Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

agulina80

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Dla mnie podobnie jak dla was jest to działanie dla wspólnego dobra, tyle że w moim przypadku przybrało to patologiczną postać. I tutaj odwołam się bezpośrednio do słów Ewy, że w moim przypadku całe MY wzięłam na swoje barki. I co najgorsze myslałam, że robie dobrze. Sądziłam, że w pewnym momencie ten człowiek odpowie mi zaangażowaniem na zaangażowanie. Dlatego uczepiłam sie tej jego deklaracji, że zamieszkamy razem. Myslałam, że wtedy juz nie bedzie problemu, bo bedziemy ze soba na codzień i jakos sie dotrzemy. Nie raz poruszalismy ten temat, jak bedziemy układać sobie razem życie. Krzysztof mówił że jak zdam licencjat to on postara się jako że ma znajomości w gminie o to żebym tam się zaczepiła w pracy....Powiedział, źe chciałby żebym kontynuowała studia mgr na UMCS...Szczezrze wierzyłam, że tego chce. Ewa błagam Cię daj mi jakiegos maila do siebie albo jakiś inny kontakt. Jeśli znalazłabys chwilke dla mnie na osobności to byłabym Ci wdzięczna. Obiecuję że nie będe za bardzo marudzić....;)
  2. \"Owszem, wielokrotnie broniłas sie przed taka pozycją... dbałas o swoją niezależność... Nie mniej jednak to dbanie wynikało z niesamodzielności M. Nie było MY... tylko było TY cos z tym zrób lub JA coś z tym zrobię. Związek to działanie dla wspólnego dobra... tym bardziej miłość to działanie dla wspólnego dobra. Lecz w Twoim przypadku działanie dla wspólnego dobra spoczywa na Twoich barkach. Nie ma MY. Jest tylko MY w Twojej kompulsywnej potrzebie zrobienia coś z człowiekiem, który MY nie rozumie. Nie rozumie, bo brak mu bardzo wiele rzeczy. Jest przyzwyczajony do tego, że inni będą go rozumieć, ma to w sobie zakodowane. Będą brac za niego odpowiedzialność. On będzie prowokował, zeby robili to za co on nie ma ochoty sie wziąść na swoje barki lub po prostu nie potrafi... (np. mama mu powiedziała, zeby nie jechał za granice , bo sobie nie poradzi - zna go i wie na ile moze sobie pozwolić)\" Trafiły do mnie szczególnie te słowa Ewo z raju. Myśle ,że masz rację.Zaczyna do mnie docierać świadmomość, że M.po prostu nie jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za MY. Pewnie gdybym nawet wróciła do niego, to nadal słysząłabym arguemnty przemawiające przeciw. Ja myślę, że tu nie chodzi o to że on nie chcę ale nie umie takiej odpowiedzialności podjąć. Tak czuję. Myśle że czeka mnie z nim jeszcze poważna rozmowa. Chciałabym być na tyle silna,żeby móc jasno, jednoznacznie wypowiedzieć NIE na jakiego warunki. I tego mi życzcie. Ewo z raju ja juz wiem co jest moim zonkiem...to są wzajemne relacje moich rodziców i problem alkoholowy w rodzinie. Macie racje powinnam popracować nad sobą , a w szczególności nad akceptacją siebie i przewartościować pewne sprawy. Macie racje w takim związku nie da się żyć. Ja mam dość juz od bardzo dawna, ale zawsze usprawiedliwiałam M.
  3. no to co mam zrobić żeby się uzdrowic z tej chorej miłości?
  4. Nie o to chodzi....to że tutaj sie wypowiadam w pewnym sensie mi pomaga. Pomaga mi wasza obiektywna ocena. Ja tez chciałam naświetlic całą sprawę, abyście miały ogląd na wszystkie jej aspekty.Starałam się byc w przedstawieniu faktów obiektywna.Nie wiem czy mi się udało... ale do rzeczy Istnieja we mnie na chwile obecna dwie skrajne emocje jedną z nich jest tęskonta , drugą rezygnacja. nic dodac nic ująć....jestem współuzależniona....
  5. to chyba ci troche wyjaśni sprawę ... mam nadzieję...
  6. Jeździłam do niego dlatego że jego ojciec chorował na raka i nie mógł go zostawic w potrzebie. ty byś pewnie nie jeździła co?
