leżała Joan. Podszedł bliżej. Włosy miała rozrzucone na poduszkach i uśmiechnął się na ten widok. Wyglądała tak uroczo, tak delikatnie, że aż nierealnie. Chciał ją dotknąć, żeby się przekonać, czy jej skóra jest tak miękka, na jaką wygląda. Z trudem powstrzymał się, żeby tego nie zrobić. Co się z nim dzieje? Chyba za dużo wypił, skoro tak się zachowuje. Choć nie czuł w sobie ani kropli alkoholu. Czuł za to czułość, o którą nigdy siebie nie podejrzewał. Kochał Amandę, ale ona po prostu była i nigdy tego nie kwestionował. Teraz, kiedy odeszła, upajał się swoją samotnością. Nie musiał się martwić o inne kobiety. Kiedy chciał – były, kiedy chciał – odchodziły. Nie chciał się z nikim wiązać. I wiedział, że Joan nie była dla niego. Ona miała swój świat, on żył w zupełnie innej rzeczywistości, której ona nie akceptowała. Wzruszył ramionami. O czym on w ogóle myśli… Joan otworzyła oczy. Z kuchni doleciał ją przyjemny aromat. I jakaś rozmowa. A właściwie monolog. Wstała. - Wiesz, zrobimy śniadanie, bo twoja pani jest bardzo zmęczona i musi troszkę odpocząć – w kuchni stał Alex, a na ramieniu siedział mu Feliks. – Dobrze, że już mnie głowa nie boli, bo to jest straszny ból. Ale tobie to nie grozi… – zaśmiał się. - Dzień dobry – odezwała się i stanęła za nim. Właściwie nie mogła myśleć o niczym innym, jak tylko, o tym, co zrobić, żeby choć przez chwilę dotknąć tych tatuaży… Musiał zauważyć, że dziwnie mu się przygląda, bo chrząknął, żeby spojrzała mu w twarz, co oczywiście uczyniła. - Postanowiłem jakoś odwdzięczyć się za nocleg – powiedział. – Mam brudną koszulkę, że tak mi się przyglądasz? Jeśli to cię krępuje, ubiorę się – dodał z uśmiechem. - Nie… – powiedziała cicho. Postanowiła, że tym razem zagra w otwarte karty. – Patrzyłam na twoje tatuaże. - Podobają ci się? – podszedł bliżej. - Mam bzika na punkcie tatuaży – odparła. Wyciągnęła ręce, żeby dotknąć jego ramion, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Zdjęła Feliksa z jego ramienia. – Sama od jakiegoś czasu walczę z ogromną chęcią zrobienia sobie kolejnego. - Masz tatuaż? – jego zdumienie nie miało granic. - Dwa – odpowiedziała. - Dwa? – szeroko otworzył oczy. – Naprawdę?! - Dlaczego tak cię to dziwi? – uśmiechnęła się i wyszła do salonu, żeby odstawić szczura do akwarium. Wyszedł za nią. - Nie spodziewałem się tego po tobie – powiedział. – Wydawałaś mi się taka poukładana, taka… - Normalna? – weszła mu w słowo. Skinął głową. - Moja znajomość z Jamesem powinna ci dać do myślenia – powiedziała. – Mam kilka szalonych postępków na swoim kącie. - Zaskakujesz mnie coraz bardziej – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Pokażesz mi swoje tatuaże? - Jeden – odpowiedziała. - A drugi? - Jeden, powiedziałam – stanęła przed nim. – Chyba, że nie chcesz go zobaczyć. - Nie, oczywiście, że chcę – oburzył się. – Masz go na ramieniu? – podwinął jej rękawy, nim zdążyła zaprotestować. Odsunęła się. - Na kostce – powiedziała i podwinęła nogawkę. Nad kostką był mały delfinek wskakujący do wody. Przyklęknął obok. - Jest słodki – powiedział z uśmiechem. - Podoba ci się? – z trudem wykrztusiła z siebie to