nie czytalam wszystkiego, ale ja tez przezywam rozstanie, jednak tym razem w inny sposob, juz chyba nie mam sily cierpiec poprostu i juz sie kieruje doswiadczeniem ;) wolalabym nie ale jednak. Kiedys facet mnie zdradzil, wczesniej oczywiscie jakis czas oklamywal no i w koncu zostawil informujac mnie o swojej decyzji. Widzialam jak prowadza sie z nowa dziewczyną, duzo bardziej pasujaca z charakteru, sposobu bycia i nawet wygladu niz ja. Strasznie cierpialam, wylewalam lzy, chodzilam do tylu, bralam psychotropy, pomoglo po kilku miesiacach. Potem minelo nastepne kilka miesiecy i oni super zakochani i oswojeni z rodzinami rozstali się. Przez caly ten czas moj eks chcial utrzymywac ontakt, ale w ym bolu nie wyobrazalam sobie tego i powiedzialam mu mnostwo przykrych rzeczy. Na dzien dzisiejszy moglabym z nim rozmawiac jak z przyjacielem, kolega, z kims dla mnie bliskim kiedys, bo moje emocje opadly i kto wie, do czego te rozmowy by doprowadzily, moze na nowo chcielibysmy sprobowac byc razem, kto wie. Dlatego teraz zrobilam krotkie ciecie, staram sie nie myslec co robi, co bedzie robil i przede wszystkim czekam na rozwoj wypadkow na tyle spokojnie na ile potrafie, zyje jakas nadzieją, albo na powrot jego, albo na kogos kto jest mi naprawde przeznaczony, albo chociaz na uspokojenie emocji. Ja to chyba w sobie juz wypracowalam i nie drecze go pytaniami. Jesli mnie nie chce, to co warty jest taki zwiazek utrzymany na sile?. Oczywiscie moge sie mylic, bo tez mam watpliwosci czy dobrze robie milczac, ale tak mi zycie pokazalo, ze jest to chyba najrozsadniejszy sposob.