  7. Ja go do niczego nie chce zmuszać... na tyle go znam,że wiem, że może być to kolejna próba wywarcia na mnie nacisku. Zrozum on mi nie mówi że on nie chce ze mna zamieszkac on mi wpiera że to ja jestem wszystkiemu winna ,bo jestem złosliwa upierdliwa itp założe się że za kilka dni sie odezwie i bedzie udawał ze nic sie nie stało
  8. Naprawdę trudno jest mi ocenić z boku, czy ten człowiek mnie kocha czy nie. Wiem na pewno że stosowała wobec mnie techniki manipulacyjne. Tak jak pisałam wcześniej on sie podobnie zachowuje wobec swoich bliskich, wobec swojej mamy, taty....itd. Pamietam że był taki moment,że zwyzywal mnie od najgorszych śmieci , napisał do mnie na tlenie że jestm świruską i że powinnam sie pierdolnąć młotkiem w mózg. Nie umiałam w tamtym momencie powstrzymać łez, a on sie coraz bardzij nakręcał. Napisał do mnie na koniec zdanie " To sa moje ostatnie słowa napisane do ciebie" i się wyłączył. Nie umiałam sobie poradzic ze świadomościa jak mnie potraktował. Ale nie odzywałam się, byłam dumna i cierpiąca. Pamietam że jedyne na co mnie było stać , to ogladanie teledysków Evanescence nic wiecej przez tew dni nie robiłam. Wysłąłam mu prezenty które od niego dostałam, nawet serce które ofiarował mi dwa lata temu i które bez przerwy nosiłam na znak,że godzę sie z tym, że to koniec. To go ruszyło. Po kilku dniach nawiązał ze mną rozmowę. I jak widziałam w kamerce internetowej płakał niemalże. Zapytałam dlaczego płaczesz? on mi odpowiedział " dlatego że jestem złym człowiekiem, bo ranie osoby które najbardziej kocham" no i zmiękłam .
  9. ale juz mi nie wystarcza sił . jestem wyczerpana. czuje sie tak jakby ktos wyssał ze mnie energię. Mam dość.:(
  10. A być może będzie znowu tak że po dwóch tygodniach zadzwoni do mnie jak gdyby nigdy nic sie nie stało, do tego tez jest zdolny.
  11. były oczywiście i dobre chwile, ja tylko teraz chyba przechodze faze złości chcce sobie chyba teraz tego człowieka sam obrzydzić. Nie chce i boję sie łudzić, że bedzie lepiej. Bo się nie zapowiada. Ja odbieram takie osobiste wrażenie że on sie przestraszył odpowiedzialności. Sama nie wiem. sprawił mi ostatnio przykrość. powiedział w złości ,że juz od dłuższego czasu on nie widzi sensu. Tylko skoro on nie widział sensu od jakiegos juz czasu, to po co mnie nastawiał na małżeństwo i na wspólne zamieszkanie.....
  12. Na początku było cudownie, jak w wielu przytoczonych tutaj wypowiedziach. Poznalismy się przez czaty tlenowe i od chwili kiedy wpisalismy siebie bezpośrednio na komunikatory pisalismy ze sobą codziennie po kilka , kilkanaście godzin. Po dwóch ,trzech miesiacach Krzysztof musiał wyleciec do Niemiec na miesiąc, ale obiecał ,że postara się o stały dostep do internetu, i tak zrobił , po dwóch tygodniach nawet zalogował się na polskim czacie. Mailami zawiadamiał mnie o której godzinie bedzie dostępny i ja pojawiałam się. Przyleciał z Niemiec i powiedział że chce do mnie przyjechać, właściwie to miały być ugotowane diwe pieczenie na jednym samym ogniu, jako że we Wrocławiu odbywały sie warsztaty filmowe. Ja zapewniłam go, że ma juz zapewniony nocleg;). Przyjechał i na poczatku czulismy skrepowanie, chociaz juz klikalismy przez kilka ładnych miesięcy, ale po kilku dniach zaczęły piszczać lody. Krzysztof zaprosił mnie na wesele swojego kolegi i tak sie to dalej potoczyło...Staralismy sie spotykac jak najczęściej. I tak to trwało z mniejszymi,wiekszymi awanturami. Ale od pewnego czasu, od czasu kiedy pokazałam mojemu panu że potrafi we mnie wygenerowac potężną huśtawkę emocjonalną zaczął mnie inaczej traktować. Nie był juz taki czuły i kochający. Bywało że nie odzywał się do mnie przez kilka dni, nie odbierał telefonu , by potem usparwiedliwiac się że nie odbierał ,bo miał doła:|. Nie raz go wspierałam, bycie z nim w chwilach kiedy miał poważen jryzysy emocjonalne było dla mnie ważniejsze nawet od obowiązków dnia codziennego. W pewnym momencie nawet uświadimiłam sobie że zaniedbuje siebie i swoje sprawy. Czesto było tak,że on mowił wiesz co nie moge przyjechać bo cos tam. Wtedy ja pakowałam walizkę i jechałam do niego. Jechałam pomimo tego że autobus miałam o 23.30 jechałam cała noc. Nie zważałam że w niedzielę będę wracać równiez w nocy i dojade około godz. 4.00 i zostana i dwie godziny snu ,bo trzeba iśc do pracy. A teraz zapytaj sama siebie consekfencjo czy ja to robiłam dla karmienia własnych potworów emocjonalnych? nie wydaje mi się
×