słowo, bo, kiedy dotknął ręką jej nogi, czuła, jakby palił ją ogień… Rany boskie, co się z nią dzieje?! Odskoczyła. Udał, że nie zauważył jej dziwnego zachowania. - Jest taki delikatny – powiedział. – A ten drugi? – wstał. - O, nie, tego ci nie pokażę – powiedziała i wyniosła z kuchni talerz ze śniadaniem. - Dlaczego? – zapytał. - Po prostu nie – odpowiedziała i usiedli przy stole. - Dlaczego? – powtórzył. – Jest brzydki? - Nie – odparła. – Po prostu nie zobaczysz go i już. - Nie dam ci spokoju – uśmiechnął się. – Będę cię zadręczał tym pytaniem. Dlaczego? - Alex, daj spokój – powiedziała. - To odpowiedz mi na to pytanie – pozostał nieugięty. Poczuła się zakłopotana, jakby zapędził ją w ślepy róg. - Po prostu mam go nad pośladkiem – wykrztusiła z trudem. - O, rany... – uśmiechnął się. – Niepotrzebnie tak na ciebie naciskałem. Teraz cały czas będę o tym myślał… - Alex – klepnęła go w ramię z oburzeniem. – Nie przeciągaj struny. Opowiedz mi lepiej o swoich tatuażach. - To będzie długa historia… – zaczął i przez następne piętnaście minut opowiadał jej historię każdego z tatuaży. A było ich ponad dziesięć, więc było o czym mówić. Jo patrzyła na jego ciało i wszystkimi siłami walczyła, żeby nie dotknąć tych tatuaży… Nie wiedziała, co zrobić z rękami, więc chwyciła za szklankę z sokiem. Alex był tak zajęty pokazywaniem swoich tatuaży, że nie zauważył jej nerwowego zachowania. Była zadowolona, bo nie wiedział, że ma nad nią taką przewagę… cdn......
-
Wyszła z toalety. Sobota była ciężkim dniem, bo ludzi było więcej niż zwykle, ale jakoś dawali sobie radę. Mike był zabawny, jak zawsze, dzięki czemu lżej się pracowało. - Znów się pojawił – powiedział, kiedy już stanęła za barem. - Kto? – spytała zdziwiona. - Ten chłopak – kiwnął głową w tamtym kierunku. Popatrzyła w róg baru. Uśmiechał się do niej. Na oczach znów miał okulary i to ją zirytowało. Musiał chyba bardzo siebie nie lubić, skoro bal się pokazać swoje oczy. A przecież nie miał się czego wstydzić… Podeszła do niego. - Co podać? – zapytała. - To samo, co wczoraj – odpowiedział. – Tylko bez żadnych komentarzy. - Nie ma sprawy – powiedziała. Nie spodziewała się po nim takiego ostrego tonu. – Mówisz i masz. - Cieszę się – widział, że sprawił jej przykrość swoimi słowami. Ale była jeszcze młoda i niewiele wiedziała o życiu. Nie chciał, żeby wtrącała się w jego sprawy. Nie chciał, żeby nikt nie interesował się jego życiem. Pył panem samego siebie i tak czuł się dobrze. Mógł radzić sobie bez alkoholu, ale wcale nie miał na to ochoty. Dobrze było tak, jak było... Ignorowała go przez cały wieczór. Nic nie mówiła, tylko podawała mu kolejne szklanki. I znów został ostatni w barze. Zamierzała wyjść, kiedy ją zatrzymał. - O co chodzi? – podeszła bliżej. - Kiedy się denerwujesz, oczy ci ładnie błyszczą – powiedział. - Dlaczego miałabym się denerwować? – zapytała spokojnie. - Wiesz, wcale nie muszę pić – odpowiedział. – Udowodnić ci? - Nie potrzebuję, żebyś mi cokolwiek udowadniał – odpowiedziała. – Udowodnij to sam sobie. - Chcesz być świadkiem? - Nie mam ochoty na żarty – parsknęła. – Miałam ciężki dzień i jestem zmęczona. - Przenocujesz mnie jeszcze raz? – zapytał. – Wiem, że nie byłem dla ciebie zbyt uprzejmy, ale potrafię być miły. - Nie wątpię – powiedziała z przekąsem. - Pozwolisz mi się zrehabilitować? – powiedział odważnie. - Zdejmiesz okulary? – podjęła rękawicę. - Nie mogę – pokręcił głową. - Boisz się spojrzeć mi w twarz? – zaśmiała się. - Nie prowokuj mnie – pogroził. - Nie boję się ciebie – odpowiedziała. - Może powinnaś – uśmiechnął się i zdjął okulary. - Teraz lepiej – powiedziała i podała mu ramię. – Chodź, zanim całkiem stracisz do siebie szacunek. Wstał i, zataczając się, doszli do drzwi. Wydawał się mniej pijany niż wczoraj, ale wiedziała, że bardzo się stara. Naprawdę wypił więcej i bała się, że padnie jej w połowie drogi. Wymiotował zaraz po wyjściu z baru. - Tylko nie mów, że alkohol szkodzi – powiedział, wycierając twarz. - Nic nie powiem – uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do samochodu. – Poczekam, aż wątroba ci wysiądzie i sam się o tym przekonasz. - Czy ty zawsze musisz mieć ostatnie zdanie? – zapytał i wsiadł. Usiadła za kierownicą. - Coś ci się nie podoba? - Nie – odpowiedział. – Pogawędki z tobą wydają się bardzo interesujące. - Naprawdę? – uśmiechnęła się. – Myślałam, że cię irytuję. - Ale w taki przyjemny sposób – odpowiedział. - Więc nie powiem już nic innego, żeby nie zacząć irytować cię w mniej przyjemny sposób – wyjechała na drogę. - Świetny pomysł – powiedział i zamknął oczy. W milczeniu dojechali na miejsce. Dziś nie miała problemu, żeby go obudzić. Wstał dziarsko, jakby chciał pokazać, że czuje się świetnie. Wysiedli z windy i stanęli na korytarzu. - Ładnie tu – powiedział. – Mieszkasz tu sama? – uśmiechnął się przebiegle. - To jakiś problem? – zapytała. - A nie możesz normalnie odpowiedzieć? – spytał, kiedy weszli do apartamentu. – Zastanawiam się, dlaczego taka piękna dziewczyna, jak ty, mieszka sama – wyjaśnił. - Już ci coś mówiłam o komplementowaniu mnie po pijaku – powiedziała. – Jak wytrzeźwiejesz, odpowiem ci na każde pytanie. - Na każde? – spojrzał na nią podejrzliwie. - No, w granicach rozsądku – sprostowała. Wyglądał na rozczarowanego, ale grzecznie wszedł do sypialni. - A dowiem się chociaż, jak masz na imię? – zapytał. – Nie chciałbym, żebyśmy byli sobie całkiem obcy. Wiem, że spałem w twoim łóżku, ale nie czuję, żeby to nas do siebie zbliżyło. - Masz wybujałą wyobraźnię – roześmiała się. – Mam na imię Joan, a przyjaciele wołają na mnie Jo. - Sugerujesz, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi? - Łapiesz mnie za słówka – prychnęła. – Po prostu lubię swoje zdrobnienie. - Miło mi cię poznać, Jo – delikatnie złapał ją za rękę i uniósł jej dłoń do ust. – Jestem AJ - A-co? – wyszarpnęła mu dłoń. Poczuła dziwne ciepło w miejscu, gdzie ją dotknął. - Alexander James, czyli AJ – wyjaśnił z uśmiechem. - Nie będę cię całować po rękach, ale cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie chociaż tę sprawę. - Co jeszcze chciałabyś wyjaśnić? – usiadł na łóżku. – Bardzo chętnie z tobą porozmawiam. - Jutro, dobrze? – zapytała. – Padam z nóg, a tobie sen też dobrze zrobi. - Wcale nie jestem pijany – poderwał się z łóżka, ale zaraz upadł z powrotem, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa. – Ups, chyba jestem… Ukołyszesz mnie do snu? – popatrzył na nią pytająco. - Nie przeciągaj struny – pogroziła mu palcem. - A co, wyrzucisz mnie na ulicę? – prowokował ją. Rozpiął koszulę i ukazał swoje wytatuowane ramiona. Wstrzymała oddech. Boże, te tatuaże… Szybko się otrząsnęła. - Wykorzystujesz moją dobroć, wiesz o tym? – zapytała. - Wiem – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Ale sprawia mi to dużą przyjemność. Jak mnie utulisz, będę miał piękniejsze sny… - Nie przeginaj, Alex! – powiedziała zirytowana. - Boże, jak pięknie brzmi moje imię w twoich ustach… - Wystarczy! Idę spać! – powiedziała odkładając jego spodnie na krzesło. – Dobranoc. - Nie idź jeszcze – poprosił. - Dobranoc, Alex! – zamknęła drzwi. Zaśmiał się i ułożył wygodnie. Ale była zadziorna… Joan rozłożyła sofę, ale długo nie mogła zasnąć. On potrafił być taki irytujący… Miała ochotę tupać nogami, jak mała dziewczynka, kiedy tak ją wyprowadzał z równowagi. Ale miał w sobie coś, co nie pozwalało jej go nie lubić. Miał tatuaże, a to działało na nią jak najlepszy afrodyzjak… Nie potrzeba było nic więcej… Szybko pozbyła się takich myśli. Nie powinna w ten sposób myśleć. A już na pewno nie powinna pokazać tego po sobie… cdn........
-
Już idę – odparł. – Mogę jeszcze skorzystać z łazienki? - Jasne – powiedziała. – To tam, za Jamesem – wskazała na drzwi oblepione plakatem. Popatrzył w tamtym kierunku. Całe drzwi były ozdobione postacią Jamesa Hetfielda, obejmującego dziewczynę, która właśnie wyszła z pokoju. Stanął zdezorientowany. - Znasz Jamesa Hetfielda? – zapytał, kiedy wszedł do przytulnego saloniku. Dziewczyna stała w kuchni i smarowała masłem chleb. - Tak – odpowiedziała krótko. – Masz herbatę – podała mu szklankę. Podszedł bliżej. - On to dopiero jest pijus – stwierdził. - Już nie – oburzyła się. – Właśnie zgłosił się na leczenie. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. - Jak blisko jesteście? – zauważył dziwny błysk w jej oczach. Zastanawiał się, co taka ładna dziewczyna widziała w takim metalowcu jak James. Jemu zawsze wydawał się w jakiś sposób brudny. - To mój brat – odpowiedziała. – Nie rodzony, ale brat – uśmiechnęła się. – Dlatego nie mogłam patrzeć, jak upada coraz niżej. Nienawidzę alkoholu. - A obracasz się w takim środowisku? – zapytał zdziwiony. - Tym sobie udowadniam, że jestem silna – powiedziała. – Poza tym zbieram materiały do pracy magisterskiej, a bar jest doskonałym miejscem. - Czy mi się tylko wydaje, czy naprawdę jestem królikiem doświadczalnym? – zapytał z przekąsem. - Potrzebowałeś mojej pomocy i znalazłam się we właściwym miejscu o właściwej porze – odparła i wyszli do salonu. Usiedli przy stole. Usłyszał jakieś dziwne chrobotanie. Dziewczyna popatrzyła w stronę regałów. - Przepraszam cię na chwilę – uśmiechnęła się. – Feliks czuje się niedopieszczony – wstała i wyjęła z akwarium łaciatego szczurka. To go totalnie rozbroiło. - Nie boisz się? – zapytał. – Dziewczyny zazwyczaj piszczą na widok takich zwierząt. - Feliks nie jest groźny – powiedziała. – Kochanie, nie mam dla ciebie czasu – powiedziała z uśmiechem do zwierzaka. – Mam gościa. Ale obiecuję, że później się tobą zajmę – dodała i włożyła go z powrotem do akwarium. – Jest przyzwyczajony, że rano siedzi na moim ramieniu i przygląda się temu, co robię, ale nie chciałabym narażać cię na takie widoki. Niektórzy ludzie histerycznie reagują na widok szczurów. - Nie przeszkadza mi to – powiedział głośniej, bo zniknęła w łazience. Pojawiła się po chwili. - Jak herbata? - Dziękuję, jest super – uśmiechnął się. Kiedy jedli, przyglądnął się uważniej dziewczynie. Była szczupła, ale zaokrąglona w odpowiednich miejscach. No i miała długie włosy. To zawsze na niego działało. Nic go tak nie pociągało w dziewczynach, jak długie włosy. Miał obsesję na tym punkcie… - Nie podoba mi się twoje spojrzenie – powiedziała nagle. - Tak? – uśmiechnął się przebiegle. – A co ci się nie podoba? - Chyba masz kosmate myśli – odparła. – To może skończyć się niedobrze dla ciebie. - A dla ciebie? – popatrzył na nią uważnie. - Czy są takie chwile, kiedy jesteś poważny? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Nie – odparł. – Życie jest wystarczająco poważne za mnie. Co w tym złego, że sobie czasem pożartuję? To nikomu nie szkodzi. - Tobie może zaszkodzić – powiedziała. – Alkohol może rozwesela, ale na krótką metę. - Co ty możesz o tym wiedzieć – spochmurniał. – Nie masz o tym pojęcia. - Co ty możesz wiedzieć o mnie – odparła. – Nie znasz mnie wcale. - Ty mnie też, a już wydajesz na mój temat opinie. - Mówię o tym, co widzę – odpowiedziała. Czuła, że dyskusja staje się nieprzyjemna i nie wiedziała, co na ten temat poradzić. Nie chciała ustąpić. - To może źle widzisz – odciął się. - A może to ty chcesz, żebym tak widziała, a sam nie widzisz za dobrze – powiedziała. – Alkohol nie jest dobry. Szkodzi, nie wiedziałeś o tym? – zapytała. - Tobie szkodzi jego brak – powiedział ostro. – Chyba będzie lepiej, jak już pójdę. - Przed problemami nie uciekniesz – powiedziała, choć jego słowa sprawiły jej przykrość. Nie wiedziała dlaczego, ale zaczynała go lubić. Wydawał się całkiem sympatyczny. Gdyby tylko jeszcze posłuchał kogoś, kto ma zdanie odmienne od jego. - Nie powinno cię to obchodzić – mruknął. – Dziękuję za herbatę – dodał i już go nie było. O jego obecności świadczył tylko zapach, który po sobie zostawił. Popatrzyła zdezorientowana na drzwi. Nie był łatwy we współżyciu. Ale udało się jej troszkę przebić przez ten mur obojętności i wyprowadzić go z równowagi, więc uznała to za sukces. Gdyby jeszcze nie był tak uparty… Zastanawiała się, dokąd teraz poszedł. Choć wcale nie powinno to jej obchodzić. Zniknął równie szybko, jak się pojawił… Postanowiła, że nie poświęci mu ani jednej myśli i usiadła do komputera, żeby trochę popracować. cdn.......
-
Otworzył oczy i rozejrzał się wokoło. To nie był jego pokój. To nie był żaden z pokoi, które znał. To nie było żadne z łóżek, które znał. Postanowił poleżeć jeszcze chwilę i przypomnieć sobie, co się stało i jak się tu znalazł. Nic nie pamiętał. A na pewno zapamiętałby wielki plakat Metallicy naprzeciwko łóżka, złotą płytę za czarny album i mnóstwo zdjęć na ścianie. Nie przeszedłby obok takiego widoku obojętnie. Ale nie mógł sobie nic przypomnieć. Zza uchylonych drzwi doleciała go jakaś muzyka i czyjaś rozmowa, a właściwie monolog. - I co, skarbie? – melodyjny głos brzmiał pieszczotliwie. – Jak myślisz, ładna będzie ta różyczka?… Wiem, nie powinnam, ale nie mogę się powstrzymać… Wiesz, jak już się zacznie, to nie można skończyć… Postanowił wstać i zerwał się z łóżka. To był błąd. Nogi się pod nim ugięły, a głowę rozsadził mu ogromny ból. Aż zawył, bo nie mógł tego znieść. Chwilę później do pokoju weszła dziewczyna. - Dobrze się czujesz? – spytała zaniepokojona. Leżał z zamkniętymi oczami, jakby czuł, że słońce go zabije. - Moja głowa… – jęknął. – Chyba przeżywam bombardowanie… - Zaraz przyniosę ci jakąś tabletkę – powiedziała i po kilku sekundach była już z powrotem. Podała mu proszki i szklankę wody. - Dzięki – uśmiechnął się i łyknął tabletkę. - Gdybyś mnie wczoraj posłuchał, nie czułbyś się teraz tak, jak się czujesz – powiedział głos. Powoli otworzył oczy. Miał przed sobą szczupłą blondynkę. Uśmiechała się przyjaźnie. - Wczoraj? – uśmiechnął się blado. – Co się stało?… Co ja tu robię?… Kim ty jesteś?… – pytał powoli. – Choć nie, wiem, kim ty jesteś. Pracujesz w Night Life, prawda? - Yhm... – skinęła głową. – Całkiem nieźle sobie radzisz. Z resztą ci pomogę, bo od tego myślenia znów rozboli cię głowa, a tego byśmy chyba nie chcieli, prawda? – uśmiechnęła się. – Troszkę za dużo wypiłeś i nie mogłeś pojechać do domu, więc przenocowałeś u mnie. - Czy my… no wiesz… – popatrzył na nią zdezorientowany. - Absolutnie – pokręciła głową i wtedy zauważył jej długie włosy, które opadły na ramiona. Wyglądała jak anioł, kiedy tak widział ją niewyraźnie. – Choć nie powiem, żebyś nie był chętny. Gorzej z możliwościami… – zaśmiała się. - Może dobrze, że nic nie pamiętam – powiedział. – Nie mógłbym spojrzeć ci prosto w twarz. - Nie byłoby tak źle – roześmiała się, a w jego uszach zabrzmiało to jak najprawdziwsza muzyka. – Gdyby było inaczej, to sobie nie mógłbyś spojrzeć w twarz – pogroziła mu palcem. - Tak myślisz? – uśmiechnął się. Nie tak łatwo było ją wyprowadzić z równowagi. Miała cięty języczek i cieszył się, że nareszcie znalazł godnego siebie przeciwnika. - Tak naprawdę nie chciałbyś się o tym przekonać – odpowiedziała. – Jesteś głodny? Zrobiłam śniadanie. - A masz jakieś piwo? - Nie znajdziesz tu ani kropli alkoholu – odpowiedziała. – Jestem zagorzałą abstynentką, więc chyba będziesz musiał zadowolić się herbatą z mięty. Dobrze robi na kaca. - Pracujesz w knajpie i nie pijesz? – uniósł do góry brew ze zdziwienia. – Gdzieś ty się uchowała, dziewczyno? - Jakbyś jeszcze nie zauważył, alkohol zamazuje trochę obraz rzeczywistości, a ja chcę widzieć wszystko wyraźnie – powiedziała i wstała. Usiadł na łóżku i postawił nogi na ziemi. - Jestem nagi – powiedział ze strachem i popatrzył na nią zaskoczony. – A ty mi mówisz, że do niczego nie doszło… - Slipki nadal masz na sobie – powiedziała z uśmiechem. – A spodnie masz tutaj – podała mu ciuch. – Pospiesz się, bo zimna mięta nie jest smaczna. cdn.......
-
Co cię to obchodzi? – warknął, ale nadal wspierał się na jej ramieniu. - Usiłuję ci pomóc! – odpowiedziała ze złością. – Miałam ciężki tydzień, jutro też idę do pracy, więc mógłbyś wykazać odrobinę zrozumienia! - Lubię takie dziewczyny, jak ty – zaśmiał się. Podeszli do jej samochodu. - A ja nie lubię takich facetów, jak ty – odpowiedziała. - To się ode mnie odczep – powiedział i puścił jej ramię. Zakręciło mu się w głowie. – Ups, chyba mi niedobrze – powiedział odwracając się w drugą stronę. Nachylił się nad koszem na śmieci i Joan patrzyła, jak wymiotuje. Chyba troszkę przesadził z tym piciem. I co ona miała z nim zrobić? Otworzyła drzwi do samochodu i pomogła mu wsiąść. Nie chciała ryzykować, że się przewróci, bo ledwo trzymał się na nogach. - Powiesz mi, gdzie mam cię zawieść, czy mam cię zabrać do siebie? – zapytała, siadając za kierownicą. - Czy to propozycja? – uśmiechnął się ironicznie. - Nawet, gdybyś był ostatnim facetem na ziemi, nie poleciałabym na ciebie – odpowiedziała równie ironicznie. – Śmierdzisz whisky, jakbyś pił od tygodnia. - Jaki cięty języczek – powiedział. – Mogłoby nam być razem dobrze… – oparł głowę na zagłówku i zamknął oczy. – Może nawet lepiej… – zamruczał i… zasnął. Joan popatrzyła na niego z boku i zaklęła w duchu. Jeszcze tego jej brakowało. Teraz już nie miała wyjścia. Musiała zabrać go do siebie. Dlatego zapaliła silnik i po kilku minutach była na miejscu. Ale tu zaczęły się problemy, bo mężczyzna nie bardzo chciał się obudzić. Musiała potrząsnąć nim gwałtownie, żeby przywrócić go do rzeczywistości. Nieprzytomnie otworzył oczy. - O co chodzi? – zapytał zaspanym głosem. - Podnoś tyłek, przenocujesz u mnie – powiedziała i podała mu rękę. Wysiadł powoli. - A mówiłaś coś o tym, że nawet jakbym był ostatnim facetem… - Powiedziałam, że u mnie przenocujesz – nie dała mu dokończyć. – To znaczy, że położysz się do łózia i grzecznie zaśniesz. Rozumiesz? - Hehe, nikt mnie jeszcze tak nie podrywał – zaśmiał się i weszli do windy. - Nie schlebiaj sobie – powiedziała. Facet zaczynał ją naprawdę wkurzać. Chyba miał przerośnięte ego. Takie dobre mniemanie o sobie widocznie mu szkodziło, skoro konsekwentnie się upijał. Weszli do mieszkania. - Gdzie teraz, moja piękna? – zapytał, kiedy znaleźli się już w środku. Próbował ją objąć, ale nie bardzo mu to wychodziło. - Przez te okulary i tak nic nie widzisz, więc nie musisz mnie na siłę komplementować – odcięła się. – Jak będziesz trzeźwy, to pogadamy. A teraz zapakuję cię do łóżka – weszli do sypialni. Zauważyła szeroki uśmiech na jego twarzy. – Samego – dodała i puściła jego ramię. Upadł na łóżko. - Jesteś brutalna – powiedział. - A ty pijany. - A ty niewrażliwa. - A ty niewdzięczny. - No, dobra, wygrałaś – powiedział. – Jutro sobie pogadamy, bo teraz chciałbym się przespać. Tylko muszę się trochę rozebrać – zaczął od butów. Pomogła mu, a kiedy zobaczyła jego wytatuowane ciało, uśmiechnęła się do siebie. "Jedną rzecz mamy wspólną – oboje kochamy tatuaże." Przykryła go kocem, kiedy już zasnął. I zdjęła też okulary. Wyglądał tak niewinnie, kiedy spał. Nie wydawał się starszy od niej. To jego zachowanie, to była jakaś maska, za którą się chował. Chyba czuł się bezpieczniej, kiedy nosił ciemne okulary i zachowywał się jak dorosły mężczyzna. Prawie ją zmylił, ale teraz widziała, że naprawdę był zagubiony i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Ale nie wszystko było jeszcze stracone. Był za młody, żeby marnować sobie życie. Potrzeba tylko, żeby sam to zrozumiał… Joan przymknęła drzwi. Ona zawsze miała takie szczęście, że przyciągała do siebie zbłąkane owieczki. Choć ten osobnik za ścianą owieczki w niczym nie przypominał. Zaśmiała się cicho i rozłożyła sofę. A bo to pierwszy raz przyjdzie jej tu spać… cdn........
-
Stanęła za barem. Mary miała dzisiaj randkę i poprosiła Joan o zmianę. A właściwie zostawiła ją samą. Ale dzień był dość spokojny, więc nie było się czego bać. Klientów było sporo, ale zawsze tak było przy piątku. Joan podeszła do mężczyzny siedzącego przy końcu baru. Kiwał w jej kierunku. Przed sobą miał już cztery puste szklanki i chciał zamówić kolejną. - Jeszcze raz to samo – powiedział. - Już się robi – odpowiedziała i nalała whisky do szklanki, i postawiła przed nim. Chyba się uśmiechnął. Nie była pewna, bo na twarzy miał okulary przeciwsłoneczne i nie mogła zobaczyć jego oczu. Wyglądało na to, że chce się upić. Joan widziała go tu już wcześniej. Przychodził od kilku dni i w samotności pił alkohol. Kiedy zabierała brudne szklanki z lady, pomyślała, że musi mieć jakieś problemy. Do nikogo się nie odzywał, nawet Mike, idealny barman, nie wciągnął go w żadną rozmowę. Nieznajomy chciał być sam. Ale widziała, że w tej swojej samotności nie jest szczęśliwy. Kiedy skinął głową po następną szklankę, próbowała oponować. - Może już wystarczy na dzisiaj? – spytała, stając przed nim. - Nie prosiłem cię o radę, tylko o whisky – powiedział szorstko. – Jeśli nie chcesz mnie obsłużyć, zmienię lokal. - Ok – uniosła ręce do góry w geście poddania. – Ale jeśli nie będziesz mógł o własnych siłach zejść z tego stołka, a jutro obudzisz się z kosmicznym kacem, nie miej do mnie pretensji… – odeszła, żeby nalać mu kolejną porcję, ale usłyszała jego komentarz, choć powiedział go właściwie sam do siebie. - Co cię obchodzi moje życie – mruknął. – Sam je sobie spieprzyłem i sam je sobie naprawię. Nie odezwała się już ani słowem, tylko zaczęła wszystko analizować. Postanowiła wykorzystać swoją wiedzę zdobytą na studiach. Potrzebne jej były materiały do pracy magisterskiej, a obserwacja tego typu facetów nadawała się idealnie. Każdy z nich żył w swoim własnym świece, często pełnym wyimaginowanych problemów i próbowali utopić to wszystko w alkoholu. Robili to dzień w dzień, a że nie znali umiaru, to nie kończyło się to dla nich dobrze. Staczali się coraz niżej i niżej, aż dotarli na samo dno i już nie potrafili się podnieść. Zastanawiała się, co skłania ludzi, że sięgają po alkohol. Sama nigdy w ustach nie miała ani kropli alkoholu. Poza szampanem, ale to właściwie żaden alkohol. W dzieciństwie doświadczyła przykrych przeżyć związanych z alkoholem i postanowiła, że sama nigdy nie będzie piła. Są inne możliwości rozwiązywania problemów niż picie. Choć kiedy patrzyła na tego mężczyznę przy barze, miała wrażenie, że wyczerpał już wszystkie inne sposoby. Dlatego zrobiło się jej go żal, kiedy wszyscy już wyszli i musiała zamykać knajpę, a on nadal siedział przy barze. - Czas do domu – powiedziała i klepnęła go po ramieniu. Podskoczył i mało nie spadł ze stołka. Nie miał siły utrzymać się samodzielnie na nogach. - Do domu? – zamruczał niewyraźnie. – Do jakiego domu? - Zamówię ci taksówkę, dobrze? – zapytała, kiedy prowadziła go w stronę wyjścia. – Gdzie mieszkasz? - Gdzie? – przystanął. – Nie wiem. - Nie wygłupiaj się – powiedziała zniecierpliwiona. – Jest już późno i nie mam ochoty na takie żarty. - To mnie zostaw – wyszarpnął się z jej pomocnego ramienia i byłby upadł, gdyby nie stali blisko ściany. - Nie mogę cię zostawić w takim stanie – powiedziała i wyszli na zewnątrz. – I zdejmij te ciemne okulary, bo nic przez nie nie widzisz. cdn.......